44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mia, wyszła z domku nad jeziorem i już po chwili stała przed drzwiami do loftu jej kuzyna, gdzie spędziła wiele nawet przyjemnych chwil. Zwinnym ruchem je otworzyła i weszła do środka. Zaczęła się bacznie rozglądać, a jedyne co tam zastała to kolejną kopertę i pomarańczową różę.

- Naprawdę Eljiah? - podeszła do stolika. - Pomarańczowa róża oznaka entuzjazmu, fascynacji i pożądania? - zaśmiała do cicho, jednak mimo tego na jej ustach widniał uśmiech, a sama w środku była podekscytowana. - Mam nadzieję, że mnie nie zgwałcisz w krzakach. - otworzyła kopertę, z której wyjęła list.

Mam nadzieję, że nie uderzyłaś się w drzwi ;)
Zabierz różę ze sobą i udaj się do miejsca, gdzie zmieniłaś się po raz pierwszy w kojota ♡.

Eljiah M.

- Ależ romantycznie. - wywróciła oczami i wzięła kwiat za miejsce, gdzie nie było kolców.



~*~*~*~



- Kto tu postawił to drzewo! - wrzasnęła kojotołaczyca, podnosząc się z ziemi po jej upadku, którym sprawcą było wielkie drzew. Blondynka otrzepała się z ziemi i kurzu po czym wstała. Następnie podeszła do koperty i niebieskiej róży, która była oznaką wierności. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy otworzyła kopertę i ponownie wyjęła list.

Nie zawsze w naszym związku była wierność, mam tego świadomość ale musisz wiedzieć, że staram się być jak najlepszym chłopakiem, przyjacielem i słuchaczem ♡.

Eljiah M.

Automatycznie na twarzy medium wparował jeszcze szerszy uśmiech niż przedtem. Nie miała zielonego pojęcia co wymyślił jej ukochany i jakie będzie miało to skutki, jednak podobało jej się to.

- Ta noc zapowiada się ciekawie. - nagle otworzyła szeroko oczy, zdając sobie sprawę, że jej chłopak nie napisał kolejnej lokalizacji. - Nie wierze w ciebie Mikaelson. - dla pewności obróciła kartkę.

Udaj się do szpitala :*

- Jesteś niemożliwy. - wzięła błękitną różę i ruszyła w drogę. 

Udała się tam na piechotę, chodź szpital był z dobre sześć kilometrów od miejsca położenia ale blondynka była kojotołakiem i niezbyt jej to przeszkadzało. Kiedy tylko znalazła się pod szpitalem, jak najszybciej do niego weszła i wręcz skacząc podeszła do mamy swojego przyjaciela.

- Cześć! - Mia posłała ciepły uśmiech w stronę Melissy McCall.

- Witaj Mia! Jak ja Ciebie dawno nie widziałam. - odwzajemniła uśmiech. - Zapewne jesteś po to. - podała jej kopertę i fioletową różę.

- Dziękuję. Muszę przyznać, że podejrzewam, że dziś się nachodzę. - obie się zaśmiały. - Muszę już iść. Miłego wieczoru! - ostatni raz na nią spojrzała i wyszła z budynku.

Muszę przyznać bez bicia, że gdy pierwszy raz cię zobaczyłem oczarowałaś mnie swoim charakterem, a z czasem się w tobie zakochałem.
Następny stop pod kliniką weterynaryjną ♡.

Eljiah M.

Dziewczyna westchnęła i już po chwili stała pod budynkiem. Zaczęła jej się podobać ta zabawa, o ile można było to tym nazwać. Musiała przyznać, że Eljiah był pomysłowy i z każdym następnym listem, zaczęła się coraz bardziej obawiać co mógł wymyśleć. Weszła tylnymi drzwiami i zauważyła na stole operacyjnym różową różę, która oznaczała wdzięczność, podziw oraz uznanie. Wzięła do ręki list i zaczęła czytać.

Pewnie jesteś na mnie zła za następne miejsce ale twoja siostra, mówiła, że możesz się wkurzyć, więc postanowiłem, że trochę cię pomęczę :*
Zapraszam nad jezioro. Po drugiej stronie jeziora, przy którym stoi dom twojej przyjaciółki Lydii.

Twój przyszły szwagier ^^)

Kojotołaczyca parsknęła głośnym śmiechem. Miała pewne wątpliwości co do tego czy aby na pewno, Eljiah robi to sam. Po chwili przypomniała sobie następną lokalizację.

- Zabije was. - mruknęła pod nosem. - Porostu zabije! - wzięła czwartego kwiatka i ruszyła powolnym krokiem w stronę taksówki. 

Pierwotna zdecydowała się na taxi, ponieważ była trochę zmęczona po ciągłym bieganiu tu i tam. W tej chwili jeszcze nie widziała, że najgorsze przed nią. Hale, wysiadła z pojazdu kilka minut później. Zapłaciła i doszła do małego mostku. Spojrzała w stronę domku Martin, w którym impreza nadal trwała i nie wyglądało, jakby miała się skończyć w najbliższym czasie.

- Wreszcie! - odwróciła i zobaczyła Klausa. - Ile można iść?

- Poprawka ja jechałam taxi. - uśmiechnęła się chytrze. - Co to za zabawa?

- Można powiedzieć, że powinnaś się cieszyć. - oparł się o pień drzewa. - Musisz wiedzieć, że prawdopodobnie dzisiejszy dzień zmieni twoje życie, ale to wszystko zależy od twojego "tak" lub "nie". A teraz trzymaj to. Więcej nie będę trzymać róż. Jak ty możesz ich tyle trzymać i jeszcze się nie skaleczyłaś?! - mężczyzna podał jej następną kopertę oraz różę w kolorze bieli. Uczucie idealne, pokora, niewinność. - Ja znikam. - oznajmił i zanim zdarzyła mrugnąć go już nie było. Westchnęła i otworzyła po raz kolejny tego dnia kopertę i wyjdą list.

Przyjdź do punktu widokowego ♡.

Eljiah M.

- Mam dość! - rzuciła i po chwili stała oparta o jedno z drzew i zaczęła szukać wzrokiem, jakiejś wskazówki.

- Szukasz mnie? - odwróciła się w stronę mężczyzny i zaczęła ilustrować go wzrokiem.

- Czasami zaczynam się zastanawiać czy twoje chodzenie w garniturku nie jest objawem psychozy. Jak ty wytrzymujesz w nim przy wysokich temperaturach, przecież to Kalifornia! - obecnego wieczoru było bardzo ciepło, więc postanowiła się go wreszcie o to zapytać.

- Po prostu wytrzymuje. - wzruszył ramionami. - Chce cię gdzieś zabrać.

- Gdzie?

- Niespodzianka. - podszedł do niej trochę bliżej i zasłonił oczy chustą.

- Mam nadzieję, że się nie wywalę. - skomentowała. 

Mężczyzna złapał za jej rękę i zaczął prowadzić do samochodu. Pomógł jej wsiąść i zamknął za nią drzwi, by zaraz po tym, zająć miejsce kierowcy i zacząć jechać w danym kierunku, który tylko on znał. Dobre pół godziny później, dziewczyna zaczęła się nudzić.

- Kiedy dojedziemy? - zapytała w końcu. - Meczy mnie ciągłą ciemność przed oczami.

- Będziemy za pięć minut. - oznajmił.

- To porwanie? - zaśmiała się nerwowo.

- Skądże. - zaprzeczył. Wjechał w leśną drogę.

- Dlaczego czuje las? Dlaczego mam wrażenie, że chcesz się mnie pozbyć? Chcesz mnie zabić, zgwałcić? Czy ty się uśmiechasz? Mam się bać?

- Możesz tyle nie gadać? Znasz mnie chyba na tyle, że chyba wiesz, że jakbym chciał cię zabić to nawet bym nie mógł. - spojrzał na blondynkę kątem oka. - Czy ty możesz się zamknąć?

- Z naukowego punktu widzenia, mnie się da zamknąć tylko w jeden sposób.

- Czy ty musisz tyle gadać?

- Owszem. Pamiętaj ja zawsze góra. - uśmiechnęła się. - To kiedy dojedziemy?

- Mam skręcić ci kark?

- Nie! To boli. - rzuciła i opadła na fotel. Po chwili samochód zatrzymał się.

- Zanim zapytasz... tak dojechaliśmy - wyszedł z samochodu i otworzył drzwi ze strony pasażera. Wziął dziewczynę na ręce i zaczął iść w głąb lasu.

- Gdzie dreptasz? - zapytała po chwili.

- Niespodzianka, jak już mówiłem. - kojotołaczyca jedynie wywróciła oczami, czego mężczyzna nie mógł zobaczyć, po czym się w niego wtuliła. Gdy tylko dotarli na miejsce, Eljiah, postanowił swoją dziewczynę na ziemi.

- Odwiąże chustę, ale musisz zamknąć oczy. - rzekł. Podszedł do niej od tyłu i rozwiązał materiał, a następnie zabrał. Mia, cały czas miała zamknięte oczy. Choć miała wielką ochotę je otworzyć to nie chciała sobie psuć niespodzianki.

- Mogę już? - zapytała po chwili, gdy szli jedną ze ścieżek leśnych.

- Jeszcze nie. - brunet, ani na chwilę nie puścił jej ręki. Nie chciał aby się przewróciła, co w jej przypadku byłby potwierdzone. Już po chwili oboje doszli do plaży oddalonej z dobre pół godziny od rodzinnego miasta w którym urodziła się dziewczyna.

- Czy ja słyszę wodę? - zaniepokoiła się.

- Owszem jest tu woda. - blondynka bardziej ścisnęła jego rękę. - Nie ma czego się obawiać. Nie wrzucę cię do wody. - Hale odepchnęła z wielką ulgą.

Medium prawie od zawsze bała się wody. Nie była to jakaś fobia, ale problem w tym, że nie umiała pływać. Kiedyś jej ojciec próbował ją nauczyć ale nie udawało mu się. Zawsze musiała się podtapiać. Cóż taki urok.

- Teraz możesz otworzyć oczy. - pierwotna otworzyła oczy i pierwszy co zauważyła to, morze. Może i było grubo po drugiej w nocy, lub nawet trzeciej ale ona je widziała, przez księżyc który był dzisiaj w pełni. Następnie jej wzrok powędrował na dom, który stał niedaleko. - I co podoba ci się? - zapytał obejmując ją ramieniem.

- Chodzi o morze czy dom?

- Oto i oto. Ten dom jest dla ciebie, znaczy dla nas - złapał się za kark.

- Jesteś uroczy, jak się denerwujesz - skomentowała i musnęła jego policzek.

Rozczulił ją fakt, że mężczyzna zaczął myśleć o ich przyszłości, ponieważ to zapewne się nie zmieni. Łączy ich więź, której już nie da się złamać. Obojgu ona się podobała. Może i różnili się charakternie ale przeciwieństwa przecież się przyciągają prawda?

- Jest piękny! - rzekła po chwili. - Naprawdę piękny. - dodała trochę ciszej. - Dziękuję, za wszystko. - przytuliła Mikaelsona.

- To jeszcze nie koniec na dzisiaj. - Mia rzuciła brunetowi pytające spojrzenie. - Choć. - wziął ją za rękę i zaczął prowadzić w stronę domu.

Po chwili oboje stali na wielkiej werandzie, na której jednej ze ścian rosła sobie spokojnie akebia pięciolistkowa. Hale, usiadła na ławce obok drzwi, czekając aż jej chłopak wreszcie znajdzie klucze do posiadłości.

- Jestem pewien, że gdzieś je tu miałem. - mruknął, szukając ich po kieszeniach swojej marynarki.

- Sprawdziłeś kieszenie swoich spodni? - zapytała blondynka. Pierwotny spojrzał na nią i zamrugał kilka razy, przypominając sobie, że rzeczywiście takie ma. - Jesteś zdenerwowany. - stanęła za nim. - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - objęła go od tyłu, po czym się w niego wtuliła.

- Wiem - rzucił i otworzył drzwi, po czym się podsunął, przepuszczając ją.

Dom na zewnątrz wydawał się mniejszy niż w środku. Zaraz po prawej była kuchnia, w której dominował kolor czarny oraz biały (nie będę opisywać gdzie i jak stoją meble, zostawiam to dla waszej wyobraźni). Naprzeciwko wejścia do kuchni były drzwi do łazienki. Idąc wzdłuż korytarza, po lewej znajdowały się schody na pierwsze piętro. Reszta parteru, zajmowała jadalnia oraz salon.

- Myślałam, że będzie mniejszy w środku. - skomentowała, gdy obok niej pojawił się Eljiah.

Mężczyzna zaprowadził ją do ogród, który tak samo jak cały dom ją zdziwił. Ogród był piękny, Mia ujrzała tam wiele roślin, o których nigdy nie widziała, ani nie słyszała. Para doszła do altanki, która stała na samym końcu całej parceli. Altanka, była biała z porozwieszanymi na sobie lampkami, które dodawały jej uroku. W środku stały dwa krzesła oraz stół, na którym były przyszykowane potrawy. Eljiah pociągnął blondynkę za rękę i weszli na drewnianą budowlę. Pierwotny odsunął krzesło.

- Dzięki. - uśmiechnęła się Mia i usiadła na krześle. Eljiah po chwili również zajął swoje miejsce. - Skąd wiedziałeś, że lubię maliny? - zapytała zauważając małe różowe owoce.

- Pewnie się domyślasz, że sam tego wszystkiego nie urządziłem, no może po za domem.

- Zgaduję, że moja kochana siostra również brała w tym udział...

- Owszem - zgodził się z nią.

Zjedli kolację w przyjemnej atmosferze, choć Mia, cały czas od mężczyzny czuła wielki stres. Pytała go czy coś się stało ale on jedynie odpowiadał jedyne "nic się nie stało. Nie musisz się martwić" co jeszcze bardziej, dawało jej do wiadomości, że coś jest nie tak. Nagle mężczyzna wstał i stanął obok krzesła, na którym obecnie siedziała dziewczyna.

- Mio Hale. - blondynka, poczuła od niego nagły wzrost zestresowania. Mężczyzna przykucnął obok niej, a ona kilka razy zamrugała oczyma. - Znamy się już dobry rok, z przerwami ale przez ten nie pełny rok, ja zdarzyłem poznać twoje wady oraz zalety, w których się zakochałem. Kocham twój uśmiech, twoje wywracanie oczami czy nawet twoje mordercze spojrzenie. Kiedy rok temu weszłaś do loftu swojego kuzyna, myślałem, że jesteś zwykła rozpieszczoną i do tego nieodpowiedzialną nastolatką. Z czasem zacząłem przyzwyczajać się do wszystkiego z tobą związane. Pokochałam cię. Chciałbym - przełknął głośno ślinę. - chciałbym zapytać czy... wyjdziesz za mnie? - rzekł po chwili. Mikaelson wyjął z kieszeni czerwone pudełko, które otworzył, tym samym ukazując cały stres mężczyzny. Blondynkę zamurowało.

Faktycznie, widziała, że coś takiego kiedyś się stanie. Ale nie miała pojęcia, że dzisiaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro