Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                            *miesiąc później*

Ume nucąc cicho pod nosem, wycierała dokładnie umytą wcześniej szklankę. Przyglądała się jej z uwagą, nie chcąc pozostawić żadnej smugi. To było takie uspokajające, gdy patrzyła jak mokre krople wsiąkają w materiał.

Czasem pewna myśl przemykała przez jej głowę. Że przez swoją uporczywość w dążeniu do celu, sama czuję się jak te spokojne krople, a niektórzy ludzie niczym bawełniana szmatka wchłaniają wszystko i pozostawiają w jej sercu jedynie pustkę pełną smug.

Podniosła wzrok na klientów, ze spokojem obserwując otoczenie. Nie była zła, może lekko przybita. Tak bardzo zapragnęła dołączyć do drużyny, znaleźć wartościowych przyjaciół i rozwijać się w kierunku siatkówki.

Na chwilę obecną żadna z tych opcji nie wypaliła. W końcu kilka rozmów z dziewczynami i drużyna męską Fukurodani nie sprawiło, że nagle znalazła oddanych przyjaciół na całe życie.

— Cóż za utrapienie. — Mruknęła pod nosem i uniosła dłoń, zakładając za ucho jedno niesforne pasmo włosów. — Gdyby to wszystko mogło być prostsze...

Zaczęła wykładać do przeszklonej bonety świeże kawałki ciasta. Przyjemny zapach wypieków powodował niemiły skręt w jej brzuchu, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Wiedziała, że już niedługo wróci do domu i będzie miała szansę na choćby chwilę odpoczynku.

Dzwonek rozbrzmiał, informując nastolatkę o nowym kliencie. Zerknęła przez ramię na Libero z drużyny Fukurodani.

— Siemka, Ume! — Zawołał energicznie, unosząc rozłożoną dłoń. — Czyli to prawda, że tu pracujesz.

— Arara, a kto ci powiedział? — Spytała z uśmiechem, podchodząc bliżej lady.

— No jak to, kto? Oczywiście, że nasz zwariowany Kapitan. Nie mógł przestać zachwycać się kawą od ciebie.

— Oh, a więc to z jego powodu tutaj jesteś? — Podniosła w dłoni biały długopis.

— I tak i nie. — Zastanowił się, pocierając swoją brodę palcami. — Tak, bo mi powiedział o tym miejscu, ale nie kazał mi tu przyjść. — Uniósł palec wskazujący.

— Rozumiem, rozumiem. — Uśmiechnęła się do niego miło i włączyła wyświetlacz przy kasie. — W takim razie co będzie?

— Jedną kawę orzechową i trzy ciasteczkowe poproszę. — Odwzajemnił uśmiech, gdziecznie czekając, aż młodsza dziewczyna wbije jego zamówienie na tablet.

— A więc Akaashi-San również z wami jest. — Widząc jego zdziwienie, postanowiła wyjaśnić. — Niewielu klientów lubuje się w naszej kawie orzechowej, ale jakimś cudem wciąż utrzymuje się na pozycji w menu.

— Woah, rozumiem! To niesamowite, że poznałaś Akaashiego po kawie, którą zamówiłem! — Uderzył pięścią w rozłożoną dłoń. — Masz dobrą pamięć!

— Czasami aż za dobrą, Haruki-San. Dziękuję. — Delikatnie skinęła głową. — Dobrze, czyli jedną orzechową i trzy ciasteczkowe. — Powtórzyła dla pewności jego zamówienie, a gdy zerknęła na siatkarza, miał już przy uchu telefon.

— Poproszę jeszcze to. — Wskazał na przysmak w kształcie ryby. — Tak, Bokuto, wziąłem. Coś jeszcze? Okej. To narazie, będę niedługo.

Czarnowłosa dobiła do rachunku słodkość i poprosiła o uregulowanie płatności, po czym zabrała się do przygotowywania zamówienia.

Haruki zajął miejsce na wysokim krzesełku przy ladzie i oparł brodę na dłoni, patrząc na krzątającą się nastolatkę.

— Słyszałem, że wpadasz na halę po jutrzejszym treningu? — Zagadnął, a w odpowiedzi otrzymał pytające spojrzenie. — Bokuto tak powiedział.

— Chyba jeszcze tego nie przedyskutowaliśmy. — Podstawiła kubek pod ekspres. — Ale jeśli tylko nadarzy się okazja, to z przyjemnością znowu zagram.

— To świetnie, ładnie się zgrałyście z Miwą i Nozomi.

— To bardzo uzdolnione dziewczyny. — Odparła z przejęciem wyczuwalnym w głosie. — Jeszcze za czasów gimnazjum widywałam Nozomi na meczach, ale jakoś nigdy nie dane nam było się zmierzyć. Szkoda. — Westchnęła pod nosem z uśmiechem. — To mógłby być naprawdę ekscytujący mecz.

Postawiła przed ciemnowłosym pierwszą kawę.

— Uważasz, że uda ci się w trzy lata zrzeszyć całą drużynę?

Zatrzymała dłoń z kubkiem, spuszczając wzrok na moment.

— Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. — Przyznała, robiąc dziubek z ust. — Być znowu w drużynie to moje marzenie. Liceum otworzyło przede mną nowy rozdział i szansę na poprawienie swoich zdolności, nie chcę tego zaprzepaścić.

— Hm? Na ostatnim treningu wydawałaś się być bardziej pewna swoich planów.

— Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. — Spojrzała na niego przez ramię. — Ale wiem jedno, chcę grać. Tylko siatkówka się dla mnie liczy, daję mi mój upragniony raj w tym świecie. — Zadarła głowę, patrząc w czekoladowy sufit. — Nie zrezygnuję ze swojego raju, gdy mam go na wyciągnięcie ręki.

Komi uśmiechnął się delikatnie, obserwując jej spokojny wyraz twarzy. Gdy zaczynała mówić o siatkówce, wydawała się nadwyraz szczęśliwa. Jej oczy były wtedy takie spokojne i czyste.

Czuł, że to co mówiła, szło prosto z serca i nie mógł przed sobą ukryć, że delikatnie go to wzruszyło. Przypominała mu trochę w tym wszystkim Kapitana. Również całe swoje serce oddał grze i kiedy tylko stawał na boisku, lśnił niczym najjaśniejsza gwiazda.

Miał nadzieję, że i ona wkrótce rozbłyśnie, gdy dostanie swoją upragnioną szansę.

— Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Widzę, że to dla ciebie naprawdę ważne.

— Nie musisz, nie obawiam się mówić tego, co czuję. — Delikatnie pomachała na niego dłonią z uśmiechem. — To ja powinnam ci podziękować, że tak uważnie mnie wysłuchujesz.

— Cóż, kiedy ktoś mówi o swojej pasji, nie sposób oderwać wzroku. To takie magiczne~! — Zawołał zadowolony i wkrótce Ume postawiła przed nim całe zamówienie. — Dzięki, Ume! Chłopcy będą szczęśliwi z tych pyszności!

— Wpadaj do nas częściej! — Pomachała mu na pożegnanie i musiała przyznać, że naprawdę miło się jej z nim rozmawiało.

Wydawał się takim ciepłym człowiekiem.

~

— Woah, dzięki! — Bokuto przyjął od kolegi kubek kawy i uniósł go nad głowę. — Pyszna kawusia od Ume! — Zawołał, przeskakując żwawo na nogach.

— Zaraz ją upuścisz, Bokuto-San. Trochę spokojniej. — Akaashi westchnął i zwrócił uwagę na Komiego. — Dziękuję. — Odparł z wdzięcznością, gdy chłopak podał mu jego zamówienie.

— Konoha! — Zawołał Libero głośno. — Chodź do nas, dla ciebie też wziąłem! Posprzątamy później!

— Tak, tak, już lecę!

— Więc? — Komi zerknął z rozbawieniem na Bokuto. Postanowił delikatnie się z nim podrażnić. — Nie zaprosiłeś jeszcze Ume na trening? Wydawała się zdziwiona, kiedy jej o tym powiedziałem.

Kapitan zastygł w bezruchu z kubkiem przy swoich ustach, gdy miał się już napić. Zerknął na niższego chłopaka i uśmiechnął się niewinnie.

— Wiesz...Nie miałem okazji z nią ostatnio porozmawiać, jest bardzo zajęta. — Potarł kark dłonią, prostując się. — Obiecałem jej rewanż, więc i tak prędzej czy później by przyszła! — Stanął nagle dumnie i wypiął pierś. — W końcu nie odpuści swojemu jedynemu Idolowi!

— Jakiemu jedynemu? Akaashi-San jest dla niej większym idolem, bo grają na tej samej pozycji. — Konoha wskazał na Keijiego, a młodszy chłopak już wiedział, że będą z tego problemy.

Konoha i Komi uwielbiali robić sobie z Bokuto jaja i nie odpuszczali nawet najmniejszej ku temu okazji. Często kończyło się to oczywiście wielkim fochem Kōtarō na wszystko i wszystkich, ale to ich nie zrażało. Uwielbiali się z nim droczyć.

— Co? Ale...Jak to? — Spytał, nagle przygaszony. — Myślałem, ze mnie podziwia. — Kucnął i po chwili usiadł na parkiecie, stawiając na nim kubek kawy.

— Ah...Co wyście znowu narobili. — Akaashi złapał się za nasadę nosa. — Nie wiem, jak to teraz odkręcicie, ale nie dbam o to. Jutro na treningu ma być znowu sobą. — Spojrzał na kolegów groźnie.

— Spoko, Akaashi! Nie przejmuj się! — Libero kucnął obok Kapitana, klepiąc go po ramieniu. — Przecież to, że Ume bardziej podziwia Akaashiego nie znaczy, że przestanie zwracać na ciebie uwagę, nie?

— Z-Zwariuje. — Szepnął do siebie Keiji, śmiertelnie poważnie załamany ich słowami.

Wiedział, że choćby zrobili całe litanie o tym, jak ich Kapitan jest niesamowity, to wystarczy jedno, jedyne słowo wyrwane z kontekstu, by atakujący jeszcze bardziej pogrążył się w depresji.

— Ume? — Spytał cicho i zerknął w bok. — Podziwia bardziej Akaashiego?

Rozgrywający przymknął powieki, zasłaniając sobie połowę twarzy dłonią. Przez głupie wybryki tej dwójki sytuacja robiła się nieco niebezpieczna. Szczególnie, że jeśli chodziło o ich małą fankę, to Kōtarō osobiście dbał, by całą swoją uwagę kierowała właśnie na niego.

— Akaashi! — Zawołał płaczliwie i niemalże doczołgał się do młodszego kolegi. — Jak mogłeś wbić nóż w plecy swojego własnego Kapitana?! — Schował twarz w dłoniach, rozpaczając. — Dlaczego Ume podziwia bardziej ciebie?!

Na hali zawitały dwie pierwszoroczne dziewczyny, a zaraz za nimi menadżerki drużyny. Nowo przybyłe stanęły w pół kroku, gdy zobaczyły rozgrywającą się przed nimi scenę.

— Proszę, proszę, znowu emomode? — Westchnęła Yukie, zerkając na drugą menadżerkę. — Co z tym zrobimy, Kaori?

— Hmm, ja wiem? Chyba trzebaby go pochwalić, jak zawsze. — Uśmiechnęła się miło i obydwie ruszyły w stronę chłopców. — Hej, Asie!

— Hej... — Odparł cicho, zerkając co jakiś czas na menadżerki.

— A cóż to były za wspaniałe ataki wcześniej, co?! — Yukie uniosła dwa wskazujące palce, kiwając nimi na boki. — To niemożliwe, żeby być tak niesamowitym~

Kōtarō przyjrzał jej się przez dłuższą chwilę, przez co już myślały, że im się udało. Finalnie chłopak wstał i gdy już wszyscy mieli się cieszyć, on odszedł w kierunku skrzyni i usiadł za nią, chowając się przed spojrzeniami przyjaciół. Wydął dolną wargę i położył swoje ciepłe czoło na kolanie.

— Pewnie Akaashiego, w końcu jest ode mnie lepszy. — Usłyszeli przytłumiony głos zza skrzyni.

— Ah, cholera...Jest niedobrze. — Szepnęła w bok do Keijiego. — Bardzo niedobrze.

— Przysięgam, kiedyś naprawdę nie wytrzymam. — Westchnął i wpatrywał się dłuższą chwilę w swojego przyjaciela.

Potem jego wzrok powędrował w kierunku drzwi kantorka. Obok nich stał duży kosz z piłkami.

— Hm, znowu ją zostawiła? — W oczy rzuciła mu się szara bluza, a w jego głowie zawitała pewna myśl.

Ume zamknęła za sobą drzwi kawiarni i spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Cieszyła się, że mogła tego dnia dużo wcześniej wyjść z pracy.

Wesołym krokiem skierowała się w stronę szkoły, pisząc do koleżanek parę wiadomości. Nie musiały o nic pytać, wystarczy, że pokazały jej gdzie są.

Hala działała na nią niczym magnes. Włożyła do uszu słuchawki i rozpoczęła przyjemny spacer.

— Spójrz, Bokuto-San. — Czarnowłosy mocniej ścisnął w palcach materiał bluzy i uniósł go przed sobą. — To bluza Ume.

— I co z tego? — Odburknął mu zły.

— Pamiętasz, kiedy się podpisywaliśmy? — Przeszedł parę kroków i kucnął przed nim, znikając za skrzynią. — Wszystkie podpisy innych zawodników w tym mnie, są z tyłu, na plecach. — Rozłożył ciepły materiał i pokazał mu je.

Bokuto zaczynał się niecierpliwić, kiedy nie rozumiał, o co chodzi. Napompował policzki powietrzem, chcąc już się odezwać.

— Tylko twój jest z przodu. — Palcem dotknął autografu Bokuto. — Gdybyś nie był jej najdroższym idolem myślisz, że miałbyś swoje miejsce tuż przy jej sercu? — Spojrzał na niego poważnie.

Bokuto patrzył we wskazane miejsce, jak oczarowany. Nagle jakby jego oczy odżyły i dostały blasku. Wyciągnął dłonie i delikatnie złapał w nie bluzę młodszej dziewczyny. Zgarbił się i wbił w nią wzrok.

— Ona cię naprawdę podziwia. — Przyznał, opierając przedramiona o swoje uda. — Kiedy patrzy na ciebie, zawsze ma to samo spojrzenie.

— Jakie niby? — Zmarszczył brwi, nie zmieniając swojego humoru.

— Szacunek i zachwyt. — Powiedział szczerze, a delikatny uśmiech rozjaśnił jego spokojną twarz. — Być może nieco wydoroślała, ale na pewno gdzieś wgłębi siebie jest dalej tą uroczą gimnazjalistką, która z piskiem pobiegła do nas tamtego dnia.

— Tak, Ume. — Usłyszeli głos obok, więc skierowali tam swoje spojrzenia. — Jesteśmy na hali z chłopakami. Pewnie, przyjdź.

Bokuto od razu oczy się zaświeciły, gdy chwilę później drzwi hali stanęły otworem, a w środku pojawiła się czarnowłosa.

— Dobry wieczór wszystkim. — Uniosła rozłożoną dłoń, uśmiechając się serdecznie.

— Ume!

Chwilę później ktoś wpadł na nią, mocno przytulając. Zamrugała zdziwiona i zadarła nieco głowę, patrząc na szczęśliwego Kapitana.

— Jak ja mogłem tak okropnie w ciebie zwątpić?! — Zawołał, kołysząc się z nią w ramionach.

Skrzywiła się, swoją miną wywołując śmiech u pozostałych. W ogóle nie czaiła, o co chodzi. Uniosła dłoń i nie zastanawiając się długo, wbiła swoje zgrabne palce w zebra Asa, na co ten w pośpiechu od niej odskoczył.

— O co ci tym razem chodzi, Bokuto-San? — Spytała, dalej skrzywiona. — Znowu sobie coś ubzdurałeś na mój temat?

— Nie, nie! — Natychmiast zaprzeczył, wystawiając dłonie w jej stronę.

Patrzyła na niego z wyczekiwaniem, przez co zaczął się rozglądać w poszukiwaniu ratunku. Jak na złość, nagle wszyscy zajęli się przygotowaniem boiska do gry, więc chłopak pozostało się jedynie z nią skonfrontować.

— Co ci nagadali? — Przerwała napiętą atmosferę, krzyżując ramiona pod biustem. — Znowu jesteś zazdrosny?

— Co? Nie jestem wcale zazdrosny! — Oburzył się, zaciskając pięści.

— Więc? O co ta cała szopka? — Machnęła dłonią w powietrzu. — Chłopcy znów się z tobą droczyli, prawda?

Nie odpowiedział, jedynie odwrócił głowę w bok czując, jak rumienią mu się policzki. Ume uśmiechnęła się delikatnie, kręcąc przy tym głową. Przeszła parę kroków i poklepała nastolatka po ramieniu, by zwrócić na siebie jego uwagę.

— Nie daj się prowokować, Bokuto-San. Miej świadomość własnej wartości. — Potarła jego ramię i minęła go, odchodząc do Miwy. — Oi, Miwa! Poskacz nam do bloku!

Kōtarō odprowadził ją wzrokiem, jednak w głowie dalej miał słowa chłopaków. Zasiali w atakującym pewne ziarnko niepewności.

~

Ume złapała piłkę w dłonie zerknęła ukradkiem w bok, na siedzącego pod ścianą Bokuto.

— Hm...Czyli ty też masz jakiś limit tej swojej potwornej energii. — Mruknęła do siebie pod nosem, patrząc na błyszczącego od potu nastolatka.

Uśmiechnęła się nikle i podeszła bliżej, siadając obok niego w ciszy. Oparła policzek na podciągniętym kolanie i po prostu się w niego wpatrywała, niczym w najpiękniejszy obraz.

W końcu po kilku dłuższych chwilach, Kōtarō uchylił powieki i zdawał się zauważyć jej zainteresowanie. Zrobił zdziwioną minę.

— Coś jest z tobą nie tak. — Stwierdziła od razu, mrużąc oczy. — Tylko co?

— Chyba nie wiem, o co ci chodzi. — Wymusił śmiech, na co od razu spiorunowała go wzrokiem. — Uh...To chyba nie rozmowa na dziś.

— A na kiedy? Znów będziesz czekał, aż ci się polepszy, a potem udawał, że nie pamiętasz? — Parsknęła, prostując się.

Podparła swoje ciało na dłoniach i pochyliła się, by z bliska przyjrzeć się jego twarzy. To zdecydowanie go zdziwiło i sprawiło, że się zawstydził. Jej wydawało się to nie ruszać, w końcu nie miała w tej bliskości żadnego interesu. Martwiła się jego zachowaniem.

— Powiedz mi, co cię trapi. — Mrugnęła mozolnie, a As miał idealną okazję, by przyjrzeć się jej twarzy z bliska.

Z tej odległości, wydawała się jeszcze delikatniejsza. Zwrócił też uwagę na parę pieprzyków, które zdobiły jej twarz. Były różnej wielkości, rozsypane po prawej stronie tuż pod okiem. Zdecydowanie dodawały jej uroku i zwracały uwagę, kiedy resztą twarzy pozostawała nienagannie czysta.

Jej skóra była aż nienaturalnie blada, przez co zaczął zastanawiać się, czy z jej zdrowiem było wszystko w porządku. Zmarszczył brwi, pogrążając się w swoich myślach nieświadomie.

— Zawiesiłeś się, Bokuto-San. — Przekrzywiła głowę i oparła jedną dłoń na jego udzie, gdzie powędrował wzrokiem. — Więc, jak będzie? Powiesz mi?

Podniósł na nią wzrok i widziała, jak lekko się czerwieni. Nie widziała w tym nic podejrzanego, w końcu po męczącym treningu, a potem kolejnym miał prawo rumienić się od wysiłku.

— Powiem. — Westchnął w końcu, nie wytrzymując dłużej jej spojrzenia na sobie. — Ale nie tutaj, nie przy wszystkich.

Przez kilka sekund milczała, zastanawiając się nad jego słowami. W końcu decydując się zrobić ten pierwszy ruch, złapała go za przegub dłoni i wyciągnęła siłą na zewnątrz hali.

Rześkie powietrze od razu buchnęło im w twarze, przyjemnie ochładzając ciała. Prowadziła go w tylko jej znanym kierunku. A on pokornie szedł, patrząc na jej chudą dłoń, którą go trzymała. Miała strasznie lodowate palce, jednak na tyle delikatne, że ledwo czuł uścisk.

— Teraz nikt nie usłyszy. — Zatrzymała się gwałtownie w miejscu i zerknęła przez ramię. — Tutaj będzie w porządku?

— Chyba tak. — Westchnął ciężko i oparł się plecami o ścianę.

— Więc? Dlaczego jesteś taki dziwnie cichy? To nieco kłóci się z tym, jak zachowujesz się zazwyczaj. Masz gorszy dzień? — Stanęła przed nim, by całą swoją uwagę zwrócił właśnie na nią.

— Po prostu pewna myśl nie daję mi spokoju. — Zerknął w bok ze świadomością, że gdyby tylko spojrzał w jej oczy, od razu by spękał. — I pewne słowa.

— Dalej przejmujesz się ich dogryzaniem? Przecież robią sobie jaja i to widać gołym okiem. — Machnęła dłonią.

— Naprawdę Akaashi jest twoim największym idolem?

— Pytasz z ciekawości, czy próbujesz wymusić na mnie komplement, że to ty jesteś najlepszy?

— Cóż...Jeszcze do niedawna chyba ja byłem twoim numerem jeden. — Mruknął cicho mając nadzieję, że jednak tego nie zrozumiała.

Usłyszał parsknięcie. Spojrzał na pierwszoklasistke, a ona widząc jego zirytowaną minę, zaśmiała się jeszcze głośniej, szczerze rozbawiona.

— To naprawdę urocze, że tak wiele dla ciebie znaczy być w moich oczach na pierwszym miejscu. — Pokręciła głową z uśmiechem i uniosła dłoń, delikatnie kładąc ją na jego przedramieniu.

Poczuł, jak delikatnie gładzi jego skórę kciukiem.

— Nie ma dla mnie podziału na pierwsze i kolejne miejsca. — Wytłumaczyła mu ze spokojem. — Kocham was, choć nie w romantycznym sensie, żebyś zaraz źle tego nie zrozumiał. — Spojrzała na niego znacząco, na co odwrócił wzrok. — Jesteście niesamowitą parą Rozgrywający-As i zawsze zachwycaliście mnie swoimi meczami. Kiedy pierwszy raz ujrzałam waszą rozgrywkę z Nekomą, zakochałam się po uszy. — Mówiła z przejęciem i odwróciła się do niego plecami, zadzierając głowę. — Gdy widziałam, jak piękne wystawy ci daję, twoje szczęście wypisane na twarzy... Zapragnęłam być taka, jak on. By uszczęśliwić swojego Asa.

Uśmiechnęła się do siebie delikatnie, czując jak delikatnie się wzrusza na samo wspomnienie tego przełomowego dla niej momentu.

— Ciebie pokochałam za rządzę zwycięstwa i przepiękny styl gry. Może jest nieco zbyt chaotyczny, ale kiedy widzę cię na boisku, wydajesz się rozkwitać. Oddajesz się grze w całości i nie patrzysz na krzywe spojrzenia rywali. Wychodzisz i dajesz niesamowity pokaz siły i doświadczenia, jakie zebrałeś przez te lata. Trochę ci zazdroszczę... — Westchnęła z rozmarzeniem i odwróciła się.

— Ume... — Zaczął nerwowo, gdy zobaczył jej błyszczące od łez oczy.

— Jesteś taki niesamowity, Bokuto-San. — Powiedziała z uśmiechem, zaciskając usta w wąską linię, by się nie rozkleić. — To grzech być tak uzdolnionym.

Momentalnie wszystkie zmartwienia opuściły jego głowę. Nie tylko przez jej słowa. W końcu zrozumiał, co Akaashi miał na myśli mówiąc o tym, w jaki sposób na niego patrzyła.

Ale to nie był tylko zachwyt. Jej granatowe tęczówki przepełniała miłość. Miłość do jego gry.

Siąknęła nosem i zamrugała szybciej. Zganiła się w myślach za to, że dała ponieść się emocjom.

— Przepraszam, Bokuto-San. — Jej dłoń zaczęła wachlować twarz, by szybko pozbyć się małych łezek w kącikach. — Trochę dałam się ponieść, nie chciałam, żebyś poczuł się niekomfor- — Urwała nagle.

Bokuto owinął ciaśniej ramiona wokół jej pasa i zamknął oczy.

— Za co to? — Spytała cicho, jednak nie mogła się powstrzymać przed odwzajemnieniem czułości.

— Dzięki tobie, moje myśli w końcu są spokojne. — Poczuła, jak unosi rękę i otula nią jej ramiona. — Jestem wdzięczny.

— Oh, to nic, naprawdę. Nie musisz dziękować. — Przymknęła powieki i oparła czoło na jego barku.

— Teraz czuję, że mogę ci powiedzieć. — Odparł ze spokojem. — Może niekoniecznie byłem zazdrosny, ale na pewno ich docinki mnie zasmuciły. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem i widziałem, jak cieszysz się na mój widok... Myślałem, że tylko ja jestem twoim idolem. Odpowiadało mi to, lubię twoją uwagę.

— Więc to o to chodziło? Chciałeś być po prostu w centrum mojego zainteresowania? — Chciała się odsunąć, by spojrzeć na jego twarz, ale przyciągnął ją z powrotem.

— Nie patrz na mnie teraz, mówienie o prawdziwych uczuciach nie jest dla mnie łatwe. — Mruknął posępnie i nabrał powietrza w płuca. — A odpowiadając na twoje pytanie...Tak, dokładnie tak chciałem.

— Cóż, to...Urocze na swój sposób. — Zaśmiała się cicho w materiał jego ciepłej bluzy. — Dlaczego tak ciężko ci mówić o swoich uczuciach?

— Mam dwie starsze siostry. Kiedy jeszcze byłem dzieckiem ich ramiona sprawiały, że żadne słowa nie były dla mnie przeszkodą. Tylko wtedy mogłem się zrelaksować i mówić, co leży mi na sercu. — Przełknął ślinę, wbijając wzrok w połyskujące pasma jej czarnych włosów. — Inaczej...Po prostu nie potrafię. Kiedy mam chwilę słabości, a ich nie ma w pobliżu, wolę po prostu schować się przed wszystkimi i odczekać.

Czuła, jak mocno biło mu serce. Na pewno nie było to dla niego łatwe, by się wygadać. Ale doceniała, że zdobył się na to, by jej zaufać. Potarła dłonią jego spięte plecy, chcąc by choć trochę się rozluźnił.

— Dziękuję za zaufanie, Bokuto-San. — Powoli odsunęła się i nie puszczając jego ramion, zlustrowała twarz siatkarza wzrokiem.

Nie krępując się, delikatnie ujęła jego twarz w dłonie.

— Pamiętaj, nieważne co powiedzą inni, jesteś jedynym i niepowtarzalnym Asem. — Uśmiechnęła się do niego serdecznie. — Inspirujesz ludzi i dajesz im nadzieję na lepsze jutro, to godne podziwu. — Odsunęła swoje dłonie. — Dzięki tobie każdego dnia dążę do spełnienia swojego marzenia i ani mi się widzi przestać.

— Będziesz wspaniałą siatkarką, Ume. — Rozweselił się nieznacznie.

Wystawiła w jego stronę mały palec.

— Obiecuję, że jeśli kiedykolwiek uda mi się zawodowo grać...Nawet jak przestaniemy utrzymywać ze sobą kontakt... — Mówiła, patrząc jak łapie jej palec swoim. — Nigdy o tobie nie zapomnę, a już na pewno nie wypre się tego, jak wiele dla mnie zrobiłeś, choć nieświadomie.

Twarz Asa rozświetlił uśmiech pełen szczęścia. Wolną dłonią potargał jej włosy.

— To będzie piękna obietnica, Ume! — Zawołał żywo. — Ale! Obiecaj mi jeszcze jedno!

— Co takiego? — Zaciekawiła się.

— Jeśli kiedyś będziesz udzielała wywiadów, upewnij się, ze mnie wspomnisz! W końcu kiedy zostaniesz sławnym graczem, każdy będzie musiał wiedzieć, jak wspaniałego miałaś idola! — Uniósł pięść w zwycięskim geście.

— Obiecuje, Bokuto-San.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro