Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głośny huk.

Piłka odbijająca się od parkietu odleciała daleko, lądując w dłoniach jednego z widzów.

— Woah, Fukurodani jest naprawdę niesamowite. — Ciemnowłosa dziewczyna oparła się rozmarzona o barierki.

Jej koleżanka odrzuciła piłkę zawodnikom, raz po raz biegając spojrzeniem po drużynach. Na tegorocznych rozgrywkach zdecydowanie Sowy dały wielki popis, ukazując wszystkim wokół swoją potęgę. Byli silni, szybcy, agresywni i zdecydowanie nakręceni na wygraną.

— Będziemy grać z ich żeńską drużyną. — Naomi zerknęła w bok, gdy brunetka jej nie odpowiedziała. Była zapatrzona. — Masz szansę poznać moc tej szkoły na własnych rękach.

— Cieszę się! Kocham silnych przeciwników! — Zawołała szczerze uradowana i uniosła delikatnie dłonie. — Już nie mogę się doczekać! — Zacisnęła pięści.

— Ciekawe, jak długo utrzymasz ten zapał. Jeszcze nigdy z nimi nie wygrałyśmy.

— A czy to ważne? — Obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. — Dla mnie wystarczy, że będę mogła wyjść na boisko i dać dobry mecz.

Naomi pokręciła głową zrezygnowana. Zawsze zapał jej koleżanki ją przyćmiewał. Nie liczyło się dla niej, wygrana czy przegrana, zawsze bawiła się jak najlepiej i korzystała z meczu garściami.

Niekiedy jej tego zazdrościła, tej dziecięcej uciechy, którą podnosiła na duchu resztę drużyny. To była jej wyjątkowa cecha, której nie potrafiła znaleźć w nikim innym. Prawdziwe, może nieco przesadzone, ale szczere szczęście.

Dzięki niej sama nabierała ochoty na grę. Uśmiechnęła się lekko.

— Wiesz...Mam jedno marzenie. — Odparła cicho, zerkając w kierunku boiska.

— Jakie? — Zwróciła swoją uwagę na rudowłosą.

— Obiecaj mi, że nigdy się nie zmienisz. — Stanęła naprzeciw niej i wyciągnęła dłoń w jej stronę. — Jeśli jeszcze kiedykolwiek po gimnazjum uda nam się zagrać...Nieważne, czy razem czy przeciw sobie. Proszę, powitaj mnie z takim samym uśmiechem, jak dziś.

Niebieskooka stała zdziwiona, słysząc słowa swojej Kapitan. Po jej ciele przeszły delikatne ciarki, gdy uścisnęła jej dłoń. Przełknęła ślinę i westchnęła przez nos.

— Masz moje słowo, Naomi. — Obdarzyła ją najpiękniejszym uśmiechem, jaki tylko potrafiła ukazać.

Jej oczy świeciły tego dnia najprawdziwszą beztroską. Pociągnęła ją delikatnie i krótko utuliła, klepiąc po łopatce dłonią.

— Kiedyś jeszcze ze sobą zagramy... Choćbym miała ćwiczyć, aż zabraknie mi tchu. Dorównam ci i pokażę, na jak wiele mnie stać. — Wyprostowała się i spojrzała jej hardo w oczy. — Dla ciebie stanę się legendą.

— Kocham te twoje beztroskie przechwałki. — Naomi parsknęła cichym śmiechem i objęła ją ramieniem, powracając do meczu. — Ale coś wgłębi serca nie pozwala mi zwątpić w twoje słowa.

Patrzyła, jak średniego wzrostu atakujący wyskakuję do piłki.

— Wiem, że nigdy nie rzucasz słów na wiatr. Jeśli tylko trafisz na swojej drodze na dobrych ludzi, z pewnością odniesiesz wielki sukces, Ume. A ja, nawet jeśli nie osiągnę przyszłości związanej z siatkówką, na pewno będę ci kibicować.

— Dziękuję, to naprawdę miłe z twojej strony.

Widziała, że Ume się wzruszyła, choć nie chciała tego pokazać i odwróciła swoją głowę w bok. Nie była w stanie pogodzić się, że to ich ostatni mecz razem tuż przed końcem gimnazjum. Choć ich początki nie były łatwe, to w Naomi znalazła pierwszą, prawdziwą bratnią duszę, o której tak bardzo marzyła.

Różniły się i to diametralnie, ale było to również na plus. To ich do siebie zbliżyło mimo wszystko.

Czarnowłosa otarła policzek rękawem bluzy klubowej i zacisnęła zęby, patrząc twardo przed siebie na boisko.

— Po zakończeniu szkoły dołączę do Fukurodani. — Powiedziała nagle, dziwiąc rudowłosą. — Chcę poznać prawdziwą potęgę siatkówki. Ta szkoła zapewni mi mój upragniony raj, do którego niezmiennie dążę.

— A więc wychodzi na to, że zostaniemy rywalami. — Oparła się o barierkę, robiąc dzióbek z ust.

— Wciąż Nekoma?

— Coś mnie tam ciągle i nie pozwala mi myśleć o innej szkole. Sądzę, że będzie to dla mnie dobry wybór.

— W takim razie, mam nadzieję, że już niedługo zagramy. — Ume wystawiła pięść, a Naomi zbiła z nią żółwika. — Zróbmy wszystko, by dostać się do drużyny i spotkać się na boisku ponownie. Nawet, jeśli miałoby potrwać to trzy lata, aż do ostatniego dnia liceum.

— Masz moje słowo, Ume.

~

Czarnowłosa zbiegła szybko po schodach, przeskakując co parę z nich i wyleciała niemalże na złamanie karku na zewnątrz, nieznacznie zwalniając, gdy wbiegła na piasek.

Fukurodani odniosło niesamowite zwycięstwo, niszcząc drugą drużynę na kawałeczki. Ume była zachwycona ich grą i nie mogła przegapić takiej okazji, jaka nadarzyła się właśnie wtedy.

— Bokuto-San! Akaashi-San! — Zawołała głośno, a chłopak razem z rozgrywającym, odwrócili się.

Czerwona na policzkach od szaleńczego biegu, zatrzymała się przed nimi i skłoniła nisko, by oddać im należyty szacunek.

— Byliście niesamowici w dzisiejszym meczu, nie mogłam oderwać od waszej gry wzroku! — Powiedziała na jednym wydechu, wciąż się kłaniając.

Akaashi uśmiechnął się delikatnie i podszedł, dłońmi delikatnie stawiając ją do pionu. Otrzepał delikatnie jej dres drużynowy z kurzu domyślając się, że biegła nawet nie patrząc na piasek otaczający część ośrodka.

— Dziękujemy. — Zerknął na Bokuto, który do nich podszedł. — Cieszę się, ze mogliśmy uszczęśliwić cię naszą rozgrywką.

Jej oczy się zaświeciły od zachwycenia.

— Jesteście moimi idolami! Widziałam wszystkie wasze rozgrywki z ostatniego roku! — Ucieszyła się, wyrzucając dłonie w górę. — Kiedyś chcę reprezentować wasz poziom!

— Oho? — Bokuto roześmiał się. — Jesteś w gimnazjum, prawda? Klasa trzecia?

Przytaknęła mu ochoczo.

— Świetnie! W takim razie zapraszamy do Fukurodani! — Usłyszała w jego głosie wielki entuzjazm. — Widzieliśmy wasz mecz, świetnie nadajesz się do naszej drużyny!

— Bokuto-San. — Akaashi chciał coś powiedzieć, ale As mu na to nie pozwolił.

Nastolatka wystawiła w ich stronę swoją ukochaną bluzę, w której zawsze trenowała.

— Jeśli nie dostanę się do Fukurodani, chciałabym chociaż mieć po was jakąś pamiątkę.

Bokuto poczuł się, niczym w raju. Ochoczo podpisał dziewczynie bluzę i podał ją przyjacielowi.

W jego głowie panowało teraz tylko jedno. Został idolem uroczej dziewczyny. To przyćmiło wszystko, o czym dotychczas myślał.

— Dziękuję! Mogę cię uściskać? — Spytała w euforii, wyciągając dłonie w stronę Bokuto.

— Pewnie! — Utulił ją, głaszcząc po głowie.

W jego oczach była po prostu rozkosznym dzieckiem, choć była tylko rok młodsza z racji rozpoczęcia nauki później, niż inne dzieci. Po prostu dla niego osoby z gimnazjum były jeszcze słodkimi maluchami.

Potem nieco nieśmiało spojrzała na Akaashiego i chciała zapytać o to samo, jednak licealista zdawał się zrozumieć aluzję i również krótko ją uściskał.

— Jeszcze raz bardzo wam dziękuję! Mam nadzieję, że do zobaczenia w liceum! — Zawołała, biegnąc w przeciwną do nich stronę. — Narazie! — Pomachała im energicznie, co odwzajemnili.

Patrzyli, jak podbiega do swojej Kapitan, która tylko parsknęła na jej zachowanie i lekko zdzieliła ją po głowie za to, że się narzucała. W odpowiedzi Ume jedynie zaczęła pokazywać jej swoje nowe podpisy na bluzie, gdzie swoją drogą uzbierała ich już dosyć sporo.

Były tam podpisy jej idoli licealnej siatkówki. Aoby, Nekomy i Dateko. Do kompletu brakowało jej jeszcze Inarizaki i Shiratorizawy, żeby spełnić jedno ze swoich małych marzeń.

— Widziałaś, Naomi? Podpisali się! — Zawołała szczerze ucieszona. — Są tacy mili!

— Naprawdę musisz kochać ten sport. — Poklepała ją po ramieniu. — Chodź, przed nami ostatni mecz, a ty nie możesz sobie po prostu tak uciekać.

— Przepraszam. — Rzekła skruszona i poszła grzecznie za swoją Kapitan na halę.

— Do tego ubrudziłaś cały strój i buty. Naprawdę, utrapienie z tobą, Ume.

Akaashi odprowadził wzrokiem dwie dziewczyny i spojrzał chłodno na Kōtarō.

— Bokuto-San, czasami zanim coś powiesz, naprawdę powinieneś ugryźć się w język.

— Co? O czym mówisz? Powiedziałem coś nie tak?

— Tak, właśnie tak. Przecież cały skład dziewczyn to trzecioroczne, po tych zawodach odchodzą. A ty zrobiłeś jej nadzieję, że dołączy do ich składu. — Dodał zirytowany. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ją zranisz, gdy naprawdę zechcę uczyć się w Fukurodani.

Bokuto pobladł. Złapał się za głowę i krzyknął przerażony.

— Boże! Jak ja mogłem tak skrzywdzić naszą przyszłą sówkę! — Zawołał, lekko ciągnąc się za włosy. — Muszę natychmiast ją przeprosić! — Wystartował przed siebie.

— Na to już za późno, autokar podjechał. — Keiji złapał go za ramię i zatrzymał.

— I co ja teraz zrobię?!

— Módl się, by Fukurodani w przyszłym roku miało wzięcie na drużynę żeńską. — Westchnął i puścił go, odchodząc.

Wbrew pozorom, żeńska drużyna tego liceum nie była aż tak rozchwytywana, co męska. Dziewcząt uczących się tam zwyczajnie nie interesowała ta specjalizacja, więc dołączały do innych klubów, a z roku na rok zaczęło brakować kolejnych przyjęć do składu.

Tym sposobem cała obecna ekipa składała się z trzecioklasistek, które rozegrały na tych mistrzostwach swoje ostatnie rozgrywki. Akaashi obawiał się, że przez to drużyna po prostu umrze i nikt więcej, oprócz spotkanej wcześniej dziewczyny nie zechce do niej dołączyć.

Niestety, ale miał rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro