1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

pov. Adrien Agreste

Gwałtownie wstałem z łóżka i pognałem w stronę łazienki. Czy ja naprawdę musiałem zaspać? Albo chociaż Nathalia nie mogła mnie obudzić? Szybko zarzuciłem na siebie ubranie i poprawiłem włosy oraz umyłem zęby. Chwyciłem jeszcze szybko za torbę i wybiegłem z pokoju, a następnie z budynku. W pośpiechu wsiadłem do samochodu, gdzie szofer zawiózł mnie do szkoły. Pożegnawszy się z nim wyszedłem z samochodu i biegiem pokierowałem się do szkoły.

Kiedy wszedłem do klasy przeprosiłem za spóźnienie i zająłem swoje miejsce obok mojego przyjaciela - Nina.

— Stary, czemu się spóźniłeś? — zwrócił się do mnie szeptem — Już zaczęła się trzecia lekcja.

— Zaspałem. — odpowiedziałem.

Słuchałem w skupieniu nauczycielki, bym później nie musiał zbyt wiele uczyć się w domu. Jednocześnie pstrykałem długopisem, którego dźwięk rozchodził się po całej klasie. Widziałem wzrok Chloé wpatrzony we mnie i prawdę mówiąc byłem przekonany, że na przerwie mnie zaatakuje.  Była jedną z moich przyjaciółek. Naprawdę ją lubiłem zważywszy na to, że znaliśmy się od małego.

Po zadzwonieniu dzwonka wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z klasy w towarzystwie wszystkich moich przyjaciół. Poinformowałem ich, że idę do toalety i też się tam udałem. Wszedłem do pomieszczenia, a następnie otworzyłem torbę z zamiarem wyciagnięcia z niej telefonu, by sprawdzić mój plan na dzisiejszy dzień. Jednak co innego przykuło moją uwagę. A była to mała, brązowa szkatułka z dziwnymi czerwonymi wzorkami. Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem ją. Obejrzałem ją z każdej strony. Chyba ktoś się pomylił.

— Co to jest? — powiedziałem do siebie.

Westchnąłem cicho, bo wiedziałem, że będę musiał znaleźć właściciela. I wiedziałem, że nie powinienem do niej zaglądać, jednak ciekawość wzięła nade mną górę. Otworzyłem ją. Od razu tego pożałowałem, ponieważ zauważyłem ostre zielone światło, które mnie raziło, a zaraz po otworzeniu oczu...

— Masz jakiś ser?

Pomrugałem kilka razy. Okej, to naprawdę było dziwne! Czy ja się przewidziałem? Czy właśnie przede mną lata jakiś nienormalny stwór, czy to po prostu ktoś robi sobie ze mnie żarty?

— Powiedz proszę, że masz jakiś ser, a nie patrzysz na mnie. — rzucił jak gdyby nigdy nic i podleciał do mnie, oblatując mnie później w około.

To coś wyglądało jak jakaś latająca maskotka czarnego kota z zielonymi jak świeża trawa oczami. Było raczej niewielkich rozmiarów. Zerknąłem ponownie do szkatułki i od razu zauważyłem tam pierścień. Wyciągnąłem go i zacząłem go oglądać.

— Co się tak patrzysz? Załóż go.

Spojrzałem na niego.

— To nie moje. Muszę znaleźć właściciela... i oddać. — schowałem go z powrotem do pojemnika — Czym ty jesteś?

— Po pierwsze, pierścień jest twój. — wywrócił swoimi zielonymi oczami — Po drugie jestem kwami i nazywam się Plagg. — dodał — A po trzecie jestem głodny i najchętniej zjadłbym taki pyszny Camembert. — rozmarzył się, a ja dziwnym niezidentyfikowanym wzrokiem obserwowałem jego nierealnie dużą głowę do swojego ciała i nierealne umiejętności lewitowania.

— Dobra, muszę się jakoś obudzić. — pokręciłem głową. Rozejrzałem się na boki i zrobiłem krok w bok. To co chciałem zrobić było nieźle powalone, ale nie widziałem innego wyjścia.

— To nie jest sen, Adrien.

Zatrzymałem się w połowie drogi do ściany, jednocześnie otwierając szerzej oczy. Z powrotem podszedłem do Plagg'a.

— Skąd znasz moje imię? — zapytałem.

— Od Mistrza, ale to nieważne. — odezwał się znudzonym tonem. Później znowu zaczął marudzić o ser, którego się domagał, a ja w spokoju próbowałem ułożyć sobie jakoś to wszystko w głowie, jednak nic z tego nie wyszło.

— Możesz mi wytłumaczyć co tutaj robisz i czym jesteś? — uniosłem brew w górę.

— Już ci mówiłem, że jestem kwami. — przeleciał lekko w bok — Jak dasz mi camembert opowiem ci wszystko.

— Skąd ja mam teraz wziąć camembert? — podniosłem ramiona. Kiedy się nie odezwał, zacząłem grzebać w torbie z nadzieją, że być może na śniadanie miałem właśnie ten rodzaj sera.

— Jaki piękny serek! — zmienił ton głosu. Wyrwał mi niewielki trójkącik z palców i połknął go w całości — Jaki pyszny, masz więcej? — pokręciłem głową — A więc jak mówiłem nazywam się Plagg. Ten pierścień, który znajdował się w szkatułce to miraculum czarnego kota. Dzięki mnie możesz przemienić się w super-bohatera i używać kotaklizmu. — widząc moją zdezorientowaną minę, dodał: — Kotaklizm to moc niszczenia. Po przemianie masz większe umiejętności i bla, bla, bla... — zaczął majaczyć pod nosem, kręcąc oczami — A no i ten pierścień musisz założyć na palec, jeżeli się chcesz przemienić, bo inaczej nici z tego.

— Dziwne to wszystko. — skomentowałem. Ponownie wyciągnąłem srebrny pierścień ze szkatułki i zacząłem go oglądać. Popatrzyłem jeszcze krótko na latające stworzenie i założyłem go na palec.

— E tam. — machnął swoją krótką ręką, łapą, nie wiem, na co się zaśmiałem. Mój mózg średnio przyswajał wydarzenia sprzed kilku minut, jednak z każdą kolejną miniętą sekundą wiedziałem, że ja wcale nie śnie, tylko dzieje się to naprawdę — Jeszcze jedno. Nikomu nie możesz o mnie powiedzieć ani nikt nie może znać twojej tożsamości w czasie, gdy będziesz czarnym kotem. W ogóle nikt nie może znać twojej tożsamości. — użył poważnego tonu. Pokiwałem głową, ukazując tym, że rozumiem — Jeżeli chcesz się przemienić wystarczy, że wypowiesz: „Plagg, wysuwaj pazury!".

— Plagg, wysu...

— Nie! — krzyknął — Nie możesz teraz tego zrobić! Jesteś w szkole i to całkowicie na widoku!

— Eee, no dobra. — mruknąłem, a po usłyszeniu dzwonka udałem się do klasy. W tym czasie kwami schowało się w mojej torbie. W głowie miałem totalny mętlik, więc przez resztę lekcji niezbyt skupiałem się na ich temacie. Raczej myślami byłem przy tym dziwnym, niezidentyfikowanym, małym stworzeniu.

+++++

hej, hej, hej

mówię od razu, że wydarzenia stąd nie będą się pokrywać z tymi z serialu, więc bez kija w dupie proszę

czarny_kot2 moja huba buba, zapraszam do niej, bo tez szykuje się zacne fanfiction

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro