3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Felix? — zmarszczyłem lekko brwi, patrząc pytającym wzrokiem na mojego kuzyna. Wow, nie spodziewałem się go tutaj totalnie, ale cóż — Co ty tutaj robisz?

Blondyn jedynie uśmiechnął się pod nosem, a następnie spojrzał na mnie dosyć poważnym wzrokiem. Gdybym nie znał go aż tak dobrze, stwierdziłbym, że kombinuje coś totalnie popieprzonego, a tym bardziej niedobrego.

— Przyjechałem w odwiedziny. — mruknął dosadnym tonem, zupełnie gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Pokiwałem delikatnie głową na znak, że rozumiem — Z resztą, słyszałem co się stało.

Przeniosłem gwałtownie wzrok na jego zielone tęczówki, które w tamtym momencie ukazywały nic innego, iż samo współczucie. Uśmiechnąłem się słabo, a później westchnąłem przeciągle, bo cóż, nie był to dla mnie łatwy temat. Moja mama była dla mnie kimś więcej niż jedynie mamą. Jednak musiałem przywyknąć do tego, że nie ma jej z nami i również nigdy nie będzie. Takie już było życie, ktoś umierał, a ktoś się rodził i nikt z nas nie ma na to jakiegokolwiek wpływu. Po prostu było mi z tym cholernie ciężko, bo zostawiła mnie. Zostawiła mnie nawet się nie żegnając.

— Cóż, nieważne. — mruknął cicho, zupełnie gdyby nie chciał mnie bardziej dobijać. Zapewne zauważył jak automatycznie posmutniałem na wzmiankę o niej. Odchrząknął cicho, następnie poprawiając swoje idealnie ułożone włosy — Chodźmy może do ciebie, Adrien. Przydałaby mi się kąpiel po tej wyczerpującej podróży.

— Tak, chodźmy. — powiedziałem prawie, że szeptem, a ton, którego użyłem trochę mnie zdziwił, ponieważ nie wiedziałem, że będzie on aż tak przybity.

Kiedy znaleźliśmy się w pokoju dałem chłopakowi ubranie, które mógł ubrać po kąpieli. Powiadomił mnie, że zostawił walizki w samochodzie, więc niestety musiałem to zrobić. Po chwili Felix poszedł wziąć prysznic, a zaraz po tym odpaliłem telewizor, byśmy mogli pograć na nim w jakąś grę, których swoją drogą miałem naprawdę wiele.

— Adrien. — usłyszałem obok siebie głos Plagg'a, na co automatycznie skierowałem wzrok na jego postać. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie towarzyszył mu soczysty, według niego, camembert — Podejrzany jest ten typek. Znaczy wiesz, dziwnie się zachowuje. I to bardzo.

— Plagg, nie jest on osobą, która może nam w jakikolwiek sposób zagrażać. — wytłumaczyłem mu, jednak w odpowiedzi otrzymałem tylko zirytowane wywrócenie zielonymi gałami kwami — Więc naprawdę nie masz się czego obawiać.

— Ja tylko mówię, co widzę. — wzruszył ramionami, po czym połknął trójkącik serka. Spojrzałem na niego ostatni raz, później wstając do szafki i zabierając z niego dwa pady do konsoli — Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

— Nah, Plagg...

— Plagg? Jaki Plagg?

O nie.

Wyszczerzyłem zdziwiony oczy i gwałtownie odwróciłem się za siebie, widząc tam Felix'a, który był już całkowicie ogarnięty. Przełknąłem przerażony ślinę i zlustrowałem chłopaka. Byłem krótko mówiąc w dupie, bo jeżeli usłyszał naszą rozmowę to już było po nas.

— Plagg? — zaśmiałem się nerwowo, drapiąc po karku — Mówiłem plakat, tak mówiłem plakat. Muszę zrobić na poniedziałek prezentacje i właśnie rozmawiałem z kolegą, kiedy mamy go zrobić. — wysiliłem się na najbardziej wiarygodny ton na jaki było mnie w tamtym momencie stać, jak i również uśmiech. Chłopak jedynie pokiwał głową, jednak gdzieś w głębi wiedziałem, że kpił z mojej nędznej wymówki — Chodź zagramy. Masz pada...

— Nie przepadam za takimi grami. — przerwał mi — Preferowałbym raczej szachy lub warcaby. W ostateczności scrabble. — spojrzał na mnie z góry dosyć poważnym i solidnym wzrokiem, który był identyczny jak ton, którym się posługiwał. Wstałem więc ze swojego miejsca i wyłączyłem urządzenia, a pady odłożyłem na miejsce.

— Scrabble? — parsknąłem prześmiewczo, przechodząc obok niego. Nie chciałem być nie miły, ale wciąż. Nie wyobrażałem sobie go, grającego w scrabble.

— Dosyć fajna gra. — ulokował splecione dłonie zaraz na plecach. Popatrzyłem na niego z lekkim politowaniem, jednak kiedy zdałem sobie sprawę z tego, zamieniłem je na zrozumienie — Wiesz, że wygrałem turniej w szachach? — dotknął dłonią jedną z moich książek, gdy ja w tym czasie szukałem mu tych debilnych scrabbli — Nie rozumiem dlaczego odchodzą one pomału w zapomnienie.

— Felix. — odwróciłem się w jego stronę, na co od razu wbił spojrzenie w moją osobę — Ty tak na poważnie z tym wszystkim? — uniosłem w górę pudełko ze scrabblami i pomachałem nimi. Od razu je zlustrował, jednak jego kamienny wyraz twarzy dalej pozostał. Kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, opuściłem ręce wzdłuż ciała. Kurczę, ja naprawdę miałem cholernie zacofanego kuzyna.

— Oczywiście, że tak. — odpowiedział, gdy już schodziliśmy po schodach. — Och, a to kto? — zatrzymałem się odwróciłem, a to co ujrzałem niemal wryło mnie w ziemie. O nie, o nie, o nie, nienienienie. — Czyżby to ta cała przysłowiowa Biedronka? Nie myślałem, że ci się spodoba. — zerknął na mnie z delikatnie zmarszczonymi brwiami. Nie odezwałem się. Co, to, zdjęcie, tam, do, jasnej, anielki, robiło? Podszedłem szybko do niego, a następnie złapałem za ramię, wystawiając przed oczy żółty kartonik.

— Możemy już zająć się tą nad wyraz cudowną grą?

+++++

elo elo zakładaj welon

nie lubię chuja (czyt. felixa)

możecie napisać co sądzicie

xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro