Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 — I właśnie dlatego zrozumienie przyczyn mutacji genowych jest tak ważne w podejmowaniu działań zapobiegawczych i leczniczych. Ograniczanie ekspozycji na szkodliwe czynniki, edukacja publiczna czy badania nad mechanizmami naprawy DNA są ważnymi krokami w  minimalizowaniu wpływu mutacji na zdrowie ludzi i organizmów. — rzekła Diana na zakończenie swojej prezentacji.

Pani Moris spojrzała na obie dziewczyny spode łba i Diana już wiedziała, że kobieta nie jest zadowolona z ich pracy.

— No dziewczyny, bardzo pobieżnie ujęłyście cały temat, zdecydowanie można było go bardziej rozwinąć, stąd też wydaje mi się, że D będzie wystarczającą ocenę za waszą pracę.

Po tych słowach Diana spojrzała z rozczarowaniem na stojącą obok niej Rozalie. Dziewczyna zdecydowanie liczyła na lepszy stopień, po tym ile pracy włożyły w ten projekt. Mimo to przez słowa poszły w stronę swojej ławki, a ich miejsce zajęła kolejna para, aby przestawić już czwartą na tej lekcji prezentację.

— Co za jędza, powinny dostać przynajmniej B. Nie po to przecież rysowałam te wszystkie rysunki, aby dostać tylko cholerne D! — odparła zdenerwowana Roza.

— Ona się na nas po prostu uwzięła. Zbyt słabo rozwinięty temat ? Halo ta prezentacja ma dwanaście stron. Nie wiem, może jej nie pasuje to, że zrobiłyśmy to na papierze, a nie komputerowo ?

Roza jednak nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo zaraz zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji i do uszu dziewczyny dobiegł donośny głos nauczycielki:

— Ci, co nie zdążyli przedstawić swojej pracy, zrobią to na kolejnej lekcji, a reszta niech zrobi zadania ze strony dwieście cztery, i będę to sprawdzać !

Diana jedyne co to przewróciła oczami, i najszybciej jak się dało, wyszła z klasy. Czy ta kobieta przynajmniej raz nie mogłaby odpuścić im zadania domowego? Diana nie potrafiła zrozumieć, na co jej tyle ocen, skoro niedługo kończył się semestr i miały rozpocząć się jej wyczekiwane ferie wiosenne. Kiedy jednak udało jej się dojść do swojej szkolnej szafki, szybko wyrzuciła do niej zbędne podręczniki, a następnie wyrzucając z głowy myśli o nauczycielce, pokierowała się wyjścia z budynku, aby udać się na jego tyłu, gdzie znajdowali się jej przyjaciele.

— O widzę, że kolejna przyszła jakaś wkurzona, czyżby z tego samego powodu co Roza ? — zaśmiał się Josh znad swojego papierosa, kiedy Diana znalazła się obok jego, a opierają się o mur Rozalią.

— Weź mi nawet, o tym nie przypominaj, bo po prostu nie wytrzymam już z tą kobietą. — odpowiedziała mu Diana, wyciągając z kieszeni jednego papierosa, a następnie pożyczając od chłopaka zapalniczkę, by go zapalić.

— A Colin to gdzie się podział? — zapytała nagle Roza dostrzegając brak chłopaka.

— Zachorował. Wiedziałam, że tak będzie, nie wiem czemu, w ogóle zgodziłam się, na tę jego eskapadę. Tak to by przynajmniej nie leżałby chory w łóżku, a ja nie denerwowałabym się na marne.

— No cóż, szkoda, bo my z Rozą spędziliśmy miło czas na łyżwach, i przynajmniej nie włóczyliśmy się po lasach. A właśnie przed chwilą Roza mówiła mi, że podobno przy jakimś starym domu spotkałaś Aarona. O co chodziło ?

— Kogo?

— Aarona, syna Kyla, i coś podobno robił dziwnego.

Aaron- czyli tak miał na imię czerwonowłosy mężczyzna, którego Diana okazję miała spotkać na cmentarzu. Sprawa tego co ten mężczyzna robił w opuszczonym domu, długo chodziła Dianie po głowie, lecz żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła jej do głowy. Ostatecznie stwierdziła, że to, co robi obcy jej mężczyzna, nie jest jej sprawą, i po wywaleniu dwóch papierosów położyła się spać.

— Nie no tak naprawdę to nic takiego się nie działo, przy Lane strett znajduje się taki stary w połowie spalony dom i wychodził z niego, co mnie zdziwiło, no bo dom jest stary a na dodatek zniszczony, więc byłam zdziwiona, co on tam robił.

— Kojarzę ten dom. Ale kto wie może, czegoś szukał? Albo się z kimś tam umówił? Ten budynek to świetna miejscówka na takie rzeczy. W ogóle to zdziwiłam się, że pojawił się na pogrzebie matki, bo z tego co wiem to, nie utrzymywał z nią kontaktu przez prawie sześć lat.

— Co czemu? — zapytał zaciekawiony Josh.

— Podobno o coś się pokłócili, chyba o jakiś spadek rodzinny, ale nie jestem pewna. A nawet jeśli to nie było to, to musiało być na tyle poważne, że całkowicie się od niej odciął. Teraz podobno znalazł sobie pracę w naszym miasteczku, i ma się tu osiąść na stałe. Ale dobra tak zmieniając temat, to pewnie widzieliście ogłoszenia, że szkolne kółko teatralne ma wystawiać Hamleta w wersji musicalowej.

— Tak widziałam — odparła Diana, która po wymianie zdań przyjaciół pogrążyła się na chwilę w swoich myślach. — I co w związku z tym ?

— A więc — odparła, biorąc oddech — zamierzam starać się o rolę Ofelii i mam wielką nadzieję, że ją dostanę.

— Wow Roza w takim razie trzymam za ciebie kciuki. A kiedy jest przesłuchanie ?

— Dziś po lekcjach. Na szczęście…no nie dzwonek — przerwała na dźwięk dochodzącego z wnętrza szkoły donośnego dudnienia dzwonka, który ogłaszał koniec przerwy.

Diana zaraz po tym wyrzuciła niedopałek na kostkę, a następnie najszybciej jak się dało, wyciągnęła z plecaka perfumę, aby nieprzyjemny mdlący zapach papierosów przyćmić nutą wanilii. Potem obiecała przyjaciołom, że spotkają się na następnej przerwie, i pędem pobiegła w stronę sali matematycznej, której nauczyciel za nic w świecie nie tolerował spóźnień, i gdy ktoś raczył zjawić się na jego lekcje po dzwonku- bez skrupułów kazał zostać mu po lekcjach w kozie. Dianie jednak w ostatniej chwili udało się uniknąć kary, i kiedy tylko znalazła się w klasie, szybko zajęła miejsce w swojej ławce.

— Panno Whitford zdaje się mi się, że kurtki powinno się zostawiać w szafce. — Odparł nauczyciel, przyglądając się klasie.

— Wiem Pan tak jakoś mi zimno.

— Doprawdy? A może jest to spowodowane tym, że wychodzisz poza teren szkoły? — odparł, nauczyciel nie dopuszczając Diany do słowa i zaraz po tym podszedł do tablicy, aby zapisać na niej temat lekcji.
                               ***
 Jako że auto Colina musiało znaleźć w naprawie, a po południu był zapowiadany deszcz, Diana stwierdziła, że wróci do domu autobusem, a przynajmniej tak miała w planie, bo kiedy zbliżała się w stronę szkolnego autobusu, ten na jej oczach odjechał. Na ten widok zdenerwowana dziewczyna wypowiedziała pod nosem wiązankę przekleństw, a następnie pokierowała się w stronę swojego domu- na piechotę. Aby jednak sobie choć trochę umilić podróż, założyła na uszy słuchawki, z których chwilę potem dobiegały dźwięki Enter Sandman zespołu Metallica, którego Diana zaczęła tak naprawdę słuchać po ostatnim wpisie z pamiętnika. Po tym jak Diana dowiedziała się, że wujek Josha jest Aidenem dziewczyna zastanawiała się, czy zespół nadal koncertuje, a jeżeli nie jak potoczyły się ich losy. Ostatnio nawet próbowała znaleźć na YouTubie piosenkę Night light, lecz nigdzie mogła jej znaleźć, przez co zakładała, że prawdopodobnie Aiden zmienił jej nazwę. Po chwili namysłu wydawało jej się być to nawet przykre, że zostali tylko lokalnym zespołem, zamiast zostać wielkimi gwiazdami rocka, no ale cóż najwidoczniej nawet mała publiczność była dla nich wystarczająca. Jej rozmyślania jednak zostały przerwane przez deszcz, którego krople zaczęły opadać na ubranie dziewczyny. Jeszcze bardziej wkurzona narzekając na swojego pecha, założyła na głowę kaptur, a następnie przyśpieszyła kroku, aby nie być na następny dzień chorą. Ostatecznie lekka mżawka przemieniła się w potężny deszcz, i Diana cała przemoczona weszła do swojego domu. Tam w przedpokoju zostawiając przemokniętą kurtkę, następnie udała się do pokoju Colina, aby zobaczyć jak sobie radzi chory chłopak. Kiedy jednak wchodziła do pokoju, przyłapała Colina na gorącym uczynku. Chłopak stał przy otwartym oknie, przez które wylał całą zawartość zupy- prawdopodobnie rosołu sądząc po zapachu, jaki unosił się w powietrzu.

— Chryste Colin co ty wyprawiasz ?! — krzyknęła Diana, na co chłopak się wzdrygnął i miska, którą trzymał w ręce, upadła na resztki śniegu rozbijając się na drobne części.

— O Roza hej, nie wiedziałem, że…

— Czemu ty wylałeś tę zupę? — przerwała mu zdenerwowana dziewczyna — ty myślisz, że ja nie widzę, jak się głodzisz? Jak ciągle opuszczać wspólne rodzinne posiłki, albo na stołówce ciągle siedzisz głodny, a następnie wpadasz w kompulsywne objadanie?

Chłopak na jej słowa wydawał się zdekoncentrowany, lecz zdobył się na zdziwioną minę i odpowiedział jej:

— Jezu Diana ty się w ogóle słyszysz? Zarzucasz mi, że się głodzę? Weź się, zastanów, zanim coś powiesz.

— Doskonale wiem, co widzę. I powiem ci jedno, albo zaczniesz normalnie jeść, albo…

— Albo co? — przerwał jej chłopak — Powiesz mojemu ojcu, albo swojej mamie? Myślisz, że ci uwierzą?

— Coś z tym zrobię na pewno. Colin spójrz na siebie, przecież ty się głodzisz, nie możesz się doprowadzać do takiego stanu, jeśli potrzebujesz pomocy to…

— Nie, nie potrzebuję kurwa żadnej pomocy, i jak ci mówię, że nic mi nie jest, to znaczy, że nie jest — odparł, wstając z łóżka i zbliżając się do dziewczyny — a ty nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma, bo może nie każdy myśli się obżerać jak ty, aby później być tłustą świnią! — krzyknął w stronę dziewczyny, a następnie popchnął ją za drzwi, aby następnie zamknąć je z głośnym hukiem. Diana jedyne co zrobiła to stała, patrząc się w drewno, z jakiego wykonano drzwi i rozmyślając jakie kroki należy postąpić, aby pomóc Colinowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro