Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Diana i Colin zostali wypuszczeni z aresztu, jej oczom ukazał się William. Mężczyzna - ku jej zdziwieniu nie wyglądał na złego, a wręcz jego mina wskazywała na to, jakby całą tą sytuacją był rozbawiony. Zdezorientowana dziewczyna szybkim krokiem podeszła w jego stronę.

- Mamy nie ma?

- Nie, została w domu. Jest na ciebie bardzo mocno zła. Zresztą jak ja na ciebie, synu. - rzekł, zwracając się do Colina.

- Jak mogłeś dać się złapać policji?, jak tylko usłyszałeś odgłosy przyjeżdżających radiowozów, od razu trzeba było uciekać, gdzie pieprz rośnie.

- Ty nie powinieneś być na mnie zły, czy coś? - odparł Colin, wsiadając do auta.

- Pewnie, że jestem zły. - odpowiedział mu, odpalając samochód - Tylko że kiedy byłem, w waszym wieku sam odwalałem podobne, i po części was rozumiem. Co nie oznacza, że nie unikniecie kary.

- Nie sądzisz, że to lekka hipokryzja z twojej strony, że mówisz nam, że nas rozumiesz, a zarazem i tak dostajemy karę? - odparła Diana.

- Za dobre się wynagradza, a za złe karze. Takie jest życie.

Jazda autem najczęściej dłużyła się dziewczynie. Tym jednak razem trwała zdecydowanie za krótko. Ledwo co zdążyła wysiąść z auta, gdy na podwórzu zjawiła się jej Emily, która w porównaniu do Williama wyglądała na naprawdę wkurzoną.

- Do salonu. Już! - krzyknęła tak, że Diana aż podskoczyła.

- Powodzenia - odparł jej chłopak, który szybko pognał na górę do swojego pokoju, aby ominąć jakąkolwiek konfrontację z matką Diany.

- Siadaj - odparła do niej matka, gdy obie dotarły do wyznaczonego pomieszczenia. Dziewczyna bez słowa wykonała polecenie.

- Upiłaś się, i jeszcze bez słowa wylądowałaś w izbie wytrzeźwień. Zdajesz sobie, sprawę co zrobiłaś?
Nie dając, nawet dojść do słowa swojej córce kontynuowała:

- Twoje zachowanie było nieodpowiedzialne, dlatego do końca lutego masz bezwzględny zakaz wychodzenia na jakiekolwiek imprezy. A teraz marsz do swojego pokoju, bo jutro przygotowałam dla ciebie i Colina dużo pracy.

Dziewczyna ponownie posłusznie posłuchała Emily, i pokierowała się w stronę swojej sypialni. Była tak zmęczona, że jedyne, o czym myślała o to spaniu, i żeby jakoś przeżyć następny dzień.
***
Dziewczyna obudziła się z przeokropnym bólem głowy. Noc za oknem już dawno zamieniła się w dzień, a ona przez chwilę myślała, że wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce wczorajszego wieczoru były po prostu złym snem, jaki jej się przyśnił. Zaraz, jednak kiedy do jej głowy zaczęły, napływać strzępki wspomnień uświadomiła, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.

Ona paląca marihuanę, tańcząca do Abby i całująca się z Rozą, a ostatecznie złapana przez policję. Dopiero teraz, wszystko sobie przypominając, poczuła wstyd za swoje zachowanie. Jak ona teraz będzie w stanie spojrzeć w szkole w oczy Rozalie?. Przecież za każdym razem gdy na nią spojrzy, będzie mieć przed oczami tę sytuację. Jedyne co jej zostało, to mieć nadzieję, że ta cała sytuacja nie zepsuje jej relacji.

Zaspana, jeszcze leżąc w łóżku, sięgnęła po swój telefon w celu sprawdzenia godziny.
Ten jednak- oprócz pokazania na zegarze godziny 14.43 był cały zawalony sms-ami od Josha. Dziewczyna więc szybko przystąpiła do ich czytania:

Josh: Diana, ty i Colin jesteście cali?

Josh: Halo żyjecie?, dajcie jakikolwiek znak życia.

Josh: I po co ty dziewczyno się tak upiłaś?, przecież jutro będziesz mieć takiego kaca, że nawet z łóżka nie wstaniesz.

Josh: Halo mam ci już przygotowywać mowę pogrzebową?

Josh: Dobra Colin postanowił zmarchwystać i już wszytko wiem. Cieszę się, że jesteście cali, może nie do końca zdrowi, i współczuje kary, bo ja na szczęście takowej nie mam hahahaha.

Dziewczyna po przeczytaniu wiadomości zaśmiała się pod nosem, i szybko mu odpisała. Zaraz jednak zauważyła, że oprócz blisko 40 wiadomości od chłopaka dostała jeszcze jedną, która pochodziła od Rozalie. Nie za bardzo wiedząc, czego może się, spodziewać szybko odczytała sms-a:

Rozalie: Jak tam się trzymasz po imprezie?

Diana: Ledwo żyję. A ty?

Dziewczyna odpisała jej, i zaraz potem zeszła na dół, aby zrobić sobie coś do jedzenia.

Dom wydawał się być zupełnie pusty, choć wiedziała, że znajduje się w nim jeszcze Colin. Na szybko wiedz zrobiła sobie kanapki, wzięła tabletkę przeciwbólową i napiła się 2 szklanki wody, a następnie poszła, zobaczyć co robi.

Gdy jednak uchyliła, drzwi zauważyła, że chłopak nadal śpi, w obrzyganej koszulce. Uznała, że nie będzie go budzić, i ponownie skierowała się do kuchni. Tam dostrzegła, że spośród wielu karteczek przypiętych do lodówki, jedna jest zaadresowana do niej i do Colina. Domyślając się, co na niej zastanie niechętnie podeszła w jej stronę i zaczęła czytać swoje dzisiejsze obowiązki:

DIANA:
-Obierz ziemniaki na obiad, i zrób kotlety dewolaj,
-Umyj łazienkę,
-Jak wrócę z pracy, myjesz mi auto.
COLIN:
-Pomyj podłogi WSZĘDZIE,
-Posprzątaj salon i kuchnię,
-Umyj auto Williama.

Cudownie najwidoczniej matka znalazła im zajęcie na cały dzień. Zanim jednak będzie zmuszona przystąpić do dzisiejszych zajęć, dziewczyna nie mogła oprzeć się pokusie, aby nie przeczytać kolejny wpis ze znalezionego pamiętnika. Stąd też najszybciej jak się dało, pochłonęła swoje śniadanie, a następnie pognała na górę, aby poznać losy tajemniczej dziewczyny.

25 kwietnia 1986
Drogi Pamiętniku,
Zanim wybrałam się do wrotkarni, przez jakieś pół godziny zastanawiałam się, w czym tam mam w ogóle pójść. Ostatecznie jednak postawiłam na niebieską koszulkę, na nią narzuciłam różowy sweter, a do tego dobrałam granatowe jeansy. Swoje blond włosy zaplotłam w warkocz, a swoje brązowe oczy podkreśliłam brokatowym cieniem ukradzionym z kosmetyczki matki, zresztą podobnie jak tusz do rzęs, błyszczyk i róż. Gdy byłam, już gotowa ruszyłam do wyjścia.

- Caroline postaram się nie wrócić późno ok?, dasz sobie radę?

-Tak, przecież nie mam 5 lat.

- Dobra, jak zrobisz się głodna, to zrób sobie kanapki, pa! - odparłam, stojąc w drzwiach.

Tak podekscytowana, a zarazem szczęśliwa nie byłam od bardzo dawna. Dosłownie wręcz biegłam na miejsce spotkania!. Gdy dotarłam na miejsce, tam już czekał na mnie Kyle.

- Długo na mnie musiałeś czekać? - zapytałam gdy wchodziliśmy do środka.

- Nie, sam niedawno przyszedłem. To jak gotowa na jazdę?

Drogi pamiętniku, cóż to było za cudowne popołudnie!. Wraz z Kyle'em bawiłam się świetnie, mimo że pierwszy raz w życiu jeździłam na wrotkach. Pary razy, o mały włos bym się nie wywaliła, ale wtedy Kyle przytrzymał mnie za biodra, dzięki czemu moje czoło nie spotkało się z parkietem. Każdy dotyk Kyle powodował, że w moim brzuchu tworzyły się motylki. Zaraz jednak starałam się opędzić to dziwne uczucie,i skupić się na tym, aby stawiać kroki, tak jak mi kazał chłopak, który na wrotkach jeździł całkiem nieźle. Po skończonym wypadzie z wrotkarni skoczyliśmy do pobliskiego baru na shake truskawkowego, i dużą porcję frytek, którą zjedliśmy na pół.

Po całym tym czasie spędzonym z Kyle'em zadowolona jak nigdy wróciłam do domu, gdzie matka jak zwykle miała do mnie jakiś problem, lecz nawet ona nie była w stanie zniszczyć mojego dobrego humoru. W swoim pokoju opowiedziałam o wszystkim, co się dziś wydarzyło, i we dwie byłyśmy szczęśliwe z udanego popołudnia. Drogi pamiętniku, może moje życie jest chujowe, ale przynajmniej mam najlepszą przyjaciółkę na świecie.

Po przeczytaniu tego wpisu Diana ponownie wybrała się na dół, i na myśl o czekającej jej pracy żałowała, że w ogóle dziś wstawała.
***
Następnego dnia udała się do szkoły, i jak zwykle kierowała się w stronę lekcji biologii.

- I jak Diano wyleczyłaś kaca? - usłyszała za sobą głos Josha.

- Nawet mi o tym nie przypominaj. Wczorajszy dzień to była jedna wielka porażka. Kto w ogóle do cholery wezwał policję?

- No tego to się już chyba nie dowiemy - odparł ze śmiechem. - przyjdziesz jutro na mecz?

- O Jezu, totalnie o nim zapomniałam, ale tak, przyjdę.

Chwilę później zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec przerwy, po którym oboje się pożegnali, i udali się na lekcję.

- Co to Roza nie wyspałaś się? - odparła do śpiącej dziewczyny na ławce.

- Spać nie mogłam, i całą noc przewracałam się z boku na bok. - odparła, ziewając. - Twoja mama była na ciebie bardzo zła za tą imprezę?

Pytanie o imprezę, nie było dla Diany komfortowe. Dziewczyna bała się, że temat zaraz przejdzie na ich pocałunek, a Diana nie miała ochoty o tym rozmawiać. Mimo to jednak jak gdyby nigdy nic odpowiedziała dziewczynie:

- Okropnie. Dała mi karę na dwa miesiące bez imprez, ale spoko ja i tak się wymknę.

- No mój brat też nie był, zadowolony jak wróciłam pijana do domu, ale na szczęście jest, w takich sprawach jest wyrozumiały.

- a twoi rodzice ?

Na te słowa uśmiech z twarzy rudowłosej zamienił się w grymas smutku. Diana momentalnie zrozumiała, że nie powinna zadawać tego pytania.

- Oni nie żyją - odparła z powagą w chwili kiedy Pani Moris zjawiła się w klasie.

- Przepraszam. Nie wiedziałam i nie powinnam pytać.

- Nie, nic się nie stało, jest ok. - odpowiedziała jej, mimo że ton jej głosu nie pokrywał się z wypowiedzianym zdaniem.

- Dobrze moi drodzy proszę was już o ciszę, bo mam wam coś ważnego do ogłoszenia. - powiedziała nauczycielka, przez co w klasie momentalnie zapadła cisza. - W parach przygotujecie na tak za hmm.. - przerwała Pani Moris, aby spojrzeć w stronę kalendarza wiszącego na ścianie. - na tak za trzy tygodnie prezentację.

Cała klasa na wypowiedź nauczycielki zareagowała długim jęknięciem.

- Moi drodzy, ale co tak jęczycie? Przecież nawet wam jeszcze tematu nie podałam. Każdy z was ma za zadanie przygotować krótką prezentację na temat mutacji genetycznych, a następnie zaprezentować ją reszcie klasy. Powtarzam macie na to 3 tygodnie, i jeśli ktoś w terminie nie odda mi, pracy to może sobie już kopać grób.

- To co, robimy razem? - zaproponowała Rozalie, na co Diana pokiwała jej głową.
***
- Roza dasz spisać zadanie z angielskiego? - zapytał się jej Josh, po czym wziął spory kęs swojej kanapki.

- Masz na myśli ten esej, który zadała jakiś tydzień temu?

- Tak, a co?

- Nie wiem, czy go znajdę - odparła, przeszukując wnętrze swojego plecaka. - A jak jest, trzymaj. Tylko pozmieniaj trochę, aby się nie domyśliła, że mamy to samo.

Josh podziękował, i zabrał się za przepisywanie zadania. Diana za to przez cały czas, odkąd dosiadła się, do stolika trójki swoich znajomych bacznie przyglądała się Colinowi, który wyglądał na zmartwionego.

- Colin wszystko ok? Jesteś dziś jakiś przygnębiony - odparła Diana, znad swojej porcji jedzenia.

Na jej słowa, chłopak jak na zawołanie oderwał wzrok od stolika i założył na swoją twarz uśmiech, który na pierwszy rzut oka wyglądał na autentyczny. O jego jednak prawdziwym stanie zdradzała go tylko jedna rzecz-oczy.

- Wydaje ci się, ja tam się czuje świetnie.

Diana już miała mu coś na to odpowiedzieć, lecz do jej uszu dotarł głos Rozy:

- Diana kiedy się bierzemy za ten projekt z biologii?

- Tak szybko chcesz się za niego brać?, przecież mamy jeszcze sporu czasu.

- Nie lubię zostawiać czegoś na ostatnią chwilę, a zresztą im szybciej zaczniemy, tym więcej będziemy mieć czasu na ewentualne poprawki.

- No powiedzmy, że mnie przekonałaś. W takim razie może byśmy się spotkały w piątek u mnie?

- Mnie pasuje.

- Boże co ta jędza wam znowu wymyśliła - zapytał Josh, który o Pani Moris od swoich znajomych nie usłyszał nic dobrego.

W momencie, w którym Rozalie opowiadała o zadaniu, Colin ściągnął z siebie wesołą minę, i ponownie stał się ponury. Gdy skończyła, wymruczał coś pod nosem, że wychodzi, i odszedł od stolika. Zszokowana Diana od razu za nim pobiegła.

- Colin co się dzieje?

- Przecież ci już mówiłem, że nic mi nie jest - odpowiedział jej poirytowany.

- Coś ci nie wierzę.

- Jezu, weź się, dziewczyno ogarnij i znajdź sobie jakieś zajęcie, bo ewidentnie ci go brakuje - odpowiedział jej, i poszedł w stronę drzwi wejściowych.

Zdezorientowana dziewczyna wpatrywała się w oddalającego się chłopaka, dopóki nie zniknął z jej pola widzenia. Następnie ponownie pokierowała się w stronę stołówki, gdzie jej znajomi byli równie zdziwieni zachowaniem chłopaka co ona.

- Co mu jest? - zapytała się Roza.

- Nie mam pojęcia. Chyba po prostu ma zły dzień. - odparła, cały czas patrząc na miejsce, gdzie jeszcze niedawno siedział i zostawioną przez niego tackę, na której leżała nietknięta kanapka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro