Dwunasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 12


  Siedzieli pod drzewem na ulubionym kamiennym stole Kory. Był tak naprawdę nagrobkiem, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Pies czuwał niedaleko ich nóg, strzygąc uszami. Ich ramiona się stykały, gdy podawali sobie butelkę i pobijali ciemny płyn.
- Czy w Hadesie mają wina? - zapytała znudzonym głosem.
Jej zakapturzony towarzysz pociągnął łyk cieczy i podał jej flaszkę.
- Najlepsze, musisz ich kiedyś spróbować.
Zaśmiała się i poprawiła lekko. Las wokół nich był cichy i spokojny, niemal nieprzenikniony. Żadne światło nie oświetlało zarośli, nawet księżyc nie miał mocy, pod gęstymi koronami drzew. Kora nie wiedziała, że dodatkową ochroną był mrok Hadesa, bardziej czarny i nieprzystępny niż sama noc.


- Nigdy w życiu, nie jestem głupia, nie tknę nic z twojego królestwa.
Tym razem to on parsknął śmiechem, zupełnie jej nie wierzył. Jego cynizm i poczucie własnej wartości, doprawdy nie miały granic.
- Mógłbym cię zmusić.
- Nie dałabym się.
- Czasem jesteś taka naiwna.
 Wywróciła oczami i oparła głowę na jego ramieniu. Na niebie zaczynały już igrać błyskawice, głośne grzmoty zatrzęsły posadami ziemi. Nawet powietrze zdawało się drgać i przypadkowy przechodzień nie mógłby pozbyć się wrażenia, że za moment stanie się coś ważnego. W głębi lasu mimo wszystko czuć było aurę bezpieczeństwa, którą roztaczał Hades. To było właśnie to, co nie pozwalało Korze zapomnieć o niezwykłym nieznajomym. Był jednocześnie groźny, tajemniczy i budzący dreszcze, a jednocześnie cała jego groza odstraszała wszystko inne. W jego towarzystwie nic innego nie mogło jej tknąć. Nic prócz jego samego, nie stanowiło zagrożenia. To było dla Kory całkiem obce uczucie, być niemal bezpieczną. Znać kogoś bardziej pokręconego i nieprzewidywalnego od samej siebie.
Jej towarzysz podniósł się jakby niechętnie i rzucił psu patyk, patrząc jak goni go w zarośla. Zdawał się być miłośnikiem zwierząt. Po chwili sięgnął do kieszeni i w wrzucił do ust gumę. Przez myśli Persefony przeszło, że powinien jeść ambrozję, a nie orbit, powstrzymała się jednak od komentarza. Spojrzał na nią i gestem zapytał czy ma ochotę. Wzruszyła ramionami i wzięła listek - smakował trochę dziwnie. Nie było to mięta, ani truskawki. Guma była zbyt słodka jak na jej gust.
Hades musiał zobaczyć grymas na jej twarzy, gdyż pośpieszył z wyjaśnieniami. Jego twarz była nieprzenikniona, ale wydawał się zadowolony - można to było odczytać po jego postawie.
- To smak granatu - poinformował ją siadając obok pozwalając psu położyć się na jego kolanach.
- Możesz zrobić czary-mary i zabrać mnie do domu? - zapytała nieco sennym głosem.
Taka bliskość Hadesa wywoływała dreszcze, budził niepokój samą swoją obecnością. Do tego ten zapach! Delikatny dym i zimno, a jednocześnie jakby ogień - przyjemna mieszanka z nutką goryczy. Kora lubiła rzeczy niebezpieczne i niepokojące.
- Twoje słowo jest moim rozkazem, Persefono - odrzekł obejmując ją ramieniem.
Ma moment zakręciło jej się w głowie i poczuła lekkie mdłości, zapewne za sprawą wypitego trunku. Gdy otworzyła oczy była sama w pokoju, zachwiała się lekko. Cerber piszczał zaniepokojony i słaniał się na łapach. Schyliła się i pogłaskała go uspokajająco nim udała się do łazienki. Nazajutrz głowa bolała ją trochę, dzięki alkoholowi, dodatkowo czuła się dziwnie. Jakby była nieskończenie zmęczona, to nie poprawiało jej humoru. Nie mogła już spać, a czuła jakby w ogóle się nie kładła. Prócz promieni słonecznych powitał ją widok Tana skulonego pod jej oknem. Był taki jakim go zapamiętała - brudny, wychudzony i skulony. Jego nienaturalnie wydłużone kończyny były niemal splątane, był tak bardzo wykręcony. Westchnęła zanim podniosła się z łóżka.
- To trochę przerażające, że patrzyłeś jak śpię - oświadczyła patrząc na niego krytycznie i ziewając.
Była zdziwiona, że nie obudziło ją szczekanie Cerbera, lub jego warkot. Pies nieustannie szczerzył kły.
- Spokój - skarciła go cicho i odrzuciła cienką kołdrę.
W łazience przejrzała się w lustrze i umyła zęby. Twarz, która przywitała ją w gładkiej powierzchni zwierciadła wydawała się być umęczona, blada i jakby ziemista. Oczy również był wyjątkowo podkrążone i pozbawione blasku. Wracając do pokoju, chwyciła koc i rzuciła nim w niechcianego gościa.
- Boże człowieku, wyglądasz gorzej niż ja - rzuciła złośliwe. - Pogadam  z Hadesem, powinien cię przynajmniej karmić.
Chłopak opatulił się puszystym materiałem, ale w reakcji na słowa dziewczyny zatrząsł jeszcze bardziej.
- Nie. Nawet tobie nie wolno, proszę - wyszeptał swoim wysokim głosem.
Kora pokręciła głową, Tan nie był tylko dziwny, był całkowicie bezbronny i tchórzliwy.
- Masz być moją ochroną, tak? - zapytała sarkastycznie.
Zeszła po schodach, nawet nie odwracając się by sprawdzić, czy pokraczna istota idzie za nią. Była pewna, że tak właśnie jest, westchnęła.
- Jest środek lata, dlaczego tobie ciągle jest zimno? - zapytała, choć odpowiedź niemal jej nie obchodziła.
Zagotowała wodę na herbatę i nakarmiła psa. Następnie podała do swojemu przymusowemu gościowi grzanki z dżemem.
- Jedź, Chudzielcu - poleciła z delikatnym uśmiechem.
Tan nie usiadła na kanapie, jak człowiek. Wybrał miejsce na podłodze, gdzie zgarbiony sięgał do stołu. Jego ubranie było nawet bardziej wyświechtane niż poprzednio, do tego zdawał się w ogóle go nie zmieniać, trochę śmierdział. Jego długie i blade stopy były umorusane, tak samo jak dłonie. Podarta, za duża bluzka ukazywała skórę na jego plecach, kiedy spojrzał w stronę okna. Persefona zmarszczyła brwi, zdawał się mieć rany na plecach. Jakby ktoś go biczował - nasunęło jej się porównanie. Niemal mimowolnie sięgnęła do nich dłonią. Jego skóra była zimna jak lód i dziwna w dotyku, jakby mokra. Odsunął się od jej dotyku, jakby poraziła go prądem.
- Przepraszam - westchnęła poirytowanym głosem.
Tan patrzał na nią tak dziwnie, jakby była z innej planety. Nie potrafiła odczytać tego spojrzenia. Był zdecydowanie najdziwniejszą istotą z jaką się spotkała, lub nawet ujrzała.
- Przygotuje dla ciebie kąpiel, nie będę siedziała z brudasem - odezwała się i udała na górę.
Stwór ciągnął się za nią, był cichy i niemal niezauważalny, mimo swojego wzrostu.
Włożyła korek do otworu w wannie i przekręciła kurek. Po chwili sięgnęła też po czysty ręcznik i położyła na toalecie.
- Zakręcisz wodę i dolejesz trochę zimnej - a gdy będziesz już czysty, możesz zejść na dół. Załatwię ci jakieś ciuchy, ale nie licz na wiele - zwracała się do niego jak do głupka, bo nie była pewna, czy nim nie jest.
                                                              ~~*~~*~~

- Rozmowa z tobą jest bardzo męcząca - stwierdziła Kora ze znudzonym wyrazem twarzy.
Tan siedział na parapecie, był już czysty, miał na sobie pozostawioną przez Eryka, flanelową koszulę i jej stare spodnie od piżamy. Ze zgrozą odkryła, że chłopak ma zgrabniejsze nogi, no w każdym razie szczuplejsze. Na zewnątrz panował już mrok, Kora miała trochę dość towarzystwa Tana, niemal cały dzień czekała na pojawienie się Hadesa, rozczarował ją jednak.
- Dobra, zbieraj się! Przejdziemy się z psem i wpadniemy na jakiegoś kebaba - zadecydowała i wyłączyła telewizor.
 Gdzieś wewnątrz była nawet wdzięczna za Taina, choć nigdy by się do tego nie przyznała. Z matką miała swoiste ciche dni, a Nataniel miał szlaban za późny powrót do domu.  Gdyby nie nękająca obecność Hadesa, byłaby nawet trochę samotna.
Miasto, a przynajmniej dzielnica, którą zamieszkiwała, powitała ich swoją ciszą i spokojem. Dzięki niewielu latarniom, nie martwiła się nawet, że idzie z ubranym w piżamę stworem w damskich skarpetkach i bez butów. Jeśli będą ją z nim widywać, szanse na nowych przyjaciół zmaleją do zera. Oczywiście, chyba, że woli poznać innych mieszkańców Podziemia. Nie wolała. Gdy dotarli do ruchliwszej i bardziej szemranej części miasta, czuła się już lepiej. Cisza nie była przytłaczająca, burzyły ją samochody i muzyka wydobywająca się z okien. Przywiązała psa, który wciąż nieufnie i groźnie patrzył na Tana, do kratki i zeszła po schodkach do ulubionego lokalu. Już na zewnątrz roznosił się apetyczny zapach mięsa i przypraw, choć miejsce to wyglądało obskurnie - Kora często tam jadała. Wewnątrz panował lekki zaduch i było dość ciemno - jedynym źródłem światła była przykryta papierowym abażurem żarówka. Kontuar był wąski i wysoki, przez odrobinę brudną szybę widziała posiekane sałatki i pojemniki z sosami. Wielki kawał mięcha na ruszcie obracał się powoli, cicho skwiercząc. Za otwartymi drzwiami stało metalowe wiadro z wetkniętym doń mopem. Na jednej ze ścian wisiał wielki obraz przedstawiający kosz owoców, w ramę wsunięte były obrazki z Janem Pawłem II. W głębi przy prowizorycznym stoliku siedziało dwóch mężczyzn w średnim wieku, którzy rozmawiali cicho popijając piwo w wielkich kuflach. Sprzedawca przywitał ją ostrożnym uśmiechem, wychylając się by ujrzeć otwarte drzwi za nią.
- Dobry wieczór - odezwała się, chcąc zwrócić jego uwagę.
Wyglądał na jakieś pięćdziesiąt kilka lat, miał bruzdy na policzkach i krzaczaste brwi. Jego wargi były mięsiste, a znaczone zmarszczkami czoło, wiecznie skropione potem. Na flanelową koszule, narzucony miał fartuch, a lewe ramie zdobiła mu ścierka. Mimo niezachęcającego wyglądu, a może dzięki niemu, budził sympatię dziewczyny. Często tam jadała i wdawała się z nim w dziwne rozmowy.
- Nie podoba mi się ten twój znajomy dziecko, nie chcę, żeby tu przychodził - odezwał się zamiast powitania.
Kora zmarszczyła brwi, mogła dokuczać Tanowi i nie traktować go zbyt dobrze, ale nie pozwoliłaby innym, traktować go źle.
- Nie jest groźny - powiedziała sarkastycznym tonem, uznanie Tana za niebezpiecznego wyraźnie ją śmieszyło. Szacunek do sprzedawcy, który wziął się znikąd nie pozwolił jej jednak na pyskówki.
Mężczyzna zabrał się za krojenie mięsa, nawet nie pytając o jej zamówienie. Posiadał dziwną umiejętność odgadywania tego, bez żadnych podpowiedzi.
- Mój lokal stoi tu od bardzo wielu lat, księżniczko. Dużo ludzi się tu kręciło i potrafię rozpoznać tych niebezpiecznych.
Dziewczyna oparła się o ladę i spojrzała na małą lodówkę z napojami, stojącą w rogu. Nie było tego wiele, zaledwie kilka butelek coli i soków.
- Zna mnie pan, lubię kłopoty - uśmiechnęła się odrobinę wymuszenie.
Czuła się przy nim dzieckiem. Wbrew pozorom nie kłamała, mimo tylko powierzchownej znajomości - zdawał się odczytywać ją jak otwartą książkę. Wystarczyło kilka tygodni był stał się dla niej kimś na kształt ulubionego wujka.
Mężczyzna wyjął z maszynki sprasowane bułki i wypełnił jej sosem, jednym szybkim ruchem. Miał niesamowitą wprawę. Wypełniał podwójne zamówienie, w rekordowym czasie, dodając odpowiednie ilości warzyw i mięsa, zalewając to specjalną mieszanką sosu.
Na koniec zapakował wszystko w metaliczne sreberko i foliówkę. Po rzuceniu okiem na Korę dodał też dwie puszki pepsi - była chyba jedyną klientką, która je kupowała.
- Chciałbym powiedzieć, żebyś trzymała się z daleka od nich, ale widzę, że jest już za późno - odezwał się na koniec, przyjmując od niej pieniądze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro