Dziewiąty cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

A/N Nie mogę uwierzyć, że nikt nie zainteresował się tym, że brakuje połowy rozdziału. Kapnęłam się przez przypadek, że wydarzenia w dziesiątce są zupełnie z kosmosu. Sorry. 

Rozdział 9 cz.2

       Dyszała lekko, a włosy lepiły się jej do skóry, nie mogła uwierzyć w to co się wokół niej działo. Tańczyła na moście w akompaniamencie muzyki deszczu i błyskawic, pluskającej gdzieś w dole rzeki. Towarzyszył jej mroczny chłopak, mający moc zsyłania do Tartaru, podający się za pana Świata Podziemnego -  w którego istnienie jeszcze niedawno wątpiła. Jeśli nie jest jednak Hadesem, to kim? Istniała szansa, że wszystko co się teraz działo, było wymysłem jej pomylonego umysłu, ale czy w takim razie nie powinna się cieszyć tym ulotnym stanem? Wciąż wirowali, gdy zauważyła zmianę na twarzy Hadesa, spiął się i zmarszczył brwi.
- Co  jest?
- Ktoś doniósł mi o ataku kainitów, muszę się tym zająć. Wybacz Persefono.
- Zabierz mnie ze sobą! - krzyknęła natychmiast łapiąc jego dłonie, spojrzał na nią przenikliwymi stalowymi oczyma.
Patrzył na nią z czymś na kształt czułości i zaciekawienia. Teraz stali w miejscu, to świat wirował bez nich. Powoli uniósł dłoń by dotknąć jej zaczerwienionego policzka, odtrąciła jego dłoń niedbałym gestem.
- Jeśli jesteś jakimś niebiańskim pra.... - Nie pozwolił jej skończyć. 

- Tylko nie niebiańskim Persefono, to naprawdę kiepski dobór słów - skarcił ją przechylając lekko głowę.
Zdjęła z nadgarstka gumkę i szybkim ruchem zaplotła włosy w wysoką, bujną kitkę.
- Zabierz mnie ze sobą - zażądała twardym i rozkazującym tonem.
Może prawdę jest to, że nie znała strachu. A może jedynie upajała się nim, jak to robią fani mocnych wrażeń - igranie z ogniem też ma wszak swój smak.
- To niebezpieczne - odpowiedział nie poruszony jej bezczelnością.
Podobał mu się fakt, że dziewczyna się stawia, taką ją pamiętał - krnąbrną. Była jedyną osobą, która nie czuła przed nim obrzydzenia i strachu. Tak przynajmniej uważał, taką miał nadzieję.
- Powiedziałeś, że nie pozwolisz mi umrzeć, przecież władasz śmiercią - nie ustępowała przywołując jego własne słowa.
Nie uśmiechnął się, ani nie nachmurzył - jego twarz przypominała białą kartkę, niemożliwą do odczytania księgę. 
- Nigdy nie pozwolę ci umrzeć, ale nie zabiorę od ciebie bólu. Nawet jeśli chciałbym to zrobić - powiedział i ponownie uniósł dłoń by dotknąć jej policzka. Stała w bezruchu, jego oczy nie pozwoliły jej się poruszyć.
- Nie boję się bólu - skłamała gładko czując na skórze zimno jego dotyku, jak zawsze czuła lekki swąd dymu i ciepło wszędzie przy nim, lecz nie bijące od jego ciała. - Ja boję się być jego sprawcą - powiedział tylko i kolory wokół zniknęły, opanowała ją przenikliwa ciemność.
- Pozwól mi! - zdążyła jeszcze krzyknąć.
Gdzieś za nią rozbrzmiał delikatny śmiech. 
- Stanie się wedle twojego życzenia.
Nagle zrobiło się zimno, wiatr miotał jej ubraniem i włosami. Zrobiła krok i zachwiała się niepewnie - stała nad przepaścią. Cofnęła się gwałtownie, upadając do tyłu i odczołgała się od krawędzi. Stała na dachu, był tam komin i kilka talerzy. Papa była mokra i czarna, mżyło. Omal nie krzyknęła z przerażenia, mimo to podeszła na czworaka do krawędzi i spojrzała w dół. Hades nie odwrócił się, ale usłyszała jego cichy śmiech. Miał doprawdy ciężkie poczucie humoru, jeśli uważał zostawienie jej nad krańcem dwu piętrowego dachu za zabawne. Zaklęła cicho i zacisnęła palce na krawędzi dachu, próbując dostrzec jak najwięcej. Napastników było trzech, blade i ubrane w białe koszulki na ramiączkach, postaci śmiały się wydawały rozluźnione. Kobieta stojąca pod ścianą również wydawała się świetnie bawić. W blasku latarni Kora nie potrafiła dociec, czy jest jedną z nieumarłych. Zachowywała się zalotnie poruszała biodrami o odgarniała włosy na jedno ramię. Była skąpo ubrana, pomimo chłodu nocy. Persefona z łatwością odgadła, że kobieta jest dziwką, nie znała jednak jej zamiarów, ani pochodzenia, nie potrafiła stwierdzić, czy należy do wampirów. Intuicja podpowiadała jej jednak, że pełni rolę raczej przekąski, niż kompana. Hades stał pod latarnią, burząc jej słaby blask, miał skrzyżowane ramiona, nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy. Dopiero po dłuższej chwili spostrzegła drugą postać. Nie mogła nazwać jej człowiekiem. Ubrana w długą i postrzępioną szatę dziewczyna wydawała się mieć góra piętnaście lat. Porwany materiał pokazywał spore kawałki jej skóry, była opalona i pokryta gdzieniegdzie ciemnymi runami. Należy do Podziemia! Uświadomiła sobie Kora, patrząc jak demoniczna postać wychodzi z cienia rzucanego przed stary budynek. Sięgnęła ręką za plecy i wyjęła coś na kształt sznura, Kora ze zgrozą patrzyła jak lina rozwija się jak bicz, nie była jednak, ani liną, ani batem. Ułożona na ziemi ożyła i wijąc się i skręcając zbliżała się do czterech postaci. Jak wąż, zaklinana przez piętnastolatkę lina, uniosła się lekko i zaatakowała. Obiektem jej ataku, nie byli jednak bladzi kainici. Broń owinęła się wokół szyi prostytutki pozbawiając ją tchu. Kora była zrozpaczona, wiedziała że musi coś zrobić, bo inaczej kobieta umrze na jej oczach. Chciała krzyczeń, ale brakło jej tchu. Musiała coś zrobić, kobieta umierała, duszona przez magiczny sznurek! Rozejrzała się w panice i jej wzrok padł na białą i pokruszoną połówkę cegły, bez zastanowienia łapała ją w dłoń i rzuciła w demoniczną postać stojącą za plecami zdziwionych kainitów. Wszystko działo się przez zaledwie sekundy. Cegła leciała szybko, aż spadła kilka kroków od napastniczki. Oczy jej i kainitów zwróciły się w stronę Kory, która natychmiast padła jak długa na papę. Tymczasem wąż skończył z kobietą szybko skoczył na pierwszego z wampirów. Ciało bez życia upadło głucho na beton. Stwór próbował pozbyć się liny - potwora z szyi, bezskutecznie. Kora nie widziała dokładnie ruchów węża, on jednak nie dusił ofiary, a zatopił w jej kły. Pozostała dwójka rzuciła się do ucieczki, wtedy Hades ruszył im na przeciw. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby kainici zamarli w przerażeniu.
- Ppanie....Proszę - wysapał jeden z nich, jednak było już za późno.
Kobieta przywołała swoją broń i podeszła do leżącego na ziemi nieumarłego i nakreśliła na jego ciele jakieś znali. Kora nie czekała na finał powolutku odsunęła się od krawędzi i na chwiejnych nogach udała się na drugi brzeg dachu. Znalazła tam wąską drabinkę, z przerażeniem przerzuciła nogę przez krawędź i starając się bez bezskutecznie zapanować na drżeniem rąk schodziła w dół. Szczeble były mokre i mokre od deszczu, wypolerowana stal również nie pomagała w ucieczce. Dziewczyna brała głębokie  i ciche oddechy. Drabina kończyła się półtora metra nad chodnikiem. Kora spojrzała w dół z powątpiewaniem, nie miała jednak wyboru. Zamknęła oczy i zrobiła krok w powietrze.
_________________________________________

A/N Nie mogę no! Nikt nie był zdziwiony i nei zastanawiał sie, skąd ona się tam wzięła? W dodatku nie wiem jakim cudem zapomniałam to wstawić. Mam dziury. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro