Dziewiętnasty cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaciągnął się mentolowym papierosem i wypuścił cienki strużek dymu.

- Jesteś jedyną osobą, z którą mogę tak rozmawiać. Nie ogarną tego, choćby im to rozrysował.

Gestykulował gwałtownie, luźno zawieszony pomiędzy jego palcami papieros chwiał się niebezpiecznie, ale nie spadł. Siedział z szeroko rozstawionymi kolanami, na których ustawił łokcie. Jego potargane włosy były lekko tłuste, zbyt często odgarniał je z twarzy. Nataniel nigdy specjalnie nie przejmował się tym jak wyglądał i czy jego koszulka była noszona raz czy pięć, a im bardziej niechlujnie wyglądał tym więcej miał uroku. Jego nabyta niepewność siebie połączona z naturą gwiazdy rocka sprawiała, że był odżywczy i uzależniający. Smakował jak pierwszy papieros, rozluźniał jak pierwsze wypite piwo i miał niecałe siedemnaście lat.



- Twój ojciec nas tu nie złapie? - zapytała Maja.

Jej oczy błyszczały jasno w słabym świetle, zawieszonej pod sufitem żarówki. Miała rozpuszczone włosy, Natan zauważył, że nigdy ich nie wiąże i lubił to. Uważał, że pięknie wyginają się przy końcach.

- Nie schodzi latem do piwnicy. W zasadzie nikt tu nie schodzi, możemy czuć się bezpiecznie - mówiąc to spojrzał na nią i zagryzł dolną wargę.

Zgasił papieros o betonową posadzkę i wrzucił do słoika pełnego petów. Stary, sprężynowy materac zaskrzypiał gdy się poruszył. W tle grała cicho rockowa muzyka, wypływająca z jego telefonu. Leżał wysoko na półce, którą jego ojciec zbił na przetwory. Mama Nataniela uwielbiała gotować, po jej śmierci półka wisiała pusta i opuszczona.

- To co, pokażesz mi jak to zrobić? - zapytał lekko speszony.

Dziewczyna odwróciła się w jego stronę z poważnym wyrazem twarzy. Zauważył, że jej włosy są farbowane, miała kilka centymetrów jaśniejszych odrostów. Trochę żałował, że to zauważył, lubił myśleć o jej włosach jak o skrzydłach kruka, a były przecież oszustwem.

Maja wyciągnęła przed siebie chude ręce, błękitne rękawy podwinęły się i ukazywały jej bladą skórę. Przejechała krótkim, niestarannie pomalowanym na czarno paznokciem wzdłuż brzydkiej blizny. Od dłoni w stronę łokcia na może pięć centymetrów. Trochę krzywo.

- Obiecaj, że nigdy nie będziesz ciąć w ten sposób.

Nataniel uśmiechnął się podekscytowany. Cmoknął ją szybko w kącik ust. 

- Obiecuję. Zrób to - poprosił, pokazując zęby w uśmiechu.

Podniosła się lekko, żeby wyciągnąć z tylnej kieszeni szortów mały kawałek metalu, zawinięty w chusteczkę. Chciała podać mu zawiniątko, ale nie wyciągnął dłoni w jej kierunku.

- Musisz zrobić to sam, inaczej się nie uda.

Chłopak przełknął ślinę.

- Nie chcę. Ty to zrób, proszę - nalegał, przysuwając się bliżej niej.

Uśmiechnęła się do niego marzycielsko, kiedy to robiła pod jej oczami tworzyły się malutkie dołeczki tuż nad kością policzkową. Nawet ten leniwy uśmiech ożywiał jej twarz, zwykle senną.

- Jakbyś naprawdę chciał (A/N jeśli którejkolwiek wpadnie do głowy taki idiotyczny pomysł, żeby się ciąć to was dopadnę!) to zrobiłbyś to sam - powiedziała pewnie.

Nataniel złapał jej twarz swoimi długimi i ciepłymi palcami. Mógł niemal zamknąć jej główkę w dłoniach. Podobało mu się to jak drobna była. Krew szybciej krążyła w jego ciele. Zagryzł wargę z podekscytowania, męczył się tak długo, a mógł ulżyć sobie małym nacięciem. To byłaby taka "ich" sprawa. Łączyłaby jego i Maję, mieliby własną tajemnicę. Poza tym pociągało go niebezpieczeństwo i ryzyko, że ktoś się dowie. Może nawet chciałby żeby ktoś się dowiedział, ale byłaby afera.

- Boję się, zrób to dla mnie, proszę  - wyszeptał, patrząc w jej jasne oczy. 

Dziewczyna zdjęła jego ręce ze swojej twarzy. Położyła sobie jego lewą dłoń na kolanach i sięgnęła po wyjęte z golarki ostrze. Nie ogrywając wzroku od jego oczu schyliła się i pocałowała niebieskie żyły, widoczne przez jego na złoto opaloną skórę. Miała ciepłe, czerwone usta i trzymała metal bardzo pewnie. Syknął cicho, gdy pierwszy raz przecięła skórę. Przy Mai nie musiał zgrywać twardziela, nie hamował więc szeptanego jęku, który wydostał się z jego ust gdy powoli robiła nacięcie. Krew skapnęła na jej błękitną bluzeczkę. Polizała rankę, co też sprawiło mu lekki ból. Mimo wszystko wydało mu się to bardzo podniecające. Przytulił się do niej mocno i ucałował jej ucho w miejscu, gdzie tkwiły dwa czarne, metalowe serduszka.


***



- Uważaj na palce. Bardzo je lubię, będzie mi przykro jeśli jakiś stracisz - odezwał się Hades. 

Jadł powoli z wielkich talerzy, obserwując jak Kora pochłania jedzenie z prędkością postaci z kreskówki i co jakiś czas wsuwa pod stół kawałek mięsa, dla siedzącej tam chichoczącej istoty. 

Wziął łyk wina i skupił się na cierpkim smaku, pozostającym na jego języku.

- Bardzo ci na nich zależy? - zapytała, robiąc sobie przerwę w jedzeniu.

Odłożyła sztućce i napiła się wina. Nawet gdy odłożyła puchar na stół, jej ręka wciąż go oplatała. Hades oblizał się powoli i z namysłem sięgnął do jej dłoni. Nachylił się nad stołem i przybliżył. Pocałował najpierw wnętrze jej dłoni, a potem kolejno każdy palec. Był przy tym uważny i dokładny. Na chwilę podniósł wzrok, obserwując rozchylone usta dziewczyny.

- To mój ulubiony - oznajmił, całując kilkukrotnie mały palec i przez chwilę, trzymając go przy swoich gorących ustach.

Zabrała dłoń i podparła na niej głowę. Musiała sobie przypominać, że prowadzi z Hadesem bój, że każdy nieostrożny gest może ją wiele kosztować. Tak łatwo było zapomnieć jak podstępnym i okrutnym był mężczyzną, gdy był dla niej taki jak w tamtej chwili. Zaczynała czuć się komfortowo w jego towarzystwie i nie mogła nic z tym zrobić. Chciał rozejmu, ale dla Kory nigdy nie kończyła się polityka. Przyjemnie było nie czuć głodu i pragnienia, siedzieć na wysokim krześle i porostu na niego patrzeć. Sposób w jaki układał usta, zaciskał szczęki. Nigdy nigdy nie wywoływał w niej takim emocji. Zmarszczyła brwi i przyjrzała mu się jeszcze dokładniej. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym, ale teraz jej swobodny tok myśli zmąciło jedno pytanie. Dlaczego ona? Ze wszelkim stworzeń Hadesu i ziemi, to z nią spędzał czas, zdawał się ją znać, a nie przypominała sobie by widziała go przed przeprowadzką. Nie zapomina się takiej twarzy.

- Jak mnie znalazłeś? - zapytała cicho, ostrożnie.

Nie chciała wierzyć w to, że zobaczył ją i postanowił mieć. Nie wybiera się królowych w ten sposób.

- Nigdy cię nie zgubiłem, Persuniu - powiedział czule.

Serce zaczęło jej bić mocniej. Przełknęła ślinę.

Poczuła ostry ból w łydce, odskoczyła od razu i podwinęła zranioną nogę. Cherubinek pod stołem pisnął lekko. Hades odsunął swoje krzesło gwałtownie i sięgnął pod stół. W ciągu sekundy wyciągnął szamoczącą się istotę, podtrzymując ją za ubranie. Krew ściekała z okrąglutkiej brody.

- Znikaj! - warknął, a ciało rozpłynęło się w jego ręce w czarny dym.

Wytarł brudną od sadzy dłoń w ciemne dżinsy. 

- Co jej zrobiłeś?! - zażądała odpowiedzi, Kora. 

Hades oparł masywne ramiona na stole. Jego dłonie uderzyły w blat.

- To Kera, Persefono! Jej ulubionym daniem jest ludzkie mięso - powiedział cicho, złowieszczo. - Woli padlinę - dodał.

Dziewczyna mocniej złapała nogę i przyłożyła palce do maleńkiej ranki. Mała, chciała ją zjeść? Zaschło jej w gardle. 

- Miałaś szczęście, że to młode. Jeśli pokażesz im, że mogą - zabiją cię i zjedzą - kontynuował głosem wściekłego nauczyciela.

 Jakby niezwykle irytowała go jej ignorancja.

Persefona wstała od stołu z wojowniczym wyrazem twarzy. Czuła się głęboko zraniona.

- Czy wszystko w twoim kraju jest złe i rządne krwi? - zapytała oskarżycielsko. 

Hades uśmiechnął się mrocznie, a jego oczy zapłonęły zimnym ogniem. Odezwał się pewnym, trochę ironicznym głosem. 

- Należysz tu, widzisz to teraz?

Rzuciła się w jego stronę pełna furii, włosy pięknie odfrunęły z jej twarzy na plecy w jednym płynnym ruchu. Tym razem pozwolił by go uderzyła. Jego twarz samoistnie odskoczyła w lewo, a piekący ból tylko bardziej mu się spodobał. Podniecała go ta pasja i agresja, sprawiała, że krew gotowała się jego żyłach. Złapał jej różową od rumieńca twarz w szorstkie dłonie i niemal zmusił do pocałunku. Poddała się mu zahaczając dłoń o jego kark. Wbiła paznokcie w skórę tak mocno, że sprawiło mu to ból. Odepchnął ją, zamaszystym ruchem ramienia zmiótł wszystko co znajdowało się na stole. Trzask srebrnych sztućców, brzdęk talerzy i szkła był  niczym w porównaniu z bębnieniem serc. Złapał ją w tali i uniósł jakby nie ważyła nic. Ułożył ją na stole, nogą rozchylił jej kolana. Poddawała się mu jakby była bezwolna. Stanowiła rozgrzaną masę drgających mięśni, sumę dyszących oddechów i cichych westchnień, nigdy nie czuła się bardziej uległa. Przyjemna była ta uległość, bardziej niż mogła się kiedykolwiek spodziewać. Patrzył na nią w białej sukience, rozłożoną na stole przez sekundę lub dwie zanim nakrył ją swoim ciałem. Pocałunek był cierpki i palący jak wino, które teraz rozlewało się potokiem po kamiennej posadzce. Sadza, którą miał na dłoni, zostawiała smugi na jej ciele. Odciski jego dłoni zupełnie nie delikatnych. Drewno wbijało się w jej łopatki, gdy wyginała plecy. Przez myśl przeszło jej, że już zawsze tak będzie. Utknęli gdzieś między agresją i pasją. 
___________________________
Powrót, a właściwie tylko migawka z życia Nataniela kiedy Kory nie ma obok. ;) Jak wrażenia? Przepraszam, ze to tyle trwa. Pamiętajcie o gwiazdkach, rozbieżność osób, które widziały między tymi, które dały gwiazdkę jest olbrzymia, nie chce mi się wierzyć, że tak bardzo wiele ludzi czyta bez przyjemności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro