Rozdział 14 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział czternasty

ciąg dalszy...  






- Nie - powiedziała nagle Persefona.
Jedna myśl uderzyła ją niby grzmot. Jej pies nie musiał umierać, Hades mógł przecież przyprowadzić go z powrotem. Był panem śmierci, a Persefona nie wiedzieć czemu miała na niego wpływ. Postanowiła to wykorzystać.
- Musimy pojechać do szpitala Persefono - odezwała się cicho jej matka.
Zmęczenie na twarzy kobiety sprawiło, że wyglądała dużo brzydziej i starzej niż zwykle. Ujawniły się bruzdy przy ustach i kurze łapki tuż przy ciepłych oczach.
- Nie! - odpowiedziała Kora tonem, któremu nikt nie pozostawał obojętny.
To nie było nawet zwykłe twierdzenie, to był rozkaz.

- Córuniu, proszę cię. To był długi dzień, musimy sprawdzić co się stało - prosiła dalej kobieta, mimo gęsiej skórki i rytmicznie targających nią dreszczy nie chciała ustąpić.
- Nie, chcę wrócić do domu! - odpowiedziała dziewczyna natychmiast.
- Kora, w tej chwili wstań i jedziemy do szpitala, nie będę się powtarzać na litość boską! Posłuchaj mnie raz.


Persefona otarła zimne ślady łez z policzków i wstała chwiejnie, wpadając w krąg światła słonecznego i ramiona Ewy. Oplatający ją cień, ruszył niechętnie ustępując miejsca matce Kory.
Lekarz miał zimne dłonie i zmarszczone brwi. Był niecierpliwy, a mimo to metodyczny. Tylko dzięki kłótni zgodził się przebadać Korę w obecności jej matki. Zadawał pytania, na które tylko Ewa odpowiadała. Ostre światło jarzeniówek drażniło dziewczynę. Była tak bardzo zmęczona i pusta w środku, że nie miała siły na kłótnie i spory. Pragnęła zwinąć się w kłębek w swoim pokoju, zgasić światło i pozwolić cieniom otulić ją jak wtedy na ulicy. Mrok nie kojarzył jej się z zimnem i niebezpieczeństwem. Wręcz przeciwnie. Był ciepły, kołyszący i otulający - zupełnie jak puszysty koc. Bezpieczeństwo jakie czuła w jego objęciach było wręcz nienaturalne. Nawet zamknięcie oczu wydawało jej się środkiem do celu. Nawet odrobina światła drażniła ją. Piekły ją oczy, swędziała skóra i elektryzowały się włosy.
- Musimy założyć trzy szwy - orzekł młody mężczyzna patrząc na rozcięcie nad okiem Kory.
- Nie widzę więcej obrażeń, ale dziewczyna może być w szoku. Gdyby było jej niedobrze, bolała głowa lub wydawała się nienaturalnie senna, proszę natychmiast wrócić. Może jej pani podać coś przeciwbólowego, jest bardzo potłuczona. Nadal nie mogę uwierzyć, w ten straszny wypadek. Proszę przejść do zabiegowego.
Dwie godziny później, Kora leżała na kanapie z głową na kolanach matki. Na fotelu, pijąc kawę siedział Eryk rozmawiając spokojnie z Ewą. Kobieta była skupiona na rozmowie, nieustannie głaszcząc włosy córki. Wydawały jej się ciemniejsze. Zaraz po kąpieli, Persi ułożyła się na jej kolanach. Mokre włosy moczyły materiałowe spodnie kobiety. W domu mimo lata, panował dziwny, nienaturalny chłód. Jakby budynek był osobną wyspą z własnym klimatem i ekosystemem. Nawet kwiaty nie chciały się utrzymać w tych dziwnych warunkach, mimo, że zarówno Kora jak i Ewa miały świetne "ręce do roślin".
- Pójdę już do siebie, mamo - odezwała się dziewczyna sennie, wstając.
- Zawołaj, gdybyś czegoś potrzebowała.
Miejsce Kory zajął Eryk, pragnący pocieszyć Ewę. Oboje patrzyli niespokojnie na oddalającą się powoli dziewczynę. Gdy tylko drzwi do pokoju zamknęły się za nią, nie zapalając światła usiadła na łóżku.
- Hadesie - wyszeptała, jakby bojąc się własnego głosu.
- Jestem tu - odpowiedział jej głos przy ścianie. 
Mężczyzna, stwór czy bóstwo uniósł się ze swojego miejsca niedaleko okna. Nie przyzwyczajone do ciemności oczy Kory nie mogły go zobaczyć. Nie był ubrany całkiem na czarno, jego prosty podkoszulek z dekoltem w szpic był szary, jakby koloru popiołu. Nie miał też na głowie kaptura.
Podszedł powoli przynosząc ze sobą, własny ciemniejszy niż pustka mrok. Objął trzęsące się ciało dziewczyny całując delikatnie jej włosy. Jeszcze bardziej pragnął zabrać ją do Podziemi. Kilka kropel wody z rzeki zapomnienia Lete i jej ból przestałby istnieć. Jego ból, odszedłby w zapomnienie.
- Czy zwierzęta mają własne Podziemie? - zapytała Kora szeptem, wtulając się w Hadesa.
Wciąż ją przerażał i drażnił, jednak teraz miała powód aby być miłą. Był mistrzem intryg, a ona widziała w sobie jego uczennicę. Nie czuła wyrzutów sumienia, oszukiwała oszusta. Po tym jak podstępnie podał jej jedzenie z Hadesu, nie miała już w sobie nawet grama tej dziwnej siły, która odwodzi o oszustwa.
- Każde stworzenie, prędzej czy później kończy w Krainie Cieni.
Kora wstrzymała na moment oddech.
- Władasz całym Podziemiem. Tartarem, Wyspą Błogosławionych, równinami na wschód i zachód od Styksu.
Duże i pokryte czarnymi tatuażami dłonie Hadesa zacisnęły się na jej przedramionach. Kora wyrwała swoje dłonie odwracając się przodem do bóstwa. Podwinęła jego rękawy, od zawsze ciekawa jak daleko sięgają owe dziwne, mroczne, wężowe kształty. Jego ręce były silne, naznaczone pracą, choć nie miała pojęcia jaką. Linie na jego skórze były nieregularne, a mimo to jakby symetrycznie uporządkowane. Niekiedy grube i pofalowane, a czasem wąskie i poskręcane jak niekończący się labirynt. Widziała je mimo mroku, widziała również jego opaleniznę. Przez myśl przeszło jej czy w Hadesie jest słońce. Powoli skierowała swój wzrok w górę. Z kołnierza wystawały te same atramentowe szlaki. Coś kazało jej przypuszczać, że znaczą całe jego ciało, a coś innego pragnęło to sprawdzić.
- Możesz go sprowadzić, prawda? - zapytała patrząc na niego z pod przymrużonych powiek. Siedział tak blisko, że gdyby się pochyliła, wpadła by na jego klatkę. 
- Mógłbym - odpowiedział Hades spokojnie. 
W oczach dziewczyny zabłyszczały łzy ulgi. 
- Zrobisz to dla mnie, prawda? Sprowadzisz Cerbera z powrotem? 
Mężczyzna przeczesał palcami włosy. 
- Nie - opowiedział prosto. 
Świat zatrzymał się na moment wokół Kory. Gorąca krew wybuchnęła w żyłach w przyśpieszonym tempie pokonując drogę po jej ciele. Zwiększona jej ilość znalazł się na jej twarzy, sprawiając, że się zaczerwieniła.
- Powiedziałeś, że możesz. 
Hades wyplątał się z jej rąk stając przy oknie. Oparł się luźno o parapet. 
- Persefono, jak by to wyglądało? Wielki, straszny i mroczny Hades stępujący na swe włości, aby wyprowadzić psa - rzucił nonszalancko. - Co pomyśleliby inni bogowie? Muszę budzić postrach, nie śmiech. 
Kora zacisnęła mocno zęby  i pięści, zanim się odezwała. 
- To nie jest zwykły pies, to mój pies - wywarczała z trudem. 
Mężczyzna ziewnął przeciągle i spojrzał w oczy dziewczyny.
- Nie mogę tego dla ciebie zrobić, Persuniu. Będziesz miała jeszcze wiele bestii pod swoim władaniem. Wkrótce zapomnisz to zwierze.
Kora odgarnęła z twarzy zabłąkane pasemka, suchych już włosów. Z trudem przełknęła gorycz i dumę. Była królową, ale nawet one muszą czasem się pokłonić. Nawet jeśli to niewyobrażalnie trudne.
- Mogę cię błagać - odezwała się z nienawiścią.
Hades prychnął i zaśmiał się chłodno.
- To byłoby nawet ciekawe. Zdecydowanie chciałbym zobaczyć twoje błaganie, ale nie tutaj Persefono. Mój mrok nie może ukryć wszystkiego, co jeśli oni by to zobaczyli. Królowe nie błagają.
Po raz kolejny wspomniał o Olimpijczykach i znów czuć było w jego głosie srogość i pogardę. To było jak spotkanie ognia z wodą. Raz był cyniczny i lekceważący, następnie zmienny niczym wody Pyriflegetonu stawał się groźny i surowy.
- Dziś nie muszę być królową. Potrzebuję go, kurwa! Nie widzisz tego? - spytała uderzając w płaczliwy ton.
Hades zbył ją machnięciem ręki.
- Potrzebujesz tylko mnie.
- Dobrze więc. Potrzebuję tylko ciebie. Potrzebuję teraz, właśnie w tej chwili.
W momencie tym władca Podziemi zdał sobie sprawę, że dziewczyna powie wszystko co chciałby usłyszeć. Powinien zdawać sobie z tego sprawę. Panujący w pokoju nienaturalny mrok zaczynał syczeć z powodu jego irytacji.
- Nie ma nic za darmo, Persefono.
- Zrobię wszystko, by go odzyskać.
- Nie masz nic, co nie należałoby już od dawna do mnie. Mógłbym zabrać od ciebie jakąś obietnicę, ale zdobędę je tak czy siak.
- Pierdol się - wysyczała z jadem w głosie.
Dziewczyna wstała z łóżka, czując jak opatrunek na jej czole przesiąka krwią. Gdyby nie była tak słaba z pewnością już dawno rzuciłaby się na Hadesa z pięściami.
- Zagrożę ci więc Hadesie. Daj mi czego żądam w przeciwnym razie gorzko tego pożałujesz - krzyknęła stanowczym głosem, przesyconym rozpaczą.
Bezwiednie zaczęła używać obcego sobie słownictwa, aby przekazać swoje myśli Hadesowi w jak najlepszy sposób.
- Próbujesz grozić... Mi? 
Nikt od początku stworzenie nie ważył się rzucić groźby lub zniewagi temu kto panuję nad śmiercią. Nikt nie zrobił tego bezpośrednio. Ludzie jak i bogowie bywali tchórzami, swe przekleństwa powtarzali zawsze szeptem.
- Tak! Obiecuje ci, nieobliczalny dupku! Byłam gotowa cię błagać!
Szare oczy Hadesa zaszły mgłą.
- Odnajdziesz mnie w każdym cieniu ukochana, w każdym szepcie płomieni. Jestem twoim przekleństwem Persefono. Będę czekał na twoją słodką zemstę z otwartymi ramionami. Żałuję twojego zwierzęcia, jednak w żaden sposób nie mogę ci pomóc - orzekł spokojnym głosem, puścił jej "oczko" i zniknął pośród smrodu dymu i sadzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro