Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzył drzwi do swojego pokoju, wpuszczając mnie pierwszą. Od razu, gdy wszedł do środka, pociągnęłam go do siebie, przyszpilając delikatnie do ściany i wpiłam się z zachłannością w jego usta. 

- Już napalona? - Mruknął mi w usta.

- Pieprzyć to, że rodzice są na dole - Warknęłam i zaczęłam zdejmować z niego koszulkę.

Podniósł mnie za uda, a ja oplotłam jego biodra wokół, przyciskając do siebie. Na chwile odetchnęliśmy, żeby tylko ściągnąć z niego bluzkę, którą rzuciłam niechlujnie gdzieś na bok. Rzucił mnie na łóżko, zaczynając pozbywać się moich krótkich spodenek.

- Pieprzyć, to ja zaraz ciebie będę - Rzucił, nachylając się nade mną i łącząc gwałtownie nasze usta z powrotem w gorący pocałunek. 

Jednocześnie jego dłonie powędrowały pod moją bluzkę, a przez męski i ciepły dotyk przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Zdjął ze mnie materiał, rzucając go za siebie. Byłam napalona na niego jak nigdy, ja byłam cholernie napalona. To nasz ostatni seks. Ostatni raz będę mogła go poczuć w sobie, poczuć jego bliskość, poczuć Alana.

On jutro wyjeżdża.

Ostatni raz go dotykam, całuję, czuję, pieszczę. Jutro tego nie będzie, nie będzie go.

- Wkurwiasz mnie - Warknęłam, kiedy rozpiął mój stanik, a ja trudziłam się z jego spodniami.

- Dlaczego? - Szepnął, składając pocałunki na mojej szyi i jednocześnie ściągając ze mnie biustonosz.

Kiedy go już zdjął, jego dłonie powędrowały na moje piersi, które zaczął pieścić i sprawiać mi samą rozkosz. Oderwał się od szyi i zaczął ssać sutka, w którym jest kolczyk.

- Bo-Och.. - Jęknęłam i zsunęłam z niego spodnie - Wyjeżdżasz i nie będę mogła cię dotykać.

Alan prychnął pod nosem i przeniósł się na drugiego sutka, a poprzedniego zaczął dotykać. Zsunęłam z niego spodnie i wyrzuciłam je, nawet nie wiem gdzie. Oboje zostaliśmy w bieliźnie, która i tak zaraz zniknie z naszych ciał. Położył mnie na plecy i bez żadnego ostrzeżenie zsunął ze mnie bieliznę. Mruknęłam dość głośno, kiedy nachylił się nade mną i zaczął całować obojczyki i zsuwał się coraz niżej.

- Długo mam czekać? - Sapnęłam zniecierpliwiona i uniosłam delikatnie biodra w górę.

- Tak - Uśmiechnął się i zarzucił moje nogi na swoje ramiona.

Pocałunkami zaczął zjeżdżać niżej i niżej, aż w końcu musnął językiem moją kobiecość. Odchyliłam się do tyłu i jęknęłam z przyjemności.

- Alan... - Zagryzłam dolną wargę i wplotłam dłonie w jego włosy.

- Uwielbiam, jak szepczesz moje imię - Rzucił łobuzersko i wpił się w moją cipkę.

- Kurwa! - Jedną ręką złapałam się prześcieradła.

Cholera, jego język działa na mnie jak narkotyk!

Robi ze mną co chce!

Spijał ze mnie soki, całował i lizał długość kobiecości. Z moich ust ponownie wydobył się jęk, gdy przyssał się do mojej łechtaczki, poruszając zwinnie językiem. Mocno owinęłam rękę wokół prześcieradła, spinając każdy mięsień. Rozkosz przejęła całe moje ciało, Alan sprawia mi samą przyjemność, nie mogę do niczego porównać tak błogiego stanu. Kąsa moją cipkę i ponownie się wsysa, obdarowując ją pocałunkami. Byłam spragniona, spragniona jego penisa w sobie, nie wytrzymywałam.

- Alan - Warknęłam i delikatnie szarpnęłam za końcówki jego włosów - Jeśli w tej chwili nie zdejmiesz-Och... - Jęknęłam, na co on się roześmiał - ...nie zdejmiesz bokserek, obiecuję, zabiję cię!

- Zdejmij mi je - Szepnął i przybliżył swoją twarz do mojej, łapiąc za policzki i łącząc przy tym usta w namiętnym pocałunku.

Moje dłonie od razu powędrowały do jego bokserek, która zsunęłam. Odkleiłam się od niego i spojrzałam w dół.

O cholera!

Był napalony i to ostro!

Największe bydle, które moje oczy widziały.

Popchnął mnie do tyłu i nachylił się nade mną. Bez żadnego ostrzeżenia wszedł we mnie, a ja jęknęłam mu do ucha, zagryzając jego płatek. Zarzuciłam dłonie na jego plecy i wbijałam paznokcie tak mocno, żeby tylko oznaczyć go na bardzo, bardzo długi czas.

- Jezu, Mar, dlaczego jesteś taka idealna? 

Jęknęłam, gdy wypowiedział te słowa. Jego usta znalazły się na mojej szyi, tworząc co chwile malinki, jednocześnie wchodząc we mnie aż po samą nasadę. Moje podbrzusze wariowało od przyjemności doznającej z nim. Chciałam go dla siebie i tylko wyłącznie dla siebie.

Nie zostawiaj mnie, kurwa.

- Powiedz... - Szepnął, obejmując moje piersi i pieszcząc je.

- Co? - Sapnęłam i zagryzłam wargę, by nie wydać z siebie zbyt głośnego jęknięcia, które aż się prosiło wyjść z moich ust.

- Powiedz, że jesteś moja - Warknął i napierał na mnie coraz szybciej.

Wbiłam mocno paznokcie w jego plecy, na co on syknął i ugryzł mnie w ramię, które później zaczął ssać. Czułam napierającego jego penisa w mojej kobiecości, który obija się o moje ścianki.

- Cholera! - Jęknęłam.

- Gadaj - Warknął i uszczypnął moje sutki.

- Jestem... twoja... - Sapnęłam, czując po chwili dziwne uczucie na sercu i brzuchu.

Jak twoja, skoro wyjeżdżasz?

Jak twoja, skoro łączy nas tylko seks?

W ciągu dalszym nie powiedziałam mu tego, co do niego czuję.

Jebany tchórz.

Doznawałam przyjemności i tylko sprawiał mi ją on, Alan, mężczyzna, dla którego straciłam głowę. Rozkosz przejmowała nade mną kontrolę i wbijałam coraz mocniej paznokcie w jego plecy. Nie przestawał napierać, przyspieszał, całując zachłannie moją szczękę i szyję.

- Zaraz... dojdę... - Wyjęczałam, wbijając mocno paznokcie w jego plecy.

- Dojdź dla mnie - Szepnął i nie przestawał zwalniać.

Kurwa mać, tak bardzo będzie mi brakować tych jego słów, o boże.

Jego słowo było jak spełnienie dla mnie. Ogromna fala przyjemności od razu przypłynęła. Przytuliłam się mocno do niego i zacisnęłam na jego penisie, który przestał na mnie napierać. Podgryzałam jego ramię i jęczałam. Było mi wręcz okropnie przyjemnie.

- Dojdź we mnie, Alan... — wyszeptałam błagalnym tonem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. 

Gwałtownie złączył nasze usta, spotykając się z moim językiem. W między czasie napierał na mnie penisem, poruszając coraz szybciej. Namiętne i gorące pocałunki przemieniły się w zaciętą walkę pełną seksu. Doznawałam przyjemności, wiłam się pod nim, każda moja komórka szalała, każdy mięsień się napinał, to była sama rozkosz, jaką sprawia mi jeden mężczyzna.

Jęknęłam cichutko, gdy poczułam ciepło rozlewające się we mnie. Alan opadł na mnie, ciężko dysząc i chowając przy tym głowę w zagłębieniu mojej szyi. Kojąco głaskałam jego wilgotne przez pot włosy, czując przechodzący dreszcz przez jego oddech na mojej skórze. 

- Spisałeś się, mój mały chłopczyku - Mruknęłam i uśmiechnęłam się.

- Dlaczego nie powiesz duży? - Spojrzał mi w oczy, mając dalej nierównomierny oddech.

- No bo... Może kiedyś ci powiem - Mrugnęłam do niego.

*

Dzisiaj sobota, dwudziesty piąty.

Jego wyjazd.

Leżałam w łóżku nie chcąc nawet z niego wyjść, ale prędzej czy później będę musiała to zrobić. Mam nadzieję, że mama wraz z Tomem nie słyszeli moich krzyków w nocy, które były naprawdę głośne...

Spaliłabym się ze wstydu, gdyby tak było.

Jest jedenasta, a na czternastą ma wylot. Musimy tam być przed trzynastą, by cała odprawa poszła bez żadnych przeszkód.

Wstałam z łóżka i pomaszerowałam do łazienki biorąc ze sobą pokrowiec. Stanęłam przed lustrem i po prostu wpadłam w płacz. Tak naglę.

Nie zostawiaj mnie.

Moje serce się rozwalało na małe kawałeczki. Co jak on pozna tam inną? Co jak już nigdy więcej go nie zobaczę? Ja naprawdę miałam przeczucia, że on może coś do mnie czuć... Jego opiekuńczość wobec mnie i troska. Jego słowa i to, jak spędzał każdą wolną chwilę ze mną.

On w dniu zakończenia roku szkolnego był cały dzień ze mną, aż do samego wieczora. Nie odbierał od nikogo telefonów, nie rozmawiał z nikim innym prócz mnie. Chciał ze mną spędzić dzień.

Kochałam go, kochałam go w chuj. Ale po co ja się zakochiwałam? Przecież od zawsze sobie powtarzałam, że nie bawię się w związki. Że nie da się mnie pokochać, że ja nie dam rady kogokolwiek pokochać. Powtarzałam sobie, że miłość nie istnieje. Że to tylko cierpienie i nieszczęście.

Jedna osoba potrafiła wszystko spieprzyć. Moje dotychczasowe myślenie o miłości zostało zrujnowane przez jedną osobę, która zawróciła mi w głowie i to mocno, a już dzisiaj wyjeżdża. Nie wie o moich uczuciach.

Łzy spływały ze mnie jak chciały z policzków i prosto do umywalki. Wzięłam papier i wysmarkałam nosek przecierając także mokre policzki.

Wyjęłam strzykawkę i insulinę. Podciągnęłam bluzkę do góry i wbiłam sobie w biodro sycząc pod nosem. Później sięgnęłam po maść i przejechałam nią po tatuażu.

V III MMXVI

Nigdy w życiu nie będę żałować tego tatuażu. Nigdy.

Pomimo utraty tak bardzo bliskiej mi osoby, którą wręcz kocham na zabój - nie zapomnę nigdy tych chwil spędzonych z Alanem. Nie zapomnę Alana.

Jego kurtki mu także nie oddam!

Zrobiłam poranne czynności i poszłam do swojego pokoju założyć ciuchy. Sięgnęłam po czarną bokserkę i jasne, jeansowe spodenki z dziurami. Narzuciłam na siebie tego samego koloru jeansową kurtkę sięgającą mi do połowy talii.

Zeszłam na dół do kuchni zjeść coś, a później będę musiała zmierzyć sobie cukier. Moja mama wraz z Tomem szykowali już wszystko, dlatego w domu panował niezły chaos. Na dodatek przyjechało dwóch mężczyzn pomagając im przy tym.

Gdzie Alan? Tego na razie nie wiem.

Od rana go nie widziałam, ale cóż... pojawi się.

Dora położyła mi przed nosem talerz z trzema omletami na słodko i sokiem pomarańczowym. Ona wie o mojej cukrzycy i także pilnuje mojej diety i tego, co jem.

- Marnie, jedziesz z nami? - Zapytała mama, kiedy talerz wkładałam do zmywarki.

- To to już?! - Zrobiłam wielkie oczy.

- Tak, musimy się spieszyć! - Popędzała mnie ruchem dłoni.

- A gdzie Alan? - Spytałam.

- U siebie w pokoju powinien być.

Bez słowa wyminęłam ją i poszłam do góry. Akurat wyszedł ze swojego pokoju i stanęliśmy chwilę w miejscu patrząc się na siebie.

- No to... - Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony ignorując kontakt wzrokowy - Wyjeżdżasz - Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Niestety - Odparł i zszedł na dół wymijając mnie.

Um, ała.

Zignorowałam to i te cholerne uczucie na sercu. Weszłam do swojego pokoju wyjmując pokrowiec i glukometr robiąc swoje.

sto czterdzieści trzy.

Zabrałam potrzebne rzeczy ze sobą i zeszłam na dół, gdzie oni już wychodzili z domu.

- Szybko, szybko! - Pośpieszała mnie mama.

- Idę - Burknęłam i wyszłam z mieszkania.

*

Całą drogę na lotnisko milczałam. Nie z powodu tego, że nie miałam o czym rozmawiać z Alanem, który siedział obok mnie. Z powodu tego, że chciało mi się płakać i zaczynając z nim jakąkolwiek rozmowę wiedziałam, że są to nasze ostatnie rozmowy. Nie chciałam tego. Nie chciałam, kurwa.

Miałam ogromną gulę w gardle, cholernie bolące serce i ciało. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to już koniec, że ostatni raz go widzę.

W końcu zatrzymaliśmy się przed lotniskiem, a ja poczułam napływające łzy do oczu, które zaczęły mnie piec. Mrugałam szybko, ale to nie pomagało, kurwa.

Wyszliśmy z auta i przekierowaliśmy się do pomieszczenia dając do odprawy walizki.

- Alan, Marnie! - Usłyszałam głos Matta.

Odwróciliśmy się do tyłu i zobaczyłam jego dwóch przyjaciół, z którymi jedzie do collage'u. Pomimo tego, że czasami nie wkurwiali - rzuciłam się na obojga ściskając mocno. Za nimi także będę tęsknić, cholernie.

- Ugh, nie znikamy na całe życie.. - Zaśmiał się Matt, którego przytulałam.

- Na pewno się jeszcze zobaczymy - Mrugnął do mnie Jesse.

Odsunęłam się od Matta i wskoczyłam na czarnowłosego, który mnie także mocno przytulił. Jesse był mi bliski, bardzo. Zawsze był opiekuńczy i troskliwy, za co mu ogromnie dziękuje. Jest drugą osobą, która prócz Alana tak mocno o mnie się troszczyła.

- Będę tęsknić - Szepnęłam i pociągnęłam nosem przyciskając ciało Jesse'a bardziej do swojego.

- Ja także - Szepnął jeżdżąc ręką po moich plecach - Spotkamy się jeszcze, obiecuje.

- No ja myślę! - Uśmiechnęłam się.

Gdzieś po boku stał Alan i rozmawiał z ojcem, którego po chwili przytulił. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc ten widok.

Po chwili Matt zniknął. Zaczęłam oglądać się za nim i dostrzegłam wreszcie go w towarzystwie Evy. Urocze.

Przytulali się do siebie i całowali, co mnie wręcz rozpierdalało.

Ugh, idźcie stąd!

Też tak chcę.

- Jak się czujesz? - Jesse wypuścił mnie z objęć.

- Dobrze - Skłamałam uśmiechając się.

- Porozmawiaj z Alanem - Mrugnął do mnie i zaczął się oddalać.

Zdezorientowana nie wiedziałam o co chodzi, dlatego zaczęłam się rozglądać na każde boki i dostrzegłam naglę Alana. Podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic... po prostu przytulił.

- Więc... - Zaczęłam niepewnie i objęłam go.

Serce, spokojnie.

- Ucisz się - Szepnął stanowczo.

Władczy jak zawsze.

Przytulił mnie i nie wypuszczał. Poczułam te rozchodzące się ciepło po całym moim ciele i te miłe uczucie spowodowane przez jego dotyk.

Czy boje się odrzucenia? Tak.

Czy boje się zostać wyśmiana? Tak.

Czy boje się zrobić krok do przodu? Tak.

Czy boje się zaryzykować z kimkolwiek? Tak.

Pieprzyć to.

- Alan, muszę ci coś powiedzieć - Odsunęłam się od niego.

Jego wzrok na mnie... o jezu.

- Tak? - Spojrzał na mnie zastanawiając się i to mocno, co chce mu powiedzieć.

- Ale.. chodźmy gdzieś indziej, proszę - Uśmiechnęłam się.

O, mój, boże.

Serce wali mi jak szalone, a w żołądku mnie po prostu ściska i to w chuj mocno. Moje nogi odrywają się od rzeczywistości.

Poszliśmy w skromne miejsce bez ludzi. Stanęliśmy w oszklonym korytarzu, który na moje szczęście był pusty. Usiedliśmy na krzesłach, a ja z drżącymi rękoma, które na bank on zauważył, zastanawiałam się czy na pewno mam to zrobić.

- Coś się stało? - Spytał marszcząc brwi.

- Um, chodzi o to... - Uśmiechnęłam się ze zdenerwowania.

Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.

Nie. Nie dam rady.

- Chciałabym, żebyś o mnie nie zapominał - Uśmiechnęłam się do niego.

Co ja pierdole...

Jebany tchórz.

- Zapomnieć? Nigdy! - Zrobił poważną minę - Nigdy nie zapomnę o tobie, Marnie, rozumiesz? - Nachylił się nade mną.

- R-rozumiem... - Zaczęłam cała drżeć.

- Coś jeszcze? Bo chciałbym tobie też coś powiedzieć.

- No ogólnie życzę ci dobrej zabawy tam, haha. Żeby cały collage wiedział, kim jest Alan Henderson - Uśmiechnęłam się - Miłego lotu i ogóle życzę ci- Haha, co ja kurwa pierdole! - Wydarłam się i wstałam z krzesła chowając twarz w dłonie.

- Marnie...? - Usłyszałam jego zdziwiony głos.

- Pierdole to - Spojrzałam na niego - Kocham cie - Spojrzałam mu w oczy, które moje były pełne łez - Kocham cie, Alan i tego nie zmienię. Nie mogę, nie dam rady. Nie umiem ciebie nie kochać, nie umiem ciebie nienawidzić, nie, nienawidzę ciebie i tak. Nienawidzę cie, bo mnie zmieniłeś. Zakochałam się w tobie i dlatego ciebie nienawidzę. Uświadomiłam sobie to dopiero wtedy, kiedy wpadłam do wody i wskoczyłeś po mnie. Na początku myślałam, że to zwykle zauroczenie, ale widok dziewczyn kręcących się wokół ciebie, ty wokół nich, mnie po prostu rozpierdalał - Zaczęłam płakać, ale dalej mówiłam - Nie masz pojęcia ile przecierpiałam przez ciebie. Pierwszy raz przecierpiałam tyle przez jedną osobę. Jebać mojego ojca, który tutaj, to zupełnie co innego. Nie masz pojęcia, jak bardzo płakałam w nocy, żebyś mnie nie zostawiał, żebyś nie wylatywał. Nie chcę, nie chcę tego do siebie dopuszczać, że ciebie nie zobaczę za kilkadziesiąt minut. Nie chcę, a jednak to się dzieje na prawdę. Kocham cie, kocham cie i będę to ci powtarzała cały czas - Pociągnęłam nosem - Nienawidzę cie jednocześnie za to! Zakochałam się w tobie jak idiotka, a ty i tak wyjeżdżasz! Nie chciałam tego, nie chciałam się w tobie zakochiwać! Dlaczego wszystko działa nie po mojej myśli?! Dlaczego ty musisz tak na mnie działać?! Nie potrafiłam się złościć na ciebie pomimo tego, jak bardzo mnie zraniłeś! Nie potrafiłam się od ciebie uwolnić! - Krzyknęłam spuszczając głowę w dół - Dlaczego nazywam ciebie moim małym chłopczykiem? Nigdy nie pomyślałbyś, że słowo mój mówię szczerze i chciałabym, żebyś wiedział, że jesteś mój. Dlaczego mały? Nigdy nie pokazywałeś emocji, byłeś skryty w sobie, udawałeś skurwiela wobec wszystkich, gardziłeś ludźmi, naśmiewałeś się z nich, nie miałeś serca wobec nikogo, a jednak znalazłam je. Jest małe, ale jest. Potrafiłeś otworzyć się przede mną, przez co pokochałam ciebie bardziej, bardziej i bardziej. Kocham cie i nigdy nie przestanę kochać tego, jak nazywałeś mnie dziewczynką, a ja ciebie chłopczykiem. Nigdy nie zapomnę tego, co z tobą przeżyłam. Chciałam, chciałam żebyś wiedział o moich uczuciach wcześniej, nawet miałam ci je wyznać wtedy w wesołym miasteczku przy moście jak byliśmy, ale Garry zadzwonił.. - Pociągnęłam nosem - Nie zapomnę nigdy tego, jak przyjechałeś po mnie wtedy z akcją z Luką, a później z Garry'm. Obiecałam ci, że to się nigdy nie powtórzy, a jednak to się stało, złamałam obietnicę... Kocham cie, kurwa... - Moje łzy kapały na kafelki jak chciały - Kiedy zapytałeś mnie, czy jestem zakochana, chodziło o ciebie. Mówiłam o tobie. Byłam w tobie zakochana na zabój. Kiedy się dowiedziałam, że ty jesteś zakochany... Pękłam i chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju i płakać... Pierwszy raz w parku, jak rozmawialiśmy tak na poważnie, to mówiłam o tobie te wszystkie rzeczy, które ja pokochałam. Ciebie Alan da się pokochać, ja to zrobiłam. Kocham ciebie całego. Kocham cie i nie zmienię tego, chociaż chciałabym - Nie spojrzałam na niego.

Cała drżę, moje serce bije jak szalone i czuję, że zaraz wyskoczy z piersi. Kurwa, ja mu to powiedziałam..

Alan POV:

Spojrzałem na nią. Zapłakana i cała drżąca.

Moje serce waliło jak szalone.

Jakim debilem mogłem być, żeby tego nie dostrzegać? Że ona mnie kocha, jak ja ją?

Ja ją kocham.

- Ja... Marnie.. - Wydusiłem z siebie.

- Rozumiem, spokojnie.. - Pociągnęła nosem i dalej nie spojrzała mi w oczy.

Chcę jej powiedzieć, bardzo.

Ale nie chcę to przejść przez moje gardło.

Jebany tchórz.

Niczyj niewarty skurwiel.

KURWA MAĆ!

Ona mnie kocha, a ja nie mam odwagi powiedzieć jej tego samego?!

- Samolot do Nowego Jorku wystartuje za piętnaście minut - Z megafonu usłyszeliśmy informacje.

- Ja... przepraszam.. - Dotknąłem jej ramienia.

- Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie...? - Pociągnęła nosem i powoli uniosła głowę do góry.

Jej oczy... Kurwa.

Zielone szkiełka, piękne załzawione szkiełka.

- Jakie?

- Czy... czy ty coś.. do mnie czujesz? - Spojrzała mi głęboko w oczy.

Serce wali mi jak szalone i jestem pewien, że ona je słyszy. Chcę ci powiedzieć, bardzo. Jak bardzo ciebie kocham i szaleje za tobą.

- ..Nie - Skłamałem odwracając od niej wzrok.

Jestem facetem. Który udaję skurwiela. Który nie złamię się przed niczym. Który nie pozwoli nikomu stanąć mi na drodze. Który nie ma serca. A dlaczego do kurwy nędzy płakać mi się chcę? Dlaczego czuje te dziwne pieczenie na oczach, a po chwili lekko niewyrazisty obraz?

Co do kurwy?

Zaciskałem pięści i przegryzałem z całej siły policzek, żeby sprawić sobie jakikolwiek ból i zapomnieć o tym dziwnym przeszywającym mnie w środku. Skłamałem, stchórzyłem, jestem jebanym idiotą.

ONA. MNIE. KURWA. KOCHA.

A JA JĄ ODRZUCIŁEM.

SKORO JA TEŻ JĄ KOCHAM.

- D-dlaczego... - Wpadła w szloch - Dlaczego do kurwy nędzy.. ty... Ty traktowałeś mnie tak... Bawiłeś się! - Krzyknęła.

- Ja nie-

- Bawiłeś się! Dawałeś nadzieję! Mógłbyś chociaż skłamać!

I skłamałem.

- Dlaczego... - Odsunęła się dalej - Pierdole to! - Przetarła oczy i pociągnęła nosem - Życzę ci miłego lotu i żebyś bezpiecznie dotarł do Nowego Jorku - Spojrzała w moje oczy ostatni raz i po prostu wyminęła.

Jej ciało przechodzące obok mojego sprawiło mi... pierdolony ból, którego nigdy dotąd nie przeżyłem.

Opuszcza mnie.

To nazywa się stracenie kogoś, kogo się kocha jak skurwysyn?

Widzę, jak odchodzi, jak płaczę, jak cierpi, a nie dostrzegłem tego, co do mnie czuje?

Marnie POV:

Nie chcę nic. Chcę zapaść się pod ziemie i z niej nigdy nie wyjść.

Wyminęłam go tak po prostu. Dostarczyło to mi cholernego bólu. Odrzucenie, rozpacz, żal, smutek, samotność. Wiedziałam, że nic do mnie nie czuje, haha...

A ja se głupia dawałam nadzieję.

Chcę poczuć jego ciepło ostatni raz. Chcę poczuć jego dotyk i jego usta, ale nie mam odwagi zawrócić, odwagi spojrzeć mu w oczy.

Wyminęłam tak po prostu Jesse'a, Matta, Evę, mamę, Toma i ludzi wokół. Miałam wszystko w dupie. Nikt się nigdy nie liczył tak mocno, jak Alan. Do nikogo nie czułam tak mocnej sympatii, jak do Alana. Nikogo tak mocno nie potrzebowała, jak tego skurwiela.

Go już nie ma.

Jak mnie samą.

Poszłam od razu do auta trzaskając za sobą drzwiami i wpadając w głośny płacz. Straciłam go, nie zobaczę już. Nie mogłam powstrzymać swojego szlochu, jak i bólu towarzyszącemu temu.

Dlaczego kurwa ja mu to powiedziałam?

Alan POV:

Wsiadłem na pokład samolotu nie odzywając się dalej do nikogo. Od kiedy mnie wyminęła, coś we mnie pękło. Miałem wszystko gdzieś, wszystkich. Nikt nie liczył się tak bardzo, jak ona.

Nigdy nie przestanę kochać dziewczyny, która jako pierwsza skradła moje serce.

Jest nią Marnie.

Ta kretynka, która zakochała się we mnie tak samo, jak ja w niej.

Usiadłem na swoim miejscu, a zaraz obok mnie Jesse, który jak widać - domyśla się o co chodzi.

Nie odzywał się. Wiedział doskonale, w jakim teraz jestem stanie. Poklepał mnie po ramieniu i coś we mnie pękło, znowu.

Schowałem twarz w dłonie i poczułem mokre oczy. Pierwszy raz od kilkunastu lat płaczę.

A płaczę przez dziewczynę.

Marnie POV:

Nie zwracałam uwagi na mamę, na Toma. Nie obchodzili mnie oni. Nikt mnie już nie obchodził. Ktoś, na kim mi zależało najbardziej - mnie opuścił, odrzucił.

Całą drogę płakałam. Płakałam ile wlezie. Najgorszy płacz, który przeżyłam. Najgorsze rozstanie, które przeżyłam. Najgorsze życie, w którym dalej trwam.

Wpadłam do domu i prosto do swojego pokoju ignorując wszystkich. W łóżku zaczęłam płakać, wręcz wyć.

Ktoś kogo kocham - mnie odrzucił.

Nie nigdy w życiu o nim nie zapomnę.

Wyjęłam telefon i weszłam w wiadomości.

Pieprzyć to.

'' Kocham cie i nigdy o tobie nie zapomnę. ''
Wyślij do: Alan
Wysłane!

Pieprzyć to po raz kolejny.

Opadłam na plecy z telefonem przy klatce piersiowej. Jebać to, że nie odpiszę, zignoruje. Chcę, żeby wiedział, jak bardzo go kocham.

Spojrzałam na telefon chcąc uzyskać jakiejkolwiek odpowiedzi, choć była ona mało procentowa. Cała drżałam i chciałam go poczuć z powrotem. Chciałam Alana, do kurwy nędzy. Chciałam go, kochałam go, pragnęłam go. Skradł moje serce, gdzie nikomu innemu się jeszcze nie zdarzyło to. Jest pierwszym, któremu oddałam się cała.

Poczułam wibracje w telefonie. Odblokowałam go i wyświetliłam wiadomość.

Od; Alan
'' Ja ciebie też. ''

Ja ciebie też... co?

***

27.06.2016 – 14.08.2016 

JESTEM DUMNA 
DZIĘKUJĘ

II część na moim profilu pod tytułem Mój mały mężczyzna 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro