13. Tak jest, szefie..

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z drżącymi dłońmi wzięłam telefon i wykonałam numer. Byłam załamana, przygnębiona, znowu przerażona, wystraszona, pełna strachu. 

- Halo? 

- Mamo.. - Zaczęłam rozpaczliwie.

- Marnie? Słonko, co się dzieje? - Jej głos był pełen troski. Dawno takiej troski u niej nie słyszałam, gdyż nigdy z płaczem do niej nie dzwonię. 

- Czy ty wiedziałaś.. że ojciec wyszedł..? - Załkałam i zsunęłam się na podłogę opierając się plecami o kanapę. W dłoni ściskałam list od niego i dalej nie chciałam dopuścić do tego, aby to była prawda.

Nie odezwała się, a westchnęła głośno i przeciągle. 

Wiedziała..

- Mar-

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! - Wydarłam się zła, smutna i zdradzona - tak się czułam. Okropnie wręcz.

- Bo po co miałaś sobie tym zawracać głowę? Nie przejmuj się przeszłością. 

- Ale on do mnie napisał! On chcę się spotkać! On napisał, że się spotkamy! - Szlochałam i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej opierając o nie głowę. 

Znowu się nie odezwała. Słyszałam ciszę i mój płacz. 

- Jak nie chcesz, to nie musisz się z nim spotykać. To będzie dla ciebie lepiej, jeśli nie dojdzie do spotkania.. - Westchnęła. - Musisz być twarda i dzielna. Nie załamuj się, a unieś głowę do góry i rób to, co robiłaś. 

Teraz ja się nie odezwałam, a pociągnęłam nosem i wydałam z siebie jęk rozpaczy. Życie mi się psuje. Psuje, od piątego marca. 

Zjebana data.

- Słonko, jesteś tam? - Spytała łagodnym tonem.

- Jestem.. - Burknęłam. 

- Trzymaj się, kochanie.. Nie przejmuj się, a zapomnij o tym, dobrze?

- Łatwo mówić.. - Prychnęłam kpiąco wycierając łzy z policzków.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Przeraziłam się i poczułam, jak serce mi przyspiesza, a nogi robią się z waty. 

Kurwa mać.

- M-mamo, ja muszę k-kończyć, pa! - Rozłączyłam się. 

Wstałam na równe nogi i podeszłam do drzwi ogarniając przy tym moją zapłakaną twarz. 

Spokojnie, bez paniki.

To na pewno nie on.

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. 

Chwyciłam za zamek i przekręciłam go otwierając tym samym drzwi. Moim oczom ukazał się opierający o framugę drzwi Luka, z szerokim uśmieszkiem na twarzy, ale kiedy przyjrzał mi się - zmienił się na przejęty.

Och, przejmuje się? 

Jakiś on uczuciowy.

- Wyjdź. - Burknęłam i posłałam mu groźne spojrzenie.

- Co się stało, kochanie? - Rzekł łagodnym i troskliwym tonem. Brzmiał i tak on, jak u prawdziwego psychopaty. 

Wszedł sobie do mojego mieszkania, a ja na chwiejnych nogach, które powoli przestały czuć grunt, wycofałam się do tyłu przyglądając się mu z wrogością.

- Dlaczego płaczesz..? - Podszedł do mnie i złapał mnie za policzek.

- Nie dotykaj mnie! - Złapałam za jego dłoń i odtrąciłam ją robiąc kolejny krok do tyłu. - Wyjdź z domu! 

- Czekaj... Mam dla ciebie prezent.. - Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. 

Złapał mocno. Tak, żebym nie mogła się nawet wyrwać, gdybym nie wiadomo ile sił w to włożyła. Poprowadził mnie na kanapę i posadził na nią. Usiadł obok mnie tak, że nasze kolana się stykały i wyjął jakieś pudełko spod kurtki. 

- Robiłem je przez kilka dni. - Powiedział dumnie i rozpakował pudełko. 

Zaciągnęłam się mocno powietrzem przez nos widząc, co on ma. Kolejne zdjęcia zrobił i przyszedł do mnie, żeby się nimi pochwalić? Jest to chore, psychiczne! Jak można takie coś robić?!

Odsunęłam się od niego i odwróciłam głowę w bok. Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. Przegryzłam wargę i pomrugałam kilka razy chcąc przestań myśleć o tym wszystkim, co teraz mnie otacza, co robi ze mną.

- Spójrz, jak pięknie wyszłaś.. - Rzekł zafascynowanym głosem.

Nie spojrzałam, bo nie chciałam na to patrzeć. Jest to chore, żebym oglądała moje zdjęcia zrobione przez psychopatę, który siedzi obok mnie. On jest chory. 

- Spójrz! - Wydarł się groźnie.

Bądź posłuszna.

Na jego krzyk podskoczyłam i poczułam, jak moje ciało przejmuję panika. Odwróciłam głowę i spojrzałam na pierwsze zdjęcie. Byłam tam ja na poniedziałkowym bankiecie. Zdjęcie zostało uchwycone, jak wysiadałam z limuzyny. 

- Piękna jesteś.. - Uśmiechnął się i przybliżył do mnie. Bałam się zareagować, dlatego on pozwolił sobie na pocałowanie mnie w policzek. 

- A zobacz to! - Wskazał na zdjęcie, kiedy miałam na sobie białą halkę. Było to wtedy na balkonie, kiedy pilnowałam Rachel i Alan przyjechał do mnie.

Jak on zrobił mi zdjęcie wtedy?! Przecież nikogo nie dostrzegłam na dachu naprzeciwko!

Przełknęłam ledwo co ślinę i odwróciłam wzrok. Po chwili usłyszałam mruczenie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Larry'ego ocierającego się o nogi Luka.

- Słodki jest ten kot. - Uśmiechnął się i pogłaskał go. - Jaki mięciutki w dotyku, co nie? - Spojrzał na mnie.

Nie odezwałam się. Zobaczyłam, jak Luka powoli traci cierpliwość, dlatego szybko pokiwałam twierdząco głową. Czułam się okropnie.. Chciałam koniec tego koszmaru..

- Ubierz dla mnie tą halkę.

Gwałtownie uniosłam na niego wzrok i spojrzałam w błękitne tęczówki. Jego wyraz twarzy był poważny tak samo, jak i ton. Pomrugałam kilka razy i nie odezwałam się. Nie robiłam także żadnych ruchów. 

- Możesz ubrać dla mnie halkę? - Szepnął i odgarnął mój kosmyk włosów za ucho.

- Nie. - Rzuciłam stanowczo.

- A zobacz to zdjęcie! Jest słodkie! Chciałbym, żebyś także tak robiła.. - Wskazał na trzecie zdjęcie.

Kurwa mać. Kurwa mać. Kurwa mać. Kurwa mać.

Zdjęcie ukazywało Mindy w salonie, jak karmi piersią Rachel. Ten widok mnie zabolał, zabolał bardzo. Dziwne ukłucie w sercu spowodowało, że wstałam i ruszyłam do garderoby zostawiając go zdezorientowanego w salonie wraz z Larrym. 

Ściągnęłam z siebie sukienkę, w której byłam w pracy i założyłam tą białą, satynową halkę. Wróciłam się do salonu, gdzie on czekał rozwalony na kanapie.

- Pięknie wyglądasz. - Uśmiechnął się i odłożył na stół zdjęcia.

Nie odezwałam się, a spuściłam głowę w dół na podłogę. Boje się, boje się tego, co on będzie robił. Boje się jego, ale nie mogę. Muszę zacząć w tą jego gierkę grać, ale dlaczego nie mogę wykonać żadnego ruchu sama z siebie tylko dopiero wtedy, kiedy on uniesie głos? 

Boje się.

Chcę, do Alana.

- Dzwoniłem do ciebie wczoraj, dlaczego nie odebrałaś? 

- Spałam. - Wydusiłam z siebie.

Dzwonił do mnie? Kiedy? Musiał wtedy, kiedy byłam u.. Alana..

O kurwa mać.

Czy on z nim rozmawiał? Czy Alan się dowiedział?! Czy Luka coś mu mówił?! Cholera jasna! Nie miałam powiadomienia, że ktoś do mnie dzwonił, więc na pewno ktoś musiał odebrać!

Wzięłam głęboki wdech i musiałam wziąć sprawy w sobie ręce. On musi mi zaufać, muszę zdobyć jego zaufanie i nie pozwolić, żeby tylko on tą grę prowadził.

Wolnym krokiem podeszłam do niego. On zaczął mierzyć mnie całą tak, jakby szukał jakiegoś haczyku w tym. Widziałam, że zdziwiony był, bo pierwszy raz, to ja zrobiłam krok, a nie on. 

Usiadłam na niego okrakiem i zarzuciłam ręce na jego szyję spoglądając w oczy. Spoglądałam na niego nijak, gdy ten miał wzrok pełen ostrożności, powagi i jednocześnie podniecenia.

Luka nie jest głupi. Zauważyłam to. Jest inteligenty i bardzo spostrzegawczy, a o precyzji już nie wspomnę. Wszystko ma opracowane, jak prawdziwy seryjny morderca. Wie, kiedy mnie złamać i zrobić, bym była uległa. Złamał moje kody bezpieczeństwa w domu i ma dostęp do tego wtedy kiedy chcę, a ja nie mogę tego zmienić. Widzę, jak jest ostrożny przy każdych moich ruchach. Jakby czegoś próbował w tym szukać czy aby na pewno to ja.. Zachowywał spokój i czujność przy mnie. 

- Dlaczego to robisz? - Spytałam spokojnym tonem. Tak naprawdę to chciałam cała drżeć z paniki, ale musiałam się opanować.

- Coo? - Położył swoje dłonie na moje biodra i zaczął jeździć w dół i górę.

- Masz do mnie interes, nie mieszaj w to rodziny Mindy.

- Musiałem coś zrobić, byś mi uległa.. - Mruknął uśmiechając się przy tym zadziornie.

Jesteś okropny.

- Wystarczy porozmawiać.. - Zaczęłam się delikatnie unosić ruszając przy tym biodrami.

- Zabawa jest lepsza. - Szepnął i poczułam, jak cały się napina.

- Dla ciebie.. Ja nie czuje się fajnie, a muszę w niej uczestniczyć.. 

- Czemu płakałaś? - Zmienił temat i zaczął dłońmi jeździć w dół i górę. Zahaczał kciukami o piersi i czułam, że nie robi to przypadkowo.

- Pokłóciłam się z mamą. - Skłamałam.

- Pocałuj mnie. - Szepnął i spojrzał mi w oczy.

Jeszcze tego brakowało, żebym teraz go całowała. Przegryzłam wargę i odwróciłam głowę. Wyglądało to tak, jakbym sprawdzała czy jesteśmy sami, ale tak naprawdę nie chciałam go całować. 

Poczułam, jak zabrał jedną rękę z mojej talii, a po chwili złapał mnie za podbródek i odwrócił w swoją stronę. Od razu złączył nasze usta, a ja poczułam napływające łzy do oczu. Nie chciałam odwzajemniać pocałunku, ale musiałam. Musiałam to zrobić.

Przepraszam, Alan.

Wplótł swoją dłoń w moje włosy i zaczął pogłębiać pocałunek. Cieszyłam się na tyle, że nie był on z językiem. Nie cieszyłam się na długo, bo zaczął drugą dłonią dotykać mi piersi.

- Przestań... - Szepnęłam i odsunęłam się od niego.

- Chcę ciebie... - Spojrzał na mnie z politowaniem i pociągnął znowu do siebie.

Złączył nasze usta z powrotem i położył mnie na kanapę. Leżałam plecami na niej, a on zawisł nade mną nie przestając całować.

Czułam się okropnie.

Po chwili przestał całować i spojrzał na mnie z góry.

- Zdejmij halkę. - Nakazał.

- Nie! - Krzyknęłam stanowczo.

- Nie będę.. się powtarzał. - Powiedział zniecierpliwionym tonem przez zaciśnięte zęby.

Bądź posłuszna.

Mindy i jej rodzina nie ucierpi, dzięki tobie.

Przegryzłam policzek i położyłam ręce na jego klatce piersiowej odpychając delikatnie. Uniosłam się i wstałam, a jego wzrok nie spuszczał mnie z oka. Wzięłam głęboki wdech i złapałam za ramiączka.

- Czekaj. - Wstał. - Daj mi to zrobić.

Moje serce biło, jak szalone, a oddech był przyspieszony. Musiałam grać w tą pieprzoną gierkę, a bardzo tego nie chciałam. Nie chciałam tego nie tylko ze względu na Mindy i jej rodzinę, ale też i... Alana. 

Czuje się okropnie, bo chciałam, aby Alan mi tak robił, mnie dotykał, całował, pieścił.. Nie kto inny, a tylko go pragnęłam. Teraz muszę oddać się w łapy tego psychopaty.

Odwrócił mnie tyłem do niego i złapał za ramiączka od halki. Nachylił się także nad moim ramieniem i zaczął składać na nim pocałunki, które mnie wręcz obrzydzały i odpychały od niego. Zsunął ze mnie wolnym tempem materiał i przejechał dłońmi po moich udach, pośladkach i talii. 

Nie patrz na tyłek.

Po chwili poczułam, jak odsuwa się ode mnie, a ja od razu odwróciłam się w jego stronę chcąc uniknąć jego wzroku na mój zaczerwieniony pośladek. Usiadł na kanapie i rozłożył się na niej, a ja zakryłam dłońmi piersi.

- Chodź do mnie.. - Wyciągnął rękę w moją stronę.

Niepewnie ją objęłam zakrywając piersi jedną ręką. Gwałtownie pociągnął mnie do siebie i usadził tak, jak Alan.. Brzuchem na kolanach znajdowałam się. 

Kurwa mać.

- Kto ci to zrobił? - Złapał mnie za pośladek.

- Stare. - Rzuciłam. 

- To dlaczego wygląda na dopiero co zrobione? - Klepnął mnie delikatnie, a ja jęknęłam.

Nie odpowiedziałam, a przegryzłam tylko wargę i zamknęłam oczy. Bałam się, cholernie się bałam.

- Zobaczymy, jak będzie wyglądać moje. - Zaśmiał się i poczułam pierwszy cios. 

Spięłam całe ciało i jęknęłam na cały dom. Larry zaciekawiony wskoczył na fotel i zaczął nam się przyglądać. Poczułam, jak pierwsze łzy spłynęły ze mnie.

- Jak myślisz, jak zareaguje Alan, gdy zobaczy twój seksowny tyłeczek z kolejnymi śladami? A to nie jego ślady.. - Rzekł pod koniec triumfalnie i dumnie zadając przy tym mocnego klapsa w tyłek.

- Kurwa! - Krzyknęłam i przegryzłam wargę.

Chyba domyślił się już, że to Alan zrobił. Ból był okropny i nie do zniesienia. Alana chociaż w jakiś sposób mogłam znieść, ale jego już po drugim klapsie mam dosyć.. Ostry i piekący ból przeszywał całe moje ciało, a najbardziej pośladek.

- Będziesz się ukrywała z tym, prawda? - Mruknął i zadał kolejny cios.

Syknęłam pod nosem przekleństwo i uniosłam się w górę obniżając biodra w dół. Położył swoją rękę na moich plecach i znowu przyciągnął do kolan. 

- Naprawdę się ciesz, że masz tyle swobody, skarbie. - Rzucił poważniejszym tonem i klepnął mocno w pupę.

Pisnęłam i pozwoliłam łzom spłynąć, jak chcą, bo tylko to mi pozostało. No i jeszcze liczenie czasu, za ile to się skończy. Miałam dość. Mój oddech był głośny i nierównomierny, a jego za to spokojny i opanowany. 

Zadał kolejny cios, a ja wydarłam się na całego, a Larry zamiauczał. 

- Przestań.. proszę.. - Wydusiłam z siebie.

- Proś... - Nachylił się nad moim uchem i szepnął. - Ale to nic ci nie da. 

Po tym zadał kolejny, mocny cios w pośladek, a ja uniosłam się i zawyłam z bólu.

~~~~~

- Dziękuje, za tą gościnę, skarbie.. - Uśmiechnął się zadziornie stojąc przy drzwiach.

Nie odezwałam się. Mój wzrok tkwił na podłodze. Byłam zła, smutna, upokorzona, zrozpaczona, cała obolała.. Mój pośladek mnie piekł, szczypał i parzył mimo, że z jakieś dwadzieścia minut temu skończył. Zrobił mi na dodatek malinkę na piersi.

- Hej.. Nie płacz.. - Uniósł mój podbródek.

Spojrzałam mu w oczy, które ukazywały troskę, czułość, a zarazem tą psychiczność.. Mój nie wykazywał niczego, prócz obojętności. Kiedy zbyt długo na siebie się gapiliśmy - odwróciłam gwałtownie głowę w bok.

- Spójrz na mnie. - Powiedział stanowczo i znowu odwrócił mnie w swoją stronę. 

- Zostaw mnie, Luka. - Wydusiłam z siebie.

- Nie płacz.. 

Nie odpowiedziałam, a pozwoliłam łzie spłynąć, którą on starł kciukiem. 

- Dobranoc. - Przybliżył się do mnie i pocałował w usta. 

Minimalnie się odsunął ode mnie i spojrzał w oczy, a później znowu na usta, które musnął. Nie stawiałam oporu, bo miałam dosyć wszystkiego. Było mi już wszystko jedno.

Po raz ostatni złączył nasze usta w czuły pocałunek i wyszedł z mojego domu. Zamknęłam za nim drzwi i zsunęłam się na ziemie. 

Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i schowałam w nie głowę. W mieszkaniu niczego nie było słychać, nawet mojego płaczu. Tylko łzy ze mnie ciekły, jak chciały. 

Miałam dosyć.

~~~~~

Weszłam do gabinetu, a Mindy siedziała już za biurkiem. Jej wzrok poleciał na mnie i dostrzegła już, że nie jestem w nastroju.

- Cześć. - Burknęłam i wyminęłam ją nie pytając nawet czy jest coś dla mnie.

Weszłam do swojego biura i rzuciłam wszystko na skórzaną sofę. Nie minęła chwila, gdy blondyneczka zjawiła się w drzwiach.

- Coś się stało? - Spytała troskliwym tonem.

- Zły humor i tyle, nie zadręczaj się tym. - Machnęłam dłonią i zasiadłam przed biurkiem.

- Zostałaś zaproszona na spotkanie. Dzisiaj o piętnastej w restauracji Villa de sir. - Położyła mi na biurku dokumenty.

- Z kim? - Westchnęłam i przejrzałam papiery.

- Sama nie wiem, kilka biznesmenów tam będzie. 

- Rozumiem. 

- Mar, na pewno wszystko w porządku..? - Spojrzała na mnie.

- W jak najlepszym. - Uśmiechnęłam się. 

- Ugh, jejku.. Możesz mi przecież wszystko mówić, wiesz o tym.. - Usiadła na sofie.

- Mój tata napisał do mnie. - Wzruszyłam ramionami.

Mindy wie, że mój ojciec siedział, ale nie wie za co i jakie życie z nim miałam. Kto tylko wie, to Alan. Byłam w stanie mu to powiedzieć i nikomu więcej. 

- Aaaa.. rozumiem.. Spotkasz się z nim?

- Nie. - Odparłam stanowczo.

- Czemu? To twój tata. - Zmarszczyła brwi.

- Bo nie chcę? - Spytałam, choć brzmiało to na odpowiedź.

- Dobra, nie zmuszam ciebie.. - Pokręciła głową i wstała. - Idę do siebie, jak coś chcesz, to wołaj. - Uśmiechnęła się i powędrowała do swojego gabinetu.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy drzwi się zamknęły. Rozsiadłam się na krześle i swój wzrok wlepiłam w sufit. 

Życie mi się pieprzy.

~~~~~

Wsiadłam do swojego samochodu i poprawiłam makijaż w lusterku i włosy. Gdyby wiedziała dzisiaj o spotkaniu - ubrałabym się lepiej, a nie czarne, obcisłe spodnie, biała koszula z wycięciem w serek, gdzie prześwituje mi biały, koronkowy stanik, czarna marynarka do pasa i do tego czarne lity. 

Poprawiłam usta czerwoną pomadką i ruszyłam w stronę restauracji. 

Cały czas spoglądałam na siebie w lusterku i wzrokiem leciałam na dekolt. Trochę widać mi malinkę, co mnie bardzo stawia w złej sytuacji. Kiedy zatrzymałam się przy czerwonym świetle wyciągnęłam szybko fluid i zamaskowałam sobie czerwony ślad.

Bądź spokojnej myśli.

~~~~~

Zatrzymałam się na parkingu przed restauracją i zauważyłam już kilka aut należących do innych zaproszonych biznesmenów. Wysiadłam ze swojego po ostatnich poprawkach i ruszyłam do wejścia. Byłam spóźniona dziesięć minut, ale i co z tego? Kobieta może!

Moją uwagę przykuł dobrze znany mi samochód, wśród tych pozostałych zaparkowanych.

Czarny porsche.

Alan.

Wzięłam głęboki wdech i weszłam do restauracji przykuwając od razu uwagę ns duży stolik, przy którym znajdowali się sami mężczyźni w garniturach. 

I w tym on.

Każdego wzrok poleciał na mnie, co mnie delikatnie skrępowało i sprawiło uścisk w brzuchu ze stresu. Jego wzrok najbardziej mnie mierzył.

Nie gap się.

- Panno Wilson! Wreszcie do nas pani przybyła! - Powiedział mężczyzna, który z wyglądu przypominał organizatora tego spotkania.

- Przepraszam za spóźnienie. - Zasiadłam na wolnym miejscu obok.. Alana.

Dostrzegłam Simpsona, który gapił się na mnie i delikatnie uśmiechnął. Alan przyglądał mi się cały czas i nie spuszczał ze mnie wzroku. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przelotnie, na co on odpowiedział poprawieniem się na krześle. 

Mężczyzna zaczął opowiadać, ale po usłyszeniu ''współpraca'' - wyłączyłam się. Nie współpracuje z nikim i mam zamiar przy tym zostać. 

Rozsiadłam się wygodnie na krześle i zanudzałam, gdy naglę wpadł mi pomysł na zbicie tej nudy. 

Poprawiłam się na krześle i bardziej przysunęłam do stołu. Położyłam jedną rękę na udzie Alana, gdzie on delikatnie drgnął, ale nie spojrzał na mnie, ani ja na niego. 

Zaczęłam wjeżdżać coraz wyżej, aż w końcu położyłam rękę na jego kroczu i delikatnie ścisnęłam, a on wypuścił z siebie przeciągle powietrze z nosa, oczywiście nie zwracając przy tym uwagi. Uśmiechnęłam się pod nosem.

Zaczęłam pocierać ręką, gdy on poprawił się na krześle i spojrzał na mnie przelotnie posyłając ''Przestań''. 

Poczułam, jak robi się on twardy, dlatego przyspieszyłam pocieranie. Naglę go chwyciłam przez spodnie, a Alan kaszlnął od razu i poprawił się na krześle. 

Nie przestawałam pocierać. Moje ruchy były coraz bardziej płynniejsze, gdyż jego kutas już stał. 

Oj, Alan ma problem.

Jestem ciekawa, jak on wstanie, haha.

- Przepraszam na moment. - Wstałam i ruszyłam do toalety zabierając ze sobą torebkę.

Przeczuwałam, że on odetchnął z ulgą. Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam do toalety. Na moje szczęście była pusta, dlatego nie musiałam przy nikim świecić cukrzycą. Zmierzyłam sobie cukier i wstrzyknęłam insulinę. Poprawiłam siebie jeszcze w lusterku trzepocząc włosami i podkreślając usta. 

Skierowałam się do wyjścia, ale nawet nie zdążyłam chwycić za klamkę, gdyż drzwi same się otworzyły. Zostałam gwałtownie przyciśnięta do ściany obok. Jęknęłam, ale uśmiechnęłam się pod nosem chcąc go sprowokować.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Spytał poważnym tonem. Przycisnął swoje ciało do mojego i na kroczu poczułam jego twardego przyjaciela.

- Nie spodobało się? - Spytałam niewinnie.

Nie odpowiedział, a zaciągnął mnie do pierwszej lepszej kabiny. 

- Zrób coś z tym, bo oszaleję.. - Wypuścił głośno powietrze z ust i uniósł głowę w górę.

- Tak jest, szefie.. - Mruknęłam i zsunęłam się na kolana.

~~~~~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro