Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Chodź ze mną. - Powiedziałam do Jesse'a, kiedy zaparkował przed domem. 

- Nie mogę. - Spojrzał na mnie, choć widziałam, że bardzo chciał.

- Dlaczego? - Zapytałam, marszcząc brwi.

- Może później ci wytłumaczę. - Odparł. - Jesteś pijana, jeszcze będziesz mogła żałować kilku rzeczy, które mogłyby się wydarzyć, więc proszę... - Spojrzał na mnie maślanymi oczami. - Idź już spać. 

- Czy taka osoba jak ja, mogłaby żałować? - Zapytałam czarująco i dłonią oparłam się delikatnie o jego krocze, nachylając się nad nim. 

Od razu się napiął i wciągnął więcej powietrza do płuc, poprawiając się na siedzeniu.

- Marnie, słońce. 

- Tak? - Uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego usta. 

- Muszę już jechać, przepraszam. 

- Jak chcesz. - Wzruszyłam ramionami i odsunęłam się od niego. 

- Czekaj. - Złapał mnie za rękę, gdy chciałam wyjść już z auta. 

- Co? 

- Chcesz jutro ze mną iść na imprezę do Jordan? Wyprawia domówkę przed meczem i drużyna jest zaproszona, oczywiście cheerleaderki też będą. Można przyjść z osobą towarzyszącą, dlatego pomyślałem- 

- Jasne. - Uśmiechnęłam się i nachyliłam się nad nim, łącząc nasze usta w soczysty pocałunek, którego od razu odwzajemnił. - To pa. - Wyszeptałam, spoglądając w jego oczy, to na usta i wyszłam z auta.

Nie rozumiem go. Jak mógł odmówić?! Na dodatek jestem mocno podpita i wiadomo co byśmy robili, a on odmawiał?! Jakbym była facetem od razu bym się zgodziła i wyruchałabym się jak nigdy dotąd. 

Weszłam do domu i zrzuciłam z siebie szpilki. Powędrowałam do kuchni przegryźć jakiś owoc i oczywiście była to brzoskwinia. Skierowałam się do swojego pokoju, ściągając z siebie sukienkę i opadłam na łóżko, zapadając w sen jak dziecko.

*

W połowie snu obudziłam się. Dochodziła czwarta nad ranem i Alan dopiero przyszedł do domu. Po dochodzących dźwiękach z dołu wiedziałam, że sam nie wejdzie po schodach, dlatego wstałam z łóżka i skierowałam się w jego stronę. 

Stanęłam przed schodami ze skrzyżowanymi dłońmi pod piersi i oglądałam bruneta, jak łapie się za poręcz i stawia jedną stopę na pierwszy schodek, klnąc pod nosem. 

- Kretyn. - Powiedziałam drwiąco. 

- O którym chcesz zapomnieć, dziewczynko. - Spojrzał na mnie i puścił mi oczko, mierząc mnie przy okazji, bo byłam w samej bieliźnie.

- Nie o tobie mówiłam. - Rzuciłam od razu.

O tobie.

- Nie pierdol tylko pomóż mi. - Wyciągnął w moją stronę dłoń i spojrzał w moje oczy, robiąc uroczy wyraz twarzy, na który wiedział, że polecę. 

Boże, jaki ty jesteś słodki. 

Wywróciłam oczami i prychnęłam pod nosem, pomagając mu pokonać tą najtrudniejszą trasę dla pijanych ludzi - schody.  

- Jesteś ciężki. - Burknęłam.

- A ty seksowna. - Mruknął czarująco, a jego jedna dłoń powędrowała na dół moich pleców. 

Przeszedł mnie dreszcz, ale starałam się go opanować pomimo tego, że prawie dotykał mojej pupy. 

Matko święta, szaleje przez ciebie. 

Otworzyłam drzwi od jego pokoju i powędrowaliśmy prosto do jego łóżka. 

- Śpij. - Ułożyłam go w wygodnej pozycji i skierowałam się do wyjścia.

- Zniknęłaś z imprezy. - Usłyszałam. - Dlaczego? 

- Bo źle się czułam, dobranoc. 

- Jesse'a też nie było. 

- Ale ty spostrzegawczy, no no no... - Pogratulowałam mu drwiąco. - Dobranoc. - Warknęłam i wyszłam z jego pokoju. 

Wróciłam do swojego pokoju i od razu opadłam na łóżko. Byłam cholernie zmęczona i potrzebowałam dobrego snu, który po kilku sekundach przybył.

*

Ze smacznego spania, pięknego snu, ciepła w pościeli, wygodnej pozycji - obudził mnie ten cholerny, dzwoniący telefon. 

- Kurwa, zamknij się. - Złapałam za urządzenie i odebrałam, nie spoglądając na to, kto dzwoni. - Czego!? - Warknęłam groźnie.

- Umm, hej, Marnie... - Odezwała się Mindy.

- O Jezu, przepraszam... Po prostu obudziłaś mnie... - Westchnęłam. 

- Co?! Przecież jest czternasta! - Rzuciła zszokowana. 

- Zdarza i się wstać o szesnastej. - Zaśmiałam się. - Co tam? 

- Chciałam się ciebie zapytać, czy słyszałaś o tej domówce u Jordan? 

- A, tak. - Kiwnęłam głową pomimo, że mnie nie widziała. 

- Idziesz? Jasper zabiera mnie jako osoba towarzysząca i miał kolegę, który także szuka partnerki. 

- Idę, ale mam już partnera. 

- Co? Kogo?! Czy to Alan?! - Zdziwiła się. 

- Emm, no, to... To Jesse. To przyjaciel Alana. 

- Co?! - Wydarła mi się do słuchawki. - Czemu nie idziesz z Alanem?! Idź z nim! Musisz się do niego zbliżyć jakoś! Może on też coś do ciebie czuje?! 

- Ta, hahaha. - Zaśmiałam się. - Min, dla nas naprawdę nie ma szansy. Zobacz na niego. On jest typem kobieciarza, rucha wszystko po kolei, nie przejmuje się niczym. Nie ma szans i tyle. 

I to mnie najbardziej boli. 

Nie ma szans. 

Nie ma szans. 

A ja do ciebie coś czuję. 

Nie ma szans.

- Nie, ja w was wierze i będę ci kibicować! - Ciągnęła dalej. - No ale dobra, jak już masz partnera, to do zobaczenia wieczorem, całuski. 

- No, papa. - Rozłączyłam się. 

Wstałam z łóżka i co pierwsze poszłam wziąć prysznic. Głowa okropnie mnie bolała i nie ruszam się nigdzie do czasu imprezy. Zostaje w domu. 

Po dwudziestu minutach ubrałam się w jakieś luźne ubrania, a składały się one z czarnych legginsów i białej bokserki. Skierowałam się do do kuchni coś zjeść, oczywiście przy towarzyszącej mi... ciszy. Pustka, cisza, samotność - to w tym domu panuje. 

Od dłuższego czasu mało jem. Mogłabym jechać cały dzień na zwykłej brzoskwini i nie czuć głodu, co oznacza bardzo źle. Sama zauważyłam zmianę u siebie w organizmie i muszę, jak najszybciej to zmienić i zacząć na początku od małych, pożywnych porcji, aby mój brzuch się przyzwyczajał. 

Nie mam pojęcia czy Alan jest w domu, czy śpi, czy po prostu wyszedł, ale zignorowałam ten fakt i zajęłam się śniadaniem dla siebie. Za oknem lał deszcz, więc pogodna na dzisiejszy wieczór nie zapowiada się fantastycznie. Postawiłam na trzy omlety na słodko i zabrałam się za gotowanie. Po chwili mój telefon znowu zaczął dzwonić i na wyświetlaczu pojawił się napis ''Mama'', na co wywróciłam oczami, odbierając komórkę.

- Halo? - Powiedziałam, rozrabiając ciasto na omlety.

- Cześć, skarbie! Co u ciebie? Jak w domu? - Zapytała.

- Cześć, mamo. U mnie dobrze, w domu nudno. 

- Jakieś problemy są? Dom cały? Nie rozwalacie tam niczego? - Zaśmiała się.

- Wszystko jest okej. - Wlałam masę na rozgrzaną patelnie, przekładając telefon na drugie ramię.

- A jak tam w ogóle między tobą a Alanem? - Usłyszałam już po jej tonie, że czegoś oczekiwała. 

- Poza kłótniami i hmm... Kłótniami, niczego nie ma. - Uśmiechnęłam się. 

- Dlaczego się nie dogadujecie? Dokucza ci jakoś? Coś się dzieje? Marnie? 

- Nic, po prostu nie znaleźliśmy ze sobą wspólnego języka i tyle. - Skłamałam albo powiedziałam prawdę, nie wiem.

Chociaż wieczór w parku nas do siebie trochę zbliżył.

- No dobrze... - Przeciągnęła. - A pieniądze macie? Na konto ci coś wpłacić? 

- Dałaś mi tyle pieniędzy, że przeżyłabym kilka miesięcy. - Prychnęłam. - Ale możesz coś tam wpłacić. - Wzięłam talerz z omletami i usiadłam w jadali. 

- No dobrze, no to ja do ciebie niedługo zadzwonię. Kocham cię, papa. - Rozłączyła się. 

- No, cześć. - Wywróciłam oczami i odłożyłam telefon na bok. 

Spojrzałam na śniadanie-obiad i trochę byłam przerażona, że musiałam tyle zjeść. Mój żołądek przyzwyczaił się do małych porcji, a teraz muszę trzy, grube i duże omlety na słodko zjeść. Spojrzałam na to jeszcze raz i wzięłam głęboki wdech, zabierając się za jedzenie. 

Po chyba półgodzinnym modleniu się nad talerzem udało mi się zjeść wszystko do końca, ale czułam jak brzuch, by mi musiał zaraz pęknąć. Włożyłam talerz do zmywarki i już chciałam iść do salonu, gdy naglę ktoś zadzwonił do drzwi. 

Podeszłam do nich i otworzyłam je. 

Zamarłam. 

Dwóch policjantów stało w drzwiach. 

Kurwa mać.

Kurwa mać. 

Co ja zrobiłam?

- Dzień dobry. - Powiedział niskim tonem jeden z komisarzy. 

- Umm... Dzień dobry... - Powiedziałam niepewnie, przyglądając się mężczyznom.

- Chcielibyśmy zadać kilka pytań dotyczących dnia dwudziestego czwartego marca, w ten czwartek. - Powiedział drugi i weszli do domu.

Czwartek?

Kurwa mać.

Morderstwo.

- S-słucham? - Lekko zadrżałam w głosie. 

- Niech pani się nie martwi, każdy jest sprawdzany. - Oznajmił spokojnym tonem. - Czwartkowego wieczoru zostało dokonane morderstwo tutaj w okolicy, widziała pani może coś podejrzanego?

- Nie. - Zachowałam zimną krew i odpowiedziałam kłamstwem, udając wiarygodną.

Byłam tam. Widziałam to. 

- Czy rozpoznaje pani tego mężczyznę? - Policjant wystawił mi zdjęcie tego mordercy, którego widziałam w wiadomościach. 

- Umm, nie... - Zmarszczyłam brwi. 

- Jest pani pewna? Proszę się przyjrzeć. - Nalegał. 

- Nie rozpoznaję. - Czułam, jak cała drżę, a kątem oka zobaczyłam, jak policjant mnie mierzy, gdzie drugi kręcił się po salonie. 

- Ten mężczyzna nie żyję. - Rzucił poważnym tonem. 

- Słucham? - Poczułam, jak moje źrenice same się powiększają, a serce przyspiesza.

Co kurwa?! 

Czy Alan..? Dlaczego on był wtedy we krwi..? 

Kurwa mać.

- Czy rozpoznaje pani tego mężczyznę? - Wystawił drugie zdjęcie, ale było ono niewyraźne. 

Było robione w nocy i ukazuje młodego chłopaka w czarnej bluzie z kapturem, która zasłania mu pół twarzy. Za cholerę nie wiedziałam kto to. Nie mógł być to Alan, bo Alan jest wyższy i bardziej zbudowany. 

Pokiwałam przecząco głową, przyglądając się zdjęciu.

- W takim razie dziękujemy. Jakby pani sobie coś przypomniała, proszę zadzwonić na policję. - Uśmiechnął się i skierował do wyjścia z drugim policjantem.

Serce waliło mi jak szalone. Ten morderca nie żyje, a my możemy być pierwszymi podejrzanymi. Po zamknięciu drzwi oparłam się o nie, biorąc głęboki wdech. Cholera jasna, co robić? Alan! Skierowałam się prosto do jego pokoju i gdy tylko otworzyłam drzwi, poczułam rozczarowanie - nie było go.

- Kurwa, jebany idiota! - Warknęłam zdenerwowana. 

Poleciałam do kuchni gdzie był mój telefon i wykręciłam do niego numer. Odebrał po kilku sygnałach.

- Ha-

- Alan! - Nie dałam mu dojść do słowa.

- Co? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.

- Policja tutaj była! - Zaczęłam panikować i głośniej oddychać.

- Co?! Co oni chcieli? Jak to policja? Co kurwa? - Nie dowierzał. 

- No tak! Pytali się o te morderstwo w czwartek... My tam byliśmy, kurwa... - Złapałam się za głowę i już zabrało mi się na płacz.

- Uspokój się. - Powiedział opanowanym tonem. - Zaraz będę w domu. - Rozłączył się. 

Poleciałam do swojego pokoju i wzięłam jednego papierosa, wychodząc na balkon. Musiałam się jakoś odstresować, nie myśleć o tym. Kurwa mać, czy Alan..? Nie, to nie może być prawda!

Nikotyna nie pomogła mi się uspokoić, nawet w tym najmniejszym stopniu. Ręce mi drżały, noga sama pchała się do ruchu i wymachiwałam ją, choć nie chciałam. Ściskało mi brzuch od nerwów i chciałam zwymiotować. Zdążyłam zapalić dwa papierosy, gdy usłyszałam krzyk z dołu Alana wołającego mnie. Zeszłam na dół i zobaczyłam go w salonie wraz z Mattem i Jesse'im, którzy sami się niecierpliwili i wyglądali na poważnych. 

- Mów wszystko. - Rzucił Alan, który zjawił się w mgnieniu oka przede mną, przybierając poważnej postawy.

- N-No... wpierw zapytali, czy rozpoznaję tego mężczyznę... Nie wiem, to t-ten z wiadomości... Podobno kręcił się w naszej okolicy... - Zaczęłam głośniej oddychać i panikować. - P-Później pokazali kolejne zdjęcie jakiegoś chłopaka, ale był w kapturze i nie m-mogłam nic rozpoznać... - Spojrzałam mu w oczy.

Alan odwrócił się w stronę chłopaków i wszyscy w jakiś sposób zaczęli posyłać znaczące spojrzenia, o których ja nie mam pojęcia.

- Dlaczego ty byłeś wtedy we krwi?! - Odsunęłam się od niego. - Czy ty coś zrobiłeś?! 

- Nie. - Spojrzał na mnie. 

- Kurwa, nie kłam! Nie jestem idiotką! 

- Dobra, kurwa! - Wydarł się. - Co miałem zrobić, jak rzucił się na mnie?! 

- Ty... - Zrobiłam wielkie oczy i przyłożyłam dłoń do ust. - Ty go zabiłeś... - Zaczęłam odsuwać się do tyłu. 

Kurwa mać.

- A ty, kurwa mać, Matt zostałeś złapany! - Odwrócił się w jego stronę. - Kurwa, mówiłem ci, żebyś tamtędy nie szedł! - Krzyknął zdenerwowany.

- No kurwa, nie miałem innej drogi! Ty się ciesz, że nie rozpoznali mnie jeszcze! - Uniósł dłonie w geście obronnym.

- Wy... Wy go... - Zaczęłam cała drżeć i złapałam się za głowę, oddychając głośniej.

- Co wy zrobiliście z nożem? - Zapytał, a mnie aż mdliło, gdy to usłyszałam.

O mój boże.

- Spokojnie, wszystko jest dobrze, nie znajdą go. - Odezwał się Jesse uspokajającym tonem.

- Ja pieprzę... - Rzucił Alan, wplatając palce w brązowe włosy i po chwili odwrócił się w moją stronę, chcąc już dotknąć moje ramię.

- Nie dotykaj mnie! - Wydarłam się, robiąc jeszcze większy krok do tyłu.

- To on się rzucił, nie ja. To on pierwszy mnie zaatakował, nie ja. Chciałaś, żebym to ja zdechł jak tamten? - Złapał mnie i odwrócił w swoją stronę tak, że spoglądałam w jego oczy. - Nie bój się mnie, kurwa mać. - Spojrzał mi intensywnie w oczy. 

Nie odezwałam się, nie byłam w stanie nic powiedzieć, a pozwolić łzom spłynąć po policzkach, które jeszcze on widzi. Bałam się, bałam się... go? Czy tego, że... 

Czy ja go stracę? 

Bałam się tego, nie go.

- Ale masz pewność, że oni o niczym się nie dowiedzą..? - Zapytałam, spoglądając niewinnie w jego brązowe tęczówki. 

- Marnie, spokojnie... - Poczułam dotyk na moich plecach. Odwróciłam się i spojrzałam na Jesse'a. - Na prawdę, nic się nie stanie. 

- Musisz być tylko cicho i nikomu nic nie mówić, dobrze? - Zapytał spokojnym tonem Alan i przewidziało mi się, że spoglądał także na dłoń Jesse'a.

- D-Dobrze... Nie powiem... Będę siedzieć cicho... - Pociągnęłam nosem, przybierając postawy niewinnej dziewczynki.

- Grzeczna dziewczynka. - Powiedział i ujął mój podbródek w swoje palce, zahaczając kciukiem o moją dolną wargę, na którą spojrzał. 

Przeszły mnie dreszcze i przymknęłam na chwilę oczy, czując to ciepło na moim sercu i brzuchu. Widzi to, doskonale widzi to, jak reaguję na niego. Po chwili odsunął się ode mnie, a ja otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak po raz ostatni jego wzrok spotkał się z moim, lecz tym razem intensywniej. Odwrócił się do przyjaciół, a ja nabrałam więcej powietrza do płuc.

- Gdzie wy to schowaliście? - Zapytał, spoglądając na Jesse'a i Matta. 

- Spokojnie, tym się nie musisz przejmować. Wszystko jest git, naprawdę. - Powiedział Matt.

Zobaczyłam, jak odetchnął z ulgą, na co ja także pozwoliłam się rozluźnić. 

Nie chcę go stracić.

- Dobra, teraz najważniejsze jest to, żeby robić to co zwykle. - Powiedział i westchnął.

- Impreza? - Zapytałam.

- A idziesz gdzieś? - Spojrzał na mnie, dziwiąc się.

- No tak, do Jordan. - Odparłam.

- Co? - Zmarszczył brwi. - Z kim? 

- Z nim. - Uśmiechnęłam się do Jesse'a i wtuliłam w jego tors. 

Nastała chwila ciszy. Alan był zdziwiony i przewidziało mi się, że jakby... zdenerwowany? Zły na Jesse'a? Wpatrywał się w niego tak, jakby chciał go zabić.

Ale czemu? 

- Ach, okej. - Pokiwał głową i przegryzł swoją wewnętrzną stronę policzka, uśmiechając się przy tym, lecz ja rozpoznałam ten jego sarkastyczny uśmieszek.

Alan POV:

Poczułem rosnącą we mnie złość. Miałem ochotę w coś przywalić, zabić, cokolwiek. Rozmawiałem z tym idiotą, a teraz co? Idą razem na imprezę?! 

Zaciskałem pięści i powstrzymywałem się, żeby mu nie przyjebać. Jeszcze ona się do niego wtuliła... Kurwa mać. 

Dlaczego w ogóle się tym przejmuję? 

Bo przecież, kurwa, ona zawróciła ci w głowie, idioto.

Musiałem jak najszybciej się odstresować. Przestać myśleć o niej na jakiś czas. To najlepszy pomysł - zrobić wszystko, żeby wyrzucić ją z mojej głowy. Zniknij, przestań mi po niej chodzić, przestań się pojawiać, do cholery jasnej.

- Dobra, idziemy. - Warknąłem i przekierowałem się do wyjścia. 

Wyjąłem przy okazji telefon i wlazłem w messengera. Za nic na świecie nie chciałem robić tego, co teraz muszę zrobić, ale nie miałem wyjścia. Napisałem szybką wiadomość do Jessic'i.

Ja: Idziesz ze mną do Jordan?

Jessica Collins: Jasne! ;*

Ja: Ale sama przyjdź tam. Ja nie będę mieć czasu żeby po ciebie przyjechać.

Schowałem telefon do kieszeni i skierowałem się do samochodu, a wraz ze mną Matt i Jesse, na którego teraz byłem mocno wkurwiony. Jego twarz zaczęła mnie irytować i denerwować. 

Że też kurwa ten idiota musiał z nią iść, ja pierdole.

- Co ty odpierdalasz? - Warknąłem do niego, gdy wsiadł do samochodu.

- No co? - Wzruszył ramionami.

- Gówno kurwa. Wiedziałeś, że chciałem ją zaprosić. - Odpaliłem samochód i pojechałem przed siebie.

- Wczoraj byłem podpity i zapytałem ją. - Powiedział. 

Kurwa, co? 

Czyli on z nią był? 

- Czyli ty z nią byłeś?! - Zacisnąłem pięści na kierownicy. 

- Odwiozłem ją tylko do domu. - Przekręcił oczami. - Nie rób z tego afery, nie zabiorę ci jej. 

- Ha, jeszcze czego. Możesz sobie ją wziąć. - Prychnąłem pod nosem.

Nie próbuj kurwa.

- Jesteś idiotą. - Spojrzał na mnie oburzony. - Czujesz coś do niej, a nawet nic w tym kierunku nie zrobiłeś. 

- A ja sobie posłucham... - Wtrącił niewinnie Matt, odpalając skręconego jointa. 

- Znamy się dwanaście lat i pierwszy raz widzę, jak na kimś ci zależy. - Powiedział Jesse. 

- Nie zależy mi na niej. - Rzekłem stanowczym tonem.

Kogo ja okłamuję. 

- Kurwa, Alan, pogódź się z tym, że wreszcie się zakochałeś. 

- Nie zakochałem się! - Warknąłem groźnie. 

Nie mogę. Nie mogę się zakochać. To jest niedopuszczalne. To musi się jakoś wydostać z mojej głowy. Może przestanę ją do siebie dopuszczać? Nie, zbyt mocno mnie pociąga. Ale nie mogę jej kochać, ona nie zasługuje na mnie. 

Ale tak bardzo chcę ją dla siebie.

Nie mogę. Prędzej czy później, któreś z nas zostanie zranione i po co to? Po co mam patrzeć na jej płacz? Na rozczarowanie i cierpienie przez to?

- Okłamuj siebie dalej, a później mi pierdol, że miałem rację, kiedy ją stracisz. - Zaśmiał się cwaniacko. 

Dojechaliśmy do Ryana, gdzie już było kilku chłopaków z drużyny. Weszliśmy do domu i od razu zauważyłem kilka dziewczyn kręcących się dookoła. Zacząłem wszystkie mierzyć, oceniać i patrzeć na obiekt do zaspokojenia potrzeb. Musiałem się zaspokoić. Musiałem zapomnieć o Marnie. 

Chwyciłem kubek z piwem i w spokojnym tempie wypijałem ciecz, obserwując każdą dziewczynę po kolei. Blondynka, ale wolę brunetki. Ta za duży biust, wolę średni i jędrny. Niebieskie oczy, które właśnie uwodzicielsko na mnie spoglądają, nie, wolę zielone oczy, które uwodzicielsko na mnie spoglądają. Ciało, jedna miała ładne, ale nie takie jak ona. Twarz, żadna nie była...

Żadna nie jest tak piękna jak ona.

Kurwa.

Po dokończeniu piwa poszedłem w kierunku jakiejś blondynki. Objąłem ją wokół talii i zacząłem muskać jej szyję, dobierając się do pośladków. Od razu chichotała i oddawała się pieszczotom, a ja obdarowałem jej szyję pierwszym pocałunkiem.

Nie pachniała jak ona. 

Po dłuższej zabawy z nią złapałem jej rękę i skierowałem się do pobliskiej toalety. Od razu przyparłem ją do ściany i zacząłem całować, bawiąc się jej cyckami przy okazji. 

Nie całuje jak ona.

Złapała mnie za krocze i zaczęła je delikatnie masować. Po krótkiej chwili mogłem już poczuć mój rosnący wzwód. 

Chciałem ją, a nie tą.

- Do roboty. - Odsunąłem się od niej, a ona już wiedziała co ma robić.

Odpięła mój pasek i rozpięła rozporek. Pociągnęła za bokserki w dół i rzuciła się na mojego kutasa. Westchnąłem cicho pod nosem, gdy go ssała i lizała jak oszalała, patrząc na mnie z dołu. Ujęła moją mosznę w swoje ręce i delikatnie ścisnęła, powodując u mnie jeszcze większą przyjemność i głośniejsze westchnięcie. Przyssała się do mojego kutasa jak prawdziwa dziwka, liżąc i ssąc go, aż ciągnęła się ślina za jej napuchniętymi ustami.

Nie chciałem dziwki, ja chciałem ją.

Chciałem Marnie.

Złapałem blond kosmyki włosów w swoje dłonie, poruszając własnymi biodrami. Już po kilku sekundach pieprzyłem jej usta, słysząc krztuszenie się, ale nie przestawałem. Pieprzyłem jej gardło, czując samą przyjemność i czułem, jak zaczynam dochodzić. Po chwili przed oczami miałem jej obraz, jej uśmiech i zarzucanie brązowych włosów. Jej piękne oczy i usta, które mógłbym wiecznie całować i wiedzieć, że żadne z naszej walki nikt nie wygra. Ona całuje świetnie. Widziałem jej idealne kształt piersi i jędrne pośladki, i obie te rzeczy dotykałem. Jej szczupłe nogi, którymi owijała się wokół mnie, płaski brzuch, który dotykałem. Kurwa mać.

Myślałem o niej dochodząc. 

Ja pierdole.

Ja chcę ją.

Spuściłem się blondynce w gardło. 

- Ugh, delikatny mogłeś być... - Spojrzała na mnie z dołu i wytarła swoje usta. 

- Spierdalaj. 

Wyszedłem z toalety, zapinając rozporek. Oczywiście natrafiłem na Jesse'a opartego o ścianę, który widząc mnie prychnął pod nosem rozbawiony, kręcąc przy tym głową.

- Myślisz, że będąc z nią powstrzymasz się od innych lasek? - Spojrzał na mnie poważnie. 

- Zamknij się. - Rzuciłem, kierując się z nim do reszty chłopaków.

- Jesteś idiotą. - Wywrócił oczami. 

Marnie POV:

Dochodziła już godzina dwudziesta, dlatego wzięłam szybki prysznic i poszłam ubrać się w sukienkę. Cały czas o tym myślę. O tym co będzie, jak każdy się dowie. 

Nie chcę cię stracić, Alan.

To pogrążało mnie w cholernym smutku, ale słowa Matta i Jesse'a mówiące to, że jest wszystko dobrze jakoś mnie podtrzymywały. Chciałam w to wierzyć, że będzie dobrze, chociaż to głupie gadanie.

Wskoczyłam w czarny, obcisły, letni kombinezon bez ramiączek i poszłam zrobić makijaż. Po chwili usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Z czerwoną pomadką w dłoni pobiegłam do pokoju i odebrałam go, kierując się z powrotem do łazienki.

- Halo? - Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.

- Jesteś już gotowa? - Zapytał Jesse.

- Skąd masz mój numer? - Uśmiechnęłam się.

- Alan mi podał. - Rzucił zadziornie. - Ja czekam już przed waszym domem.

Co? Już dobija dwudziesta druga?! 

Spojrzałam na godzinę i się nie myliłam.

- Zaraz zejdę. - Rozłączyłam się i zrobiłam jeszcze małe poprawki. 

Wróciłam się do pokoju i spakowałam potrzebne rzeczy do torebki, zakładając czarne koturny zapinane nad kostkami i skierowałam się do wyjścia. Do moich oczu dotarł widok Alana w kuchni, opierającego się o wyspę kuchenną z dłońmi w kieszeniach swoich czarnych spodni. Jego wzrok od razu zetknął się z moim.

- Ty nie idziesz na imprezę? - Podeszłam do niego.

- Idę. - Odkleił się od blatu i zrobił krok w moją stronę.

- Masz partnerkę? - Zapytałam z uśmieszkiem na twarzy. 

Jakby mnie to obchodziło.

Kurwa, ja chcę być tą partnerką, ale już życiową.

- Mam. - Spojrzał mi intensywnie w oczy, gdy już znalazł się kilka centymetrów ode mnie.

- No to fa- 

Nie dokończyłam, bo Alan objął mój policzek swoją dużą i ciepłą dłonią i złączył nasze usta w czuły pocałunek.

Rozpływałam się w jego ustach, kurwa.

Nie stawiałam oporu, bo chcę tego pocałunku. Splotłam palce na jego karku i oddawałam się pieszczotom, jaką on mnie obdarowuje. Pocałował moją dolną wargę, górą, to znowu wpił się w usta, pożerając je zachłannie. Zszedł dłońmi do mojej tali, którą delikatnie i powoli gładził, sprawiając mi dreszcz, to po chwili złapał mnie za pośladki i podniósł, usadawiając na blat wyspy kuchennej. Przekręciłam głowę w bok i wpiłam się w jego usta, wplatając palce w jego brązowe włosy. Pociągnęłam za jego dolną wargę, zagryzając ją delikatnie i ponownie pocałowałam czule jego usta. Owinęłam nogi wokół jego bioder, przyciągając go do siebie bliżej i ponownie przekręciłam głowę w bok, złączając nasze usta. Po chwili odsunął się ode mnie minimalnie, ujmując moje policzki w swoje duże dłonie. Ciężko oddychaliśmy po tak zachłannym i podniecającym pocałunku, jakimi się obdarowywaliśmy. Przymknęłam oczy, opierając czoło o jego.

- Jesteś moja, dziewczynko. - Wyszeptał, muskając delikatnie moje usta. 

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro