Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłam przed siebie, nie wiedząc nawet gdzie się kieruję. Zostałam wystawiona, zignorowana, odepchnięta i to jeszcze przez kogoś, w kim jestem zakochana. 

Czego ja się, kurwa, spodziewałam.

Przyszłam tam razem z nim, sam mnie zaprosił, a mnie zignorował. Dziewczyna też, dziwka nie umiała się przedstawić i weszła między mną a nim, odwracając się plecami do mnie. 

Wzięłam głęboki wdech i wyciągnęłam telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła szesnasta i gdy chciałam odblokować ekran, komórka się rozładowała.

- Pięknie, kurwa... - Syknęłam pod nosem i schowałam telefon do kieszeni. 

Niedaleko parku było molo, do którego się przekierowałam. Ludzie parami przechodzili obok, nawet staruszki siedzieli na ławkach i oglądali piękny ocean przed nimi. Rodziny z dziećmi przechadzali się, nastolatki w grupach biegali, a ja? – sama. 

Ale chuj, zniosę to. 

Jestem już chyba przyzwyczajona do tego, że prędzej czy później wszystko przeminie. Coś jest, a później tego nie ma i nikt nie ma na to wpływu.

Przy molo oczywiście było wiele stoisk jak nie z jedzeniem, to z odzieżą. Skierowałam się do jednej z budki i zamówiłam sobie hot-doga. Gdy tylko otrzymałam go w dłoń i już zeszłam z chokera, nagle natknęłam się na jakiegoś dzieciaka, przez którego upuściłam jedzenie i wielka plama ketchupu wylądowała na mojej białej bluzce.

- Jebany idioto! - Krzyknęłam, trzymając się za materiał.

- Przepraszam... - Spojrzał na mnie, powstrzymując swój śmiech,

Chłopak był typowym skate'em. Czapka, szare, luźne dresy, biała, długa bluzka i plecak. Wyglądał na maksymalnie piętnaście lat.

- Cholera jasna... - Warknęłam i odwróciłam się do pani, która stała za ladą z hot-dogami i poprosiłam o chusteczkę. 

- J-ja nie chciałem... - Zaczął się tłumaczyć i doskonale słyszałam rozbawienie w jego głosie.

- Wypierdalaj. - Posłałam mu groźne spojrzenie.

- Chodź no! - Krzyknęli do niego koledzy i chłopak migiem do nich pojechał na deskorolce. 

Wpierw Alan, a teraz jedna z moich ulubionych bluzek zniszczyła mi humor. Co jeszcze kurwa?! 

W kieszeni miałam ledwo trzydzieści dolarów, dlatego poszłam do sklepu z odzieżą i kupiłam czarną bluzkę bez żadnego nadruku, co kosztowało mnie dziewięć dolarów. Byłam cholernie głodna, dlatego tym razem poszłam do innej knajpki zamówić sobie porcję frytek.

Ciekawe, czy zorientował się, że mnie nie ma..

Dlaczego w ogóle ja sobie głowę nim zawracam? Jest to kretyn, który niczym się nie przejmuje. Ma w dupie wszystko wokół i uczucia innych. Skoro tak gra, czemu nie zacząć tak samo grać jak on? 

Teraz próbuje wmówić sobie, żeby zachowywać się jak on, ale prędzej czy później jak go zobaczę, nogi będą mi się uginać pod nim. Jestem kolejną, która lata za nim jak debilka.

Nie mogłam nawet sprawdzić, która godzina jest, a przeczuwam, że siedzę tutaj już długo. Zimne powietrze zaczęło zderzać się ze mną, co doprowadzało do ciarek. Powoli zaczynałam marznąć, ale nie chciałam wracać do tego kretyna. Słońce już zachodziło za horyzontem, tworząc zachód. Piękny kolor pomarańczy i żółci rozlał się po niebie, tworząc piękny pejzaż.

Opuściłam knajpkę i powędrowałam prosto przez molo na most, który znajdował się niedaleko. Stare, poniszczone belki podtrzymywały budowle, która pod wpływem uderzeń fal wody kołysała się na boki. Ponownie zadrżałam i otuliłam się dłońmi wokół, idąc wolnym krokiem przed siebie. Wyjrzałam za poręcz, spoglądając prosto w dół i ponownie uniosłam głowę, kierując się na koniec mostu. 

Czułam smutek.

Kurwa mać.

Dlaczego przejmuję się takimi rzeczami? Na przykład tą pieprzoną miłością? Powinnam wiedzieć od początku, że to jest tylko cierpienie i nic więcej. Prędzej czy później ktoś i tak odejdzie, a ja zakochałam się jak głupia w kimś, kto nawet nie przejmuje się uczuciami innymi. Jest pieprzonym egoistą i samolubem. Jest potworem.

Dotarłam na sam koniec, będąc jedynie w towarzystwie kraczących mew. Ludzi wokół już w ogóle nie było. Zachód słońca prawie się kończył, a ja stanęłam przed poręczą, chwytając ją w swoje dłonie i powoli wyjrzałam za nią, obserwując fale wody, która znajduje się dziesięć metrów w dół. 

Nie lubię wody, ona jest okropna. To okropny żywioł, lepszy jest ogień. 

Wzięłam głęboki wdech i uniosłam nogę w górę, by postawić ją na pierwszym szczebelku.. Dodałam później drugą, wchodząc coraz wyżej, aż w końcu przerzuciłam obie nogi i  powstrzymując swoje przerażenie oraz drżenie, usiadłam na poręczy, oddychając głośno.

- Ooo, cholera... - Powiedziałam sama do siebie, mocno trzymając poręcz.

W każdej chwili mogłam spaść na dół, a ja...

Nie umiem pływać.

Nigdy się nie nauczyłam, nawet próby kończyły się bez skutków. Nie to, że boję się wody, po prostu... Tak, boję się, kurwa mać, wody. Boję się jej. 

- Uspokój się, wszystko jest dobrze... - Mówiłam sama do siebie.

Nie miałam lęku wysokości, ja po prostu bałam się, że spadnę do wody, gdzie jest z dziesięć metrów w dół. To mnie przerażało. Delikatnie wychyliłam się do przodu i spojrzałam w dół, przełykając mocno ślinę na samo wyobrażenie sobie upadku do niej. 

- Kurwa... - Syknęłam pod nosem, kiedy zadrżałam i powróciłam gwałtownie do wyprostowanej pozycji. 

Moja klatka unosi się w górę i dół w bardzo szybkim tempie. Cała drżę, nie mogę zapanować nad lękiem, które za wszelką cenę chciałabym pokonać. Kurczowo zaciskam dłonie, a nogi mocno przypieram do szczebelków, utrzymując równowagę. 

- Chcesz skoczyć? 

Zmarszczyłam brwi, nie odpowiadając w ogóle. Ból przeszył wpierw moje ciało, a później uderzyło w serce. 

- Nie. - Odparłam beznamiętnym tonem.

- Dlaczego poszłaś?

Moje mięśnie całe się napięły, gdy momentalnie poczułam jego obecność za moimi plecami. Męski tors prawie styka się z moim ciałem, a duże ręce dotykają moich ramion w kojący i troskliwy sposób.

- Nie chciałam wam przeszkadzać. - Skłamałam.

- Wiesz ile czasu zajęło mi szukanie ciebie? Nie odbierałaś telefonu. 

- Rozładowany.

- Dlaczego nie wróciłaś? 

- Szczerze? - Uniosłam ton i nie wytrzymałam. - Było mi bardzo przykro. Wystawiłeś mnie i nawet nie zauważyłeś, jak sobie poszłam. Mimo tego, że zaprosiłeś mnie tutaj, to byłeś bardziej zajęty rozmową z tą dziewczyną. - Rzuciłam zdenerwowana. - Nie przejąłeś się w ogóle mną. Na przykład, jak mogę się poczuć, jak bardzo przykro mi jest, jak zostałam zignorowana przez was, a zwłaszcza, kurwa mać, przez ciebie... - Pod koniec wyszeptałam.

- Przepraszam. - Przytulił się do mnie.

Nie oczekiwałam od niego róż, czekoladek czy cholera wie jakich gówien, które tak bardzo wszystkie księżniczki chcą. Chciałam od niego usłyszeć te pierdolone, szczere przepraszam, na które go w sumie tylko stać.

- Kto to był? - Spytałam.

- Koleżanka. 

Na samo słowo koleżanko od razu serce mnie zabolało. Dlaczego ten dupek potrafi mi tak bardzo spieprzyć humor..? Dlaczego to przez niego najbardziej cierpię..? 

- Mhm... - Mruknęłam obojętnie. 

- Przepraszam cię. - Wyszeptał do mojego ucha. 

- Wybaczam. 

- Proszę zejdź, bo nie wiem co zrobię, jak spadniesz.

- Bo się tym przejmiesz. - Prychnęłam pod nosem. - Puść mnie, bo trochę mi ciężko. 

Odsunął się ode mnie, uważnie przy tym przyglądając się moim ruchom. Delikatnie stanęłam na krawędzi mostu i przekręciłam się twarzą do niego, nie odrywając rąk od poręczy. Gdy tylko byłam już twarzą odwrócona w jego stronę, chwycił mnie pod ramiona i podtrzymał, abym stanęła na szczebelku. Uniosłam nogę w górę, później drugą, jednak to była sekunda, gdy poślizgnęłam się, odrywając ręce od poręczy.

To była sekunda, kiedy się poślizgnęłam. 

- Alan! - Pisnęłam.

Poczułam zimno, mróz, lód. Czuję własne serce, które bije jak oszalałe i chce za wszelką cenę wyskoczyć z mojej piersi. Czuję własną krew, która szumi w moich uszach jak fale wody, pod którą teraz się zatapiam. Czuję własne tętno, które próbuje rozerwać moje żyły. Nie oddycham, nie otwieram oczu, ja pozwalam tonąć, zatapiać się. Ja właśnie pozwalam sobie umrzeć.

Halo, przecież nie przeżyłam tej pieprzonej miłości!

Nie pojechałam do collage'u!

Nie widziałam mojej mamy od dłuższego czasu!

Nie zwiedziłam tyle krajów! 

Nie przeżyłam pierwszej pracy! 

Nie wyszłam za mąż! 

Nie spotkałam sławnych osób! 

Nie powiedziałam mu, że go kurwa kocham!

Kurwa.

Dopiero teraz, gdy byłam bliska śmierci wszystko przeleciało mi przez oczy. Wszystkie wspomnienia, najlepsze momenty w moim życiu. To, za czym tęsknie, to czego chcę, oczekuję, pragnę. To, kogo, kurwa mać, kocham.

Kocham Alana.

Szaleje za nim jak i za nikim innym tak nie szalałam. Mogłabym za niego oddać życie, które i tak jest bez sensu. Mogłabym mu podarować moje serce, którego w praktyce nie ma. Chcę go dla siebie. Chcę, żeby ten kretyn był teraz szczęśliwy, jeśli ja umrę. Chcę patrzeć z góry na jego szczęście, na jego uśmiech i radość. Nie ważne z kim on będzie, ja po prostu chcę, żeby Alan był szczęśliwy. Ale jak przeżyję, to wiem, że to będzie druga szansa. To będzie znak, żeby wreszcie mu wyznać to cholerstwo, co do niego czuję. Chcę być z Alanem. 

Zaczerpnęłam powietrza. 

To cud kurwa? 

Po chwili poczułam obejmujące mnie dłonie wokół. 

To był Alan.

On.. On za mną wskoczył do wody..? 

Wpadłam w wielki płacz z przerażenia, a jednocześnie szczęścia. 

- Jezus, nie strasz mnie... - Przytulił się do mnie mocno.

- J-ja nie umiem pływać... - Szlochałam. - Alan... 

- Jestem tutaj, spokojnie... - Głaskał mnie po głowie. - Machaj nogami cały czas i trzymaj się mnie. - Powiedział.

Robiłam to co kazał i nawet nie miałam zamiaru się sprzeciwiać. Ja żyję, ja żyję, ja, do cholery jasnej, przeżyłam, bo Alan po mnie wskoczył. Nie mogę powstrzymać mojego płaczu, który leje się ze mnie hektolitrami, płaczę w jego mokrą koszulkę i zaciskam dłonie na ramionach, by nie pozwolić mu, aby odpłynął ode mnie. Cała się trzęsę, drżę ze strachu i zimna, które przejęło nade mną kontrolę.

- Zaraz tutaj ktoś przyjedzie, spokojnie... - Pocałował mnie w głowę. - Pamiętaj, nie puszczaj się mnie teraz. 

Odpowiedziałam jedynie mruknięciem. Poczułam, jak zaczynamy się poruszać i jeszcze bardziej kurczowo złapałam się jego ramion. W ciągu tak krótkiej chwili całe życie przeminęło mi przez myśli; wszystkie najlepsze chwile w moim życiu, wszystkie wspomnienia, te złe i dobre, moje upadki i zloty, całe moje życie przeminęło mi przez oczy. 

Kocham Alana.

Na dodatek kocham Alana. Kocham tego mężczyznę, kocham go. Jestem zakochana w nim na zabój i nie potrafię nad tym zapanować nawet wtedy, jakbym bardzo chciała. Kocham tego aroganta, tego pieprzonego egoistę. Kocham tego nieczułego potwora, który nie patrzy na innych. 

- Łap się. - Powiedział troskliwym tonem, pomagając złapać mi się belki, która podtrzymuje most. 

- Dziękuje... - Wydusiłam z siebie, owijając ręce i nogi. 

- Kurwa, nie rób tak nigdy więcej... - Powiedział ujmując moje policzki w swoje dłonie i spojrzał mi intensywniej w oczy.

- Przepraszam... - Wyszeptałam, przymykając oczy.

Moje całe ciało odpadało. Nie tylko z zimna, ale od tego wszystkiego, przez co przeszłam przez niecały miesiąc. Miałam wszystkiego dość. Sytuacje z Alanem odbijały się na mnie każdego dnia, wykańczały mnie, wszystko mnie wykańczało. Cały czas wylewam hektolitry płaczu przez niego. Wpierw jest dobrze, a później coś się psuje i mimo wszytko nie potrafię zapomnieć o nim, ani przestać kochać. 

Dlaczego życie jest takie spierdolone? 

Nie miałam siły na nic, cała drżę i ledwo trzymam się pnia, żeby tylko nie utonąć. 

- Nie zostawiaj mnie, Marnie... Błagam, otwórz oczy! - Rzucił Alan, dotykając mnie za policzki. - Kurwa, dziewczyno... 

- Alan... - Zaczęłam bardziej mrużyć oczy.

- Jestem tutaj, spokojnie... Zaraz ktoś przyjedzie, tylko nie zamykaj oczu... - Pocałował mnie w usta. - Błagam, Marnie... - Wyszeptał, opierając swoje czoło o moje.

Był taki słodki... Taki opiekuńczy i zmartwiony... Jak nie on po prostu. Moje serce było ciepłe z jednego powodu: On się martwił o mnie, co przyprawiało mnie jedynie o rozlewające się uczucie wewnątrz. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, żeby tak się martwił.

- Strasznie mi zimno... - Wyszeptałam, przełykając ślinę.

- Za niedługo będzie cieplej, zobaczysz... - Uśmiechnął się i odgarnął włosy z mojej twarzy. - A teraz wybacz, ale to jest konieczne... 

Alan złapał za moją bluzkę i podciągnął ją do góry. 

- C-Co... robisz... - Rzuciłam zdezorientowana, obserwując jego ruchy.

- Z ubraniami jest zimniej. Podnieś ręce do góry.

- B-Boje się... - Rzekłam przerażonym tonem.

- Nie bój się, trzymam cię... - Pocałował mnie w głowę i po chwili poczułam dłoń na moich plecach, którą mnie podtrzymywał. 

Mocno ścisnęłam nogi wokół tego kawałka drewna i wyciągnęłam ręce w górę, a Alan zdjął ze mnie szybko koszulkę, wyrzucając ją na dnie. Zrobił po chwili tak ze swoją, eksponując się przede mną swoim nagim i umięśnionym torsem.

- Odwróć się w moją stronę. 

- Nie dam rady... B-boje się... - Wyjąkałam.

- Nie bój się, jestem tutaj... Spójrz na mnie i obejmij mnie... 

Wyciągnęłam jedną rękę i zarzuciłam ją na jego kark. Szybko dołączyłam tak drugą i po chwili owinęłam nogi wokół jego talii.

- Alan... - Pisnęłam. 

- Nie bój się, jestem tutaj... - Pocałował mnie w głowę. 

Alan podpłynął pod ten drewniany słup i przygwoździł mnie delikatnie do niego, a sam złapał się go wokół. 

- Wszystko będzie dobrze, tylko błagam, nie zasypiaj mi tutaj... - Wyszeptał.

Kiedy byłam tak w niego wtulona było mi o wiele cieplej. Mogłam usłyszeć też jego szybkie bicie serca, które było naprawdę przyjemne. Liczyłam w myślach ile ono bije, nie próbując zasnąć w ten sposób.

- Dziękuje... - Wyszeptałam. 

- Ja dziękuje, że żyjesz. 

- Dzięki tobie.

- Błagam, nie rób tak więcej. - Pocałował mnie w głowę.

- Nie zamierzam. - Cała zadrżałam, bo jednak zimno nie odeszło sobie od razu.

- Zobacz, już ktoś płynie po nas. - Powiedział radosnym tonem.

- Przepraszam... - Wyszeptałam łamliwym tonem. - To przeze mnie tutaj się znajdujesz, nie potrzebne wskoczyłeś... - poczułam, jak mi łza spłynęła po policzku.

- Nawet w ogień za tobą wskoczę.

Mówiąc to, ujął mój podbródek w swoje palce i złączył czule nasze usta, a mnie odebrało mowę nie tylko przez to, ale przez słowa, które do mnie wypowiedział. On powiedział to bez żadnego zastanowienia się, powiedział to zdecydowany i pewny siebie, on to powiedział... Moje serce bije jak oszalałe, a w brzuchu wykręca od motylków. Bez żadnego problemu oddaje się namiętnemu i czułemu pocałunkowi, który zatriumfował nad nami. Ciepłe wargi obracają się wokół moich w przyjemny sposób, synchronizują się i mam ochotę zapaść się pod wodą przez to, jakie uczucie wstąpiło we mnie, a potęguje je pocałunek. 

Tak bardzo chciałabym mu wyznać to, co czuję, ale boję się odrzucenia.

Dlaczego ja jestem takim tchórzem..?

Usłyszeliśmy napływający jacht, który zatrzymał się niedaleko i oświetlił nas latarką. Światło padło na nas i Alan odsunął się delikatnie ode mnie.

- Trzymaj się mnie mocno. - Powiedział troskliwym tonem.

Ujęłam Alana, pozwalając mu prowadzić nas w stronę jachtu, który przypłynął bliżej, aby nam pomóc. Widziałam starszą kobietę, która po zauważeniu naszej dwójki strasznie panikowała, a dwóch mężczyzn pomagało nam wejść na pokład. Dalej w to nie chcę uwierzyć, że on wskoczył po mnie, że bez zastanowienia się wpadł do wody.

Boże, on tak się poświęcił...

Weszliśmy na jacht, tworząc wokół siebie kompletne zamieszanie. Cała drżałam, było mi zimno i byłam roztrzęsiona. Nie wiedziałam na kogo patrzeć, bo wiele twarzy było skierowanych ku mnie, jednak chciałam tylko do Alana, tylko jego chciałam. 

- Wszystko w porządku?! - Starsza kobieta podeszła do mnie. - Jak wy się tam znaleźliście?! Artur, trzeba zadzwonić po pogotowie!

- Nie trzeba... - Wymamrotałam, cała drżąc z zimna.

Dostałam ciepły koc, którym od razu otuliłam się wokół. Usiadłam na wolnym siedzeniu i po chwili dołączył do mnie Alan, który także dostał koc. 

- Jak się czujesz? - Spytał ze spokojnym tonem, gdzie ludzie wokół nas byli przerażeni.

- Źle... - Zgrzytałam zębami.

- Chodź do mnie. 

To, w jaki sposób czasami do mnie mówi... Po prostu się rozpływam.

Jest taki seksowny i pociągający, kurwa.

Alan rozłożył ręce przed siebie tak, żebym usiadła na jego kolanach. Odłożyłam na bok koc i prędko usadowiłam się na nim, wtulając się w nagi, męski tors. Mocno mnie przytulił, zakrywając nas kocem i pocałował moją głowę czułym pocałunkiem, pod którym się rozpłynęłam. 

Jezu, jaki on jest słodki...

Zachciało mi się płakać na myśl, że on nigdy nie będzie mój. To, w jaki sposób się wobec mnie zachowuje, jak ze mną rozmawia, co do mnie mówi... Czasami mam wrażenie, że mógłby coś do mnie czuć... Ale jednak tak nie jest. Potrafi być chamem i sukinsynem, który niczym się nie interesuje i zlewa na ludzi. 

- Nie zostawiaj mnie. - Wyszeptał.

Okej, teraz to sikam ze szczęścia.

Kurwa mać. 

W brzuchu zaczęło mnie skręcać. Poczułam te pieprzone motylki, a na sercu nieznane mi dotychczas uczucie, którego nie potrafię opisać. Tętno przyspiesza, cała momentalnie się zgrzałam po jego słowach, czując rozlewające mnie przyjemne uczucie. 

- Nie zostawię. - Wyszeptałam, muskając ustami jego szczękę.

Dotarliśmy wreszcie na ląd i podczas tej drogi ani razu nie oderwałam się od Alana, który nawet nie wypuszczał mnie z objęć. Ludzie wokół nas zbierali się jak na jakieś widowisko, jakie my we dwójkę stworzyliśmy. 

- Zadzwońcie po karetkę! - Krzyknęła ta sama kobieta, co na początku.

- Chodźmy stąd. - Zaproponowałam Alanowi.

- Ucieczka? - Uśmiechnął się zadziornie.

- Tak. - Wstałam z niego. 

Alan zostawił koc na miejscu i złapał mnie za rękę, co było bardzo słodkie. Dyskretnie udaliśmy się do tyłu jachtu i z drugiej strony wyszliśmy na molo. Zaczęliśmy uciekać przed siebie, żeby jak najszybciej zniknąć z pola wiedzenia ludzi. 

Było  już bardzo późno. Na niebie zawitały ciemne barwy i tylko lampy od czasu do czasu oświetlały nam drogę. Było to po części romantyczne, że trzymając się za ręce uciekamy od ludzi, którzy nam pomogli i nawet nie wiemy, gdzie się kierujemy. 

We dwójkę.

- Mój telefon jest zepsuty... - Fuknęłam sarkastycznie przejęta i wyjęłam go z kieszeni.

- Mój też. - Zaśmiał się, wyjmując swojego Iphona.

- Kto dalej rzuci? - Spytałam i stanęłam obok poręczy.

- Pff, wygram. - Rzucił dumnie i dotrzymał mi kroku.

- Na raz... - Wysunęłam za siebie telefon. - Dwa... 

- Trzy! 

Oboje w tym samym czasie wyrzuciliśmy telefony przed siebie i spoglądaliśmy który dalej wyleci.

- Ooo! Mój! Mój! - Podskoczyłam radośnie, obserwując swoją komórkę w locie. - Wygrałam! - Rzuciłam triumfalnie, gdy wylądowała w wodzie.

- Dałem ci wygrać... - Uśmiechnął się.

- Hahahaha, na pewno! Wygrałam! - Zaczęłam tańczyć wokół niego. - Wilson wygrała z Hendersonem! Wilson wygrała z Hendersonem! I co ma do powiedzenia przegrany? - Przystawiłam dłoń do jego ust, udając, że trzymam mikrofon.

- To seksowne, że tańczysz przede mną w staniku. - Uśmiechnął się łobuzersko i obserwował mnie.

- Mogę tańczyć i bez niego. - Powiedziałam czarującym tonem.

- Tak? - Uniósł brwi w górę.

- Nie. Ja wygrałam i chcę jakąś nagrodę. - Rzuciłam stanowczo.

- Hmm... - Zaczął rozmyślać. 

Chciałam jednej, jedynej na świecie, niepowtarzalnej, unikatowej, najlepszej nagrody.

Ciebie.

- Lody? - Uśmiechnął się.

- Nie. Postaraj się. 

- Kwiaty? 

- W sumie, możesz mi przynieść, ale jednak wymyśl coś lepszego. - Uśmiechnęłam się zadziornie i oparłam o płot, przyglądając mu się.

- Słodycze? Dziewczyny podobno to lubią podczas okresu. - Wyglądał na poważnego, gdy to mówił.

- Jesteś uroczy. - Prychnęłam. 

- Wcale nie. 

- Wymyśl coś innego. - Zagryzłam dolną wargę, gdy na mnie spojrzał.

- Kino?

- Nie. - Uśmiechnęłam się, a on zaczął się niecierpliwić.

- Wam dziewczynom dogodzić... - Wypuścił głośno powietrze z ust. 

- No dawaj, myśl... Co ja bym chciała... - Uniosłam jedną brew w górę.

CIEBIE, KRETYNIE.

Najbardziej czego pragnę, to ciebie. 

Widziałam jak główkuję nad tym, aż w końcu uśmiechnął się zadziornie w moją stronę. Stanął przede mną, kładąc ręce na poręczy i tym samym zamykając mnie w pułapce. Nachylił się nad moją twarzą, patrząc mi intensywnie w oczy, a ja od razu poczułam te szybsze bicie serca. Moja klatka piersiowa unosiła się gwałtownie w górę i dół. Rumieniec od razu oblał moją twarz, w którą on właśnie patrzy.

- Mnie.

- Chyba zgadłeś, chłopczyku... - Rzekłam czarująco, wpatrując się w jego oczy, a później na usta.

- Czy jestem odpowiednią nagrodą dla ciebie? 

- Tak. 

- Są inne, lepsze rzeczy, z których byłabyś zadowolona... - Dalej drażnił się ze mną.

- Chcę ciebie. - Wyszeptałam, biorąc większy wdech do płuc.

- Takiego sukinsyna? Zrani cię tylko.

- Nie zrani, wierzę w to.

- Jesteś pewna, że mam być twoją nagrodą? - Nie wiedział gdzie patrzeć, bo cały czas wlepiał swój wzrok w moje usta albo oczy.

- Pocałuj mnie.

Od razu złączył nasze usta w gorący pocałunek. Objął mnie wokół i pociągnął do siebie bardziej, napierając wargami na moje. Zarzuciłam dłonie na jego karku i wplotłam ręce w końcówki włosów, zatapiając się w pocałunkach. Po chwili nasze języki zaczęły ze sobą tańczyć, synchronizowały się ze sobą w namiętnym i czułym tańcu, który powodował u mnie skręty w podbrzuszu.

Alan podniósł mnie za biodra w górę i posadził na poręcz, ale tym razem mocno trzymał, żebym nie wypadła do tyłu. Pocałunki nabierały tempa i atmosfera robiła się romantyczna oraz gorąca. Tak bardzo pragnęłam go dla siebie, że to było nie do pojęcia dla innego człowieka. Jedna osoba tak zawróciła mi w życiu. 

Jeden chłopak, którego znam prawie miesiąc.

Jak to się mówi ''Miłości się nie wybiera'' 

Dopiero po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Byłam ciepła, gorąca, rozpalona do granic możliwości przez niego, a byłam tylko w samym staniku. Pomimo tego, że oderwaliśmy się od siebie, on dalej drażnił moje usta. Pocałował dolną wargę i przekręcił głowę w bok, podgryzając ją tym razem. Oddychałam głęboko, wplatając palce w jego włosy i wciągnęłam kolejną dawkę do płuc, gdy kąsał moje usta. Prowokował mnie, uwodził i kusił. 

- Uważam ten dzień za udany. - Wyszeptałam.

- Dlaczego? - Prychnął, odchodząc ode mnie. Pomógł mi zejść i oboje wolnym krokiem kierowaliśmy się do samochodu.

- Jeszcze się pytasz? - Uśmiechnęłam się. - Pomimo tej twojej koleżanki, to wszystko było zajebiste. To, jak wpadłam do wody, a ty mnie uratowałeś. To, jak uciekliśmy przed karetką i teraz moja wygrana. 

- Hej, jak wpadłaś do wody prawie zawału dostałem! - Powiedział jak obrażone dziecko. 

- Tylko... - Zaczęłam smutniejszym tonem. - Nie śmiej się ze mnie, bo nie umiem pływać... - Odwróciłam wzrok.

- Jejku... - Objął mnie ramieniem. - Mar, jesteś taką niezdarą! - Poczochrał mi moje mokre włosy.

- Umm, dzięki... - zmarszczyłam delikatnie brwi, udając obrażoną.

- Poza tym, będę mógł cię nauczyć. - Rzucił zadziornie.

- Ale dopiero jak mi się okres skończy.

Już to sobie wyobrażam, jak Alan będzie mnie uczył...

- Jeszcze lepiej. - Widziałam w jego oczach ten błysk.

Coś planuje.

W końcu dotarliśmy do auta, gdzie zajęło to nam naprawdę długo. 

A ja wpadłam na genialny pomysł przy okazji.

Skoro nasz zakład jest dalej aktualny, a on ma dwa-jeden... 

Gdy jechaliśmy do domu, Alan był skupiony na drodze, dlatego to był idealny moment do wykonania planu. Jak gdyby nigdy nic, położyłam rękę na jego kroczu i delikatnie ścisnęła, nawet nie odwracając głowy w jego stronę.

- C-Co robisz? - Zapytał speszony i przelotnie spojrzał na swoje krocze.

- Skoro masz dwa-jeden w naszym zakładzie... Teraz będzie dwa-dwa. - Spojrzałam na niego zadziornie.

- Ja prowadzę! Zróbmy to w domu! 

- Wybacz, ale nie. 

Rozpięłam pasy i zaczęłam dopierać się do jego rozporka.

- M-Marnie! Ja prowadzę! Wiesz, jak to będzie mi przeszkadzać?! - Zaczął się wiercić.

- Och, ucisz się wreszcie. - Burknęłam zirytowana i rozpięłam jego rozporek. 

Od razu przez bokserki zauważyłam jego erekcję. Uśmiechnęłam się pod nosem i w spokojnym tempie wsunęłam rękę i objęłam jego członka, który już mi pulsował w dłoni.

 - Poczekaj, aż skończysz okres... - Dogryzł ostrzegawczo. - Kurwa, poczekaj tylko.

- Nie mogę się doczekać. - Wyszeptałam do jego ucha, obdarowując pod koniec kilkoma pocałunkami jego szczękę.

- Kurwa... - Warknął i gwałtownie zahamował, gdy nachyliłam się nad jego penisem i polizałam lśniącą żołądź. 

- Spokojnie... - Spojrzałam na niego niewinnie. - Coś nie tak? 

- O boże, nie, przestań... - Odwrócił wzrok.

- Jesteś uroczy. 

- Kurwa, niech ci się ten jebany okres kończy! - Ruszył samochodem.

Jego penis osiągnął wielką erekcję, co mnie bardzo zdziwiło, że takie coś może istnieć! 

Delikatnie przejechałam językiem po jego czubku, a Alan wydał z siebie cichy jęk. Wypuścił głośno powietrze z ust, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. 

Po chwili wzięłam go całego, a on gwałtownie i nerwowo poruszył się na siedzeniu. 

- Kurwa. - Warknął. - Zaraz dojdę, ostrzegam. 

- I o to chodzi. - Mruknęłam.

Poruszałam rytmicznie dłońmi wzdłuż jego prącia, czując pulsacje i twardość. Sprawnymi ruchami jeździłam w górę i dół, dodatkowo zasysałam policzki, trzymając główkę jego penisa w ustach. Językiem polizałam jego czułe miejsce i pocałowałam, biorąc ponownie ją do ust. Po chwili zaskakując go znowu, wzięłam męskość całą do buzi. 

- Boże, jesteś niesamowita, Mar! - Rzucił zauroczony, oddając się mojej pieszczocie.

- Dużo mi to mówiło. - Uśmiechnęłam się łobuzersko.

Oczywiście skłamałam. Chciałam go rozzłościć, co w sumie mi się udało. 

- CO?! - Zatrzymał się gwałtownie. 

Korzystając z okazji przyssałam się mocno do jego penisa, aż w końcu poczułam ten sło- Zaraz, zaraz... Tym razem był słodszy... Jego sperma była słodsza. 

Ciekawe...

- Kurwa. - Syknął.

- Dwa-dwa. - Uniosłam się i przetarłam swoją buzie. 

- Ile tobie to już mówiło? - Powiedział poważnym tonem, spoglądając na mnie morderczo.

- Że jestem niesamowita? - Uniosłam zadziornie jedną brew w górę.

- Mhm...

- Kilku... - Uśmiechnęłam się.

- Mhm...

- Hej, tobie laski też pieprzą, że jesteś niesamowity. - Rzuciłam obrażonym tonem.

- To dziwki, one wszystkim tak mówią. - Powiedział rozbawiony.

- Umm, mam nadzieję, że nie uważasz mnie... za dziwkę... - Wymamrotałam, odwracając skrępowana od niego wzrok.

Bałam się, że uważa mnie tak, jak połowę innych dziewczyn. Jednorazowe przygody miałam z wieloma mężczyznami, jednak to nic nigdy nie oznaczało. Wyjątkiem był Gary, z którym uprawiałam seks wiele razy, a teraz jest Alan, który bez dwóch zdań jest najlepszy ze wszystkich i ciągnie mnie do niego najbardziej.

- Pojebało cie? Nawet tak nie myśl! - Uniósł się.

- Dzięki. - Powiedziałam wdzięcznie, unosząc delikatnie swoje kąciki ust w górę.

- Za?

- Za to, że nie uważasz mnie za dziwkę.

- Nie jesteś nią. - Rzucił stanowczo.

- Dziękuje. 

W końcu dojechaliśmy do domu, a ja odetchnęłam z ulgą. Mogłam wreszcie wejść pod prysznic i umyć się w ciepłej wodzie, nie wspominając już o okresie, który dalej mam i muszę jak najszybciej się doprowadzić do porządku. Poleciałam do swojego pokoju, rozebrałam się z ubrań i skierowałam do toalety, wskakując od razu pod ciepłą wodę. 

Zrobiłam to co powinnam oraz zrobiłam porządek z miesiączką i wyszłam po dwudziestu minutach z łazienki. Ubrałam się w piżamę, wzięłam zapalniczkę i papierosa i wyszłam z pokoju na balkon. Alana na swoim nie było, chyba musiał już iść spać, dlatego ja po skończeniu fajki także poszłam prosto do łóżka. 

Wskoczyłam pod przyjemnie pachnącą pierzynę i położyłam głowę na poduszkę, zasypiając. Moje myśli powróciły do dzisiejszego dnia i chwil, jakie spędziłam po raz kolejne w moim życiu jako najlepsze. 

Chwil z nim. 

*

- Błagam, nie! - Wyjąkała mała dziewczynka. 

- Zamknij się! - Warknął i kolejny raz zadał cios w twarz dziewczynce. 

- T-Tato, proszę... P-Proszę, przestań! - Z trudem broniła się drobnymi, posiniaczonymi dłońmi, chcąc uniknąć kolejnego uderzenia.

- Jebana gówniara! Tylko zawracać głowę mi potrafisz! - Ponownie wymierzył cios. 

- P-Proszę! - Szlochała i ciągnęła nosem, gdy nagle jej wzrok padł na ruchy ojca, jak wyjmuje swój skórzany, czarny pas ze spodni. - T-Tato..!


- Jezu... - Wyszeptałam, unosząc się gwałtownie.

Miałam koszmar. Znowu o nim. 

Dotknęłam się za policzki i zorientowałam, że płakałam przez sen. Nie zasnę, za cholerę nie zasnę. Spojrzałam na zegarek, na którym widniała godzina czwarta nad ranem. Wciągnęłam większą dawkę do płuc i spojrzałam w stronę okna, nie wykonując żadnych ruchów. Nigdy nie potrafiłam dobrze zasypiać po snach, w których on on uczestniczył. 

Wstałam z łóżka i cichym krokiem skierowałam się do wyjścia, zamykając za sobą drzwi. W całym domu panuje cisza, nie słychać niczego, oprócz dochodzącego dźwięku tykającej wskazówki z parteru. Powędrowałam prosto pod drzwi Alana, chcąc... Po prostu chciałam się przytulić do niego.

- Alan... - Wyszeptałam, kiedy weszłam do środka.

- Co? 

Zmarszczyłam brwi. Nie spał? 

- Nie śpisz? - Wyszeptałam, podchodząc do jego łóżka.

- Nie. - Odparł, unosząc się do pozycji siedzącej i oparł się o dłoń, spoglądając na mnie w tej panującej ciemności.  

Stanęłam w miejscu, gdy lustrował mnie całą. Zapadła cisza między nami i nawet nie miałam zamiaru jej przerywać. Jest czwarta w nocy, a on nie śpi, dlaczego on nie śpi? Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam ponownie krok w jego stronę, później drogi, aż w końcu delikatnie usiadłam na krawędzi jego łóżka, nie spuszczając z niego oczu.

- A ty? Dlaczego nie śpisz, dziewczynko? - Zapytał, przekręcając łobuzersko głowę w bok i spojrzał na mnie tak samo.

- P-Po prostu... - Spojrzałam na swoje dłonie, bawiąc się kciukami. - Nie mogłam zasnąć.

- Wskakuj. 

Gwałtownie spojrzałam na niego, rozchylając delikatnie wargi i dziwiąc się, że powiedział tak. Moje serce zabiło kilkukrotnie szybciej, a ciało od razu rozgrzało się. Odsunął się, robiąc mi miejsce na swoim łóżku i wyczekiwał, aż dołączę do niego.

- Dz-Dziękuję... - Wyszeptałam, wchodząc mu pod kołdrę.

Ciepło od razu zderzyło się z moją skórą, było to wręcz gorąco bijące od niego. Wtuliłam się w ciało Alana, które było bardzo ciepłe i męskie, był tak idealnie zbudowany. Przyjemnie leżało się na jego torsie, słysząc dodatkowo bicie serca, które jak zwykle bije szybko. Poczułam, jak owija ręce wokół mojego ciała i przyciąga do siebie bliżej, głaszcząc moje plecy swoją dużą dłonią, która przyprawia mnie o dreszcze. Opuszkami palców kreślił wzory na mojej odkrytej skórze i przechodzą mnie iskierki pod wpływem jego parzącego dotyku. To jest takie przyjemne.

- Dziewczynko? 

- Hmm?

- Jesteś zadowolona z wygranej? 

- Bardzo. 

- To bardzo się cieszę. - Pocałował mnie w głowę.

Boże, tak bardzo chcę ci wyznać, co do ciebie czuję.

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro