Rozdział 27
- Skacz! - Wołał do mnie z dołu Alan, który trzymał w górze swoje dłonie, żeby mnie złapać.
- Ja... Ja nie dam rady... - Cały czas wycofywałam się.
Siedziałam na parapecie i trzymałam się mocno okna. Nie mam lęku wysokości, ale cholernie bałam się skoczyć z pięciu metrów w dół. Mimo tego, że Alan tam był, to się bałam.
- Pośpiesz się, nie mamy czasu! - Nalegał.
- Ruszcie się! - Krzyknął Jesse, który stał przy swoim samochodzie.
Wzięłam głęboki wdech i przysunęłam się bardziej do krawędzi parapetu.
- Złapiesz mnie? - Przełknęłam głośno ślinę, spoglądając w dół.
- Nie kurwa, dam ci spaść na twarz. - Rzucił z sarkazmem. - Złapie cię, kretynko!
Zamknęłam oczy i wyskoczyłam z okna, wpadając od razu w ramiona bruneta. Pisnęłam, gdy oboje upadliśmy na trawę, co było nawet śmieszne.
- Ała... - Zaśmiałam się.
- I co, tak trudno było to zrobić na samym początku? - Zapytał, leżąc pode mną.
- Tak. - Burknęłam i nachyliłam się nad nim, spoglądając prosto w brązowe tęczówki.
Między nami nastała cisza. Patrzymy w swoje oczy nie mówiąc nic. Zatracam się w brązowym kolorze tęczówek, które patrzą prosto na mnie. Rumienię się, zaczynam się rumienić i wyglądać jak burak, oddychając przy tym głośno. To była nagle chwila, gdy zaczęłam się nad nim nachylać.
- Ruchy! - Krzyknął Jesse.
Ocknęłam się. Gwałtownie wyprostowałam nogi i pomogłam wstać Alanowi, kierując się w stronę samochodu.
- Dzięki za wieczór! - Uśmiechnęłam się do Jesse'a i Matta.
- Nie ma sprawy. - Pomachał mi czarnowłosy i wsiadł do auta, odjeżdżając szybko razem z Mattem.
Moje serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej, gdy zobaczyłam policyjne światła zbliżające się do nas. Szybko znalazłam się w samochodzie, panikując przeraźliwie.
- Kurwa... - Syknęłam, zapinając się pasem.
- Cicho. - Odpalił samochód i wjechał na drogę, oddalając się od policji.
Jechał z bardzo dużą prędkością, a ja cały czas odwracałam się do tyłu, żeby sprawdzić czy policja za nami nie jedzie. Z pozostałą dwójką już się rozdzieliliśmy, a teraz kierowaliśmy się do domu. Po dłuższym czasie, zaczęło coś mi nie pasować...
- Umm, Alan... Gdzie my jedziemy? - Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
- Chcesz pojeździć sobie autem? Bo ja mam ochotę. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie boisz się dać mi auta? - Zapytałam zaskoczona.
- Będziemy w takim miejscu, że nie spowodujesz wypadku, spokojnie. - Zaśmiał się.
- No to chcę tą maszyną pojeździć. - Uśmiechnęłam się.
Po chwili Alan kliknął jakiś guzik i dach w jego aucie zaczął się rozsuwać. Momentalnie poczułam zderzający się wiatr z moim ciałem. Włączył także jakąś piosenkę, a mój organizm doznał w tej chwili mieszanki euforii połączonej z czymś jeszcze przyjemnym. Jechałam właśnie z Alanem, sami, we dwoje.
Czułam się wolna razem z nim.
Uniosłam ręce w górze i spojrzałam na rozgwieżdżone niebo, po którym mieniło się miliony małych gwiazd, oświetlających całe New Jersey, a księżyc w postaci litery c odbijał się w wodzie, która znajdowała się obok.
- Jak ja to kocham! - Krzyknęłam.
- Cieszysz się? - Spojrzał na mnie przelotnie, bo był skupiony na prowadzeniu.
- Bardzo! - Poprawiłam swoje włosy.
Otworzyłam schowek, żeby odłożyć do środka torebkę, jednak mój wzrok przykuł joint wypadający z niego. Uśmiechnęłam się zadziornie i wzięłam go do ręki, wkładając przy okazji torebkę do schowka.
- A co za rzeczy chowa się w tym, hmm? - Pokazałam mu jointa.
- O kurwa, zapomniałem o nim! - Zdziwił się. - Odpalaj!
- Umm, co, teraz? - Uniosłam brwi w górę.
- No, a kiedy?
Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po zapalniczkę. Podpaliłam początek bletki, który jeszcze wystawał i dmuchnęłam w nią. Po chwili włożyłam ustnik do ust i odpaliłam. Pierwszy buch i poczułam się spełniona. Ostry i drażniący dym przejechał po moim gardle, a po chwili opanował płuca. Po kilku sekundach już dało się znieść dym, który zaczął sprawiać mi przyjemność z każdego kolejnego zaciągnięcia się.
- Masz. - Podałam go Alanowi.
- Dzięki. - Wziął i zaciągnął się, trzymając dłużej dym w płucach niż zwykłego papierosa.
Po chwili zaczęliśmy zwalniać. Brunet skręcił w jakąś uliczkę i nagle dostrzegłam wielki parking, a obok opuszczoną stację benzynową. To miejsce było ogromne, a oświetlane tylko przez jedną lampę na środku, która migała co jakiś czas. Sprawdziłam która godzina i dochodziła już druga w nocy. Alan zaparkował obok stacji i w spokoju zaczął palić.
- Skąd znasz to miejsce? - Spytałam.
- Czasami przyjeżdżam tutaj pojeździć autem. - Podał mi jointa.
- Chcesz mi dać jeździć po jaraniu? - Uśmiechnęłam się chytrze.
- No, czemu nie? - Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
- Nie boisz się, że coś rozwalę? - Wypuściłam powoli dym.
- Umm, nie, a powinienem? - Rzucił rozweselony.
- Nie. - Ponownie się zaciągnęłam.
Alan już chciał spojrzeć przed siebie, ale delikatnie łapałam jego policzek i pociągnęłam do siebie. Musnęłam go ustami i zaczęłam wypuszczać powoli dym, który on od razu wciągał. Pod koniec zagryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam w swoją stronę.
- Daj mi zacząć jeździć. - Powiedziałam, odsuwając się od niego.
- To chodź. - Wypuścił dym i wyszedł z auta, a ja tylko przesunęłam się na miejsce kierowcy.
Okrążył auto i wsiadł na moje wcześniejsze miejsce, od razu zapinając pas, na co uśmiechnęłam się pod nosem.
Aż tak przerażony jest?
- Jak ci niewygodnie, to możesz sobie przysunąć siedzenie.
Zrobiłam to co powiedział, przysuwając się bliżej kierownicy.
- No dobra, to teraz wiesz co zrobić z kluczykiem, co nie? - Zapytał.
- Nie jestem głupia. - Spojrzałam na niego zirytowana i włożyłam kluczyk do stacyjki, a następnie go przekręciłam.
- No dobra, więc sprzęgło wciskasz powoli, a później dodajesz gazu. Biegi zmieniają ci się automatycznie. - Wskazał co i jak.
Nacisnęłam stopą na sprzęgło i jak powiedział – dodawałam gazu. Spojrzałam na niego kątem oka i widziałam, jak trzyma się drzwi, co było bardzo słodkie.
- Więcej gazu.
Zrobiłam jak kazał i zaczęliśmy jechać przed siebie.
- Woo! - Pisnęłam podekscytowana.
Dodałam więcej gazu i zaczęłam jechać czterdzieści kilometrów na godzinę, później pięćdziesiąt, sześćdziesiąt...
- My jedziemy! Ja jadę! Kurwa, ja jadę! - Zaśmiałam się i przyspieszałam, skręcać przy okazji w lewo.
- Wolniej! - Spanikował.
- Kochanie, nie zabiję nas... - Spojrzałam na niego.
- Patrz na drogę!
- Hahaha, no przecież patrzę!
Przyspieszyłam jeszcze trochę i jechałam prostą linią. Alan kurczowo trzymał się czegokolwiek, co miał pod ręką i marudził, abym zwalniała.
- Ugh, zabawić się nie umiesz. - Burknęłam, kiedy się zatrzymaliśmy.
- Co? Ja nie umiem się zabawić? - Przystawił do mnie ucho. - Zobaczymy. - Uśmiechnął się zadziornie i zamieniliśmy się miejscami. - Ze mną przeżyjesz najlepsze chwile w swoim życiu. - Rzucił i po chwili ruszył przed siebie wydając pisk opon.
Krzyknęłam z ekscytacji i uniosłam ręce w górze, kiedy to Alan z ogromną prędkością jechał przed siebie i wykręcał co chwilę, tworząc drift. Nigdy nie jeździłam z kimś, kto tak prowadzi auto, na dodatek bez żadnych problemów wszystko mu wychodziło, jakby miał już wszystko opracowane.
- Woo! - Uśmiechnęłam się, przymykając oczy.
Czułam się jak w jakimś transie. Na dodatek marihuana spowodowała u mnie spokojny stan i niczym się nie przejmowałam. Byłam zahipnotyzowana jazdą i tym całym uczuciem, które przejęło nade mną kontrolę. Mogłam wtedy wszystko.
To było uczucie wolności.
Po chwili Alan wykręcił gwałtownie autem tak, że skręcił w bok i zatrzymał się w idealnej, prostej pozycji. Ruszył ponownie przed siebie z ogromną prędkością, wydając głośny pisk opon.
- To najlepsze chwile w moim życiu! - Krzyknęłam.
- Moje też! - Uśmiechnął się i spojrzał na mnie przelotnie.
O mój boże.
Ugh, bądź, kurwa, mój.
Rozpięłam pasy i uniosłam się, siadając na kolanach Alana tak, żeby nie zasłonić mu drogi. Złapałam go delikatnie za lewy policzek i zaczęłam całować po szyi. Podgryzałam i ssałam, a on pomrukiwał zadowolony, kładąc jedną rękę na mojej talii.
- Kiedy kończy ci się okres? - Zapytał.
- W sobotę albo niedziele. - Cały czas go całowałam, aż zaczęłam wjeżdżać w górę.
- Poczekam... - Rzucił zniecierpliwionym tonem.
Pocałowałam go w policzek, a po chwili w usta. Kiedy chciałam oderwać się od niego, żeby nie przeszkadzać mu w trakcie jazdy, on pociągnął mnie za dolną wargę i ponownie wpił się w usta. Zmieniłam swoją pozycję i usiadłam na nim okrakiem, obejmując jego policzki i całując.
Nie zwracaliśmy w ogóle uwagi na jezdnie, ale czułam, jak Alan zwolnił przez to. Jedną dłonią objął mnie wokół i wsunął po chwili swój język. Zaczęliśmy się czule i namiętnie całować, co powodowało w moim ciele jeszcze większy, błogi stan. Prowadziliśmy taniec naszymi językami, obracając je w wolnym tempie. Na mojej kobiecości zaczynałam czuć jego wybrzuszenie, co jeszcze bardziej mnie podnieciło.
Kurwa, pieprzony okres.
Uwielbiałam całować się z Alanem. On jak i ja nie dawaliśmy za wygraną i w ten sposób powstawał podniecający i pełen namiętności pocałunek. Czułam się zahipnotyzowana nim całym, pocałunkiem i jego osobą. To był jeszcze lepszy trans, jeszcze lepszy narkotyk niż wcześniejszy. Mogłam z nim tak cały czas się całować i nie wypuszczać z rąk.
Jak ja go kocham.
Jego widok powodował u mnie ogromne podniecenie, a co dopiero taka bliskość. Nigdy nie miałabym z nim dość. Cały czas pragnęłam więcej i więcej, a jak już to dostałam – to znowu więcej. Z nim mogłam wszystko, czego chciałam. Ten chłopak tak mi zawrócił w głowie, że nie wyobrażam sobie teraz jego zniknięcia z mojego życia.
Teraz liczyła się chwila, gdzie byłam ja i on. Cały czas całowaliśmy się i nie przestawaliśmy nawet na wzięcie tchu. Pragnęłam go, jak nigdy dotąd.
Ja i Alan.
Unosiłam się w spokojnym tempie w górę i dół, cały czas obejmując jego policzki. Biodrami ocierałam się o jego krocze, czując twardniejącą męskość. Serce biło mi w przyspieszonym tempie oraz serce, doskonale to wszystko czułam. Miałam go teraz dla siebie i byłam spokojna. Nie musiałam zamartwiać się tym, że ktoś mi teraz go zabierze.
Mój mały chłopczyk był dla mnie.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, nierównomiernie oddychając. Poczułam, jak zatrzymał samochód.
- Boże, co ty ze mną robisz... - Położyłam łokcie na jego barkach i spojrzałam w piękne, brązowe oczy.
- Prędze,j co ty ze mną robisz, dziewczynko. - Szepnął, przyglądając mi się intensywniej.
- Co robię? - Rzuciłam czarująco i unosiłam się w górę, ocierając o jego krocze, oczywiście nie przestając mu patrzeć w oczy.
- Zmieniasz mnie. - Wplątał rękę w tył moich włosów i pocałował mnie.
Serce zabiło mi szybciej i jestem pewna, że przez tę bliskość on je słyszy i czuje, kurwa.
W jaki sposób... ja cię zmieniam?
Czy to źle..?
Położył ręce na mojej talii i zaczął jeździć nimi w górę i dół. Wplątałam dłonie w jego włosy i delikatnie szarpnęłam ich końcówki. Znowu zaczęliśmy się całować namiętnie, bez żadnych zahamowań, zatracaliśmy się w tym. Po chwili zagryzł moją dolną wargę, a ja uniosłam głowę w górę, pozwalając mu dorwać się do mojej szyi, którą zaczął obdarowywać mokrymi i gorącymi pocałunkami. Poczułam nagle te przyssanie się do skóry, które było bardzo podniecające. Jęknęłam głośno, a on uśmiechnął się.
- Ściągnij bluzkę. - Wyszeptał mi do ucha, a jego płatek przygryzł.
Uśmiechnęłam się zadziornie i zdjęłam z siebie na początku jeansową kurtkę, a zaraz po niej, spoglądając w oczy Alana, w seksowny sposób ściągnęłam czarny top, rzucając go na siedzenie obok. Zostałam w czarnym, koronkowym staniku. Nie było mi zimno, przez niego byłam rozgrzana do możliwości.
Wpił się ustami w mój dekolt, którego zaczął zachłannie całować. Na piersiach zaczął robić mi malinki, a ja z podniecenia jęknęłam mu do ucha, splatając palce na jego karku. Położył swoje ciepłe i duże dłonie na moich plecach, a pod wpływem jego dotyku doznałam jeszcze większego dreszczu. Wjeżdżał nimi w górę aż do samego zapięcia od stanika, które po chwili jednym ruchem rozpiął.
Tak cudowny, piękny, najlepszy moment przerwał jakiś facet, który wjechał tutaj autem.
- Kurwa... - Warknął zdenerwowany i zapiął mi stanik.
- Co tu robicie?! Proszę opuścić ten teren! - Krzyknął.
- Ja pierdole... - Westchnęłam i usiadłam na swoim miejscu, zakładając top i kurtkę.
Alan ruszył samochodem prosto do wyjścia, a tam już do domu. Całą drogę marudziliśmy o tym, jak ktoś nam przerwał zabawę, co było w sumie bardzo śmieszną sytuacją. Dwoje napalonych nastolatków obrażonych, bo ktoś przerwał im intymną chwilę.
Po dwudziestu minutach byliśmy w domu, a ja od razu poleciałam wziąć prysznic. Dochodziła już czwarta nad ranem i jestem pewna, że nie wstanę do szkoły. Wzięłam szybki prysznic i poszłam na balkon zapalić papierosa, gdzie na sąsiednim był Alan w samych bokserkach i mokrych włosach.
- Idziesz do szkoły? - Spytałam, opierając się o poręcz i stając naprzeciwko niego.
- No kurwa, ten piękny widok muszę zobaczyć. - Zaśmiał się.
- Ugh, ja nie wiem... - Westchnęłam.
- Nie chcesz zobaczyć miny Cummshots, jak zobaczy swój gabinet? - Zapytał z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
- Chcę! - Rzuciłam od razu.
- Możemy przyjść na jedenastą, bo chcę trochę pospać. - Zaciągnął się, przymykając jedno oko, co było seksownym widokiem. Cholera jasna.
- Okej. - Wzruszyłam ramionami i dokończałam swojego papierosa.
Nastała cisza. Nikt z nas już się nie odezwał i palił w spokoju papierosa. Ja kończąc swoją fajkę, przygasiłam o poręcz i wyrzuciłam, kierując się do opuszczenia balkonu.
- Śpij ze mną.
Rozpływam się, kurwa.
Stanęłam w miejscu, rumieniąc się. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, każda komórka zaszalała pod wpływem jego tonacji i słów. Odwróciłam się do niego i skinęłam tylko głową jak niewinne dziecko, bo tylko to potrafiłam z siebie wykonać. Skierowałam się do wyjścia z pokoju i weszłam do jego, napotykając go zamykającego drzwi balkonowe.
- Czemu nagle mnie tak zapraszasz, hmm? - Stanęłam przed nim, krzyżując dłonie pod piersi.
- Nie chcesz, możesz iść. - Wzruszył ramionami i położył się do łóżka.
Wywróciłam oczami i wskoczyłam do łóżka, wtulając się od razu do jego ciepłej klatki piersiowej. Objął mnie wokół i pozwoliłam sobie położyć głowę na jego torsie. Przymknęłam oczy, rozpływając się przez ciepło, przez jego samą osobę, która mnie tuli do siebie. Jego obecność przyprawia mnie o uczucie, które w życiu się nie spodziewałam doznawać przy kimkolwiek.
Dlaczego mu tak bije szybko serce..?
- Alan... - Wymamrotałam.
- Hmm?
- Dzisiaj przeżyłam najlepsze chwilę w swoim życiu. - Uśmiechnęłam się.
- Ja też. - Szepnął.
On też.
Nie wiem czy to kłamstwo, czy prawda.
Ale jednak chcę wierzyć w to, że to szczera prawda.
*
Obudził nas budzik z telefonu Alana. Przetarłam oczy i szybko wyłączyłam ten denerwujący dźwięk. Alan jeszcze postanowił sobie trochę poleżeć, a ja poszłam do swojego pokoju doprowadzić mój nieład do porządku. Weszłam do toalety, robiąc codzienne czynności i po piętnastu minutach wyszłam już ogarnięta i umalowana. Okresu prawie nie mam, ale na wszelki wypadek założyłam wkładkę.
Za oknem była piękna pogoda, dlatego ubrałam na siebie czarne, bawełniane spodenki i bordową bluzkę na ramiączkach do pępka, która miała delikatnie rozkloszowane końce. Zeszłam na dół przygotować śniadanie dla mnie i Alan, i postawiłam na śniadanie w stylu angielskim. Jajecznica z bekonem, do tego grzanki. Gdy byłam w połowie gotowania, mój telefon zadzwonił i na wyświetlaczu pokazała się mama.
- Halo? - Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha, przytrzymując ramieniem.
- Cześć, słonko, co u ciebie słychać? Jak pogoda u was? - Spytała z dobrym humorem.
- Wszystko dobrze, ciepło.
- Umm, a ty przypadkiem nie w szkole? - Rzuciła podejrzliwie.
- Zaspałam, właśnie się szykuję. - Skłamałam.
- No to szybko pędź do szkoły! A, chciałam ci przy okazji powiedzieć, że gosposia będzie u nas pracować, przyjmijcie ją ciepło.
- Luzik. - Wzruszyłam ramionami.
- A co tam jeszcze ciekawego powiesz? - Dopytywała.
- O których godzinach ta gosposia będzie przychodzić?
- No gdzieś tak dziewiąta rano do dwudziestej. To miła, starsza pani, która nie będzie wam przeszkadzać. - Powiedziała miłym tonem.
- Okej.
- No dobra, to ja ci nie przeszkadzam. Leć do szkoły, kocham cię!
- Paaa... - Przedłużyłam i rozłączyłam się.
Wreszcie nie tylko ja będę musiała tutaj w domu sprzątać.
Nałożyłam śniadanie na talerz i w idealnym momencie zjawił się Alan. Zmierzyłam go od góry do dołu, czując rosnącą temperaturę ciała w górę.
Kurwa.
Miał na sobie czarną koszulkę, która odkrywała jego tatuaż oraz wyrobioną górą partię ciała i szare spodenki baggy do kolan. Wyglądał seksownie, dlaczego on musi tak wyglądać? Włosy miał jak zwykle niechlujnie żelem postawione w górę. Jego perfumy od Dior były cholernie intensywne i pociągające, był najlepsze i pobudzały każdy mój zmysł.
- Gosposia od jutra będzie do nas przychodzić. - Powiedziałam i podałam mu talerz. - Smacznego.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się do mnie. - Na cholerę gosposia? Wolę towarzystwo tylko jednej kobiety w tym domu. - Puścił do mnie oczko.
Kurwa mać, powietrza.
- Mi to obojętne czy przyjdzie. - Usiadłam obok niego w jadalni.
Oboje rozmawialiśmy przy śniadaniu, śmiejąc się. Naprawdę w tym domu jest tak samotnie, czuję się samotna, a jego towarzystwo potrafi sprawić, że czuję się o wiele lepiej. Po skończeniu skierowaliśmy się do wyjścia i prosto do auta, stamtąd jadąc do szkoły. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu i od razu rzucili mi się w oczy uczniowie, którzy sprzątali dziedziniec szkoły.
- O kurwa, my mamy też sprzątać? - Spytałam go, gdy wysiedliśmy z auta.
- Nie wiem, ja mam wyjebane. - Prychnął pod nosem.
Nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy patrzeli na mnie i Alana, jak kierujemy się razem do szkoły. Było to w sumie fajne uczucie. Gdy weszliśmy do szkoły; korytarz był opanowany przez każdego ucznia, który sprzątał bałagan.
- O mój boże... - Rozejrzałam się dookoła, idąc wolnym krokiem przed siebie.
To była masakra, co działo się w tej szkole. Szafki, okna, drzwi były pomalowane sprejami, popisane markerami, poobklejane czymś. Jedynie podłoga na początku została posprzątana, bo pamiętam, że walały się po niej puszki piwa, szkła i inne przedmioty.
Szczerze, to miałam to gdzieś, nie będę tego sprzątać. Przekierowałam się pod swoją klasę, a Alan pod swoją. Po chwili dostrzegłam Mindy, a niedaleko niej Evę. Obydwie myły ścianę pomalowaną sprejem.
- Cześć, co się dzieje? - Stanęłam obok blondynki.
- Masakra... - Westchnęła i spojrzała na mnie. - Dyrektor kazał wszystkim posprzątać szkołę po wczorajszym. Nawet tym, którzy tego nie zrobili. - Zrobiła obrażony wyraz twarzy.
- Hahahah, no to powodzenia. - Poklepałam ją po ramieniu i usiadłam obok niej.
- Nie robisz nic?
- Po co? - Prychnęłam pod nosem.
- Osoby, które nic nie robią będą zostawać po szkolę na kilka godzin.
- Kurwa... - Syknęłam.
- W ogóle, gdybyś widziała gabinet pedagog! - zaśmiała się.
- Mindy... To ja jej popisałam. - Uśmiechnęłam się.
- Ty? - Zrobiła wielkie oczy i uniosła brwi w górę. - Byłaś w nocy tutaj? Opowiadaj jak było!
- Po szkolę ci opowiem. Wyskoczymy do centrum handlowego, co ty na to? - Sięgnęłam po szmatkę i przybliżyłam się do ściany.
- Umm, jasne! - Spojrzała na mnie uradowana. - Em, miałaś nic nie robić...
- Pomogę przyjaciółce. - Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się sympatycznie.
*
Dzień w szkole był nudny, głupi i jeszcze raz nudny oraz głupi. Były tylko dwie półgodzinne przerwy, nie było lekcji, bo każdy uczeń w szkole, nawet ci, którzy nie byli dzisiejszej nocy, sprzątali cały budynek aż do godziny piętnastej. Po skończeniu od razu poleciałam z Mindy do centrum handlowego zjeść obiad i przy okazji kupiłam sukienkę, tak po prostu. Zdążył nawet zadzwonić do mnie Lukas, wspominając o jutrzejszym dniu i już wiedziałam, że to nie będzie nic ciekawego u niego...
Wygadałam się Mindy podczas obiadu, jakie mam relacje z Alanem, a ona zafascynowana cały czas mówiła, że to to. Nawet kibicowała, żeby się nie poddawała i dopięła swego. Ta blondyneczka chyba bardziej się w to wkręciła niż ja, naprawdę.
W końcu do domu wróciłam o dziewiętnastej. Rozpakowałam wszystkie rzeczy i zasiadłam przed laptopem, włączając portale społecznościowe i odpalając papierosa. Jak w piątek, co tydzień imprezy u Ernesta były – ale nie dzisiaj. Dzisiaj wyjechał na cały weekend i wraca w niedziele wieczorem, więc w piątkowy wieczór zostałam w domu.
Przez całe dwie godziny się nudziłam w domu. Byłam sama i ta samotność naprawdę dobijała. Dopiero później usłyszałam krzątanie się po parterze i kiedy wyszłam sprawdzić, zastałam pijanego Alana, który z trudem wchodził po schodach. Wywróciłam oczami i pomogłam mu wejść, za co dziękował mi jakbym uratowała mu życie, co było naprawdę śmieszne.
- Połóż się, no. - Delikatnie popchnęłam go na jego łóżko.
Mamrotał coś pod nosem niezrozumiałego. Ściągnęłam z niego koszulkę oraz spodnie i okryłam kołdrą, spoglądając na niego jak niewinnie zasypia. Stałam nad nim, nie wiem czemu, ale po prostu stałam i patrzyłam na jego przystojną twarz, która tak bardzo mi się podoba. Po chwili zarumieniłam się i przyspieszyło mi serce, gdy spojrzał prosto w moje oczy.
- Ślicznotko? - odezwał się, a mi jeszcze bardziej przyspieszyło serce.
- A-Alan..? - zapytałam, zasiadając na krawędzi łóżka.
- Dlaczego musisz być taka śliczna?
Wciągnęłam większą dawkę tlenu do płuc, czując się onieśmielona. On nazwał mnie śliczną... Cholera jasna, moje serce wali jak szalone.
- U-Uważasz, że jestem... śliczna? - zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Bardzo. - Odpowiedział. - Jesteś bardzo śliczna.
- Dz-Dziękuję...
- Nie ma za co, ślicznotko. - Powiedział, przymykając oczy.
Przez chwilę gapiłam się na niego, nie wykonując żadnych ruchów. Otrząsnęłam się i wstałam, niepewnie na niego spoglądając. Wzięłam głęboki wdech i nachyliłam się nad jego twarzą, obdarowując policzek czułym pocałunkiem. Opuściłam jego pokój i po zamknięciu drzwi, wciągnęłam ponownie powietrze do płuc.
I jutro po mnie przyjeżdża.
Oby to nie był żaden rozpierdol, błagam.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro