Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czekałam w salonie, wymachując telefonem w ręku. Za kilka minut dochodziła trzynasta i Luka zadzwonił do mnie niedawno, że już jedzie. Nie wiem czemu, ale strasznie się stresuje, denerwuję spotkania z nim w jego domu. Od dłuższego czasu się z nim nie widziałam i nagle przychodzę do niego?

To było dziwne.

- Gdzie idziesz? - Usłyszałam głos Alana. Wszedł do salonu i stanął obok, mierząc mnie przelotnie wzrokiem.

- Do znajomego. - Przeczesałam kosmyk włosów do tyłu. 

- Okej... - Pokiwał podejrzliwie głową i poszedł w swoją stronę.

Gosposia zjawiła się u nas w domu o dziewiątej. Była to miła staruszka, która nie sprawiała żadnych kłopotów i nie wchodziła nikomu w drogę. Zajmowała się swoją pracą i nie przeszkadzała mi albo Alanowi. Mój telefon wydał z siebie dźwięk esemes'u. Odblokowałam komórkę i był to Lukas, który właśnie znajduje się przed domem. Od razu odwróciłam się do tyłu, żeby sprawdzić gdzie jest Alan i na całe szczęście zniknął. Prędko skierowałam się do wyjścia i wyszłam z domu, biorąc głęboki wdech, gdy zauważyłam uśmiechniętego blondyna przy aucie.

- Cześć. - Przytulił mnie. 

- Hej. - Odwzajemniłam gest, wsiadając później do samochodu.

- Jak humorek? Wszystko dobrze? - Zapytał, ruszając w drogę.

- Mhm...

- Moich rodziców nie ma. Wyjechali z siostrą i będą jutro.

Boże, mam być z nim sam na sam..? 

- Okej, nie ma sprawy. - Wzruszyłam ramionami. 

Przez resztę drogi zaczął opowiadać mi, jak to ci wszyscy szkolni chuligani nabałaganili w szkole, którą on musiał jeszcze sprzątać. Nie powiedziałam mu, że ja także tamtej nocy byłam w szkole. Słuchałam z uśmiechem na twarzy jak wyzywa wszystkich, którzy rozpierdolili pół szkoły w jedną noc. 

W końcu dojechaliśmy do jego domu, a ja już miałam ochotę wracać. Wysiedliśmy z auta i powędrowaliśmy prosto do środka. Na wejściu przywitała mnie przytulna atmosfera i zdziwiłam się, że pomógł mi zdjąć skórzaną kurtkę, za co oczywiście podziękowałam. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy byliśmy w kuchni i wyjął z zamrażarki półlitrową wódkę, gdzie wydawało mi się, że on woli wino.

- Wódka? Czemu nie wino? - Usiadłam przy wyspie kuchennej.

- Bo wiem, że ty lubisz. - Uśmiechnął się i napełnił dwa kieliszki alkoholem 

- Dzięki. - Wzięłam do ręki kieliszek i spojrzałam na niego, kiedy łyknął ciecz na raz i skrzywił się mocno.

Napiłam się mojej wódki i odstawiłam kieliszek. 

- Za niedługo przyjdą moi koledzy, nie jesteś zła? - Skierował się do salonu, a ja zaraz za nim. 

- Umm, nie. - Rzuciłam obojętnie. 

- No to dobrze. - Objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.

Aha, okej.

Bez takich, kurwa.

Usiedliśmy na kanapie przed telewizorem, gdzie Luka włączył film i z ciekawością go oglądał, a ja miałam ochotę wracać do domu, uciec stąd jak najszybciej, jak najdalej. Czułam się dziwnie, nie było to już uczucie przy nim jak za pierwszym razem, było dziwnie. 

Po około dwudziestu minutach przyszli jego trzej koledzy, których spotkałam na szkolnej imprezie. Dosiedli się do nas i wspólnie oglądali jakiś film, bo ja cały czas sprawdzałam coś w telefonie. Ponownie czułam ten dyskomfort przez nich. Ich spojrzenia, jakby mierzyły mnie co jakiś czas, co doprowadzało mnie do skrępowania i zażenowania.

Kurwa, chcę wracać.

Czułam się, jakbym była zamknięta w klatce z dzikimi zwierzętami, które nie jadły od kilku dni.

Po chwili mój telefon zaczął dzwonić. Wstałam z kanapy i odeszłam trochę dalej, bo na wyświetlaczu pokazał się Alan.

On do mnie dzwoni..? 

- Halo? 

- Cześć, jak tam? - Spytał normalniej na świecie.

- Chcę wracać. - Szepnęłam. - Nudno i czuję się dziwnie...

- W każdej chwili mogę po ciebie przyjechać. Coś się dzieje? 

- Nie, nie musisz... Przetrwam to i może będę na siedemnastą w domu.

- Wrócisz sama czy przyjechać wtedy po ciebie? 

- No w sumie... mógłbyś przyjechać... - Rzekłam lekko zawstydzona. 

- Dobra, to wyślij esemesa później, gdzie mam podjechać. Trzymaj się, cześć.

- No, hej. - Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. 

Odwróciłam się w kierunku salonu i poszłam przed siebie, ale kilka pokonanych moich kroków i natknęłam się na Luke oraz jego kolegów. 

Okej, to jest dziwne...

Czy oni, kurwa, mnie podsłuchiwali? 

- Yyy... Co? - Zmarszczyłam brwi, spoglądając na nich wszystkich, a konkretniej na Luke.

- Dlaczego ci nudno..? - Powiedział blondyn i zaczął się do mnie przybliżać. 

W jednym momencie serce zaczęło mi bić szybciej. Byłam osaczona przez czterech, wysokich chłopaków, gdzie ja przy nich jestem cholernie niska i drobna. Luka miał smutny wyraz twarzy, a jednocześnie on mnie bardzo, ale to bardzo przerażał. W zupełnie inny sposób na mnie patrzył niż wcześniej. Zupełnie inaczej zaczął do mnie mówić niż wcześniej. Jego pozostali koledzy tylko uśmiechali się podejrzliwie, a w ich oczach widziałam ekscytacje i podniecenie.

Co się dzieje?

- Umm, nie... - Skłamałam. - Podsłuchiwałeś mnie? - Zrobiłam mały krok do tyłu, przełykając ślinę.

- Nie podoba ci się tutaj..? Marnie, skarbie... - Wyciągnął dłoń w moją stronę i przejechał po moim nagim ramieniu.

- Zostaw mnie! - Odskoczyłam, prawie wpadając na ścianę.

- Zostań u mnie, będzie fajnie, naprawdę... - Ponownie się do mnie przybliżył. Wygląda na prawdziwego psychopatę, który nakłania dzieci do wejścia do samochodu.

- Jesteś popierdolony... - Prychnęłam pod nosem i wyminęłam go, udając się do wyjścia.

- Gdzie!? - Jego kolega szarpnął mnie za ramię. 

- Spierdalaj! - Wyrwałam się mu i pobiegłam prosto do drzwi.

Moje serce waliło jak szalone, a przerażenie rośnie z każdą sekundą. Co się dzieje? Co właściwie się dzieje z nimi? Co się tutaj dzieje? Dlaczego jestem przerażona jak nigdy dotąd? Dlaczego pierwszy raz doświadczam takiego przerażenia? Jestem przerażona i się boję, ja się boję. 

- Marnie, skarbie, zostań... - Po chwili poczułam obejmujące mnie dłonie, które ścisnęły mnie mocno.

- Zostaw mnie! Chcę wyjść! - Krzyknęłam i próbowałam się wyrwać, ale to na nic. 

Pomocy.

- Nie zostawiaj mnie! - Warknął tym razem groźnym tonem. 

Prawie zebrało mi się na płacz. Nie czuję niczego oprócz strachu i własnego serca, słyszę szumiącą krew w uszach i czuję jej przepływ w żyłach. Trzyma mnie, Luka mnie mocno trzyma i nie puszcza, jestem przerażona, boję się, pomocy. 

- Proszę, zostaw mnie! - Krzyknęłam, chcąc wyrwać się z jego bolącego mnie uścisku.

- Nie wyjdziesz! - Szarpnął mną i podniósł, mocno trzymając wokół. 

Chciałam wpaść w płacz, cała się trzęsłam. Zauważyłam, jak jego koledzy coś robią, zaczynają coś robić z plecakiem, którego jeden z nich przyniósł ze sobą. Z wielkim trudem szarpałam się z blondynem, jednak bez żadnych skutków. Po chwili zostałam rzucona na kanapę, a Luka zawisł nade mną, trzymając mocno moje nadgarstki.

- Pierdol się! - Krzyknęłam.

Nagle coś drażniącego i sztywnego zaczęło owijać się wokół moich dłoni. Uniosłam wystraszona głowę i dostrzegłam linę. Linę. Ja widzę linę wokół moich rąk uniemożliwiając mi cokolwiek. Oni mi wiążą ręce. 

O mój boże.

- Zostawcie mnie, błagam! - Zaczęłam płakać.

Wpadłam w płacz, zaczęłam żałośnie płakać, jednocześnie próbując się wyszarpać, ale męski ciężar przygniótł mnie jeszcze bardziej. W kilka sekund byłam cała zapłakana, jeszcze bardziej przerażona i wymęczona.

- P-Proszę, Lukas! B-Błagam! - Szlochałam, prawie dławiąc się własnymi łzami.

- Kochanie... Nie zostawiaj mnie... - Luka uklęknął nade mną i złapał mnie delikatnie za policzek. Jego wzrok był niewinny, taki niewinny i troskliwy, a taki przerażający.

- P-Proszę... - Wyjęczałam.

Nie odezwał się nic i tylko skinął głową do kolegi, który zaczął wyjmować coś z plecaka. Spojrzał ponownie na mnie tym wzrokiem i mierzył mnie całą. Po chwili jego kolega podszedł do nas i wyciągnął strzykawkę z czymś w środku.

Kurwa mać.

Pomocy.

- L-Luka... B-Błagam, nie! - Pisnęłam, otwierając szeroko oczy i z całych sił zaczęłam się wierzgać.

Płakałam, prosiłam, błagałam, nic. Nic nie działało, nic nie pomagało. Nie byłam w stanie zapanować nad strachem w środku, nie byłam w stanie zapanować nad swoim stanem, łzy zalewały mnie, jeszcze chwila, a będę się nimi krztusić. Bałam się, bałam się, bardzo się bałam.

- Lubisz tematykę jak w Milion małych kawałków... Lubisz narkotyki? - Zapytał beznamiętnym tonem i zaczął pukać palcem w strzykawkę, przyglądając się substancji w środku.

- P-Proszę, nie... - Wyszlochałam i przymknęłam oczy.

- Marnie, kochanie... Ale przecież ty lubisz taką tematykę! Nie chcesz tego spróbować? - Złapał mnie za ramię i przystawił igłę do przedramienia. 

- Błagam, nie! - Wydarłam się. - Proszę! Proszę cię, nie! Błagam! - Zaczęłam przeraźliwie się wydzierać, otwierając szeroko oczy.

- Ale ty to lubisz... Spokojnie, przejdzie ci to za kilka godzin... - Wbił mi igłę i wstrzyknął substancję.

Jęknęłam cichutko, uspakajając się od razu. Cała drżałam, byłam zmęczona, wymęczona ciągłą szarpaniną z nim. Pomrugałam kilka razy i po chwili poczułam, jak wszystko w moim ciele się uspokaja. Mój obraz zaczął robić się raz niewyraźny, a raz bardzo wyostrzony. Uspokoiłam się. Serce biło, biło bardzo spokojnie, a oddech stał się lżejszy i nieuciążliwy. Dziwne uczucie przejęło nade mną kontrolę.

- Przejdzie ci, kochanie. - Objął mój policzek i pociągnął do siebie, łącząc tym samym nasze usta.

Alan POV:

Siedziałem na kanapie w piwnicy u Jesse'a, kiedy to Matt skręcał jointy przy stole. Nie mogłem przestać myśleć o niej i o tym, co może robić u tego znajomego. 

Kim on jest? 

Czy to ten blondyn, który dość często był w jej towarzystwie? 

Zajebie, jeśli coś jej zrobi. 

- Jak twoje relacje z nią? - Spytał Jesse.

- Raz dobrze, raz zajebiście, a później i tak się z nią kłócę. - Odparłem, wymachując zapalniczką w dłoni.

- Nie powiedziałeś jej, co nie? - Zapytał pewny siebie.

- Kurwa, mam powiedzieć jej ''Hej, Marnie, kocham cię, bądź ze mną''? Nie rozśmieszaj mnie. - Prychnąłem.

- Nie rozumiem cię... - Pokręcił głową. - Pierwszy raz zakochałeś się w dziewczynie tak mocno jak teraz, a nawet nie masz odwagi jej tego powiedzieć. Co, jak wasi starzy się pokłócą, a ona wyjedzie?

- To wyjedzie. - Wzruszyłem ramionami. - Mówiłem jej, żeby się we mnie nie zakochiwała. Ja wiem, że będę ją tylko ranić, bo już wiele razy to zrobiłem.

- I jesteś z siebie dumny? Od tak ją sobie odpuścisz? Jeśli nie będziesz działał, ja do niej podbiję. 

- Spróbuj tylko. - Spojrzałem na niego groźnie, jak i mój ton brzmiał tak samo. 

Niech tylko ktoś spróbuje mi ją odebrać, to zajebie. 

Ja pierdole, hipokryta ze mnie.

Jestem pieprzonym hipokrytą, który ucieka od wszystkiego. Raz pieprzę, że będzie lepiej, gdy będzie z kimś innym szczęśliwa, gdy wyjedzie, gdy nie będzie przy mnie, a później gadam wszystko na odwrót. Przecież to oczywiste, że chcę ją. Chcę ją w każdy możliwy sposób. Owinęła mnie wokół palca tak, że ją pragnę z każdym dniem coraz bardziej. Nie pozwolę, aby ktokolwiek mi ją odebrał. Nie pozwolę komukolwiek mi ją zabrać. Chcę, żeby była szczęśliwa ze mną.

Ona mnie zmienia.

Ze skurwiela zrobiła miękkiego faceta, który ma ogromną słabość do niej. Kiedyś nie potrafiłem tak potraktować blisko i czule jakąkolwiek dziewczynę, a teraz? Teraz to potrafiłbym oddać życie za nią. 

- Masz odwagę powiedzieć do dziewczyny wypierdalaj, ale kocham cię to już nie? - Uśmiechnął się i wziął jointa od Matta.

- Łatwo mówić, trudniej zrobić, jeśli chodzi o uczucia. - Fuknąłem i wziąłem skręconego blanta.

- Ja ciebie Alan nie rozumiem... - Odezwał się Matt i zaciągnął się dymem marihuany. - Wiesz, że planujemy collage? Masz zamiar zdążyć jej to powiedzieć przed wyjazdem? 

Kurwa mać.

Zapomniałem, że od początku trzeciej klasy planuję collage z nimi. Kończę szkołę w czerwcu i zostaną nam tylko dwa miesiące, a później rozstanę się z nią na dobre. Ona jeszcze będzie miała rok tej pierdolonej szkoly i sama pójdzie w swoje ślady.

Jestem kretynem.

- Nie wiem, dajcie mi na razie z tym spokój... - Zaciągnąłem się. 

- Czas ucieka. - Spojrzał na mnie Jesse.

- Kurwa. - Syknąłem.

Czyli o to chodziło Evie.

- Zadzwoń do niej, pogadaj. - Wzruszył ramionami Matt.

- Dzwoniłem do niej niedawno... 

- Godzinę temu. - Rzucił mi oburzone spojrzenie Jesse.

- Nie będę nachalny. - Zaciągnąłem się i poprawiłem na kanapie.

- No to sprawdź, co u niej słychać. Podobno esemesa miała ci wysłać. - Rzucił Olivers.

- W sumie... - Wyjąłem telefon.

Dalej nie dostałem od niej esemesa. 

Cholera.

A co, jeśli teraz dobrze się z nim bawi? Co, jak on ją dotyka? Czy między nimi coś jest? Może ona czuje coś do tego typa?

Kurwa.

Wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem zieloną słuchawkę przy jej nazwie. Dałem na głośnik i czekałem cierpliwie, aż odbierze. 

Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty, piąty, szósty...

Nic.

- Może nie słyszy? - Spojrzał na mnie Matt.

- Chuja, a nie słyszy. - Prychnąłem pod nosem i rozłączyłem się. - Kurwa mać. - Zaciągnąłem się mocno.

- Wyluzuj, nie wkurzaj się o to, że nie odebrała. - Jesse zmarszczył brwi i zaciągnął się swoim jointem.

- Kurwa, jak ja nienawidzę tego uczucia... - Burknąłem, wpatrując się przed siebie.

- Jakiego? - Spojrzał na mnie Matt. 

- Zazdrości.

*

Dochodziła już dziewiętnasta, a miała na siedemnastą być, kurwa. Denerwowałem się cholernie się denerwowałem, bo powoli zaczynałem odczuwać coś dziwnego, jakby coś się tam wydarzyło. 

- Myślisz, że ci sprzeda? - Rzuciłem, uśmiechając się do Matta, żeby przestać o tym myśleć. 

- Evuncia zawsze mi sprzedaje... - Wymachiwał zadowolony pieniędzmi. 

Mimo wszystko nie mogłem przestać o niej myśleć. Byłem w drodze do Evy, bo jemu zachciało się towaru i zamiast skupionym na jeździe - byłem skupiony na niej. 

- Myślisz, że ona może do ciebie coś czuć? - Spytał. 

- Nie wydaje mi się. Kto by do mnie coś czuł, poza pociągiem seksualnym? - Prychnąłem pod nosem. - Laski kleją się do mnie tylko po to, żebym je przeleciał.

- Wiesz... Mieszkacie razem, codziennie rozmawiacie i się widujecie, przeżyliście już ciekawe momenty ze sobą. - Uśmiechnął się cwanie. - Ona sama stwierdziła, że wczoraj to najlepsze chwile w jej życiu, więc... 

- Więc pewnie czuje do mnie tylko pociąg seksualny. Wiesz, jak ja ją, kurwa, nawyzywałem? Wiesz, co ja jej powiedziałem? Po tym ktoś nie pokochałby nikogo. Słowa, które jej powiedziałem były chyba najgorszą rzeczą, jaką do teraz żałuję i nigdy sobie tego nie wybaczę. - Zacisnąłem pięści na kierownicy.

- Ech, dlaczego zawsze, kurwa, stawiasz na najgorsze? Nie umiesz dać szansy i uciekasz od wszystkiego. - Pokręcił zirytowany głową.

- Uciekam od wszystkiego? - Prychnąłem. - To, że nie chcę wiązać się w związek to znaczy, że uciekam? 

- To znaczy, że zawsze będziesz sam. 

Nie odpowiedziałem mu już. Wiedziałem, że to co mówi jest prawdą. Uciekać zawsze będę od problemów, których w żaden inny sposób nie mogę rozwiązać. Jestem po prostu zniszczonym skurwielem.

Wreszcie dojechaliśmy pod odpowiednią kamienicę. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do środka, zatrzymując się przed jej mieszkaniem. Stanąłem oparty o ścianę ze skrzyżowanymi dłońmi pod klatką piersiową, a Matt uradowany pukał w jej drzwi cały czas.

- Jak ja cię puknę... - Otworzyła mu drzwi.

- To będę zadowolony. - Puścił jej oczko.

- Czego chcecie? - Spojrzała na niego i na mnie.

- To, z czego będę zadowolony. - Pomachał przed jej twarzą pieniędzmi.

- Wchodźcie. - Skinęła do nas głową. 

Weszliśmy do jej mieszkania, które jak zwykle było zadymione od papierosów. Wszystko wokół było już nasączone tym dymem, co było wprost obrzydliwe. Woń unosząca się w powietrzu to nic innego jak alkohol, papierosy i ten gorzki zapach narkotyku. 

- Ile chcecie? - Spytała, kierując się do salonu. 

Tam już siedział jej chłopak Eric z dwoma znajomymi, którzy palili sziszę, wpatrując się w ekran telewizji, gdzie leciał jakiś mecz piłki nożnej. Uniosłem brwi w górę, widząc ich całą, zmarnowaną trójkę. Dlaczego moja kuzynka się przy nim tak marnuje? 

- Alan nie kupuje, ja chcę. - Powiedział Matt.

- Ile chcesz? - Eva spojrzała na mnie podejrzliwie, to odwróciła się do Matta.

- Piątkę. - Powiedział i położył pieniądze na stół.

- Chłopie, ty się zmarnujesz... - Powiedziała i wyjęła z barku woreczek z białym proszkiem. 

- Jak ty. - Uśmiechnął się do niej, za co dostał po głowie. 

Miałem już wychodzić z nim, kiedy to zatrzymała mnie Eva. Skierowałem się z nią do kuchni i odpaliłem papierosa, opierając się o blat kuchenny. 

- Co? - Burknąłem.

- Powiedziałeś jej? - Usiadła na krześle i także odpaliła papierosa.

- Nie. - Wzruszyłem ramionami.

- Jesteś idiotą... - Prychnęła pod nosem, zaciągając się.

- A ty idiotką. 

- Ugh, jesteś nieznośny... - Oburzyła się.

- Dzięki. - Uśmiechnąłem się do niej sympatycznie.

- Dlaczego jej tego nie powiesz? Przecież wyznanie uczuć to jest prosta rzecz. 

- Nie rozśmieszaj mnie. - Prychnąłem. - Dla mnie to nie jest proste. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja.

- Tchórz. 

- Ćpunka.

- Męska dziwka.

- Anorektyczka.

- Nie jestem anorektyczką! - Wstała z krzesła oburzona.

- Jednym pierdolnięciem bym ci żebra złamał. - Zaśmiałem się. 

- Ale nie serce, które za to twoje jest złamane. - Rzuciła. 

- Zamknij ryj. - Warknąłem.

- Uwielbiam ci dogryzać, kuzynie... - Podeszła do mnie i wtuliła się w tors. - Na twoim miejscu od razu bym jej powiedziała, bo ta dziewczyna naprawdę jest tego warta. - Wyszeptała. - Nie trać jej, a zwłaszcza teraz, kiedy tak blisko siebie jesteście. Zauważyłam, jak cię zmieniła na lepsze, Alan. - Odsunęła się ode mnie i spojrzała mi prosto w oczy. - Jeśli ją sobie odpuścisz, jesteś największym chujem na świecie. 

- Miano ruchacza już mam... Warto zawalczyć o takie? - Uśmiechnąłem się zadziornie.

- Kretyn! - Walnęła mnie w głowę.

- Kurwa, wiem, że nie warto! - Krzyknąłem rozbawiony jej reakcją. 

- No i masz szczęście! Masz jej, kurwa mać, to powiedzieć, bo inaczej ja jej to powiem! 

- Spróbuj tylko. - Posłałem jej groźne spojrzenie.

- No co? Lepsze to niż twoje nic nierobienie. - Wzruszyła ramionami.

- Długo jeszcze? - Krzyknął Matt.

- Dobra, ja idę już. Dzięki za rozmowę. - Przygasiłem papierosa w popielniczce i skierowałem się do wyjścia, gdzie czekał zniecierpliwiony Matt.

Wyszliśmy z jej mieszkania i skierowaliśmy się do samochodu. Tam od razu zacząłem myśleć o Marnie. Znowu zaczynałem się o nią martwić, bo żadnego esemesa, żadnego telefonu, żadnego kontaktu, nic. Odwiozłem Matta pod jego dom, a sam pojechałem do swojego. Za trzydzieści minut jest dwudziesta pierwsza, a jej dalej nie ma, kurwa mać. Miała być na siedemnastą i od tamtej pory nie mam z nią żadnego kontaktu.

Co się dzieje? 

Wszedłem do domu podkurwiony i nie zwracałem w ogóle uwagi na mówiącą do mnie gosposię. Skierowałem się prosto na siłownię i zdjąłem z siebie bluzkę, założyłem rękawice bokserskie i zacząłem dla odstresowania się trening z workiem. Nie mogłem o niczym innym myśleć, jak o tym, że jest u jakiegoś faceta. Rozpierdalała mnie ta myśl, naprawdę. 

Mógł ją dotykać, mogą się teraz dotykać.

Kurwa, jestem idiotą.

Wkurwiam się, kiedy to inni ją dotykają, a ja sam dotykam inne dziewczyny. Choć od prawie tygodnia nie uprawiałem seksu, nie licząc wtorku, gdzie przeleciałem Jessicę. Przez Marnie zacząłem zaliczać mniej dziewczyn, bo największą ochotę mam właśnie na nią. 

Ona jest tym największym problemem, do którego mnie najbardziej ciągnie.

Jak narkotyk.

Marnie POV:

Pomrugałam kilka razy, kręcąc na boki głową. Obrzydliwe mdłości zbierały się co chwilę do żołądka, nieznośne zawroty głowy nie opuszczały mnie, to było okropne. Oddychałam spokojnie, ale głęboko, nie mogłam wykonać żadnego ruchu, nie miałam siły. 

Nie pamiętam nic, nic nie mogę sobie przypomnieć po tym, jak wstrzyknął mi narkotyk. Nie wiem ile czasu minęło, ale za oknem jest już ciemno. Zostałam sama z Lukasem, jesteśmy sami, nie wiem gdzie poszli jego koledzy, ale jesteśmy już tylko we dwoje. Pomrugałam ponownie i po chwili obraz stawał się ostrzejszy. Czuję ból na nadgarstkach i gdy tylko nimi dotykam, strasznie piecze i boli.

Pomocy, proszę.

Po chwili drzwi się otworzyły. Spojrzałam w tamte stronę i dostrzegłam jego osobę, która patrzy prosto na mnie. Zamknął za sobą pokój i usiadł na łóżku, na którym leżałam. Znajduję się w jego pokoju przywiązana do ramy łóżka. To chore, on jest chory, boję się 

- Proszę... wypuść mnie... - Wydusiłam z siebie, patrząc na niego błagalnie.

- Chcę, żebyś ze mną została... - Wyszeptał, dotykając mnie po udach.

- Wypierdalaj...

- Nie bądź taka! Wiem, że tego też chcesz! Kochasz mnie! - Wstał i krzyknął.

- N-Nie kocham cię... Jesteś chory... - Przymknęłam oczy, wiercąc się. 

- Chore jest to, że się w tobie zakochałem?! Że chcę ciebie dla siebie!? 

- Jesteś chory! - Wydarłam się, mając już łzy w oczach. Wreszcie mogłam pozwolić sobie na krzyk.

- Ta chwila jest w końcu dla nas, skarbie... - Zaczął do mnie podchodzić. 

Zaczęłam krzyczeć, prawie wpadając znowu w szloch. W mgnieniu oka znalazł się obok mnie i zaczął dotykać każdy skrawek mojego ciała. Dotykał moich ud, dotykał mojego brzucha, rąk i ramion, dotykał mnie całą, napawając się tym, jak zafascynowany mnie dotykał, patrząc na mój płacz i wycie.

- Zostaw mnie, proszę! - Krzyknęłam, pozwalając łzom spłynąć.

Uniósł moje dłonie nad głową i zaczął całować po szyi. Nie wierciłam się, nie miałam szans. Byłam wymęczona wszystkim, nie miałam siły. Boję się go, boję się Lukasa, on jest inny, nie taki, jaki był na początku... 

- Błagam, bądź ze mną... - Szepnął w trakcie pocałunków.

- Pierdol się! - Wydarłam się. - Jesteś psychicznym sukinsynem! 

Zaczął dłonią jeździć po moim ciele, aż w końcu zjechał w dół, dotykając mojej kobiecości przez spodnie. 

- P-proszę, nie! - Krzyknęłam, ponownie zaczynając się wiercić.

- Już od początku chciałem to zrobić. - Pocałował mnie w usta, ale nie oddałam tego i znowu zaczął całować mnie po szyi.

Nagle całą jego zabawę przerwał dzwoniący telefon. Jego telefon.

- Kurczę... - Syknął i wstał ze mnie. - Nie ruszaj się. - Spojrzał na mnie ostrzegawczo i wyszedł z pokoju. - Tak mamusiu? - Usłyszałam już przez zamknięte drzwi.

Musiałam coś zrobić. Nie mogłam tak siedzieć bezczynnie i zostać zgwałcona, nie mogłam. Narkotyk czy też lek odurzający, zaczął ze mnie schodzić, co o wiele lepiej pozwalało mi funkcjonować. Zaczęłam z całej siły szarpać liną, nie zwracając uwagi na ból, nie patrzyłam na to. Szarpałam, siłowałam się z tym, prawie jęcząc z bólu. W końcu poczułam pierwszą ulgę, gdy lina zaczęła się rozluźniać na nadgarstkach. Po kilku mocniejszych pociągnięć ona rozluźniła się do takiego stanu, że swobodnie mogłam wyjąć dłonie. Wstałam jak najciszej mogłam z łóżka i podeszłam do drzwi, ale nie mogłam ich otworzyć, bo w oddali słyszałam głos Luki.

Kurwa mać, co robić...

Odwróciłam się i rozejrzałam dookoła, ciężko oddychając. Moje serce przyspieszyło, gdy spojrzałam w stronę okna. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego, otwierając i wychylając się. Było pięć metrów w dół, może mniej, może więcej, nie mam pojęcia. 

- Kurwa... - Syknęłam pod nosem.

Muszę skoczyć. Nie ma innego wyjścia.

Wzięłam głęboki wdech i jedną nogę przerzuciłam przez okno, dokładając po chwili drugą. 

- O Jezu, o Jezu, o Jezu... - Zaczęłam panikować i mówić do siebie. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze... Wyobraź sobie, że na dole jest Alan, który cię złapie... 

Właśnie, Alan. 

Pierdolę tę skórzaną kurtkę, którą zostawiłam na dole. Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam dłonie. Wyskoczyłam przez okno, lądując prosto na trawę. Zwinęłam się z okropnego bólu i jęknęłam cicho pod nosem, po chwili kaszląc i nabierając wdechu do płuc. Ból rozrywa moją dolną partię, przeszywa mnie okropieństwo, to cholernie boli, kurwa mać.

- Marnie?! - Usłyszałam jego głos.

- O mój boże... - Sapnęłam i z trudem uniosłam się na nogi. 

Po chwili wychylił się przez okno i otworzył szerzej oczy, patrząc na mnie w morderczy sposób. Pisnęłam z przerażenia i momentalnie poczułam napływające łzy do oczu. Pośpiesznie cofnął się do środka i jestem pewna, że kieruje się prosto do mnie. 

- Kurwa, kurwa, kurwa mać... - Jęknęłam przez łzy i rozejrzałam się dookoła, nie wiedząc co robić.

Wzięłam głęboki wdech i udałam się przed jego płot sąsiadujący z innym domem. Z wielkim trudem, zalewającym mnie płaczem, chwyciłam się belki i podciągnęłam, przerzucając nogę. Podciągnęłam się jeszcze kawałek i przeskoczyłam, upadając na bruk u sąsiada. Płakałam jak oszalała, ja łkałam przerażona i z bólem uniosłam się z ziemi, biegnąc przed siebie. Przeskoczyłam przez kolejny płot, znajdując się na trzecim ogródku i dopiero wtedy wyszłam przez furtkę. Biegłam przed siebie, nie znając nawet okolicy, nie wiedząc nawet gdzie jestem. Po chwili pierwsze krople z nieba padły na ulice, na mnie, to nagle się rozpadało na dobre. W ciągu kilku sekund byłam mokra. 

Biegnę przed siebie, nie odwracając się w ogóle. Nie mam pojęcia, czy on za mną biegnie, czy odpuścił. Prosiłam o jakikolwiek cud, o cokolwiek, by być bezpieczna, by być w domu, by znaleźć się w ramionach Alana, by mnie przytulił i wreszcie by móc poczuć się bezpieczna przy nim. 

Stanęłam przy jednym ze skrzyżowaniu na uliczkach, łapiąc się za mokre włosy. Deszcz mnie zalewa, płacz mnie zalewa, przerażenie mnie zalewa. Oddycham głośno, nie wiedząc co zrobić, nie mam pojęcia. Trzęsę się ciała i po chwili przypominam sobie o telefonie, przecież go mam. Z drżącymi dłońmi wyjmuję telefon i chcę odblokować, jednak jest wyłączony. Klnę pod nosem i znowu zalewam się płaczem, włączając go. Rozglądam się dookoła, nie dostrzegając żadnej żywej duszy w okolicy. Ponownie patrzę na ekran, widząc już swój wyświetlacz. Jest trzy procent baterii, cholera jasna. Prędko wykręcam numer do Alana, przystawiając telefon do ucha. Boję się, bardzo się boję. 

- Odbierz, błagam... - Jęknęłam.

Kilka sygnałów i nic, kurwa mać, dlaczego nie odbierasz?! Ponownie wykręciłam do niego numer i znowu nic. Wpadłam jeszcze w większy płacz. Wykręciłam numer do Jesse'a, ale ten także nie odebrał.

Pomocy.

Zebrałam się do ruchu, idąc przed siebie przez jakąś uliczkę. Znowu wykręciłam numer do Alana, mając jakąkolwiek nadzieje, że odbierze.

- Proszę, odbierz... Proszę... - Wyjąkałam, stając w miejscu i rozglądając się dookoła.

Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, nic...

Kiedy już chciałam rozłączyć się, usłyszałam jego głos.

- Alan! - Pisnęłam.

- Marnie? Co się stało? - Zapytał przejętym tonem. 

- Błagam... P-Pomóż, przyjedź... - Wyszlochałam, wplatając palce we włosy.

- Gdzie jesteś? 

- Nie wiem... J-Ja... nie wiem, ja nie wiem... - Cała drżałam ze strachu. Zaczęłam się rozglądać i wreszcie dostrzegłam nazwę ulicy. - Claveland... 

- Już jadę. - Rozłączył się. 

Stanęłam pod jakimś drzewem i otuliłam się dłońmi. Byłam cała przemoczona i zmarznięta. Ciągnęłam po cichu nosem i czułam, jak łzy spływają mi po policzkach, jak swobodnie ze mnie spływają, a ja nie mam na to wpływu. 

Minęło chyba z pięć minut, a ja ponownie poczułam te zawroty głowy i mdłości. Mój wzrok poleciał na ziemie i przymknęłam oczy, zaciskając mocno zęby. To było okropne uczucie... Po chwili usłyszałam trzask drzwiami samochodowymi. Poczułam ogromną ulgę, mogłam się już uspokoić, moje serce momentalnie się uspokoiło. Uniosłam głowę i zamarłam.

Serce mi stanęło.

Strach mnie obleciał.

Luka wyszedł z samochodu i podszedł do mnie. 

- Nie uciekaj mi... - Dotknął moich ramion.

- Zostaw mnie! - Krzyknęłam przerażona, oddalając się od niego.

- Ja cię kocham! Błagam, nie zostawiaj mnie! - Złapał mnie za ramię i pociągnął do siebie, mocno przytulając.

- Puść mnie! - Położyłam ręce na jego klatce piersiowej i próbowałam odepchnąć. - Nie chce cię znać! Jesteś chory! Nienawidzę cię!

- Zrozum, że jesteśmy dla siebie stworzeni! Zrozumiesz to później, zobaczysz! - Dalej na mnie naciskał.

- Odpieprz się w końcu ode mnie... - Odpuściłam i zaczęłam płakać.

- Nie zostawiaj mnie. - Wyszeptał. - Bądź ze mną, proszę.

- Chyba powiedziała jasno, skurwielu. 

Otworzyłam szerzej oczy, czując uderzenie w sercu. Uderzenie ulgi i nadziei, radości i szczęścia. Przyjechał, jest tutaj, jest tu, jest i mnie uratuje. Lukas został gwałtownie odepchnięty i powalony na ziemie. Patrzę prosto na to, jak Alana pięść ląduje na jego twarzy, jak ją doprowadza do miazgi. Blondyn krzyczał, zwijał się z bólu i chyba płakał, ale to mną ani trochę nie wstrząsnęło. Patrzę obojętnie na to, jak Alan go niszczy. 

- Teraz ty mnie proś. - Zaśmiał się brunet, stojąc nad nim. 

Nie czułam niczego.

Zasłużył.

- P-Proszę, koniec... J-Już... - Wydusił z siebie Lukas, próbując zasłonić swoje ciało dłońmi. 

- Ona też, kurwa, prosiła! - Obdarował jego twarz mocnym uderzeniem. - Ona tak samo cierpiała jak ty teraz cierpisz przeze mnie! Prosiła, błagała, płakała! Jakie to, kurwa, uczucie, co?! - Wstał i kopnął go z całej siły w brzuch, gdzie blondyn jęknął, prawie krztusząc się powietrzem. 

- P-Przepraszam... - Kaszlnął. 

- Przepraszaj ją! 

Zobaczyłam, jak krew zaczęła lecieć z jego nosa, ale nie przejęłam się tym.

Zasłużył.

Alan podniósł go za koszulkę i przyparł do maski samochodu, mocno napierając na obolałe ciało chłopaka. Patrzyłam na to wszystko, nie ukazując żadnych emocji, nie robiąc sobie nic z tego. Zasłużył, on, kurwa mać, zasłużył. 

- Marnie, on chciałby ci coś powiedzieć. - Spojrzał na mnie, lekko dysząc.

Podeszłam do nich bliżej i spojrzałam oschle w oczy Lukasa, który nie ukrywał cierpienia. Nie przejmowałam się tym, mogłam z przyjemnością patrzeć na to, jak jest bity przez Alana, jak on z nim robi co chce. 

- Powiesz coś, kurwa, czy pizdę będziesz zgrywał przed kobietą?! - Szarpnął nim.

- P-P-Przepraszam! - Wyjąkał. - P-Przepraszam Marnie! P-Przepraszam, przepraszam! - Uniósł ręce przed siebie w geście obronnym.

- W dupę se to wsadź. - Wyminęłam go i poszłam prosto do auta Alana. 

Usiadłam na miejsce pasażera obok kierowcy i zobaczyłam, jak Alan szarpnął nim, powalając ponownie na ziemie. Odwróciłam głowę w bok, zagryzając dolną wargę. Nie chcę już na to patrzeć, nie chcę. Robi z nim coś, czego nigdy się nie spodziewałam, że Alan takie coś zrobi z drugim człowiekiem. Nigdy nie widziałam kogoś, kto tak traktuje inną osobę. Gary'ego nigdy takiego nie widziałam, moich innych kolegów takich nie widziałam. To przerażające. Przerażające są krzyki Luki, które dochodzą do moich uszu, to aż mnie boli. Wycie, skowyt, prośby, to przerażające. 

Po chwili drzwi się otworzyły, a do samochodu wszedł zmachany Alan, patrząc prosto na mnie w przejęty sposób. Spojrzałam na jego twarz, na jego rozszerzone źrenice, na zakrwawione kostki u rąk, na zmachaną i napiętą postawę. Zadrżałam ponownie, przymykając na chwile oczy.

- Dziękuję. - Wyszeptałam.

- Tak bardzo cię przepraszam... - Powiedział z żalem i otulił mnie swoją ciepłą bluzą, która tak pięknie nim pachniała. - Co on ci zrobił? 

- Odurzył czymś... - Wyszeptałam, mocno owijając ręce wokół ciepłego materiału i spoglądając w brązowe tęczówki. 

Odwrócił ode mnie wzrok i walnął mocno w kierownicę, wypuszczając powietrze z ust. Wplątał opuszki palców we włosy i poszarpał nimi, wciągając mocno tlen do płuc.

- Przepraszam... Tak bardzo cię przepraszam... - Powiedział i spojrzał na mnie kompletnie zmartwiony, z wyrzutem sumienia. 

- Nie masz za co przepraszać. - Powiedziałam spokojnie i położyłam dłoń na jego policzku. - Dziękuję... - Szepnęłam, spoglądając w jego piękne oczy.

- To ja powinienem ci dziękować. - Spojrzał na moje usta, to w oczy. 

- Za co? - Uniosłam się i usiadłam na nim okrakiem, patrząc prosto w brązowe tęczówki, które potrafią mnie zahipnotyzować. 

- Za to, że pojawiłaś się w moim życiu. - Wplątał swoją dłoń w moje mokre włosy i pociągnął do siebie, łącząc tym samym usta.

***



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro