Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To super, że do collage z nimi idziesz! - Przytuliłam się do Alana. 

Powstrzymywałam łzy. Powstrzymywałam drżenie ciała. Nie mogę się rozkleić.

Miałeś mnie nie opuszczać. 

- Um, tak.. Dzięki.. - Przytulił mnie, ale tak, jakby się czegoś.. bał? Jego głos także brzmiał na lekko speszony. 

- To co? - Wstałam jak gdyby nigdy nic, ale zacisnęłam pięści. - Idziemy? - Uśmiechnęłam się na przymus.

- J-jasne.. - Zmarszczył lekko brwi i wstał wołając Chop'a. 

Moje serce biło jak szalone. Bolało, kuło na samą myśl, że nie spotkam go już po wakacjach.

Rozstaniemy się na dobre.

Nie powiem mu, co do niego czuje. To jest już bez sensu... To coś zmieni? Pojedzie i tak.

Kurwa mać...

A ja głupia robiłam sobie nadzieję..

Szliśmy w ciszy. Nikt z nas nie odzywał się do siebie. Ja zapaliłam papierosa i w jakiś sposób próbowałam ten ból zakryć. Te drżenie ciała, dłoni, nóg. 

- Wiem co możemy jutro porobić. - Zaczął.

- Hmm? - Nawet na niego nie spojrzałam.

- Pamiętasz jak pojechaliśmy na ten parking obok stacji? Zaraz po nocy w szkole? 

- Oczywiście, że pamiętam. - Uśmiechnęłam się.

- Niedaleko jest opuszczony psychiatryk. Co ty na to, aby wpaść tam na noc? - Uśmiechnął się zadziornie.

- Coooo? - Zrobiłam wielkie oczy i w końcu spojrzałam w jego piękne, brązowe tęczówki. - Tylko ty i ja? Będę się bać! 

- Nie no, ogarnie się Jesse'a, Matta i możesz też wziąć, kogo chcesz. 

- Okej. - Powiedziałam rozweselonym tonem. 

Spędzić całą noc w opuszczonym psychiatryku? Będzie ciekawie. 

Oby Mindy się zgodziła!

*

Wróciliśmy do domu i od razu poleciałam się umyć.

Tam wpadłam w wielki płacz. 

On wyjeżdża za niecałe cztery miesiące.

Zostawi mnie.

Już go więcej nie zobaczę.

Nawet nie wie, co do niego czuję. 

Nie mogę mu wprost powiedzieć, że go kocham. Nie mogę, kurwa.

Wszystkie te myśli mnie po prostu doprowadziły do wielkiej rozpaczy. Nie mogę wyobrazić sobie tego, że on mnie zostawi! Zakochałam się w kimś, kto już za kilka miesięcy odejdzie na dobre. Tak to w życiu chyba bywa, a przynajmniej u mnie tak jest, że ktoś jest, a później go nie ma. Na cholerę ja się w nim zakochiwałam..? 

Kurwa mać..

MIAŁEŚ MNIE NIE ZOSTAWIAĆ.

- KURWA MAĆ! - Walnęłam pięścią w kabinę i wpadłam w wielki płacz.

Szlochałam i nie mogłam tego powstrzymać. To tak bolało.. 

Alan mnie zostawia.

Mój mały chłopczyk mnie opuści.

** - Nie zostawiaj mnie

   - Nie zostawię. **

Przesiedziałam chyba pod prysznicem czterdzieści minut. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na siebie w lustrze. Spuchnięta twarz po płaczu, czerwone oczy, nosek i usta. 

Jestem okropna.

Przemyłam swoją twarz zimną wodą i ubrałam na siebie bieliznę i krótkie, bawełniane, białe spodenki i zieloną bluzkę na ramiączka z dekoltem. Wyszłam z łazienki i powędrowałam prosto na balkon zapalić papierosa. 

- Bu. 

Podskoczyłam z przerażenia i upuściłam papierosa z zapalniczką łapiąc się od razu za serce. 

- Nie bój się. - Zachichotał Alan opierając się o krawężnik balkonu.

- Nie strasz... - Podniosłam papierosa i zapalniczkę i usiadłam na krześle. 

- Jak tam? Przygotowana na jutro? 

- Byłeś już tam kiedyś? - Zaciągnęłam się.

- Kilka razy. - Wzruszył ramionami i się zaciągnął. - Jest ciekawie. - Uśmiechnął się cwaniacko.

- Straszy..? - Spojrzałam na niego unosząc jedną brew w górę.

- Zależy. - Prychnął pod nosem.

Przekręciłam tylko oczami i uśmiechnęłam się pod nosem. Ogólnie to lubię adrenalinę, horrory i te sprawy, ale nie przepadam za psychiatrykami, a zwłaszcza spędzania w nich nocy.. Jest na dodatek opuszczony! 

I co to znaczy ''zależy'' z jego ust?!

- Chodź, pokaże ci coś. - Skinął do mnie głową i wyszedł z balkonu.

Zmarszczyłam brwi, ale odgasiłam papierosa o popielniczkę i wyszłam z pokoju. Alan już czekał na mnie na schodach.

- Gdzie idziemy? - Spytałam, kiedy schodziliśmy na parter.

- Na ogródko. 

- Um, co? - Skrzywiłam się.

Dalej mi nie odpowiedział. Skierowaliśmy się korytarzem do tylnego wyjścia przez basen. Alan po chwili złapał mnie za rękę i pociągnął przed siebie. 

Zrobiło mi się cholernie ciepło na sercu.

Jak idiotka gapiłam się na jego dłoń, która trzyma moją. Skręcało mnie cholernie w brzuchu, ugh..

Dlaczego ty jesteś taki boski? 

Chop sobie smacznie spał w budzie i nie zwracał na nas uwagi. Było słychać tylko cieknącą wodę z fontanny, trochę świerszczy i od czasu do czasu przejeżdżające auta. Na dworze było też zimno, bo dochodziła pierwsza w nocy. Niebo było pokryte ciemnym granatem, któremu towarzyszyły milion małych gwiazd, w tym pełnia księżyca, która była jednym, wielki, świecącym się kołem. 

- Um, Alan? - Rzekłam zniecierpliwiona.

Skierowaliśmy się prosto na sam koniec ogródka, który wokół był otoczony różnymi roślinami, krzewami i drzewami. Obok znajdowała się bujana ławka, która była obrośnięta pnączami róż. Tylko ta ławka znajdowała się na samym końcu ogródka. 

- Jak jeszcze mama żyła, to często spędzałem z nią tutaj czas. - Usiadł na trawię obok ławki i położył się na plecach spoglądając w niebo. 

- To słodkie. - Uśmiechnęłam się i położyłam się obok niego. 

- Co widzisz na niebie? - Ściszył ton.  

- Gwiazdy. - Wzruszyłam ramionami i przyglądałam się bardziej. 

- Matka mówiła mi, że gwiazdy mogą przedstawiać coś, jak chmury. Tylko musisz sobie wyobrazić. 

Rzeczywiście. Jak się tak przyjrzałam; dostrzegłam statek. 

- Widzę statek. - Uśmiechnęłam się.

- Ja kota. - Zaśmiał się.

- Mogę zaprosić moją koleżankę Mindy i jej chłopaka Jaspera? On jest z tobą w drużynie. - Dalej przyglądałam się niebu.

- Jasne. - Wzruszył ramionami.

- Um, takie pytanko.. Nie lubisz się z Jasperem? 

- Nie, czemu? Po prostu nie trzymam się z nim, ale ogólnie to spoko gościu. 

- To fajnie. - Uśmiechnęłam się pod nosem.

Miło mi się zrobiło, że Alan takie ma zdanie o Jasperze, bo w końcu to chłopak mojej przyjaciółki. 

- Widzę serce. - Powiedział. 

Które moje właśnie zabiło bardzo szybko.

- Dwa serca, dwóch ludzi. - Dodał mając poważny, ale spokojny ton. 

Kurwa, powietrza.

- Dlaczego ja nie mogę tego zauważyć? - Spytałam spokojnie.

- Przyjrzyj się. - Uniósł rękę w górę i wskazał na gwiazdy. - Tu, tutaj i tu. - Zaczął jeździć palcem wskazującym po niebie.

- Widzę. - Uśmiechnęłam się.

Jestem pewna, że zauważył moją klatkę piersiową, która wali jak szalona przez serce, które mogłoby wyskoczyć w każdej chwili, kurwa. Ciepło zaczęło mnie otaczać, a oddech przyspieszać. Brzuch mnie cholernie skręcał. Kurwa mać motylki, odczepcie się!

Po chwili Alan uniósł się i spojrzał na mnie z góry. Intensywnie wbił swój wzrok na mnie, a mnie zaczęło to powoli krępować. 

- Co? - Burknęłam.

- Nic. - Uśmiechnął się.

Jezu, jak ty słodko się uśmiechasz.

Uniosłam się i oparłam głowę o zgiętą rękę. On zrobił to samo i byliśmy od siebie tylko kilka centymetrów. Wpatrywaliśmy się w siebie, co było cholernie słodkie i robiło się bardzo intymnie. 

Zaczęłam brać na niego ochotę, cholera jasna.

- Zagrajmy w gówno prawdę. - Zaczął.

- Okej, ty pierwszy. - Uśmiechnęłam się.

- Stoi mi. - Zaśmiał się.

Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam w dół mierząc jego krocze, na którym było widać wybrzuszenie. O cholera!

- Prawda! - Prychnęłam.

- No, i nie mogę tego powstrzymać! - Rzucił sarkastycznie przejęty. 

- W wieku pięciu lat złamałam rękę. 

- Prawda. 

- O kurczę, spryciarz! 

- Nie ruchałem innych lasek, oprócz ciebie od tygodnia. - Zrobił się poważniejszy.

- Gówno prawda. - Przekręciłam oczami. 

Nie jestem aż tak naiwna, żeby w to uwierzyć. Alan nie wytrzymałby przy jednej dziewczynie. 

- Prawda. 

CO?!

- Co? - Uniosłam brwi w górę. - Ty? Nie wierze, oszukujesz mnie! 

- No prawda! Dlaczego miałbym? - Uśmiechnął się.

- Bo ty jesteś Alan! Ty nie potrafisz nie wyruchać lasek! 

- A jednak potrafię.

- Jestem pod wrażeniem, chłopczyku. - Mruknęłam czarująco.

Naprawdę, wow.

Dlaczego on nie ruchał innych oprócz mnie..? Co się stało?! 

- Mam ochotę ciebie pocałować. - Powiedział wpatrując się we mnie.

Co? 

Moje serce zaczęło bić jak szalone. Jestem pewna, że widzi moje cholerne rumieńce na policzkach, pomimo tej panującej ciemnoty. 

Kurwa mać.

- To to zrób. - Szepnęłam. 

Alan nachylił się delikatnie nade mną tak, że ja z powrotem opadłam na plecy. Jego dłonie spoczęły między moją głową. Piękne, brązowe oczy wpatrywały się w moje. Głęboko spoglądał na mnie, a ja nie mogłam nic wyczytać w jego oczu. 

- Nie wiem czy mogę. - Szepnął. 

- Możesz, nie mam nic przeciwko. 

Jego dłonie po chwili złączyły się w moimi. Splótł nasze ręce, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, z powodu jego dotyku. 

Kurwa, dlaczego on jest taki słodki? 

Nachylił się nade mną i musnął moje usta swoimi. Chciałam już go pociągnąć do siebie za wargę, ale on droczył się ze mną i odsuwał się z łobuzerskim uśmieszkiem. Ponownie nachylił się nade mną i przejechał delikatnie swoimi ustami po moim policzku, a ja po prostu rozpłynęłam się. Westchnęłam głośno, a on uśmiechnął się.

- Kusisz... - Wydusiłam z siebie.

- Ty mnie też. - Szepnął i przybliżył swoje usta do moich muskając je delikatnie.

Znowu jego jedno muśniecie i zadziałało na mnie to, jak narkotyk. Rozpływałam się pod nim, kurwa mać. 

Po chwili przegryzł moją wargę i pociągnął ją do siebie. Jęknęłam cicho, ale naglę wpił się w moje usta. Mocno zacisnął swoje dłonie na moich i w ogóle nie puszczał. 

Całowaliśmy się namiętnie, czule i gorąco. Zupełnie inaczej niż wcześniej. To znaczy było kilka momentów, kiedy całowaliśmy się podobnie, ale ten był inny. Był taki, ugh.. Był spokojny, czuły, w ogóle nie nachalny ani brutalny. W spokoju nawet oddychaliśmy. Mogłam z nim tak wiecznie. 

Nie zostawiaj mnie, kurwa..

Dołączyliśmy przy tym języki, które w powolnym tempie tańczyły ze sobą. Czułam te cholerne motylki, które rozwalały mi brzuch. Chciałam dotknąć jego twarzy, ale moje ręce zostały splecione z jego i przywarte do trawy. 

Ten pocałunek był taki czuły.. Chciałam więcej.

Po chwili Chop zaczął szczekać.. Przerwał romantyczną chwilę, a my oboje odkleiliśmy się od siebie i zaczęliśmy śmiać.

- Chyba zazdrosny jest. - Zaśmiałam się i wstałam razem z Alanem. 

- Ona jest moja! - Brunet warknął do psa, który po chwili zaczął skomleć i położył się przed budą.

Omg. 

Powiedział, że jestem jego.

Jezus, czy to się dzieje naprawdę? 

CHCĘ BYĆ TWOJA DO KOŃCA ŻYCIA, KURWA.

- No, i tak ma być. - Zaśmiał się i poszliśmy prosto do domu.

Oboje skierowaliśmy się do swoich pokoi. Czułam pustkę, że nie mogę go mieć przy sobie. Wskoczyłam pod kołdrę i czułam, że nie zasnę szybko. Cały czas się wierciłam i nie mogłam w ogóle zapomnieć o nim i o tym, co powiedział i zrobił. 

Kurwa.

Nie wiem co to będzie, jak mnie zostawisz.

Wstałam z łóżka i jak gdyby nigdy nic powędrowałam sobie do jego pokoju. Otworzyłam drzwi, a on sobie już smacznie spał. 

Po cichu zamknęłam drzwi i podeszłam do jego łóżka tym samym wskakując pod jego kołdrę.

- Marnie? - Zapytał zaspanym głosem i odwrócił się w moją stronę.

- Śpij, nie przeszkadzaj sobie. - Szepnęłam i przytuliłam się do jego nagiej klatki piersiowej. 

Od razu poczułam się lepiej przytulając się do niego. Zimno, pustka i samotność odpłynęła, a zawitało ciepło, bezpieczeństwo i towarzystwo mężczyzny, z którym mogłabym spędzić całe życie.

Alan odwrócił się w moją stronę i przytulił się do mnie, co mnie lekko zdziwiło... 

Słyszałam jego szybkie bicie serca, które od dłuższego czasu biło tak samo, jak teraz, kiedy to zawsze wsłuchiwałam się w nie.

Tylko czemu? 

Jego jedna dłoń wkradła się pod moją bluzkę i gładził w powolnym tempie moje plecy. Czułam ogromne ciepło, które po prostu parowało od jego ciała. Było mi przyjemnie i miło. To było takie słodkie.. 

Wtuliłam się w niego bardziej i w spokoju zasnęłam, czując dalej jego ciepłą dłoń, która wędrowała po mojej nagiej skórze na plecach. 

*

- Chodź już! - Krzyknął Alan z dołu. 

Dochodziła godzina dwudziesta druga. Robiłam małe poprawki przez lustrem i zakręciłam tusz do rzęs wrzucając go tym samym do torebki. 

- Idę! - Krzyknęłam.

Przed naszym domem była już Mindy z Jasperem, Jesse i Matt, który zabrał ze sobą Evę, co mnie zdziwiło, ale pewnie tylko po to, aby mieć co ćpać. 

Chwyciłam swoją torbę, w której był spakowany koc na wszelki wypadek i kilka potrzebnych rzeczy i zeszłam na dół. 

Boże, Alan wyglądał tak pociągająco, kurwa.

Czarne, przylegające do nóg spodnie, czarna koszulka z napisem Psycho, co po prostu idealnie komponowało się z naszym wyjściem i do tego czarna, skórzana kurtka, którą z przyjemnością bym mu zdjęła. 

Ja miałam na sobie czarną spódniczkę z wysokim stanem, białą bluzkę do pępka i do tego czarna, skórzana kurtka. Pasowałam idealnie do Alana! 

Wyszliśmy z domu i od razu przywitaliśmy się ze wszystkimi. Ucieszyłam się też, że Mindy wyłapała kontakt z Evą. Ja także z nią od dłuższego czasu się zakolegowałam. 

- Jasper, ty wiesz jak tam dojechać? - Alan zapytał blondyna, który stał przy swoim samochodzie z Mindy.

- Wiem, wiem. - Pokiwał głową. 

- Dobra, no to jedziemy. - Razem z Alanem powędrowałam do jego samochodu.

Jesse, Matt i Eva pojechali autem Jesse'a. Mindy i Jasper razem, a ja z Alanem. Całą drogę oczywiście się chłopaki wygłupiali i ścigali. Kiedy wreszcie przejeżdżaliśmy przez drogę, która prowadzi na parking ze stacją; ja sobie przypomniałam moment, kiedy jechałam tam z Alanem i kiedy tam dotarliśmy. To, jakie chwile z nim przeżyłam były dla mnie jedną z najlepszych w życiu. Przeżyłam to z kimś, kogo kocham. 

W końcu zjechaliśmy na drogę, która była otoczona jedynie lasem..

Okej, to mnie przeraziło.

Psychiatryk w głębi lasu? 

Pięknie kurwa..

- Boisz się? - Spytał.

- Trochę.. - Spuściłam wzrok na dłonie i zaczęłam się nimi bawić dla odstresowania.

Po chwili ciepła dłoń Alana znalazła się na moim kolanie, które zaczął gładzić.

Kochany..

- Nie bój się, jestem z tobą. - Uśmiechnął się.

Uśmiechnęłam się i nie odpowiedziałam. Było to kolejne słowo wypowiedziane z jego ust, które sprawiło mi motylki w brzuchu, ugh.

Alan był na prowadzeniu, ale z racji, że jedna jego dłoń spoczywała na moim kolanie - zwolnił i w taki sposób Jesse go wyprzedził. 

- Kuurwa! - Brunet warknął i zabrał dłoń z mojego kolana, a ja poczułam znowu pustkę.

No właśnie, kurwa.

Wracaj mi z tą łapą!

 Zatrzymaliśmy się przed ogromnym, opuszczonym i już dla mnie przerażającym budynkiem. 

- To nie fair! Dałem ci fory! - Wyszliśmy z auta i Alan zaczął się wykłócać.

- Jasne, śnij dalej! - Zaśmiał się czarnowłosy. - Jesteś po prostu gorszy i to ja wygrałem, a nie ty!

- Wygrałeś, bo- Zatrzymał się i kątem oka spojrzał na mnie.

- Bo? - Jesse przyłożył dłoń do ucha i nachylił się nad Alanem.

- Bo robiłam mu loda. - Rzuciłam, a Mindy spojrzała na mnie robiąc wielkie oczy.

Każdy wokół zaczął się śmiać, a Matt i Jasper zaczęli swoje podteksty dodawać, gdzie ja nie mogłam powstrzymać rumieńców, które musiałam zakrywać w jakiś sposób. 

Alan podał mi moją torbę i wraz z dziewczynami skierowałyśmy się pierwsze do wejścia. Chłopaki tuż za nami dotrzymywali kroku. 

Eva miała przy sobie mały, skórzany plecak i nie mam pojęcia co tam zmieściła, a Mindy także ze sobą miała torbę. 

- E, dziewczyny! - Matt gwizdnął do nas, kiedy to my chciałyśmy iść gdzie indziej. - Tutaj! 

- W sumie, nie jest tutaj tak źle.. - Zaczęła Mindy.

Powybijane szyby, porozrzucane cegły, brakujące drzwi w pomieszczeniach, gdzieś dziury zrobione w ścianach, popisane ściany w bardzo dziwny sposób, brak światła, dźwięki bijących się kotów w oddali i od czasu do czasu napotykane zdechłe szczury - Oczywiście, nie jest źle, hahah.

- Jaja se robisz? - Ciarki mnie przeszły na samą myśl, że mamy spędzić tutaj wieczór. 

Dziwiło mnie to, że Eva była spokojna. Jak gdyby nigdy nic się zachowywała, ale wiedziałam, że w końcu pokaże chwilę słabości.

Ja i czarnowłosa z fioletowymi pasemkami odpaliłyśmy papierosa, a Mindy w spokoju nuciła sobie jakąś piosenkę pod nosem. Kierowałyśmy się dosłownie za chłopakami, gdzie oni weszli schodami w górę i szli przed siebie.

- Sky, masz zamiar wciągać? - Spytałam.

- Nie musisz już mówić Sky. Mindy wie, że jestem Eva. - Powiedziała.

- Rozumiem. - Odparłam. 

- Ale nie, nie mam zamiaru... - Chwilę się zastanowiła. - Chyba.

- Hahhaha, no rozumiem. - Prychnęłam.

- Czy wy też uważacie, że każdy chłopak udaje takiego twardziela? Przecież każdy ma jakąś słabość! - Odezwała się blondyneczka.

- Nie uważasz, że każdy facet chce w taki sposób zaimponować dziewczynie? - Spojrzałam na nią. - Żaden się nie przyzna do słabości.

- No w sumie racja.. - Przekręciła oczami. - Jestem z Jasperem cztery lata, a nadal nie wiem, jak go wystraszyć... 

- Powiedz, że jesteś w ciąży. - Zakpiłam sobie.

- Nie uda się.. Już w Prima Aprilis to zrobiłam.. 

- To zadzwoń do niego któregoś dnia z płaczem i powiedz, że ciebie zgwałcili. - Fuknęła Eva.

- Hahahahah, dobre! - Zaśmiałam się.

- Ej dziewczyny! Tutaj! - Krzyknął Jesse. 

Skręciłyśmy do jakiegoś pomieszczenia, w którym chłopaki odkładali swoje plecaki przy ścianach. Odłożyłam torbę gdzieś na bok, bo Eva usiadła obok Matta, a Mindy obok Jaspera. Jesse i Alan zaczęli rozpalać ognisko na środku, a ja w między czasie z torby wyjęłam termos i napiłam się kawy. Po chwili dosiadła się do mnie Mindy.

- Czy między tobą i Alanem coś w końcu jest? - Spojrzała kątem oka na bruneta. 

- Nie wiem jak to w sumie nazwać.. - Prychnęłam pod nosem. - Naprawdę nie wiem, ale najgorsze jest to, że on wyjeżdża do collage'u. - Powiedziałam smutniejszym tonem.

- Cooo? Czyli nie zobaczycie się już..? - Szepnęła i zrobiła minę zbitego pieska. - A powiesz mu, co do niego czujesz? 

- Nie. - Rzuciłam stanowczo. - Po co? To coś zmieni? Ośmieszę się tylko.

- Idę siku. - Eva wstała i przetrzepała tyłek dłońmi udając się do wyjścia.

- Czekaj, nie idź sama. - Matt wstał za nią i oboje zniknęli.

Spojrzałam na nich kątem oka i coś mi tutaj było na rzeczy... Po chwili powróciłam ponownie do kontaktu wzrokowego z Min.

- Powinnaś spróbować... Wiesz, że ja sama zauważyłam zmianę u niego? - Spojrzała na mnie znacząco. - Może on do ciebie-

- Nie. - Przerwałam jej. - On nic do mnie nie czuję. - Szepnęłam spoglądając kątem oka na Alana, który uśmiechał się do Jesse'a i Jaspera, bo o czymś rozmawiali.

Jezus, jego uśmiech jest taki słodki..

- Mar.. - Spojrzała na mnie tak, jakby coś przeczuwała. - Znam ciebie na tyle, że wiem, jak będziesz później cierpieć... Nie ukryjesz tego przede mną.

- Dlatego nie powiem mu tego. Przecierpię, okej. Dam radę, wytrzymam, przeminie to i wszystko później wróci do normy. - Wzruszyłam ramionami. 

- Ja dalej wam kibicuję. - Uśmiechnęła się. - Powinnaś się nie poddawać i dać szansę.

Dać szansę.

Ile razy ja to słyszałam? 

Rozmawiałam z Mindy jeszcze na kilka tematów, ale nie mogłam w ogóle się skupić, bo całą uwagę przykułam na Alanie. To jak się uśmiechał, śmiał, rozmawiał z Jesse'm i Jasperem. 

Kurwa.

Po chwili spojrzał na mnie, a ja od razu spuściłam głowę w dół rumieniąc się jak burak. 

Przyłapał mnie na tym, że gapiłam się na niego, cholera. 

- A jednak.. - Szepnęła Mindy. - Nie wytrzymasz bez niego. - Uśmiechnęła się cwaniacko.

- Ugh, zamknij się.. - Uśmiechnęłam się zawstydzona i wstałam przetrzepując swój tyłek. - Idę siku. 

- Iść z tobą? - Spytała blonczyneczka.

- Dam radę. - Rzuciłam i poszłam przed siebie. 

Kątem oka zauważyłam, jak Alan spogląda na mnie zakłopotany, jakby chciał coś powiedzieć, zrobić, ale powrócił do rozmowy z Jasse'm i Jasperem.

Wyszłam na długi korytarz i poszłam przed siebie cały czas oglądając się do tyłu na wszelki wypadek, w sumie nawet nie wiem czemu. Zaglądałam do różnych pomieszczeń, ale każde było wypełnione jakimiś brudami i innymi gównami. Po dłuższej chwili omijając jedno pomieszczenie zatrzymałam się. 

Stanęłam dyskretnie obok ściany i wyjrzałam delikatnie do pomieszczenia obok.

Kurwa mać.

Zrobiłam wielkie oczy i rozchyliłam delikatnie wargi. 

Kurwa, Matt i Eva się całowali! Obściskiwali się mocno i nie wyglądali w ogóle na naćpanych! 

Czy ona w tej chwili zdradza Erica..?

W sumie nic mi do tego. 

Zrobiłam kilka kroków do tyłu najciszej jak mogłam i odwróciłam się na pięcie idąc przed siebie. W końcu natrafiłam na jakieś idealnie pomieszczenie, by w spokoju zrobić to, po co przyszłam. 

Kiedy już chciałam moją dolną garderobę ściągnąć w dół - coś mi przeminęło przed oczami.

W jednej chwili moje serce biło jak szalone. Poczułam ogromne przerażenie, jakie od dłuższego czasu nie czułam. Spoglądałam na każde strony i nie mogłam nic dostrzec.

Kurwa, zwidy mam w psychiatryku, hahah.

Bałam się, okropnie się bałam. Byłam sama i każdy był daleko ode mnie, kurwa.

Kiedy poczułam się na tyle bezpieczna i wiedziałam, że niczego tutaj nie ma wzięłam głęboki wdech i ponownie złapałam za skrawek spódniczki obniżając ją w dół.

Nie zrobiłam tego, po co przyszłam.

Spojrzałam przed siebie.

Tam stał on.

Stał tam w kącie. Jego postura była mi dobrze znana. Jego szyderczy i przerażający dla mnie uśmiech. Jego morderczy wzrok wgapiony centralnie we mnie. 

Zaczęłam cala drżeć. Wszystkie wspomnienia powróciły.

Kurwa mać.

Automatycznie padłam na ziemie i przysunęłam do siebie kolana chowając w nie głowę.

Nie mogłam nic zrobić. Oddychałam głośno i nie mogłam zamknąć w ogóle oczu. Moje źrenice były ogromne, czułam to. Nie mogłam powstrzymać przerażenia, które opanowało moje ciało. Moje serce bolało, cholernie bolało. Ciało nie mogło wykonać żadnego ruchu, sprzeczało się ze mną, odmawiało posłuszeństwa.

Kurwa, pomocy.

Tam w kącie stał on.

Mój ojciec.

**





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro