Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*

Dziewczyna uciekała z pokoju do pokoju, aż w końcu zamknęła się w toalecie. Słysząc groźne krzyki ojca rozpłakała się bardziej. Wpadła w szloch, którego nie mogła opanować. Skuliła się pod wanną przyciągając do siebie kolana i podskakiwała z przerażenia za każdym razem, kiedy słyszała walenia w drzwi. Bała się go. Bała się jego dotyku, a bardziej uderzenia, bo o miłym, przyjemnym i ciepłym uścisku nie było mowy. Drzwi zostały wyważone z ogromną siłą, a do łazienki wpadł pijany mężczyzna, który zamroził wzrokiem dziewczynę. 

- Tu jesteś, ty mała suko.. - Podszedł do szlochającej dziewczyny i szarpnął za ramię do góry. 

Pisnęła z przerażenia i błagała łkając. Go to nie obchodziło. Znowu nie zrobiła czegoś, czego on oczekiwał i znowu dostanie za swoje. Za nieposłuszeństwo obrywała.

- Ile razy mam powtarzać, co?! - Wydarł się nad jej uchem i popchnął tak, że wywróciła się upadając na kolana. 

Rany, które jej się zagoiły na kolanach po poprzednim upadku się otworzyły i krew pobrudziła wykładzinę. Pisnęła i wyła, ale go to nie obchodziło. Za nieposłuszeństwo obrywała.

Nienawidziła go. Wstydziła się, gardziła, szydziła, nie przyznawała się do takiego potwora, jakim był jej ojciec.

Usłyszała ten dobrze znany jej dźwięk. Dźwięk odpinającego się paska i przeciągającego przez spodnie. Nazwała go nawet zdzieracz. Czarny, gruby, skórzany pas za każdym uderzeniem końcówką zdzierał jej skórę.

Pierwsze uderzenie, pisk. Płacz, wycie jak wilk do księżyca, szyderczy śmiech ojca. Za nieposłuszeństwo obrywała.

*

Otworzyłam oczy jak poparzona. Znowu śnię o nim. Znowu mam ciarki. Znowu momenty, chwile, wspomnienia, które w życiu chciałam wymazać, do których nie chcę powrócić - pojawiły się. 

Rozejrzałam się dookoła i dostrzegając tylko biel panującą w pokoju. Byłam w szpitalu. Leżałam na łóżku z bandażem na głowie i kiedy dotknęłam się za nią, syknęłam.

Kurwa. 

Ból był okropny. 

Nie pamiętam nic, poza Mindy i krwią. Co się dzieje? 

Odwróciłam głowę w kierunku drzwi i naglę dostrzegłam Alana śpiącego przy ścianie na krześle. Spał spokojnie ze skrzyżowanymi dłońmi pod klatką piersiową i głową opartą o ścianę. Miał strasznie potargane włosy i delikatnie pogniecioną bluzkę. Jego zarost także był dłuższy, bo tak, to na co dzień go nie ma. Na stoliku dostrzegłam kilka kubków wypitej kawy.

Jejku...

Ile on tutaj przesiedział..?

I właśnie... czemu? Przecież ja nic dla niego nie znaczę, a jednak sobie muszę coś ubzdurać, kurwa.

Delikatnie uniosłam się do pozycji siedzącej, ale właśnie w tej chwili Alan zaczął nie wybudzać. Spojrzałam na niego, kiedy to on zaczął przeciągać się na krześle i ocierać oczy.

Naglę jego wzrok spoczął na mnie. Otworzył szerzej oczy i zaczął trzepotać rzęsami w górę i dół. W jego oczach dostrzegłam, jakby ulgę..? 

- Cześć. - Uśmiechnęłam się delikatnie.

On mi nawet nie odpowiedział. Gwałtownie się zerwał z siedzenia i podszedł do mnie przytulając się od razu.

Kurwa.

Moje serce zabiło sto razy szybciej i poczułam te motylki w brzuchu. Moje policzki przybrały rumieńców, a ciało zaczęło się rozgrzewać, cholera jasna.

Nie chcę tak reagować, ja pierdole.

Przytulał, nie puszczał, nie odzywał się. Nie wiedziałam co zrobić. Siedziałam i nie mogłam go nawet dotknąć dłońmi, bo on objął mnie wokół. 

- Żyję, spokojnie. - Rzekłam lekko skrępowana.

- Masz szczęście. - Rzucił poważnym tonem.

- Ile tutaj leżę? - Zapytałam, a on odsunął się ode mnie. 

- Trzy dni, jest piątek. - Spoglądał w moje oczy.

- Kurwa.

Aż tak ta murzynka przypieprzyła mi, że spałam trzy dni?! 

- Moja mama jest tutaj? - Spytałam.

- Nie. - Odwrócił ode mnie wzrok. - Przyjechała tutaj z tobą, ale później pojechała sprawy załatwiać.

Aha.

Um, boli. W chuj.

To znaczy, że moja własna matka nie przesiadywała ze mną, tylko Alan? 

Wolała załatwiać sprawy, kiedy to ja leżałam tutaj z głową owiniętą bandażem? 

- Od kiedy tutaj jesteś? - Zapytałam.

- Od początku. - Wstał i powędrował na krzesło wyciągając telefon.

Co? 

On... tutaj od początku mojego pobytu siedział..? 

Kurwa mać.

- Co się stało z tą murzynką? - Wstałam z łóżka i zorientowałam się, że mam na sobie jakiś miętowy fartuszek, jako piżamka.

- O nią się nie martw. - Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. - Co robisz? 

- Chcę wyjść z tego szpitala. - Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam moje ubrania. 

- Um, zawołać lekarza? - Wstał z krzesła.

- Tak. - Zdjęłam z siebie ten obrzydliwy fartuch i zostałam w samych majtkach. 

Oczywiście Alan zlustrował całe moje ciało przegryzając wargę. Po chwili ogarnął się i wyszedł z z pokoju, a ja zabrałam się za ubieranie czarnych szortów z wysokim stanem i szarej bluzki na ramiączkach sięgającej do pasa, bo w takich ciuchach byłam tamtego dnia. Sięgnęłam po telefon i rzuciły mi się w oczy sms'y od Mindy, ale teraz ważniejsze było wykręcić numer do mamy. Nacisnęłam zieloną słuchawkę przy jej nazwie i przyłożyłam komórkę do ucha.

- Marnie, skarbie! - Rzuciła od razu. - Jak się czujesz?! 

Jakby ciebie to kurwa obchodziło.

- Dobrze, za niedługo będę w domu. Czekam na wypis. - Powiedziałam oschle.

- Zwariowałaś?! Masz leżeć w szpitalu! - Rzekła stanowczym tonem.

- Hahaha i co jeszcze? W ogóle powiedz mi ile ty czasu spędziłaś tutaj ze mną w szpitalu? 

- Um, no... wystarczająco! 

- Ile Alan spędził ze mną czasu? Kto jest kurwa rodzicem? 

- Zważaj na słowa, młoda damo! - Zdenerwowała się.

- Wypisuje się ze szpitala i koniec. - Rozłączyłam się.

Po chwili do pokoju przyszedł Alan z lekarzem. 

- Jak się czujesz? - Mężczyzna w białym kitlu podszedł do mnie i obejrzał moją głowę. 

- Dobrze, chcę wracać. - Burknęłam.

- Musimy przejść na początku badania. Jak będzie wszystko w porządku dam wypis. - Odparł. - A teraz zapraszam. - Skierował się do drzwi.

Razem z Alanem powędrowałam za lekarzem i modliłam się, abym mogła wyjść z tego pieprzonego szpitala.

*

- O mały włos, a byś została w tym szpitalu, ale na oddziale psychiatrycznym. - Zakpił sobie brunet, kiedy wsiadaliśmy do auta.

- No kurwa, nie będzie mi mówił, że coś ze mną jest, skoro czuje się super, a nawet zajebiście. - Prychnęłam.

- Ale na pewno czujesz się dobrze? Żebyś mi nie zemdlała, jak będę cie pieprzył. - Zaśmiał się.

- O jezu, tak, czuję się dobrze! - Przekręciłam oczami.

Ruszyliśmy prosto do domu, a do mnie dalej nie docierało to, jak matka mnie potraktowała. Przed bankietem mnie tak chwaliła... A teraz? Ach, w dupie ją już mam.

Tylko dlaczego Alan spędził ze mną tam aż trzy dni? 

Resztę drogi rozmawialiśmy o murzynce, która doprowadziła mnie do takiego stanu. Alan powiedział, że nie uderzyłby dziewczyny, dlatego nasłał koleżankę na nią.

Nie bijesz? 

Ciekawe.

Już oberwałam od ciebie.

Ale z powodu tego, że jestem w tobie w chuj zakochana - wybaczyłam ci.

Kretynie.

Zaparkował auto w garażu i weszliśmy do domu, a tam od razu rozniósł się głos mamy.

- Marnie, chodź do salonu! - Krzyknęła stanowczo.

- Ja pierdole... - Szepnęłam, że tylko Alan mnie usłyszał i zachichotał pod nosem.

Skierowałam się do salonu, gdzie siedziała już z Tomem i oglądali jakiś serial. 

- Co? - Oparłam się o framugę drzwi.

- Jak się czujesz? Jakieś dodatkowe badania mają być? Jakieś kontrole, coś? - Wstała i podeszła do mnie przyglądając się zabandażowanej głowie.

- Nie, ale jeśli źle się poczuję mam wrócić z powrotem. - Burknęłam.

- No dobrze.. - Zabrała dłonie z mojej głowy.

- Coś jeszcze? - Przewróciłam oczami.

- Nie. - Rzuciła oburzona.

- Alan, chodź na słówko. - Tom wstał i skinął głową do syna, który od razu nie wiedząc o co chodzi powędrował za nim.

Ciekawiło mnie o co chodzi, ale nie chciałam się mieszać w ich rodzinne sprawy. Weszłam schodami na górę do swojego pokoju i od razu co wzięłam nowe ubrania i weszłam pod prysznic. 

Czułam się cholernie brudna, nieczysta i obrzydliwa. Trzy dni spałam i nie robiłam nic, co mnie od razu odrzuciło.

Boże, jeszcze Alan mnie przytulił.. Ohyda!

Umyłam całe ciało i włosy i wyszłam spod prysznica po trzydziestu minutach. Wreszcie czułam się świeża, orzeźwiona i czysta. Na dodatek pachniałam pięknie jaśminom, a nie jakimś odrzucającym zapachem. 

Narzuciłam na siebie białą bluzkę i na to ciemne, jeansowe i obcisłe ogrodniczki. Umyłam zęby, zrobiłam makijaż i wysuszyłam włosy. 

Wreszcie wyglądałam jak człowiek!

Wyszłam ze swojego pokoju i powędrowałam do kuchni coś zjeść, a Dora właśnie przyrządzała obiad.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się do starszej kobiety.

- Cześć słoneczko, jak się czujesz? - Zapytała swoim łagodnym tonem.

- Dobrze. - Usiadłam przy wyspie kuchennej i wyciągnęłam telefon.

Sprawdziłam wiadomości od Mindy, która próbowała się przez te trzy dni skontaktować ze mną.

Min♥: Co u ciebie? Wszystko dobrze?! 

Min♥: Halo, Marnie?!

Min♥: Boże, żyj mi tam! 

Min♥: Kurwa, jak mi nie odpiszesz to ciebie zabiję! 

Min♥: Nie strasz mnie, no! Odpisz, proszę ciebie! Daj znaki życia, cokolwiek...

Uroczę.

Uśmiechnęłam się do telefonu i napisałam jej, że żyję, wszystko w porządku i właśnie wyszłam ze szpitala. Na odpowiedź długo nie musiałam czekać, bo właśnie jej numer dzwonił do mnie.

- Halo? - Odebrałam.

- Matko święta! No wreszcie! Co u ciebie? - Spytała zmachana.

- Dobrze, a u ciebie? - Dora podała mi talerz z obiadem, a ja podziękowałam skinięciem głowy.

- Dobrze, dzisiaj piątek! Lecisz ze mną i Jasperem na święto z okazji dnia dziecka? Zawsze tydzień po dniu dziecka przyjeżdża wesołe miasteczko! - Ucieszyła się.

- Jasne, a... - Rozejrzałam się dookoła. - Mogę kogoś ze sobą wziąć? - Delikatnie się zarumieniłam.

- Alana? - Mruknęła podejrzliwie.

- Um, tak. 

- Haha, jasne! To dzisiaj o osiemnastej na molo, przy Central Parku. 

Och, to ten park, do którego zabrał mnie Alan. To te molo, z którego spadłam. To ten ocean, w którym pływałam.

- Dobra, to do zobaczenia. 

- No, papa. - Rozłączyła się.

Zabrałam się za jedzenie kurczaka z ryżem. Po chwili Alan przyszedł do kuchni już umyty, bo męskim żelem tak intensywnie od niego pachniało, że czułabym go na schodach. Jeszcze miał mokre włosy i słodko wyglądał.

- Alan, dzisiaj przyjeżdża wesołe miasteczko, lecisz ze mną, Mindy i Jasperem? - Spytałam, kiedy on usiadł obok mnie z obiadem.

- Właśnie miałem zamiar ci powiedzieć, że się wybieram już z Jesse'em i Mattem, który bierze ze sobą Evę. 

- Więc? - Uniosłam brwi w górę i uśmiechnęłam się. - I co w związku z tym? - Drażniłam się z nim.

Czy on się rumieni?! 

Czy Alan Henderson się rumieni?!

- No i... no tak, możesz iść z nami. Weź ze sobą Mindy, Jaspera, kogo chcesz... - Nie spojrzał nawet na mnie.

On się zarumienił!

Ja pierdole, moje serce bije tysiąc razy szybciej. Czy on chciał mnie zaprosić?!

Zjadłam obiad i powędrowałam do swojego pokoju. Dochodziła szesnasta i miałam jeszcze dwie godziny, dlatego włączyłam laptopa i sprawdzałam różne serwisy. Odpaliłam przy okazji papierosa, bo na balkon nie chciało mi się iść i gdy się zaciągnęłam, to poczułam spełnienie. Nie paliłam przez trzy dni i czułam się, jak na prawdziwym głodzie. 

*

Przebrałam się w czarne spodenki z wysokim stanem, bordową bluzkę na ramiączkach z dekoltem, która sięga mi do pasa i dodałam jeszcze czarne podkolanówki. Dobrałam złoty wisiorek ze strzałą, która ma taki sam kształt jak ten w moim sutku i założyłam czarne roshe runy. Poprawiłam jeszcze makijaż przed lustrem i zdjęłam z siebie opatrunek, który już w sumie nie był mi potrzebny.

Zeszłam na dół, gdzie czekał już na mnie zniecierpliwiony Alan.

O boże, go także bym schrupała. 

Czarne spodnie, które delikatnie opinały jego nogi. Biała bluzka ze zdjęciem jakieś dziewczyny w skąpej bieliźnie i na to skórzana kurtka.

Och, oddaj mi się.

- Długo- Spojrzał na mnie i zmierzył mnie od góry do dołu przegryzając wargę.

O jezu.

Nie rób tak.

- Jestem już. - Uniosłam jedną brew w górę i spojrzałam na niego uwodzicielsko.  

- Twoje nogi, ugh.. - Szepnął mi do ucha i puścił mnie pierwszą do wyjścia.

Powędrowaliśmy prosto do jego samochodu. Mindy jeszcze zadzwoniła do mnie i powiedziała, że jest na miejscu z Jasperem, a Alan po drodze zgarnął Jesse'a. Matt i Eva byli także w drodze. 

- No muszę przyznać, że wyglądasz seksownie. - Zwrócił się do mnie czarnowłosy.

- Dziękuje. - Uśmiechnęłam się.

- Ale seksownie wyglądałabyś bez ubrań. - Rzucił szarmancko.

- Tak? - Odwróciłam się do niego. - To może zdejmiesz je ze mnie? - Posłałam mu uwodzicielskie spojrzenie, a on przegryzł wargę.

Odwróciłam się z powrotem do przodu i kątem oka spojrzałam na Alana, który przegryzał policzek.

Ugh, czemu?!

*

- Heeeej! - Rzuciła się na mnie Mindy. - Jejku, jak ja się stęskniłam! - Wyściskała mnie. 

- Cześć, cześć. Udusisz mnie zaraz! - Kaszlnęłam. 

- A, przepraszam! - Odsunęła się ode mnie. - Czy nie sądzisz, że jest tutaj pięknie?! - Rozejrzała się dookoła.

Racja, było pięknie i to bardzo. Uwielbiam takie miejsca i takie święta. Wzdłuż mola były porozstawiane atrakcje, które świeciły przeróżnymi kolorami i jestem pewna, że z kosmosu byłoby widać te światło. Wszystkie kolory się tutaj znajdowały, ale najbardziej był widoczny czerwony. Przeróżne atrakcje gościły tutaj i już miałam ochotę rywalizować z Alanem. 

Zaczęliśmy iść wzdłuż mola obserwując co dookoła nas się znajduję. Ludzie wokół już świetnie się bawili, rozmawiali, pili alkohol i było naprawdę super. 

- Nie masz pojęcia, jak zareagował Alan, gdy ciebie we wtorek zobaczył... - Szepnęła Mindy.

- Jak? - Zrobiłam większe oczy.

- No co, no wkurwił się. Krzyczał do każdego, kto chciał ci pomóc. On chciał się tym zająć, co było słodkie. - Rzekła rozczulona, a ja się zarumieniłam.

O kurwa.

- Mi też mało co pozwalał, haha. Ledwo co powstrzymywał się, żeby nie wpieprzyć tej murzynce. Wziął cie na ręce i zaprowadził do pielęgniarki, a później się zerwał z lekcji, żeby pojechać do szpitala do ciebie. Słodkie.. - Cały czas się rozczulała.

O matko. O matko. O matko.

Mój brzuch szaleje od tego cholernego uczucia, którym nazywają zakochanie. Boże, dlaczego on tak zrobił?! Nogi mi się uginały pod nim, jejku...

On był taki słodki.

Może i gra takiego niegrzecznego skurwiela, którego boją się wszyscy, ale w głębi duszy jest cholernie uroczym chłopczykiem.

- O boże, Jasper! - Mindy krzyknęła i podbiegła do jednej z atrakcji, gdzie były pluszaki. - Wygraj dla mnie tego jednorożca! - Wskazała na białego kucyka z różowo-białym-pozłacanym rogiem. 

- Dla ciebie wszystko, kochanie. - Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. 

Jejku, też tak chcę.

Matt dołączył do atrakcji. Dla Evy walczył o laleczkę voodoo. Wzięli strzelby do ręki i ustawili się przed kubeczkami, które musieli zestrzelić.

- A ty coś chcesz? - Zapytał mnie Jesse stykając się ze mną ramieniem.

- Um, nie.. - Przedłużyłam.

Chociaż mój wzrok spoczął na ogromnego, białego, pluszowego misia z czerwoną muszką. Ugh, chciałam go.

- Na pewno? - Dopytywał.

- Na pewno. - Uśmiechnęłam się.

Matt i Jasper wygrali pluszaki dla swoich kobiet. Te zabawki idealnie pasowały do dziewczyn, bo Mindy rozweselona osóbka z jednorożcem, a Eva taka tajemnicza i mroczna z laleczką voodoo, idealnie!

Powędrowaliśmy przed siebie do jakiejś pobliskiej budki z jedzeniem. Kątem oka spojrzałam na Alana i akurat on na mnie. Od razu odwróciłam wzrok i zarumieniłam się.

Idiotka, nie gap się tak na niego! Pomyśli sobie coś jeszcze!

Każdy z nas zamówił sobie frytki albo hot-dogi, a chłopacy jeszcze po piwie. Znaleźliśmy jakieś wolne miejsca i po zjedzeniu powędrowaliśmy do kolejnej atrakcji, którą okazały się samochodziki. 

- Hej, Mar, chodź ze mną! - Prosiła Mindy.

- Nie chcę mi się. - Westchnęłam.

- No dawaj, dawaj, dawaj! - Złapała mnie za rękę i spojrzała jak zbity piesek.

- No dobra. - Uśmiechnęłam się.

Wykupiłyśmy bilet, a wraz z nami Alan, któremu towarzyszył Jesse i Matt wraz z Jasperem. Eva czekała na nas przed, bo akurat zadzwonił do niej Eric.

- No, laski, trzymajcie się ostro! - Krzyknął Matt. - Jak wjedziemy, to nie ma litości! 

- Zobaczymy, cwaniaku! - Fuknęła do niego Mindy.

Wsiadłyśmy do samochodzików i czekałyśmy na zieloną lampkę. Blondynka była za kierownicą..

Tak, muszę trzymać się ostro.

Po chwili był start i ruszyłyśmy. Mindy od razu wjechała w Jaspera i Matta, którzy byli pod wrażeniem jej jazdy, a ja naprawdę byłam przerażona! Alan i Jesse cały czas wjeżdżali w samochodzik jakimś dwóm dziewczynom i były one naprawdę ładne, wiec się nie dziwie, dlaczego tak robili.

Nie czuj zazdrości.

Nie możesz.

Nie bądź zazdrosna, kurwa.

Po chwili drgnęło nami mocno do przodu, bo od tyłu wjechali na nas Matt i Jasper. 

- Cipy! - Krzyknęła Mindy śmiejąc się z nich.

- Cwaniaro, wysiadaj z tego bmw, a nie! - Zaśmiał się Jasper.

- O żesz, ja ci dam! - Blondynka wykręciła i wjechała w nich.

Mnie ta jazda powoli męczyła.

Cały czas trzask, stuk, trzask, puk, a dopiero co ze szpitala wróciłam.

- Mindy, błagam.. - Szepnęłam do niej próbując powstrzymać ból. - Nie wjeżdżaj w nikogo, mi zaraz łeb urwie. - Spojrzałam na nią.

- Aż tak źle? - Spoważniała i stanęła w miejscu.

- W chuj, kurwa.. - Syknęłam. 

Po chwili znowu trzask. 

- Kurwa. - Warknęłam.

Złapałam się za głowę, bo poczułam ogromny ból. 

- Ej, ogarnijcie się! - Mindy krzyknęła do Alana i Jesse'a, którzy w nas wjechali. 

- Co się dzieje? - Zapytał Alan, który spoważniał i to mocno.

Martwi się czy co? 

- Nic. - Burknęłam. 

- Wysiadaj. - Po chwili poczułam dłoń na moim ramieniu.

Uniosłam wzrok w górę i spojrzałam na Alana, który stoi nade mną nie zwracając uwagi na to, że wokół ludzie jeżdżą tymi samochodzikami, a do nas na dodatek krzyczy coś właściciel tej atrakcji, żebyśmy się ruszyli.

- Czemu? - Zmarszczyłam brwi.

Jesse ruszył swoim samochodzikiem zostawiając Alana, który podnosi mnie za ramię.

- Um, Mindy.. - Spojrzałam na nią, ale ona wystawiła rękę.

- Rozumiem. - Uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie wjeżdżając od razu czarnowłosemu w bok.

- Coś się stało? - Zapytałam Alana schodząc z atrakcji.

- Boli cie głowa? - Zatrzymał mnie i spojrzał na stanowczo.

- Nie, wszystko w porządku. - Skłamałam.

- Nie kłam. - Nachylił się nade mną i szepnął, a ja od razu miałam nogi jak z waty.

- No dobra, trochę. - Fuknęłam.

- Chodź. - Położył rękę na moich plecach i poprowadził przed siebie.

Kątem oka zerknęłam na Evę, która uśmiecha się do mnie i podnosi brwi w zabawny sposób.

Ugh, niech nie ma tego na myśli!

- Gdzie idziemy? - Spytałam zdezorientowana.

- Nie wiem, przed siebie. - Zabrał rękę z moich pleców, a ja poczułam pustkę. 

- Ucieczka? - Uśmiechnęłam się.

- Jeśli chcesz, to tak. - Powiedział rozbawiony. - Ale na pewno dobrze się czujesz? 

- Ugh, tak! - Przekręciłam oczami. - O! Chodźmy tutaj! - Złapałam go za rękę i pociągnęłam do atrakcji.

Pistolety z wodą i ruszające się kaczuszki - Rywalizacja, w której pokonam Hendersona! 

- Pięć strzałów! - Postawiłam banknot na blat, a dziewczyna za ladą podała mi zabawką broń na wodę. - Zakładamy się? - Spojrzałam cwaniacko na Alana.

- O co? - Stanął obok mnie i postawił banknot na blat nie spuszczając ze mnie wzroku. - Pięć strzałów.

- Kto trafi we wszystkie, wygrywa-

- Całusa. - Uśmiechnął się.

O boże, tak.

- Zgoda. - Uniosłam jedną brew w górę. 

- No to możesz już mi go dać. Nie musisz się nawet starać o wygraną, bo ona jest w mojej kieszeni. - Ustawił się przed swoim torem.

- Zobaczymy. - Mruknęłam i także się ustawiłam.

- Kurwa, nie wypinaj się tak. - Warknął.

- Tak? - Wypięłam tyłek bardziej do góry. 

- Ja pierdole. - Zacisnął szczękę. 

Ojejku, kuszę go, tak bardzo nie... chciałam.

- Szykuj się chłopczyku, bo to ja wygram. 

- Zobaczymy. Zróbmy tak; raz ty, raz ja. 

- Hm, okej. - Wycelowałam w kaczkę. 

Skupiłam się i przymknęłam jedno oko. Kiedy miałam już na celowniku żółtą kaczuszkę strzeliłam z pistoletu, trafiając! 

- To było dobre, widziałeś to!? - Podskoczyłam rozweselona.

- Gratuluje, ale teraz patrz i się ucz. - Puścił mi oczko i wycelował do swoich kaczuszek.

Cholera, trafił.

- I am a king, baby. - Spojrzał na mnie cwaniacko. 

- Farciarz! - Tupnęłam nogą. - Wygram to. - Warknęłam.

- Zobaczymy. - Prychnął.

*

Kurwa, jest cztery-cztery! Teraz moja kolej i jak nie trafię, a Alan trafi - wygra! A jak trafię i on trafi - powtórka. 

Muszę to wygrać.

Ustawiłam się w dobrej pozycji i wycelowałam w kaczuszkę. Przymknęłam jedno oko i po chwili nacisnęłam spust.

Kurwa mać.

Nie.

NIE!

- Ojej, chyba ktoś przegra... - Spojrzał na mnie sarkastycznie przejęty.

- Ty. - Odłożyłam zdenerwowana pistolet na miejsce, a dziewczyna zza lady zachichotała, bo cały czas obserwuje naszą grę.

Ustawił się i wycelował. 

Nie traf.

Nie próbuj nawet.

Przycisnął spust, a ja zamknęłam automatycznie oczy, żeby nie zobaczyć wyniku. Cisza. Wokół cisza i nic nie słyszę, poza graną muzyką i śmiechami ludzi.

- A więc... - Szepnął do mojego ucha, a ja od razu się spięłam. - Czekam na moją nagrodę. - Musnął mój policzek ustami.

O jezu.

Nogi z waty. Brzuch szaleje. Serce bije. Rumieńce na twarzy, kurwa.

Stanął na przeciwko mnie z łobuzerskim uśmieszkiem. Jego satysfakcja i wyższość była po prostu wypisana na jego twarzy.

Pieprzony arogant.

- Wię-

Nie dokończył, bo złapałam go za policzki i pociągnęłam do siebie. Nasze usta się ze sobą spotkały w bardzo romantyczny i czuły pocałunek. Objął mnie wokół i przycisnął ciało do siebie. Zjechał dłońmi do moich pośladek, które zaczął delikatnie ściskać.

Po chwili usłyszeliśmy oklaski i oderwaliśmy się od siebie spoglądając na dziewczynę zza lady, która zajadała się popcornem i ciągnęła nosem spoglądając na nas.

Zaśmialiśmy się i oczywiście Alan odebrał swoją drugą nagrodę, ale trochę długo mu to zajęło, bo cały czas się zastanawiał i kątem oka spoglądał na mnie. 

- Te rogi. - Wskazał na czerwone rogi diabła, które się śmieciły.

- Proszę bardzo. - Podała mu dziewczyna.

Alan POV:

Odeszliśmy od atrakcji i powędrowaliśmy przed siebie. Znienacka założyłem rogi na jej głowę i wyglądała naprawdę seksownie. 

Mała diablica.

- Co..? - Przedłużyła zaskoczona. - Czemu mi dajesz? To twoja nagroda. - Zdjęła je i wręczyła mi z powrotem.

- To dla ciebie, bierz je. - Nie przyjąłem.

- No ale-

- Nie ma ale. - Spojrzałem na nią stanowczo. - Weź.

- Ugh.. - Założyła na głowę. - Jak wyglądam? - Stanęła i uśmiechnęła się czarująco.

O jezu.

Najpiękniej.

Kurwa, muszę jej w końcu to powiedzieć. 

Szliśmy przed siebie. Sami. Bez nich. Miałem okazję spędzić z nią kolejny dzień, którego nigdy nie zapomnę. Mam nadzieję, że jak jej powiem, to nie będzie zdruzgotana czy nie wiadomo jak przejęta, bo przecież ona nie powinna się tym zamartwiać, prawda? 

Dla mnie to była najgorsza informacja, którą ojciec mi dzisiaj przekazał. 

- Ojejku, chodźmy tam! - Wskazała na diabelski młyn, który od chuja kolorów miał. 

- Chcesz? - Zapytałem z uśmieszkiem.

Chce sprawić jej jak najwięcej radości, szczęścia i wszystkiego, co będzie ją zadowalać, puki mam czas. Chce z nią spędzić jak najwięcej czasu.

- Bardzo! Chodźmy! - Złapała mnie za rękę i pociągnęła do przodu. 

Stanęliśmy w kolejce, która bardzo szybko się zmniejszała. Nie minęło nawet dwóch minut, a my już weszliśmy do jednych z wagoników. 

- Jezu, jak pięknie! - Podeszła do okna i zachwycała się widokiem, kiedy wznosiliśmy się w górę.

Spojrzałem na nią całą i kurwa nie wyobrażam sobie, że muszę ją opuścić. Tak bardzo chciałbym ją uszczęśliwić, dać wszystko czego potrzebuje. Żeby była szczęśliwa. 

Co ona ze mną zrobiła.

Kurwa mać.

Miała na sobie też taki strój, że od razu miałem na nią ochotę, kiedy ją zobaczyłem. Wygląda zajebiście seksownie i pociągająco. Jeszcze jej tyłek w tych spodenkach, kurwa.

- Ej, widzę ich! - Zaśmiała się.

Spojrzałem w dół i także dostrzegłem naszych znajomych, którzy kręcą się nie wiedząc co zrobić. Zignorowałem ich i skupiłem całą swoją uwagę na niej.

- Chodź do mnie. - Powiedziałem i od razu zobaczyłem jej rumieńce na twarzy.

Jezu, jest taka słodka.

Taka kurwa seksowna.

Nie minęło dziesięć sekund, kiedy posłuchała się mnie. Usiadła na mnie okrakiem i przytuliła się, a ja nie wypuszczałem jej z objęć. 

Chciałem ją całą dla siebie. Żeby była moja i niczyja inna. Pierdole ten egoizm w sobie, ona ma być moja. 

Nie odzywała się, dlatego ja także milczałem. Odgarnąłem włosy z jej szyi i zacząłem całować, a ona zaczęła pomrukiwać mi do ucha, jak zadowolony kotek.

Cholera, muszę jej powiedzieć.

- Muszę ci coś powiedzieć. - Wydusiłem z siebie.

- Tak? - Odsunęła się ode mnie i spojrzała w oczy.

Jej piękne, zielone oczy wpatrywała się intensywnie w moje. O jezu, pieprzyłbym ciebie teraz.

- No... - Przegryzłem policzek. 

- Nie stresuj się. - Uśmiechnęła się. Kurwa, zauważyła.

- Rozmawiałem dzisiaj z ojcem, i ten mi powiedział, że...

Wpatrywała się we mnie cały czas. Powoli jej klatka piersiowa zaczęła unosić się szybciej, więc domyśliłem się, że denerwuje się.

Nie denerwuj się, przecież dla ciebie to nic i tak.

Dla mnie dużo.

- Iiii? - Zmarszczyła brwi.

- Wyjeżdżam szybciej do collage'u. - Wydusiłem z siebie.

Nie odezwała się.

Wciągnęła mocno powietrze przez nos i wbiła swoje paznokcie w moje plecy. 

- Umm, kiedy? - Uśmiechnęła się delikatnie.

- Dwudziestego piątego. - Spojrzałem jej w oczy i jakby dostrzegłem.. żal? Smutek? Nie wiem, chyba zaczynam mieć omamy.

- Och, no... no to chyba fajnie, prawda? Idziesz do collage'u. - Uśmiechnęła się. 

Nie kurwa. Nic nie jest w tym fajnego.

Ja chcę być z tobą.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro