Rozdział 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Omijałam ludzi, sklepy, budynki, wieżowce, kamienice, mieszkania, ulice, których nigdy w życiu na oczy nie widziałam.

Gdzie ja kurwa jestem?! I czemu nie pamiętam chociaż urywek z wczorajszego wieczoru?! Pamiętam tylko, jak całowałam się z Evą! 

Wyjęłam z torebki telefon i spojrzałam na godzinę, która pokazywała dziesiątą nad ranem. Westchnęłam głośno i zaczepiłam pierwszą, lepszą osobę, która właśnie mnie omijała.

- Um, przepraszam - Zatrzymałam jakiegoś starszego mężczyznę, który zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem. Tak, dziesiąta rano i widok tak ubranej dziewczyny nie jest zbyt codzienny.

- Słucham? - Powrócił do kontaktu wzrokowego.

- Um, czy to stan New Jersey?

- Tak, a coś się stało? - Zmarszczył brwi.

- Um, nie nic... A znajdujemy się w mieście Jackson? 

- Oj, nie. Do Jackson ma pani ze sto kilometrów - Złapał się za głowę zamyślony.

Zamarłam. Kurwa mać, gdzie mnie do cholery jasnej wyjebało? Serce zaczęło mi bić z przerażenia. Czułam się, jak w tym filmie Kevin sam w Nowym Jorku

- Am-um- A gdzie znajdę pociąg? Czy w ogóle tutaj jeżdżą pociągi do Jackson? - Zaczęłam cała drżeć.

- Pani nie stąd, racja? - Uśmiechnął się.

- Tak... 

- Hmm, no to musi pani iść prosto - Odwrócił się do tyłu i wskazał dłonią - Później cztery przecznice w prawo, a później ze znakami pani sobie poradzi - Odwrócił się do mnie. 

- Boże, tak bardzo dziękuje! - Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam prosto - Miłego dnia! - Pomachałam mężczyźnie.

Ruszyłam prosto za jego wskazówkami. Ludzie gapili się na mnie, jakbym wyszła z prawdziwego burdelu, co mnie bardzo krępowało.

Ugh, co za wstyd..

Zachciało mi się pić i jeść. Strasznie mnie suszyło w gardle i nie wytrzymywałam już. Weszłam do pobliskiego sklepu i kupiłam litrową butelkę soku jabłko-wiśnia i do tego zwykły czekoladowy batonik. Kiedy się napoiłam od razu było mi lepiej.

Powędrowałam prosto do celu zajadając się moim jakże bogatym śniadaniem. Skręciłam w prawo i szłam dalej, a nogi po prostu odmawiały posłuszeństwa... Nie mogłam się teraz poddawać, kurwa! Pomimo mojego cholernego zmęczenia, musiałam znaleźć się w wygodnym łóżku i na dodatek umyć się z tego okropnego syfu. 

Po kilku minutach dostrzegłam znaki prowadzące do stacji kolejowej. W duchu jednocześnie dalej byłam przerażona, jak owieczka, ale poczułam ulgę. 

Po piętnastu minutach byłam już na miejscu. Stanęłam przed wielką tablicą z godzinami i odjazdami do danych miast i po prostu się załamałam...

'' Godzina 12;47 - New Jersey ''

- Kurwa... - Syknęłam przez zaciśnięte zęby. 

Czeka mnie dwugodzinne siedzenie na ławce i nierobienie nic. Chciałam płakać. Tak bardzo zabrało mi się na płacz, że to było żałosne z mojej strony. Osiemnastoletnia dziewczyna ryczy, bo znalazła się w innym mieście, jakie to przykre..

Tak naprawdę nie chodzi o to. Nie raz już takie sytuacje miałam w Michigan, że z Sarą chodziłyśmy do klubów, a następnego dnia nas wypierdalało na koniec miasta, jak? Tego nie wiem. Chciało mi się płakać dlatego, bo nie pamiętałam nic z wczorajszego dnia i za cholerę nie wiem kim jest mężczyzna, w którym znalazłam się w łóżku. Pierwszy raz mam taką pustkę, że nic nie wiem o moich wieczorach. 

Znowu poczułam się tak, jakbym zdradziła Alana... 

 Podeszłam do kasy i kupiłam bilet do New Jersey, gdzie pociąg dopiero będzie za dwie godziny. Przekroczyłam bramkę i ruszyłam na pierwszą lepszą ławkę. 

Usiadłam i wyciągnęłam telefon prawie że z drżącymi dłońmi. Wybrałam numer do Mindy i modliłam się, żeby odebrała. Wyciągnęłam przy okazji papierosa i odpaliłam go zakładając nogę na nogę. Moje ciało całe drżało.

- Haaalo? - Wymamrotała. Była na kompletnym kacu. 

- Mindy... - Od razu się rozkleiłam.

- Marnie!? - Krzyknęła i przeczuwałam, że zerwała się z łóżka - Gdzie ty jesteś?!

- Ja kurwa nie wiem... ja nic z wczoraj nie pamiętam.. Nie wiem, jak znalazłam się w łóżku z obcym facetem, rozumiesz to? Nie mam kurwa pojęcia, w jakim ja mieście jestem. Czekam teraz na pociąg, który będzie za dwie godziny... - Przetarłam łzy i zaciągnęłam się mocno.

- O kurwa... Dobra, nie panikuj... najważniejsze jest to, że nic tobie nie jest i że już wracasz - Odetchnęła z ulgą - No wiesz, ja też za wiele nie pamiętam z wczorajszego wieczoru, bo pierwsza odpłynęłam - Zaśmiała się - Ale dzisiaj obudziłam się z Jasperem w łóżku. Aktualnie teraz leżę i czekam, aż on przyniesie mi śniadanie.

- Jasper? Przecież on był z Alanem i resztą na imprezie, sami - Zmarszczyłam brwi.

- Właśnie też nie mam zielonego pojęcia jak, ale teraz tobie wytłumaczę; Obudziłam się i takie ''ej, co jest kurwa?'' - Zmieniła głos - '' Jasper, co tutaj robisz? '' No i on mi wytłumaczył, że przyszli do klubu co my, żeby nam zepsuć zabawę, jak to chłopcy, ale kiedy dowiedzieli się, że ja zgonuje, Eva tańczy z jakimś typem kompletnie zalana, a ty wyszłaś z klubu z facetem, to byli naprawdę wkurwieni... Jasper powiedział, że od razu pojechał ze mną do mojego domu, a Matt wrócił z Evą. Podobno Alan i Jesse zostali w klubie.

Serce mnie zabolało. Nie mam pojęcia czemu. Na samo słowo Alan został w klubie, miałam złe przeczucia...

Ugh, kurwa! Nie myśl o tym, zostało sześć dni i on papa, Marnie!

- A Eva...? - Zaciągnęłam się - Rozmawiałaś z nią? Jak się trzyma? 

- Nie wiem, nie gadałam z nią jeszcze. Może śpi? Ale Marnie, to nie jest teraz ważne! Ważne jest to, żebyś wróciła bezpiecznie! - Jej głos jak zwykle był pełen troski.

- Wrócę, spokojnie.. Mną się mnie przejmuj, ja sobie poradzę. 

- Zadzwoń do Alana, może po ciebie przyjedzie. 

- Coś ty, on pewnie na kacu. Pewnie śpi, więc nie dzwonie.

- No dobra, jak już chcesz. W ogóle z jakim facetem ty wyszłaś? Znasz go? 

- Właśnie kurwa nie - Warknęłam zdenerwowana - I za cholerę nie wiem, jak wczoraj mi udało się znaleźć z nim poza New Jersey. Nie pamiętam nic, rozumiesz to? Kompletna pustka.

- Ty... a może.. On ci coś dał? - Zabrzmiała podejrzliwym głosem.

Kurwa mać.

- Nie wiem i nie chcę o tym myśleć, kurwa... - Zaciągnęłam się ostatni raz i wywaliłam papierosa - Czuje się okropnie, siku mi się chcę, cały czas pić i głodna jestem w chuj. Moje ciało odpada nie mówiąc nic już o głowie - Prychnęłam zażenowana.

- Um, dobra Marnie, ja kończę, Jasper przyszedł - W tle słyszałam męski głos - Trzymaj się i wróć bezpieczna, pamiętaj - Dodała rozweselona.

- Wrócę, cześć - Rozłączyłam się.

Przetarłam ostatni raz łzy i napiłam się soku. Łazienka, muszę do łazienki, ale nogi mi odpadają, kurwa.

*

Byłam w drodze do New Jersey. W przedziale byłam ja sama i to na moje szczęście. Nie chciałam w takim okropnym stanie nikomu się pokazywać. Po chwili mój telefon zaczął dzwonić, a ja nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.

Wyjęłam telefon z torebki i na wyświetlaczu widniało ''Mama''. Odrzuciłam połączenie, ale po kilku sekundach znowu zaczęła dzwonić.

- Kurwa - Warknęłam i odebrałam wreszcie - Halo? - Burknęłam zirytowana.

- No halo, halo, gdzie ty jesteś? Dlaczego nie ma ciebie od rana i w ogóle od wieczoru? 

- Wracam do domu - Mój wzrok wbiłam w las za oknem.

- Dopiero wracasz? A gdzie ty byłaś? Zaraz, zaraz czy ja słyszę pociąg? Marnie... - Powiedziała denerwując się - Znowu to robisz. Nie wracajmy do tego, co było w Michigan! Dlaczego musisz sprawiać mi takie problemy..? - Rzekła rozczarowana.

- To może zostaw mnie na te pieprzone dziesięć lat i zajmij się pracą, co?! - Wydarłam się.

- Skarbie, proszę cie... nie wracajmy do przeszłości - Czułam, że poruszyło ją to.

- Bo się tego wstydzisz i wiesz, że sama popełniasz błędy! Nie dzwoń do mnie, będę za dwie godziny w domu, cześć - Rzuciłam wrogo i rozłączyłam się.

Schowałam telefon do torebki i wyjęłam papierosa. Podeszłam do okna i otworzyłam go odpalając fajkę i wpadając od razu w płacz. Dlaczego do cholery jasnej taka słaba jestem... Dlaczego z takich idiotycznych problemów płaczę? 

Jestem zjebana.

*

Wysiadłam z pociągu i wiedziałam już gdzie dalej iść. Znajdowałam się niedaleko centrum handlowego, do którego bardzo często chodzę z Mindy. Sprawdziłam telefon i dochodziła piętnasta. Byłam padnięta, marzyłam o prysznicu i pójściu spać. I zrobienie siku, bo cholernie mnie ciśnie. 

Dopiłam do końca butelkę soku i wywaliłam ją do śmietnika. Skierowałam się przez ruchliwą ulicę w poszukiwaniu taksówki. Na moje szczęście akurat przejeżdżała.

- Taxi! - Włożyłam palce do ręki i gwizdnęłam unosząc rękę w górę.

Podjechała do mnie i wsiadłam do samochodu podając adres. Byłam wymęczona. Brzuch mnie bolał, głowa, całe ciało. Chciało mi się cały czas rzygać i nie miałam ochoty na nic. Zamknęłam oczy wsłuchując się w muzykę, która grała w radiu. 

- 18 dolarów się należy - Powiedział po około piętnastu minutach kierowca. 

Wręczyłam kwotę i wysiadłam z samochodu, który zaparkował przed domem. Weszłam do domu i byłam padnięta, a zapewne zaraz będę mieć pogawędkę z mamą. 

Już chciałam iść na górę do swojego pokoju, ale głos bardzo znanej mi kobiety zatrzymał mnie, za co przeklnęłam w myślach na nią.

- Moja droga, gdzie ty byłaś? - Stanęła obok mnie wyprostowana na baczności, kiedy to ja starałam się utrzymać równowagę przez trzymanie się poręczy. 

- Mamo, nie chcę mi się teraz gadać... Później porozmawiajmy.. - Wymamrotałam.

- Dobrze, ale pamiętaj, że ta rozmowa nie ucieknie - Pomachała mi palcem przed twarzą i wróciła do kuchni. 

Skierowałam się do swojego pokoju i co pierwsze to rozebrałam się z tych ubrań. Z wielkim wysiłkiem poszłam umyć się, co zajęło mi piętnaście minut. Ubrałam na siebie krótkie, wełniane, białe spodenki i szarą bokserkę. Włosy delikatnie wysuszyłam, żeby nie były nie wiadomo jak mokre i przed położeniem się spać jeszcze skierowałam się do pokoju Alana, żeby wytłumaczyć mu zajście w klubie, bo dziwnie się z tym czułam. 

Otworzyłam delikatnie drzwi od jego pokoju i od razu tego pożałowałam. 

Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, kurwa mać nie! 

Spał jak zabity, a obok niego jakaś dziewczyna. Poczułam te okropne uczucie na sercu. Ten ogromny kamień, który za wszelką cenę chce mnie rozgnieść. Momentalnie łzy zaczęły mi spływać. Znowu te pierdolone igły wbijały mi się w ciało, które było okropnym uczuciem.

Dlaczego, kurwa..

Ale przecież kim ja dla niego jestem? On może robić co chcę. 

Tylko dlaczego mnie takie widoki ranią..

Ach, no tak, zakochałam się w nim, dlatego.

Skierowałam się do swojego pokoju i po prostu rzuciłam się na łóżko z wielkim płaczem. Wiedziałam. Wiedziałam, że z jego wczorajszego wyjścia i pozostania w klubie z Jesse'm wyjdzie takie coś. Wiedziałam też, że jednak myliłam się, co do jego uczuć wobec mnie. 

Jestem taka naiwna.

Otuliłam się kołdrą i nie przestałam płakać. Łzy spływały ze mnie same, a ja nie mogłam tego kontrolować. Moja poduszka stała się cała mokra i musiałam zmienić ją na drugą stronę, ale to także nic nie dało, bo i ta strona była po chwili mokra. 

Ten okropny ból nie ustępował. Nie dość, że jestem na ogromnym kacu, to jeszcze te okropne uczucie mnie dręczy, które prześladuje za każdym razem, kiedy go widzę z innymi dziewczynami.

Na chuj się zakochiwałaś...

*

Muzyka telefonu na znak, że ktoś do mnie dzwoni zaczęła mnie wybudzać. Wkurwiłam się. Nie miałam ochoty nikogo widzieć, z nikim rozmawiać, z nikim przebywać. Pierdolcie się wszyscy.

Ignorowałam telefon i przymknęłam oczy.

Po chwili ta muzyka znowu zaczęła grać, a mnie doprowadzać do szału. Uniosłam się i sięgnęłam do szafki nocnej omijając dłonią dzwoniący tam telefon, a biorąc do ręki paczkę papierosów. Nie miałam siły wstać z łóżka, nic mi się nie chciało. Z wielkim wysiłkiem wreszcie wydostałam się z niego, ale najpierw powędrowałam do toalety zrobić siku. 

Po skończeniu potrzeby wyszłam na balkon i zapaliłam papierosa. 

Po jaką cholerę ja dawałam sobie jakiekolwiek nadzieje? Po co w ogóle on jest taki wobec mnie, skoro panienkę sobie przyprowadził? 

Kurwa, idiotko! On jest wolny, może robić co chcę!

To. Mnie. Rozpierdala. 

Jestem wykończona wszystkim. Tą miłością, którą tak bardzo go darze, a on tego nie zauważa. A jeśli zauważy, to i tak zostanę odrzucona, co mnie jeszcze bardziej przytłacza. Za sześć dni wyjedzie i już więcej go nie spotkam. 

I się cieszę.

Tak - cieszę się, że go nie zobaczę już. 

Będę mieć spokój od tej miłości, od tych motylków, zawracania sobie nim głowy i tego cierpienia. 

Haha, co ja pierdole...

Jebana hipokrytka.

Kiedy skończyłam papierosa wreszcie wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam kto do mnie dzwonił. Przy okazji zobaczyłam, która jest godzina i dochodzi dwudziesta.

4 nieodebrane połączenia od Min
2 nieodebrane połączenia od Eva 

Położyłam z powrotem telefon na nocną szafkę i zeszłam na dół do kuchni chcąc tylko porozmawiać z mamą, nikim więcej.

Była sama w salonie, Tom musiał gdzieś wyjść, bo jego płaszczu nie było. 

- Co chciałaś? - Stanęłam na środku salonu. 

- O, wstałaś - Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się - A więc, jakieś wytłumaczenia? - Wstała z kanapy i spojrzała na mnie krzyżując dłonie do piersi.

- No byłam na imprezie i tyle - Wzruszyłam ramionami.

- Tyle? Jechałaś pociągiem! Gdzie ty byłaś? - Zmarszczyła brwi.

- No poza miastem, jezu. Zachowujesz się tak, jakbyś pierwszy raz takie coś przeżywała ze mną - Uśmiechnęłam się do niej prowokująco.

- Marnie! Michigan to Michigan, a teraz żyjemy tutaj! Nie możesz odstawić na bok te nawyki stamtąd?! - Krzyknęła zdenerwowana - Dlaczego musisz mi wstyd przynosić?! 

- Ja ci przynoszę wstyd?! - Spojrzałam na nią niedowierzająco - Boisz się tego, co napiszą w prasie o twojej córce?! Boisz się mediów?! Boisz się reakcji Toma!? - Krzyczałam i nie obchodziło mnie to, że Dora jest w kuchni, a Alan na górze - To dla ciebie wstyd?! A nie wstydzisz się za to, co zrobiłaś mi?!

- Marnie... - Ściszyła ton - Rozmawiałyśmy o tym..

- Nie! Nie ma Marnie! Wstyd, to jest mieć taką matkę jak ty, która zostawiła córkę w wieku siedmiu lat i nie dzwoniła do niej nawet w urodziny! Nie obchodziłam ciebie nigdy, zawsze miałaś mnie gdzieś! Nie interesowało ciebie to, jak on wręcz napierdalał twoją córkę! - Zaczęłam płakać - Spierdoliłaś za karierą, a wzięłaś mnie tylko dlatego, bo on jest w więzieniu! 

- Marnie! Nie mów tak! Zawsze się tobą interesowałam! - Tupnęła nogą jak obrażone dziecko.

- Nie rozśmieszaj mnie! - Prychnęłam, a łzy spływały po mnie jak chciały - To kiedy mam urodziny? - Spojrzałam na nią.

- Głupie pytania zadajesz, naprawdę? - Rozglądała się po całym pomieszczeniu, ale nie spoglądała mi w oczy - Och, przestań! Jestem twoją matką! 

- Ty... - Nie dowierzałam - Ty... nawet nie wiesz, kiedy ja mam urodziny? - Ściszyłam ton.

- Dwudziesty szósty luty? - Podrapała się po głowie.

- Dwudziesty piąty stycznia! - Wydarłam się, a od razu czułam jak coraz więcej łez próbuje się wydostać - Ty nawet nie wiesz, kiedy ja mam urodziny! Ty nic o mnie nie wiesz! Nigdy się mną nie interesowałaś! Dla ciebie tylko praca, kariera, biznes i to, jak dobrze wypadniesz w mediach! Jeszcze pieprzysz mi o wstydzie! Nienawidzę cie! - Zakryłam twarz dłońmi i po prostu wpadłam w szloch. 

Tak bardzo moje serce pękało za każdym dniem.. Nie wytrzymywałam tego wszystkiego. Chciałam umrzeć i nigdy więcej nie powrócić do życia. Powoli zaczynam wierzyć w piekło. 

- Przepraszam, że nigdy nie byłam idealną mamą! - Usłyszałam w jej głosie rozpacz - Kochanie, co ja mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?! 

- Nic nie rób! Myślisz, że z dnia na dzień da się odpracować te dziesięć lat?! - Spojrzałam na nią.

- I widzisz!? I ty nie chcesz dać sobie szansy! - Wyrzuciła ręce w górę - Dlaczego nie rozumiesz, że ja chociaż się staram, a ty nie?!

- Starasz się?! - Spojrzałam na nią z kpiną - Zostawiłaś mnie tutaj na dwa miesiące od razu po przyjeździe tutaj. Od kiedy tutaj jesteś nie widzę i tak różnicy, bo cały czas jakieś sprawy załatwiacie! 

- Ta rozmowa nie ma sensu, Marnie... Tobie nie da się nic powiedzieć! 

- Nienawidzę cie! - Krzyknęłam do niej i skierowałam się do swojego pokoju, a w kuchni dostrzegłam skrępowaną Dorę, która od razu ode mnie wzrok odwróciła i powróciła do swojej czynności.

- I ze wzajemnością! - Usłyszałam głos mamy.

Poszłam prosto do swojego pokoju, a przynajmniej miałam taki zamiar, kiedy naglę na schodach pojawił się Alan.

Nie spojrzałam na niego, nie chciałam nawet. Miałam dość wszystkiego. Wyminęłam go i powędrowałam do swojego pokoju, ale po chwili poczułam dłoń na nadgarstku.

- Zostaw mnie! - Krzyknęłam i szarpnęłam z całej siły ręką uwalniając się tym samym z jego uścisku. 

Weszłam do swojego pokoju i chciałam zamknąć drzwi, ale jak zwykle ten kretyn nie odpuścił. Miałam dość, nie siłowałam się z nim nawet, bo to byłoby durne z mojej strony i idiotyczne. Zignorowałam go i położyłam się na łóżku wpadając od razu w płacz.

- Idź stąd... - Wydusiłam z siebie, kiedy poczułam nacisk drugiej osoby na łóżko.

- Proszę cię, nie płacz... - Szepnął, a w jego głosie słyszałam smutek.

- Spierdalaj ode mnie! 

- Nie - Rzucił stanowczo i dotknął mojego ramienia.

- Nie dotykaj mnie! - Strąciłam jego dłoń - Spierdalaj do twojej koleżaneczki! 

- Ej, o to zła na mnie jesteś? Przecież ty także do jakiegoś faceta poszłaś! - Poczułam, jak wstaje z łóżka.

- I było zajebiście, tyle ci powiem - Rzuciłam prowokująco.

- No, zajebiście słuchało się twojej kłótni z mamusią i twój płacz, wiesz? - Rzekł kpiącym tonem.

- No, możesz teraz wypierdalać do swoich koleżaneczek, bo tylko to ci się udaje w życiu; Uwieść i przelecieć - Pociągnęłam nosem - Idź stąd.

- Ja pierdole, twoja matka ma racje, nie dasz sobie nic powiedzieć - Odpuścił i skierował się do wyjścia - A poza tym, z tą laską było lepiej niż z tobą - Rzucił prowokująco i trzasnął drzwiami.

Wpadłam w większy płacz.

To tak kurwa boli..

Alan i mama jednak potrafią mnie zrujnować psychicznie. 

Dziękuje wam.

*

Wstałam z ogromnym bólem całego ciała. Wyłączyłam budzik, który pieje mi nad uchem i powędrowałam do toalety chcąc się ogarnąć przed szkołą.

Dzisiaj poniedziałek, a w piątek zakończenie roku szkolnego. W sobotę Alan wyjeżdża. 

Kurwa mać.

Zrobiłam poranne czynności i wróciłam się do swojego pokoju ubrać ciuchy. Nałożyłam na siebie jeansowe spodenki z wysokim stanem i dziurami na udach, białą bluzkę do pasa z dekoltem i na to przewiewną, szarą narzutkę bez guzików. Włosy związałam w niechlujnego koka i rozpuściłam odrobinę kosmyków po bokach. 

Poprawiłam przed lustrem rzęsy, a usta pomalowałam brzoskwiniową pomadką. Nałożyłam trochę korektora pod oczu, bo wyglądałam okropnie. Przypudrowałam twarz i zeszłam na dół zjeść coś na szybko. 

Zignorowałam stojącego Alana przed drzwiami, który zmierzył mnie od góry do dołu kiedy schodziłam ze schodów. Skierowałam się prosto do kuchni i sięgnęłam po brzoskwinię. Powędrowałam prosto do wyjścia zakładając białe air force i wymijając Alana, który wyglądał na takiego, jakby na coś czekał.

- Czekaj - Złapał mnie za ramię, kiedy chciałam wyjść z domu.

- Co? - Burknęłam i odwróciłam się w jego stronę.

- Podwiozę cie - Jego dłoń powędrowała do dołu moich pleców, a przez jego dotyk dostałam dreszczy.

Poprowadził mną prosto do jego samochodu i otworzył mi nawet drzwi, żebym wsiadła. Cóż, nie będę musiała się męczyć z dojściem na pieszo. 

Od razu kiedy usiadłam wyjęłam z torby słuchawki i podłączyłam do telefonu włączając pierwszą, lepszą muzykę. 

W trakcie jazdy cały czas Alan hamował gwałtownie, a ja leciałam do przodu, ale starałam się to ignorować. Ten kretyn nie wyprowadzi mnie z równowagi, oj nie. 

Czerwone światło i znowu zahamował, kurwa. Powoli zaczynała mnie krew zalewać. 

Nie dość, że go to w ogóle nie ruszało, a ja leciałam do przodu jak szmaciana lalka, to jeszcze jego głośne gwizdanie nie pozwalało mi w spokoju słuchać piosenek. 

Kurwa, jakim on naprawdę potrafi być skurwielem.

A ja go i tak kocham, kurwa.

Zaczynało być normalnie, fajnie, bez zahamowań i gwizdów. Ułożyłam się wygodnie na siedzeniu i oparłam głowę o szybę przyglądając się widokowi. 

Po chwili zahamował, znowu. Kurwa mać. Poleciałam do przodu i prawie jebnęłam o schowek. 

- Przestaniesz w końcu!? - Zdjęłam słuchawki i spojrzałam na niego - Dlaczego to robisz?! 

- Żeby usłyszeć wreszcie twój głos - Odpowiedział spokojnym i opanowanym tonem.

A mnie zamurowało. Dlaczego tak powiedział? 

- Przestań - Przegryzłam wargę i starałam się nie pokazać mu moich rumieńców na twarzy.

- Co? Boże, no nie obrażaj się na mnie już... - Przeciągnął z uśmieszkiem, a ja momentalnie też się uśmiechnęłam - Przepraszam cie, nie chciałem.

- Też przepraszam. Wczoraj to nie był mój dzień. 

- Proszę, nie kłóć się z mamą o to, bo znam ciebie i wiem, że te wspomnienia cie bolą. 

- Każdego coś musi zaboleć - Wzruszyłam ramionami.

Mnie boli to, że wyjeżdżasz. Twój widok z innymi dziewczynami. To, jak się kłócimy. To, że nie wiesz nic o moich uczuciach do ciebie.

- Poza tym, jestem na ciebie zła! - Wydarłam się na niego, ale nie mogłam zabrzmieć groźnie, bo uśmiechałam się cały czas.

- O co? - Powiedział niewinnie, a ja od razu się rozpłynęłam.

- Masz powiedzieć, że ze mną tobie jest najlepiej! - Wskazałam na niego palcem.

- Uwielbiam się z tobą drażnić - Zaparkował auto na swoim miejscu i spojrzał na mnie - Z tobą jest mi najlepiej, dlatego najbardziej za tobą będę tęsknić - Objął mój policzek swoją ciepłą dłonią i pociągnął do siebie łącząc przy tym usta w czułym i namiętnym pocałunku.

****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro