Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ale nie będę się z tobą bzykał. - Rzucił stanowczo. 

- Co? Czemu? - Spojrzałam na niego niewinnie. 

Cały czas byłam na wielkim haju i nie mogłam się powstrzymać. Dlaczego mnie bierze na takie głupoty i to jeszcze z tym kretynem?! 

Marnie, otrząśnij się wreszcie!

Zaczęłam podwijać jego bluzkę w górę, gdy ten tylko odsunął się ode mnie i odtrącił moje dłonie, poprawiając koszulkę.

- Nie bądź taki skryty. Wiem, że tego chcesz. - Uniosłam się i zaczęłam całować jego szyję. 

- Ogarnij się, kurwa. - Warknął i odepchnął mnie od siebie. 

- Och, Alanku... - Spojrzałam na niego czarująco, gdy leżałam na plecach. - Jeszcze cię przelecę, zobaczysz. - Mruknęłam. 

Co ja wygaduję..?!

- Chyba ja ciebie. - Rzucił cwaniacko i przypiął mnie pasami. 

- Zapinaj mnie ile chcesz... - Mruknęłam do niego i objęłam go wokół talii. 

- Jesteś wkurwiająca. - Wywrócił oczami i usiadł za kierownicą. 

Ruszył prosto do domu, a ja dalej mamrotałam w jego stronę dwuznaczne teksty. Czułam się tak... Wolna, świeża, wolna od wszystkiego, mogłam zrobić wszystko, nie chciało mi się w ogóle spać, a przede wszystkim miałam mocne parcie na seks. Kurwa, jak ja bardzo go chciałam. 

Nigdy więcej tego gówna nie wciągnę.

Tak bardzo chciałam, żeby to mi się już skończyło... Nie mogłam w ogóle normalnie funkcjonować i brało mnie na same głupoty. 

Po jakimś czasie dojechaliśmy pod dom. Nie umiałam usiedzieć i bardzo trudno było mi odpiąć pasy, to było strasznie ciężkie. Alan wyszedł z samochodu i okrążył je, otwierając mi drzwi. 

- Weź mnie jak księżniczkę. - Uniosłam obie ręce w jego stronę. 

- Jedynie jak mogę cię brać, to od tyłu. - Burknął i odpiął mi pasy tym samym obejmując mnie w talii i wyciągając z auta. 

Od razu zaczęłam muskać jego policzek ustami. Miałam taką ochotę na niego, że zgwałciłabym kota, którego nie mamy. 

- Błagam, oddaj mi się. - Wyszeptałam do niego, gdy otworzył główne drzwi do domu. 

- Zobaczymy, czy będziesz taka hop do przodu, jak już wreszcie oprzytomniejesz. - Zakpił sobie i powędrował przez schody prosto do mojego pokoju. 

Położył mnie na łóżko, ale jak to ja w tym stanie pociągnęłam go do siebie i szybko na niego usiadłam. 

- Nie uciekaj mi... - Posłałam mu zadziorny uśmieszek i zaczęłam dłońmi jeździć po jego torsie. 

On nie wykazywał żadnych emocji, a ja byłam strasznie napalona. Co jest, żeby największy ruchacz w szkole mnie nie przeleciał? Przecież ja tego chcę.

- Co ze mną nie tak?! - Walnęłam pięścią w jego klatkę piersiową. - Dlaczego nie chcesz ze mną tego zrobić?! - Spojrzałam na niego z żalem. 

- Bo jesteś naćpana w trzy dupy? - Spytał retorycznie. - A teraz złaź ze mnie, bo nawet patrzeć na ciebie nie chcę. - Szarpnął mnie za ramię i wywrócił na drugi brzeg łóżka. 

- Jebany idiota! - Krzyknęłam do niego, gdy kierował się do wyjścia. - A inne laski pieprzysz, które wszystkim się dają! 

- Zapragnij mnie, jak tylko wrócisz do rzeczywistości. - Uśmiechnął się w moją stronę i wyszedł z pokoju. 

- Kutas! - Wydarłam się na cały dom, łapiąc za poduszkę, którą z całej siły ścisnęłam.

Byłam zła, wkurzona, zdenerwowana i wkurwiona. Przed chwilą cieszyłam się nawet z chodzącej mrówki, a teraz mam ochotę tę mrówkę zabić. Mam ochotę wszystkich zabić, a największe cierpienie sprawić Alanowi. 

Szarpnęłam za poduszkę, która w mgnieniu oka w mojej dłoni się rozerwała. Cała wata znajdująca się w środku znalazła się na łóżku i podłodze. Wstałam i skierowałam się do komody, na której znajdowały się pamiątki i ozdoby, które w mgnieniu oka znalazły się na podłodze.

- Nienawidzę cię, kutasie! - Wydarłam się i podeszłam do torebki, w której miałam papierosy. 

Wzięłam jednego i zaczęłam go odpalać w pokoju. Nie lubię palić w pomieszczeniu, w którym codziennie przebywam, bo później jest brzydki zapach, a teraz to zrobiłam. Usiadłam na podłodze i z drżącymi dłońmi odpalałam fajkę. Cała drżałam, denerwowałam się w środku i nawet nie wiedziałam czego chcę. Papieros, który powinien mnie odstresować tego nie zrobił. Spaliłam go do połowy i upuściłam na podłogę, wyciągając kolejnego. On także mi nie pomógł, kolejny i kolejny też. Nic mi nie pomogło, byłam zła i sfrustrowana.

Nie wiem czego chciałam od tego niewinnego balkonu, ale gdy tam weszłam po prostu rozwaliłam krzesło znajdujące się obok stołu, które po chwili także walało się po kamiennym podłożu. 

- Kretyn, idiota, dupek, palant, cwel, szmata, suka! - Krzyczałam na Alana. 

- Skończyłaś? - Usłyszałam. 

Spojrzałam w bok i zobaczyłam męską sylwetkę opartą o swój krawężnik balkonu. Wpatrywał się we mnie swoim intensywnym spojrzeniem, które nic nie wykazywało, a zaczynało mnie denerwować. 

- A idź w pizdu! - Machnęłam do niego ręką i stanęłam obok poręczy balkonu. - Co one mają, czego ja nie mam?! - Spojrzałam na niego groźnie.

- Prędzej co ty masz, czego one nie mają. - W ciągu dalszym spoglądał na mnie bez emocji. 

- Dlaczego ty mnie nie chcesz!? - Tupnęłam nogą zezłoszczona. 

- Skąd wiesz, że nie chcę? - Zaczął zaprzeczać. - Jesteś naćpana i tyle. - Wzruszył ramionami. 

- Każda dziewczyna ma kisiel w gaciach na twój widok, a ty z tego korzystasz. - Zakpiłam sobie. - Ale jak już do ciebie podbijam, ty mnie nie chcesz?! - Zacisnęłam poręcz mocniej. 

- Dziewczynko, gdybyś nie była naćpana, to na pewno tych głupstw byś nie robiła. - Prychnął pod nosem, przekręcając głowę w bok, co dodawało mu zadziorności.

- Nienawidzę cię! - Spojrzałam na niego i skierowałam się do pokoju. 

Miałam ochotę iść do niego i... Nie wiem, ale po prostu iść, więc tak zrobiłam. Gdy tylko chwyciłam za klamkę od swoich drzwi, one wcale nie ruszyły. Były zamknięte.

- Co jest kurwa?! - Oparłam nogę o ścianę i zaczęłam szarpać za klamkę.

Odpuściłam i wróciłam na balkon, gdzie Alan cały czas znajdował się na swoim obok. 

- Zamknąłeś mi drzwi?! - Spojrzałam na niego gniewnie. 

- Chyba... - Wyjął kluczyk i zaczął nim wymachiwać. Po chwili na jego twarzy namalował się łobuzerski uśmieszek i spojrzał na mnie.

- Och... - Westchnęłam już spokojniej. - Czyli tak się bawisz? - Zapytałam, spoglądając na niego poważniej. 

- Czy to zabawa? - Skrzywił się. - Po prostu wole trzymać dżina w butelce. - Uśmiechnął się. 

- Otworzysz tą butelkę, a sprawię ci piekło na ziemi. - Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. 

- Lecz ja w tej walce dominuję, dziewczynko. - Odwzajemnił spojrzenie. 

- Jeszcze zobaczymy. - Wystawiłam mu środkowy palec i poszłam do swojego pokoju. 

Usiadłam na łóżku, spoglądając przed siebie. Nie wiem czemu, ale patrzyłam na podłogę. Znudziło mi się to, dlatego ułożyłam się na plecach i wzrok skupiłam na suficie, który mnie teraz bardziej zaciekawił. 

- Kurwa mać. - Powiedziałam sama do siebie. 

Te cholerstwo siedziało dalej we mnie, ale czułam, że nie już tak mocno jak wcześniej. Nie pamiętam w sumie, o której to wzięłam, to musiała być gdzieś czternasta albo piętnasta godzina, a teraz mamy dziewiętnastą.

Musiałam się czymś zająć, bo nie wytrzymywałam w tak nudnej pozycji nie robiąc nic. Wstałam i skierowałam się pod prysznic. Ściągnęłam bieliznę i ubrania i wskoczyłam pod ciepłą wodę. Siedziałam tak chyba z czterdzieści minut, myjąc całe ciało i włosy, a zawsze zajmowało mi to od piętnastu do dwudziestu. Wyszłam spod prysznicu, owijając ręcznik wokół ciała i wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy i ubrałam się w nową bieliznę oraz luźne ubrania. Założyłam czarną bokserkę i szare dresy.

Zobaczyłam, że mam dalej deski Alana, które podtrzymywały jego materac. Cicho skierowałam się w stronę balkonu, żeby zobaczyć, czy tam dalej jest i na moje szczęście siedział i palił papierosa. Wróciłam się po deski i z nimi wyszłam na balkon. 

- I kto ma tutaj teraz władzę? - Zapytałam, wskazując na deski. 

- Jak coś z nimi zrobisz... - Spojrzał na mnie poważniej. - Zrobię to samo z twoimi. - Ostrzegł mnie i zaciągnął się papierosem. 

- Bo się posłucham. - Prychnęłam pod nosem i podeszłam do krawężnika, wystawiając za niego deski. - Alan, kici kici... - Rzuciłam rozbawiona.  

- Będziesz po nie schodzić. - Powiedział i podszedł bliżej do swojego murowanego krawężnika, o którego się oparł. 

- Wątpię. - Posłałam mu zadziorny uśmieszek i już prawie upuściłam jeden, by go sprowokować. - Ojej... - Mruknęłam niewinnie. 

- Zaraz to wyląduje gdzieś w lesie. - Wyciągnął z kieszeni klucz i dumnie zaczął nim obracać w placach. 

Miał przewagę i to dużą... Kurwa, wygrał to. 

- Wal się. - Rzuciłam oburzona i poddałam się. 

- Grzeczna dziewczynka. - Uśmiechnął się łobuzersko. 

- Otwórz drzwi. - Stanęłam na przeciwko niego i skrzyżowałam dłonie do piersi. 

- Oddasz deski? - Spytał. 

- Oddam. - Odparłam. 

Alan posłał mi dumny uśmieszek i zniknął z balkonu. 

Prędko zabrałam ze sobą deski i postanowiłam nie poddawać się. Włożyłam je ponownie do szafki i czekałam, aż tylko otworzy mi drzwi. Po chwili usłyszałam przekręcający się zamek i mogłam dostrzec we framudze drzwi opierającego się Alana.

- Deski. - Powiedział stanowczo. 

- Nie. - Uśmiechnęłam się. 

- Dawaj deski. - Stanął tuż obok mnie i dzieliły nas tylko kilka centymetrów. 

- Daj klucz. - Powiedziałam i spojrzałam na niego z dołu. 

- Śnisz. - Prychnął pod nosem i odsunął się ode mnie. - Sam sobie wezmę te deski. - Podszedł do szafy i ją rozsunął. - Myślisz, że nie wiedziałem gdzie one są? - Spojrzał na mnie kpiąco. 

- Bez różnicy mi. - Machnęłam dłonią. - Śmieszne jest to, że pakowałeś mi się do łóżka wiedząc, gdzie trzymam twoje deski. - Powiedziałam, kpiąc z niego jak on ze mnie. 

- Żeby mieć większe szanse przelecenia cię. - Uśmiechnął się łobuzersko i zaczął zabierać się za wyciąganie szczebelków. 

- Niestety one są marne. - Uśmiechnęłam się sarkastycznie i zabrałam za sprzątanie pokoju.

Czułam, że narkotyk mi przechodzi. Trzymał mnie dobre sześć godzin i pamiętam doskonale wszystko co robiłam, o czym myślałam, co mówiłam, co chciałam zrobić i jakie to było uczucie, ale oczywiście nie do końca mi on wyszedł z organizmu, bo w ogóle nie czułam zmęczenia i wiem, że dzisiaj szybko nie zasnę.

- Jakoś sama błagałaś, abym cię zapiął. - Powiedział pewny siebie z cwaniackim uśmieszkiem. 

- Bo kłamałam? - Skrzywiłam się. 

- Pragniesz mnie jak każda inna, ale nie jesteś jeszcze tego świadoma, dziewczynko. - Podkreślił jak zwykle słowo ''dziewczynko''. 

- Posłuchaj mnie, chłopczyku. - Nie wytrzymałam już i stanęłam obok niego zdenerwowana. - Możesz sobie podporządkowywać jakie chcesz panienki, ale pamiętaj, że ja nie jestem jak one. Może i każda na ciebie leci, ale pewnie nie wiedzą jakim idiotą jesteś. - Posłałam mu groźne spojrzenie. 

- I tak w końcu do mnie przylecisz. - Uśmiechnął się zadziornie. 

- Kurwa... - Westchnęłam oburzona. - Po kim ty taki tępy jesteś? - Spytałam. - Ojca masz spoko, więc pewnie matka miała coś nie tak z banią, że po niej to odziedziczyłeś. - Prychnęłam pod nosem. 

W jednej chwili pożałowałam tego, co powiedziałam.

Poczułam, jak mój policzek pulsuje, robi się czerwony, piekł mnie. Moja głowa odwróciła się w bok, a kosmyki włosów zasłaniały całą moja twarz. Zapadła cisza, a ja rozchyliłam wargi, żeby coś powiedzieć, jednak nic z siebie nie wydusiłam, czując ogromny ból na policzku.

On mnie uderzył.

Znowu wracam do wspomnień, gdzie obrywałam codziennie, kiedy byłam bita za nic. 

- Jeszcze jedno słowo, a zajebie cię, dziwko. 

Poczułam mocne ukłucie w sercu, które po chwili przeszło przez całe moje ciało. Usłyszałam zatrzaskujące się drzwi i zostałam sama w pokoju, dalej stojąc w tym samym miejscu i nie wykonując żadnych ruchów. Boli, to boli, ale boli też w środku. Unoszę rękę i dotykam się za pulsujący policzek, który mnie parzy. 

To... Tak dziwnie zabolało...

Dlaczego ja to powiedziałam? Dlaczego znowu palnęłam głupstwo, przez które muszę tak srogo płacić? Dlaczego, do cholery jasnej, nie mogę trzymać języka za zębami?! Dlaczego to ja zawszę muszę powiedzieć coś, przez co zjebie wszystko? 

Tak bardzo w jednej sekundzie siebie znienawidziłam.

*

Spałam chyba z dwie albo trzy godziny. Obudziłam się o dwunastej rano i przez dobre kilka minut leżałam w łóżku, nie mając siły wstać. Czułam tak zwany zjazd. Głowa mi pękała, miałam nudności, ale nie chciało mi się wymiotować, całe ciało mi opadało, nie miałam siły na nic, nie mogłam się nad niczym skoncentrować. To było okropne uczucie.

Nie chciałam nawet rozmawiać z Alanem, bałam się, bałam się spojrzeć mu w oczy. Tak bardzo się winiłam za to wszystko... 

Choć z drugiej strony bałam się jego. Po tym, jak mnie uderzył w twarz, bałam się na niego patrzeć, bałam się, że to się powtórzy...

Znowu.

Znowu może się powtórzyć.

Nie chciałam nic. Miałam tak zjechany humor, że czułam się jak w depresji, naprawdę. 

Była dziś sobota, którą chyba przeleżę w łóżku. 

*

Cały weekend przeleżałam w łóżku z okropnym humorem i także z nim poszłam do szkoły. Nawet nie widziałam się przez te dwa dni z Alanem, który rzadko się zjawiał w domu.

Rano wstałam i poszłam do toalety zrobić codzienne czynności. Gdy spojrzałam w lustro nie chciało mi się wierzyć, że to właśnie ja. Włosy poszarpane, blada twarz, podkrążone oczy, pod którymi widniały sińce i spierzchnięte usta. 

Weszłam pod poranny prysznic i od razu poczułam się jak nowo narodzona. Wyszłam po piętnastu minutach i wysuszyłam włosy. Zrobiłam jeszcze makijaż, nakładając puder, tusz do rzęs i zakryłam sińce pod oczami korektorem. Umyłam jeszcze zęby i rozczesałam włosy, zostawiając je rozpuszczone. 

Ubrałam na siebie czarne spodnie z dziurami i szarą bluzę z kapturem, która sięgała mi do pasa. Nie miałam w ogóle ochoty jeść, nic nawet nie zjadłam. Po włożeniu słuchawek do uszu ruszyłam prosto do szkoły, która dzisiaj będzie chyba męką w moim życiu.

*

Przekroczyłam próg szkolnego parkingu i od razu skierowałam się do budynku, ignorując nastolatków, którzy gratulują mi wygranej na imprezie u Ernesta. Nie obeszło się także od szyderczych uśmiechów i drwiących tekstów od strony dziewczyn, które spoglądały na mnie kpiąco.

Kierowałam się do szkoły, gdy nagle zobaczyłam Alana w towarzystwie Jesse'a i Matta, a wokół nich oczywiście napalone uczennice. Spojrzałam na niego i przez jedną sekundę brązowe tęczówki spotkały się ze mną, ale odwrócił wzrok do jakiejś rudowłosej, którą zaczął po chwili dotykać wzdłuż talii, a ta go obejmowała.

Bolało mnie to, naprawdę. 

Czułam w ciągu dalszym ten brak koncentracji i uczucie wymiotów, nie mówiąc nic już o masakrycznym bólu głowy. Skierowałam się do swojej szkolnej szafki i wyciągnęłam z niej książki na pierwszą lekcje. Po chwili szafka obok mnie wydała z siebie dźwięk i podskoczyłam z przerażenia.

- No heej! - Rzuciła rozweselona Mindy, przy której stał Jasper. - Czemu nic nie pisałaś? - Spytała. 

- Nie miałam czasu. - Nawet na nią nie spoglądałam. 

- Boże, Marnie, jak ty wyglądasz... - Powiedziała przejęta. - Wyglądasz, jakbyś coś ćpała! - Zakpiła sobie.

- Powiedzmy. - Burknęłam i skierowałam się pod salę, ale oczywiście ona ze swoim chłoptasiem dotrzymywali mi kroku. 

- W środę jest impreza w szkole, przychodzisz? - Uśmiechnęła się.

- Nie wiem. - Usiadłam na ławce. 

- Zbieg okoliczności, bo także przebierana! - Zaśmiała się. 

- Ale tematyka jest związana z bohaterami. - Dodał Jasper.

- Kochanie, przebierzmy się za X-menów! - Blondynka spojrzała na swojego chłopaka błagalnie. 

- X-mena mogę ci w łóżku zaoferować. - Uśmiechnął się łobuzersko. 

I zabrzmiał dzwonek na lekcję, który sprawiał mi masakryczny ból w głowie. Piszczało, dzwoniło i krzyczało, wszystko na raz. To cholernie bolało i nawet zakryłam uszy, marszcząc brwi. Weszłam do sali i od razu poleciałam do ostatniej ławki, zasiadając i chowając głowę w dłoniach. Nie miałam siły na nic, jak tylko na spanie.

*

Tak funkcjonowałam przez kolejne inne lekcje - leżąca na ławce i nie rzucająca się w oczy. 

Była długa przerwa, która przeszkadzała mi; krzyki, bieganina, piski dziewczyn, tego chciałam się pozbyć z mojej głowy, która aż informowała o czerwonym przycisku. Skierowałam się do biblioteki z myślą, że nie zastanę tam Luk'i, a święty spokój. Modliłam się wręcz o to. 

Ze względu na moje funkcjonowanie biblioteka to jedyne miejsce, gdzie mogę w spokoju pobyć. Przekraczając próg hałaśliwych korytarzy do najcichszego miejsca w szkole od razu się uspokoiłam, gdy zamknęłam za sobą drzwi. To był wielki kontrast tych dwóch pomieszczeń. Powędrowałam od razu do wolnego stolika, rozsiadłam się na krześle i przymykając oczy. Położyłam głowę na zgiętych łokciach i pozwoliłam sobie odpłynąć.

Kilka minut spokoju przerwała mi pewna osoba. 

- Marnie... - Usłyszałam jego głos.

Uniosłam głowę w górę i spojrzałam na Luka, który był czymś zmartwiony.

- Możemy porozmawiać? - Zapytał, dosiadając się do mnie.

- Tak, oczywiście. - Odparłam.

- Tydzień temu... - Zaczął. - To dziwnie wyglądało, wiem i przepraszam za to. - Spojrzał na mnie. 

- Człowieku, rób co chcesz. - Prychnęłam pod nosem. - To twoje życie i nie musisz mi się tłumaczyć, kto kim jest dla ciebie. - Uśmiechnęłam się.

- Po prostu ona się do mnie przystawiała od dłuższego czasu, wiesz jakie są teraz dziewczyny w tych czasach... - Wywrócił oczami. - Nie chciałem, żeby to tak wyszło dwuznacznie, że ja i ona... 

- Rozumiem. - Uśmiechnęłam się. 

Nie wiem czemu, ale spadł mi kamień z serca.

- Czyli między nami jest ok? - Uśmiechnął się czarująco. - Nie chcę stracić tak fajnej osoby jak ty. 

Czy on właśnie prawi mi komplementy?! 

- Tęskniłam za tobą. - Zaśmiałam się, żeby nie wyszło to jakoś dziwnie to, co powiedziałam. 

- Ja za tobą też. - Także odwzajemnił gest. - Może zechciałabyś spotkać się po szkole? - Zapytał.

- Jasne! - Miałam błysk w oku. 

Ten chłopak mnie pociągał w jakiś sposób. Jest zupełnie inny, różniący się od wszystkich mężczyzn, którzy wpadali mi w oko. Ucieszyłam się, że spotkam się z nim po szkole, bo to kolejna okazja do tego, aby się zbliżyć. 

- A, i jeszcze jedno. - Dodał z czarującym uśmiechem. 

- Tak? - Odwzajemniłam uśmieszek.

- Chciałabyś pójść ze mną na bal, który będzie w środę? - Lekko się zarumienił.

- Tak! - Rzuciłam bez zastanowienia się.

- No to super. - Uśmiechnął się serdecznie i odetchnął z ulgą. - Gdzie i o której przyjść po ciebie dzisiaj? Albo w sumie możesz wpaść do mnie po szkole od razu. - Spojrzał na mnie. 

- Jasne, nie ma sprawy. - Na moich policzkach pojawiły się rumieńce. 

Boże, będę u niego w domu!

- Jeśli chodzi o bal, to jeszcze dam ci znać. - Dodałam. 

- Okej. - Na jego twarzy namalował się zadziorny uśmieszek i mrugnął do mnie jednym okiem. - Podam ci mój numer telefonu. - Wyjął telefon gdzie i ja także. - Sześć, trzy, pięć...

Zapisałam jego numer i puściłam mu strzałkę, którą on odrzucił, zapisując mój numer. Moje serce biło jak oszalałe przy nim, cholera jasna. 

- To jesteśmy w kontakcie. - Wstał z krzesła, spoglądając na mnie sympatycznie. - O której kończysz? - Dodał szybko. 

- O piętnastej, zostały jeszcze dwie lekcje a ty? - Wstałam razem z nim. 

- Ja też. - Uśmiechnął się. - To się widzimy przed szkołą. 

Na moich policzkach ponownie wkradły się rumieńce. O mój boże.

On był taki słodki...

Razem z nim wyszłam z biblioteki, bo za dwie minuty był dzwonek. Luka odprowadził mnie pod klasę i skierował się do swojej. Czekałam tylko na koniec tych pieprzonych lekcji, aż w końcu będę mogła znaleźć się sam na sam w domu tego przystojniaka. 

*

Usłyszałam dzwonek i od razu wyszłam z sali, opuszczając prędko szkołę. Przekraczając próg szkolnych drzwi do wyjścia poczułam, jak czyjeś dłonie owijają się wokół mnie. Blondyn zaskoczył mnie, powodując rumieńce i przyspieszone tętno.

- No hej. - Przytulił mnie.

Serce od razu zaczęło mi bić szybciej, a policzki stały się całe zarumienione, kurwa. 

- Cóż za miłe przywitanie. - Uśmiechnęłam się zadziornie. 

Poprowadził mnie do jego samochodu. Jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi od strony pasażera obok kierowcy i sam po chwili zasiadł na swoim miejscu.

- Dzięki. - Posłałam mu sympatyczny uśmiech, zapinając pasy.

Rozejrzałam się dookoła parkingu szkolnego i widziałam dużo osób, które spoglądają na mnie, wsiadającą do samochodu Luk'i, a w tym najbardziej zazdrosne spojrzenia niektórych dziewczyn. Nie przejmowałam się tym, a bardziej czułam dumę niż jakieś zażenowanie i wstyd. Chciałam pokazać tym wszystkim dziewczynom, że to ja tutaj dominuję. 

Wśród tych wszystkich osób i spojrzeń dostrzegłam jego.

Alana, który zabija mnie wzrokiem, a zaraz znika w tłumie uczniów. 

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro