Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Witam w moim królestwie. - Otworzył drzwi i wskazał dumnie na dom. 

Weszłam do jednorodzinnego domku. Od razu rzuciły mi się regały z książkami, które były wszędzie. W jego domu panował czekoladowy i kawowy kolor, co bardzo ładnie prezentowało się ze starymi książkami. Po mojej lewej stronie było okrągłe wejście do salonu, na przeciwko były schody prowadzące na pierwsze piętro, a obok nich korytarz prowadzący gdzieś w głąb domu, po prawej zaś znajdowała się kuchnia. 

- Ładny... - Rozejrzałam się dookoła. 

- Dzięki. - Uśmiechnął się. - Moich rodziców nie ma, są w pracy. - Powiedział i odłożył plecak gdzieś na bok.

- Co chcesz robić? - Spojrzałam na niego z uśmieszkiem na twarzy. 

- Umiesz gotować? - Zapytał, kierując się do kuchni, a ja za nim.

- Coś tam umiem. - Odparłam i usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej, gdy ten zaczął wyjmować jakieś produkty z szafki. 

- Ja nie, ale zrobimy ciasto. - Uśmiechnął się i położył na blat potrzebne rzeczy do ciasta.

- Czekoladowe? - Zrobiłam większe oczy. 

Uwielbiam czekoladowe ciasta, są przepyszne! 

- Może i być czekoladowe. - Uśmiechnął się i wyjął miskę oraz mikser. 

- Moje ulubione. - Zagryzłam wargę i podeszłam do niego, chwytając za mąkę i wsypując ją do miski. 

Oczywiście nie obeszło się od wygłupów. Luka wziął trochę mąki i dmuchnął mi ją w twarz. 

- O ty! - Zaśmiałam się i wzięłam także garść w dłoń i rzuciłam w niego. - Jesteśmy kwita. - Dodałam dumnie. 

Wsypałam do miski wystarczającą ilość mąki i sięgnęłam po jajka, które po chwili wyrwał mi blondyn. 

- Nie! - Spojrzałam na niego błagalnie, wiedząc, co chce on zrobić. 

Uśmiechnął się. Po chwili jajko wylądowało na mojej głowie.

- O ty... - Westchnęłam groźnie, ale rozbawiona tym. 

Sięgnęłam po jajko i rozwaliłam mu na głowie. Nie wykonał żadnych ruchów, a tylko wydobył z siebie śmiech.

- No to jesteśmy kwita. - Prychnął pod nosem. 

- Koniec! - Rzuciłam stanowczo. - Głodna jestem i zróbmy to ciasto, bo mam chcicę na nie. - Wróciłam do miski i dodałam dwa jajka do mąki. 

- Jeszcze mleko. - Podał mi karton. 

- Twoja mama nie będzie zła, że taki bałagan? - Zapytałam, dolewając białą ciecz. 

- Posprząta się. - Wzruszył ramionami i podał mi kakao oraz cukier. 

Dosypałam jeszcze potrzebnych produktów i zaczęłam mieszać wszystko mikserem. Gdy skończyłam Luka wyciągnął blachę, a do mojej głowy ponownie wpadł pomysł.

Wzięłam odrobinę kakao na dłoń i stanęłam obok niego. 

- Luka... - Popukałam go po ramieniu.

- Tak? - Odwrócił się w moją stronę. 

Dmuchnęłam brązowym proszkiem w jego twarz, a ten od razu zaczął kaszleć i śmiać się. 

- Tak grasz? - Powiedział rozbawiony i sam sięgnął po kakao i przejechał nim po moim policzku. 

- Dobra, dobra, już koniec! - Krzyknęłam i zaczęłam ścierać z policzka proszek. 

Luka wziął miskę i zaczął na blachę całą zawartość wlewać. Ja w między czasie nastawiłam piekarnik.

- Mogę gdzieś przemyć włosy i twarz? - Zapytałam. 

- Tak, korytarzem obok schodów i po prawej jest łazienka. - Wskazał. 

- Dzięki. - Uśmiechnęłam się i opuściłam kuchnie, kierując się do toalety. 

Weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem, odkręcając od razu wodę w kranie. Przemyłam twarz i włosy, które były całe popaprane w rozbitym jajku. Wytarłam się ręcznikiem i wróciłam do kuchni, w której Luka już wkładał ciasto do piekarnika. 

- To teraz ja idę. - Powiedział i palcem jeszcze szturchnął mnie w brzuch, na co drgnęłam ciałem. 

Usiadłam na krześle i się zanudzałam, gdy nagle telefon do mnie zadzwonił. Wyjęłam komórkę z kieszeni i odebrałam. 

- Cześć skarbie, co u ciebie słychać? - Odezwała się troskliwym tonem mama. 

- Wszystko dobrze, a u was jak? - Wzięłam do ręki sztuczne jabłko, które znajdowało się w koszyku wraz z innymi i zaczęłam się nim bawić. 

- A no wiesz, praca pochłania nam dużo czasu, dlatego nie dzwoniłam do ciebie często... - Powiedziała zmęczona. 

- Nom... - Rzuciłam. 

Jak jeszcze nie mieszkałyśmy z jej facetem, to nieraz zostawiała mnie na kilka dni, nie dzwoniąc przez dłuższy czas, więc nie robi mi to różnicy czy dzwoni, czy nie. Zawsze mnie ignorowała, a teraz po prostu przed Tomem udaje perfekcyjną. 

- Co teraz robisz? - Zapytała. 

- Siedzę u kolegi. - Odparłam oschłym tonem. 

- Marnie, tylko ostrożnie mi tam... - Zaśmiała się lekko. 

- Oj, no jezu... - Westchnęłam, drapiąc się po głowie. - Coś jeszcze chcesz? - Dodałam szybko. 

- Jak tam z Alanem? Wszystko między wami dobrze? 

- Tak, jest ok. - Skłamałam. 

- No to mnie to cieszy. - Rzuciła spokojnym tonem. - Dobra, myszko, ja kończę, zadzwonię do ciebie później, papa. - Rozłączyła się. 

- Nie musisz... - Rzuciłam, gdy się już rozłączyła i schowałam telefon do kieszeni. 

Nagle do kuchni wszedł Luka, który jeszcze przeczesywał swoje mokre włosy. 

- Ile mamy na te ciasto czekać? - Zapytał, podchodząc do piekarnika. 

- Chyba trzydzieści minut, z tego co tam tak pisało. - Powiedziałam i wstałam z krzesła. 

Boże, tak bardzo chciałam z nim czegoś więcej. 

Strasznie mnie kusił!

Wydaje mi się, że Luka nie jest typem faceta, który wyrywa laski i od razu z nimi idzie do łóżka. Jest on spokojny i poukładany. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie wygląda na takiego, który ma sprawiać jakiekolwiek problemy, a to wszystko jeszcze bardziej w nim mnie oczarowuję. 

- Jak tam w szkole, dokuczają ci jeszcze? - Spytał, gdy podchodziłam do niego bliżej. Wyglądał na lekko speszonego. 

- Czasami, ale nie zwracam na to uwagi. - Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle, gdzie po chwili blondyn dołączył do mnie zasiadając obok. 

- U mnie w klasie już chłopaki gadają, jak to by cię wzięli... - Na jego twarzy namalował się zawstydzający uśmieszek. 

- Mogą pomarzyć. - Wywróciłam oczami rozbawiona. 

I tak obgadałam z nim te trzydzieści minut. Dowiedziałam się, że ma dziewięcioletnią siostrę, która aktualnie jest na wycieczce z klasą, chomika o imieniu Gibi, który ma już cztery lata! Miał kiedyś złamane obie ręce po tym, jak się wywalił na rowerze. Och, i uwielbia komedie romantyczne!

Facet, który lubi komedie romantyczne? Brzmi może dla innych fajnie, ale ja ich nie cierpię. W ogóle nienawidzę filmów romantycznych, bo po jaką cholerę rozczulać się przed takim filmie, jak tak naprawdę tej miłości nie ma? To wszystko jest grane. 

Światło w piekarniku się zapaliło dając znak, że ciasto gotowe. Luka wyjął blachę z pięknie pachnącym wypiekiem i wyjął czekoladę, którą otworzył i zaczął rozsmarowywać po cieście. 

- Mniam, daj trochę! - Podeszłam do niego i spojrzałam na czekoladę. 

- Masz, zasłużyłaś. - Wziął na łyżkę trochę czekolady i poczęstował mnie nią. 

To było seksowne w jego wykonaniu, gdy mnie karmił. Boże, od razu miałam strasznie sprośne myśli. Spojrzałam na niego uwodzicielsko, biorąc łyżkę do buzi i uśmiechnęłam się, widząc, jak on się rumieni. Po chwili czekolada kapnęła mi na usta, które chciałam wylizać, ale Luka był szybszy.

- Mogę? - Zapytał, spoglądając na moje usta. 

- Ale co? - Przedłużyłam czarująco, a tak naprawdę wiedziałam, o co mu już chodzi. 

Był strasznie speszony, skrępowany i bawiło mnie to. Czyżby on nigdy takich rzeczy nie robił z dziewczyną..? Luka nachylił się nade mną i niepewnie zaczął się do mnie przybliżać. 

- No możesz! - Rzuciłam już z niecierpliwości. 

Blondyn wpił się w moje usta, które od razu zassał. Boże, to było cholernie pociągające, a zwłaszcza, że się z nim całuję! 

Zarzuciłam dłonie na jego karku, a on objął mnie wokół talii, całując cały czas. Robił to... trochę amatorsko, ale całował w taki sposób, że mi się podobało. Było to bardzo słodkie, że jest taki wstydliwy i nieobeznany w tych tematach. Całowaliśmy się bez języka, bo nawet nie chciałam go peszyć, dlatego odpuściłam sobie francuski pocałunek. Mimo wszystko trwaliśmy tak długo, a ja pragnęłam więcej, więcej i więcej.

- Przepraszam... - Odsunął się ode mnie i zobaczyłam rumieńce na jego twarzy.

- Za co? - Zmarszczyłam brwi. 

- Pewnie myślisz sobie, że jestem kolejnym napalonym na ciebie... - Podrapał się po głowie zawstydzony. 

- Zwariowałeś, Luka?! - Uderzyłam go delikatnie w ramię. - Nigdy tak nie pomyślę!

- Po prostu nigdy nie miałem okazji tak spróbować. - Uśmiechnął się. 

- Haha, nie ma sprawy! Ze mną możesz wszystko próbować! - Zaśmiałam się. 

Możesz nawet ze mną poprzytulać się w łóżku. 

Ewentualnie nago.

I tak przyjemne popołudnie z nim spędziłam. Było naprawdę super, a ciasto nam idealnie wyszło. Siedzieliśmy w salonie i zajadaliśmy się ciastem, oglądając kilka filmów komediowych. Nawet poznałam jego sympatyczną mamę, po której odziedziczył włosy i piękne oczy. Tate także ma fajnego, po którym było widać podobieństwo większe. Miła, sympatyczna rodzinka. 

Przy której ja nigdy się nie wychowałam.

Tego ciepła nigdy nie mogłam poczuć.

Dochodziła godzina dwudziesta druga i musiałam wracać już do domu, bo nie chciałam przesiadywać tutaj nie wiadomo ile godzin. Powiedziałam Luk'owi gdzie ma mnie podwieźć i zatrzymał się przed wjazdem na moją ulicę. 

Za cholerę nie chciałam mu mówić, że mieszkam z tym kretynem.

- To jak z tym balem? - Spytał, gdy wysiadałam z samochodu. 

- Pójdę z tobą. - Uśmiechnęłam się sympatycznie.

 - Przyjadę po ciebie w środę. - Puścił mi oczko. 

- Nie ma sprawy, widzimy się jutro. - Zamknęłam drzwi i spojrzałam na niego jeszcze raz. 

Blondyn odjechał, a ja ruszyłam prosto do domu. Czekał mnie dziesięciominutowy marsz, ale co zrobię, jak nie chcę nikomu mówić, z kim mieszkam? Było już ciemno i zimno, a ja szłam z odkrytym brzuchem, po którym były widoczne ciarki. 

W okolicy było słychać tylko szczekania psów i od czasu do czasu przejeżdżające auta. Po chwili zobaczyłam mężczyznę, który trzymając kobiecą torbę kierował się prosto w moją stronę, a tuż za nim była staruszka. 

- Zabrał mi torebkę! - Usłyszałam krzyk starszej kobiety.

Mężczyzna trzymał białą torebkę przy klatce piersiowej. W tym momencie nie wiedziałam co robić, serce waliło mi jak szalone. On był coraz bliżej mnie i musiałam wziąć się w garść. 

- Odsuń się! - Krzyknął w moją stronę.

Biegł tak szybko, że zaraz znalazł się obok mnie. Ja nie wiedząc co robić po prostu zamachnęłam się i kopnęłam mężczyznę w kroczę. Chłopak zwinął się na ziemie, upuszczając torebkę. Od razu podbiegłam do niej i wzięłam, kierując się do staruszki, której ulżyło.

- Gdzie mi, kurwa, idziesz!? - Po chwili zostałam szarpnięta za włosy do tyłu. 

- Ała! - Zawyłam z bólu, upuszczając torebkę.

- Dziwka! - Chłopak walnął mnie z pięści w twarz i upadłam na ziemie, obijając mocno głową o beton. 

- Kurwa... - Syknęłam po cichu z bólu. 

Cholerny ból przeszedł przez całe moje ciało. Przed oczami miałam białe promyczki, które dopiero po dłuższym czasie przeszły, ale pozostawiły po sobie mroczki. Widziałam już tylko w oddali chłopaka uciekającego z torebką. 

- Nic ci nie jest!? - Staruszka podbiegła do mnie i nachyliła się, łapiąc mnie za ramiona. 

- Nie... nic... - Ledwo co uniosłam się na wyprostowane nogi.

Poczułam spływającą krew po mojej skroni, kurwa.

- Matko święta, trzeba zadzwonić po pogotowie! Toż to może być wstrząs! - Zaczęła panikować. 

- Nic mi nie będzie... - Uspokoiłam ją. - Przepraszam, że nie zdołałam pani pomóc... - Spojrzałam na rękę, która była czerwona od krwi. 

- Torebka nie jest ważna! - Wyrzuciła z siebie przejęta sytuacją, która mnie dopadła. - I tak w niej był tylko telefon i trochę drobnych! - Złapała mnie za ramiona. - Na pewno nic ci, skarbie, nie jest? - Spytała, spoglądając na mnie troskliwie. 

- Nie, nic... - Delikatnie strąciłam jej dłonie i zaczęłam kierować się prosto do domu. 

- Odprowadzę cię, słonko. - Dotrzymała mi kroku. 

- Dziękuje. - Wymamrotałam, łapiąc się za głowę. 

*

Kobieta jak powiedziała tak zrobiła - Odprowadziła mnie pod sam dom i pożegnała się ze mną, jeszcze dziękując za pomoc. Wyjęłam klucze ze szkolnej torby i otworzyłam drzwi, zamykając je za sobą. Miałam okropny ból głowy, krew małymi stróżkami jeszcze leciała, choć połowa zdążyła zaschnąć. Przekierowałam się prosto do swojego pokoju, ale nawet nie stanęłam na pierwszym stopniu schodów, bo usłyszałam kobiecy głos.

- Uwielbiam się z tobą pieprzyć. - Głos dziewczyny rozniósł się po całym domu.

O mój boże.

Zignorowałam to i powędrowałam do swojego pokoju. Alan przyprowadził sobie panienkę i chyba dobrze, że dzisiaj nie było mnie w domu. Gdy tylko znalazłam się na piętrze usłyszałam piskliwy krzyk obok. 

- Aaa! - Wydarła się na cały dom, spoglądając na mnie. - Alan, kto to jest!? - Zmierzyła mnie od góry do dołu przerażona widokiem. 

Racja - Zmęczona, z krwią na pół twarzy i dłoni to niezbyt dobry widok.

- Czego? - Spojrzałam na nią spod byka. 

- Co się stało? - Alan wyszedł z pokoju w samych bokserkach. 

Spojrzał na mnie i zrobił wielkie oczy.

 - Kto to jest!? - Spojrzała na niego wyczekująco.

- A ty kim kurwa jesteś? - Uniósł się do niej groźnie. - Wyruchałem cie, to spierdalaj już! - Machnął ręką w stronę wyjścia. 

- Ha! - Prychnęła pod nosem jak księżniczka. - I już więcej tego ciała nie posmakujesz! - Wystawiła mu środkowy palec i skierowała się do wyjścia. 

- I dzięki Bogu. - Powiedział prowokująco w jej stronę i ta mocno trzasnęła drzwiami. 

Spojrzałam na niego ostatni raz i skierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam gdzieś torbę i powędrowałam do toalety. Podeszłam do umywalki i odkręciłam kran, przemywając dokładnie ręce i twarz. Gdy uniosłam głowę w górę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, dostrzegając przy okazji Alana, który przygląda mi się, stojąc we framudze drzwi. 

- Czego? - Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam groźnie. 

- Co ci się stało? - Spytał opanowanym tonem. 

- Przewróciłam się. - Rzuciłam i przekierowałam się do swojego pokoju, ale oczywiście on za mną. 

- Kłamiesz. - Powiedział, opierając się o szafę, z której wyciągam ubrania. 

- Bo chuj cię to obchodzi. - Wyjęłam czarne dresy i bordową bluzkę. - A teraz wybacz, ale idę się umyć. - Spojrzałam na niego, chcąc przy okazji wyminąć.

- Nie. - Złapał mnie za rękę. - Masz mówić, kto ci to zrobił. - Powiedział stanowczym tonem. 

- A co, foch ci już przeszedł? - Spojrzałam na niego chytrze. - Może to krew od tego, jak mi zajebałeś wcześniej? - Uśmiechnęłam się prowokująco. 

- Żadnego focha nie było, po prostu nie masz prawa mówić o mojej matce, skoro nic nie wiesz na ten temat. - Odparł. - Ja nie wspominam ci o tym, że byłaś bita w dzieciństwie. 

Zrobiłam większe oczy i spojrzałam na niego, rozchylając delikatnie wargi. Skąd on...

- Myślisz, że nie ogarnąłem się? - Wzruszył ramionami. - To, jak dziwnie się zachowujesz za każdym razem, jak podnoszę rękę świadczy o jednym. - Spojrzał na mnie badawczo. 

- I chuj ci do tego! - Wyrwałam mu się z rąk i powędrowałam do łazienki, zamykając drzwi na klucz. 

Momentalnie łzy zaczęły spływać z moich oczu. To było takie przykre, krępujące, gdy tylko wspomniał o tym... Debil to zauważył i nie wypominał mi tego, a ja idiotka wspominałam mu o jego matce...

Dlaczego jestem taka zjebana? 

Dlaczego ten debil sprawia u mnie dziwne uczucie?

Weszłam pod prysznic i przesiedziałam tam chyba z trzydzieści minut. Wyszłam i ubrałam się w przyszykowane ubrania. Podeszłam jeszcze pod umywalkę, aby opatrzyć sobie ranę na głowie i na całe szczęście przestała krwawić, też nie była widoczna, co było plusem. Wyszłam z łazienki i oczywiście Alan leżał w moim łóżku, oglądając coś w telewizji. 

- Możesz sobie iść do swojego pokoju? - Rzuciłam oschle, podchodząc do torebki i wyjmując z niej papierosy. 

- Nie. - Powiedział kpiąco.

Wywróciłam oczami i wyszłam na balkon zapalić. Podeszłam pod krawędź balkonu, opierając się o nią. Odpaliłam papierosa, a nikotyna od razu pozwoliła mi się odprężyć.

Było cicho, spokojnie, przyjemnie dla mnie, ale co? 

Kretyn wszedł na balkon i stanął obok mnie, odpalając papierosa. Przez chwilę między nami trwała cisza, ale on ją przerwał.

- Więc? - Rzucił, wypuszczając dym z ust. 

- Co? - Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. 

- Kto cię bił w dzieciństwie? - Zapytał, spoglądając na gwieździste niebo. 

- Dlaczego się tak tym interesujesz? - Powiedziałam zdenerwowana. 

Serce mnie bolało na samo wspomnienie tego. Na dodatek wiem, że on nie odczepi się ode mnie.

- Ja ci powiem o mojej mamie, a ty o tym. - Spojrzał na mnie. 

- Ty pierwszy. - Zaciągnęłam się. 

- Zmarła jak miałem dwanaście lat. 

Nie odezwałam się. Poczułam ukłucie w sercu, przypominając sobie to, jakie głupoty mówiłam o jego mamie. Żałuje z całego serca, że mu wspominałam o niej. Naprawdę żałuję i czuję wstyd. Śmierć bliskiej osoby jest najgorsza i najgorsze jest to, że nie da się z tym nic już zrobić. 

- Kochałem ją. - Uśmiechnął się pod nosem. - Chciała mnie wychować na dobrego syna, ale po śmierci wszystko się zjebało. Ojciec sam się załamał i nie dawał sobie ze mną rady, dlatego na takiego skurwysyna wyrosłem. - Zaśmiał się. - Matka pewnie przewraca się w grobie widząc to, co wyprawiam. - Zaciągnął się. 

- To dlaczego nie chcesz się zmienić? - Spojrzałam na niego. - Dla niej. - Powiedziałam spokojnym tonem. 

- Bo po co? - Skrzywił się. - Czy jak się zmienię, ona wróci? 

- No nie... 

- Właśnie. - Zaśmiał się. - Poza tym, lubię swoje życie teraz jakie jest. - Westchnął. 

- Przepraszam. - Rzuciłam i nawet na niego nie spojrzałam. 

- Za? - Uśmiechnął się cwaniacko. 

- Za to, że wspominałam o twojej mamie. - Spojrzałam na niego z żalem. 

- Dobra, a teraz ty mów. - Szturchnął mnie ramieniem. 

Zaciągnęłam się ponownie. Boli mnie całe ciao, gdy tylko sobie przypomnę wszystko. Wszystko sobie przypominam; uczucia, płacz i samotność. To okropne uczucie.

- Mama mnie zostawiła w wieku siedmiu lat i wybrała pracę, a ja zostałam z ojcem. - Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale starałam się z całych sił nie płakać. - Dopiero od roku z nią mieszkam, gdy musiała mnie wziąć pod dach. 

- I... - Zaczął, ale mu przerwałam.

- I ojciec mnie bił. 

Zaciągnęłam się ponownie, widząc już drżenie rąk. Nawet na niego nie spojrzałam, nie chciałam. Moje ciało ponownie kuję, przeszywa je ból, który przeszywał właśnie wtedy. To okropnie boli.

- Oczywiście nie bił mnie przez te dziesięć lat, kiedy tylko nas zostawiła. Zaczął, gdy miałam dwanaście. Wracał pijany do domu, zawsze się awanturował i obrywałam bez powodu. - Spojrzałam w niebo, zaciągając się. - Matka nawet się mną nie interesowała. Nie dzwoniła. Nigdy nie składała życzeń na urodziny. Nigdy nie pisała. Nawet się nie przyznawała, że ma rodzinę. Zniknęła. 

- Gdzie on jest? - Rzucił poważniejszym tonem.

- W więzieniu. - Wyrzuciłam papierosa i spojrzałam na niego.

- To dobrze. - Westchnął. - Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym go zajebał, jakby nie był w pierdlu? - Spojrzał na mnie. 

- Oczywiście, że nie. - Uśmiechnęłam się. 

- Przepraszam, że cię uderzyłem. 

Nie odezwałam się. Nie potrafię tego zapomnieć, nie potrafię od tak powiedzieć ''rozumiem''. 

- A teraz powiesz, dlaczego wsiadłaś do auta jakiegoś blondaska po szkole? - Zapytał. 

- To kolega. - Zarumieniłam się. 

- Mhm.  - Spojrzał na mnie, unosząc jedną brew w górę.

 - Ty masz koleżanki, ja mam kolegów. - Zmarszczyłam brwi. 

- Niech ci będzie. - Wzruszył ramionami. 

- A teraz mogę iść spać? - Zapytałam, bo byłam cholernie zmęczona. 

- Możesz. - Uśmiechnął się. 

Przekierowałam się do swojego pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko. Zakryłam się kołdrą i zamknęłam oczu. Usłyszałam, jak Alan także wychodzi z balkonu, zamykając drzwi. Po chwili poczułam, jak materac ugniata się pod kolejną osobą. 

- Szukasz szczęścia u mego boku? - Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam zadziornie. 

- Prędzej ty znajdziesz go u mojego, dziewczynko. - Objął mnie wokół talii i położył głowę na poduszce. 

- Alan... - Odezwałam się ciszej. 

- Nom? - Wymamrotał. 

- Zagrajmy w gówno prawda. - Uśmiechnęłam się.

- Dobra, ty zaczynasz. - Mruknął zaspany. 

- Emm... - Zaczęłam myśleć. - Mam pojebaną koleżankę w klasie.

- Prawda. - Powiedział, uśmiechając się pod nosem.

- Teraz ty. - Odparłam, unosząc kąciki ust w  górę.

- Ruchałem dziś. - Na jego twarzy namalował się łobuzerski uśmieszek.

- Prawda! - Zaśmiałam się. 

- No co ty. - Prychnął pod nosem. 

- No dobra, teraz ja. - Oparłam się o łokieć. - Całowałam się dzisiaj z przystojnym blondynem. 

- Prawda. - Uniósł się i oparł jak ja. 

- Szczęściarz. - zagryzłam wargę. - Teraz ty. 

- Nie miałem dziewczyny od czterech lat. - Powiedział. 

- Prawda. - Rzuciłam dumnie. 

- Skąd wiesz? - Zmarszczył brwi. 

- Bo mogłeś powiedzieć na przykład od pięciu lat, a jednak powiedziałeś czterech. - Uśmiechnęłam się. 

- Skubana... - Posłał mi zadziorny uśmieszek. - Teraz ty. 

- Uprawiałam seks w wieku czternastu lat. - Spojrzałam na niego z błyskiem w oku. 

- Gówno prawda. - Prychnął pod nosem. 

- Prawda... - Szepnęłam, rumieniąc się. 

- Co?! - Zrobił wielkie oczy. - Z kim?! - Uniósł się i spojrzał na mnie. 

- A nie interesuj się! - Puściłam mu oczko. 

- No dobra, teraz ja. - Odparł. - Pierwszą laskę posuwałem w wieku piętnastu lat w sypialni jej rodziców. 

- Prawda. - Szepnęłam szturchając go w klatkę piersiową. 

- Gówno prawda, bo w wieku czternastu, ha! - Rzucił triumfalnie. 

- W wieku czternastu lat w klubie zaliczyłam dziewiętnastoletniego faceta.  

- Prawda. - Zaśmiał się. 

- A skąd wiesz? - Spojrzałam na niego czarująco. 

- Domyślam się. - Prychnął pod nosem. 

- Uprawiałam dzisiaj seks z tym blondynem, z którym mnie widziałeś po szkole. 

- Prawda.

- Nie prawda. 

- Wow, nie spodziewałbym się po tobie, skoro tak zaliczasz facetów. - Powiedział, lekko drażniąc się ze mną. 

- A ty? - Spojrzałam na niego zadziornie. - Do teraz masz problem, aby mnie zaliczyć. - Uśmiechnęłam się. 

- To się jeszcze zmieni. - Położył głowę na poduszce. 

- Może to ja ciebie przelecę? - Mruknęłam czarująco i także się położyłam. - Zobaczymy, kto będzie pierwszy. - Szepnęłam i zamknęłam oczy. 

- Zobaczymy. - Mruknął i objął mnie wokół talii, przyciągając do siebie bliżej.

Na co mi serce dziwnie przyspieszyło.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro