12. Wrócił, by zniszczyć mi życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alan POV:

Jestem zły, wkurwiony, wściekły. 

Kurwa zraniony.

Ale dlaczego się tak zachowuję? Przecież ona nie jest ze mną. Przecież ja ją tak skrzywdziłem, że ona nie będzie w stanie mnie pokochać, więc czemu mam sobie robić tą pierdoloną nadzieję? 

Miałem ochotę podejść do Simpsona i mu wjebać tak, żeby już nigdy nie wstał. Nie wiem, w czym dokładnie im przeszkodziłem, ale ich pozycja mówiła już wszystko, co mnie wręcz rozpierdala. Kurwa, przecież ona wczoraj mi mówiła, że on jej nie dotykał, a teraz co? Tak z dnia na dzień są coraz bliżej siebie? Musiało się tam coś dziać i ona mnie okłamała!

Nie wróciłem do pracy, a cały dzień spędziłem w domu. Siedziałem w salonie popijając trzecią szklankę whisky. Alkohol to nie odpowiednia rzecz na odreagowanie, ale jakoś miałem to gdzieś. Zatracałem się w tym gównie.

W telewizji leciał jakiś nudny film, którego w sumie nie oglądałem, a bardziej przyglądałem się brązowej cieczy przed sobą. Moja marynarka wisiała rozwalona na oparciu fotela wraz z krawatem, a wszystkie guziczki w mojej koszuli były rozpięte.

Gotowałem się na myśl, że ten sukinsyn mógł ją dotykać, a ona go. Przecież ona jest moja i nikogo więcej. Jestem egoistą i ciesze się z tym. Moje własności będę pilnować jak oczka w głowie. 

W sumie ona jest moim oczkiem w głowie.

Kurwa, co ona ze mną zrobiła...

Jestem już do tego przyzwyczajony, ale czasami nie poznaje samego siebie. Kobieta tak mocno mi zamąciła w głowie, a ja nie umiem odpuścić. Nie, nie chcę odpuszczać, gdy ona jest już blisko mnie, gdy ją już mam. Nigdy nie popełnię tego samego błędu, co sześć lat temu. 

Dopiłem do końca swoje whisky, gdy naglę zadzwonił mój telefon. Sięgnąłem po niego i zdziwiłem się, gdy na wyświetlaczu była Mindy.

- Halo? 

- Alan, proszę cię... - Zaczęła panikując. - Dzwoniłam do wszystkich, kto mógłby pojechać po Marnie, ale-

- Co ty chcesz ode mnie? - Burknąłem złym tonem.

Dzisiaj nie mam ochoty nikogo widzieć, z nikim rozmawiać i z nikim przebywać, nawet z Marnie. Jestem wkurwiony i powoli tracę cierpliwość. Powstrzymuję się nie robiąc żadnych głupot, dlatego przesiedziałem cały dzień w domu.

- Marnie jest w firmie. - Wyrzuciła z siebie.

- I co ma to do rzeczy? Mam pojechać do niej? - Prychnąłem.

- Kurwa... - Mówiła takim tonem, jakby się przed czymś hamowała. - Dobra, jebać to, najwyżej mnie ona zabije. - Fuknęła. - Marnie ma cukrzycę i ona piła... Jest w firmie i nie mam pojęcia, co się z nią dzieję... - Rzekła załamującym się tonem.

Kurwa mać.

- Proszę cię, pojedź po-

Rozłączyłem się i niechlujnie zapiąłem swoje guziczki w koszuli. Wziąłem ze sobą kluczyki do samochodu i ruszyłem prosto do wyjścia.

Miała nie pić.

Miała, kretynka, nie pić.

Przeklinałem w myślach na nią, że doprowadziła siebie znowu do takiego stanu. Wiedziała, jak to się dla niej skończy, a piła. Czemu w ogóle w firmie? Czemu piła? 

Byłem wkurwiony na nią. Czy ona chcę mnie tak szybko opuścić?! Nie! Nie pozwolę jej na to! 

Zjechałem windą na dół i ruszyłem prosto do swojego samochodu. Jebać to, że jestem pod wpływem alkoholu. Teraz mnie to nie interesuje, a interesuje ona pomimo tego, jak bardzo mnie dzisiaj wkurwiła i pierwszy raz, od dłuższego czasu, poczułem te dziwne ukłucie w sercu, przez nią.

Wsiadłem do samochodu i ruszyłem prosto do jej firmy.

Żyj mi tam, kretynko.

~~~~~

Zaparkowałem auto przed jej budynkiem i wyszedłem z niego kierując się od razu do wejścia. Na moje szczęście było otwarte i trochę spanikowałem, bo każdy mógł tutaj wejść. Podbiegłem do windy i wcisnąłem przycisk, który od razu otworzył mi drzwi. 

Wcisnąłem numer dwadzieścia pięć i przegryzałem cały czas policzek, bo nie mam pojęcia, co ma mnie czekać.

Kurwa, jaka idiotka z niej!

Miała nie pić, do kurwy!

Walnąłem pięścią w ścianę, która delikatnie się wygięła.

Ups.

Wreszcie winda się otworzyła, a ja wybiegłem z niej, jak oszalały. Otworzyłem pierwsze drzwi, gdzie pomieszczenie było całkowicie puste i skierowałem się do jej biura. Wszedłem do części Mindy, a tam z cholernie bijącym sercem do jej gabinetu.

Kurwa mać.

Moim oczom ukazał się okropny widok, który sprawił mi znowu dziwny ból w klatce piersiowej. Leżała na podłodze, a obok niej były wysypane rzeczy z jej torebki. Od razu kucnąłem nad nią i objąłem w pasie podnosząc tym samym. 

- Marnie? Marnie, obudź się! - Delikatnie poklepałem jej policzek.

Nic. Nie reagowała.

- Kurwa mać! - Warknąłem.

Jest nieprzytomna. Doprowadziła się do takiego stanu, a wiedziała, jakie mogą być konsekwencje. Dlaczego to kurwa mać zrobiła?!

- Idiotko! - Krzyknąłem wiedząc, że mnie nie słyszy i tak.

Przytuliłem ją do siebie i powstrzymywałem się od płaczu. Była taka leciutka, delikatna, drobna w moich objęciach. 

Kurwa, ja mogę ją stracić.

Nie mogę jej tak tutaj zostawić, kiedy jest w tak złym stanie.

Insulina!

Zacząłem się rozglądać po rozwalonych rzeczach z jej torebki i dostrzegłem czarny pokrowiec. Oparłem jej ciało o sofę i sięgnąłem po potrzebne przedmioty. Wyciągnąłem od razu strzykawkę i fiolkę i z drżącymi dłońmi wbiłem jej w przedramię. 

- Masz żyć. - Objąłem jej policzek i złożyłem na ustach pocałunek. Wiem, ze mnie nie słyszy ani czuję, ale zrobiłem to.

Sięgnąłem po glukometr i zmierzyłem jej cukier.

Kurwa, ja pierdole.

Sześćset trzydzieści osiem. Sześćset trzydzieści osiem. Sześćset trzydzieści osiem.

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Za pierwszym razem, kiedy się napiła u mnie, miała czterysta osiemdziesiąt trzy, a teraz? Kurwa mać...

Spakowałem jej wszystkie rzeczy do torebki i wziąłem ją na ręce. Dlaczego do cholery jasnej doprowadziła siebie do takiego stanu?! Przecież obiecała mi! 

Nie, nie mogę się teraz denerwować. Teraz najważniejsze jest to, żeby z nią nic nie było. Mam teraz cholerny dylemat czy jechać do szpitala, czy do mnie. Wcześniej odmawiała szpitalu, ale teraz jest gorzej! Ona straciła przytomność, a ja nie mam zielonego pojęcia, co robić! 

Pieprzyć to.

Zamknąłem jej firmę i skierowałem się do auta. Usadziłem ją na siedzeniach z tyłu i sam zasiadłem za kierownicą. 

Obym nie żałował decyzji.

~~~~~

Otworzyłem drzwi do swojego mieszkania i zamknąłem je nogą, kierując się od razu do sypialni. Kurwa mać, ona dalej się nie wybudziła, nie ocknęła, nie odezwała się. Cholera, cholera, cholera! 

Położyłem ją na swoim łóżku i sięgnąłem do jej torebki, wyciągając glukometr. Zmierzyłem jej cukier i się uspokoiłem, gdy wskazywał czterysta pięćdziesiąt dwa. Spada i to jest najważniejsze jak to, żeby się obudziła i wszystko było w porządku.

Kurwa, jakiego stracha mi narobiła kretynka.

Stanąłem nad nią i przyglądałem się jej jak obrazkowi. Jest taka piękna, najpiękniejsza... Jest moja i tylko moja. Nie oddam jej nikomu nawet wtedy, kiedy ona mnie nie pokocha.

Zmieniła się z wyglądu na jeszcze piękniejszą niż wtedy, kiedy była tą pyskatą osiemnastolatką, która grała mi na nerwy, ale ją kochałem. Ma piękną twarz, która nie potrzebuje nawet makijażu, żeby dobrze wyglądać. Zajebiste, jędrne piersi, które idealnie pasują mi w łapę, do tego drugi kolczyk... Och, kurwa. 

Ma piękną talię, płaski brzuch, szerokie biodra i zajebisty, jędrny tyłek, który jest już oznaczony moją ręką. Kurwa, ona jest taka idealna, cała moja. Nikt mi jej nie zabierze, nie pozwolę na to. 

Nachyliłem się nad nią i złożyłem pocałunek na czole, a po tym usłyszałem, jak coś mamroczę i przekręca się na drugi bok.

Ona żyje!

Poczułem ogromną ulgę. Mogłem w końcu odetchnąć i przestać się martwić tym, co by było, gdyby się nie obudziła. Tylko, że jak się obudzi, nie będę skakał nagle ze szczęścia.

Ja nadal jestem zły.

Ktoś inny ją dotykał, a ona na to pozwalała. Nie przejdę przez to tak o, zapominając o tym, oj nieee... 

Postanowiłem ją rozebrać z tej sukienki, bo z tego co mi wspominała, to śpi w bieliźnie, co naprawdę jest podniecające. Uniosłem ją delikatnie i rozpiąłem jej zamek na plecach. Zniżyłem jej sukienkę do poziomu bioder i jej cycuchy się ukazały, na co pomrugałem kilka razy.

Gdyby była przytomna - już bym ssał jednego z nich.

Ale za żadne skarby nie zrobię jej krzywdy, kiedy jest nieprzytomna. Poza tym... nie jestem nekrofilem! Wolę słuchać, jak kobieta jęczy i stęka pode mną, a nie kościelną ciszę, gdy się zabawiam. 

Zsunąłem z niej sukienkę i podniosłem nogi, aby zrzucić ją na podłogę. Jej ciało pozostało w czarnej, koronkowej bieliźnie, która od razu pobudziła moje zmysły.

O jezu, ta dziewczyna naprawdę nie musi nic robić, żeby pobudzić faceta.

Przykryłem ją kołdrą i złożyłem ostatni pocałunek w policzek. Zszedłem do salonu i zabrałem szklankę po whisky, kierując się do kuchni, aby nalać nową. Wróciłem się do sypialni i moim oczom ukazał się cholernie seksowny widok, przy którym mój kutas drgnął.

Leżała bokiem, gdzie w tej pozycji jej górna partia była cała odkryta, no w sumie całe ciało jej było odkryte oprócz jednej nogi, którą schowała pod kołdrę. 

Usiadłem na fotelu w kącie i przyglądałem się jej. Nie robiłem nic, poza gapieniem się na nią, popijając przy tym whisky. Marzenie każdego faceta, żeby takie widoki teraz oglądać, jakie ja oglądam.

Ale ona jest moja.

I tylko moja.

~~~~~

Byłem w nią tak wgapiony, że chyba z dwie i pół godziny poświęciłem na oglądanie jej, aż w końcu padałem. Jutro przez nią i tak już nie idę do pracy, ale nic na tym nie stracę. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia, a ona dalej się nie wybudziła, kurwa.

Odstawiłem szklankę na nocną szafkę i zdjąłem z siebie koszulę, spodnie i bokserki. Poszedłem wziąć szybki prysznic i po dziesięciu minutach już wyszedłem. Założyłem czarne bokserki z Calvina Kleina i wyszedłem z toalety.

Zaraz, zaraz...

Ona znajdowała się w innej pozycji, kiedy wchodziłem do toalety... Jestem dobrej myśli, skoro zaczyna już w czasie snu wykonywać ruchy, to znaczy, że musi się lepiej czuć i już kontaktuje.

Naglę jej telefon zaczął dzwonić. Nie chciałem, żeby ją to obudziło, dlatego sięgnąłem do jej torebki i wziąłem jej komórkę. Zmarszczyłem brwi, kiedy na wyświetlaczu był zastrzeżony numer, ale postanowiłem to zignorować i wcisnąłem czerwoną słuchawkę. Odłożyłem telefon z powrotem do torebki i położyłem się obok mojej księżniczki, która słodko sobie spała.

Spojrzałem na nią i zacząłem głaskać jej główkę, zabierając przy tym kosmyki włosów z jej pięknej twarzyczki. Jest moja, moja, moja i tylko moja. 

Kocham ją.

Kocham ją z całego serca i nie przestanę kochać. Pierwszy raz doświadczyłem tak silnego uczucia, którego nie chcę się pozbyć. Nie chcę przestawać jej kochać. Jest dla mnie największym skarbem, którego mogłem odnaleźć.

Po chwili ona się ruszyła i splotła nasze nogi, a jej smukłe dłonie wtuliły się we mnie. Jej głowa spoczęła na mojej klatce piersiowej, gdzie przy tym czułem jej powolne oddychanie. Objąłem ją wokół i pocałowałem w głowę. 

~~~~~

Marnie POV:

Zaczęłam mrużyć oczy i zanim jeszcze je otworzyłam, poczułam, że ktoś mnie obejmuje, a ja nie mam na sobie sukienki.

Gdzie ja jestem?!

Gwałtownie wyrwałam się z łóżka, a przy tym już rozpoznałam otoczenie. 

Alan.

Spojrzałam na niego, gdy ten jeszcze sobie smacznie spał i zakrył się kołdrą i odwrócił na kolejny bok.

Co ja tutaj robię?!

Z mojego szoku wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Sięgnęłam do swojej torebki, która znajdowała się na szafce nocnej i wyjęłam urządzenie.

- Ha- Odkaszlnęłam. - Halo? 

- Hej, Mar... Jak się czujesz? - Spytała z troską w głosie blondyneczka. Nie zbyt wiele pamiętam z wczorajszego dnia, więc nie wiem o co jej chodzi.

Ale wiem, że piłam, bo mam okropnego kaca.

- Cześć, cześć... - Podrapałam się po głowie i skierowałam do toalety.

- Nie musisz dzisiaj przychodzić do pracy, odpocznij sobie... Jak się czujesz w ogóle? Wszystko w porządku? Rozmawiałaś z Alanem?

- Nie, jeszcze nie... Ja nie pamiętam nic, więc nie powiem ci zbyt dużo. Wiem tyle, że narobiłam wielkiego gówna, jeśli chodzi o Alana.. On... mnie zobaczył z Simpsonem...

Dlaczego po tym, znajduje się u niego w domu? 

Czy ja piłam w towarzystwie Alana? Nie, niemożliwe... Widziałam, jak został zraniony tym i na pewno nie poszlibyśmy się napić. Może... ach, sama nie wiem, kurwa.

- Ech, Marnie... - Westchnęła. - Masz przestać pić.

- Co się wczoraj wydarzyło? - Usiadłam na toalecie i zrobiłam swoją potrzebę, przez którą pękał mi pęcherz.

- Piłaś. Napierdoliłaś się jak szpak, ale to nie jest śmieszne... Marnie, ty straciłaś przytomność... Byłaś sama w firmie... Wiesz, co to oznacza? - Spytała takim tonem, jakby mnie pouczała.

- No, oświeć mnie. - Prychnęłam.

- Naprawdę..? Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje są? Czy to, że straciłaś przytomność i była minimalna szansa na to, żeby ktoś przyszedł tam do firmy po ciebie, trafia do twojej głowy w jakiś sposób? Naprawdę, Mar- 

- Kto po mnie przyszedł? - Podtrzymałam telefon ramieniem i umyłam ręce.

- Alan... - Ściszyła ton. - Ciesz się, bo teraz macie okazje porozmawiać.

- Z jednej strony ci dziękuje, a z drugiej strony... Ty przecież wiesz, że on nie wiedział o mojej cukrzycy, a przez ciebie teraz wie? - Rzekłam ostrym tonem. Chciałam się z nią podroczyć.

- Przepraszam, ale ja nie miałam wyjścia! Eva wczoraj była już nagrzmocona z Mattem, a z nimi pił Jesse... Jasper też kilka piw wypił po pracy i nie było możliwości, żeby ktokolwiek z nas po ciebie przyjechał... Alan, to była ostateczna decyzja... Błagam, nie bądź zła... - Powiedziała błagalnym tonem, a ja uśmiechnęłam się.

- Min, nie jestem zła, spokojnie. Alan już dowiedział się wcześniej ode mnie o cukrzycy, więc luz... - Zaśmiałam się.

- O ty mała mendo! - Zaśmiała się. 

- Dobra, a teraz mów, czy znalazłaś opiekunkę.

Błagam, tak.

- Tak. Babka po czterdziestce się nią zajmuję. - Przeczuwałam, że się uśmiecha.

- No to dobrze... - Odetchnęłam z ulga. - A jak tam w firmie? 

- No nic... To, co codziennie... Ale to nie ważne, bo ważne jest teraz to, żebyś zrozumiała, że masz przestać pić!

- Dobrze, mamo. - Przemyłam twarz zimną wodą.

- Dobra, nie przeszkadzam ci... Porozmawiaj z Alanem, okej? 

- Dobrze, mamo. - Prychnęłam.

- Nie denerwuj mnie... - Syknęła.

- Dobrze-

Nie dokończyłam, bo się rozłączyła. Wróciłam do jego sypialni i zabrałam torebkę nie wybudzając go ze snu.

Wyglądał tak uroczo...

Ogarnęłam twarz i włosy i powróciłam. Nie mogłam tak paradować w samej bieliźnie, dlatego otworzyłam pierwszą lepszą szufladę w komodzie, ale nie mogłam znaleźć żadnej bluzki. Skierowałam się do kolejnych drzwi w pokoju, które poprowadziły mnie do garderoby.

Miał bardzo dużą i porządną garderobę, jak na faceta... Na wieszakach wisiały garnitury, marynarki, smokingi. W szufladach były różnego koloru krawaty, w innej części lakierki, a była jeszcze część z normalnymi ubraniami. Sięgnęłam po zwykłą, białą bluzkę i ubrałam ją na siebie. Sięgała mi do połowy ud i wyglądałam w niej jak w worku! 

Ale tak pięknie nim pachniała.

Wróciłam do sypialni i skierowałam się do kuchni zrobić mu śniadanie. 

Kurwa, poczuwałam się u niego w domu, jak we własnym.

Czy to niegrzeczne z mojej strony? 

Zrobiłam dla niego jajecznicę z bekonem plus do tego grzanki. Nienawidzę w związkach takich przesłodzonych rzeczy typu śniadania do łóżka, zapraszanie do kin, kolacja i te inne sprawy, bo dla mnie, to już jest przereklamowane. Jednak musiałam się przełamać na dzisiaj i zrobiłam mu te cholerne śniadanie. 

O jezu, teraz sobie pewnie pomyśli, że robię to tylko dlatego, bo zobaczył mnie wczoraj z Simpsonem... Czy to nie będzie dziwne..? Przecież śniadanie będzie oznaczać, że jednak coś zrobiłam złego i chcę jakoś zdobyć jego zaufanie... 

Pierzyć to.

Odstawiłam jego śniadanie na blat, a sama szybko wyjęłam sok z lodówki i się napiłam, bo mnie cholernie suszyło. 

- Kurwa! - Krzyknęłam i podskoczyłam, kiedy się odwróciłam z powrotem.

Brązowe tęczówki przyglądały mi się z zaciekawieniem, opierając łokcie o wyspę kuchenną.

Kurwa, kiedy on zszedł?!

- Masz mi coś do powiedzenia? - Spytał poważnym tonem.

- Zrobiłam ci śniadanie! - Uśmiechnęłam się uroczo i przysunęłam talerz w jego stronę ignorując to, o co spytał.

- Odpowiesz mi? - Zabrał talerz i ruszył w stronę jadalni.

Poszłam za nim, przegryzając cały czas policzek. Brzuch od stresu nie pozwalał mi się skoncentrować nad niczym innym, cholera.

- Simpson chciał ze mną współpracować. Wpierw zapytał na bankiecie, a później do pracy przyszedł. Posunął się ON - Dałam duży nacisk na słowo ''on''. - Za daleko i... Tak jakby chciał się do mnie dobrać. - Troooszeczkę skłamałam.

Kurwa, nie troszeczkę, a po prostu - okłamałam go.

Nie dobierał się do mnie. Po prostu ja nie stawiałam oporu, na co on pozwolił sobie na więcej. 

Jestem głupia.

- Przyszedł, aby zaproponować współprace i skończyło się na dobieraniu? - Prychnął i uniósł brwi do góry. - Nieźle... 

- Alan, ja-

- Dlaczego wczoraj piłaś? - Spojrzał na mnie chłodno.

- Nie wiem... - Spuściłam głowę w dół. 

- Wiesz, ze straciłaś przytomność? Gdyby nie ja, już nigdy więcej bym ciebie nie zobaczył, wiesz? Tego chciałaś? Chciałaś się zabić? 

- Nie! - Uniosłam gwałtownie głowę w górę i spojrzałam mu w oczy. - Po prostu... Byłam zła na siebie, że zraniłam cię... - Znowu spuściłam głowę w dół.

Gdzie ta odważna Marnie, co? 

Teraz delikatna i wrażliwa?

Ach, no tak, przecież wszystkie kobiety takie są wobec facetów. To naturalne u kobiet, że się jest niewinnym i delikatnym w towarzystwie mężczyzny. Są oczywiście wyjątki! Nie zawsze tak jest, ale w końcu dziewczyna się rozklei.

Nie odpowiedział, a zajadał się śniadaniem, które dla niego zrobiłam. Opadłam głową na stół i schowałam ją w dłonie. 

- Przepraszam... - Wymamrotałam.

- Nie masz za co mnie przepraszać. Masz czas, żeby zastanowić się nad tym, co do mnie czujesz przecież. Nie jesteśmy razem. - Wzruszył ramionami.

Ał.

To zabolało.

Zdanie ''nie jesteśmy razem'' wypowiedziane z jego ust mnie... zasmuciły, przygnębiły, zabolały... 

Kurwa mać.

Dlaczego chce mi się płakać? 

- Tylko mam nadzieję, że już się z nim nie spotkasz i dasz jasno do zrozumienia, że ma się odpierdolić. - Zaakcentował ostatnie słowa. - Jeśli nie zrobi tego - Ja się do niego przejdę.

- Mówiłam już...

- Możesz mi teraz powiedzieć, dlaczego złamałaś obietnicę? - Spytał poważniejszym tonem.

- J-jaką? - Uniosłam wzrok na niego.

- Że nie będziesz pić. Chociażby będziesz miała umiar.

Nie odpowiedziałam, a odwróciłam wzrok gdzie indziej. Co ja mam mu powiedzieć? Że napiłam się, bo byłam na siebie wkurwiona? Bo ciebie zraniłam? Bo po raz kurwa kolejny zobaczyłam, jak odchodzisz..?

- Obiecuję, że przestanę już tak pić... - Rzekłam niewinnym tonem. Brzmiał on tak jak u małego dziecka, które tłumaczy się rodzicowi.

- Kto raz złamał obietnicę, ten już drugiej nie dotrzyma. - Wzruszył ramionami i napił się soku.

- Kurwa. - Rzuciłam i wstałam na równe nogi. - Możesz przestać? Przestań taki być!

Denerwował mnie tym aroganckim podejściem. Czułam się taka poniżona, nie wiem czemu... Alan zachowywał się tak, jakby we wszystkim miał rację. Czułam, jakbym to co mówiła, w ogóle nie było brane pod uwagę, jego uwagę... Chciało mi się płakać, kurwa.

- Nie rozumiem cię. - Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, popijając sok.

- Czuje się poniżana przez ciebie... Nie bierzesz pod uwagę tego, co do ciebie mówię... - Odwróciłam od niego wzrok. - Z Simpsonem było tak, że to ja pierwsza go sprowokowałam, a on później sobie pozwolił na więcej, ale przyznaję, że nie stawiałam oporu... Gdyby robił coś gorszego, to wtedy tak! On tylko był blisko mnie i dotknął za talie... - Mój głos się łamał. - Napierdoliłam się jak idiotka, bo poczułam się okropnie, kiedy zobaczyłam ciebie takiego zranionego, skrzywdzonego... przeze mnie... Nie chcę cię krzywdzić, ranić... Nie chcę sprawiać ci żadnej przykrości, Alan... Kiedy odszedłeś poczułam się tak jak wtedy, kiedy na dobre mnie zostawiłeś... - Poczułam napływające łzy do oczu.

Kurwa mać.

Oddychaj, spokojnie.

On ciebie nie skrzywdzi, wiesz o tym doskonale.

Usłyszałam szuranie krzesła, dlatego zrobiłam krok w tył i wbiłam jeszcze bardziej wzrok w podłogę. Moje serce kołatało, jak szalone, cholera jasna. Czułam, jak stoi blisko mnie, przede mną. Trochę się bałam, ale ufałam mu. Wiem, że mi nic nie zrobi. 

- Nigdy cię nie zostawię. - Szepnął i przytulił mnie mocno.

Poczułam taką ulgę... Tak się miło mi zrobiło i cieplutko na sercu, jejku... Objęłam go wokół i przycisnęłam do siebie. Słyszałam jego szybkie bicie serca, które było przyjemne dla moich uszu. 

- Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? I hej, nigdy nie myśl, że próbuje cię poniżyć, dobrze? - Złapał mnie delikatnie za ramiona i odsunął. Spojrzał czule i troskliwie w moje oczy, a ja się wręcz rozpływałam.

- Nie chciało mi to przejść przez gardło... - Zarumieniłam się.

- Mam sprawdzić, czy przypadkiem nie jest chore? - Uniósł zabawnie brwi w górę.

- Hahaha, nie musisz... - Prychnęłam.

- Jadłaś śniadanie? - Spojrzał na mnie kierując się po swój talerz. 

- Właściwie, to nie. 

- To teraz moja kolej przygotować ci coś. - Mrugnął do mnie.

Uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam przy jadalni obserwując go bacznie. Wyglądał seksownie, gdy w samych bokserkach kuchcił coś nad kuchenką.

Serce bije mi jak szalone i nie mam pojęcia czemu.

Czy to to..?

~~~~~

Znowu spędziłam cały dzień u Alana w domu. Cieszyłam się, że między nami jest już dobrze i wszystko mamy wytłumaczone. Obiecałam mu, że nie będę pić do takiego stanu, w jakim ostatnio musiał mnie widzieć. 

W pracy nie wydarzyło się nic strasznego z tego, co mi mówiła Mindy. Alan zawiózł mnie o dziewiętnastej pod dom i pożegnałam się z nim czułym pocałunkiem w usta. Rozpływałam się w jego wargach, które muskały mnie delikatnie.

Zdziwiłam się, gdy w skrzynce na listy zobaczyłam białą kopertę. Nigdy nie dostałam listów zaadresowanych pod mój adres zamieszkania, a tylko do pracy. Otworzyłam skrzynkę i wzięłam kopertę, która nie była nawet podpisana. 

Otworzyłam drzwi do swojego mieszkania i rzuciłam torebkę na stół, a płaszcz powiesiłam. Zdjęłam z siebie szpilki i zabierając papierosy i kopertę powędrowałam na balkon. Odpaliłam fajkę i usiadłam na krześle, zabierając się za otwieranie listu. 

'' Kochana Marnie

Cieszę się, że to już nastąpi. Zobaczę Cię i to, jak się rozwinęłaś przez te ostatnie osiem lat. Mam nadzieję, że będziesz dobrze nastawiona na nasze spotkanie. 

                                                                                                                                                        Twój Ukochany tata. ''

Nie.

Nie.

Nie, nie, nie, nie, nie, nie.

Błagam, to nie może być prawda...

Wyrzuciłam kartkę przed siebie i wpadłam od razu w płacz, którego nie mogłam opanować. Cała drżałam ze strachu i paniki. Moje serce, jak i całe ciało przeszedł ten ból. Ten, którego tak dobrze pamiętam, aż do teraz, zadany przez niego.

Nie, nie, nie, nie, nie, nie.

PROSZĘ, NIE!

On wrócił. Wrócił, by zniszczyć mi życie. To jest gorsze od Alana, od Luki. Wrócił, by przypomnieć mi, jak posłuszna muszę być. 

Potwór, zwany moim tatą - wrócił po ośmiu latach spędzonych w więzieniu.

~~~~~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro