15. Ja już wiem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alan POV:

- To małe dziecko, dlatego nie zajdzie, spokojnie.. - Uspokajał Jaspera Matt.

- Łatwo kurwa mówić! - Blondyn cały czas chodził w tą i we tą w salonie.

- To może.. poszukamy jej? - Spytałem.

- Ach, tak.. Czterech facetów zacznie szukać niemowlaka w domu.. - Prychnął ojciec. - Jak się nie znajdzie.. kopcie dla mnie już dół na cmentarzu. 

I każdy z nas poszedł w inną stronę. Mindy i Jasper mieszkają w dużym domu i to jest problem, ale mają na tyle spokojnie, że jest to cicha okolica, którą jedynie ogradza las i nieliczne domy. 

Zacząłem otwierać każde drzwi po kolei na parterze. Łazienka, pokój gościnny, kolejna łazienka, przeszukałem cały hol, nawet jak debil zaglądałem do szafek! Nic, pusto, czysto, zero śladów po dzieciaku. 

- Znalazł ktoś?! - Krzyknąłem.

- Ja nie! - Odezwał się z góry Jesse.

- Jasper, nie mówiłeś, że masz wodne łóżko! - Rzucił rozweselony Matt.

- Zamknij się i szukaj! - Krzyknął do niego zdenerwowanym tonem.

- Jakie to uczucie, kiedy się ruchacie i łóżko z wami faluje?! - Zaśmiał się.

- Wyjdź z mojej sypialni, sukinsynie! - Jasper nie wytrzymał i się zaśmiał.

Prychnąłem pod nosem i skierowałem się przez długi korytarz, który prowadzi do pomieszczenia z basenem. Rozsunąłem oszklone drzwi i wszedłem, ale w sumie nie wiem czemu, bo dziecko chyba nie weszłoby tutaj.

Prawda?

Rozejrzałem się wokół i już miałem wychodzić, ale zatrzymałem się wzrokiem na ogród, bo za wielką szybką znajduję się ich podwórko, które jest oświetlone przez lampy.

Co jest kurwa? 

Od razu skierowałem się na ogródek.

- Kim ty kurwa jesteś? - Rzuciłem wrogim tonem na wejściu.

Jakiś chuj, pedofil, nie wiem kto, klęczał i wystawiał dłonie przed siebie, a do niego czworaczkowała Rachel. Od razu podbiegłem do dzieciaka i podniosłem go.

- Kim ty kurwa jesteś? - Powtórzyłem się. - Chłopaki, ogród! - Krzyknąłem nie odwracając groźnego wzroku od mężczyzny.

Wstał i prychnął pod nosem. Jakbym kiedyś widział tego kolesia, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd..

- Wypierdalaj stąd, już. 

- Ładne dziecko mają, prawda? - Uśmiechnął się do mnie.

No rzesz kurwa mać..

Nie mogłem się w tej chwili opanować. Postawiłem delikatnie na ziemię Rachel i pocałowałem ją w główkę, a ona uśmiechnęła się uroczo wywijając przy tym malutkimi rączkami. Podszedłem do mężczyzny, u którego już dostrzegłem przerażenie i walnąłem go na początku z pięści w brzuch. Kiedy skulił się złapałem go za kark i dłoń, a później powaliłem na ziemie. Położyłem kolano na jego plecach i wykręciłem mocniej rękę, żeby nie wykonał już żadnego ruchu.

Jebany pedofil. 

Rachel zaczęła płakać, ale nie potrafiłem inaczej postąpić. Po chwili na ogródko wparowali chłopacy, którzy widząc mnie, stanęli jak wryci. Jasper od razu podleciał do płaczącego dzieciątka, którego od razu objął i uniósł uspokajającym tym samym.

- Kto to kurwa jest? - Rzucił Jesse.

- E-e-ej, to nie jest.. - Zatrzymał się Matt.

- Nie wiem, kurwa! - Wydarłem się. - Koleś, kim ty jesteś?! - Zwróciłem się do blondyna pode mną.

- Puść mnie, a powiem.. - Burknął.

- Rachel z nim była?! - Zapytał zdenerwowany Jasper. Złość w nim się gotowała, ale musiał się opanować, gdyż miał dziecko w dłoniach.

- Tak. - Warknąłem.

- Jebany pedofil! - Jesse podszedł do chłopaka i kopnął z całe siły w talie. Chłopak syknął pod nosem.

- Zabieraj stąd dziecko! - Krzyknął Matt do Jaspera.

Blondyn od razu z córeczką ruszył do domu, a nas zostawił z nieproszonym gościem. Zdjąłem z niego kolano i szarpnąłem za koszulę podnosząc tym samym na wyprostowane nogi. Jesse z całej siły walnął z pięści w brzuch chłopakowi.

- Kim ty kurwa jesteś?! - Wydarł się na niego czarnowłosy.

- Kim.. - Wysapał. - A nie lepiej zapytać, jak tutaj wszedłem? - Prychnął i spojrzał na niego rozbawiony.

Jesse zamachnął się i tym razem przywalił mu w twarz, a ciało blondyna prawie na mnie spadło, z czego się zachwiałem delikatnie do tyłu. 

- Ej, chłopaki.. Nie przypomina wam kogoś on..? - Podszedł bliżej Matt. - To ten.. 

- Chuj z tym, kim on jest! Pytanie, co on tutaj robi i dlaczego Rachel z nim była?! - Krzyknąłem zdenerwowany i potrząsnąłem kolesiem.

- Czyli jeszcze wam nie mówiła.. - Zachichotał pod nosem. - Grzeczna z niej suka. - Zaśmiał się.

Jesse znowu nie wytrzymał i przywalił gościowi w twarz. 

- Co ty człowieku pierdolisz?! Trzymajcie mnie, bo zaraz naprawdę mu zrobię większą krzywdę.. - Czarnowłosy się cały grzał.

- Koleś, kim ty jesteś? - Zapytał spokojnym tonem Matt. - I dlaczego była z tobą Rachel? 

Mężczyzna nic się nie odezwał, a zaśmiał się szyderczo. Wkurwiało mnie to, w chuj. Powoli zaczynałem tracić cierpliwość i jeszcze chwila, a zajebie go tutaj, naprawdę. W tym z przyjemnością na pewno pomógłby mi Jesse.

- Nie rób sobie problemów, a naprawdę zacznij odpowiadać.. - Warknął do niego czarnowłosy, który z trudem się powstrzymywał od zadania kolejnego ciosu.

- Niech to was nie interesuję. - Zakpił sobie.

Ja pierdole..

Powaliłem blondyna na ziemię i usiadłem na jego klatce piersiowej zadając pierwszy cios w twarz. Po chwili na ogródku zjawił się Jasper, który gotował się od złości. 

- Dzwoń na policję, Jas. - Zwróciłem się do blondyna nie odwracając morderczego wzroku od mężczyzny.

- Nie radziłbym.. - Rzucił poważniejszym, a zarazem cwanym tonem. Uśmiechnął się szyderczo do mnie, za co oberwał kolejny raz w twarz.

- Nie słuchaj go, a dzwoń! - Krzyknął Jesse, a Jasper zaczął wyciągać telefon.

- Okej, jak chcecie.. W takim razie ucierpi pewna osoba.. - Sapnął dysząc przez te wszystkie ciosy, ale szyderczy uśmieszek z twarzy mu nie schodził pomimo, że już krew z wargi mu leciała.

- Zaczekaj... - Zatrzymał go Matt wystawiając dłoń w stronę blondyna. - O czym ty mówisz? - Spojrzał na chłopaka pode mną.

- Kurwa, on z nami pogrywa, nie widzicie tego?! - Warknął Jesse.

- Tak myślisz? - Zachichotał. - W takim razie dzwoń. - Wzruszył ramionami.

Nie spuszczałem wzroku od chłopaka. Usłyszałem, jak Jasper wykręca numer na policję. Cisza trwająca między nami, mnie doprowadzała do końca skrajności. Miałem ochotę zakatować tego frajera na śmierć.

- Policja, tak słucham? - Odezwała się w słuchawce kobieta, bo Jasper dał na głośnik.

- No to ucierpi czyjaś, z waszych panienek.. - Szepnął pod nosem uśmiechając się przy tym, a ja doskonale to usłyszałem.

- Chciałem zgło-

- Stój! - Krzyknąłem przerywając mu.

- Alan, co ty odpierdalasz?! - Wrzasnął na mnie Jesse.

Jasper się rozłączył.

- Kurwa, Alan, nie wkurwiaj mnie! - Wysyczał Jas.

- Co ty pierdoliłeś tam pod nosem?! - Złapałem go za koszulkę i potrząsnąłem nim, a ten zaśmiał się.

- Mądry wybór. - Uśmiechnął się do mnie.

- To jest śmieszne.. - Jesse pokręcił głową i prychnął pod nosem zirytowany tym wszystkim.

- Wpierw dziecko, a teraz kobiety będziesz napastował?! - Krzyknąłem do niego.

- O czym ty pieprzysz, A? - Spytał mnie zdezorientowany Matt.

- Pierdole.. - Syknął pod nosem Jasper.

- Mówił, że ucierpi któraś z dziewczyn! - Spojrzałem na chłopaków.

- Co kurwa?! - Warknął Jasper i podszedł do mnie i chłopaka bliżej.

- Jak myślicie, która? - Zachichotał.

Zamachnąłem się i przywaliłem gościowi w twarz. Złość opanowała mnie całego na samą myśl, że ten mężczyzna mógłby zrobić coś Marnie. Niech tylko ją tknie, a własnymi rękoma załatwię mu piekło na ziemi.

- No, jak myślisz.. Alan.. która? - Szepnął do mnie złowieszczo.

Kurwa mać.

Czas dobroci dla zwierząt minął - nie mogłem się już opanować i zacząłem katować go pode mną. Moja pięść co sekundę trafiała go w twarz, aż w końcu odciągnął mnie Jesse i Matt.

- Uspokój się! - Krzyknął do mnie J. Złapał mnie za ramiona i spojrzał mi w oczy, ale ja go ignorowałem. Byłem cały zmachany i nie mogłem się opanować. 

Znał moje imię, skąd?! Powiedział do mnie takim tonem, jakby mówił o Marnie, kurwa! Tylko tknie moją księżniczkę, a urwę mu łeb.. 

- O czym ty człowieku gadasz?! - Jasper tym razem zajął się nim.

Chłopak nie był w stanie odpowiedzieć, bo ledwo co mógł zaczerpnąć powietrze. Nie zdziwiłbym się, jeżeli ma złamaną żuchwę. 

- Jeśli zadzwonicie na policję... - Kaszlnął. - Pożegnacie się z koleżanką.. - Chciał wstać, ale Jasper mu na to nie pozwolił. Złapał go za ramiona i przycisnął z powrotem na ziemię.

- Pierdole, dzwoń na policję! Przecież ten człowiek im nic nie zrobi, skoro jest tutaj! - Krzyknął Matt.

Opanuj się.

Wdech.

Wydech.

Wdech.

Wydech.

- Myślisz, że nie mam ludzi od tego? - Zachichotał. - Radziłbym wam teraz mnie puścić, bo jeszcze chwila, a nie zobaczycie jednej z tych panienek.

Kurwa mać.

- Jasper.. - Rzucił łagodniejszym tonem Jesse. - Puść go.. 

Jas odsunął się od niego, jak i czarnowłosy ode mnie. Z trudem się powstrzymywałem, żeby mu nie przyjebać. Wyciągnąłem paczkę marlboro z kieszeni i odpaliłem papierosa chcąc odstresować się, ale nie mogłem, do cholery jasnej nie mogłem.

- O czym ty człowieku mówisz? - Spytał go Matt. - I dlaczego dziecko w to jest wmieszane? Dlaczego dziewczyny? 

Chłopak zaśmiał się pod nosem i wstał poprawiając koszulę. Ledwo co stał na tych nogach, ale wyprostował się i uniósł swój wzrok na nas wszystkich.

- Nie interesujcie się. Cieszcie się, że w ogóle macie takie informacje. Jedno słowo na policji, jeden ruch, a zniszczę każdą po kolei... - Syknął. Jego ton się zmienił. Był morderczy i poważny.. 

Każdy z nas osłupiał. Nie odezwaliśmy się, bo jak zauważyłem - chłopaki jak ja byli w szoku. Blondyn zaczął kierować się do wyjścia przez podwórko.

- Tkniesz którąś, a pożałujesz. - Ostrzegłem go.

- Pytanie czy którąś już tknąłem, czy nie.. - Odwrócił się do nas i posłał cwany uśmieszek. Po chwili zniknął już nam z oczu.

- Pierdole! - Wydarł się Jasper. 

- Dzwoń do Mindy i powiedz, że mają wracać! - Matt wydarł się na blondyna. 

Każdy z nas nie wiedział, co teraz zrobić. Nie tylko dziecko jest zagrożone, ale i dziewczyny. Na dodatek prawdopodobnie któraś z nich już miała do czynienia z nim! Jestem wkurwiony i wściekły, jedynie czego chcę, to żeby Marnie przyjechała tutaj...

Ja, Matt i Jasper wyjęliśmy telefony i zadzwoniliśmy do każdej z dziewczyn. Wyciągnąłem kolejnego papierosa i odpaliłem próbując się uspokoić, ale nie mogłem. Próba dodzwonienia się do tej kretynki jeszcze bardziej mnie zdenerwowała.

- Kurwa mać! - Wydarłem się. 

- Mindy też nie odbiera.. - Syknął Jasper.

- Eva?! - Krzyknął Matt, a każdy z nas naglę się ocknął i spojrzał na chłopaka.

- Mów, że mają wracać! - Krzyknąłem do niego i zaciągnąłem się.

- Co wy kurwa robicie tam?! Macie wracać!... Ja pierdole, ty się ledwo trzymasz! 

Na samo słowo, że ledwo się trzyma już mam obraz nieprzytomnej Marnie.. O ja pierdole, nie chcę o tym myśleć.. 

Kretynka obiecała!

 - Marnie? Marnie, ile wy wypiłyście? - Powiedział już łagodniejszym tonem.

- Daj mi ją! - Wydarłem się i wyrwałem mu telefon.

- Halo? Matt? - Usłyszałem ją. Jej głos nie sugerował, że piła, ale miała inny.. Przymulony i spokojny..

- Marnie? Macie wracać! - Zaciągnąłem się.

- Alan? O co wam chodzi? 

- Po prostu wróćcie! 

- My.. nie damy rady.. Eva się ledwo co trzyma, a Mindy już odpadła, haha..

- Idiotki.. - Syknąłem. - Piłaś? - Spytałem poważniejszym tonem.

- Trochę.. Więcej paliłam, ale trzymam się, spokojnie.. 

- Jutro o trzynastej macie być w Nowym Jorku. - Rozłączyłem się i podałem telefon do Matta.

- I? - Spytał Jasper.

- Ledwo co się trzymają. Nie są w stanie nic zrobić, kurwa! - Zaciągnąłem się.

- Dobra, spokojnie.. Nie wydaje mi się, żeby ktoś poleciał za nimi. - Zaczął Jesse.

- Kurwa, J! Łatwo mówić! - Wydarł się na niego blondyn. - To nie twoją dziewczynę jakiś psychol nęka i to nie twoje dziecko było w jego łapach! 

- Bynajmniej nie mam teraz takich problemów.. - Prychnął.

- Jeszcze słowo kurwa.. - Posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. 

- Dobra, nie kłóćcie się, to nic nie da.. - Wtrącił się Matt.

Fajka, przegryzanie policzka, myślenie o czymś miłym - nic kurwa nie pomagało. Nie mogłem się skoncentrować nad niczym innym, jak na tym, żeby to nie była Marnie. Żeby tylko nie nękał ją, nie robił jej krzywdy ani nic z tych rzeczy.

~~~~~

U Jaspera siedzieliśmy chyba do drugiej w nocy, aż w końcu pojechaliśmy do swoich mieszkań. 

Co pierwsze zrobiłem w domu, to poszedłem wziąć długi i zimny prysznic, który odrobinę mi pomógł, ale dalej nie mogłem normalnie funkcjonować, jeśli chodzi o myślenie. Cały czas myślałem o niej i o tym, czy wszystko u niej w porządku. 

Wiem, jak dobrze umie udawać i tłumić w sobie emocję. Musiałem się dowiedzieć czy wszystko u niej dobrze i czy to nie ją prześladuje. 

Wyszedłem spod prysznica i wlazłem tylko w szare, luźne dresy. Zszedłem na dół do salonu i odpaliłem papierosa stojąc przy oknie. 

A co jeśli.. To ten facet jej zrobił malinkę..? Nie.. Nie, na pewno nie.. Skoro dzisiaj zastałem Rachel z nim, to on musi mieć coś z Mindy.. Biedna dziewczyna.. Współczuję Jasperowi, bo nie tylko dziecko jest zagrożone, ale i jego żona. 

Dlaczego one nic nie mówią? Czym on je zastrasza? Cholera jasna, to jest popierdolone!

Nagle mój telefon zadzwonił. Podszedłem do stolika w salonie i sięgnąłem po niego, a na wyświetlaczu pokazała mi się Marnie..

- Halo? - Zaciągnąłem się.

- Cześć.. - Mruknęła. Jej głos był taki słodki, jezu..

- Coś się stało? Dlaczego nie śpisz? - Podszedłem z powrotem do okna.

- Nic, chciałam do ciebie zadzwonić.. tak o. Dziewczyny śpią, a mi się nudzi..

- Czyli jestem dla ciebie na zbicie czasu? - Uśmiechnąłem się. I tak wiedziałem, że tak nie myśli.

- Nie.. Dlaczego tak uważasz? - Szeptała. Nie chciała chyba obudzić dziewczyn, choć one są napierdolone w trzy dupy. Jej głos był taki uroczy, niewinny, słodki. 

O jezu, chciałem ją już dotknąć.

- Alan.. Jesteś na mnie zły? - Posmutniała.

- Nie, nie jestem. - Odparłem.

Moja złość na nią przeminęła już dawno. Wiedząc, że jakiś psychopata, którąś z dziewczyn mógł nachodzić, a w tym moją Marnie... Teraz liczyło się jej bezpieczeństwo.

- Ja przepraszam, to naprawdę nie jest tak, jak ty myślisz.. Nie mam nikogo, naprawdę.. Po prostu.. Jejku, nie mogę ci powiedzieć.. 

- Możesz, zrozumiem wszystko.

- Nie, ja naprawdę nie mogę mówić.. - Jej głos się załamywał.

- Przyjedź jutro cała i zdrowa, dobrze? 

- Mhm.. - Mruknęła, jak niewinne dziecko.

- Kocham cię. - Zaciągnąłem się i wyrzuciłem fajkę.

- Ja...

Ciebie też, proszę.

- Dobranoc, Alan.. - Rozłączyła się.

Przegryzłem policzek i wciągnąłem przeciągle powietrze przez nos. Ma czas, więc będę spokojny. Dam jej wszystko, czego potrzebuję, zaczekam.

~~~~~

Marnie POV:

Czuje się dobrze. Jestem wypoczęta, spokojna i odprężona. O trzynastej znalazłam się w domu, a tam na mój widok Larry zaczął mruczeć i ocierać się o mnie od razu na wejściu. 

Na czternastą widzę się z Alanem, bo przychodzi do mnie. Chciał o czymś porozmawiać, co trochę mnie niepokoi, ale jestem dobrej myśli. Nie chcę zjebać sobie humoru przez jakieś głupstwo, dlatego mam nadzieję, że rozmowa będzie pozytywna.

Całą torbę wypakowałam i poukładałam rzeczy. Poszłam się przebrać w czarne spodnie i białą bokserkę i związałam włosy w kucyka. Powędrowałam na taras zapalić papierosa i kiedy byłam w połowie, porsche Alana podjechało pod mój penthouse. 

Spojrzał w górę i pomachał mi uśmiechając się przy tym uroczo, oczywiście odwzajemniłam gest. Skierował się do wejścia, a ja dokończyłam swojego papierosa.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi, a ja krzyknęłam, żeby wszedł. 

- Cześć. - Uśmiechnął się i ściągnął z siebie skórzaną kurtkę. - Jak wyjazd? 

- Dobrze. - Uśmiechnęłam się i usiadłam na fotelu podciągając do siebie nogi, a Alan rozsiadł się na kanapie. - Mindy jarała.. - Poczułam, jak na policzki wkradają mi się rumieńce.

- Naprawdę? - Uniósł brwi w górę ze zdumienia. - Młodą matkę na złą drogę sprowadzacie, nieładnie.. - Uśmiechnął się łobuzersko.

- Niech się zabawi, a nie! 

- Miałyście jakieś problemy? - Spoważniał.

- Um, nie.. A o czym chcesz porozmawiać tak w ogóle?

- Marnie, no bo.. - Poprawił się na kanapie i spojrzał na mnie.

Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech. Spokojnie.

- Ja już wiem. - Rzucił nie odrywając ode mnie wzroku.

- Ooo..? - Zmarszczyłam brwi.

- O tym mężczyźnie, który ciebie nachodzi. 

Kurwa mać.

Kurwa mać.

Kurwa mać.

Przegryzłam policzek i odwróciłam głowę w bok. Alan się dowiedział.. Skąd?! Skąd on wie do kurwy nędzy?! Czy on rozmawiał z Luką?! Przecież Luka by mu tego nie powiedział! 

- Alan, ja-

- Cz-czyli.. to prawda? - Spojrzał na mnie zszokowany. - To ciebie on nęka?! - Wstał.

Spojrzałam na niego i dostrzegłam złość. Bałam się cholernie. Bałam się potwierdzić, ale to zrobiłam kiwając głową. 

- Kurwa mać! - Wydarł się i poczochrał swoje włosy chodząc w tą i we w tą. - Dlaczego? Dlaczego ty?! Kto to jest?! Jak długo to trwa?! Co on ci zrobił?! 

- J-jak się.. dowiedziałeś.. - Nawet na niego nie spojrzałam.

- Nie ważne, mów wszystko! 

- Alan, no bo.. To jest ten.. Luka.. - Mój głos się łamał. - Ten z New Jersey.. 

- Znowu on kurwa?! - Był zły, wściekły, załamany. 

Nie dziwie się mu.

- Co on tutaj robi?! I dlaczego ty?! Co on ci zrobił?!

- Alan, błagam, nie denerwuj się i błagam nie idź na policje, proszę! - Wstałam i podeszłam do niego. - On.. On jest chory! - Nie wytrzymałam. - Na początku dostawałam od niego paczki w pracy, a później wreszcie go spotkałam w Fox. Zaczął mnie nachodzić w domu.. Nie mogłam nic zrobić, bo zagroził mi tym, że Rachel ucierpi.. On.. On od dawna obserwował mnie i rodzinę Mindy! Ostrzegł, że jak pójdę z tym gdziekolwiek, to Rachel ucierpi! - Łzy zaczęły ze mnie spływać, jak chciały. Nawet nie patrzałam w oczy Alanowi, tylko na podłogę. - Ja.. Ja nie mogłam nic zrobić.. - Załkałam.

- Jezus, dlaczego mi nie powiedziałaś?! - Gwałtownie mnie pociągnął do siebie i przytulił. - Czy on ci coś zrobił? Czy on ciebie-

- Nie, nie zgwałcił mnie, ale.. Malinka jest od niego.. - Przytuliłam się mocno. - On zna kody zabezpieczające i wchodzi do mnie kiedy chce... Boje się, nie mogłam nic zrobić.. 

- Czy coś jeszcze ci zrobił? 

Odsunęłam się od niego i dalej nie utrzymywałam kontaktu wzrokowego, za to jego wzrok czułam na sobie. Złapałam za guziczek w spodniach i odpięłam, rozpięłam także rozporek i zsunęłam spodnie do połowy ud. Odwróciłam się do niego tyłem i zamknęłam mocno oczy.

Nie odezwał się. Poczułam, jak przejeżdża dłonią po moim pośladku. Robił to delikatnie i kojąco, dlatego się nie bałam.

- Skąd.. się dowiedziałeś.. - Założyłam z powrotem spodnie. Odwróciłam się do niego i wreszcie spojrzałam mu w oczy. Były one pełne zmartwienia i troski. 

- Wczoraj z chłopakami byliśmy u Jaspera. Później Rachel zniknęła. - Kiedy to powiedział drgnęłam cała i zrobiłam przerażone oczy.

Kurwa mać. 

Co on jej zrobił?!

- Zaczęliśmy jej szukać, aż w końcu znalazłem ją w jego towarzystwie.. - Cały się spiął. - Później powiedział, że jak pójdziemy na policje, to ucierpi któraś z was, dlatego dzwoniliśmy do was w nocy, że macie wracać. Teraz już wiem, skąd znał moje imię i spytał czy wiem, która ucierpi.. - Prychnął. - Nie wiedziałem o wszystkim.. Zacząłem coś podejrzewać i podpuściłem ciebie teraz, przepraszam.. Musiałem się dowiedzieć! Nie chcę, żeby tobie coś groziło! 

Nie czuję do niego urazy, bo go rozumiem. Gdyby ktoś tak postąpił, zrobiłabym to samo, co Alan. Nie dziwie się mu, że podpuścił mnie. On chciał po prostu się dowiedzieć..

- Błagam, nie idźmy z tym na policję.. - Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i wtuliłam się.

- Kochanie, musimy.. - Przytulił mnie.

- Proszę.. nie.. 

- Nie zniosę myśli, że on ciebie dotykał i krzywdził. - Odsunął się ode mnie i spojrzał czule w oczy. - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek ciebie skrzywdził. Nikt nie będzie mi ciebie dotykał, ranił i sprawiał przykrość, rozumiesz? Nie pozwolę na to. Masz mi od teraz wszystko mówić, dobrze? - Ujął mój policzek. 

Pokiwałam twierdząco głową i przegryzłam wargę, ale nie zrobiłam tego celowo, bo zobaczyłam, jak spogląda na to. Przejechał kciukiem po moim policzku i pociągnął do siebie łącząc przy tym nasze usta. 

- Kocham ciebie i nie pozwolę, żeby ktoś ciebie ranił. - Szepnął i znowu złączył nasze usta w czuły pocałunek.

~~~~~










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro