20. Nie zostawiaj mnie...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęłam mrużyć oczy i co pierwsze poczułam, to ból głowy i suszenie w gardle. Otworzyłam szerzej oczy i rozejrzałam się dookoła nie dostrzegając nigdzie Alana. Miejsce obok mnie było też puste. 

Pamiętam doskonale wczorajszy wieczór i pamiętam wszystko. 

Ja miałam taką chcicę na niego!

Zobaczyłam obok na szafce nocnej szklankę wody i tabletkę, dlatego od razu łyknęłam lekarstwo popijając. Wstałam z łóżka i skierowałam się do toalety. 

Mój wygląd nie należał do najlepszych, gdyż blada twarz, podkrążone, skacowane oczy nie pasowały do rozmazanego makijażu, jaki gościł mi na twarzy. Jednym słowem - wyglądałam okropnie. 

Przemyłam twarz zimną wodą i ogarnęłam swój stan do porządku. Wyszłam po niecałych dziesięciu minutach i nie ubierając na siebie sukienki zeszłam w samej bieliźnie na dół. 

W salonie dostrzegłam już przed laptopem pracującego Alana. Zignorowałam go i skierowałam się prosto do kuchni. Oczywiście kątem oka dostrzegłam jak jego wzrok uniósł się na mnie i zlustrował mnie całą, nie odzywając się w ogóle przy tym.

W kuchni od razu zabrałam się za zrobienie gofrów. Nie zwracałam w ogóle uwagi na pracującego Alana obok, dlatego puściłam muzykę w radiu na full i kończyłam moje gotowanie.

Ja nie jestem na niego zła, ja po prostu go drażnię i prowokuje, bawię się z nim. Nie był chyba świadomy, że ja to naprawdę zapamiętam, a naprawdę... wtedy miałam w chuj ochotę i nie wybaczę, że odmówił! 

W czarnym, koronkowym komplecie bielizny kuchciłam i podśpiewywałam pod nosem. Po chwili gofry już były gotowe, więc zaczęłam polewać je czekoladą i dokładać owoce.

- Możesz to wyłączyć?! - pojawił się w kuchni.

- Nie. 

- Marnie... - rzekł zniecierpliwiony.

- N.I.E - spojrzałam na niego i zaczęłam obierać banana. - Ja dalej pamiętam.

- Tak, ja też pamiętam! - podszedł do radia i go ściszył. - Że się najebałaś, a obiecałaś! 

- Ojej... - spojrzałam mu w oczy i zaczęłam lizać banana w bardzo nieprzyzwoity sposób.

Zobaczyłam, jak napina się i próbuje skupić swój wzrok na moich oczach, ale cały czas schodził z nim niżej. Uśmiechnęłam się cwanie, aż w końcu włożyłam czubek do buzi nie gryząc go.

- Czy mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego obiecujesz, a nie dotrzymujesz słowa? - powiedział chcąc skupić uwagę na rozmowie.

- Dobrze, przepraszam. Ale ja wszystko pamiętam i nie było ze mną tak źle, więc nie masz o co być zły - sięgnęłam po bitą śmietanę.

- No właśnie mam być zły... - tutaj się zatrzymał, bo przyglądał mi się, jak zahipnotyzowany.

Wycisnęłam bitą śmietanę na czubek banana i zaczęłam oblizywać. Oczywiście cały swój wzrok skupiłam na Alanie w bardzo niewinny i uwodzicielski sposób. 

- Przestań.

Zachichotałam pod nosem i w wolnym tempie wsunęłam banana do buzi w połowie, tak samo w wolnym tempie go wyciągałam. 

- Przestań, cholera - warknął.

Przestałam, bo musiałam zjeść w końcu gofry, które na mnie czekają. Wskoczyłam na wyspę kuchenną i zabrałam się za jedzenie.

- Wiesz, że nie chcę, aby coś ci się stało... Dlaczego nie możesz tego zrozumieć? - ruszył w moją stronę powolnym krokiem.

- Alan... - przekręciłam oczami. - Zrozum, że wczoraj nie byłam najebana nie wiadomo jak, naprawdę.. 

- Ale piłabyś więcej, gdyby nie trzeźwa Mindy, i co wtedy? - stanął na przeciwko mnie.

Nie odpowiedziałam, a wzięłam gryza gofra i odwróciłam od niego wzrok. 

- Na czternastą mam wyjazd.

- Gdzie? - spojrzałam na niego.

- Do Las Vegas, będę jutro pod wieczór.

- Która godzina? - zeskoczyłam w blatu i wpakowałam talerz do zmywarki.

- Po jedenastej - poczułam, jak mnie obejmuje wokół talii.

Od razu od niego odskoczyłam z uśmieszkiem. Oj, nie... Nie dam mu się, bo ON CHCĘ TERAZ. Ja też chciałam!

- Ach, taka jesteś? - uśmiechnął się i uniósł brwi w górę w zaskoczeniu.

- Pamiętam - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Załóż coś na siebie, bo nie chcesz chyba, żebym ciebie zgwałcił, prawda? - zaczął się do mnie znowu zbliżać.

- Nie, nie założę... - odsunęłam się od niego stawiając każdy krok z gracją. 

- Naprawdę złościsz się o to, co wczoraj się wydarzyło? - prychnął. - To twoja wina, że piłaś, a ja nie chciałem.

- Ugh, jak baba! Jakbyś ty był najebany, ja bym ciebie przeleciała - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się zadziornie, cały czas cofając się do tyłu. 

- Ubierz się, bo mnie kusisz, kurwa - warknął i nie odwracał ode mnie wzroku.

- Ach, tak? - złapałam za zapięcie od stanika i jednym ruchem go rozpięłam.

Ramiączka same mi się zsunęły i po kilku sekundach stanik znalazł się na podłodze. Alan przegryzł wargi i nie spuszczał ze mnie tego pełnego pożądania wzroku. 

- Naprawdę chcesz tak pogrywać, kochanie? - uniósł jedną brew w górę.

- Odpłacam się tylko - rzekłam czarującym tonem i odwróciłam się do niego plecami.

Nie zdążyłam zrobić pięciu kroków, a wielkie ręce objęły mnie wokół i podniosły. Alan przerzucił mnie przez jedno ramię.

- Alan, puszczaj! - walnęłam go pięścią w plecy, ale nawet nie drgnął.

- Odpłacę się za to - powiedział rozbawiony.

- Jak ja ci się odpłacę... - warknęłam i odpuściłam dalszej walki, bo nie miałaby ona sensu.

- Tak? - wszedł po schodach i skierował się prosto do sypialni.

- Puść mnie! - krzyknęłam.

Puścił, jak chciałam, ale zrobił to w taki sposób, że po prostu rzucił na łóżko i zawisł nade mną. 

- Więc? - spojrzał na mnie z góry. 

- Proszę. Ja nie chcę - zachowałam spokój i patrzałam w jego oczy.

- Jak bardzo mnie prosisz..? - zaczął składać milutkie pocałunki na mojej szyi i dekolcie.

- Bardzo, bardzo...

- No dobrze, ale następnym razem ci nie odpuszczę - nachylił się nade mną i złożył pocałunek na moich ustach.

Wstał i chciał gdzieś iść, ale zatrzymałam go:

- Jeśli chodzi o ten wyjazd, to o której jutro będziesz? - usiadłam na krawędzi łóżka.

- Nie wiem, dwudziesta pierwsza najpóźniej, a co? Będziesz tęsknić? - odwrócił się do mnie i uśmiechnął łobuzersko.

- Bardzo... - westchnęłam, jak zauroczona dziewczyna. - Ale mam nadzieję, że żadnej-

- Tylko na tobie mi zależy - przerwał mi. Wpatrywał się we mnie intensywnie i na chwilę nie spuszczał wzroku. - Nie myśl o tym, bo to nawet się nie wydarzy. Kocham ciebie i tylko ciebie, rozumiesz? - podszedł do mnie i uklęknął. Położył dłonie na moich kolanach i wjeżdżał w nimi w górę i dół. 

- Dobrze - odparłam uśmiechając się delikatnie.

- Kocham cię - uniósł się i złączył nasze usta w czuły i namiętny pocałunek.

~~~~~

Alan już wyleciał, a ja... Zrobię mu niespodziankę. Nie wylatywałam w sprawach biznesowych, a tak po prostu. Jestem w drodze na lotnisko i dochodzi już godzina szesnasta. 

Zaraz po jego wylocie sama spakowałam swoje rzeczy, bo zaplanowałam to już godzinę przed czternastą. Poinformowałam dziewczyny, które wręcz śmiały się ze mnie i mojego planu, ale były jednocześnie zachwycone. Oczywiście wspominały, żebym dała szansę, że mam już skończyć z tym czekaniem, ale wolę jednak jeszcze dać temu czas.

Wysiadłam na lotnisku i powędrowałam do mojego prywatnego samolotu, który wyleci do Las Vegas, a tam powinnam już być za niecałe trzy, cztery godziny. 

Wsiadłam na pokład i od razu co, to rozłożyłam się na skórzanym fotelu i wyciągnęłam telefon. Zauważyłam esemesa od Alana.

Od; Alan
Tęsknie, tęsknie, tęsknie, a ciebie tutaj nie ma. Chcę wracać!

Uśmiechnęłam się pod nosem i od razu wystukałam mu wiadomość.

Do; Alan

To wracaj ;)

Co ja wypisuje?! Nie! Ma nie wracać, ja lecę do niego! 

Długo nie musiałam czekać na wiadomość.

Od; Alan
Chciałbym, ale musiałem wylecieć. Wiesz coś na ten temat, służbowo itd... Kocham cię.

Boże, aż mnie skręca w brzuchu na słowo Kocham cię, które nie dość, że wymawia, to i pisze. Nie poznaję tego mojego małego chłopczyka! Słowo kocham cię już mu normalnie przechodzi przez gardło, a wcześniej? 

Ciesze się, że go spotkałam. Nie wyobrażam sobie jego nie bycia i za żadne skarby nie chcę, aby ten mój duży chłopczyk  mi z życia zniknął. Tak cholernie za nim tęskniłam, tęsknie, pragnę go ponownie. 

Do; Alan
Miłego lotu :)

Boże, chcę ci powiedzieć.

Chcę.

Od; Alan
Kocham cię, dziewczynko.

O ten mi wjeżdża z dziewczynką! Już dawno nie pamiętałam, kiedy tak ostatnio mnie nazwał. Poza tym, może i mamy tyle lat, ale ja dalej mam te nawyki z czasów nastolatki i widzę, że Alan czasem także je miewa. To nie jest dziwne, a normalne. Chociaż może to dla innych być właśnie nienormalne, żeby znani biznesmeni się tak zachowywali! 

Pieprzyć to i tak.

Nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać tylko dlatego, bo wypadnę źle i firma może na tym stracić. Dla mnie priorytetem są najbliżsi i to oni są najważniejsi w moim życiu, a nie firma po mamie.

Alan

Alan

Alan 

On jest najważniejszy.

~~~~~

Trafiłam chyba pod dobry hotel, gdyż kręcących się dwóch paparazzi przed budynkiem przekonuję mnie, że to tutaj Alan się zatrzymał. 

Odebrałam kartę do pokoju od recepcji i pognałam do windy. Na całe moje szczęście nikt mnie nie rozpoznał, gdyż czarne okulary przeciwsłoneczne i duży kapelusz zasłaniał mnie, z czego teraz wyglądam, jak tajniak. 

Winda zatrzymała się na siódmym piętrze, a kiedy drzwi się rozchyliły, zamarłam. 

O cholera jasna.

Do windy akurat musieli wejść oni, kurwa mać!

Alan i Jesse zmierzyli mnie od góry do dołu, ale nie odezwali się, a weszli do środka. Zaczęłam nabierać głębszych oddechów przez nos i odsunęłam się kawałek spuszczając głowę w dół, żeby kapelusz mnie zasłonił. Oboje stanęli z boku i zaczęli rozmawiać po cichu, ale stąd mogłam usłyszeć, o czym rozmawiają.

- Nie powiedziała ci jeszcze? - szepnął do niego i prychnął pod nosem, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie, ale ja poczekam. Nie naciskam na nią, nie chcę jej stracić. 

- Kurwa, wpierw Jasper, później Matt, a teraz ty... - szturchnął go w ramię. - Tylko ja chyba pozostanę wolny. 

- Nie dziwie się, kto chciałby takiego idiotę - zaśmiał się brunet.

Prychnęłam pod nosem z rozbawienia, co niestety oni usłyszeli.

Kurwa mać.

- Nie ładnie tak podsłuchiwać.. - stanął obok mnie Jesse.

Był blisko.

Zbyt blisko!

Czułam jego oddech na szyi i napierające biodra na mnie. Nachylił się nade mną, a ja poczułam dreszcze przechodzące przez całe ciało. Nawet i Jesse potrafił sprawić mi takie dziwne uczucie, bo w sumie pieprzyłam się z nim i to nie raz.

- Wybaczę, jeśli da pani się zaprosić na kolację.. - szepnął mi do ucha.

Phi.

Nie odezwałam się, bo właśnie winda zatrzymała się przy moim piętrze. Wybiegłam z windy zostawiając ich w środku zdezorientowanych, ale za sobą usłyszałam jeszcze wymianę słów.

- Ej, czy to nie-

I dalej nie usłyszałam, bo winda się zamknęła. Na moje szczęście, bo serce wali mi, jak u  wystraszonego królika.

Skierowałam się prosto do swojego pokoju z numerkiem trzysta pięćdziesiąt siedem i otworzyłam go kartą. Pokój, jak pokój - normalny, przytulny i typowy, dla pięciogwiazdkowych hoteli.

Moje walizki już znajdowały się w środku, a ja nie miałam zbyt dużo czasu, bo dochodziła dziewiętnasta, a przede mną jeszcze kąpiel, makijaż i ubiór na dzisiejszy wieczór.

Od razu rozebrałam się z ciuchów i poszłam do toalety. Napuściłam wody do wanny i już po kilku minutach zanurzyłam w niej ciało, oczywiście odprężając się tym samym, co bardzo dobrze mi zrobiło.

''Nie, ale ja poczekam. Nie naciskam na nią, nie chcę jej stracić.''

Jego słowa chodzą mi po głowie CAŁY CZAS.

~~~~~

Skończyłam ostatnie poprawki przy lustrze i jestem z siebie dumna i mojego makijażu, który jest delikatny, bardzo dopracowany i pasujący do mojej urody. Nie nakładałam jakiś czarnych, mocnych cieni, mocnej tapety na twarzy, bo to ZAWSZE odstrasza mężczyzn, a kobiety robiący taki makijaż myślą, że właśnie taki ostry i zadziorny przyciągnie - nie. Odrzuca to od razu. Mężczyźni preferują naturalny, delikatny i schludny makijaż u kobiet, a nie straszydło.

Wyciągnęłam sukienkę i założyłam ją od góry. Była ona czarna, ze sznurowanym dekoltem, który był wycięty w serek aż do pępka, i ze sznurowanymi plecami, które były odkryte do dołeczków. Była ona obcisła i mocno przylegała, co podkreślało moje biodra, tyłek, piersi, płaski brzuch i zgrabne nogi. Kończyła się na kostkach, a z boku miała dwa wycięcia do połowy ud. Włosy delikatnie pofalowałam prostownicą i byłam gotowa na wyjście.

Wyglądałam seksownie!

Sięgnęłam po białą kopertówkę i włożyłam do niej niewiele rzeczy. Skierowałam się do wyjścia i tym razem sprawdziłam bardzo dobrze, gdzie wkładam kartę od pokoju.

Na korytarzu nikogo nie było, poza jednym mężczyzną w garniturze, który kierował się do wyjścia. Wyglądał na maks czterdziestkę i przypominał typowego biznesmena. 

Weszłam do windy wraz z mężczyzną i jechaliśmy w zupełnej ciszy. Czułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie, ale w sumie... nie dziwie się, bo także bym oglądała się za sobą. Wyglądałam naprawdę bardzo ładnie i sama w to nie wierzę, że bez żadnej pomocy od Holly mogłam siebie tak urządzić!

- Pani także do Wynn? - przerwał tą niezręczną ciszę.

Czyżby mówił o miejscu spotkania także i Alana? 

- Tak - odparłam.

- W sprawach biznesowych? - uśmiechnął się.

- Powiedzmy.

Winda się zatrzymała, a ja wraz z mężczyzną skierowałam się do wyjścia. Na głównym holu dostrzegłam kilku biznesmenów, którzy także wychodzili już z hotelu. Bałam się spotkać Alana i Jesse'a, dlatego założyłam okulary przeciwsłoneczne i powędrowałam szybko do wyjścia. 

Na moje szczęście złapałam szybko taksówkę.

- Do Wynn! - poinformowałam.

- Robi się - ruszył prosto do kasyna.

~~~~~

I po niecałych trzydziestu minutach byłam już przed największym kasynem w Las Vegas. Wysiadając z taksówki już słyszałam bawiących się ludzi w środku. Jestem zdziwiona, że to tutaj prawdopodobnie będzie Alan. 

Skierowałam się do wejścia. Zdjęłam z siebie okulary i zaczęłam zachwycać się tym wszystkim kolorom. W ogóle zachwycałam się wnętrzem, które tutaj było tak pięknie urządzone, bogate w sobie, majestatyczne i rewelacyjne. Każdy szczegół dopracowany wyłącznie dla gości, którzy się świetnie bawili.

Krążyłam po wielkim holu i obserwowałam wszystkich dookoła, ale nie mogłam w tym dostrzec Alana i Jesse'a... Czyżby to nie było to miejsce, w którym będą mieli spotkanie? 

Naglę podszedł do mnie kelner z tacą i kieliszkami szampana na niej. Wydaje mi się, że wziął mnie za kogoś ważnego, bo nigdy nie spotkałam się z tym w kasynie, żeby kelner do kogoś - ujmując to delikatniej - zwykłego podchodził i częstował.

- Z jakiej to okazji? - spytałam unosząc jedną brew w górę i spoglądając na młodego mężczyznę.

- Kazano - wzruszył ramionami.

Umm, kazano? Zaraz, zaraz, kto mógłby kazać obsłudze mnie częstować? Czy ktoś mnie tutaj rozpoznał?! 

Wzięłam kieliszek szampana i pognałam gdzieś w kąt, ale nie było mi to dane, bo po chwili poczułam dłoń na ramieniu.

- Wilson! - usłyszałam radosny ton mężczyzny, którego gdzieś już słyszałam...

Odwróciłam się do tyłu i pomrugałam kilka razy.

- Marlen.. - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Skąd się tutaj wzięłaś? - stanął na przeciwko mnie z szarmanckim uśmieszkiem. - Nie przypominam sobie, żebym to z tobą miał spotkanie.

- Umm, j-jak to? A masz z kimś? - zrobiłam większe oczy.

- Tak, właśnie zaraz. W tym oto moim królestwie - obrócił się wokół i uniósł dłonie, gdzie w jednej trzymał kieliszek szampana i wskazał na pomieszczenie.

- Jesteś właścicielem tego kasyna? - zrobiłam większe oczy.

- Tak - odparł. - A poza tym... - nachylił się nade mną. - nie zadzwoniłaś.

No tak, przecież on wcisnął mi swój numer.. 

- Przepraszam... - uśmiechnęłam się zawstydzona i odsunęłam od niego kawałek. - Nie miałam czasu.

- Ale ciesze się, że przyjechałaś - uśmiechnął się mile.

- Jak podoba ci się wnętrze? - wskazał na otoczenie.

- Bardzo ładne.

- A w ogóle co u ciebie słychać? Nie masz pojęcia, jak długo czekałem, żeby ciebie zobaczyć... - na jego twarzy namalował się uśmieszek prawdziwego hollywoodzkiego kobieciarza.

Pff.

- Czy przypadkiem nie masz spotkania? - uniosłam kąciki ust do góry w zadziorny sposób.

- Spotkanie może poczekać, skoro ty tutaj jesteś - objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w stronę ogromnego baru.

- Chcesz mnie upić czy co? - prychnęłam.

- Oczywiście, że nie - zachichotał. - Po prostu chcę zaproponować najlepsze, co mamy. Mam nadzieję, że ci się spodoba. 

Usadził mnie na barmańskim krześle, gdzie nie sięgałam stopami do podłoża i sam zasiadł obok. 

- Chan, daj oto tej piękności nasz najlepszy specjał - skinął do mnie głową.

- Na koszt firmy? - spytał wyjmując szklankę.

- Nie, kretynie... - oburzył się. - To mój specjalny gość - dał duży nacisk na słowa.

Uśmiechnęłam się pod nosem, ale jednocześnie poczułam wyrzuty sumienia.. Przyjechałam tutaj dla Alana, a co robię? Siedzę przy barze z obcym mi facetem, którego drugi raz widzę i już mi prawi komplementy i częstuje swoim najlepszym alkoholem, żenada. 

Spróbuje ten jego ''najlepszy specjał'' i zmywam się stąd szukając osobę, dla której tutaj przyjechałam.

- Proszę bardzo - barman podał mi przed nosem szklankę z alkoholem i mrugnął do mnie.

- Co ciebie sprawdziło do Las Vegas, skoro nie spotkanie? - spytał Marlen - Poza tym, mówi mi Ian.

- Dobrze, Ianie... - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk napoju - Mmm, dobre! - spojrzałam na niego zafascynowana.

- Wiadomo... - poprawił marynarkę i dumnie się uśmiechnął.

- A co mnie sprowadza tutaj, to... - wzrokiem przeleciałam po otoczeniu i zatrzymałam się czując już uścisk w sercu.

- Tooo..? 

- Alan... - szepnęłam do siebie, ale wiedziałam, że i on to słyszy.

Dosłownie. 

On.

Ale na dodatek on stoi na przeciwko nas. Wgapiony złym i wrogim spojrzeniem na Iana, a na mnie spogląda z żalem i wściekłością.

Kurwa mać.

- Kto? - nachylił się nade mną.

O nie, o nie, o nie.

On się tutaj zbliża! 

- Marlen! - Krzyknął zimnym i poważnym tonem. 

Odłożyłam szklankę na blat, bo nawet nie miałam ochoty już dotykać tego alkoholu. Wzrokiem uciekałam od najgorszego, co może się teraz wydarzyć. To moja wina, znowu moja, kurwa jasna cholera, moja wina.

''Nie, ale ja poczekam. Nie naciskam na nią, nie chcę jej stracić.''  

A robię, do kurwy nędzy, wszystko, żeby to spierdolić.

Jestem taka głupia.

- Och, Henderson! - wstał i uścisnął sobie z nim dłoń.

Spojrzałam na nich, a kiedy oderwali swoje dłonie zauważyłam, jak Marlen się krzywi i macha swoją dłonią. Musiał to być naprawdę... wdzięczny uścisk ze strony Alana.

- Chcesz się spóźnić na spotkanie? - rzucił zimnym tonem brunet.

- Ach, już, już... - spojrzał na mnie. - Wilson, spotkajmy się później.

Nie, nie, nie, nie mogę, kurwa mać, nie mogę

Pieprzyć to.

- Nie.

Obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

- Nie, bo spotkam się z nim - wskazałam na Alana.

Marlen nie odezwał się, a pomrugał kilka razy tak samo, jak Alan, który spogląda na mnie z szokiem i niedowierzeniem, jakby się przesłyszał tego, co właśnie powiedziałam.

- Wybacz, ale to dla niego tutaj przyleciałam - Wstałam z krzesła i stanęłam na przeciwko Alana, nie spuszczając wzroku z jego pięknych, brązowych oczu, które nie przestają się we mnie wpatrywać.

- Henderson - warknął dając mocny nacisk złym tonem na jego nazwisko - Na spotkanie, już - Ian skierował się wzdłuż korytarza nie racząc mnie żadnym spojrzeniem.

Alan spojrzał ostatni raz na mnie zamieniając swoją twarz w tą poważną, zimną i chłodną, jak dla prawdziwego skurwiela-biznesmena i poszedł za Marlen'em.

I zostałam sama.

Usiadłam z powrotem na krześle i spojrzałam na szklankę z alkoholem.

- Nabroiłaś? - odezwał się naglę barman, który ocierał szmatką wnętrze kieliszków.

- Chyba...

- Masz - po chwili podsunął mi kolejną szklanką z tym samym, dobrym trunkiem.

- Dzięki.

~~~~~

Siedziałam tam chyba z godzinę przy barze, oglądając się cały czas dookoła chcąc dostrzec Alana, ale bez skutku. Wstałam na wyprostowane nogi i zaczęłam kierować się do wyjścia, gdy naglę zderzyłam się z czyimś ciałem.

- Hej, uważaj! - krzyknęłam.

- Marnie? - usłyszałam głos Jesse'a - Co ty tutaj robisz? 

- Przyleciałam.

- Piłaś? - złapał mnie za ramiona i spojrzał w oczy nachylając się. - Alan wrócił do hotelu, jak chcesz-

- Wrócił do hotelu?! - krzyknęłam oburzona i zdenerwowana. - Zabierz mnie do hotelu i do jego pokoju, już! 

Może i czuć trochę ode mnie alkohol, ale to dlatego, bo wypiłam tylko trzy szklanki dobrego whisky. Czułam się jak poprzednio, czyli dobrze. Nie miałam zawrotów głowy, ani nic i kontaktowałam. 

- Chodź.. - położył dłoń na moich plecach i wyprowadził do wyjścia.

~~~~~

Zatrzymał samochód przy naszym hotelu, w którym się znajdowaliśmy. Byłam cholernie zniecierpliwiona i zestresowana, a na dodatek Jesse się tak wlekł..

- Szybciej - warknęłam i pośpieszałam go.

- Pali się czy co? - prychnął i wszedł ze mną do windy.

- Tak, pali się! 

- Poza tym... To ty byłaś dzisiaj w windzie, prawda? - spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.

- Tak i dziękuje za zaproszenie - uśmiechnęłam się.

- Wiesz, ja zawsze dla ciebie do usług.

- Dzięki za informacje - burknęłam.

- Ugh, co się stało? Zła jesteś? 

- Jesse, proszę... Nie męcz mnie teraz, a pokaż pokój Alana - spojrzałam na niego litościwie.

- Dobrze, dobrze... Ale nie pokłóciliście się, co nie? 

Nie odezwałam się, a spojrzałam na niego smutniejąc.

- Mar... - pociągnął mnie do siebie i przytulił. - Nie rozumiem was... Zależy wam na sobie, a kłócicie się o byle gówna.

- Tylko, że to z mojej winy zawsze są kłótnie i nie dziwie się jego złości na mnie...

- Aj tam, przesadzasz, maleńka.. - poczochrał mi włosy. - Poza tym streszczajcie się, bo muszę wygrać zakład!

- O boże, kolejny! - przewróciłam oczami.

Winda się otworzyła, a ja wręcz wybiegłam z niej pytając przy okazji, które to drzwi.

- Dziewięćdziesiąt, dziewięćdziesiąt... - mówiłam pod nosem i spoglądałam na numerki w drzwiach. - Dwieście dziewięćdziesiąt! - stanęłam przed odpowiednimi drzwiami.

Wciągnęłam mocno powietrze przez nos i zapukałam w drzwi. 

Spokojnie, nie denerwuj się.

Po chwili otworzyły się one, a Alan stanął w drzwiach spoglądając na mnie uważnie.

- Alan... - spojrzałam na niego przygnębiona.

- Mogę wejść? - spytałam, po dłuższej chwili panującej między nami, bo on nawet się nie odzywał.

Nie odpowiedział, a otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka zamykając za sobą.

- Proszę, daj mi wytłumaczyć... - stanęłam na środku pokoju i odwróciłam się do niego.

- Wytłumaczyć, co? - zdenerwował się. - Marnie, ja mam dość... 

Ała.

Serce mnie zabolało, cholernie. Okropny ból przeszył mnie przez jego słowa, które wypowiedział. Brzuch od razu zaczął plątać mi figle, a nogi uginały się pode mną.

Kurwa mać.

Nie, nie, nie, nie! 

- Alan, proszę... - mój głos się łamał. Mało brakuję, a zaraz się popłaczę, jak dziecko.

- Marnie... - usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. - Ja wiem, że ja także nie jestem idealny, ale... Nie chcę tego tak... Pomyślałaś o mnie? Pomyślałaś o tym, jak się czuję widząc ciebie i innych facetów? - wstał i spojrzał na mnie.

- To naprawdę nie tak! Nie zwracałam na niego uwagi, tylko rozmawialiśmy! Myślę o tobie, zawsze!

- To dlaczego ty mi sprawiasz ból?! - krzyknął, a ja zamarłam. - Robię dla ciebie wszystko, chcę dla ciebie, jak najlepiej, a ty? Ty nawet na chwilę nie spojrzałaś na mnie... Na to, jak się z tym czuję skacząc wokół ciebie i oczekując tej odpowiedzi... - spojrzał na mnie smutnie. - Nie chcę być egoista, ale... mam powoli dosyć.

- Błagam, Alan, nie... Nie mów tego.. - łzy zaczęły spływać ze mnie. - Jesteś najważniejszy dla mnie! Nie zostawiaj mnie, proszę... proszę, nie teraz... nigdy... - szlochałam. - Błagam, nie odchodź, nie rób mi tego... 

Nie odezwał się, a podszedł do mnie bliżej, prawie stykaliśmy się ciałami. Chwycił za mój podbródek i uniósł go w górę. Spotkałam się z jego wzrokiem, który nic nie wykazywał, a jedynie wpatrywał się we mnie. 

- Proszę... - szepnęłam.

Nachylił się nade mną i musnął moje usta swoimi. Drgnęłam całym ciałem na jego dotyk, oddech, bliskość, wszystko, co było związane z nim. Chciałam już złączyć nasze usta, ale poleciał w górę. Jego nosek drażnił moje policzki, co było miłym i przyjemnym uczuciem. Naglę pocałował mnie w czoło, a ja poczułam okropne motylki w brzuchu. 

Pierwszy raz poczułam się tak... tak dziwnie potrzebna, bezpieczna, akceptowana? Nie wiem, ale tak się czułam, a zwłaszcza, że to Alan obdarował mnie takim pocałunkiem.

- Nie zostawiaj mnie... - szepnęłam.

- Nie zostawię. 

Wtuliłam się w niego, a on od razu przyjął mnie z mocnym uściskiem. Czułam się taka bezpieczna przy nim... Chciałam go, chciałam go całego dla siebie i nie oddać nikomu za żadne skarby. Jest dla mnie najważniejszy na świecie. 

Po dłuższej chwili oderwał się ode mnie i złapał za rękę kierując się do wyjścia. Nie odzywał się w ogóle.

Przetarłam policzki i w końcu wyszliśmy z jego pokoju, a on zamknął go na kartę.

- Gdzie idziemy? - spytałam ciągnąc nosem.

- Przejść się - splótł nasze palce.

~~~~~

Przepraszam, że nie stawiam regularnie rozdziałów, ale szkoła i te sprawy... I czasami mi brak weny już na to opowiadanie...

Ale spokojnie, bo to już niedługo koniec tego opowiadania.♥

Mam także pomysł na kolejne opowiadanie, które mam nadzieję wam się spodoba! ♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro