26. Kocham cię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciłam do domu po osiemnastej i na całe szczęście nie było Alana w domu. Jestem w szoku, kompletnym szoku. Nie wiem, co ja mam teraz zrobić...

Zdjęłam z siebie niechlujnie szpilki i skierowałam się do sypialni, a tam po prostu położyłam się na łóżko nie mając siły na cokolwiek. Nie mam ochoty na nic, a dzisiaj zaprosiłam Alana. Nie, ja muszę mu powiedzieć. Powiem mu i przy okazji o... o ciąży. Musi wiedzieć, przecież to jego dziecko...

O mój boże, jaką ja jestem kretynką.. Zabijałam własne dziecko! Ja paliłam papierosy, piłam alkohol! Co ja najświętszego wyrabiałam...

Wstałam z łóżka i zdjęłam z siebie sukienkę. Będąc w samej bieliźnie stanęłam przed lustrem w garderobie i spojrzałam na swoje ciało. Przemiana będzie widoczna za kilka tygodni, mój brzuch będzie ogromny. 

Dotykam się po brzuchu i boje się. Boje się, że skrzywdziłam to dziecko, moje i Alana. Zostanę matką, a Alan ojcem... Przecież ja mu nawet nie powiedziałam kocham cię...

Stanęłam bokiem i spojrzałam na brzuch. Gapie się na nie i dotykam będąc w szoku, że JA nosze dziecko. Jestem bezpłodna, więc jakim cudem? Jak to się stało, że zaszłam w ciąże? 

Musze powiadomić moją mamę, bo nie będę brzucha ukrywać, a później dziecka. Rodzina musi wiedzieć, musi wiedzieć także Tom. Tylko jak oni zareagują..? Jezu, to mnie przeraża.. Jak zareaguje Alan..? Czy on... mnie zostawi..? 

Patrzę na mój brzuch i nie dostrzegam żadnej różnicy, ale za miesiąc ona się zmieni. Za dwa miesiące, później cztery, siedem i po dziewięciu będę mieć piłkę, a z niej wyjdzie dziecko. Dziewczynka, chłopiec? 

Jezus, ja muszę mu to powiedzieć! Nie, nie, nie, jak on się dowie.. On na pewno będzie zły, wywali mnie, przestanie mnie kochać... 

Moja głowa bezwładnie opadła w dół, a z oczu pociekło kilka łez. Mindy jest zafascynowana i szczęśliwa z tego powodu, że jestem w ciąży, a ja? Ja się boję, jestem przerażona, nie mam pojęcia jak to się stało, że zaszłam w ciąże... 

- Marnie? - usłyszałam głos Alana.

Od razu odwróciłam wzrok w jego stronę i spojrzałam w brązowe tęczówki, które przyglądają się mi. Nie zauważyłam nawet, kiedy musiał wejść do domu, a tym bardziej do garderoby. 

- T-tak? - uśmiechnęłam się i niezauważalnie przetarłam łzy z policzków.

- Coś się stało? - podszedł do mnie. - Oglądasz się w lustrze? Jesteś piękna, wiesz? - wtulił się we mnie od tyłu i położył głowę na ramieniu. 

Teraz było widać nasze odbicie w lustrze, a jego ręce spoczęły na moim brzuchu, które delikatnie głaskał. Nie wiedział o ciąży, a ja czułam się, jakby skarb w brzuchu był dla niego najważniejszy. 

- Jak było u Mindy? - spytał i zaczął obdarowywać moje ramię pocałunkami. 

- Dobrze... - złapałam go za dłonie i położyłam płasko na swoim brzuchu, a on uniósł głowę ze zdziwienia i przyglądał się moim ruchom.

- Co robisz? - uśmiechnął się.

- A nic, nic.. - odsunęłam się od niego.

- Masz może ochotę na wspólną kąpiel? - przybliżył się do mnie i objął ponownie. 

- Pytasz się jeszcze? - złapałam go za rękę i poprowadziłam w stronę toalety.

Od razu czułam jego wzrok na swoim tyłku, co mi się podobało. Ale... czy będę mu się podobać będąc w zaawansowanej ciąży? Będę mu się podobać, jak już urodzę? Czy zawsze dla niego będę taka piękna? 

Weszliśmy do łazienki i ja napuściłam wody do wanny, a Alan zaczął ściągać z siebie koszulę. Podeszłam do niego i sama zabrałam się za rozpinanie jego guzików. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta, a on od razu objął mnie wokół i przyciągnął do siebie. 

Pocałunki leniwe, spokojne i czułe, które mi się cholernie podobały. Zdjęłam z niego czarną koszulę i rzuciłam na podłogę. Nie przestawaliśmy się w tym czasie całować, a tylko na moment odrywaliśmy się od siebie na chwilę tchu. 

Złapałam go za pasek od spodni i zaczęłam odpinać wraz z rozporkiem, a on dłońmi powędrował do moich pleców. Na początku przejechał po całej długości zatrzymując się na moment na pupie, którą ścisnął, a po chwili wrócił do pleców. 

Jego spodnie także opadły w dół, a on za jednym ruchem rozpiął mi stanik. Mruknęłam mu w usta, a on przegryzł moją wargę, gdzie po chwili wrócił do pocałunku, ale tym razem dołożył do tego język, który spotkał się z moim. 

Chwycił za ramiączka od stanika i powolnym ruchem zdjął go ze mnie. Kiedy opadł swobodnie na podłogę, ujął moje piersi i zaczął je miętosić w swoich dłoniach. Poczułam ciepło z jego dłoni, co spowodowało u mnie przyjemny dreszcz. 

- Mogę ściągnąć z ciebie te kolczyki? - spytał.

- Um, ta, jasne - uśmiechnęłam się i odsunęłam kawałek do tyłu. - To odkręcasz, a później po prostu wyjmujesz - wskazałam na kółeczko i na resztę kolczyka.

Spojrzałam na niego i te jego skupienie, które jest wręcz urocze. Poczułam na piersi jego dotyk, a później delikatny uścisk na sutku. Odkręcił jedną kulkę i odłożył ją ostrożnie na umywalce, a po chwili dołączył do niej drugą część kolczyka. Z drugim zrobił to samo. Jego ostrożność, skupienie, precyzja i powaga naprawdę jest nie z tej ziemi. Zawsze jest perfekcyjny w tym, co robi i to mi się cholernie podoba.

I zamiast zostawić już w spokoju moje piersi - nachylił się i przyssał do jednego sutka. Jęknęłam po cichu i przegryzłam wargę wplątując dłonie w jego brązowe i puszyste włosy. 

- My chyba nigdy nie weźmiemy tej kąpieli - westchnęłam.

- Spieszy ci się? - mruknął i rękoma powędrował wzdłuż mojego kręgosłupa w dół.

- Powiedzmy - odparłam i uśmiechnęłam się.

Chwycił za moją bieliznę i zaczął obniżać w dół w spokojnym tempie. Nie traciłam czasu i także złapałam za jego bokserki, oczywiście przy tym PRZEZ PRZYPADEK zetknęłam się z jego penisem i Alan wydał z siebie jęk, a przy okazji wgryzł mi się w sutka.

- Au! - pisnęłam.

- Nie rób tak - powiedział stanowczo.

- Ale jak..? - rzekłam niewinnym tonem i ponownie otarłam dłońmi o jego penisa.

Warknął pod nosem i złapał mnie wokół talii i odchylił do tyłu, wpijając się tym samym w moją szyję, którą zaczął ssać, lizać, całować i podgryzać. 

- Chodźmy do tej wanny - jęknęłam uśmiechając się przy tym.

- Jak sobie życzysz, księżniczko - podniósł mnie i po chwili znaleźliśmy się oboje w gorącej wodzie.

Nie zdążyłam wykonać żadnego ruchu, bo Alan przyciągnął mnie do siebie i usadził między swoimi nogami. Oparłam się o jego tors, a ten mnie objął wokół.

- Alan... - spytałam niepewnie.

- Tak? - zaczął dłońmi krążyć po moim brzuchu. 

- Jak myślisz... Jakby twój tata zareagował, gdyby się dowiedział o nas..? 

- To znaczy? W jakim sensie o nas? Że mieszkamy ze sobą? Wie o tym. 

- T-tak ja wiem, moja mama też wie... Ale chodzi o... Twoje głębsze uczucia do mnie. Wie o nich? 

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam pytając o to, bo zapadła grobowa cisza. Może Alan się boi powiedzieć tego ojcu? Boi się braku akceptacji? Może Tom tego nie tolerować, dlatego Alan nie chce mu mówić...

Ale ja wiem jedno. Wiem, że mojej mamie powiem. Powiem, co czuję do Alana, mam z nim dziecko i to, że go kocham. Nie zmienię tego.

- Wie.

Moje serce stanęło na moment. Czy on właśnie powiedział... że jego tata wie, co Alan... do mnie czuję? Czy Alan naprawdę to powiedział swojemu ojcu..? 

- Wie, że ciebie kocham. Wie, że chce z tobą spędzić całe życie i to, jak szaleje za tobą za czasów New Jersey - mówił i w ogóle się nie wahał. 

- J-jak zareagował..? - spytałam i przy okazji odwróciłam się i usiadłam na niego okrakiem. Spoglądałam mu w brązowe oczy, które od zawsze uwielbiałam. On od razu objął mnie w talii i przyciągnął bliżej do siebie. 

- Życzy mi dużo szczęścia - prychnął. - Sam się nie spodziewałem, że tak przyjmie tą wiadomość do siebie. Nie był jakoś mocno zdziwiony, ani nie był zły. Bałem się na początku mu powiedzieć, bo wiesz... Twoja mama jest z moim ojcem i to dziwnie wygląda, ale teraz? Mam to gdzieś. Dla mnie każdy może wiedzieć o tym, co do ciebie czuję - i po tym złączył nasze usta.

Pocałował mnie bardzo czule i przyjemnie. Zarzuciłam dłonie na jego ramionach i oparłam swoją klatkę piersiowa o jego. Oddawałam pocałunek z taką samą czułością, jaką od niego dostawałam. Jego ręce zaczęły błądzić wzdłuż mojej talii, co powodowało u mnie przyjemny dreszcz. Jego dotyk działał na mnie, jak narkotyk, uwielbiałam go, ciągnęło mnie do niego, do Alana.

- Ciesze się, że pojawiłaś się znowu w moim życiu - przytulił mnie mocno i położył głowę na moim ramieniu.

- Ja też się ciesze, Alan - szepnęłam i przytuliłam go. 

Po chwili odsunął mnie od siebie i swój wzrok wbił w moją klatkę piersiową. Przyglądał się intensywnym i skupionym wzrokiem na - jak się domyślam - tatuaż. 

- Zrobię sobie nowy - odezwał się po dłuższej chwili.

- Czemu? - zmarszczyłam brwi. - I jaki? 

- Piąty marca, dwa tysiące dwudziesty drugi - spojrzał mi w oczy.

- To ja też - uśmiechnęłam się i przybliżyłam swoją twarz do jego, muskając przy tym usta.

- Kocham cię - objął mnie i złączył nasze usta.

~~~~~

- Nie mogę ja prowadzić? - spytał, gdy wychodziliśmy z domu.

- Nie, bo to ja ciebie zabieram - uśmiechnęłam się. 

- Ugh, uparta, jak osioł... - pokręcił głową z dezaprobatą.

- Muhahaha! - zaśmiałam się diabelsko, a Alan prychnął.

Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w nie jakieś tam specjalne miejsce, gdzie zakochane pary najczęściej się wybierają, a po prostu dla mnie miejsce wyjątkowe, bo mam z nim wspomnienie. Chcę postąpić, jak Alan.

- Poza tym, ciesze się, że masz moją kurtkę i naszyjnik, który ci podarowałem w New Jersey - chwycił za wisiorek i zaczął obracać w swoich palcach.

- Nie zamierzam wyrzucać - uśmiechnęłam się.

- O boże, uwielbiam cię - ujął mój jeden policzek i przyciągnął do siebie, całując tym samym w drugi.

- Alan, ja prowadzę! - pisnęłam uśmiechając się przy tym.

- Chuj z tym, przynajmniej zabije się z tobą - zaśmiał się.

Nie, nie tylko ze mną.

Z naszym dzieckiem także.

Uśmiechnęłam się, ale było to już wymuszone. Zajęłam się prowadzeniem i ciągłym myśleniem o tym, jak ja mu to powiem. Ja chcę urodzić to dziecko, chcę zobaczyć moje i Alana dzieło, które będzie się rozwijać pod moim okiem, które będzie dorastać i poznawać świat. Chcę tego dziecka, nawet wtedy, kiedy by Alan go nie chciał.

Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Spojrzałam kątem oka i dostrzegłam w nim zdezorientowanie, ale niezbyt się tym przejęłam, bo to normalne. 

- Aż mi kurde wspomnienie wraca - uśmiechnął się zadziornie, kiedy wysiedliśmy z auta.

- Pamiętasz? Zabrałeś mnie tutaj po tym, jak się pierwszy raz zobaczyliśmy po sześciu latach - stanęłam obok niego.

- Pamiętam i nigdy nie zapomnę - splótł nasze dłonie i pocałował mnie w głowę.

Zaczęliśmy powolnym krokiem kierować się ku mostowi. Bardzo dobrze pamiętam to wszystko, jak mnie tutaj Alan zabrał. To uczucie, tą pogodę, tą atmosferę między nami, a on nie zawahał mi się powiedzieć, że mnie kocha.

Uwielbiam chodzić na nocne spacery, a zwłaszcza z osobą, którą się kocha. Dla mnie spacer w ciemnościach jest bardziej romantyczny, niż kurwa jakiś tandetny romans, w którym miłość jest aktorsko zagrana, a dziewczyny potrafią przy tym czymś zapłakać. 

- Marnie, ale ty wiesz, że twoja mama też wie o tym, co do ciebie czuję? - zaczął.

- Domyślam się. Wydaje mi się, że przyjęła to do siebie normalnie.

- Tak, ojciec mówił, że nie mają nic przeciwko.

- Ciekawe czemu... - uśmiechnęłam się.

- Zastanawiam się właśnie nad tym - prychnął. - Hej, Mar... 

- Tak? - weszliśmy na most.

- Dlaczego akurat to miejsce? - odpalił papierosa i wystawił w moją stronę. - Chcesz? 

- Um, nie - pokiwałam głową.

- Cooo? Rzucasz? - uśmiechnął się.

- Powiedzmy, że na jakiś czas - odparłam poważniejszym tonem.

- W takim razie... - wyciągnął fajkę i wyrzucił go za pomost. Wyciągnął także paczkę papierosów i zrobił z nią to samo. - Ja także rzucę - spojrzał mi w oczy.

- C-coo? - uniosłam brwi w górę. - Ty tak na serio, serio? 

- Tak - wzruszył ramionami. - Mam dla kogo rzucić - uśmiechnął się.

Serce zabiło mi trzy razy szybciej, a na policzkach pojawił się rumieniec. Alan cały czas potrafi mnie zaskakiwać, a ja cały czas potrafię przy nim czuć się, jak wtedy; Zakochana nastolatka, zauroczona, poczuć te motylki w brzuchu i czerwone policzki. W sumie, cały czas jestem w nim zakochana. Nie ma u nas tej monotonności i przyzwyczajenia. Cały czas jest coś nowego, cały czas on mnie zaskakuję, za co kocham go jeszcze bardziej.

W końcu stanęliśmy na końcu mostu, a ja zaczynałam się stresować. Moje tętno, jak i serce przyspieszyło, a ręce zaczęły się pocić. Jak ja mam zacząć? Co wpierw powiedzieć? Jak on, do jasnej cholery, zareaguję? 

- Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jedna osoba może zrobić coś takiego ze mną - fuknęłam wpatrując się w ocean.

- Co masz na myśli? - uśmiechnął się.

- Zmieniłeś mnie, Alan - spojrzałam na niego opierając łokcie na drewnianym ogrodzeniu. - Zmieniłeś mnie, ale się ciesze. Ciesze się, że ciebie spotkałam.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo byłem szczęśliwy, wtedy, kiedy pierwszy raz ciebie zobaczyłem, po tych sześciu latach - swój wzrok wbił w ocean. - Od tamtego momentu obiecałem sobie, ze ciebie już nie zostawię. Wiesz, miałem to gdzieś, kiedy mówiłaś, że mam się odczepić - zaśmiał się, na co ja także tak zareagowałam. - Uczucie do ciebie nie pozwoliło mi ponownie cie stracić. Nie chciałem dać ci znowu odejść. 

- Po tym, jak mnie zostawiłeś... tam w New Jersey... Powiedziałam koniec, koniec ze związkami. Byłeś pierwszym facetem, dla którego straciłam głowę, a się zawiodłam. Nie angażowałam się w związki, przez te sześć lat nawet tego uczucia zakochania nie poczułam. Byłeś pierwszym i ostatnim, za którym szalałam... i szaleję - spojrzałam na niego uśmiechając się delikatnie przy tym. Jego wzrok także spotkał się z moim. Był zdziwiony. - Nie żałuje niczego. Nie żałuje, że spotkałam ciebie piątego marca. Owszem, bałam się zakochać, bałam się znowu do ciebie coś poczuć... Minęło sześć lat, a ja dalej się go nie pozbyłam, nie pozbyłam tego uczucia - spoglądałam mu intensywnie w oczy, kiedy ten miał je szeroko otwarte i wsłuchiwał się we mnie. Wyglądał na takiego, jakby nie dowierzał.

- Mar, czy ty...-

- Kocham cię, Alan - przerwałam mu. Momentalnie poczułam, jak mi serce przyspiesza, a oddech staje się głębszy. - Kocham cię i nigdy nie przestałam. Zawsze o tobie myślałam, zawsze myślałam o tym, jak sobie radzisz, co u ciebie, czy poznałeś kogoś lepszego, z kim jesteś szczęśliwy. Czy zapomniałeś o mnie wtedy. Zawsze mnie to zastanawiało, ale zawsze wtedy byłam zazdrosna. Byłam zazdrosna i zła, bo ty miałeś szczęśliwe życie, a ja nie. Nigdy nie mogłam pozbierać się z tą myślą, że ciebie nie mam, że nie ma ciebie tutaj ze mną. Chciałam cie przy mnie, ale coś mi nie pozwalało, bałam się tego. Bałam się, że mnie skrzywdzisz... Gdybym wiedziała, że jest inaczej, nigdy nie zwlekałabym. Kocham cię, kocham cię i wreszcie mogę ci to powiedzieć.

Odsunęłam się od niego kawałek i zamknęłam oczy zaciągając się mocno powietrzem.

- KOCHAM ALANA HENDERSONA! KOCHAM GO! - zaczęłam krzyczeć, a Alan patrzał na mnie będąc w szoku. - JEST MÓJ! ALAN HENDERSON JEST MÓJ I TYLKO MÓJ! KOCHAM GO! NIE ODDAM NIKOMU! KOCHAM ALANA HENDERSONA! - wydzierałam się na całego, a w oddali gdzieś było słychać podgwizdy i oklaski.

Naglę chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. od razu wpił się w moje usta, a ja oddałam się pieszczotom. Zaczął mnie całować tak, jak nigdy. Objął mnie wokół, a ja chwyciłam go za kark i wplotłam palce w jego włosy.

Boże, miałam takie motylki w brzuchu... Zwariowałam na jego punkcie, na punkcie Alana. Kocham go, kocham go, jak skurwysyn. Nie oddam go nikomu i nie pozwolę mu już nigdy odejść. Wierze w to, że zaakceptuje dziecko, jego dziecko. Wierze w to, że będzie szczęśliwy razem ze mną.

- Alan... - odsunęłam się od niego. 

I teraz moment, który chyba jest dla mnie najtrudniejszy. Muszę mu powiedzieć, że zostanie ojcem mojego dziecka. Jestem bezpłodna, a zaszłam w ciąże i to na dodatek z osobą, którą kocham ponad życie. Czy może być piękniej? 

- Kocham cię - wyszeptał i znowu mnie pocałował.

Oddałam pocałunek, ale odsunęłam się od niego znowu. 

- Alan... Ja muszę ci coś powiedzieć... - nawet na niego nie spojrzałam, a przegryzałam policzek.

- Mar..? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mnie zostawisz... - rzekł załamującym się tonem. 

- Nie! Nie, dlaczego tak mówisz?! - spojrzałam mu w oczy.

- Błagam, nie - wtulił się we mnie. - Jeśli ma być to coś, co mnie zrani, nawet tego nie mów... - wyszeptał.

Kurwa.

I skąd mam teraz wiedzieć, jak zareaguje..? 

- Alan.. to jest naprawdę ważne... - odsunęłam się od niego.

Momentalnie poczułam, jak całe moje ciało się trzęsie, a do oczu napływają łzy. Zaczęłam panikować i bać się, nie wiem czego. Chyba znowu odrzucenia.

- Hej, kochanie... co się stało? - przetarł moje łzy.

- Bo.. Alan, ja... - pociągnęłam nosem.

- Powiedz, jakoś to zniosę - rzucił. 

- Nie, nie, nie, ty nie rozumiesz.. Ja ciebie nie zostawię, nie chodzi o to, po prostu... - odsunęłam się od niego.

- Co się stało? - spytał przejmującym się tonem.

- Proszę, uwierz mi teraz na słowo, ale... Ja nie miałam o tym zielonego pojęcia - załkałam i opuściłam głowę w dół. - To stało się tak naglę i naprawdę nie wiem, jakim cudem, jak to możliwe... - pociągnęłam nosem. Całe moje ciało drżało, a do oczu napływały nowe łzy.

- Co się stało..? - przytulił mnie. - Zrozumiem wszystko, naprawdę... - powiedział troskliwym i miłym tonem.

- Alan... ja... - przytuliłam się do niego.

- Ćśśś... spokojnie, jestem tutaj - pocałował mnie w głowę. 

- Ja... jestem w ciąży... - wyjąkałam.

Bałam się najgorszego z najgorszych. Powiedziałam to i chyba żałuję, bo boje się teraz jego reakcji. Mógł kretyn nie wiedzieć, a po prostu z biegiem czasu zauważyłby mój gruby brzuch, ale mówiłabym mu za każdym razem, że tylko tyje.

Alan drgnął całym ciałem i przestał się ruszać. Po chwili odsunął się ode mnie i odwrócił chowając twarz w dłonie. 

Czy ja go przeraziłam..? Czy ja coś złego zrobiłam..? Błagam nie, nie bądź zły, proszę. Niech Alan mnie nie zostawia, nie teraz!

Proszę...

- Alan, ja sama nie wiedziałam... - dalej płakałam. 

- Naprawdę jesteś... w ciąży? - odwrócił się do mnie i spojrzał w oczy. 

Nie widziałam złości, nie widziałam w ogóle zdenerwowania, co mnie trochę uspokoiło, ale dalej jestem niepewna temu. Co, jak zostawi mnie? Co, jak odejdzie na dobre, bo urodzę mu dziecko? 

- Nie żartujesz..? - dopytywał.

- Tak... Dzisiaj byłam u ginekologa, bo Mindy mnie zaciągnęła... Jestem w drugim tygodniu ciąży... 

- J-jak to możliwe... - nie dowierzał.

Błagam, nie, nie, nie, nie bądź zły, rozczarowany... 

- Alan, j-ja też nie wiedziałam... - załkałam. - Nie wiem, jak to możliwe nawet...

- Ty.. jesteś w ciąży... - był w szoku, a ja się rozpadałam. 

On nie chciał w to wierzyć. Widziałam to po nim, że jest przerażony i nie chce tego dziecka. Co ja teraz zrobię... Alan mnie zostawi, opuści, odejdzie znowu... Proszę, tylko nie to...

- A ja... będę ojcem? - spojrzał na mnie.

- ...Tak - pokiwałam głową. - Błagam, Alan... proszę, nie bądź zły, ja nie miałam pojęcia... 

- O mój boże... będę ojcem... - złapał się za głowę i wypuścił powietrze z ust ze świstem. 

Spojrzałam na niego i przyglądałam się mu. Dlaczego... reaguje tak dziwnie? Dlaczego nie jest zły, wściekły, wkurwiony? Dlaczego cały czas nie dowierza? Czemu w ogóle nie krzyczy, a jest spokojny? 

- O mój boże, będę ojcem! - krzyknął. Jego ton stał się radośniejszy.

- Alan..? - przetarłam łzy i pomrugałam kilka razy. - N-nie jesteś... zły? 

- Zły?! Na co?! Na to, że będę ojcem dziecka z najważniejszą kobietą w moim życiu?! - spojrzał na mnie. - Jejku, kocham cię! - pociągnął mnie do siebie i przytulił mocno.

Czy Alan właśnie... zaakceptował to? Zaakceptował to, że będzie ze mną miał dziecko? On jest szczęśliwy, radosny, pełny życia, a ja myślałam, że będzie chciał mnie zostawić... 

- Nie masz pojęcia, jak się ciesze - wyszeptał. - Będę ojcem... Będę ojcem, a ty matką... Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, kocham cię - pocałował mnie w skroń. 

- Ja myślałam, że będziesz zły... - wtuliłam się w niego. - Myślałam, że mnie zostawisz...

- Zwariowałaś?! Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam ciebie i dziecko, które będzie nasze. Nie pozwolę już ci odejść - wyszeptał ostatnie słowa.

- Kocham cię, Alan - uśmiechnęłam się.

- Ja ciebie też kocham, Marnie - nachylił się nade mną. - I nasze dziecko - spojrzał mi w oczy, to na usta, które po chwili złączył. 

~~~~~

:-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro