3. Mówiłem, że nie odpuszczę.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wejściowe drzwi, zostały otwarte.

Podskoczyłam z przerażenia. Przecież ja ich nie otwierałam. Nie, nie, nie, nie! 

Albo ktoś złamał mój kod zabezpieczający, albo to ta pierdolona sekretarka się zlagowała!  

Ledwo co wstałam z kanapy, bo się bałam. Bałam się chodzić po własnym domu w tym momencie. Moje serce biło, biło z przerażenia i strachu. Nogi mi się uginały pode mną. Byłam sama.

Podbiegłam do megafonu i wystukałam kod trzęsącymi się dłońmi. Dwa razy się pomyliłam, co jeszcze bardziej u mnie nasyciło strach.

- Kurwa! - Syknęłam.

- Wejściowe drzwi, zostały zamknięte.

Zsunęłam się na ziemie przyciągając do siebie kolana i chowając w nie głowę. Ciche jęknięcie wydobyło się z moich ust. Płaczę ze strachu. Cała drżałam i nie pomogło mi nawet ciepło ocierającego się kota o mnie. Zaczął mruczeć, a ja płakać. 

Dlaczego ja? Dlaczego ktoś uwziął się na mnie? Czy to może być ktoś z pracy? Potraktowałam kogoś źle, dlatego teraz próbuje mi zniszczyć życie? 

I skąd wie, gdzie ja mieszkam? 

Zaraz, zaraz...

Alan.. On.. 

Alan wie, gdzie ja mieszkam, ale skąd? Czyżby on..

Nie, niemożliwe.

To nie może być Alan.

Ale przecież prezenty dostaje od kogoś, kogo nigdy na oczy nie widziałam, a Alana nie widziałam przez sześć lat. Wspominał w karteczkach, że niedługo się spotkamy, a z Alanem spotkam się już za dwa dni! Jeśli chodzi o inicjał, to przecież każdy może skłamać i podać inne! On wie, gdzie ja mieszkam, a zdjęcia mówią już same za siebie!

Nie, to niemożliwe, żeby to był Alan!

Nie chcę w to wierzyć, ale intuicja mi podsuwa, że jednak to musi być z nim coś wspólnego. 

Piąty marca jest jednak przeklętą datą.

Wstałam z podłogi i wzięłam głęboki wdech stając przed oknem w salonie. Cały Nowy Jork był oświetlony przez dzisiejszą pełnie. Mój wzrok poleciał na budynki przede mną. Były to apartamenty połączone ze sklepami, gdzieś w oddali budynki firmowe i inne wieżowce. Jestem pewna, że zdjęcie jest robione, z któregoś okna apartamentu, bądź dachu. Muszę kupić długie zasłony, bo nie czuje się teraz bezpieczna. 

Zabrałam się za zbieranie zdjęć i pudełka. Podeszłam do kominka i wszystko tam wrzuciłam biorąc zapalniczkę do ręki i spalając. Przetarłam ręką policzki i oczy z łez gapiąc się na palącą Mindy i Evę.

Modlę się, żeby to nie dotyczyło ich. 

Niech tylko ja, ale nie one.

~~~~~

Całą noc nie zmrużyłam oka. Byłam przerażona i nie wiedziałam czy kolejne drzwi się nie odblokują. Na moje szczęście się nie otworzyły, dlatego to musiał być bug zaprogramowania. 

Wstałam z łóżka i powędrowałam do swojej toalety połączonej z pokojem. Ugh, moje podkrążone oczy, roztrzepane włosy i blada twarz nie nadaje się na dzisiejszy wywiad z kimkolwiek. 

Rozczesałam włosy i spięłam je w wysoką kitkę. Zrobiłam sobie makijaż, żeby zakryć w jakiś sposób te zmęczenie. Nie zrobiłam ostrego makijażu, tylko łagodny, ale dobrze zakrywający. Podkład, puder, tusz do rzęs, podkreślone brwi, oczy delikatnie czarnym cieniem połączonym z brązowym i bronzer podkreślający kości policzkowe.

Wróciłam do swojego pokoju zakładając czarną, ołówkową i mocno przylegającą spódniczkę do kolan, czerwoną koszulę, która jest z cienkiego materiału i nie przylega aż tak mocno. Jest luźna i ma czarny kołnierzyk. Odpięłam trzy guziczki u góry i dodałam czarną marynarkę, do tego biżuterię. 

Wzięłam ze sobą czarny pokrowiec, z którym nie rozstaje się od sześciu lat i poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Larry jak zwykle wskoczył na wyspę kuchenną poprosić o coś dla siebie. Do mikrofali włożyłam śniadanie podgrzewając je, a w międzyczasie dałam kotkowi. 

Usadowiłam się na krześle i wyjęłam strzykawkę wraz z insuliną. Wstrzyknęłam sobie w biodro i później zmierzyłam cukier. Nie jest źle, ale codziennie muszę to kontrolować przed posiłkiem. 

Po zjedzeniu śniadania zabrałam się za spakowanie potrzebnych rzeczy do pracy i ruszyłam do wyjścia. 

~~~~~

Kiedy weszłam do biura, było tak.. pusto. 

Ach, no tak, bo przecież wczoraj zwolniłam połowę ludzi na tym piętrze.

Pracownicy robili swoje, dlatego ja w spokoju powędrowałam do swojego biura witając się ze wszystkimi.

- Cześć, jak się czujesz? - Spytała na wejściu Mindy.

Chujowo.

- Dobrze - Uśmiechnęłam się.

Nie wspomnę jej o prezencie, oj nie...

- Coś ciekawego dla mnie? - Spytałam podchodząc do jej biura i wychyliłam głowę na ekran jej komputera.

- No, ten dzisiejszy wywiad, masę telefonów i zaproszenie na bankiet. 

- Kiedy? 

- W niedziele.

- Okej - Ruszyłam w stronę swojego biura.

- Mar.. - Zatrzymała mnie Mindy - Mam do ciebie taką maaałą prośbę.. - Spojrzała na mnie niewinnie.

- Co? Podwyżki chcesz? Zarabiasz tutaj z Jasperem najwięcej! - Zaśmiałam się.

- Ugh, chodzi o Rachel.. Mogłabyś w sobotę ją wziąć? Jasper zaprasza mnie na kolację wieczorem i te inne.. - Zarumieniła się - A opiekunka tego dnia nie może. 

- Jasne, nie ma sprawy. Wezmę tego bachora - Prychnęłam.

- Ugh, chociaż raz mogłabyś się ucieszyć! - Krzyknęła.

- Ciesze się! - Weszłam do swojego biura odkładając rzeczy.

- Wiesz sama, jak Rachel się cieszy na twój widok - Blondyneczka wparowała do mojego biura.

- Ślini się i cieszy, jak do wszystkich - Spojrzałam na nią z kpiną siadając za biurkiem - Spokojnie, wezmę ją. 

- Dziękuje, kocham ciebie! - Podskoczyła, a jej cycki zafalowały.

Kurwa, jaki ona ma biust! 

Nic się nie zmieniła od wcześniejszych lat. No może trochę przybrała płaskiego brzucha i wąskiej talii, a szerszych bioder, grubszych, ale seksownych ud, wielkiego tyłka i te ogromne piersi.. Włosy cały czas ma takie same - blond, bez odrostów i trochę za ramiona, bo skróciła. Dzisiaj była ubrana w sukienkę do kolan w odcieniu pastelowego różu i białe szpilki. 

- Gdzie Jasper? - Spytałam sprawdzając pocztę.

Wiadomość od: L.

Zmarszczyłam brwi, ale starałam się nie pokazywać mojego lekkiego wystraszenia. 

- A nie wiem, pewnie chodzi po budynku - Wzruszyła ramionami - Jak tam prezent od tajemniczego wielbiciela? - Uniosła zabawie brwi w górę.

- Jak zwykle czekoladki, nic nowego - Skłamałam obojętnym tonem.

- Dobra, nie przeszkadzam ci. Pamiętaj o spotkaniu! - Krzyknęła wychodząc z pokoju.

Przegryzłam policzek i weszłam na wiadomość.

Od: L.
Już nie mogę się doczekać naszego spotkania, Marnie. Ciesze się, że wreszcie Ciebie zobaczę po tylu latach.

Od razu wiadomość wylądowała do kosza. 

Spotkanie po tylu latach..?

Alan!

Kurwa mać, coraz bardziej mam przypuszczenia, że to on! 

Jebany kretyn! Dlaczego jeszcze śmie przyjechać po mnie w piątek? Nie dam się mu. Nie ulegnę. Będę czujna i przygotowana na każde jego ruchy. 

Zabrałam się za wypełnianie dokumentów i dzwonienie do osób, które w najbliższym czasie chciały skontaktować się ze mną.

~~~~~

- Włącz kamerę z wczorajszego wieczoru - Weszłam do pomieszczenia, w którym są monitoringi.

Zastałam tam Jaspera rozmawiającego ze swoim kolegą. Chyba to Sam, ale nie jestem pewna, bo nie interesuje się zbytnio imionami moich pracowników. 

- Coś się stało? - Blondyn przekręcił się na krześle i kładąc dłoń ma myszce najechał na jeden z ekranów klikając coś.

- Nic poważnego, ale chcę sprawdzić - Oparłam się o biurko i nachyliłam nad komputerem.

Kątem oka zauważyłam, jak Sam oddala się na krześle i mierzy każdy skrawek mojego ciała. Nie zdziwiło mnie to, bo jak każdy facet i ich instynkt - po prostu musi spojrzeć na nachyloną kobietę z lekko wypiętym tyłkiem do góry. 

- Skoro chcesz sprawdzić, to coś poważnego - Sam naglę zjawił się obok mnie nachylając się także przy komputerze.

- O której godzinie? - Spytał Jasper.

- Po dziewiętnastej. Puść od momentu, kiedy parking był pusty i było tylko moje auto.

Jak powiedziałam; tak zrobił - Puścił od godziny osiemnastej, bo o tej ostatnie auto wyjechało kogoś z pracowników i na parkingu zostało moje. Przyglądałam się uważnie lekko ciemnemu obrazowi w przyspieszonym tempie.

Mijały minuty za minutami, aż w końcu dostrzegłam, jak na parking wjeżdża te czarne audi, co wczoraj.

- O to chodziło? - Spytał blondyn.

- Tak - Rzuciłam obserwując bacznie auto.

Kiedy zaparkował na miejscu, gdzie wczoraj go zastałam - ktoś wyszedł z auta.

- Zatrzymaj! - Krzyknęłam machając dłonią.

Jasper zatrzymał i kamera uchwyciła jakiegoś mężczyznę w czapce wychodzącego z auta. Twarzy niestety nie mogłam dostrzec, bo czapka wszystko zasłaniała. 

- Chcę zobaczyć, gdzie on poszedł - Powiedziałam.

Jasper na innych kamerach ustawił godziny i daty, więc po chwili pojawił się obraz.

Facet nie wszedł ani do firmy, ani nie chodził wokół niej, co mnie zdziwiło... Po prostu zaparkował i poszedł gdzieś w miasto.

- To tyle? - Prychnął Jasper i czułam, że kpi sobie.

- Nie żartuj sobie, Jeffrey - Warknęłam - Przewiń na godzinę dziewiętnastą. Powinnam wchodzić na parking.

Dał na godzinę, o którą poprosiłam i po chwili widziałam obraz. Widziałam siebie, jak kieruje się do auta, ale oglądam jeszcze te audi. W końcu wsiadam do swojego samochodu i ruszam do domu.

- No, więc... to tyle - Zakpił sobie blondyn i spojrzał na mnie.

Zdenerwowałam się. Nie dość, że kpi sobie ze mnie, skoro naprawdę mam powody do zmartwień, to jeszcze nic z tych kamer się nie dowiedziałam..

Jasper już chciał wyłączyć te kamery, ale powstrzymałam go, gdy naglę ten mężczyzna w czapce wrócił do auta dokładnie chwilę po moim odjeździe i ruszył nim.

- Daj na kamery przed firmą! - Krzyknęłam i nachyliłam się nad ekranem.

Zrobił to, o co poprosiłam i kamera po chwili pokazała, jak ja skręcam w swoją stronę, a po kilku sekundach czarne audi dokładnie za mną..

Przeraziłam się. Czy to ten mężczyzna, który robi mi zdjęcia i mnie prześladuje..? 

On mnie w pracy nachodzi!

- Zbieg okoliczności, nie musisz się martwić - Jasper włączył z powrotem na kamery z dzisiejszego dnia i godziny.

- Jak wrócę z wywiadu, mam widzieć dane osoby, która jechała tą audiką - Powiedziałam surowo i wyszłam z pokoju.

Nie obchodzi mnie to, że dla niego to zbieg okoliczności. Nie mogę przejść obojętnie przez to, co teraz mnie napotyka. Nie mogę narazić się na coś więcej.

Boje się.

~~~~~

Wsiadłam do auta i skierowałam się do budynku Fox. Przy okazji zadzwoniłam do mojej prawniczki. Do ucha włożyłam słuchawkę bluetooth, która służy mi służbowo. Była połączona ona z moim telefonem, dlatego wybrałam do niej numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę odkładając komórkę do torebki.

- No hej, co tam? - Usłyszałam ją.

- No cześć, chcesz mi może coś powiedzieć? - Uśmiechnęłam się.

- No, że... Dzisiaj mamy ładną pogodę w jakże piękny, czwartkowy dzień. Nie sądzisz? 

- Ugh, Mindy mi wszystko powiedziała! Knujecie za naszymi plecami! - Fuknęłam.

- Czyli się z nim spotkałaś... - Westchnęła - I jak? 

- I jak? Kurwa, chcesz, żebym ci to powiedziała czy jednak mam zachować to dla siebie? - Prychnęłam. 

- No nie dziwie ci się po części, bo minęło sześć lat... Ale naprawdę dalej to będziesz wypominać? Nie wolisz odpuścić? Jak odpuścisz, będzie lepiej.

- Nie, nie, nie, i jeszcze raz, kurwa, nie. Wiesz, jak to przeżywałam. Wiesz, jak długo wracałam do siebie i na jakiej drodze teraz jestem. Nikt mi tego nie spierdoli, a zwłaszcza on - Wjechałam na parking.

- W piątek po pracy skoczmy do baru, co ty na to? 

- Och, kurwa, szkoda, że dopiero teraz mi to mówisz. Alan wczoraj powiedział, że przyjedzie po mnie w piątek o dwudziestej.

- Kurwa, Marnie! - Krzyknęła zszokowana - Nie pierdol, naprawdę?! Dziewczyno, to-to-to-to już coś! Dobra, idź z nim, a bar poczeka! 

- Cholera jasna, możesz przestać? Nie idę tam z własnej woli tylko on mnie zmusił do tego. Jest uparty i nie przyjmuje odmowy - Zamknęłam auto i skierowałam się do wejścia.

- Ja wiem, jaki mój kuzyn jest. Ja doskonale wiem, Marnie - Mruknęła.

- Dobra, muszę kończyć. Później do ciebie zadzwonię - Weszłam do budynku.

- No, papa! - Przeczuwałam, że się uśmiecha i przerażało mnie to, że czemu?!

Rozłączyłam się i wyjęłam słuchawkę z uszu wrzucając ją do torebki. Podeszłam do recepcji, a dziewczyna zza lady od razu uśmiechnęła się widząc mnie.

- Panna Wilson! Za chwilkę przyjdzie po panią szefowa - Uśmiechnęła się i wystukała coś w komputerze.

Skinęłam głową i rozejrzałam się dookoła. Budynek jest wielki, bogaty w sobie, wchodzący trochę w atmosferę artystyczną. W sumie nie dziwie się, bo sławne osoby wypowiadały się dla Fox. Czuje się zaszczycona, że ja także mam okazję wypowiedzieć się.

- Dzień dobry, panno Wilson - Usłyszałam za sobą głos staruszki.

Odwróciłam się i ujrzałam staruszkę po sześćdziesiątce, która wygląda jeszcze lepiej na żywo niż w mediach. Pomimo jej zmarszczek, to ciało dalej ma kobiece. Nie ma obwisłych piersi, jak to u innych kobiet w tym wieku, a ciało także nie jest otyłe. Niższa ode mnie, szare włosy spięte w koka z tyłu głowy i miała na sobie czarną sukienkę za kolana z marynarką, koloru granatowego. 

- Witam, panią Miles - Uścisnęłyśmy sobie dłonie. 

- To zaszczyt dla mnie, że zjawiła się pani - Uśmiechnęła się sympatycznie i poprowadziła mnie w stronę windy - Niech się pani nie stresuje wywiadem, bo sam dziennikarz jest o wiele bardziej zestresowany - Zaśmiała się.

- Czy wywiad gdzieś trafi? - Spytałam przegryzając wargę.

- Nie wydaje mi się, gdyż pan Wilde sam poprosił o to, aby nie był nigdzie udostępniany. Jest to jego pierwszy wywiad przeprowadzony z osobą z wyższej półki - Spojrzała na mnie. 

Och, jak miło.

Ale zaraz... Wilde? 

Nazwisko kojarzę, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć skąd. Gdzieś musiało mi się to obić w przeszłości, ale gdzie? 

Wyszłyśmy na ostatnim piętrze. Wychodząc z windy rzuca się w oczy wielki hol, który przypomina jakiś plan filmowy. Światła, kamery, duża kanapa na środku ze stolikiem, a na nim szklanki z wodą. Po sali latały osoby w tą i we w tą, a po boku dostrzegłam mężczyznę na siedzeniu, którego poprawiały makijażystki.

Zmarszczyłam brwi, przyglądając się facetowi, ale otrząsnęłam się. 

- No więc, gotowi? - Powiedziała donośnym tonem szef magazynu Fox

Dotrzymywałam jej kroku, aż zatrzymałyśmy się przed facetem, który powoli zszedł ze stołka. 

- Wilde, kobieta ma czekać?! - Krzyknęła na niego.

Po chwili odwrócił się z delikatnym uśmiechem. 

- Oczywiście, że nie - Spojrzał mi w oczy.

Zamarłam.

Kurwa mać.

Dlaczego on? Dlaczego natrafiłam na niego? Skąd on się wziął w Nowym Jorku?!

Dlaczego Luka stoi przede mną?!

  '' - Ja nie odpuszczę - Luka spojrzał mi w oczy - Może i skończyłem szkołę, ale nie z tobą. ''

  '' - Kiedyś się jeszcze spotkamy, Marnie - Uśmiechnął się i zniknął mi z pola widzenia. ''

Moje serce przyspieszyło, kiedy stałam i wpatrywałam się w jego piękne, niebieskie oczy, które mnie pociągały od kiedy pamiętam.

Zmienił się z wyglądu. Wyprzystojniał i przybrał w rzeźbie. Jest wyższy i w szpilkach dosięgam mu do nosa. Włosy dalej są blond. Skrócone po bokach, a góra dłuższa i postawiona żelem na prawą stronę. Miał błękitną koszulę, która opinała jego wyrobione ciało. Jeansy opinały jego szczupłe, ale umięśnione nogi.

O cholera, on się zmienił! 

Jego głos także stał się poważniejszy. 

- Panno Wilson? - Do rzeczywistości powróciłam przez jego głos.

- Uhm, tak? - Pokręciłam głową i spojrzałam na niego.

- Jest pani gotowa? - Cały czas mi się przyglądał.

- Tak - Skinęłam głową.

- To zapraszam - Wskazał na kanapę i ruszyliśmy w jej stronę.

Poczułam, jak kładzie swoją dłoń na moich plecach, dlatego automatycznie się odsunęłam.

Ja dalej pamiętam.

Nie pozwolę, żeby mnie dotykał.

Usiedliśmy na czerwonej, skórzanej kanapie, a ja zachowałam odpowiednią odległość. Założyłam nogę na nogę i poprawiłam gumkę we włosach unosząc je do góry.

- Gotowa? - Uśmiechnął się.

- Tak - Burknęłam oschle.

Każdy wokół nam przyglądał się, a ja najbardziej czyje spojrzenie na sobie czułam, to jego. 

On mnie krępował. On mnie przerażał. Przerażało mnie to, że Luka znajduje się obok mnie. Że już jego łapska mnie dotknęły, że go usłyszałam ponownie, że zobaczyłam go. 

Leciały pytania za pytaniami, a ja czasami się zacinałam, bo mu uśmieszek na twarzy nie schodził, a mnie to wręcz wkurwiało. Chciałam jak najszybciej to zakończyć i uciec stąd.

~~~~~

- Dziękuje - Wstałam razem z nim.

Wystawił rękę przed sobą do uścisku, a ja niepewnie odwzajemniłam gest ściskając ją. Jego ciepła i delikatna dłoń połączyła się ze mną i czułam, jak kciukiem jeździ w górę i dół. Od razu zabrałam dłoń i odchrząknęłam sięgając po wodę.

Czuje się słabo, dlatego muszę jak najszybciej iść coś zjeść. 

- Dziękuje, pani Wilson - Pani Miles uścisnęła ze mną dłoń.

- To ja dziękuje - Uśmiechnęłam się.

Chcę stąd uciec.

Zabierzcie mnie.

Podyskutowałyśmy jeszcze, aż w końcu musiałam przeprosić i skłamać, że mam spotkania jeszcze. Skierowałam się do windy i wcisnęłam guzik nie patrząc w ogóle na Luka.

- Cześć - Usłyszałam za sobą jego głos.

Spierdalaj.

- Hej - Burknęłam i czekałam na windę.

- Dawno się nie widzieliśmy, nie sądzisz? 

- I wystarczy mi pięć sekund, żebyś zniknął mi z oczu.

- Och, Marnie.. - Oparł się o ścianę tuż obok mojej głowy - Co u ciebie słychać? - Spojrzał na mnie cwaniacko.

- Dobrze, wręcz zajebiście. W życiu układa mi się tak, jak zawsze chciałam - Spojrzałam na niego przelotnie.

- Ciesze się, że się spotkaliśmy w końcu - Uśmiechnął się.

Kurwa mać.

Wróciłam do myśli związanymi z wiadomościami od tajemniczego L.

L, jak Luka.

'' Spotkamy się, obiecuje Ci. '' 

'' Ciesze się, że niedługo siebie zobaczymy. ''
'' Czekam tylko na nasze spotkanie, Marnie. ''

'' Wyglądasz pięknie, jak zawsze. "
'' Nie mogę się doczekać spotkania. "

" Może w to nie wierzysz, ale spotkamy się. "
'' Chcę Ciebie już zobaczyć. "

O nie.

O nie.

O nie, nie, nie, nie.

On. Jest. L.

A ja osądzałam Alana o to!

- Ty... - Spojrzałam na niego z szokiem - Ty jesteś tym, pod inicjałem L... 

- Podobały się prezenty? - Szepnął. 

Zamarłam jeszcze bardziej.

On robił mi zdjęcia. On mnie śledził. On mi się przyglądał. Widział mnie półnagą.

- Niedługo będzie o wiele... - Nachylił się nad moim uchem - gorącej... - Przegryzł mój płatek.

- Myślisz, że nic z tym nie zrobię? Za godzinę będziesz miał policję przed domem - Warknęłam i weszłam do windy, która otworzyła się.

Buzowałam złością. Nie strachem, a tym razem złością. Mam cholernie dużo na głowie, a na dodatek pojawienie się jego jest drugim, z najgorszych. 

Pierwszym był Alan.

Wszedł do windy, jak gdyby nigdy nic i kiedy się ona zamknęła; odwrócił się w moją stronę i popchnął delikatnie na ścianę z tyłu. Złapał mnie za nadgarstki i umieścił je nad moją głową.

- Naprawdę pójdziesz na policje, Marnie..? - Otarł się swoim policzkiem o mój, co spowodowało u mnie dreszcz.

- Z wielką przyjemnością - Uśmiechnęłam się.

- Na pewno? Nie ryzykowałbym na twoim miejscu - Posłał mi cwany uśmiech i musnął moje usta swoimi.

- Od kiedy stałeś się taki odważny, co, Luka? - Zakpiłam sobie.

- Interesuje ciebie moja przemiana, a nie to, co stanie się, kiedy pójdziesz na policje? - Uśmiechnął się.

- No, co? Myślisz, że się przejmę? - Prychnęłam. 

- Ile zrobiłabyś dla przyjaciółki? - Szepnął mi do ucha powoli ocierając się swoim ciałem o moim.

Kurwa mać.

Wiedziałam.

Błagam, nie.

Nie Mindy albo Eva.

Żadna z nich!

- One nie mają z tym nic wspólnego - Warknęłam i szarpnęłam się, ale to na nic.

- Myślisz, że się przejmę? - Prychnął - Kasper, Casper, Jasper, chuj wie, jak mu tam, wraz z Sindy albo Mindy mają piękne dziecko, nieprawdaż? - Szepnął.

NIE WAŻ SIĘ.

- Ty skurwielu! Roczne dziecko chcesz w to wplątać?! - W moich oczach pojawiły się łzy - Nie próbuj nawet, Luka! 

- Powiesz komukolwiek to, co dzieję teraz między mną, a tobą, to-

- Nie powiem! Nie powiem, nie powiem, nie powiem, ale błagam... Nie rób im krzywdy.. - Szepnęłam załamującym się tonem.

- Grzeczna dziewczynka - Odsunął się ode mnie uwalniając tym samym z uścisku.

- Czego ty ode mnie chcesz... - Rzuciłam zrozpaczona ledwo co powstrzymując płacz.

- Mówiłem, że nie odpuszczę. 

~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro