6. Nie odpuszczę, bo ciebie pragnę, rozumiesz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Historia lubi się powtarzać, hmmm... Zjebane. Ja nie chce jej powtarzać. Nie chcę wracać do tego, co było wcześniej. Zakochałam się jak debilka, a on odrzucił. W sumie, czego mogłam się spodziewać po nim, hah? 

Ale jednak... ja teraz nie czułam się źle. Nie czułam się jakoś oburzona tym, że przyjechaliśmy tutaj, a w New Jersey na molo dość często przychodziliśmy i mam miłe wspomnienia stamtąd. 

Było ciemno i pusto. Nieliczne osoby znajdowały się na moście, wrzucając coś do wody, bądź po prostu rozmawiały na ławce. Wraz z Alanem przechadzaliśmy się wzdłuż mostu aż na sam koniec. 

Ten most naprawdę jest bardzo podobny do tego, jaki był w New Jersey... Różniło go to, że tutejszy był biały. Ogrodzenie, jak i podstawa była z białego drewna, a białe, wysokie lampy oświecały go co dziesięć metrów aż do samego końca. Znajdowały się też ławki, które już były zajęte przez starszych ludzi, ale i tak wiało tutaj pustkowiem o tej godzinie. Dochodzi już dwudziesta pierwsza, dlatego połowa ludzi przesiaduje ten wieczór w domu przed telewizorem albo komputerem, nie robiąc nic ciekawszego. 

Czy jestem zestresowana? Cholernie. Boje się powrócić do tego, co było wcześniej. Mam blokadę i to mocną. Kiedy przypominam sobie słowa Alana ''Nie zostawię cię'', brzuch mnie po prostu skręca.. 

I nie, nie od motylków.

Na pewno nie.

Nie, haha.

Jasne, że nie.

Kurwa mać...

- Opowiesz mi, jak mama ci firmę oddała? - Stanęliśmy na końcu. Oparł się o płot, a ja wyjrzałam za niego przyglądając się oceanu, który jest dziesięć metrów w dół pode mną.

- Kilka miesięcy przed zakończeniem studiów powiedziała mi, że oddaje firmę w moje ręce. Nie chciałam tego, ale nie było innej opcji - Westchnęłam - W sumie, ciesze się, że mi ją oddała. Od razu po collage'u wszystko zostało przepisane na mnie i musiałam przyjechać tutaj. Mogłam zrobić co chciałam, dlatego Mindy wraz z Jasperem poleciała ze mną i dostała pracę, ale chyba o tym wiesz... - Spojrzałam na niego podejrzliwie.

- No tak, wiem... - Uśmiechnął się wstydliwie - Nie ukrywam, że miałem kontakt z Jasperem i cały czas mam. Wspominał mi o tobie i o tym, jak firmą zarządzasz. Jestem pod wrażeniem, że taka dziewczynka jak ty, osiągnęła tak dużo - Poczochrał mi włosy.

- Hmm, dzięki... - Zmarszczyłam brwi i poprawiłam włosy - Możesz mi powiedzieć teraz to, jak ojciec tobie oddał firmę? 

- Już przed collage'm wiedziałem - Skrzyżował dłonie do piersi - Mówił mi tylko, żebym nie robił głupstw w niej. - Prychnął. 

- A już jakieś zrobiłeś? - Uśmiechnęłam się.

- Nie. - Na jego twarzy namalował się triumfalny uśmieszek.

- Hej! Co ci Jasper mówił o mnie?! - Dopiero teraz się otrząsnęłam.

Spuścił głowę w dół i uśmiechnął się pod nosem. Cholera... Co on mu kurwa nagadał?! 

- No, mów! - Stanęłam przed nim.

- Ale nie obgadywaliśmy cię jak to wy, kobiety, robicie - Wskazał na mnie kpiąco - Tylko wspominał czasami o tobie, kiedy ja pytałem - Powiedział poważniejszym tonem pod koniec.

Kiedy... on pytał? 

- Umm... Dlaczego cię to interesowało..? 

Westchnął i odwrócił się do mnie tyłem, opierając o płot. Milczał. Nie wiedziałam o czym teraz myśleć, bo on... się mną interesował. Nie kontaktował się ze mną, a i tak pytał o mnie! Dlaczego? Podeszłam bliżej płotu i sama oparłam się o niego lekko stykając się z jego ramieniem. Tylko szum wody można było słyszeć w tej panującej ciszy i nic więcej. 

- Powie-

- Nie zdenerwuj się teraz. Nie oczekuję od ciebie teraz czegokolwiek po tym, jak usłyszysz, co mam do powiedzenia. Tylko proszę... W spokoju mnie wysłuchaj, dobrze? - Spojrzał na mnie. 

Kurwa mać.

Błagam, nie...

Skinęłam tylko głową, ale i tak byłam niepewna, czy chcę to usłyszeć. W ogóle jeśli to będzie miało jakiekolwiek znaczenie. Nie mam pojęcia co chce mówić, ale i tak miałam złe przeczucia..

- Wiem, że zmieniłaś się po tym, jak wyjechałem. Wiem, jak cierpiałaś i jak bardzo cię zraniłem - Nie patrzał na mnie, tylko przed siebie. Mówił spokojnym tonem, co mnie szczerze mówiąc uspokajało  - Nie mogłem pogodzić się z tym, jak wtedy na lotnisku po prostu mnie wyminęłaś, a ja nic nie powiedziałem. Na dodatek skłamałem - Prychnął, spuszczając głowę w dół.

Skłamałem..?

Nie mógł pogodzić się z tym, jak go wyminęłam..? 

Do czego on dąży..? 

- J-jak to... skłamałeś... - Spojrzałam na niego lekko zszokowana.

- Powiedziałaś, że mnie kochasz... - Zaczął bawić się palcami u dłoni - A ja odpowiedziałem, że ja nie. - Spojrzał na mnie.

Kurwa mać.

- Skłamałem.

Zamrugałam kilka razy i spoglądałam na niego, nie wiedząc, co on właśnie powiedział. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, że on skłamał mówiąc tamtego dnia, że mnie nie kocha.

On mnie kochał.

ALAN MNIE KOCHAŁ.

Wzięłam głęboki wdech i policzyłam do dziesięciu w myślach. Nie będę jęczeć. Nie będę mu marudzić i krzyczeć na niego. Nie będę z pretensjami wyskakiwać. Chciał na spokojnie, to ja będę spokojna. 

Chociaż kurwa jestem o tyle, żeby nie wybuchnąć.

Jakim wielkim kretynem trzeba być, żeby tak postąpić? Dlaczego mnie okłamał..? 

- Nie wiem co ci teraz powiedzieć, ale-

- Dlaczego mnie okłamałeś? - Przerwałam mu. Mój głos był spokojny, w ogóle nie zdenerwowany. 

On mnie kochał.

Cios, który teraz dostałam, był chyba kolejnym z najgorszych w moim życiu. Ja głupia płakałam, płakałam i tylko płakałam za nim. Płakałam, że mnie odrzucił, że znowu cierpię. Otworzyłam się przed osobą, którą pokochałam, dla której mogłabym zrobić wszystko, a on mnie odrzucił. A teraz? Po sześciu latach wyznaje mi, że to co powiedział, było kłamstwem?

Dlaczego w takim razie się nie odzywał, skoro kochał? Zaczyna mnie mdlić, okropnie... Nogi się uginają na samą myśl, ze ten kretyn mnie kochał... 

Ugh, kurwa!

- Jakbym to powiedział, co byś zrobiła? - Spojrzał na mnie - Wiesz, że to nie miałoby sensu. Ja wyjeżdżałem wtedy. Miałem ci powiedzieć, że cię kocham przed moim wyjazdem? 

- Ja tak zrobiłam. Najwidoczniej popełniłam największy błąd w moim życiu, którego do teraz żałuje. - Fuknęłam, denerwując się.

- Jakbym to odwzajemnił, tęskniłabyś za mną, a ja za tobą. Nie ukrywam, że tęskniłem, bo tęskniłem jak skurwysyn...

Przestań.

- Jakbym powiedział, zmieniłoby się coś? Wyjechałbym i tak, a ty zostałabyś w New Jersey. Oboje byśmy popadli w jakąś paranoje przez tą tęsknotę. Nie chciałem tego, bo się bałem. Nie chciałem, a jednak tak było. Nie mogłem się z tym pogodzić, że cię nie ma przy mnie...

Przestań, proszę.

- Nie chciałem się kontaktować, bo znowu bym zaczął myśleć o tobie dniami, a i tak tak było. Chciałem zapomnieć i żyć jak wcześniej. Jesteś pierwszą dziewczyną, która tak cholernie zawróciła mi w głowie - Spojrzał na mnie.

Przestań, kurwa jego mać.

- Nienawidziłem siebie za to, że jednak ci tego nie powiedziałem. Nienawidzę siebie dalej, że zraniłem cie, że cierpiałaś przeze mnie. Odrzuciłem kogoś, kogo kochałem.

Nie mogłam powstrzymać łez. Zaczęły spływać ze mnie jak chciały. On od razu pociągnął mnie do siebie i zamknął w objęciu. 

- Kogoś, kogo wciąż kocham. Kocham cię, Marnie. Kocham i nigdy nie przestałem. Nie zapomniałem o tobie nawet wtedy, kiedy na siłę próbowałem przy pomocy picia i ćpania. Nie zapomniałem i nie przestałem kochać kogoś, kto pokochał mnie, takiego skurwiela. Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem cię spotkać, przyjść do ciebie. Nie zbliżałem się, bo bałem się twojej reakcji. Tego, jak zareagujesz widząc mnie, kogoś, kto zranił cię i zmienił. 

Zachlipałam kilka razy słysząc to, co mówił. Dlaczego znowu chce zniszczyć mi życie? Dlaczego mówi mi takie rzeczy? To nie sprawia mi przyjemności, słysząc takie słowa albo jakiegoś miłego uczucia. To sprawia mi ból i katusze, bo słyszę je teraz. Po tym, jak pozbierałam się po nim. Po tym, jak w moim życiu wszystko się układało, gdy naglę pojawił się on. On zniszczy wszystko, wiem o tym.

Znowu mu ulegnę. Jestem tego świadoma i to mnie martwi. Podobno nie można zakochać się drugi raz w tej samej osobie, ale jestem pewna tego, że ja znowu się w nim zakocham, a bardzo nie chcę. Co z tego, że on mnie kochał, kocha... Ja cierpiałam przez niego najbardziej.

- Nie odpuszczę tym razem. Mam cię tak blisko i nie zostawię już nigdy. Nie ważne, co teraz myślisz, powiesz, zrobisz... Ja nie przestanę cię kochać. 

O mój boże.

Nogi mi się uginają, naprawdę... Gdyby nie trzymał mnie tak mocno, to bym zaliczyła glebę. Wszystko, nad czym tak mocno pracowałam - poszło się jebać. 

Przeraża mnie jedno..

To uczucie, którego chciałam się pozbyć.

Ono chyba wraca.

- Alan... - Odsunęłam się od niego ciągnąc nosem.

- Tak? - Rzekł łagodnym tonem i spojrzał na mnie tak, jakby się czegoś obawiał.

- Ja... Nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć... Nie chciałam do tego wracać, nie chciałam... - Zachlipałam - Mówię ci teraz szczerze, kretynie, że jestem pewna, że to uczucie powróci, a kurwa nie chcę... - Tupnęłam nogą i przetarłam oczy - Nienawidzę cię za to... Nienawidzę cię, że tak mnie potraktowałeś, zostawiłeś, odrzuciłeś... Nienawidzę cię...

- Kocham cię.

- Nienawidzę cię - Pociągnęłam nosem spuszczając głowę w dół.

- Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Nie przestanę, rozumiesz? - Rzucił rozweselony.

On... ma dobry humor..? Ja płaczę, a on się cieszy? 

- Kocham Marnie Wilson! - Wydarł się - Ja, Alan Henderson, kocham Marnie Wilson! Słyszycie, kurwa?! Kocham ją i jest moja i tylko moja! Nie oddam jej nikomu! Jest moja! Kocham ją! - Zaczął się wydzierać.

Jejku...

Zaśmiałam się pod nosem, a on spojrzał na mnie, uroczo uśmiechając się. Nie mogłam uwierzyć w to, że on to mówi, on to wręcz krzyczy. 

On wreszcie to powiedział.

On powiedział, że mnie kocha.

I on dalej potrafi sprawić mi uśmiech na twarzy. Alan dalej potrafi mnie rozbawić, co mnie w sumie nie dziwi i nie jestem zła. 

- Widzisz, co ty ze mną dziewczyno zrobiłaś? Kurwa, ja sam siebie nie poznaję... - Prychnął i zakręcił się wokół - Mimo, że minęło te sześć lat, ja nie przestałem cię kochać - Spojrzał na mnie, uśmiechając się.

- Daj mi czas - Rzuciłam przecierając oczy i spojrzałam na niego.

Zamrugał kilka razy i rozchylił lekko wargi nie ruszając się w ogóle. Czy go zaskoczyłam? Najwidoczniej tak. Ja sama nie mogę uwierzyć w to, że brnę w to gówno, z którego i tak będę cierpieć. 

O boże, ja to powiedziałam...

- J-jasne... - Otrząsnął się - Dam ci tyle, ile będziesz chciała. 

Dalej nie wierze w to, że to powiedziałam... Ale dziwne uczucie towarzyszące mi będąc w towarzystwie Alana nie jest mi obce. 

Jest mi bardzo znane.

Oj, Marnie... Robisz największy błąd. Po raz kolejny w sumie.

- Przyjedz do mnie. 

- Co? - Spojrzałam na niego zdziwiona.

Znowu powiedział tym tonem, którzy tak wykurwiście mnie pociąga. On doskonale wie, jak to działa na mnie i jestem pewna, że to wykorzystuje.

Ale... może także zacznę wykorzystywać coś, co go także pociąga?

- Teraz. Chcę cię zaprosić do mnie, przyjdziesz? Nie musisz na noc, ale wiesz... fajnie by było - Uśmiechnął się szarmancko - Nie naciskam, jeśli nie będziesz chciała.

~~~~~

Popełniłam teraz błąd, wiem o tym - zgodziłam się pojechać do jego domu. 

Zdziwiło mnie to, że mieszkał niedaleko mnie. Miałam do niego tylko dziesięć minut drogi. Mieszkał w penthouse'ie znajdującym się na samej górze wielkiego budynku. Wchodząc do windy on wpisał jakiś kod, który przewiezie nas na samą górę. Wytłumaczył, że winda po wystukaniu kodu, dopiero wtedy przewiezie do jego mieszkania, a tak, to wjeżdża tylko na dziewiąte piętro. 

- Nie zdziw się, jeżeli będzie bałagan. - Spojrzał na mnie przelotnie, uśmiechając się zadziornie.

Przytaknęłam tylko i uniosłam delikatnie kącik ust w górę. Wreszcie winda się zatrzymała, a on puścił mnie przodem. Przed nami znajdował się mniejszy korytarz od mojego, a na końcu jego drzwi od mieszkania. Wyjął kluczę i przekręcił nimi zamek wpuszczając mnie. 

Weszłam do domu i od razu poczułam te jego perfumy... O jezu, rozpłynąć się można, naprawdę. Była ciemność, ale po chwili włączył światło i ukazał mi się duży przedpokój, którego ściany i podłoga była z ciemnego drewna. Po prawej stronie była wielka, rozsuwana szafa i jak myślę - na kurtki i buty. Po lewej było wielkie lustro. 

Zdjął ze mnie JEGO kurtkę i powiesił do szafy. Weszliśmy w głąb jego domu i przyznam, że ma ładne mieszkanie i bardzo przytulne. Gdy wyjdzie się z przedpokoju od razu po prawej stronie ma się schody prowadzące na piętro. Zaraz obok schodów jest wielki, kwadratowy salon, w którym panuję brązowo-biało-czarna kolorystyka. Panele są białe, ściany brązowe, a meble czarne. Jedna ściana jest cała szklana, gdzie widać Nowy Jork. Wielka, skórzana kanapa koloru brązowego wraz z dwoma fotelami po boku stały na środku, a przed nimi czarny stolik, na którym walały się jakieś dokumenty i notatki. Na ścianie był powieszony duży, plazmowy telewizor, a pod nim kolejna niska półka, która także była tego samego koloru, co stolik. Po boku znajdowała się wielka szafa z mnóstwem książek.

- Więc... Ładnie tu masz - Rozejrzałam się dookoła.

- Dziękuje - Uśmiechnął się - Jesteś drugą dziewczyną, która tutaj przyszła.

Ał.

Drugą..? 

- K-kto był pierwszy..? - Spojrzałam na niego.

- Moja gosposia - rzucił rozbawiony. - Chodź do kuchni - Skinął do mnie głową i poszedł w stronę długiego korytarza po lewej stronie. 

Ogólnie to jest tak; Przedpokój, po prawej stronie wielki salon i schody na piętro, a po lewej znajduję się korytarz i nic poza tym. 

Korytarz miał kremowe ściany z piaskowca i kafelki z białego marmuru. Po krótkiej chwili dostrzegłam kuchnie za wielką wyspą kuchenną, która znajdowała się po lewej stronie, a po prawej była jadalnia. Ściany nie zmieniły się jak i podłoga. Wszystko było także bardzo ładnie oświetlone niewielkimi lampkami w ścianach. Meble tutaj były koloru brązowego z dodatkiem szarego. 

Kuchnia nie była duża. Za wyspą kuchenną była duża lodówka, która była z brązowego drewna, jak i pozostałe meble ciągnące się wzdłuż. Na środku jadali znajdował się wielki, szklany stół z krzesłami wokół. Po boku widniał wielki barek z różnymi alkoholami. Było jedno, wielkie okno, które miało białe zasłony ciągnące się aż do podłogi. Gdzieś w kącie był kolejny barek, ale antyk. Za krateczkami mogłam dostrzec wina znajdujące się w nim.

- Napijesz się? - Podszedł do barku i wyjął wino. 

- Nie chcesz mnie chyba upić, a później zgwałcić, co nie? - Zaśmiałam się i usiadłam przy wyspie kuchennej odkładając na bok torebkę.

- Jaaa? - Spojrzał na mnie niewinnie - Skądże! Dlaczego przyszło ci to do głowy? - Uniósł brwi w zabawny sposób.

- Ja bym tak zrobiła z tobą - Wzruszyłam ramionami i posłałam mu czarujący uśmieszek.

- Hahahaha, z wielką... przyjemnością dałbym się upić - Wszedł do kuchni i wyjął z górnej szafki dwa duże kieliszki.

Do każdego wlał po trochu czerwonego wina i podał mi go. Spojrzałam na niego biorąc łyka, a on także nie odwrócił ode mnie wzroku.

- Wiedziałeś, że będę na tej licytacji? - Zaczęłam.

- Nie. Nie miałem pojęcia. Ale słyszałem, że Jesse, Matt, Eva, Mindy i Jasper przecież cały czas próbowali, żebyśmy się spotkali. Różne bankiety, występy, wyjazdy firmowe, obiad czy też pójście do klubu. Cały czas starali się. Czasami cię widziałem na bankietach - Uśmiechnął się.

Nieraz go widziałam sama. Zawsze omijałam go i starałam się nie spotkać, a teraz? Teraz siedzę w jego kuchni i pije z nim wino. 

Na dodatek powiedziałam, że potrzebuję czasu.

A on... on krzyczał, że mnie kocha.

- Cały czas próbowali, a teraz nie wiedzą, że spotkaliśmy się - Prychnął.

- To znaczy... Mindy już wie. Powiedziałam jej - Upiłam łyka.

- Jak zareagowała? 

- I Eva... - Odwróciłam od niego wzrok, lekko krępując się.

- Kurwa. Dlaczego dziewczyny muszą od razu plotkować? - Zaśmiał się biorąc łyk wina.

- Nie plotkujemy! My tylko rozmawiamy na ważne tematy i wymieniamy się zdaniami, co o nich sądzimy! - Fuknęłam.

- Rozumiem. A o kutasach też rozmawiacie? Przecież to ważne tematy! - Zakpił sobie.

- Tak. Rozmawiałam z nią o twoim kutasie. Marudziłam jej, że nie zadowalałeś mnie nigdy i masz małego. Kłamałam, kiedy jęczałam - Mruknęłam wpatrując się w niego.

- Chcesz się przekonać? - Odstawił kieliszek i złapał się za kroczę.

- Nie - Napiłam się, nie spoglądając na niego.

Nie pójdę z nim do łóżka.

Na pewno nie.

Oczywiście nie teraz.

- Będziesz mnie błagać, żebym pieprzył cię całą noc - Powiedział poważnym tonem.

- Tak myślisz? - Uniosłam jedną brew w górę - W ogóle, zmieńmy temat... Możesz mi odpowiedzieć na kilka pytań? 

- Słucham? - Oparł się o wyspę kuchenną i był teraz kilka centymetrów ode mnie. Jego wzrok spoczął na mnie i kiedy wziął łyka wina... Ugh... Wyglądał seksownie.

- Jak często uprawiasz seks? Przelotny? Może wracasz do jakiejś dziewczyny? Robisz to z sekretarkami? Któraś się w tobie zakochała już? Ile gosposia ma lat? - Rzuciłam, wpatrując się w jego brązowe oczy  i popijając wino.

Nie sądziłam, że naprawdę zadam mu takie pytania... Ale cholera, one mnie ciekawią. 

I nie, na pewno nie zżera mnie zazdrość!

Oj, nie.

Nanana.

- O kurwa, powinienem był się przygotować na tak masę pytań... - Prychnął i wyprostował się, przeciągając całe swoje ciało w górę - No więc, Marnie... Odpowiedzi są proste. Zadaj sama sobie na nie pytanie. - Spojrzał mi intensywnie w oczy.

- To nie odpowiedź. Chcę usłyszeć to od ciebie. - Burknęłam.

- Jak często uprawiam seks? Często, ale nigdy nie wracałem do tej samej dziewczyny. Były to kobiety na jedną noc i to oczywiste, żeby tylko sprawić mi przyjemność. Specjalnie wybrałem mężatkę na sekretarkę. Wiesz czemu? Bo cały czas o tobie myślę. Tylko twoją cipkę pragnę pieprzyć cały czas i wracać do niej.

O mój boże.

Moje policzki płoną od rumieńców. Upiłam dużego łyka wina, zerując go do końca. Czuję ogromną ulgę, ale trochę też... O boże, to krępujące, że on tak bardzo chce mnie. Ale też słodkie...

- Czy ktoś się we mnie zakochał? Nie, bo nikt nie miał szansy rozmawiać ze mną jak ty albo nasi znajomi. Jedynie co, to mogę podobać się komuś przez wygląd. - Wzruszył ramionami - Ile gosposia ma lat? Pięćdziesiąt dwa. Jakieś jeszcze pytania? - Wyzerował wino i otworzył lodówkę wyjmując coś z niej.

- Umm, no, ten... Dlaczego nie chcesz odpuścić? - Palnęłam, a on odwrócił się do mnie.

- Dlaczego? - Spojrzał na mnie, jakby się przesłyszał - Kotku, czy ty wiesz, co ze mną zrobiłaś? Pytasz się jeszcze czemu? Przez pierdolone sześć lat moje myśli nigdy nie mogły chociaż przez tydzień przestać myśleć o tobie i o tym, ile będę musiał czekać, żeby cię spotkać. Nie odpuszczę, bo ciebie pragnę, rozumiesz? Jesteś jedyną, na której mi zależy. Nikogo do swojego życia nie dopuszczałem, bo chciałem ciebie. Nie pozwoliłem innym dziewczynom się zbliżyć, bo chciałem ciebie. - Mówił to spokojnie i tak, jakby w ogóle się nie wahał.

Kurwa mać.

Moje serce wali jak szalone, a w brzuchu zaczyna ściskać. O nie, o nie, o nie, o nie! To oznacza przecież tylko jedno! Ja zaczynam...

Nie.

Kurwa, nie.

Jezus, dlaczego on tak swobodnie to wszystko mówi? Dopiero widzimy się trzeci dzień, a on naglę taką odwagą kipi? Widzę, że nie tylko z wyglądu wydoroślał, ale i z zachowania. 

- Zagramy w grę - Postawił na blat litrową flaszkę i dwa kieliszki.

- Jaką? - Przegryzłam wargę.

On jednak chce mnie upić.

Ale muszę się kontrolować. Nie mogę pozwolić, aby mi cukier podskoczył. Kilka razy miałam za wysoki cukier i nie było fajnie, oj nieee..

- Gówno prawda. Jeśli powiesz prawdę, a ja powiem, że to kłamstwo-ja pije. Jeśli jednak zgadnę, że powiedziałaś prawdę-ty pijesz. Okej? - Zaczął napełniać kieliszki. 

- Okej - Uśmiechnęłam się i poprawiłam na siedzeniu.

- No więc, zaczynaj - Mruknął.

- Nie uprawiałam seksu od pięciu dni - Zachowałam kamienny wyraz twarzy. 

- Kłamstwo - Prychnął.

- To jest prawda... - Przegryzłam wargę.

Ugh, to pieprzona prawda i zaczynam szaleć powoli. Nie jestem nimfomanką, ale, no... lubię uprawiać seks. Dla mnie to przyjemność i korzystam z tego póki moje ciało jeszcze jest tak piękne, a nie pomarszczone, fuj.

- Pierdolisz?! - Zrobił wielkie oczy - Nie-e, kłamiesz! - Wskazał na mnie, trzymając kieliszek w dłoni.

- No nie, serio... Pij to, bo chcę pytanie od ciebie.

- Mam nadzieję, że jesteś szczera - Mruknął i wyzerował kieliszek, w ogóle się nie krzywiąc.

- Zaczynaj - Polałam mu kieliszek.

- Bzykałem żonę sąsiada z dołu - Uśmiechnął się zadziornie.

Cholera.

- Kłamstwo. 

- Prawda.

- Serio?! Ile ona ma lat?! - Spojrzałam na niego nie dowierzając 

- Nie wiem, trzydzieści... dwa? A chuj z tym! - Zaśmiał się.

- Ugh... - Przekręciłam oczami i napiłam się. 

- Dobra, teraz twoja kolej.

~~~~~

I w ciągu półtorej godziny porobiłam się w trzy dupy. Nie umiałam odmówić żadnemu kolejnemu kieliszkowi, drugiej wódki i innych zabaw. 

Odleciałam. 

Zdziwiło mnie to, że Alan trzymał się jakoś na nogach, a ja ledwo co. 

Od dłuższego czasu siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś film akcji. Tylko że bardziej on oglądał, bo ja leżałam na oparciu i zdychałam, naprawdę.

Byłam blada, cholernie blada. Nie potrafiłam utrzymać swojej głowy, dlatego leciała na każde strony. Moje ciało odpadało, czułam się źle i okropnie. W każdej chwili mogłam zemdleć, a bardzo nie chciałam, żeby po mnie było to widać. 

On nie wie, że ja mam cukrzycę.

Tylko... tak strasznie źle się czuje... Jeszcze nie wstrzyknęłam sobie insuliny, kurwa mać. Byłam teraz po prostu nieprzytomna. Nie kontaktowałam. 

Nienawidzę tego stanu.

- Zaraz północ. Zostajesz na noc, czy chcesz jechać do domu? - Spytał pukając w moje udo.

Wymamrotałam coś... Nie wiem co... Coś pieprzyłam pod nosem. Nie miałam siły, żeby mu odpowiedzieć. Jezus, dlaczego ja doprowadziłam siebie do tego stanu...

Chciało mi się rzygać, ale nie miałam siły wstać. Ledwo co otwierałam oczy, a jak je już otworzyłam - to i tak zamknęłam, bo były cholernie ciężkie.

- Hej, Marnie... - Ujął dłonią mój policzek - Chyba lepiej zostań u mnie... - Prychnął - Przynieść ci coś? Chcesz tutaj spać? 

- Hmm... - Wymamrotałam.

Moje ciało odpływało, dosłownie. Czułam huśtanie jak na jakiejś tratwie. Na dodatek te okropne mdłości, ciężkie oddychanie i brak siły... 

- Marnie? - Czułam, jak chwyta mnie za podbródek i odwraca w swoją stronę - Kurwa, dobrze się czujesz? Blada jesteś... Żyjesz? - Poklepał mnie delikatnie po policzku.

- Alan... - Wydusiłam z siebie i przekręciłam głowę w bok, tym samym uwalniając się z jego dłoni. Moja głowa opadła na poduszki obok. 

- Kurwa, Marnie, co ci się stało? Dobrze się czujesz? Zadzwonić po lekarza..? - Rzucił panikując.

- Żadnego... lekarza... - Burknęłam - Alan... Ja...

- Ja pierdole, nie... Kurwa, dlaczego tyle wypiłaś?! - Krzyknął zdenerwowanym tonem i nachylił się nade mną - Co się stało? Jak się czujesz? 

- Kurwa... - Wydusiłam z siebie - Przynieś... torebkę... - Chciałam się unieść, ale nie mogłam.

Alan od razu poleciał po moją torebkę, którą zostawiłam w kuchni i zjawił się z powrotem po dziesięciu sekundach. Usiadł obok mnie, a torebkę postawił na stoliku obok.

- Coś chcesz? Wyjąć coś? Marnie, nie strasz mnie... 

- Zamknij się... - Wymamrotałam - Alan... posłuchaj mnie...

Kurwa mam dość, odpadam...

- Wyjmij... czarny... - Mówiłam, a on zaczął grzebać mi w torebce.

- To? - Wyjął otwieranie lusterko, które było czarne.

Pokręciłam głową, a on dalej szukał. 

- To? - Wskazał na czarną portmonetkę.

- Pokrowiec... - Wydusiłam z siebie.

Od razu wyjął pokrowiec i postawił go na stoliku. Ugh, dlaczego każdy facet, jak panikuje, jest taką cipą? 

- Co się dzieje? Nie zemdlej mi tutaj, Marnie... - Nachylił się nade mną i objął moje policzki - Kurwa, ty blada jesteś... Nie, dzwonie do lekarza -Chciał wstać, ale złapałam go za koszulkę - Co? - Spojrzał na mnie.

Ledwo co uniosłam się, ale Alan mi od razu pomógł usiąść. Sięgnęłam po pokrowiec i zaczęłam się męczyć z jego otworzeniem. Cholera jasna, moje ciało opada.

Upadłam ponownie na kanapę. 

- Marnie?! Pierdole, dzwonie po karetkę! 

- Stój... - Wydusiłam z siebie - Otwórz... pokrowiec...

Przegryzł policzek i przeklął pod nosem, chwytając za przedmiot. Moje serce waliło jak szalone i tylko patrzałam na niego spod zmrużonych powiek. Bałam się jego reakcji... 

Odpiął pokrowiec i spojrzał na zawartość w środku. Przez chwilę się nie odzywał i gapił się w to jak w obrazek. Uniósł swój wzrok na mnie. Był zły, zdenerwowany, wręcz wkurwiony.

- Masz cukrzycę? - Rzucił poważnym i zimnym tonem.

~~~~~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro