7. Teraz, mam zamiar ciebie pieprzyć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nienawidzę poranków, a zwłaszcza wtedy, kiedy jestem na kacu. Łeb mi pęka, suszy mnie w gardle i na dodatek cukrzyca wszystko pogarsza.

Kurwa!

Zerwałam się z.. łóżka? Otrząsnęłam się i rozejrzałam wokół. Siedziałam na ogromnym łóżku z czerwoną pościelą i białymi poduszkami. Łóżko znajduje się na środku pokoju, a po bokach mam białe szafki nocne z lampkami. Sypialnia różni się od pozostałości mieszkania tym, że jest cała biała z odrobiną czerwonego koloru. Przede mną jest ogromne okno na widok Nowego Jorku. Widząc teraz stojące auta w korku, zgaduję, że są godziny szczytu. Na środku pokoju jest czerwony dywan. Po lewej stronie przy ścianie jest biała komoda, a obok niej drzwi. Po prawej stronie są kolejne drzwi i rozsuwana szafa z wielkim lustrem. 

Dziwi mnie jedno...

Dlaczego jestem w bieliźnie? 

Albo ja się rozebrałam, chociaż w to wątpię, bo byłam w okropnym stanie... Tak, jednak Alan mnie rozebrał.

Cholera.

Wstałam z łóżka i sięgnęłam po moją torebkę, która była na nocnej szafce. Nie wolno tak chodzić po domu, ale teraz mam wyjebane. Skoro on miał prawo mnie rozebrać, to ja i otwierać drzwi. 

Podeszłam do drzwi obok komody i na moje szczęście była to toaleta. Cała była biało-czarna. Kafelki z białego marmuru, a ściany z czarnego. Po prawej stronie była ogromna wanna, za nią kibel, a po lewej umywalka ciągnąca się od ściany do ściany. Nad nią było wielkie lustro z szafkami. 

Skorzystanie z kibla było pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, bo inaczej bym wybuchła. Umyłam ręce i spojrzałam na siebie w lusterku. Och, jak trup. Blada i opadająca z jakichkolwiek sił. Mój makijaż w sumie nie należał do najgorszych, bo kosmetyki nie należały do pierwszych, lepszych rozmazujących się następnego dnia. Oczywiście tusz do rzęs był delikatnie rozmazany, ale poza nim nic. Przemyłam twarz zimną wodą i z torebki wyciągnęłam czarny pokrowiec. Wyjęłam glukometr i urządzenie z igłą i zmierzyłam sobie cukier.

Sto osiemdziesiąt dziewięć, kurwa. Wyjęłam insulinę wraz ze strzykawką i wstrzyknęłam sobie w biodro odpowiednią ilość. 

Cholera, jak mogłam nie dopilnować tego? Zaczęło się na winie, a skończyło na moim zgonowaniu, pięknie kurwa. Na dodatek on się dowiedział o mojej cukrzycy i z tego co pamiętam, nie był zadowolony..

Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam godzinę. Było dwadzieścia po pierwszej, cholera.. Weszłam z powrotem do jego sypialni i ubrałam się w ciuchy, które były na komodzie. Zakładając spodnie mój telefon zaczął dzwonić. 

- Halo? - Burknęłam widząc, kto dzwoni.

- Cześć słońce, co u ciebie? - Spytała moja mama.

- Wszystko... - kaszlnęłam - dobrze. Po co dzwonisz? - Podtrzymałam telefon ramieniem i założyłam spodnie do końca.

- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że widziałam bardzo ciekawe zdjęcia w prasie. - Rzekła podejrzliwym tonem - Od kiedy spotykasz się z Alanem? - Rzuciła.

Kurwa, co?!

Gdybym coś teraz piła, na pewno zakrztusiłabym się. Co, jakie zdjęcia? Jaka prasa? Kto mógł nam zrobić fotki? I kiedy niby!?

- O czym ty mówisz? - Spytałam. 

- No, to lepiej ty mi powiedz... Od kiedy się z nim spotykasz? 

- Hah, mamo... - Prychnęłam - Ja się nie spotykam z nim, jeśli chodzi ci o związek.. Po prostu zaczęliśmy utrzymywać znowu kontakt. - Stanęłam przed oknem i przyglądałam się miastu.

- Aaa... - Przeciągnęła tak, jakby była rozczarowana czymś - A od kiedy rozmawiacie? 

- Nie wiem, od środy? Chyba tak.

- Hmm... No dobrze, a jak w firmie? 

- Dobrze. Wszystko jest dobrze. Coś jeszcze chcesz? - Podrapałam się po głowie.

- W poniedziałek jest bankiet, pamiętasz?

- O jezu, mamo... Jesteś tak daleko od Stanów Zjednoczonych, od firmy, a widzę, że ty wszystko wiesz... - Prychnęłam.

- Ja wszystko wiem, skarbie. - Przeczuwałam, że się uśmiecha zadowolona.

- No dobra. No, w poniedziałek jest ten bankiet, i co? 

- Mam nadzieję, że wypowiesz się na temat akcji charytatywnej, którą wspomogłaś. 

- Ugh, no tak! Dobra, mamo... Możesz przestać mówić mi, co mam robić? Ja znam się na swojej pracy, naprawdę... - Przekręciłam oczami.

- Mam nadzieję. Wiem, jak dobrze ci idzie i nie chcę, abyś za przeproszeniem, spierdoliła sprawę. - Zaśmiałam się słysząc przekleństwo z jej ust - I tak na zakończenie... Dobrze, że utrzymujesz znowu kontakt z Alanem. Do usłyszenia! - Rozłączyła się, zanim cokolwiek powiedziałam.

- Kurwa... - Syknęłam i włożyłam telefon do torebki.

Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu szpilek, ale najwidoczniej je gdzieś zapodziałam. Poza tym, na pewno ich bym nie ubrała w tym stanie. 

Wyszłam z jego sypialni i zeszłam schodami na dół. Dostrzegłam Alana w salonie. Stukał coś po klawiaturze na laptopie i miał z boku jakieś papiery. Och, nawet w weekend najwidoczniej pracy nie odpuści.

- Hej. - Rzuciłam uśmiechając się delikatnie.

- Cześć. - Nawet na mnie nie spojrzał.

- Alan... jesteś na mnie zły..? - Powiedziałam niewinnie podchodząc do niego. 

- Jestem. Dlaczego nie powiedziałaś mi? - Spojrzał na mnie, a jedynie co mogłam wyczytać z jego twarzy i oczu, to złość.

- Ugh, przepraszam... - Usiadłam obok niego.

- Wiesz, że gdybym cię zostawił w takim stanie i nic nie zrobił, to byłoby z tobą źle. Wręcz chujowo. - Oparł się wyciągając rękę wzdłuż siedzenia - Od kiedy masz cukrzycę? Z tego co pamiętam, nie miałaś jej w New Jersey.

- Dowiedziałam się dzień przed twoim wyjazdem do collage'u. - Rzuciłam poważniejszym tonem - Nie chciałam ci powiedzieć, bo... Bo w sumie miałoby to jakieś znaczenie? - Wzruszyłam ramionami.

- Okłamałaś mnie.

- Ojej, jak mi przykro... - Złapałam się za serce udając poruszoną - Okłamałam cię, jakie to smutne! I co z tego? - Spoważniałam.

- Cukrzyca to poważna sprawa, nie musiałaś mnie z tym okłamywać. Dlaczego nie powiedziałaś? 

- Nie wiem, nie chciałam... Dobra skończmy ten temat. Zmierzyłeś mi cukier wczoraj? Wstrzyknąłeś insulinę? 

- Zmierzyłem, wstrzyknąłem.

- Jak bardzo źle było? 

- Nie znam się na tym, ale widząc po twoim stanie i ile wyniosło na tym cholerstwie, to było grubo. - Prychnął - Nigdy więcej tak nie pijesz, rozumiesz? - Przybliżył się do mnie.

- Wiem. A w ogóle... dlaczego spałam w bieliźnie? I gdzie ty spałeś? 

- Czyli nic nie pamiętasz... - Uśmiechnął się uroczo - Powiedziałaś, że śpisz zawsze w bieliźnie i mam cię rozebrać. A gdzie spałem? W moim łóżku a gdzie? - Zakpił sobie.

O jezu.

Nie jestem zła, że spałam z nim w łóżku. Jego łóżku. Ale... powiedziałam, żeby mnie rozebrał?! Kurwa mać, że też byłam w stanie, żeby cokolwiek powiedzieć!

- Czy my... - Spojrzałam na niego krępując się - No wiesz-

- Tak. Nie pamiętasz nawet tego? - Uśmiechnął się.

Kurwa mać...

Wypuściłam głośno i przeciągle powietrze z ust i wstałam z kanapy. Nie chciałam tego. Nie chciałam z nim uprawiać seks. Może i ciągnie mnie do niego i z wielką przyjemnością znowu chciałabym go poczuć, ale jednak nie teraz. Nie teraz, kiedy widzimy się dopiero czwarty dzień.

Jaka ja jestem głupia.

- Żartuje! - Zaśmiał się.

- Kretynie! Nie strasz mnie! - Pacnęłam go w ramię.

- Myślisz, że ruchałbym kogokolwiek, kto jest nieprzytomny? A zwłaszcza ciebie? - Uśmiechnął się - Wolałbym słyszeć twoje jęki i krzyki. - Mrugnął do mnie.

- Dzięki. - Uśmiechnęłam się.

- Jesteś głodna? - Spytał wstając.

- Nie, ja-

- Jestem. - Dokończył za mnie.

- Zjem na mieście.

- Czyli nie zjesz tego, co dla ciebie zrobiłem? - Zrobił minę zbitego pieska.

Aww, przestań.

Chwycił mnie za rękę i poprowadził do kuchni. Tam posadził mnie przy wyspie kuchennej, a sam wszedł poza nią i wyjął z mikrofali gofry, które od razu wyglądały apetycznie. 

- Mam nadzieję, że nie porzygasz się. - Prychnął i podał mi przed nosem talerz.

Były one z czekoladą i truskawkami. Do tego posypane wiórkami kokosowymi. Pycha! 

Cukier już sobie wcześniej zmierzyłam, jak i insulinę wstrzyknęłam. Zabrałam się za jedzenie, bo byłam cholernie głodna. Alan w między czasie otworzył lodówkę i wyjął z niej bitą śmietanę. Wyglądał uroczo, gdy pochylił się i do ust zaczął sobie wciskać bitą śmietanę.

- Chcesz? - Rzucił z pełną buzią.

- Nie, hahaha - Uśmiechnęłam się - Wyglądasz uroczo. 

- Dzięki, ale ty też mając ubrudzone usta od czekolady. - Puścił mi oczko.

Od razu poczułam rumieńce na twarzy i przejechałam językiem po wargach czując naprawdę czekoladę. 

Już po jednym gofrze byłam najedzona, a zostało mi jeszcze dwa. Z wielkim trudem zjadłam drugiego, a Alan cały czas bawił się z tą bitą śmietaną.

- Daj mi trochę tej bitej śmietany. - Wystawiłam rękę po nią.

- Och, dziewczynka się wreszcie skusiła - Uśmiechnął się - Wiedziałem, że ulegniesz.

- Ugh, dlaczego dziewczynka? Nazwij mnie inaczej albo po imieniu. - Zmarszczyłam brwi i polałam sobie bitą śmietaną po gofrze. 

- A nie wiem, przyzwyczaiłem się do ciebie mówić dziewczynka. - Oparł się o blat i był teraz kilka centymetrów ode mnie - I wiem, ze cię to denerwuje - Uśmiechnął się zadziornie.

Spojrzałam na niego z uniesioną brwią. Skoro on chce mnie denerwować, to ja go także. Odsunęłam się krzesłem kawałek do tyłu i rozpuściłam włosy trzepiąc nimi seksownie. Widziałam po nim zdezorientowanie. Wyprostował się i przyglądał mi się intensywnie, a ja uśmiechnęłam się uwodzicielsko. 

Obniżyłam bluzkę w dół i wycisnęłam bitą śmietanę na piersi. Później przetarłam biały puch ręką i włożyłam sobie do ust, wykonując przy tym ruchy. I te ruchy nie należały do odpowiednich. Włożyłam palec środkowy i serdeczny do buzi. Ssałam je i spoglądałam seksownie na Alana, który przyglądał mi się, jak zahipnotyzowany.

Och, faceci... Was, to można zwykłymi palcami i bitą śmietaną pobudzić. Namiot macie w ciągu pięciu sekund zagwarantowany. Dlaczego aż tak mocno reagujecie na takie rzeczy? Przecież one nie są nie wiadomo jakie! 

Wyciągnęłam palce i odchyliłam głowę do tyłu. Wystawiłam język, a wargi delikatnie rozchyliłam. Przyłożyłam czubek bitej śmietany nad ustami i zaczęłam wykonywać ruchy w przód i tył, aż w końcu wycisnęłam biały puch. Opadło mi trochę na brodę i piersi, ale co z tego? Przecież to normalne.

- Przestań. - Warknął - W tej chwili.

- Och, jezu... - Jęknęłam seksownie - Nie denerwuj się, chłopczyku - Spojrzałam na niego uwodzicielsko i przejechałam palcem wskazującym po brodzie i biuście, ścierając bitą śmietanę. Włożyłam palec do ust i ssałam go - Coś nie tak? - Posłałam mu niewinny wzrok.

- Kurwa. - Cały się spiął - Wiesz, jakie teraz mam ciasne spodnie? On zaraz się udusi w nich. - Spoglądał na mnie poważnie. 

Wiedziałam, że próbuje zachować powagę, a tak naprawdę mało brakuje do wybuchu jego podniecenia. Och, jak mi przykro. Myślałam, że go to nie zdenerwuje! 

- Tak? A to ciekawe... - Prychnęłam i odstawiłam bitą śmietanę na blat.

- Masz szczęście. - Rzucił i uśmiechnął się chowając ją z powrotem do lodówki.

- Jestem pełna. Nie dam rady go już zjeść... - Westchnęłam i odsunęłam od siebie talerz - Możesz mnie zawieźć do domu? 

- Mamy duży problem. - Skrzyżował dłonie pod klatkę piersiową i stanął wyprostowany.

- Jaki? - Spojrzałam na niego marszcząc delikatnie brwi.

- Mój penis nie oddycha, zrób mu usta-usta.

Zaśmiałam się głośno i zeszłam z krzesła kierując się do wyjścia. Z torebki przy okazji wyjęłam chusteczki i starłam z siebie resztkę bitej śmietany. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej jego kurtkę i moje szpilki, które także się w niej znajdowały. Alan dołączył do mnie po chwili. Ubrał się i skierowaliśmy się do wyjścia.

- Będziesz na bankiecie w poniedziałek? - Spytał, kiedy byliśmy w windzie.

- Będę wraz z Mindy i Jasperem, a ty? 

- Z Jesse'em. Matt idzie z Evą.

- Czyli wszyscy będziemy. - Uśmiechnęłam się.

- Ogólnie, to... są nasze zdjęcia w prasie. Gloss opublikowało dzisiaj rano nasze fotki z wczorajszego wieczoru na moście. Przeszkadza ci to? - Spytał.

Czy mi przeszkadza..? 

Szczerze, nie.

Z jednej strony czuję ulgę, a z drugiej strony trochę jestem jednak zdenerwowana, bo.. Oni nie dają żadnego spokoju. Nie można z nikim pobyć normalnie na mieście, bo od razu są zdjęcia i jakieś wyolbrzymianie związku, którego nie ma. 

A czemu czuję ulgę? Bo to magazyn Gloss, a nie Fox. Ale i tak Fox się dowie o tym i sami będą czekać na okazję, aby nam zrobić zdjęcie. 

A w Fox jest Luka.

To mnie najbardziej przeraża. Przeraża mnie to, że może być wciągnięty w coś Alan. Może się dowiedzieć o tym, a nie chcę. Luka może zagrozić mi czymś i kazać ignorować Alana albo jeszcze gorsze rzeczy.. 

- Nie, nie przeszkadza. Tylko nie chcę, byśmy byli gorącym tematem teraz. 

- Czemu? - Zachichotał i wypuścił mnie pierwszą z windy.

Bo jak Luka się dowie, urwie mi łeb.

- Bo to będzie denerwujące, skoro nic nas nie łączy. 

- Jeszcze.

''Jeszcze''

Teraz mi serce zabiło szybciej. 

Mu naprawdę zależy...

Hah, tylko szkoda, że nie okazywał tego wcześniej.

Ja mam czas. Zobaczę, jak bardzo mu zależy, jak się zmienił, co z tego będzie. Ale na pewno nie chcę czekoladek, kwiatów, kin czy też innych przesłodzonych rzeczy. Chcę takiego Alana, jakiego pokochałam wcześniej.

Skurwiela z małym sercem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.

Skierowaliśmy się na parking, a tam prosto do auta. 

- Zastanawia mnie jedno... Cukrzyca jest dziedziczna, prawda? - Zaczął, kiedy odpalił samochód.

- Ojciec. - Burknęłam.

- Ach, czyli już rozumiem. - Przytaknął.

- A obiecasz mi to, że będziesz pić z umiarem? - Dodał spoglądając na mnie.

Jest to trudne, bo jak zacznę pić - chcę więcej i więcej. Mam umiar, ale jednak cukrzyca naprawdę to pogarsza. 

- ...Obiecuję. - Rzekłam niepewnie, a on to zauważył.

- Marnie... Musisz naprawdę liczyć się z tym, że może z tobą być źle. Proszę... nie doprowadzaj siebie do takiego stanu...

- Och, no dobrze! Mówisz jak moja matka. - Prychnęłam.

- Ktoś powinien jeszcze nad tobą czuwać.

- Umiem o siebie zadbać.

- Tak? Gdyby nie ja, to leżałabyś martwa. - Rzucił pewny siebie.

- Jakoś wcześniej byłam w takim stanie i wszystko było dobrze. - Wzruszyłam ramionami.

- Czyli to nie pierwszy raz, kiedy tak ostro pijesz...

- No nie.

- A ktoś jeszcze wie o twojej cukrzycy? 

- Mindy i Eva. I proszę, nie mów chłopakom... - Spojrzałam na niego.

- Dlaczego? To normalne, że ktoś jest chory. - Zmarszczył brwi.

- Tak, ale będą pierdolić mi o alkoholu jak ty, a mi się nie chcę słuchać od każdej osoby tej samej historii.

- Rozumiem - Zatrzymał samochód. - Należy mi się coś. - Odwrócił się w moją stronę i przyłożył palec wskazujący na policzek.

- Za? - Uśmiechnęłam się.

- Za tę gościnę u mnie w domu. - W ciągu dalszym czekał.

Pokręciłam głową i nachyliłam się nad nim. W chwili, gdy byłam już blisko jego policzka, on odwrócił głowę i złączył nasze usta. 

Cholera. Na moment przestałam być czujna i mnie ma. Nie sugeruję, że jest to złe, ale nie chcę na razie robić takich kroków w przód. Chcę pomału, a on kurwa wszystko utrudnia, ugh...

Odsunęłam się od niego, gdy już wystarczająco dostał to, na co zasłużył. 

- Chcę więcej. - Spojrzał na mnie niewinnie.

- Może kiedyś. - Pomachałam mu i wysiadłam z samochodu. 

Odjechał z cholernie głośnym piskiem. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam wejściowe drzwi. Byłam wymęczona, a dzisiaj jeszcze mam zając się tym bachorem, kurwa.

Nie mam nic do Rachel, bo to słodka i przeurocza dziewczynka, którą muszę chronić teraz. Po prostu ja nie przepadam za żadnymi dziećmi, dlatego mam takie nastawienie... Ale muszę przyznać, że to jedyne dziecko, które polubiłam. 

Ale i tak jest bachorem.

Weszłam do mieszkania i co pierwsze, to poszłam do pokoju i rzuciłam torebkę gdzieś na bok. Sięgnęłam po czystą bieliznę i poszłam do toalety się umyć i przyszykować się na przyjście Mindy. 

~~~~~

- Tutaj masz jej ulubioną zabawkę. A-a tutaj smoczek! Mleko masz tutaj i pamiętaj, że jeżeli będzie zimne, to podgrzej. Grzechotkę musi mieć pod ręką! - Wskazała na mnie palcem, jakby ostrzegała przed czymś - Piel-

- Nie! - Krzyknęłam - Nie będę jej zmieniać pieluch, Min, nooo! - Skrzywiłam się.

- Mar, a co twoja mama robiła z tobą!? Proszę cię... - Spojrzała na mnie błagalnie.

- Kurwa... - Syknęłam przegryzając się w język, bo dziecko aktualnie śpi w różowym foteliku - Kiedy przyjdziecie po nią? 

- No-ten-tego... jeszcze nie wiem. Zadzwonię do ciebie. W razie czego dasz sobie radę - Wcisnęła mi fotelik z dzieciakiem do ręki, a sama weszła do domu i odstawiła torbę z jej rzeczami - Proszę... Nie dzwoń co dziesięć minut... - Spojrzała na mnie litościwie.

- Odstrzeliłaś się seksownie, dlatego dam ci spokój na razie, ale za godzinę, półtorej, odbieraj ode mnie telefon. Nie odpowiadam za jej płacz. - Postawiłam delikatnie fotelik w salonie przy kanapie.

- Wierze w ciebie! A teraz pa, bo Jasper czeka na dole. - Pocałowała mnie w usta na pożegnanie.

To urocze, jak muszę się schylać do niej, a ona stawać na palcach, pomimo szpilek. Jak Jasper sobie radzi? Przecież on jest wysoki! I jak oni uprawiają seks?! Jak to wygląda, kiedy ona jest na dole?! Albo jak bierze ją na pieska?! 

Ugh, po co mi wiedzieć takie rzeczy, jak przyjaciółka uprawia seks?! 

Otrząsnęłam się i odprowadziłam ją do drzwi zamykając je. Odwróciłam się i głośno zaciągnęłam się powietrzem przez nos. Oj, dzisiaj nie będzie dla mnie pięknie... Oj, nieee...

Otworzyłam gwałtownie oczy, kiedy usłyszałam chichot. O cholera, o cholera, o cholera, ona się obudziła! 

Spojrzałam na nią i na jej rączki bawiące się swoimi małymi stópkami. Jak zwykle cieszyła się jak głupi do sera, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę jest. Wzięłam do ręki torbę, w której były jej zabawki i podeszłam do niej.

- Masz, bierz to... - Wcisnęłam do jej dłoni grzechotkę - Gryź. - Nakazałam surowo.

- Papa... - Zachichotała.

- Mama. 

- Papa! - Ugryzła grzechotkę.

- Grzeczna... - Uśmiechnęłam się.

Wyciągnęłam ją z fotelika i posadziłam obok. Odsunęłam stolik na bok, a dziecko położyłam na bawełniany dywan. Wyciągnęłam smoczek, jakąś kolejną jej zabawkę i położyłam obok.

- Baw się. - Wstałam na wyprostowane nogi i spojrzałam na nią z góry.

Czuje się taka wielka przy tak małym dziecku. Jest urocza, ale nie cierpię niańczyć kogokolwiek. To nie w moim stylu opiekowanie się kimś. 

Włączyłam w telewizji jakąś bajkę dla dzieci i poszłam do swojego pokoju się przebrać. Założyłam białą, satynową halkę, bo i tak dzisiaj będę sama w domu z tym brzdącem. Wzięłam papierosy do ręki i wyszłam na balkon w salonie zerkając na nią przy okazji. Było już ciemno, bo dochodziła dwudziesta pierwsza i nie wydaje mi się, żeby Mindy wróciła z Jasperem po nią o północy... Będę się z nią pieprzyć do samego rana.

To znaczy nie dosłownie pieprzyć!

Mogłam w spokoju palić, bo mała była wgapiona w ekran telewizora zagryzając grzechotkę. Oparłam się o płot i spojrzałam w dół. Ulice puste. Od czasu do czasu przechodzący ludzie i przejeżdżające auta.

Naglę dostrzegłam czarne auto zatrzymujące się przed moim penthouse'em... Te auto, to czarne porsche... 

Cholera.

Alan. 

Wysiadł z auta i od razu spojrzał w górę, jakby wiedział, że tam jestem. Uśmiechnął się zadziornie, a ja mu tylko pomachałam, odwzajemniając uśmiech. Wszedł przez główną bramę, bo jeszcze nie zablokowałam niczego na kod. Ma dostęp także i do windy.

Dlaczego przyjechał..? 

W połowie mojego palenia usłyszałam pukanie do drzwi. 

- Wejdź! - Krzyknęłam, wychylając się przez balkonowe drzwi.

- He-Kurwa. 

Usłyszałam śmiech dziecka, więc jestem pewna, że zobaczyła jego, a on ją. Z tego co mi mówiła Mindy, to Rachel lubiła Alana i zawsze cieszyła się na jego widok. Najbardziej siedziała cicho, kiedy widziała Evę.

I nie dziwie się!

- Co to dziecko tutaj robi? - Wszedł na balkon, dalej nie dowierzając temu co widział.

- Mindy wyszła z Jasperem i poprosiła, żebym popilnowała ją, bo niańka nie może. Jeśli oczekiwałeś dzisiaj czegoś ode mnie, to wybacz, ale jestem zajęta. - Zaciągnęłam się ostatni raz i odgasiłam papierosa w popielniczce.

- I ubrałaś się tak dla dziecka? - Prychnął i zmierzył mnie całą.

- Nie. Ubrałam się dla ciebie... - Odwróciłam się do niego i powolnym krokiem podchodziłam - Bo wiedziałam, że przyjdziesz... - Złapałam go za jego kurtkę i stanęłam na palcach, przybliżając swoje usta do jego - Och, dziecko woła! - Rzuciłam, gdy musnęłam moimi ustami o jego.

Powędrowałam z gracją do dziecka, które mnie nawet nie wołało. Usłyszałam prychnięcie pod nosem ze strony Alana, co mnie usatysfakcjonowało. 

Wzięłam maleństwo na kolana i buteleczkę z mlekiem i usiadłam na kanapie. Rachel od razu przyssała się do butelki, a Alan wyszedł z balkonu i usiadł na fotelu na przeciwko mnie. 

Czułam się... dziwnie. Jestem bezpłodna, niańczę teraz dziecko swojej przyjaciółki, gdzie ja nigdy tak nie będę mogła z własnym. Na dodatek Alan mi się tak intensywnie przygląda... 

To smutne, że nie będę mieć dziecka. Mimo, że ich nie lubię, to chciałabym widzieć swoje, które dojrzewa i uśmiecha się. 

- Nie gap się tak. - Burknęłam.

- Wybacz, jeśli cię to rozprasza. Po prostu pierwszy raz widzę cię, jak trzymasz dzieciaka na kolanach. To do ciebie nie podobne.

- Twierdzisz, że nie pasuje mi dziecko? - Prychnęłam.

- Nie. Inaczej wyglądasz i nie mogę się napatrzeć. - Odparł z pełną powagą. 

Cholera.

Zarumieniłam się i na dodatek poczułam ten dziwny skurcz w brzuchu... Żeby nie widać po mnie speszenia po prostu poprawiłam dzieciątko na kolanach i spojrzałam na nie.

- Widzę, jak się rumienisz. Nie musisz się ukrywać z tym.

- Po co przyjechałeś? - Zmieniłam zdanie.

- Hah, chcesz wiedzieć? - Spojrzał na mnie z ekscytacją.

- Oczywiście. - Ściszyłam seksownie ton i spojrzałam na niego.

- Przyjechałem, żeby cię teraz ostro wypieprzyć. Tak ostro, że cipki byś nie czuła przez najbliższe dwa tygodnie. Tak głośno byś jęczała i piszczała, że cały Nowy Jork by ciebie usłyszał. Pragnęłabyś mnie codziennie, a najbardziej mojego kutasa w twojej cipce. - Rzekł poważnym i stanowczym tonem. Mówił to tak, jakby był na jakimś spotkaniu firmowym.

Kurwa mać.

Naprawdę, mokro mi.

Poczułam te okropne skręty w podbrzuszu od podniecenia, a na dodatek te okropne motylki w brzuchu. Znowu nabieram na niego ochotę jak poprzednio. Znowu mam ochotę go przelecieć, poczuć w sobie, ostro pieprzyć i nie oddać nikomu

Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać.

Zabierzcie go ode mnie.  

Co on ze mną robi...

- Wszystko popsuło dziecko, widzisz? A za pewne teraz byś była pieprzona przez mojego kutasa. Ostro, brutalnie, jak lubisz. - Uśmiechnął się delikatnie.

Wciągnęłam głośno powietrze i odstawiłam dziecko z powrotem na dywan. Powędrowała od razu do jakiejś zabawki, ale teraz to nie ma znaczenia, co dziecko będzie robić.

Pieprzyć to.

Podeszłam do Alana i usiadłam na nim okrakiem. Zdziwił się i to mocno. Nie spodziewał się takiego posunięcia z mojej strony, a jednak życie lubi zaskakiwać ludzi. Jego dłonie od razu powędrowały pod moją halkę, na pośladki. Niepewnie je położył i ścisnął, jakby się zastanawiał czy to zrobić, czy może jednak nie.

Oczywiście, że może.

- Coś jeszcze? - Szepnęłam i zarzuciłam dłonie na jego karku, delikatnie ocierając się w powolnym tempie o jego krocze.

Spojrzał mi w oczy. Jego płonęły od podniecenia i pożądania. 

- Nie masz pojęcia, jak wręcz pragnąłem cię dotknąć i poczuć. Żadna kobieta nie sprawia mi takiej przyjemności jak ty, kurwa - Warknął pod koniec i ścisnął mi pośladki, a ja jęknęłam - Nie jęcz, na to będziesz miała jeszcze czas.

- Wiesz, że zabawiamy się na oczach dziecka Mindy? To niedorzeczne... - Uśmiechnęłam się łobuzersko i nachyliłam nad jego szyją.

Odchylił głowę do tyłu, a ja zaczęłam powoli muskać jego szyję ustami. Jego ostre, intensywne i bardzo pociągające perfumy mnie wręcz podniecały i nakręcały dalej. Jego perfumy to był czysty seks, kurwa. Jeszcze jego dotyk, cholera...

- Mógłbym się z tobą zabawiać i przy wszystkich. Kurwa, Marnie, dlaczego ja tak długo czekałem na ciebie... - Ścisnął moje pośladki.

- Nie wiem... - Szepnęłam i złożyłam kilka mokrych pocałunków na jego szyi - Ja też czekałam na ciebie dość długo, wiesz..? - Spojrzałam niewinnie w jego oczy.

- Ja pierdole. Nie masz pojęcia, jaki mam metalowy pręt w spodniach. Zrób coś z tym.

- Co..? - Mruknęłam przegryzając wargę i kroczem otarłam się o jego.

O kurwa, naprawdę jak metalowy pręt!

- Poczekaj, aż wreszcie będę cię pieprzył. - Warknął i klepnął mnie mocno w tyłek, a ja podskoczyłam.

Szalałam w ciele, dosłownie. Byłam rozpalona, napalona, podniecona. Chciałam już tylko jednej rzeczy i nie obchodziło mnie to, że musiałam zajmować się dzieckiem.

Pieprzyć to.

- Na co czekasz? - Mruknęłam i uniosłam jedną brew w górę, przegryzając wargę.

Alan gwałtownie wstał i odstawił mnie na bok. Kurwa, co jest? Przed chwilą chciał się pieprzyć, a teraz co on odwala? Ucieka?! 

Podszedł do dziecka i spojrzał na nią, gdy ta była intensywnie wpatrzona w ekran telewizora. Poczochrał jej malutkie włoski na główce i stanął na wyprostowane nogi.

- Teraz, mam zamiar ciebie pieprzyć. - Odwrócił się w moją stronę.

O kurwa mać.

~~~~~






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro