9. Pocałuj mnie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pokochaj mnie.

Zamarłam. Spojrzałam na niego mrugając kilka razy. Powiedział to z pełną powagą i nie wiedziałam czy to naprawdę teraz jest ta rzecz, którą mam dla niego zrobić.

- Alan... Ja... Potrzebuje czasu...- Wyrzuciłam z siebie spoglądając na niego z żalem.

- Dam ci wszystko, czego potrzebujesz - Uśmiechnął się.

O jezu.

Okropny skurcz mnie teraz złapał w brzuchu. Znowu to się zaczyna! Całe ciało zaczęło robić się cieplejsze, a serce zabiło szybciej, ugh.

Wziął bitą śmietanę i wycisnął mi ją na usta. Chciałam je oblizać, ale mnie ostrzegł przed tym posyłając srogie spojrzenie. Sam nachylił się nade mną i oblizał moje usta, a później złożył na nich soczysty pocałunek, pod którym się rozpłynęłam.

Ja także sięgnęłam po biały puch i wycisnęłam na jego ustach od razu całując. Wplótł swoją dłoń w moje włosy i przyciągnął do siebie jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek. 

- Ale wiedz, że jak zrezygnujesz, to i tak nie odpuszczę. - Wyszeptał.

~~~~~

Cały niedzielny dzień spędziłam z Alanem u mnie w domu, a z Mindy nie spotkałam się. Sama zrezygnowała dowiedziawszy się, że jestem dalej z Alanem w mieszkaniu. Poznał moją gosposię Sui, która ta od razu go polubiła. Nie miałam nawet powodów by być zazdrosna, bo gosposia, to staruszka.. A on nie gustuje w takich!

Alan około dziewiątej wieczorem pojechał do siebie. Jutro oboje mamy pracę, a później bankiet, na którym się spotkamy i teraz - nie będziemy omijać ani ignorować.

~~~~~

Wstałam rano i jak co dzień poszłam do toalety wykonać swoje czynności. Wyszłam po piętnastu minutach już ogarnięta i wymalowana na twarzy. Weszłam do garderoby i ubrałam na siebie czarną, ołówkową spódniczkę  kilka centymetrów przed kolana, która miała zapięcie z przodu ciągnące się od góry do dołu. Dobrałam koszulę koloru khaki bez rękawów, wyciętą w duży serek na dekolcie i była z jedwabistego materiału. Dodałam czarną marynarkę pod kolor spódniczki i czarne szpilki. 

Powędrowałam do kuchni zjeść śniadanie, ale na początku zmierzyć cukier i wstrzyknąć sobie insulinę. Dałam Larry'emu jedzenie i sama zabrałam się za zjedzenie swojego.

Wyszłam z mieszkania zamykając wszystko za sobą i pojechałam prosto do pracy. 

~~~~~

- Kurwa.. - Syknęłam pod nosem spoglądając na prasę przed budynkiem. 

Zaparkowałam samochód i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Skierowałam się do wejścia, a oni od razu mnie zaatakowali.

- Halo, Marnie Wilson! Co łączy ciebie z Alanem Hendersonem? - Reporterka zaczęła zadawać pytania.

Nie odpowiedziałam, a zignorowałam i szłam dalej. Nikogo nie powinno obchodzić moje życie, dlatego nie zamierzam odpowiadać na tak ingerujące w nie pytania.

- Czy przypadkiem nie jesteście przybranym rodzeństwem? Czy rodzina to akceptuje? 

Kurwa mać.

Gdyby nie to, że jednak jestem kimś w tym świecie - przyjebałabym jej.

Przybrane rodzeństwo?! Poczułam się dziwnie, bo jednak.. nasi rodzice są razem, a my jesteśmy blisko siebie.. Czy to podchodzi pod złamanie prawa? Ale przecież moja mama dalej nie wzięła ślubu z Tomem, co mnie baaardzo dziwi, bo oni są już w związku, który trwa dziesięć lat! 

Ale z tego co pamiętam, to mama w New Jersey chciała, aby było coś między mną, a Alanem.. I właśnie kurwa czemu?!

- Jak długo kryliście się ze związkiem?

Przegryzłam policzek i weszłam do firmy ignorując cały czas reporterkę. Już od rana potrafią zepsuć humor. Skinęłam głową do dwóch ochroniarzy i dałam znak, żeby zrobili coś z tymi przed budynkiem. Od razu zabrali się do roboty, a ja weszłam do windy wciskając numer dwadzieścia pięć.

Wjechałam na samą górę i weszłam do pomieszczenia, gdzie wszyscy wykonywali swoją pracę. Podeszły do mnie trzy pracownice. Jedna wręczyła mi kolejne dokumenty do wypełnienia, druga dużą kopertę, a trzecia kawę. Weszłam do gabinetu Mindy, która stukała coś przy komputerze. Nie było z nią Jaspera, co mnie zdziwiło.

- Jest coś dla mnie? - Spytałam.

- Oprócz mnóstwo telefonów do wykonania, kilku spotkań, dzisiejszego bankietu i wyjazdu w piątek, nie. - Uśmiechnęła się do mnie.

Czyli jeszcze Luka nie wrócił.

- Wyjazd Służbowy? Dokąd? - Zmarszczyłam brwi i upiłam łyk kawy. - Kurwa! - Syknęłam i odstawiłam kawę z hukiem na biurko Mindy. 

Odstawiłam na jej biurko kopertę, dokumenty, torebkę i wyszłam do pomieszczenia pracowników zabierając ze sobą kubek. Wzrokiem poszukałam dziewczyny, która przygotowała ją dla mnie. 

- Zapraszam do mnie. - Stanęłam nad nią. Jej wzrok uniósł się na mnie i mogłam dostrzec panikę. 

Inni popatrzeli się na nas ze zdziwioną miną, zaczęli na ucho coś sobie mówić, a ja pomaszerowałam do mojego gabinetu z pracownicą omijając zdezorientowaną minę Mindy.

Usiadłam przy swoim biurku i postawiłam kawę przed sobą. 

- Powiedz mi wpierw, jak masz na imię? - Burknęłam.

- Cornelia, Cornelia Adams... - W jej głosie słyszałam przerażenie. - C-coś się stało?

- Tak. Stało się. - Fuknęłam srogo i zdjęłam z siebie okulary. - Kiedy tą kawę zrobiłaś? 

- J-jakieś pięć minut p-przed pani przyjściem... - Spuściła głowę w dół.

- Napij się jej. 

Uniosła na mnie wzrok ze zdziwienia. Nie lubię się powtarzać, dlatego nie zamierzałam ponownie kazać jej tego, co ma robić. Niepewnie sięgnęła po kubek i przyłożyła sobie do ust. Nie wzięła nawet dużego łyka, bo od razu syknęła i odstawiła go z powrotem.

- Chciałaś mnie dziewczyno zabić? - Spytałam poważnym i stanowczym tonem. - Co by było, gdybym wzięła większego łyka? 

- J-ja-

- Wiesz, co powoduje wrzątek? A zwłaszcza dla gardła? Mogłam cały przełyk sobie poparzyć, przez ciebie. - Nie odwróciłam od niej mojego morderczego wzroku.

- P-przepraszam...

- Teraz grzecznie wylejesz tą kawę i pojedziesz mi po nową. Liczę na to, że przez najbliższe wolne dni będziesz uczyć się robić dobrą i chłodną kawę, która jak mam nadzieję mi zasmakuję. Cornelio, masz piętnaście minut. - Wyciągnęłam rękę i spojrzałam na swojego złotego rolexa. - Czas, start.

Dziewczyna zerwała się do wyjścia zabierając ze sobą kubek. Kiedy wyszła odetchnęłam z ulga i rozsiadłam się na obrotowym krześle. Nie minęło nawet dwie minuty, a Mindy weszła do mojego biura z moimi rzeczami.

- A jej co zrobiłaś? Wybiegła z biura, jak poparzona... - Prychnęła i postawiła przed moim nosem torebkę, dokumenty i kopertę.

- Przez tą ździrę prawie gardło sobie poparzyłam. Już język i tak mam... - Zamlaskałam.

- Nie przesadzasz trochę..? To też ludzie, jak ty...

- I co? - Spojrzałam na nią bez żadnych emocji. Przecież nie zrobiłam nic złego. - Człowiek to mój pionek, którym mogę sobie sterować jak chcę. - Uśmiechnęłam się.

- Oni też mają uczucia, Mar... Nie powinnaś tak traktować ludzi. Co z tego, że jesteś szefową.. Oni są takimi samymi ludźmi, jak ty...

- I to mnie obrzydza, Min. Nie chcę nigdy słyszeć z twoich ust porównania do innego człowieka, proszę. Obrzydza mnie to, że należę do ludzkiej natury. - Rzuciłam.

- Ech, tobie nie da się nic powiedzieć... - Przekręciła oczami. - W piątek masz wyjazd służbowy do Waszyngtonu. O czwartej masz samolot. 

- O jezu... - Wypuściłam głośno powietrze. - Jedź za mnie... - Spojrzałam na nią błagalnie.

- Nie! Nie jestem twoim pionkiem! - Wystawiła mi język i skierowała się do wyjścia.

Prychnęłam pod nosem i zabrałam się za wypełnianie dokumentów. Ciekawość zaczęła mnie zżerać, co do magazynu Gloss.. Odpaliłam przeglądarkę i weszłam na ich stronę.

- Kurwa mać... - Warknęłam pod nosem, gdy spojrzałam na zdjęcia na głównej.

Moje i Alana zdjęcia. To ten piątkowy wieczór przy moście, akurat musiały zostać uchwycone trzy zdjęciami, kiedy przytulamy się do siebie... 

Cholera.

Wyjęłam telefon z torebki i wcisnęłam zieloną słuchawkę przy jego nazwie.

- Tak, halo? - Odezwał się poważnym tonem, a zarazem zdenerwowanym.

- Och, Alanku... Kto ci zepsuł humor w ten piękny, poniedziałkowy poranek? - Mruknęłam drażniąc się z nim.

- Chcesz wiedzieć? - Rzucił.

- Z wielką... przyjemnością.

- Już przed firmą banda jebanych reporterów mnie zaatakowania z pytaniami o tobie. 

- Czyli nie jestem jedyna... 

- Ciebie też? - Zdziwił się.

- Tak. - Odparłam i sięgnęłam po kopertę.

- No to bardzo ciekawe... - Zaśmiał się. - Myślisz, że teraz będą cały nam zawracać dupę? W ogóle ojciec do mnie dzwonił, pytał o ciebie.

- Moja mama dzwoniła w sobotę z rana, kiedy obudziłam się u ciebie... Pytała od kiedy z tobą utrzymuję kontakt i wspomniała o zdjęciach.

Kopertę odłożyłam na bok, bo jak zwykle była to propozycja do współpracy. Nie mam zamiaru z nikim współpracować.

- Ach, czyli to samo u mnie. Dobra, muszę kończyć. Widzimy się dzisiaj na bankiecie. - Mruknął zadowolony. - Mam nadzieję, że odstrzelisz się dla mnie.

- Och, oczywiście. - Prychnęłam.

- Do zobaczenia... - Powiedział kuszącym tonem.

Kiedy się rozłączyłam w tym samym czasie ktoś zapukał do moich drzwi. Moje ''Proszę' rozniosło się po całym pomieszczeniu w bardzo szefowskim tonie. Do biura wpadła zmachana Cornelia. Postawiła mi na biurku kubek kawy, o którą ją poprosiłam.

- Dziękuje. - Uśmiechnęłam się.

- P-proszę bardzo! - Wyprostowała się. 

Sięgnęłam do torebki i wyjęłam portfel. Wyciągnęłam sto dolców i wystawiłam w jej stronę. I co z tego, że kawa kosztowała pewnie z sześć dolarów?

- N-nie... Nie mogę... - Spojrzała na mnie zszokowana.

- Bierz to albo cię zwalniam. - Palnęłam.

Przegryzła wargę i niepewnie sięgnęła po banknot.

- No, a teraz zmykaj. - Uśmiechnęłam się.

- Dziękuje! N-następnym razem kawa będzie taka, jaką pani najbardziej lubi! - Skierowała się do wyjścia. 

Wyszła z mojego biura, a ja zabrałam się za wypełnianie papierów. Wyciągnęłam popielniczkę i papierosy z torebki i odpaliłam. Uchyliłam przy okazji okno i naglę do mojego gabinetu weszła Mindy.

- Kurwa, dajcie mi spokój... - Rzuciłam. - Jezus, nienawidzę poniedziałków...

- Nie byłyśmy wczoraj na zakupach, więc teraz opowiesz mi od kiedy ty i Alan... - Usiadła na kanapie i zarzuciła nogę na nogę. - No, więc? 

- Ugh, jejku... - Podrapałam się po głowie i wypuściłam dym. - W piątek, jak po mnie przyjechał, to znowu... zbliżyliśmy się do siebie..

- Zauważyłam po zdjęciach u Gloss - Prychnęła. - A jak mocno się przybliżyliście? - Uśmiechnęła się. 

- To ty widziałaś te zdjęcia? Czemu nic nie powiedziałaś? - Spojrzałam na nią, posyłając zdziwiony wzrok.

- Chciałam od ciebie to usłyszeć - Uśmiechnęła się uroczo. - Więc, jak mocno do siebie-

- Mocno - Przerwałam jej poważniejszym tonem, a ona pomrugała kilka razy. - Boje się... że znowu będzie jak wcześniej, dlatego potrzebuję czasu... 

- A-ale jak to... czasu... Na co? - Zmarszczyła brwi.

- No bo Alan... Ugh... - Przekręciłam oczami i lekko się skrępowałam. - On powiedział, że mnie kocha. - Spojrzałam na nią.

Pomrugała kilka razy, ale się nie odezwała. Nie dziwie się jej.

- Czyli w końcu to powiedział... - Pokręciła głową i poprawiła sukienkę. 

- Zaraz, zaraz... Jak to w końcu? - Zmarszczyłam brwi.

- No bo... - Przegryzła wargę. - Ech, każdy wiedział w New Jersey, że ty go kochasz, a on ciebie... Ale nie od razu, więc się nie denerwuj! - Rzuciła, machając rękoma. - Po prostu rozmawiałam z Evą i do teraz pamiętam, jak mi powiedziała, że Alan cię kocha, a ja jej wygadałam, że ty jego.. Utrzymywaliśmy to w tajemnicy, bo chcieliśmy poczekać na was... Ale jak on nie powiedział ci tego przed wyjazdem do collage'u, to stwierdziliśmy, że nie opłaca się, żebyś dowiedziała się tego od nas. 

- Czyli wy wiedzieliście o tym?! - Wydarłam się.

Kurwa mać, serio?! Ile jeszcze tajemnic przede mną skrywa razem z innymi?!

- Alan o tym wie?! 

- Nie jestem pewna czy Jesse mu mówił... Ale nie denerwuj się, bo teraz wiesz na czym stoisz z nim! Marnie, mu naprawdę zależy! - Wstała z kanapy. - Skoro przez sześć lat o tobie nie zapomniał i nie mógł się z tym pogodzić, to naprawdę... daj mu szansę...

- Dlatego dajcie mi ten pierdolony czas! - Zaciągnęłam się. - Nie od tak da się pokochać osobę, która odrzuciła...

- Ale myślisz... że uczucie powróci? - Spojrzała na mnie z politowaniem.

- Mindy... Ono zaczyna wracać.

- O cholera! - Wydarła się szczęśliwym głosem. - Jezu, nie masz pojęcia, jak się cieszę! 

- Z czego? - Prychnęłam i wyrzuciłam papierosa.

- No bo kurczę, to Alan i ty! Wy pasujecie do siebie i zawsze pasowaliście! Nie masz pojęcia, jak wszyscy pozakładaliśmy się o was za grube pieniądze. - Zaśmiała się.

- Hahaha, to widzę, że macie bardzo interesujące zakłady... - Usiadłam przy biurku.

- Będziecie gorącą parą w Nowym Jorku. - Uśmiechnęła się szeroko.

- Nic mi nie mów... I w ogóle nie powiedziałam, że z nim będę! 

- Będziesz, będziesz! - Pomachała mi kierując się do wyjścia.

- Zamknij się. - Warknęłam, a ta jedynie co, to się zaśmiała i zamknęła za sobą drzwi.

Ja wiem o tym, że w końcu ulegnę.

~~~~~

Cały dzień w pracy poświęciłam na wykonywanie telefonów, pojechałam na dwa spotkania, wypełniłam masę dokumentów i jestem cholernie padnięta. Marzę teraz o gorącej kąpieli, a później o bankiecie, na którym powinnam się rozluźnić. 

W biurze zostałam sama. Wypełniłam do końca dokument i odetchnęłam z ulgą wyrzucając przed siebie długopis. Zakręciłam się na krześle i wstałam szykując się do wyjścia. 

Spakowałam wszystko, co potrzebne do torebki, ubrałam płaszcz i skierowałam się do wyjścia zamykając za sobą wszystko. Zjechałam windą na sam dół i wyszłam z budynku kierując się na parking.

Kiedy znalazłam się na parkingu zamarłam, gdy poza moim autem było jeszcze jedno. A te auto było mi już bardzo znane. Przełknęłam głośno ślinę czując, jak strach przejmuje nade mną kontrole.

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Auto stało na przeciwko mojego. Rozejrzałam się dookoła i nikogo nie dostrzegłam, a tym bardziej kogoś za kierownicą w tym samochodzie. Sięgnęłam po kluczyki do torebki i stanęłam przed swoim otwierając go z lekko drżącymi dłońmi. 

O jezu, spokojnie. Nic ci nie będzie. Jeszcze chwila, a znajdziesz się w samochodzie, a tam prosto do swojego mieszkania pojedziesz.

Włożyłam kluczyk do zamka i przekręciłam. Otworzyłam drzwi i w tym samym momencie zostały one gwałtownie zamknięte, a ja odwrócona do tyłu i przygnieciona do samochodu. Jęknęłam z bólu, a zarazem przerażenia. 

Kurwa mać.

- Nie zapomniałem o tobie, skarbie... - Szepnął do mojego ucha odgarniając kosmyk.

- Luka... - Wydusiłam z siebie.

- Tęskniłaś? - Złożył pocałunek na moim policzku, a mnie wręcz to obrzydziło.

- Proszę... przestań... - Spojrzałam na niego.

Jego twarz zawsze będzie mi przypominać twarz prawdziwego psychopaty i mordercy, nie wiem czemu.. On jest na pewno chory, bo to nie należy do normalnych zachowań. 

- Nie było mnie cztery dni, a ty już na prawo i lewo z facetami się kręcisz? - Spojrzał mi wrogo w oczy. 

- Co ty pierdolisz? - Rzuciłam. Nie chciałam pokazywać mu mojego strachu. Chciałam być dzielna i twarda. - Z żadnymi facetami się nie kręcę.

- Ach, no tak... Facetem, nie facetami... - Poprawił się z szyderczym uśmieszkiem. 

Nie mogłam żadnego ruchu wykonać, bo jego kolano było między moimi nogami, jedna ręka podtrzymywała mnie za klatkę piersiową mocno napierając na auto za mną, a druga chwytała za ramię. Nic, byłam bezbronna.

Przełknęłam głośno ślinę i wiedziałam, że już on wie. Wie, o Alanie..

- Naprawdę znowu z nim? Myślałem, że Henderson to przeszłość... - Pochylił delikatnie głowę na bok i spojrzał mi w oczy rozbawiony tym faktem. W tej pozycji wyglądał jeszcze bardziej przerażająco.

- Nie wpierdalaj się w moje życie. - Warknęłam.

- Kochanie... - Przedłużył nachylając się nade mną. - Gdybym chciał, już dawno twoje życie należałoby do mnie. Robiłabyś wszystko, o co bym poprosił, ale nie jestem chujem wobec ciebie, żeby tak postąpić.

- Nie jesteś?! - Prychnęłam. - Słyszysz siebie, czy jednak mam ci zafundować spotkanie u laryngologa?!

- Nie tym tonem, skarbie. - Syknął i przycisnął mnie mocniej do auta, na co jęknęłam. - Liczę na to, że jakoś mi się odwdzięczysz, za tak miłe zachowanie wobec ciebie z mojej strony... - Spojrzał w dół, na swoje krocze, aż w końcu wyrównał kontakt wzrokowy i uśmiechnął się zadziornie.

- Hah, pierdol się. - Prychnęłam.

- Z wielką przyjemnością... - Wpił się w moją szyję, którą zaczął całować i ssać.

- Od...czep się ode... mnie! - Użyłam całej siły, którą w sobie miałam, żeby go odepchnąć. 

Odsunął się ode mnie i delikatnie zachwiał. Jego wyraz twarzy przyprawił mnie o większą dawkę strachu. Moje serce biło jak szalone i powoli czułam zapadającą się powierzchnię pod moimi nogami. 

- Zostaw mnie... - Wyszeptałam.

Prychnął i gwałtownie przycisnął mnie z powrotem do auta. Jego wolna ręka powędrowała do zapięcia od mojej sukienki. 

- Zostaw mnie! - Jęknęłam i próbowałam go od siebie odepchnąć, ale bez skutku. Mocno napierał na mnie, więc przestałam się siłować. Głupotą by było, gdyby taka drobna kobieta, wobec takiego potężnego faceta, próbowała dalej walczyć.

Pomocy.

- Jestem miły wobec ciebie.. Nie takim skurwielem, jakim był Alan, a ty go wolisz?! - Rozpiął do połowy spódniczki mój zamek i włożył rękę do środka. 

Jęknęłam i zacisnęłam uda mocniej. Poczułam jego ciepłą i dużą dłoń na moich udach, która wędruje do góry. 

- Jestem pewien, że przez ten czas, kiedy mnie nie było, pieprzyłaś się z nim już.. - Szepnął. - Skarb, który powinien być tylko dla mnie, jest dla kogoś innego.. - Dotknął mnie za kobiecość. Zacisnęłam mocniej zęby i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. - Powinienem ci przypomnieć, do kogo należysz? - Chwycił za skrawek mojej bielizny i dotarł do cipki.

- Zostaw mnie... - Wydusiłam z siebie i zacisnęłam bardziej uda. 

To nie poskutkowało. Jego jeden palec znalazł się we mnie, a on sam nachylił się nade mną. Zaczął całować mnie po szyi. 

- Luka, proszę cię... 

- Powinnaś być ze mną, nie z nim... - Cały czas tkwił palcem we mnie. - Cholera, ciasna jesteś... 

Jęknęłam pod nosem i oparłam głowę o jego ramię z wycieńczenia. Miałam dość. Prośby nie docierały do niego. To było, jak rozmowa ze słupem. Nie sprawiał mi nawet żadnej przyjemności, której i tak nie chciałam od niego. Brzydził mnie i odpychał. Był chorym człowiekiem, którego się bałam. Jego dotyk mnie ranił, cierpiałam przez niego. 

- Zostawię cię, ale pocałuj mnie... - Szepnął i oparł moją głowę o samochód. 

Poczułam, jak wyjmuję palec ze mnie i zapina moją spódniczkę. Odetchnęłam z ulga, ale dla mnie i tak to nie był jeszcze koniec. 

- Wolę pocałować psa niż ciebie, śmieciu. - Fuknęłam wrogim tonem i odwróciłam głowę w bok.

- Grzeczniej... - Rzucił stanowczo i chwycił mnie za podbródek odwracając siłą w swoją stronę. - Nie chcesz chyba, żebym się pogniewał... Nie tylko ta mała sunia ucierpi..

- Zamknij się! Jesteś potworem, żeby dziecko w to mieszać! 

- Dopiero teraz się zorientowałaś, jaka ludzka natura jest naprawdę? Każdy jest potworem, Marnie... - Szepnął i przybliżył swoje usta do moich. - Pocałuj mnie... - Otarł się swoimi wargami o moje. Przeszedł mnie okropny dreszcz i to nie było z podniecenia.

- Odejdź. - Nakazałam stanowczo.

- Jeśli mnie pocałujesz, dam ci na dzisiaj spokój... - Poczułam, jak napiera swoim kroczem o moje. Jego wybrzuszenie mnie obrzydziło. - Pocałuj mnie... No, już...

Zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięść. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta. Mimo, że jego usta nie były złe, nie całował nie wiadomo jak, to było to dla mnie ohydne. Brzydziłam się tego człowieka i jego dotyku. Wszystko co było powiązane z nim mnie przyprawiało o dreszcze. 

Objął mnie wokół talii i przycisnął mocniej do siebie, jak i usta. Pogłębiał pocałunek, który stawał cię coraz bardziej zachłanny. Musiałam go odwzajemniać, bo co miałam zrobić? Stawiać się dalej, a przeze mnie miał ktoś ucierpieć? A zwłaszcza rodzina Mindy i na dodatek teraz Alan? Oj, nie. Nie mogę teraz patrzeć na siebie. Teraz muszę patrzeć na bliskich, którzy nic nie zrobili, a są zagrożeni przeze mnie.

Jestem taka głupia.

Odkleił się ode mnie i pocałował w czoło. Przytulił się do mnie, a ja tego nawet nie odwzajemniłam, bo nie chciałam. Dostał to, czego chciał.

- Jesteś taka piękna... - Wyszeptał. - Tak bardzo się cieszę, że w końcu cię dotykam i mam przy sobie...

Nie odzywałam się, nie miałam zamiaru mu nic już mówić. Chciałam znaleźć się daleko od niego, ale ucieczka nie wchodzi w rachubę. 

- Miłej nocy na bankiecie. - Nachylił się nade mną i podarował krótki pocałunek.

Po tym sobie poszedł. Tak po prostu wszedł do auta i odjechał, a mnie zostawił z przerażeniem i szokiem. 

~~~~~






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro