Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

William pov.

 Dziś jest piątek. Przez ostatnie kilka dni razem z chłopakami przygotowywaliśmy się na nasz wyjazd na weekend. Nie jest to jednak wyjazd dla przyjemności, ale bardziej w sprawach "służbowych". Musimy załatwić kilka spraw związanych z gangami z pobliskich miast. Na szczęście są to nasi sojusznicy, jeśli chodzi o gang Bloods'ów. A jeśli chodzi o nich, to doszły nas słuchy, że od niedawna mają nowego szefa. Nie wiemy dokładnie, kto to jest, dlatego jedziemy na to spotkanie, żeby wszystkiego się dowiedzieć. Mam nadzieję, że to jakoś nam pomoże i wygonimy ich z miasta. Oni chcą tego samego od nas, żebyśmy wyjechali, ale my znacząco różnimy się od nich. Nasze gangi działają zupełnie inaczej. Fakt, tak samo, jak oni nie załatwiamy spraw legalnie, a pieniądze są zarabiane "na czarno", ale nasz gang nie krzywdzi niewinnych ludzi. Bloodsi po prostu niszczą całe miasto, a my nie mamy na to wpływu. Dlaczego? Od kiedy powstały nasze gangi, mamy taki pakt, że nie wchodzimy sobie w drogę, żeby nie robić zbędnych problemów i zamieszania. Nienawidzimy się, więc to miało być dobre rozwiązanie. Niestety oni od jakiegoś czasu zaczęli demolować miasto i mordować niewinnych ludzi, dlatego musimy jak najszybciej coś z tym zrobić.

– Wyjeżdżamy za pół godziny. – oznajmił James.

– Okej, biorę motor. – powiedziałem.

– Jesteś pewny? Nie jedziemy na żadne wyścigi, tylko spotkanie.

– Może i to nie wyścigi, ale jeśli coś miałoby się stać, to szybciej dojadę na motorze niż z wami samochodem.

– Rób, co uważasz.

Poszedłem do garażu i sprawdziłem swojego ścigacza. Wszystko działało bez zarzutów, więc spakowałem swoją torbę do bagażnika w samochodzie i poszedłem jeszcze pożegnać się z Dianą. Wiem, że ona ze mną nie rozmawia, ale pożegnać się wypada, prawda?

– Diana? - zapytałem, gdy zapukałem do drzwi jej pokoju.

– Wejdź. - usłyszałem jej głos, więc wszedłem.

– Chciałem się tylko pożegnać, bo wyjeżdżamy. – zacząłem.  

– Wiem, pa. - powiedziała oschle, co w obecnej sytuacji mało mnie zdziwiło.

– Nie wiem, o co się tak gniewasz. Mieliśmy zacząć wszystko od początku, a ty nadal wspominasz to, co było kiedyś.

– Nie chce mi się z tobą teraz rozmawiać. – odburknęła.

– Skoro tak chcesz. Jak coś, to masz mój numer. Wracamy jutro wieczorem albo w niedzielę. Trzymaj się.

– Cześć. - rzuciła obojętnie.

Wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się na zewnątrz, gdzie stał mój motor. Było mi trochę przykro, że po raz kolejny jest na mnie zła. Ja rozumiem, że czasem ma prawo być obrażona, ale mieliśmy o wszystkim zapomnieć, a ona nadal to wypomina. Nie wiem, czemu Diana ma z tym aż taki problem, ale może kiedyś mi to wyjaśni. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Stojąc przed domem i czekając na chłopaków, myślałem o wczorajszej imprezie. Poznałem tam naprawdę fajną dziewczynę. Miałem do niej dzisiaj zadzwonić, ale teraz niestety nie mam za bardzo czasu. Jak wrócimy z wyjazdu, to może wtedy się do niej odezwę.

– Siema Will. – przywitał się ze mną Dylan.

– No cześć. – odpowiedziałem.

– Jak tam z tą laską z wczoraj? – widać było, że był tego naprawdę ciekawy.

– Nie dzwoniłem do niej. – westchnąłem – Zrobię to, jak wrócimy.

– Dobra, dobra, tylko nie zmarnuj takiej okazji. Laska dziesięć na dziesięć, serio.

– Wiem, wiem. – zaśmiałem się.

– Jedziemy? - odezwał się Chris, który właśnie do nas podszedł.

– Tak, będę jechać za wami. – oznajmiłem i ruszyłem w stronę swojego motoru. 

Na miejsce dojechaliśmy w niecałe dwie godziny. Od razu skierowaliśmy się do hotelu, żeby trochę się ogarnąć i potem udaliśmy się na spotkanie ze wszystkimi zgromadzonymi tutaj gangami. Było ich pięć razem z naszym. Mieliśmy omówić plan, żeby wygonić Bloods'ów z miasta. Niestety w trakcie rozmowy, przerwał nam dzwoniący, a wręcz dobijający się telefon Jamesa.

– Przepraszam, ale muszę odebrać, to ważne. – oznajmił chłopak i odszedł od nas na kilka metrów, ale i tak słyszałem, co mówi.  

– Tak? - odezwał się, gdy odebrał - Co się stało? Czemu ty płaczesz? – zapytał zmartwionym głosem. Widać było, że zastanawiał się nad tym, co mówi osoba, z którą rozmawiał.
– Mów wolniej i nie płacz. - Chwilę stał w ciszy, aż w końcu jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. – Co?! – krzyknął tak głośno, że wszyscy zebrani na niego spojrzeli.
– Jak to nie żyje?! Ale co się stało? Diana gdzie Ty jesteś? – tu przerwał na chwilę wrzaski i wsłuchał się bardziej. – Jakim lesie?! Wracaj do domu, my już jedziemy. - rzucił i szybko się rozłączył. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale to jaką miał minę i jak krzyczał, na pewno nie wróżyło niczego dobrego.

– Co jest? – zapytałem Jamesa, gdy on zbierał chłopaków do wyjścia.

– Wracamy. - powiedział i to tyle, co usłyszałem od niego aż do powrotu do domu. Do Los Angeles wróciliśmy dopiero następnego dnia, ponieważ chłopacy zatrzymali Jamesa, żeby nie jechał w nocy. Chłopak poszedł do pokoju, a my zostaliśmy, żeby dalej omówić cały plan. Spotkanie trwało całą noc, a tak naprawdę nie wymyśliliśmy nic sensownego oprócz tego, że wiemy, iż nowy szef gangu, to jakiś Zack. Za dużo o nim nie wiemy, ale to się zmieni. Gdy weszliśmy do domu, zastaliśmy tam Dianai Emila, siedzących na kanapie. Nie wyglądali na zadowolonych, wręcz przeciwnie. Dziewczyna była cała zapłakana, a chłopak ją przytulał. Po tym już wiedziałem, że nic dobrego się nie wydarzyło podczas naszej nieobecności. Sam bałem się tego, co usłyszę.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro