dwie prace od drobnosc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzięki drobnosc już nie wieje tu nudą. Juhu!

Tutaj możecie składać jej dary →

****

Cześć! Tutaj @drobnosc - chciałabym pochwalić się (…) pierwszymi opowiadaniami, jakie napisałam. Może nie są faktycznie pierwsze-pierwsze, ale to najstarsze prace na moim laptopie. Wiem, że wcześniej pisałam o Zosi w moim zeszycie od polskiego. To było jakoś na przełomie drugiej i trzeciej klasy podstawówki. Niestety nie mogę go znaleźć, więc! musicie zadowolić się fanfiction o Snily i autorską historią zakrapianą żałosnym poczuciem humoru. Nie wiem, co miałam w głowie. Prace te nie posiadały tytułów (na szczęście). Przepraszam was za nadchodzącą falę zażenowania!

Najmłodsza dziewczynka z rodziny właśnie się obudziła. Była przeszczęśliwa, gdyż właśnie kończyła dziesięć lat!

Spojrzała na zegarek, było już po dziewiątej. Wiedziała, że specjalnie jej nie budzili. Było tak co roku - wszyscy prócz jubilatki siedzieli na dole przygotowując specjalne śniadanie, rozwieszając balony i chowając skromne prezenty. To już była tradycja dla rodziny Evans'ów.

Lily z niechęcią wyszła z łóżka stojącego w rogu pokoju. Rozejrzała się po pokoju. Wszystko było jak zawsze cztery różowe ściany zapełnione rysunkami i plakatami starszej siostry. Jej łóżko było puste, a niebieska pościel ładnie złożona. Młodsza dziewczynka nie chciała robić tak samo - to był jedyny dzień w roku, który jest bez ograniczeń.

Ruszyła w stronę drzwi, na których był wielki rodzinny portret. Uśmiechnęła się pod nosem, wspominając ten dzień.

Z rozmyślań wyrwało ją lekkie stukanie w szklane drzwi. Obróciła się w stronę balkonu i zauważyła... sowę! Przetarła oczy, aby upewnić się, czy wciąż nie śni, lecz wciąż widziała ptaka, który do nóżki przywiązaną miał niestarannie wyrwaną kartkę.

Lily na wszelki wypadek jeszcze się uszczypnęła, jakby chciała obudzić się z tego dziwnego snu. Jednak gdy wciąż za szklaną szybą siedziało zwierzę, podeszła i uchyliła lekko drzwi.

Sówka podleciała do góry, ucieszyła się. Odwróciła się bokiem do dziewczynki i wystawiła lewą nóżkę. Młodą Evans przestraszyły haczykowate pazurki, jednak lekko odwiązała wstążkę. Był to list zaadresowany do niej!

Popatrzyła na ptaka - usiadł na parapecie i czekał. Jubilatka domyśliła się, że musi odpisać, ktokolwiek przysłał tę wiadomość.

Usiadła na balkonowym krześle, nie zważając na stopy, które zanurzyły się po kostki w śniegu. Spokojnie otworzyła kopertę i przeczytała pod nosem jej zawartość:

"Droga Lily,

Chciałbym ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Narazie nie będę zdradzał ci kim jestem, ale od kilku miesięcy obserwuję ciebie i twą siostrę. Zauważyłem, że potrafisz wiele rzeczy, których ona ci zazdrości.

Umiesz wyczarować płomień, sprawić, że coś się uniesie, potrafisz także sprawić, że ludzie zrobią co tylko zechcesz. To normalne, dla takich jak my. Jesteś czarodziejką, jak ja.

No cóż, to już wszystko, co chciałem ci przekazać.

Ah, w sumie jeszcze jedno - masz piękne, zielone oczy, więc nie zasłaniaj ich swoimi równie pięknymi rudymi włosami. Lubię w nie patrzeć, gdy o tym wiesz.

Znaczy teraz już wiesz.

Liczę na odpowiedź.

P.S. Nie bój się Esmeraldy, jest spokojna. Możesz jej dać żołędzia, to bardziej cię polubi.

Twój wielbiciel"

Dziewczynka zaśmiała się sama do siebie. Wzięła kosmyk swych rudych włosów i założyła je na ucho - tak jak radził tajemniczy chłopiec. Spojrzała na swoje sine od zimna stopy. Szybko weszła do pomieszczenia i usiadła przy biurku. Sięgnęła po pióro i odpisała:

"Witaj,

Dziękuję za życzenia, mimo że nie wiem, kim jesteś i jakim cudem tyle o mnie wiesz.

Powiadasz, że jestem czarodziejką. Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej.

I oczywiście chcę poznać twoję imię.

Oraz spotkać się z tobą. Ciekawość przezwyciężyła strach.

Również proszę cię o odpowiedź.

Lily"

Po skończeniu wiadomości, podeszła do szafy i wyciągnęła linkę, z której Petunia robiła różne ozdoby. Mając nadzieję, że siostra się nie zorientuje, podeszła do cierpliwie czekające sowy.

-Esmeraldo, zanieś to do tego, kto mi to wysłał.

Ptak już miał odlecieć, kiedy dziewczynka zatrzymała ją gestem, podeszła do krawędzi balkonu i zerwała jednego żołędzia. Podała go uszczęśliwionemu zwierzęciu, który odleciał w stronę wielu domów. Lily przyglądała się, jak znika z pola widzenia i wróciła do środka.

Porządnie zamknęła szklane drzwi. Temperatura strasznie się zmniejszyła, więc żeby jej siostra nie robiła jej wyrzutów, gdy wróci, wyciągnęła rączkę i wyobraźiła sobie malutki płomyczek ognia. Ujrzała jak czerwony ogień kontrastuje z jej bladą cerą.

Po chwili spojrzała na zegarek. Minęło już piętnaście minut. Zamieniła więc swą sukienkę od spania na najładniejszą jaką miała suknię w kwiaty opuściła pokój.

Ku jej zdziwieniu nigdzie nie było balonów, które pojawiały się tu co roku. Jednak zeszła na dół po schodach. Tam już większość wyglądała normalnie - na stole leżało śniadanie, małe ciasto mające być tortem oraz mamę i siostrę siedzące na kanapie patrząc się w pudło. Podeszła do nich. Żadna jej nie zauważyła, więc odezwała się:

-Cześć.

Nagle obydwie spojrzały się na nią.

-Wszystkiego najlepszego, kotku - powiedziała Mary. Miała krótkie, czarne włosy. Mimo jej uśmiechu Lily zauważyła, że coś jest nie tak.

-Sto lat - mruknęła pod nosem Petunia. Nigdy nie umiała ukazywać uczuć, mimo że je miała.

-Co to jest? - zapytała jubilantka, wskazując chudym palcem na nowy wynalazek.

-Prezent od taty dla ciebie. Znaczy dla wszystkich. Nazywa się telewizor. Ogląda się w nich różne bajki.

a/n: Tutaj praca się urywa. (Jak dobrze). Teraz kolejne opowiadanie, według mnie o wiele gorsze, choć mogłoby się zdawać, że ff o Snily to apogeum zła.

Cisza jest wrogiem. Tak, to stwierdzenie idealnie opisuje moją sytuację. Jestem bezradnym, zakompleksionym stworzeniem z własnym, nietypowym światem.

Założę się, że do głowy przyszedł wam obraz różowego krajobrazu z cukrowymi górami, drzewami z lizaków... Oh, nawet nie wiecie, jak się mylicie. Oj, jak bardzo się mylicie. Może ja zacznę od początku. Kiedy to WSZYSTKO się zaczęło.

-Jane, nie przesadzaj - burknęłam, uzupełniając niezamalowaną część paznokcia różowym lakierem.

-Ależ ja wcale nie przesadzam! - warknęła oburzona dziewczyna, aż podniosła się z łóżka. Szybko jednak sobie zdała sprawę, że o mało co nie zrzuciła naszych narzędzi, więc z powrotem zajęła poprzednią pozycję.

-Ale pomyśl - zaczęłam, wytykając ze skupienia język - może im się nie ułoży?

-Nie, wcale! - jęknęła.

-Przecież to tylko letni flirt.

-Maddison, lato się kończy, a ich romans powinien wraz z nim! Ale nic się nie dzieje!

-Nie przesadzaj - powtórzyłam pod nosem i znów machnęłam pędzelkiem po płytce.

-Łatwo ci mówić.

I nastała cisza. Obydwie zajmowałyśmy się sobą przez dobre pięć minut, co i tak dawało już rekordowy wynik, aż w końcu odezwał się mój telefon.

-Oho! - krzyknęłam. Z palcami rozszerzonymi jak u żaby zaczęłam sięgać po sprzęt.

-Pozwól - odłożyła prostownicę na bok i wzięła do ręki moją komórkę. Sprawnym ruchem odblokowała ekran i wcisnęła w ikonkę Messenger'a.

-Hej, Mad's. Jutro wybieram się na mecz z ekipą. Dobijasz? - zacytowała.

Trzy... Dwa... Jeden...

-Aaaaaaaa! - pisnęła uradowana odrzucając Samsunga na bok. - ON ZAPROSIŁ CIĘ NA RANDKĘ!

Poczułam jak na moje policzki wstąpiły rumieńce.

-Jaka tam... Jaka tam randka - machnęłam ręką. - Spotkanie przyjacielskie i tyle.

-Chciałabyś - zarechotała. - Co odpisać?

-Hmmm... - zamyśliłam się i zaczęłam nerwowo klepać o udo. - Oczywiście potwierdź, że przyjdę.

-Okej - znów wyciągnęła dłoń i wystukała na klawiaturce wyrażenie Jasne, dzięki!

-Może spytaj się o godzinę?

-Jeszcze nie wysłałam, możemy udekorować twoją odpowiedź.

Spojrzałam tępo w ścianę, ale nie znalazłam na niej odpowiedzi.

-Może coś typu - poprawiła się i usiadła prosto, a usta skrzywiła w lekkim grymasie i ułożyła w delikatny dzióbek. - Dziękuję szanownemu panu za zaproszenie! Potwierdzam me przybycie. To istny zaszczyt znaleźć się w pańskim towarzystwie!

Zachichotałam.

-Zbyt poważne.

-Joł, men. Wybiję z wami jako postrach dzielni, ale będzie bang! Oł yeah!

-Ekhm, zbyt luzackie. Nie mój styl.

-Uh, napiszę po prostu - ponownie się zgarbiła - Jasne, przyjdę! Dzięki, nie mogę się doczekać!

Wzruszyłam ramionami na potwierdzenie i zaczęłam dmuchać na paznokcie.

-Wyyyy - kliknięcie - słaaneee!

-Świetnie - uśmiechnęłam się i dopadłam szczotkę, aby rozczesać swe pokołtunione kudły.

-Zazdroszczę ci włosów - jęknęła cicho smutna Jane. - Chciałabym być taka idealna jak ty.

-Hahaha - zaśmiałam się ironicznie. - Proszę cię! Masz piękne kosmyki! Są takie kręcone!

-I dlatego je prostuję. Ty masz takie lekkie fale, miękkie, piękne.

Znów się zarumieniłam - inaczej nie potrafiłam przyjmować komplementów.

-Świetnie.

Nie zauważyłam, że swój wzrok przeniosła na ekran swego iPhone'a. -Coś się sta...

-Nawet nie pytaj - przerwała mi surowo i wylądowała twarzą w poduszce. Uczyniłam to samo, ale nie podniosło jej to na duchu. - Sas umówiła się z Jace'em.

-Uhh...

Jace był ex przed chłopakiem mej przyjaciółki. Związek typu przyjaźń-nienawiść. Pasowali do siebie, ale to nie było to coś.

Co do Sassy... Młodszej siostry Jane... Chyba tyle starczy, aby wytłumaczyć stan psychiczny dziewczyny wylegującej się obok mnie.

-Jak ona mogła! - warknęla gwałtownie się podnosząc i znów mimowolnie opaść na kołdrę. Ale dłonie wciąż zaciśnięte były w pięści.

****
Okej. Kocham Petunię. Dobrze, że zaznaczyłaś, że ma uczucia.

Co do drugiego opowiadanie idę sprawdzić czy to, aby na pewno wszystko. Bo coś tu nie pasuje, tak jak na egzaminie gimnazjalnym z tą fraszką. Tak jakbyś nie wysłała wszystkiego...

Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro