Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później, Alex:

Gdy potomkowie dawnych ludzkich sojuszników autobot'ów się pojawili minęło kilka dni. W tym czasie ja i Areobolt byliśmy już pewni, że to za sprawą CNA taty mogę się z kimś połączyć. Jednak nie jest jeszcze pewne kiedy i w jakich okolicznościach dojdzie do połączenia z Areobolt'em. Jednak nasz spokój nie trwał długo. Systemy Alchemora wykryły kapsułę ratunkową, która z dużą prędkością weszła w atmosferę planety i wylądowała w pobliskim lesie. Oczywiście od razu się tam udaliśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce od razu w oczy rzuciła mi się para mini-con'ów. I to zdecydowanie nie byli ani Ruby, ani brat Areobolt'a. No i nie byli przyjaźnie nastawieni. A skąd wiem? Jak tylko nas zobaczyli to otworzyli ogień. Jednak zostali szybko spacyfikowani.

- Nie odpowiadają na nasze pytania.- powiedziała ciocia Strongarm.

- Są w szoku. Potrzebują czasu by się uspokoić i oswoić z nowym otoczeniem.- odparł jej wuj Sides.- potem spróbujemy się od nich czegoś dowiedzieć.- dodał.

Wuj miał rację. Ta dwójka jest w niezłym szoku i muszą ochłonąć. Później przyjdzie czas na pytania.

- Dobra Sideswipe, a jak zabierzemy ich do naszego ośrodka?- ciocia spytała wuja.

- W prosty sposób. Trzeba im pokazać, że nie stanowimy dla nich zagrożenia.- odpowiedział wuj, ściągając z pleców miecze.

Po ściągnięciu broni, wuj zaczął z lekko uniesionymi dłońmi podchodzić do tych mini-con'ów. Podchodził do nich powoli i spokojnie, jakby nie mając zamiaru ich spłoszyć. Chyba wzbudził ich zaufanie, bo gdy ukląkł to zaczęli do niego podchodzić.

- Sides nigdy nie przestanie nas zaskakiwać.- powiedział wuj Bee.

- W rzeczy samej, poruczniku. W obliczu nadchodzącej wojny Sideswipe postanowił dorosnąć by młodsze pokolenia mogły jeszcze być dziećmi.- odparła ciocia Strongarm.

- Zgadza się, Strongarm. Kimkolwiek byli rodzice Sideswipe'a i jego brata, na pewno teraz są bardzo dumni z ich syna.- odpowiedział na to wuj Bee.

Sideswipe:

Gdy ta dwójka nieznanych mini-con'ów zaczęła do nas strzelać, to od razu wiedziałem, że tylko się bronią. Nie znają nas i uznali nas za możliwe zagrożenie. Więc gdy opuściliśmy broń, mini-con'y zrobiły to samo. Potem zebraliśmy się by omówić dalsze kroki. Wpadłem wtedy na pomysł by podejść do nich bez broni w zasięgu ich wzroku. Tak też zrobiłem. Ściągnąłem miecze z moich pleców i podałem Drift'owi po czym podniosłem dłonie i zacząłem do nich ostrożnie oraz powoli podchodzić. W ten sposób zacząłem wzbudzać ich zaufanie. Pokazałem, że nie jestem ich wrogiem, tylko przyjacielem. Kiedy uklęknąłem na jedno kolano i wyciągnąłem dłonie, mini-con'y zaczęły do mnie podchodzić. Gdy mini-con'y były dostatecznie blisko, objąłem je ramionami.

- Widzicie? Nie macie się czego bać. Z autobot'ami jesteście bezpieczni.- powiedziałem do nich cicho.

- Sides nigdy nie przestanie nas zaskakiwać.- usłyszałem głos Bee.

- W rzeczy samej, poruczniku. W obliczu nadchodzącej wojny Sideswipe postanowił dorosnąć by młodsze pokolenia mogły jeszcze być dziećmi.- powiedziała Strongarm.

- Zgadza się, Strongarm. Kimkolwiek byli rodzice Sideswipe'a i jego brata, na pewno teraz są bardzo dumni z ich syna.- odparł jej Bee.

[*Nie mylisz się Bee. Tata i mama są ogromnie dumni, że chociaż jeden z ich synów wreszcie wydoroślał.*] pomyślałem.

Spojrzałem na mini-con'y, które tuliły się do mojej piersi. Urocze maluchy. Gdy podniosłem się, to chwyciłem mini-con'y tak by siedziały mi na przedramionach. Z mini-con'ami przy sobie, wróciłem do przyjaciół.

- Brawo Sideswipe. To było naprawdę imponujące.- pochwalił mnie Bee.

- Dzięki, Bee. W końcu, zaufanie to podstawa. Zabierzmy te urwisy na badania. Musimy się upewnić, że nie odnieśli poważniejszych obrażeń w czasie awaryjnego lądowania.- powiedziałem.

Gdy most ziemny został otwarty, zerknąłem jeszcze na Drift'a, który niósł moje miecze. Samuraj posłał mi pełne podziwu spojrzenie. Uśmiechnąłem się na to lekko i wszedłem z mini-con'ami w ramionach w wir mostu. Po powrocie, poszedłem z mini-con'ami do BJ'a.

Gdy dotarłem z nimi do labo, BJ wykonał kilka podstawowych badań, skanów i powiedział, że poza kilkoma stłuczeniami i drobnymi zadrapaniami, mini-con'om nic poważniejszego nie dolega.

Gdy słońce zaszło już za horyzontem, przygotowałem mini-con'om łóżeczka w mojej kwaterze w mieszkalnej części ośrodka. Tak, dla nas zbudowano część mieszkalną ukrytą pod bardzo wiarygodnym hologramem niewielkiego pagórka. Tia, nowa Rada Cybertronu raczyła pomyśleć o absolutnie wszystkim. W każdym razie, po kąpieli położyłem ich do łóżeczek i nakręciłem pozytywkę, której muzyka powinna ululać tych urwisów do snu. No i się nie pomyliłem. Po dosłownie minucie słuchania kojącej muzyki z pozytywki, mini-con'y zasnęły jak aniołki. A skąd mam pozytywkę? Mój brat ją przywiózł z Cybertronu i mi podarował. Taki mały aczkolwiek pozytywny element dzieciństwa.

Gdy maluchy już spały, ucałowałem je na dobranoc, wyłączyłem światła i sam położyłem się spać. Coś czuję, że to będzie bardzo, bardzo spokojna noc.

________________________________________________________________________________

Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca i nie tylko mnie. Mini-con'y też. Maluszki zaczęły ziewać i pocierać zaspane optyki. Uroczy widok. Jednak dotarła do mnie jedna rzecz, ktoś może ich szukać. Gdy wstałem to rozciągnąłem się i podszedłem do tych urwisów. Od razu na mnie spojrzały ich dużymi, błękitnymi optykami.

- Maleństwa, a czy macie jakąś, rodzinę?- spytałem ostrożnie.

Potrząsnęły główkami w zaprzeczeniu. Nie mają rodziny, a co za tym idzie nikt nie będzie ich szukał.

- A imiona?- spytałem ponownie.

Też potrząsnęły główkami w zaprzeczeniu. Nie mają rodziny, imion, symbolu przynależności ani nawet lakieru na pancerzach. Zrobiło mi się ich szkoda.

- A możecie chociaż mówić?- spytałem ich po raz trzeci.

Tutaj zapadła cisza. Miałem wrażenie, że umieją mówić tylko się po prostu wstydzą. Nawet im się nie dziwię. W ich wieku też byłem takim wstydzioszkiem.

- Jak byłem w waszym wieku to też się wstydziłem odezwać. Ale potem mi przeszło i usta mi się nie zamykały. Naprawdę. Byłem największą gadułą na całym Cybertronie. Nikt nie potrafił mnie przegadać.- powiedziałem im.

- Amu.- powiedział ten z lewej.

Miał taki uroczy, lekko piskliwy głosik. Jednak tym jednym słowem zakomunikował, że są głodni. Wziąłem obu w ramiona i zabrałem do kantyny. Gdy na nich spojrzałem, to pokazali mi ile mają lat. Obaj mieli po cztery latka. Słodziaki jakich mało. Po wejściu do kantyny poprosiłem o przygotowanie dziecięcych buteleczek z energonem dla dwóch czteroletnich mini-con'ów. Niedługo później, buteleczki już były do odbioru. Jak tylko usiadłem przy wolnym stoliku, to mini-con'y dostały ich buteleczki i zaczęły pić energon. Niedługo później dosiadła się do mnie Windy.

- Hej slik. Kim są te przeurocze maleństwa?- spytała mnie na powitanie.

- Cześć Windy. No cóż, ta dwójka nie ma imion. Nie mają też rodziny.- odpowiedziałem.

- Przykre. Może ich przygarniesz? Możesz być ich mentorem.- odparła.

(Ss)- Windy nie zrozum mnie źle, ale opieka nad mini-con'ami to wielka odpowiedzialność. Nie wiem czy zdołam taką odpowiedzialność udźwignąć.

(Wb)- Slik, pamiętasz moją reakcję gdy się dowiedziałam o tym, że postanowiłeś wydorośleć?

(Ss)- No pamiętam. Byłaś w niemałym szoku. Ale zaakceptowałaś moją decyzję.

(Wb)- No właśnie. Minęło już piętnaście lat od twojej decyzji. Jak dobrze wiesz, wiele z moich tajnych skrytek jest już pustych. A pod nimi, o dziwo są ogromne złoża energonu.

(Ss)- I co w związku z tym?

Femme jedynie wyciągnęła jakiś przedmiot. Był to dat-pad.

- Na tym dat-padzie są współrzędne owych skrytek. Nie licząc tej w opuszczonej, ludzkiej bazie wojskowej, możesz je wykorzystać na magazyny energonu. Do skrytek łatwo dostaniesz się mostem ziemnym, ale system bezpieczeństwa został zresetowany. Możesz wprowadzić własny kod, by je otwierać i zamykać. Tylko pamiętaj, że jeśli skrytki mają być magazynami to przejścia do złóż energonu muszą być ukryte. Inaczej ktoś może to wykorzystać i nas okraść.- powiedziała.

- Na Primus'a, Windblade, dziękuję.- odparłem.- i oczywiście, będę pamiętał.- dodałem szybko.

Femme się lekko uśmiechnęła do mnie. W pewnym momencie poczułem lekkie pukanie w pierś. Spojrzałem na mini-con'y siedzące na moich kolanach. Wypiły energon w czasie mojej rozmowy z Windy. Po położeniu pustych buteleczek na stole, wziąłem najpierw jednego mini-con'a na ramię i poklepałem go po pleckach by mu się odbiło, potem drugiego. Gdy maluchy były już najedzone, wziąłem dat-pada i schowałem, a potem z malcami wyszedłem z kantyny. Musiałem pomyśleć nad imionami dla tych dwóch słodziaków.

- Hej Sides!- usłyszałem.

Spojrzałem za siebie i zobaczyłem idącego za mną Cross'a.

- Cześć Cross.- powiedziałem do mech'a.

- Awww, a co to za słodziaczki ty tu masz?- spytał, rozczulony ich słodkością.

- Niestety nie mają imion. Myślę nad tym.- odpowiedziałem mu.

- Mogę jednego potrzymać?- spytał.

- Jasne.- zgodziłem się.

Spadochroniarz ostrożnie wziął jednego z mini-con'ów w ramiona. To dopiero był słodki widok. Cross najwyraźniej ma rękę do dzieci.

- Umiesz się obchodzić z dziećmi, co?- spytałem.

- W czasie pierwszej wojny o Cybertron, napotkałem wiele dzieci, którymi ktoś się musiał zająć. Tak się złożyło, że ja się nimi opiekowałem, więc nauczyłem się tego i owego.- odpowiedział, lekko łaskocząc trzymanego w ramionach mini-con'a po brzuszku.

- Nie wiedziałem o tym.- odparłem.

- Z mało kim dzielę się moimi doświadczeniami z czasów pierwszej wojny.

Patrzyłem tak na niego i to z jaką czułością odnosił się do malucha. Szczerze przyznam, że nigdy bym się tego po nim nie spodziewał.

- Masz może pomysł na imiona dla tych dwóch słodziaków?- spytałem go.

- Hmmm. Nie za bardzo.- odpowiedział.

- Okay, rozumiem.- odparłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro