𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł ó𝓈𝓂𝓎

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Shaye puściła drążek. Bez dźwięku stanęła na cienkim materiale, którym była wyłożona większa część podłogi w siłowni. Poprawiła kucyk, który trochę poluzował się. Odeszła od stanowiska ćwiczeń, aby wziąć butelkę wody, która stała na ławeczce. Napiła się. Kątem oka zerknęła na dwóch chłopaków. Tak jak ona, ćwiczyli w szkolnej siłowni. Akurat żadna grupa nie miała tutaj zajęć, więc sala była całkowicie do dyspozycji innych uczniów. Nastolatkowie głośno rozmawiali o jakiejś grze, śmiali się, mówili głupie tekst. Zachowywali się jakby wcale nie przyszli tu ćwiczyć.

Zielonooka odstawiła butelkę na ławkę. Razem z Theo miała teraz wolną godzinę między zajęciami. Czasami przychodzili na siłownię aby trochę poćwiczyć. Tak jak teraz. Shaye spojrzała na przyjaciela, który stał przed oszkloną ścianą i patrzył na swoje odbicie. Unosił na przemian hantle, napinając przy tym swoje bicepsy. Shaye postanowiła dołączyć do niego. Już wcześniej zamierzała się odezwać. Theo wydawał się być czymś spięty. Po jego twarzy widać było że o czymś intensywnie myśli. Shaye z początku nie chciała drążyć tego tematu, bo może miał po prostu zły humor. Ćwiczenia zwykle pomagały mu zredukować stres, ale tym razem tak nie było. Podciąganie nawet najciężej hantli nie odciągnęło go od negatywnych myśli, które zaprzątały jego umysł.

Shaye wzięła dwie hantle. Tylko dziesięciokilogramowe, bo tak na prawdę zamierzała rozmawiać, a nie skupić się na ćwiczeniu. Stanęła obok Raeken'a, w pół metrowej odległości. Zaczęła wykonywać ćwiczenie.

— O czym myślisz? — odezwała się Shaye. Patrząc w lustro, zerknęła na swojego przyjaciela. Zauważyła że trochę się bardziej spiął gdy zadała mu pytanie.

— O niczym — burknął, nie mając ochoty na dalszą rozmowę.

— Wyszedłeś z wprawy z kłamaniem. — stwierdziła. — Coś zaprząta twoją głowę i to zdecydowanie coś ważnego.

— Nie odpuścisz, prawda?

— A jak myślisz?

Theo zerknął na jej odbicie w lustrze. Na krótki moment ich spojrzenia skrzyżowały się. Wiedział że Shaye bywała cholernie uparta. Był pewny że nie odpuści mu, więc stwierdził że lepiej było jej powiedzieć już teraz o co chodzi. Przestał wykonywać ćwiczenie. Odłożył hantle na stojak, po czym podszedł do ławki. Usiadł, w tym samym czasie biorąc butelkę wody.

Shaye również odstawiła hantle i usiadła na ławce. Patrzyła na zielonookiego cierpliwie czekając aż się odezwie. Theo nie śpiesząc się, napił się wody. Powoli zakręcił butelkę i odstawił ją spowolnionym ruchem na ławkę. Kącik ust Raeken'a drgnął do góry na krótki moment, gdy zauważył jak powieka Shaye zadrżała z irytacji.

— Więc? — odezwała się Shaye, nie potrafiąc znieść ciszy z jego strony. — Mam użyć siły?

— Zapomniałaś że jestem masochistą, to byłaby sama przyjemność. 

Shaye wywróciła oczami, ale zamierzała pociągnąć tą brudną rozmowę dalej. Rozchyliła lekko wargi chcąc coś powiedzieć, ale wtedy do jej uszu doszły słowa dwójki chłopaków, którzy byli w siłowni. Nikogo więcej za wyjątkiem nich nie było.

—... Jest gorąca.

Wziąłbym ją od tyłu.

Shaye zerknęła kątem oka na chłopaków, którzy patrzyli na nią. Głupio się do siebie uśmiechali i nie byli świadomi że słyszała ich obleśną rozmowę. Przez ich słowa, Shaye miała ochotę zwymiotować. Takie teksty i traktowanie drugiej osoby jako przedmiot seksualny, było chore i złe. Do tego ich słowa wcale nie brzmiały, jakby były mówione w żartach, które również nie byłyby właściwe.

— Też to słyszałem — odezwał się Theo. Aż w nim zawrzało. Już wcześniej miał zły humor i negatywne myśli krążyły w jego umyśle. Ćwicząc na siłowni, miał nadzieje że to pomoże mu wyżyć się. Tak się nie stało. Do tego teraz głupie teksty tamtych chłopaków, spotęgowały jego negatywne emocje.

Raeken wstał z ławki i ruszył w kierunku tamtych chłopaków. Shaye po chwili poszła w ślad przyjaciela.

Theo stanął na przeciwko nastolatków.

— Masz jakiś problem? — odezwał się jeden z nich, o czarnych włosach. Jego kolega, o jasnych brązowych włosach, uśmiechnął się wrednie do Raeken'a.

Shaye stanęła obok Theo. Zauważyła jak zielonooki mocno zaciska dłonie w pięści.

— Tak. Wy jesteście problemem. — powiedział o dziwo spokojnym tonem Theo. Jednak to było jak cisza przed burzą, a uderzenie pioruna mogło nadejść w każdej sekundzie.

— Nie warto — powiedziała Shaye, zwracając się do Raeken'a. Położyła dłoń na ramieniu przyjaciela. Nie pierwszy raz w życiu słyszała obleśne teksty, czy to dotyczyły jej czy kogoś innego. Często zwracała uwagę tym osobom by tak nie mówili, ale tym razem nie miała ochoty na spory.

— Powiedziałbym abyś posłuchał się swojej dziewczyny, ale wiemy że nie jest nią, bo wolisz kutasy. — powiedział z drwiną czarnowłosy. Chłopcy wstali z ławki, na której siedzieli.

Theo wystąpił o krok do przodu krzyżując wzrok z czarnowłosym. Atmosfera zrobiła się bardzo napięta. Shaye stanęła obok przyjaciela, przez co drugi chłopak stanął obok swojego kolegi, tym samym stając na przeciwko Shaye. 

— Masz z tym problem? — zapytał Theo, zaciskając mocno szczękę. W tym momencie miał ochotę zmasakrować czarnowłosemu twarz.

— Pedalstwo powinno być karane. Nie powinnaś z nim trzymać, bo cię jeszcze zarazi. — czarnowłosy zerknął na Shaye, po czym wrócił do patrzenia na Theo.

— Za późno. Wolę cipki odkąd tylko zrozumiałam znaczenie tego słowa. — oznajmiła Shaye i uśmiechnęła się dumnie.

Po twarzach chłopaków mignęło obrzydzenie.

— Czyli gówno trzyma się z gównem. — stwierdził szatyn. — Szkoda bo bym cię przeleciał. — zwrócił się do Shaye.

Czarnowłosy oraz jego kolega, byli postawni, widać było że dużo ćwiczyli. Byli też wyżsi trochę od Shaye i Theo. Jednak to w żaden sposób nie konkurowało z siłą wilkołaków.

Shaye i Theo zerknęli na siebie. W niemy sposób spytali się siebie, czy myślą o tym samym. Oboje skinęli lekko głowami, po czym spojrzeli na chłopaków stojących przed nimi.

— Masz rację. Gówno trzyma się z gównem. — oznajmiła Shaye.

Chłopaki zmarszczyli lekko brwi, gdy zauważyli że ich rozmówcy na coś się szykowali. 

Krótka napięta cisza, szybko została przerwana jękami bólu. Shaye przywaliła pięścią w twarz szatyna, a w tym samym czasie Theo przywalił w twarz czarnowłosego.

⊱ ⚜ ⊰

Shaye i Theo siedzieli na korytarzu pod biurem dyrektorki. To było do przewidzenia że tamta dwójka poskarży się. Jednak to nie sprawiło że przyjaciele żałowali pobicia ich. Gdyby mogli cofnąć się w czasie i zdecydować czy chcą postąpić inaczej, nie zmienili by swoich decyzji.

— Jak myślisz, dostaniemy tylko zawieszenie? — zapytał Theo. Zerknął na Shaye.

Po małym incydencie w szkolnej siłowni, najzwyczajniej w świecie przebrali się w szatni zmywając z dłoni krew, po czym poszli na kolejne zajęcia. W trakcie lekcji zostali wezwani do dyrektorki.

— Nic nie dostaniemy, pod warunkiem że ja będę mówić, a ty grzecznie będziesz przytakiwać.— Shaye spojrzała na Theo, który uniósł lekko brwi. — W poprzedniej szkole kilka razy trafiałam do dyrektora, ale umiałam go ugadać, więc zawsze kończyło się tylko na słownych upomnieniach. Tutaj też tak będzie.

— Zapomniałaś, że jak tu wcześniej trafiliśmy, to dostaliśmy karę i musieliśmy sprzątnąć salę chemiczną?

— Pamiętam to. Nie dostalibyśmy kary gdybyś się nie odezwał i nie zirytował dyrektorki.

W ciągu prawie dwóch miesięcy od rozpoczęcia roku szkolnego, Shaye już trzeci raz trafiła na dywanik dyrektorki. Za pierwszym razem bez trudu uniknęła kary, za drugim przez gadulstwo Theo dostali karę, za trzecim zamierzała postarać się tak że nawet dyrektora niczego nie wpisze im w papiery, choć sprawa wdania się w bójkę była poważnym przewinieniem.

— Niech ci będzie. Będę cicho. Zobaczymy jaka mocna w gadce jesteś.

Shaye uśmiechnęła się na jego słowa. Bywała już w gorszej sytuacji niż wdanie się w bójkę i nie poniosła żadnych konsekwencji. Co prawda, wtedy dopisało jej trochę szczęścia, ale wykazała się odwagą i zuchwałością aby wykorzystać pewne informacje przeciwko dyrektorowi. Za szantaż mogła zostać pozwana przez niego, ale tak się nie stało, bo mężczyzna za bardzo bał się o swoją cieplutką posadę dyrektora.

Pani Martin otworzyła drzwi od swojego biura. Zaprosiła Shaye i Theo do środka.

Nastolatkowie zajęli fotele na przeciwko biurka, za którym usiadła dyrektorka.

— Wiecie dlaczego tu jesteście? — zapytała kobieta.

— Tak — oznajmiła Shaye. Zerknęła na Theo, po czym przybierając poważny wyraz twarzy spojrzała na dyrektorkę. — Chciałabym coś powiedzieć w naszej sprawie. Poznała pani tylko ich wersję wydarzeń, naszej nie.

— Dobrze, powiedzcie swoją wersję.

Po kilku minutach Shaye i Theo wyszli z biura dyrektorki. Raeken zdumiony spojrzał na przyjaciółkę, na której twarzy zagościł zwycięski uśmieszek. Po wywodzie, który Shaye zrobiła, zielonooki, zmienił trochę o niej zdanie. Nie spodziewał się jak dobrą kłamczuchą i manipulantką była. Za bójkę nie dostali żadnej kary, tylko słowne pouczenie. Shaye tak nagięła prawdę że to z nich zrobiła ofiary, przez co tamci chłopacy mieli odbyć sesję z psychologiem aby przepracować ich zachowanie. Wzmianka o homofobii, szowinizmie, problemie z gniewem, braku tolerancji i wyrozumiałości. Taka mieszanka, odpowiednio wykorzystana i ukształtowana, zagwarantowała im zwycięstwo. Shaye zachowała się jak adwokat z wieloletnim stażem. Wyciągnęła ich z problemu, tak gładko jakby robiła to nie pierwszy raz.

— Mówiłam że nam się nie oberwie — oznajmiła Shaye, gdy szli korytarzem. Trwała właśnie długa przerwa.

— Jestem pod wrażeniem — kąciki ust Theo uniosły się ku górze. Poczuł odrobinę dumy.

Shaye odgarnęła włosy za ramię, a Theo przeczesał swoje dłonią. Jednocześnie spojrzeli na tamtych dwóch chłopaków, którzy stali przy ścianie z swoimi znajomymi. Cała grupa spojrzała na nich. Shaye i Theo obdarzyli ich oceniającymi spojrzeniami, a kąciki ich ust drgnęły do góry w zuchwałych uśmieszkach. Niczym zsynchronizowani, unieśli dumnie podbródki i ruszyli dalej. W tym momencie szli przez korytarz, a to inni usuwali im się z drogi. Tamci chłopacy mieli mocno obite twarz, z pewnością te obrażenia będą goić się przez kilka tygodni.

Udali się na stołówkę.

Shaye zamierzała podejść do stolika gdzie siedział Liam z Mason'em i Corey. Jednak Theo pociągnął ją za łokieć, po czym poszli w inną stronę. Zajęli oddalony jak najdalej stolik.

— Wcześniej nie mieliśmy okazji dokończyć naszej rozmowy. A teraz celowo unikasz Liam'a. Pokłóciliście się? — zapytała Shaye. Wyjęła z plecaka plastikowe pudełko z jedzeniem. Mama zawsze przygotowywała jej lunch, choć zielonooka twierdziła że sama może to zrobić. Jednak skoro jej rodzicielka chciała to robić za nią, to nie zamierzała się w tej kwestii z nią kłócić.

— Nie. Nic się nie stało. — Theo patrzył w kierunku stolika gdzie siedział Liam. Dunbar przeglądał coś na telefonie, przez co nawet nie zwrócił uwagi że Theo i Shaye siedzieli przy innym stoliku. Liam uśmiechnął się i zaczął pisać coś na telefonie, przez co Theo spiął się. Oderwał wzrok od swojego chłopaka.

Zachowanie zielonookiego nie umknęło uwadze Shaye. Zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się uważnie przyjacielowi. 

— Dalej będziesz udawać że nie ma problemu? — zapytała Shaye. Wyjęła z pudełka kanapę z kurczakiem, po czym zaczęła jeść.

— Sęk w tym, że nie wiem co się stało — odezwał się w końcu Theo. Cicho westchnął. W ostatnim czasie czuł że on i Liam się od siebie odsuwają. Miej ze sobą rozmawiali. Liam był coraz bardziej zajęty, choć widać było że stara się spędzać z nim czas. Zielonooki zauważył że Dunbar pisał z kimś. Raz go o to zapytał, Liam powiedział że pisze z przyjacielem. Nie wspomniał imienia co było dziwne, choć jego serce nie zabiło szybciej więc raczej nie kłamał. Jednak ta kwestia nie dawała Theo spokoju. Ich relacja się psuła, a on nie rozumiał czemu. Może robił coś źle. — Coraz częściej siedzi na telefonie i mnie olewa.

Shaye przełknęła kęs kanapki. Zerknęła w kierunku Liam'a, który nadal siedział na telefonie.

— Sprawdzałeś jego telefon?

Theo posłał jej znaczące spojrzenie. Oczywiście że kusiło go aby przejrzeć telefon Liam'a. Jednak nie chciał naruszać jego prywatności. Nie chciał wracać do swoich starych nawyków. Zależało mu na Liam'ie, dlatego starał się mu ufać i nie sprawić aby on przestał ufać jemu. Było to trudne, po tym co zrobił, sądził że Liam nigdy mu nie wybaczy, że nigdy nic pozytywnego do niego nie poczuje. Dlatego był bierny w kwestii szpiegowania swojego chłopaka. Bał się że Liam wściekłby się że próbuje nim manipulować. Nie chciał go stracić.

— To z nim porozmawiaj — zaproponowała Shaye. — Powiedz jak się czujesz, co ci przeszkadza. To najzdrowsze i właściwe rozwiązanie. Jeśli mu nadal zależy, to uszanuje twoje zdanie i spróbuje wspólnie rozwiązać problem.

Theo zamyślił się. Rozmawianie o uczuciach go przerażało bardziej niż zabicie kogoś. Ciężko mu było okazać co czuje do Liam'a na początku ich relacji, teraz też nie było to jeszcze łatwe dla niego. Jednak Shaye miała rację. Skoro nie chciał sprawdzić telefonu Liam'a, to był zmuszony z nim porozmawiać. Rozmyślając o tym, zaczął stwierdzać że może przeszukanie telefonu Dunbur'a nie było takim złym pomysłem.

*******************************

Jak podobał wam się rozdział?

  <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro