𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝒹𝓌𝓊𝒹𝓏𝒾𝑒𝓈𝓉𝓎 𝓅𝒾𝑒𝓇𝓌𝓈𝓏𝓎

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Shaye ostatni raz przejrzała się w lustrze. Była zadowolona z swojego kostiumu czerwonego kapturka. Zaplanowała z Allison ubrać się w pasujące do siebie stroje. Zły wilk i czerwony kapturek. Miał to być taki sarkastyczny żart, ale tylko ci którzy znali prawdę o nich byli wstanie załapać o co chodzi.

Zielonooka założyła kaptur i stanęła w progu wejścia do salonu. 

— Ay dios mio! — wykrzyknęła Aria, zaskoczona strojem swojej córki. — Que Ilevas puesto?

Kian oderwał wzrok od laptopa, na słowa żony. Spojrzał na córkę, a wtedy zrozumiał wzburzenie małżonki. 

— To tylko kostium mamo — Shaye wywróciła oczami. Spodziewała się że jej mamie nie przypadnie do gustu jej ubiór. Czerwona sukienka była uszyta z lekkiego śliskiego materiału. Sięgała jej do połowy ud i miała dość głęboki dekolt. Do kompletu był płaszcz z tego samego materiału i koloru. Również był krótki, bo sięgał jej jedynie do pasa, niewiele przykrywając jej ciało. Strój nie wyglądał niewinnie, ale o to Shaye chodziło. Chciała ubrać się seksownie, ale bez dużej przesady. 

— Chyba nie pozwolisz jej tak wyjść? — Aria zwróciła się do męża. Kian milczał dłuższą chwilę. Spojrzał na żonę, a później na córkę, po czym znowu na Arie.

— To impreza halloween'owa mamo. Raz do roku mogę zaszaleć. Do tego jestem już pełnoletnia, nie mówiąc już o tym że jestem alfą. Alkohol mi nie szkodzi, więc się nie upije. A jeśli ktoś się do mnie przyczepi, to złamię mu kość — Shaye wzruszyła ramionami, nie widząc niczego złego w swoim stroju. Była wilkołakiem, więc nie obawiała się niczego.

— Powiesz coś w końcu? — zapytała Aria patrząc wyczekująco na męża.

— Cóż... Shaye, postaraj się nikogo nie wysłać do szpitala... — urwał zdanie, widząc niezadowolony wzrok Arii, który zwiastował wylew złości po hiszpańsku.

Shaye uśmiechnęła się rozbawiona. Właśnie jej tata wpadł w kłopoty.

— Ja już idę — powiedziała nie za głośno Shaye, po czym opuściła dom. 

Na podjazd zajechała srebrna Toyota. Shaye proponowała Allison aby pojechały jej samochodem, ale brunetka stwierdziła że chce ją zawieść na imprezę swoim. 

Shaye podeszła do pojazdu, po czym siadła do środka.

— Cześć skarbie — uśmiechnęła się zielonooka. Pochyliła się ku Allison. Pocałowała ją, zanim brunetka miała okazję się odezwać. Po chwili Shaye cofnęła się. Wygodniej usadowiła się na siedzeniu i zapięła pasy.

— Widzę że jesteś w bardzo dobrym nastroju — Allison uśmiechnęła się. Dostała lekkich rumieńców na policzkach, gdy dokładniej przyjrzała się ubiorowi swojej dziewczyny. Jej myśli szybko zboczyły na niestosowne myśli. Po chwili odwróciła wzrok. Włączyła silnik, po czym wyjechała z podjazdu.

— Tak. Coś czuje że dzisiejszy wieczór będzie ciężki do zapomnienia — stwierdziła radośnie Shaye. Kącik jej ust drgnął do góry, gdy zerknęła w bok, na swoją dziewczynę. Jej puls był lekko przyspieszony, a policzki zarumienione. Pachniała ekscytacją, a to sugerowało jedno. Allison bardzo spodobał się strój zielonookiej. 

Shaye położyła dłoń na udzie brunetki. Argent lekko się wzdrygnęła, ale tylko dlatego że była zamyślona i nie spodziewała się jej dotyku.

— Shaye, prowadzę samochód... — Allison starała się zabrzmieć poważnie, aby skarcić zachowanie swojej dziewczyny. Głos jej lekko zadrżał, gdy zielonooka poruszyła dłonią trochę w górę, zahaczając o rąbek spódnicy. Brunetka przebrała się za wilkołaka, ale jej strój nie miał wyglądać strasznie. Była ubrana cała na czarno. Miała płaszcz z futra, którego górę zakładało się na głowę jak kaptur, ta część miała uszy, oczy i górną część pyska. Futro miało przedłużenia na bokach zakończone wilczymi łapami, w które wkładało się dłonie. W komplecie była prosta czarna bluzka oraz przyległa spódnica z długim włochatym ogonem. 

Tally zabrała dłoń. Posłała brunetce niewinny uśmieszek. 

— Tak w ogóle, to wyglądasz seksownie, mój wilczku — powiedziała z nutą rozbawienia Shaye. Allison zachichotała na jej słowa.

— Dzięki mój seksowny kapturku — odpowiedziała z zalotnym uśmieszkiem na ustach, brunetka.

⊱ ⚜ ⊰

Budynek na obrzeżach miasta. Ktokolwiek zaplanował tą imprezę halloween'ową, wybrał dość dziwne, ale dobre miejsce na nielegalną alkoholową zabawę. Budynek otaczał las i prowadziła do niego piaszczysta dróżka, więc ryzyko patrolu policji było niskie. Na miejscu było już dużo osób. Przed budynkiem zaczynało powoli brakować miejsc na zaparkowanie. Niektórzy zostawiali swoje samochody wzdłuż dróżki, która prowadziła do budynku.

Allison zaparkowała przy brzegu miejsca przeznaczonego na parking. Uznała że nie warto podjeżdżać bliżej budynku, bo może nie być tam już miejsca.

Dziewczyny wyszły z samochodu. Obie sięgnęły po telefony, aby sprawdzić wiadomości. 

Shaye zmarszczyła brwi. Eire nie odpisała jej na wiadomość, czy już przyjechała. Blondynka nawet nie odczytała tekstu. To było trochę dziwne, bo dziewczyna bardzo ekscytowała się imprezą. Miały spotkać się na miejscu. Shaye odtrąciła negatywne myśli. Może po prostu zapomniała odpisać albo rozładował się jej telefon. Zielonooka sprawdziła inną wiadomość. Theo napisał że był już w środku razem z Liam'em.

— Lydia i chłopacy są już w środku — odezwała się Allison. Schowała telefon do torebki. — W porządku?

— Jasne. Chodźmy już — Shaye schowała telefon do zapinanej kieszeni w spódnicy. Nie brała torebki bo uznała że będzie jej tylko przeszkadzać. Uśmiechnęła się lekko do brunetki, aby zapewnić ją że wszystko było w porządku.

Zamierzały ruszyć ku budynkowi, ale wtedy Shaye usłyszała jak ktoś woła jej imię.

— Shaye! 

Marcus szedł z dwoma innymi chłopakami. Szatyn podszedł do dziewczyn, a jego koledzy zostali trochę w tyle.

— Cześć — uśmiechnął się Marcus.

— Cześć. Chyba się nie znacie — Shaye poczuła się nieswojo. Zerknęła na Allison, która patrzyła na Marcus'a chłodnym wzrokiem. — Marcus, to Allison...

— Jej dziewczyna — wtrąciła się Argent, uśmiechając się przy tym słodko. Zbyt słodko jak na nią i na sytuację, w której się znajdowały.

— Fajnie cię poznać — powiedział szatyn patrząc z nutą niezręczności, na Allison. Przeniósł spojrzenie na Shaye, a wtedy jego wyraz twarzy stał się bardziej pogodny. — Wyglądasz świetnie, ale nie sądzisz że sukienka jest za krótka?

— Dzięki — kąciki ust Shaye uniosły się ku górze w geście sztucznego uśmiechu, który miał ukryć jej irytację. Nie spodobał jej się komentarz szatyna, więc zanim pomyślała, to jej usta opuściła brutalna odpowiedź: Projektant użył długości twojego penisa jako inspirację.

Allison z trudem powstrzymała się przed roześmianiem.

— Fanie było cię poznać Marcus — brunetka wzięła Shaye za dłoń, po czym pociągnęła ją w kierunku budynku, z którego dochodziła muzyka.

Dziewczyny odeszły, pozostawiając zaskoczonego Marcus'a.

— Chyba przesadziłam — stwierdziła Shaye, gdy zbliżały się do wejścia. 

— Nie, dostał to na co zasłużył — Allison pocałowała zielonooką w policzek, a to wystarczyło aby odwrócić jej myśli od szatyna. — Chodźmy się zabawić!

Shaye nie zamierzała protestować.

Dziewczyny weszły do środka przez otwarte dwuczęściowe drzwi. Korytarz był dość szeroki, ale krótki. Już na samym wejściu wszystko było ozdobione przeróżnymi dekoracjami. Po sztuczne pajęczyny i pająki, szkielety, jakieś karykaturalne stwory, czy nawet wnętrzności i sztuczną krew. Główna sala gdzie tłum młodych ludzi bawił się w najlepsze, była najbardziej ozdobiona. Pod ścianami stały stoły z alkoholem i przekąskami. Nad podłogą unosiła się sztuczna mgła. Wnętrze rozświetlały światła dyskotekowe oraz niektóre świecące części dekoracji. Muzyka była tak głośna, że można było czuć dudnienie piosenki w płucach. Nie było nigdzie DJ'a, co oznaczało że muzyka leciała automatycznie.

Całokształt prezentował się zdumiewająco dobrze. Ktokolwiek to urządził, musiał wydać dużo pieniędzy na zorganizowanie tej imprezy.

Shaye i Allison jako pierwsze odszukały przyjaciół w tłumie. 

⊱ ⚜ ⊰

Czas leciał szybko, a impreza nadal trwała. Wszyscy bawili się świetnie. Alkoholu i przekąsek nie brakowało. Niektórzy wlewali w siebie procenty litrami, ale byli i tacy co woleli zostać tylko przy przekąskach.

Shaye rozmarzonym wzrokiem odprowadziła Allison z parkietu. Brunetka zmęczyła się tańczeniem kilku piosenek pod rząd. Razem z Lydią poszły trochę odpocząć.

Zielonooka poczuła szturchnięcie w ramię. Theo pochylił się lekko ku niej.

— Też schodzimy z parkietu. A ty?

Shaye zaprzeczyła głową. Theo przytaknął głową, po czym razem z Liam'em ruszyli ku stołom z jedzeniem. Zielonooka miała ochotę nadal tańczyć, nawet jeśli miała robić to sama. Muzyka była energiczna i mocna. Potęgowała jej dobre uczucia, co przypominało trochę upojenie. Zaczęła energiczniej ruszać się w rytm piosenki. Nie przejmowała się czy jej ruchy wyglądały estetycznie. Po prostu poddała się muzyce.

Czy mogło być lepiej?

W Beacon Hills na nowo zaczęła czuć się szczęśliwa. Zdobyła najlepszego przyjaciela, grupkę dobrych znajomych i wspaniałą dziewczynę. Wróciła do sporu, a granie w drużynie lacrossa szło jej świetnie. Wszystko układało się idealnie.

Jednak szczęście nigdy nie trwa wiecznie.

Nagle wszystkie światła zgasły i muzyka zamilkła. Tłum zaczął wydawać z siebie pomruki niezadowolenia, że impreza właśnie się skończyła.

Niespodziewanie na białej ścianie, która nie była prawie w ogóle ozdobiona wyświetlił się jakiś obraz. Ktoś za pomocą projektora umocowanego pod sufitem, wyświetlił wideo. Na filmie była jakaś zamaskowana osoba, ubrana w czarne luźne dresy, przez które ciężko było ustalić płeć. Miał na głowie kaptur, spod którego nie dało się zobaczyć twarzy.

— Sorry za przeszkadzanie w zabawie — odezwał się nieznajomy. Jego głos był lekko zniekształcony, ale można było uznać że należał do młodego chłopaka. — Liczę że wszystkim podoba się impreza. Dużo pracy mnie to kosztowało, ale myślę że było warto. Pewnie zastanawiacie się o co chodzi... Długo męczyła mnie niesprawiedliwość. Czemu ktoś dobry musi cierpieć? — nieznajomy zrobił pauzę, jakby chciał aby wszyscy zastanowili się nad tym pytaniem. — Okazuje się że świat nie jest biało czarny, a my sami musimy zawalczyć o swoją sprawiedliwość. Dlatego tutaj jesteśmy. Chcę ukarać tych, którzy na to zasługują, a wśród was są takie osoby. Nie wymiennie kto, bo to zepsułoby zabawę. Chcę by poczuli strach. Chcę by pomyśleli o tym co zrobili. Chcę by czekając na swoją kolej, czuli się tak okropnie jak ja, gdy przez nich moje życie stało się koszmarem.

Nieznajomy zamilkł. Stał chwilę w miejscu i patrzył prosto w kard, choć nie można było dostrzec jego oczu. Podszedł powoli do kamery, po czym przekręcił ją lekko w bok. Wycofał się, po czym zrobił krok w bok. Wszyscy zobaczyli związaną na krześle młodą dziewczynę, która miała zaklejone usta taśmą. Blondynka wiła się, bezskutecznie próbując uwolnić się z więzów.

Shaye czuła jakby straciła oddech na moment. Uwięzioną dziewczyną była Eire.

Nieznajomy stanął za blondynką. Wyjął zza siebie długi ostry nóż. Złapał jedną ręką za włosy Eire i brutalnie odchylił jej głowę do tyłu. Dziewczyna próbowała krzyczeć przez taśmę. Nieznajomy uniósł ostrze, po czym przejechał nim po gardle blondynki. Krew bryznęła dookoła. Puścił głowę blondynki i pozwolił by opadła bezwładnie na bok. Krew spływała wzdłuż jej ciała, po jasnozielonej sukience. Przebrała się za elfkę. Wyglądała tak uroczo. Bardzo cieszyła się z swojego kostiumu. Teraz jej oczy stały się puste, a po policzkach spływały ślady makijażu zmieszanego z łzami.

 — Kto będzie następny?

Film skończył się. Zapadł mrok, po którym wróciła muzyka oraz kolorowe światła.

Shaye stała niczym sparaliżowana. Ludzie dookoła, w strachu i panice zaczęli krzyczeć oraz uciekać. Dłuższy moment zajęło jej zrozumienie tego co się stało. Jej oczy błyszczały od łez, a oddech miała ciężki. Teraz zrozumiała czemu Eire nie odpisywała na jej wiadomości.

Po szoku nastąpił smutek, później żal do samej siebie, a na końcu zapłonął gniew.

Shaye spojrzała w bok, czując jakby ktoś się na nią patrzył. Przez migające światła dostrzegła czyjąś sylwetkę stojącą w jednym z wejść do sali. Osoba po chwili wycofała się, ukrywając się całkowicie w ciemności korytarza.

Zielonooka przedzierając się przez tłum ruszyła za nieznajomym. Szalały w niej przeróżne negatywne emocje. Nie myślała trzeźwo. Zapach krwi, jeszcze bardziej pogorszyła sytuację.

Biegła niczym rozwścieczony byk, podążając wzdłuż korytarza. Prawie wyrywając drzwi z nawiasów, wbiegła do pomieszczenia, do jedynego miejsca gdzie prowadził korytarz. W środku pod sufitem paliła się jedna mała żarówka, która słabo oświetlała wnętrze. Po środku pomieszczenia stało krzesełko, wokół którego była kałuża krwi.

Shaye czuła jak coś ją rozrywało od środka. Nie potrafiła tego opisać. Miała ochotę zalać się łzami, a zarazem z wściekłością coś rozwalić.

Z kąta pomieszczenia spowitego w mroku, dobiegł głośny brzdęk. Coś metalowego upadło na podłogę.

Shaye poczuła mocny i drażniący zapach benzyny.

Kałuża jasnej, jakby tęczowej, cieczy zaczęła płynąć po podłodze.

W mroku zabłysł płomień zapalniczki.

*************************************

Jak podobał wam się rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro