𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝒹𝓏𝒾𝑒𝓈𝒾ą𝓉𝓎

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Shaye opadła plecami na łóżko. Położyła dłonie na brzuchu. Przechyliła głowę w bok aby spojrzeć na Allison, która odłożyła niepotrzebne już książki na biurko. Udało im się skończyć projekt na francuski. Z jednej strony był to plus, ale z drugiej minus. Już nie będzie pretekstu aby spotkać się tylko we dwie. 

Przez cały weekend Shaye myślała o pocałunku. Był to tylko całus w policzek, ale dla niej było jak wygranie ogromnej sumy pieniędzy na loterii. Ciężko jej było się skupić na czymś innym niż Allison. Przez to Theo trochę się nadąsał na nią, bo gdy się spotykali albo rozmawiali, to ona myślami była gdzieś indziej.

Na dokończeniu projektu spotkały się w środę po lekcjach. Do tego czasu tylko mówiły sobie cześć na korytarzu albo trochę rozmawiały na lekcji francuskiego, ale nie za dużo, bo pani Elsher wysłałby je do dyrektorki za gadulstwo na zajęciach.

Atmosfera była napięta między nimi, ale nie w negatywny sposób. Były pewne niedomówienia. Z jednej strony chciały się spotkać z sobą, ale z drugiej żadna nie potrafiła zrobić pierwszego kroku.

Shaye była sfrustrowana. Planowała coś w końcu zrobić, choć obawiała się konsekwencji. Czuła że coś między nimi iskrzy. Coraz bardziej zaczynała myśleć że może podoba się Allison. Jej uśmiechy albo niewinne gesty, takie jak niby przypadkowe dotknięcie dłoni. To musiały być oczywiste znaki, że lubi ją bardziej niż koleżankę. Dlatego zamierzała ją zaprosić na spotkanie w knajpce. Nie proponując dosłownie randki, chciała zaprosić ją na rzekomą randkę. Plan w głowie wydawał się bardziej logiczny niż gdyby miała to wyjaśnić słownie.

Gdy Allison przekładała książki na biurku. Z jednego z zeszytu wypadła kartka. Brunetka nie zauważyła tego. Wróciła do łóżka i wspięła się na nie. Usiadła po turecku obok Shaye. Uśmiechnęła się lekko. Zamierzała trochę pochylić nad zielonooką, ale wtedy Shaye podciągnęła się do siadu.

— Wypadła ci kartka. — zauważyła zielonooka.

— To nic.

Shaye wstała z łóżka. Podniosła kartkę z podłogi leżącą obok biurka. Trochę spoważniała, gdy na kartce zobaczyła rysunek. Kreski były chaotyczne i przypominało to bazgrolenie długopisem, ale całość przedstawiała głowę wilka o krwistoczerwonych oczach.

Zielonooka powoli odwróciła się, po czym podeszła do łóżka. Usiadła na krawędzi i wystawiła kartkę trochę w kierunku Allison.

— Nie wiedziałam że lubisz rysować. Masz talent — powiedziała Shaye lekko się przy tym uśmiechając. 

— To nie moje. Lydia to narysowała — brunetka uśmiechnęła się z nutą niezręczności.

Shaye przytaknęła lekko głową. Zrobiło się trochę niezręcznie.

— Ma ciekawy styl rysowania. Dlaczego akurat wilk?

— Chyba... po prostu ją natchnęło żeby to narysować.

Natchnęło, to słowo rozbiegło się w umyśle Shaye. To nie mógł być przypadek że Lydia narysowała wilka o czerwonych oczach. Była banshee, więc to mógł być jakiś znak. Zielonooka zaczęła zastanawiać się czy Allison podejrzewała ją że była wilkołakiem. Może Lydia wykonała więcej rysunków.

— Odłożę to na miejsce — stwierdziła Shaye. Wstała z łóżka i podeszła do biurka. Włożyła kartkę do zeszytu, z którego wypadła. W umyśle dziewczyny pojawiły się pytania i wątpliwości. Czy tamten rysunek był związany z nią czy nie? Może powinna była w końcu wyjawić swój sekret. Nie była pewna czy to był dobry pomysł, ale któregoś dnia prawda wyjdzie na jaw. Nie mogła przed tym uciec. Obawiała się najbardziej że Allison odwróci się od niej gdy dowie się że była wilkołakiem. Był to trochę absurdalne myślenie ze względu na to że Allison była już w związku z wilkołakiem i miała nadprzyrodzonych przyjaciół. Dlatego raczej nie znielubiłaby jej za co czym zielonooka była.

Pukanie w drzwi przykuło uwagę dziewczyn. Obie spojrzały na wejście do pokoju, w którym pojawił się Chris.

— Jak wam idzie robienie projektu? — zapytał Chris patrząc na córkę, po chwili przeniósł spojrzenie na Shaye. Zielonooka odwróciła się i oparła tyłem o biurko.

— Właśnie skończyłyśmy — oznajmiła Allison.

— To dobrze. Zejdziecie zaraz na dół. Kolacja jest prawie gotowa.

— W sumie to już miałam się zbierać — odezwała się Shaye.

— Nie ma takiej potrzeby Shaye. Zawołam was gdy jedzenie będzie gotowe.

Mężczyzna po chwili wyszedł, nie dając Shaye powiedzieć nic więcej.

Zielonooka przez chwilę milczała i zrobiła lekko zmieszaną minę. Robienie projektu pochłonęło dość dużo czasu, choć w trakcie sporo rozmawiały na inne tematy niż lekcje francuskiego. Nie chciała narzucać się i zostawać jeszcze dłużej niż to konieczne. Za oknem było już ciemno, co oznaczało że powinna wracać do domu. Zamierzała to zrobić, ale najwyraźniej Chris nie zamierzał uznać jej odmowy, nie ważne jaką wymówkę by wymyśliła.

— Nie musisz zostać jeśli nie chcesz. — odezwała się Allison. Brunetka widząc dziwną minę Shaye, uznała że zielonooka nie chce zostać na kolacji. Trochę ją to zasmuciło, ale nie chciała jej do niczego zmuszać.

— Twój tata pewnie zrobił większą porcję jedzenia. Szkoda aby się zmarnowało. — uśmiechnęła się lekko. Wyczuła od Allison nutę smutku. Chemio-sygnały bywały bardzo przydatne. To była jedna z zalet bycia wilkołakiem. Mogła wyczuć czyjeś emocje i nastrój nawet nie patrząc na tą osobę. Przeważnie starała się nie skupić na zapachach wokół, bo bywały przytłaczające. Zwłaszcza jak była w pobliżu Allison. Próbowała bardziej wyłączać tą umiejętność, aby nie zwariować od zapachu brunetki. Bycie wilkołakiem było trudne. Miało plusy, ale zastanawiając się bardziej nad tym, to raczej więcej było minusów. Szczególnie jeśli chodziło o zagrożenie z strony łowców.

Allison odwzajemniła uśmiech zielonookiej. Wstała z łóżka. Wzięła z szafki nocnej wilka z origami, którego dostała od Shaye. Podeszła z przedmiotem do zielonookiej.

Zielone tęczówki skrzyżowały się z brązowymi. Stały na przeciwko siebie, w niewielkiej odległości.

— Nauczysz mnie robić przedmioty z origami? — zapytała Allison. Kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze. Jej brązowe oczy zabłyszczały gdy patrzyła na Shaye. Był to pretekst aby znowu spotkać się tylko we dwie. Allison trochę irytowała się sama sobą. Wystarczyło zapytać wprost czy Shaye chciałaby się z nią spotkać. Sama już kilka razy wspominała że powinny gdzieś razem wyjść i bliżej się poznać. Jednak do tej pory nie potrafiła przemóc się i zaprosić zielonooką na spotkanie. To było trochę żałosne że wymyślała wymówki, zamiast stawić czoło swoim obawom.

— Jasne, chętnie.

— Może jutro?

— Odpada. Mam po zajęciach trening lacrossa, a później pomagam mamie. W piątek jest mecz, więc też nie... — zielonooka zamyśliła się. Nie wymyślała specjalnie wymówek, po prostu miała rozplanowane najbliższe dnie.

— W porządku. Nauczysz mnie kiedy indziej — brunetka uśmiechnęła się lekko aby ukryć swoje rozczarowanie. Odwróciła się, po czym podeszła do nocnej szafki aby odłożyć przedmiot. Allison chwilę stała odwrócona tyłem do Shaye. Starała się przybrać luźny wyraz twarzy aby nie wyglądać na zawiedzioną.

Shaye zrobiła krok do przodu. Rozchyliła wargi zamierzając się odezwać. Chciała zaproponować konkretny dzień na spotkanie. Wyczuła nutę smutku od brunetki, przez co zrobiło jej się przykro, bo nie chciała wyjść na obojętną.

Chris zawołał z dołu że jedzenie było już gotowe. To zaburzyło ich moment. Obie po prostu wyszły z pokoju i zeszły na dół.

Shaye pomogła rozstawić naczynia oraz szklanki na stole. Allison postawiła dzbanek z sokiem na środku stołu. Gdy się obróciła, niefortunnie trąciła łokciem jedną z szklanek. Zielonooka szybko złapała  przedmiot zanim ten spadł na podłogę.

— O rany. Dzięki, prawie to zbiłam. — Allison uśmiechnęła się wdzięcznie do Shaye. Zielonooka odwzajemniła jej gest.

Chris wyszedł z kuchni niosąc naczynie żaroodporne z upieczonym jedzeniem. Postawił je na środku stołu na drewnianej desce.

We trójkę zajęli miejsca przy stole.

— Masz szybki refleks. — oznajmił Chris. Z kuchni widział jak Shaye bardzo zwinnie złapała szklankę. Poruszyła się nadzwyczaj szybko jak na człowieka, co od razu dało mu do myślenia. Nie tylko Shaye dość bardzo interesowała się jego córką, a do tego mogła być nie człowiekiem.

Shaye spojrzała na mężczyznę. Jej uśmiech zelżał trochę. Miał spokojny i neutralny wyraz twarzy. Jednak coś w jego spojrzeniu sprawiało, że w Shaye włączał się instynkt ostrożności. Wiedziała że był łowcą i zapewne właśnie teraz próbował ją rozszyfrować.

— Uprawia sport, więc to normalne tato. — odezwała się Allison, czym przykuła ich uwagę.

— Masz rację skarbie. — powiedział Chris łagodnie się przy tym uśmiechając do córki.— Sportowcy mają świetlny refleks. — zerknął na Shaye, a kąciki jego ust nieznacznie opadły.

Shaye wyczuła w jego słowach dwuznaczność. Słowo sportowcy wymówił z trochę większym akcentem. Zrobił to tak jakby miał na myśli inne słowo niż te które powiedział.

Zaczęli jeść kolację. Na początku panowała cisza. Chris jako pierwszy zdecydował się ją przerwać.

— Shaye, twój tata pracuje w szpitalu, prawda?

Zielonooka przełknęła kęs jedzenia nie śpiesząc się przy tym. Zdziwiło ją to pytanie, brzmiało ono jakby jej potwierdzenie było zbędne, ale nadal musiała odpowiedzieć.

— Tak, jest chirurgiem. — A czym ty się zajmujesz? — spojrzała na Chris'a. Po jego mimice twarzy i spokojnym ruchom ciała, można było uznać że to pytanie go nie zdenerwowało ani nie wprawiło w lekkie zakłopotanie. Jednak zaledwie sekundowe szybsze przyspieszenie serca mówiło coś innego. Shaye upiła łyk soku aby zakamuflować swój zadowolony wyraz twarzy.

— Na ten moment, nie mam stałego zajęcia.

Bo jesteś zajęty bieganiem po lesie z kuszą?, powiedziała w myślach Shaye. Ciężko jej było zapanować nad mimiką twarzy. Kąciki jej ust nieznacznie uniosły się ku górze, a w jej oczach można było dostrzec łobuzerski blask.

Allison zmarszczyła lekko brwi, zerkając na zielonooką, a później na swojego tatę. Od razu zauważyła wzrost napięcia między tą dwójką. Nie podobało jej się to, więc postanowiła przykuć ich uwagę.

— Kolacja jest pyszna tato. Shaye, smakuje ci?

— Tak. Jest bardzo dobra.

⊱ ⚜ ⊰

Theo siedział na łóżku w pokoju Liam'a. Zerkał na telefon leżący na szafce nocnej. Nerwowo stukał palcem o udo. Korciło go aby sięgnąć po przedmiot. Nie dał rady szczerze i otwarcie porozmawiać z Dunbur'em o tym co go trapi, a raczej o tym dlaczego Liam z kimś tak często pisze. Odciągał tą chwilę tak długo, że w końcu nadarzyła mu się okazja aby przejrzeć telefon swojego chłopaka. Liam nie wziął swojego telefonu. Poszedł brać prysznic, ale nawet wtedy przeważnie brał urządzenie z sobą.

Raeken nie wytrzymał, sięgnął po telefon. Znał hasło, więc bez trudu odblokował urządzenie. Na głównej tapecie widniało jego zdjęcie. Zielonooki poczuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Liam nie chwalił się że ma jego zdjęcie na tapecie. Nawet nie pamiętał kiedy niebieskooki je zrobił. Theo zawahał się. Nie chciał posuwać się do naruszania prywatności Liam'a. Zamierzał odłożyć telefon na szafkę. To było niewłaściwe. Gdy już zamierzał zablokować urządzenie, na ekranie pojawił się dymek czatu. Miniaturka zdjęcia, wstrząsnęła nim. Hayden pisała coś do Liam'a. Zielonooki nie potrafił już zrezygnować. Wszedł w konwersację. To co zobaczył, sprawiło mu ból. Hayden pisała że możliwe że uda jej się zdążyć wrócić do Beacon Hills na piątkowy mecz lacrossa i będzie kibicować Liam'owi. Theo zaczął czytać wcześniejsze wiadomości. Pisali z sobą prawie od miesiąca. Początkowe rozmowy były zwykłe i krótkie, takie jak pytania jak minął ci dzień czy jak było w szkole. Później tematy robiły się trochę głębsze. Liam dzielił się większymi szczegółami z swojego życia, nawet kilka razy narzekał na zachowanie Theo. Hayden odpisywała mu teksty, które dla Raeken'a brzmiały dwuznacznie, jakby dziewczyna sugerowała że ona byłaby lepsza dla Liam'a. 

Theo na moment przymknął oczy, bo nie miał ochoty czytać wszystkiego. W ostatnich wiadomościach Hayden pisała że przyjeżdża na trochę do Beacon Hills, nawet zasugerowała że zostanie na stałe jeśli Liam by tego chciał. Dunbar odpisał że miło byłoby zobaczyć ją ponownie, choć otwarcie nie napisał czy chciał aby dziewczyna została w mieście.

Zielonooki szybko zgasił ekran, po czym odłożył telefon, gdy usłyszał zbliżające się kroki.

Do pokoju wszedł Liam.

— Nabrałem ochotę na coś słodkiego. — powiedział niebieskooki. Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu patrząc na swojego chłopaka. Przysunął się bliżej Theo, ale wtedy Raeken wstał z łóżka. — Może zrobię popcorn i coś obejrzymy?

— Nie mam ochoty. — zielonooki ruszył ku wyjściu z pokoju. 

— Dokąd idziesz?

Theo zatrzymał się przy drzwiach. Pytanie Liam'a brzmiało jakby był szczerze zaciekawiony. To cholernie bolało. Świadomość że Dunbar już go nie potrzebował, sprawiało że miał ochotę zniknąć z tego świata. Jednak nie pokazał po sobie że cierpi.

— Do Shaye. — odpowiedział krótko, po czym opuścił pokój Liam'a. Musiał pobyć chwilę sam, przewietrzyć się, wyjść z tego domu jak najszybciej.

Mama Liam'a, która była w kuchni zainteresowała się gdzie zielonooki wychodzi, gdy ten zakładał kurtkę na korytarzu. Odpowiedział jej krótko że idzie do Shaye. Kobieta brzmiała jakby szczerze martwiła się o niego, mówiąc że tak późna pora nie była najlepsza na wychodzenie do znajomych. To było miłe uczucie wiedzieć że ktoś się o ciebie martwi, szkoda tylko że prawdopodobnie było to tylko na pokaz, albo robiła to ze względu na Liam'a.

Theo opuścił dom Dunbar'ów. Wsiadł do swojego pickup'a, po czym wyjechał na drogę. Wyciągnął telefon aby zadzwonić do Shaye. Za pierwszym razem dziewczyna nie odebrała, więc odczekał parę minut. Wiedział że dzisiaj po szkole miała spotkać się z Allison, ale było już dość późno więc Shaye powinna była być już w domu.

Za drugim razem, połączenie również nie zostało odebrane. 

Theo poczuł nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. Poczuł gorycz i rozczarowanie.

Z desperacji zadzwonił trzeci raz, ale z tym samym skutkiem, co wcześniej. Shaye zawsze odbierała telefon, nawet w środku nocy, a gdy nie mogła, to szybko odpisywała w wiadomości.

Myśląc racjonalnie, Shaye mogła mieć ważny powód aby nie odebrać jego telefonów. Jednak umysł Theo zalały bolesne odczucia.

Liam miał przyjaciół, miał Hayden. Shaye miała Allison i łatwo odnalazła się w grupie Scott'a. Szybko ją polubili i jedynie Stiles był negatywnie nastawiony względem niej.

Jego nikt nie potrzebował, już nie.

********************************

Jak podobał wam się rozdział?

 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro