𝑅𝑜𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶ł 𝓅𝒾ą𝓉𝓎

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»────── .⋅ ⚜ ⋅. ──────««

Shaye poszła do damskiej szatni. Oczy zaszkliły się jej od łez. Buzowały w niej negatywne emocje. Podeszła do lustra. Oparła dłonie o umywalkę. Przymknęła oczy. Musiała się uspokoić. Zaczęła wykonywać ćwiczenie oddechowe, ale ono nie pomagało. Przed jej oczami mignęły obrazy. Pazury we krwi, ciche błagania o litość, ciała w kałużach bordowej cieczy, życie ulatujące w brązowych oczach. Czuła metaliczny posmak w ustach, przez co miała ochotę zwymiotować. Bolesne wspomnienia zaczęły zalewać jej umysł. Wtedy spróbowała przekierować myśli na coś przyjemniejszego. Zobaczyła uśmiech Allison.

— Największą siłą jest spokój. Jak głaz, jak drzewo, jak bizon...

Zaczęła powtarzać mantrę, którą Josh wymyślił. Chciał aby ich stado miało swoją własną mantrę oraz symbol. Shaye uznała to za bezsensowne, a nawet głupie, ale z czasem przekonała się że symbolika była bardzo ważna.

Udało jej się zapanować nad sobą. Schowała pazury, które wcześniej nieświadomie wysunęła. Otworzyła oczy i wyprostowała się, zabierając dłonie z umywalki. W odbiciu lustra zobaczyła Theo. Chłopak stał trzy metry za nią, przy metalowych szafkach. Widziała jak przyglądał się jej dłoniom, po czym przez odbicie, spojrzał jej w twarz.

— Nie znam stada, które ma taką mantrę. — oznajmił zielonooki. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i obdarzył Shaye ostrożnym wzrokiem.

— Bo takie stado nie istnieje. — Shaye odkręciła kran. Pochyliła się nad umywalką, aby zmyć krew z twarzy oraz rąk. Gdy skończyła podeszła do ławki, na której leżała jej torba. Wzięła ręcznika aby się wytrzeć.

— Jesteś wilkołakiem.

— Brawo, odkryłeś Amerykę. — powiedziała złośliwie. Usiadła na ławce. Miała kiepski nastrój, ale sama była sobie winna. To wszystko było jej winą. — Powiesz im? — zapytała łagodniejszym tonem. Zerknęła w bok. Theo oparł się ramieniem o jedną z szeregu szafek.

— To zależy. Przyjaźnimy się?

Shaye zmarszczyła lekko brwi. Traktowała go jak przyjaciela. Czasami wychodzili wspólnie na miasto, jeździli na deskorolkach. Nie raz wpadała na kolację do Dunbar'ów. Theo u nich mieszkał. Lubiła go, mimo że słyszała o jego złej reputacji. Scott i pozostali traktowali go chłodno i na dystans. Zapewne nadal nie wybaczyli mu tego co im zrobił.

— Tak. Uważam cię za przyjaciela. — powiedziała szczerze. Zamierzała powiedzieć mu prawdę o sobie, ale czas leciał, a ona nie wiedziała jak zabrać się do tego tematu. Bardzo dobrze umiała ukrywać swój zapach, przez co pozostali nadal nie wiedzieli że była wilkołakiem.

Theo uśmiechnął się lekko. Wsłuchał się w bicie jej serca, nie kłamała. Liam był jedyną na prawdę bliską mu osobą. Poza nim nie miał nikogo, a przynajmniej było tak do momentu gdy nie poznał Shaye. Od razu załapał z nią dobry kontakt. Czasami czuł się jakby rozumiała go bez słów. Mieli podobne poczucie humoru, co uważał za bardzo ważne. Miał problemy z ufnością, głównie dlatego że bał się odrzucenia i po tym co przeszedł przez Potwornych Doktorów. Bał się że jeśli Shaye poznałaby o nim prawdę, to odwróciłaby się od niego. Nie był tą samą osobą co kiedyś, ale przeszłość nadal się za nim ciągnęła i wpływała na jego przyszłość.

— Słyszałam o Potwornych doktorach i ich chimerze. Nie znam dokładnych szczegółów, tylko plotki. Niektórzy mają cholernie pojebaną bujną wyobraźnię. — ostatnie zdanie powiedziała żartobliwym tonem. Po świecie nadprzyrodzonym szybko rozchodzą się wieści. Shaye znała kilka wilkołaków, dzięki czemu usłyszała od nich wiele ciekawych rzeczy, ale nie była pewna czy są prawdziwe.

Theo zmarszczył lekko brwi. Skoro słyszała o tym co zrobił, to czemu postanowiła się z nim zaprzyjaźnić?

— Każdy popełnia błędy. Niektóre są potworne, ale skoro postanowiłeś być inną osobą, lepszą, to czemu miałbyś nie zasługiwać na szansę?

— Mówisz tak tylko po to abym zachował twój sekret dla siebie?

— Nie. Tak czy siak, Scott i pozostali się dowiedzą. Może nawet sama im powiem. — wzruszyła ramionami. — Chcę tylko powiedzieć, że traktuje cię jak przyjaciela, a twoja przeszłość mnie nie obchodzi. Ufam ci Theo. Pewnie od Stiles'a usłyszałabym, że jestem upośledzona umysłowo skro to robię. — zażartowała, na co kąciki ust Theo uniosły się ku górze. Shaye po chwili trochę spoważniała. Wstała z ławki i stanęła przed zielonookim. — Masz ode mnie kredyt zaufania. Nie spieprz tego Raeken, bo ja nie wybaczam.

— Teraz jestem zmuszony zachować twój sekret w tajemnicy. — powiedział z nutą żartobliwości.

Shaye uśmiechnęła się lekko. Rozłożyła ramiona na boki.

— Co ty robisz? — zapytał zmieszany.

— Zamierzam cię przytulić. — oznajmiła radośnie.

— Nie... — zamierzał się cofnąć, ale Shaye zdążyła go złapać. Objęła go delikatnie. Raeken spiął się. Nie był przyzwyczajony do takich czułości. Liam nadal uczył go bliskości. Wciąż miał z tyłu głowy że nie może okazywać uczuć, że nie zasługuje na dobre rzeczy. Theo postanowił odwzajemnić uścisk. Czuł się niezręcznie, ale w momencie gdy rozluźnił mięśnie, poczuł się lepiej. Uścisk był o dziwo bardzo przyjemny. Aż trochę się wzruszył. — Jeśli komuś o tym powiesz... — zagroził, na co Shaye cicho zachichotała.

— Spokojnie, twój sekret jest ze mną bezpieczny.

⊱ ⚜ ⊰

Shaye spakowała swoją torbę. Trening się skończył. Trener w ramach kary kazał Isaac'owi szybko biegać wokół boiska do skończenia treningu. Miało mu to pomóc w przemyśleniu swojego zachowania.

Zielonooka wyszła z szatni. Nie ruszyła dalej. Na korytarzu stał Scott z Isaac'em. Chłopacy stali pod ścianą, ale gdy ją zauważyli, podeszli do niej.

— Isaac chciał ci coś powiedzieć. — powiedział Scott. Nie był zadowolony z tego co zrobił blondyn. Nie ważne co powiedziała Shaye, to nie usprawiedliwiało jego zachowania. Scott trącił lekko łokciem w bok Isaac'a, gdy ten wciąż milczał.

Blondyn wyglądał na skulonego w sobie. Przypominał zbitego psa. Był zły sam na siebie, choć również na Shaye za to co powiedziała, zwłaszcza o wzmiance o jego ojcu. Poniosło go. Dopiero później gdy przemyślał swoje zachowanie, zrozumiał że dał łatwo się podpuścić. Było mu wstyd, bo rozczarował Scott'a oraz czuł wyrzuty sumienia że tak mocno znokautował Shaye. Widok krwi na jej twarzy otrząsnął go z gniewu, który czuł względem dziewczyny.

— Przepraszam za to że cię znokautowałem. — wyznał skruszony.

Shaye zmieszała się. Nie miała mu ani trochę za złe. Sama sobie zasłużyła, po tym co mu powiedziała. Theo wspomniał jej o ojcu Isaac'a. Zielonooka nie miała wcześniej pojęcia co blondyn przeżył. Było jej na prawdę głupio i wstyd za własne zachowanie na boisku. Czasami nie myślała nad tym co robi i dawała ponieść się rywalizacji. Nie znosiła tego w sobie. Zamiast przemyśleć coś, to wolała działać.

— W porządku. Ja również cię przepraszam. Nie powinnam była tego mówić. Czasami ponosi mnie rywalizacja i robię głupoty. Bardzo mi przykro z powodu twojego ojca. Z pewnością zasłużyłeś na lepszego rodzica. — powiedziała szczerze.

Scott i Isaac byli zaskoczeni. W szczególności blondyn, bo nie sądził że Shaye okaże mu szczere współczucie. Był zmieszany tym że obcej osobie było przykro z powodu tego co przeszedł, ale było to też miłe. Nie był przyzwyczajony do dobrego traktowania, choć dzięki przyjaciołom jakoś radził sobie z swoimi traumami.

— Dzięki. — mruknął z nutą zmieszania Isaac, choć po chwili przybrał trochę pewniejszą siebie postawę.

Shaye spojrzała na Scott'a. 

— Mogę zrezygnować z dołączenia do drużyny. Jestem już w zespole biegowym, więc to mi wystarczy. — oznajmiła Shaye. Zależało jej na drużynie lacrossa. Bardzo lubiła ten sport. Jednak wolała ustąpić miejsca, nie chciała konfliktów z prawdziwym alfą i jego stadem.

— Dlaczego miałabyś rezygnować? — zapytał zmieszany Scott. Nie rozumiał czemu zielonooka chciała odejść. — Przecież świetnie grasz. Przydasz nam się.

Shaye lekko zmarszczyła brwi. Zrobiła krok ku brunetowi patrząc mu prosto w oczy. Miał przyjazny wyraz twarzy, choć po chwili trochę się zmieszał z powodu tego że stanęła bliżej niego. Shaye była zdumiona. Nie czuła od niego rywalizacji, żadnej negatywnej emocji. To było zaskakujące, bo w poprzednim stadzie, a w zasadzie pierwszym i jedynym w jakim była, trzeba było zawalczyć o swoją pozycję. Była przekonana że alfa nie może mieć przyjaznych relacji z innym alfą. Najwyraźniej myliła się. Alfa który ją przemienił nie miał racji, jego poglądy i idee były toksyczne i złe. Mylił się co do każdego aspektu wilczego stada. Wilki o siebie dbają, wilki o siebie walczą. Nie porzucają rannego, słabszego czy chorego. Wylizują swoje rany, chronią się. Alfa był jak ojciec albo matka, troszczył się o wszystkich. Alfa który przemienił Shaye, miał całkowicie sprzeczne postrzeganie tego jak powinno wyglądać prawdziwe stado. Niestety niektóre jego idee trochę zniekształciły światopogląd Shaye. Może dlatego sądziła że jeśli zbliży się za bardziej do Scott'a, to zaczną rywalizować o władzę. Rzeczywistość okazała się inna.

— Jesteś pewny że chcesz mnie w swojej drużynie?

— Tak. — powiedział szczerze. Uśmiechnął się przyjaźnie, na co Shaye po chwili zareagowała tym samym. 

— W takim razie nie odejdę.

— To dobrze.

Shaye krótko się pożegnała, po czym wyminęła chłopaków. Ruszyła ku wyjściu z szkoły. Nie szukała stada, tylko przyjaciół, choć poniekąd były to podobne określenia. Może uda jej się zaprzyjaźnić z większą liczbą wilkołaków. Między swoimi, zawsze było raźniej.

Zielonooka wyszła z budynku. Ruszyła ku swojemu samochodowi, który stał na szkolnym parkingu.

— Hej.

Shaye zatrzymała się w połowie drogi do swojego samochodu. Spojrzała w bok. Allison do niej podeszła. Brunetka uśmiechnęła się do niej, na co Shaye zareagowała tym samym. Zielonooka nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, gdy tylko widziała dziewczynę.

— Świetnie grałaś.

— Dzięki. Miło że przyszłaś na trening. — na prawdę ucieszyła się gdy zobaczyła Allison na trybunach. Możliwe że przyszła oglądać trening przyjaciół, a nie ją. Jednak nie zrażała się tą myślą. Brunetka sama do niej podeszła i skomplementowała jej grę, więc to musiało oznaczać że ją lubi.

Zapadła między nimi cisza, która była trochę niezręczna. Shaye mocniej zacisnęła dłoń na ramiączku torby. Cieszyła się że Allison nie słyszy bicia jej serca, bo waliło szybko. Na zewnątrz pozornie wyglądała na wyluzowaną, ale każda rozmowa z Argent ją stresowała. Nie w ten zły sposób. Po prostu chciała wypaść w jej oczach jak najlepiej i nie palnąć przy tym niczego głupiego.

— Wszystko z tobą w porządku? Tamto zderzenie z Isaac'em wyglądało boleśnie.

— Tak. Nic mi nie jest. Lacrosse to brutalny sport, więc takie rzeczy się zdarzają. — wzruszyła lekko ramionami. W duchu cieszyła się niezmiernie. Allison martwiła się o nią. — Właśnie wracam do domu. Potrzebujesz podwózki?

Allison przygryzła wnętrze policzka. Przyjechała z Lydią i z nią miała wracać. Jednak zdecydowała się przyjąć propozycję Shaye.

— Jasne. 

Shaye uśmiechnęła się lekko. Powstrzymywała się przed wyszczerzeniem zębów w geście ogromnego zadowolenia. Skinęła głową na swój samochód, po czym obie ruszyły w jego kierunku.

— Drzwi pasażera się trochę zacinają. — oznajmiła Shaye, gdy podeszły do czarnego audi. Samochód dostała po rodzicach. Pojazd miał już swoje lata, ale był nadal sprawny i w miarę dobrym stanie. Miał kilka dokuczliwych uszkodzeń, takich jak zacinające się drzwi od strony pasażera. Trzeba było mocniej je pociągnąć. Dla Shaye nie był to problem, bo była silna. Na lepszy samochód nie było jej strać, jej rodziców na razie też nie. Przeprowadza sporo ich kosztowała. Dlatego Shaye nie narzekała na nic. Ważne że miała czym jeździć.

Shaye otworzyła drzwi. Odsunęła się na bok aby Allison mogła wsiąść, po czym obeszła samochód i zajęła miejsce kierowcy. Nie wstydziła się tego że nie pochodziła z bogatszej rodziny. Rzeczy materialne się dla niej nie liczyły, ale mimo to, poczuła odrobinę wstydu, gdy zaproponowała Allison przejażdżkę swoim samochodem. Wnętrze było zadbane i na lusterku zawsze wisiał odświeżacz powietrza, który regularnie zmieniała. Zielonooka miała nadzieję że brunetka nie była typem osoby, które zwracają uwagę głównie na rzeczy materialne. Allison nie ubierała się w jakieś drogie markowe ubrania czy nie nosiła drogiej biżuterii. Jednak to nie oznaczało że nie lubiła takich rzeczy.

Shaye włączyła radio. Gdy jeździła sama zwykle słuchała głośno muzykę. Tym razem ściszyła. Lepiej by muzyka leciała przyjemnie w tle, a nie zagłuszała spokój w samochodzie i zakłóciła potencjalną rozmowę.

Zielonooka zapytała Allison o jej adres, po czym wyjechały z szkolnego parkingu. Akurat dobrze się składało, bo ich domy były w tym samym kierunku. Dom Shaye był o parę przecznic dalej, więc nie będzie musiała zawracać. 

Allison napisała do Lydii, żeby na nią nie czekała pod szkołą. Od razu dostała od rudowłosej wiadomość z niezadowoloną emotikonką, a później drugą z serduszkami w oczach i jeszcze dwie inne, łuk oraz serce. Brunetka lekko się zarumieniła, wpatrując się w ekran urządzenia. Po chwili schowała telefon do kieszeni kurtki.

Shaye zerknęła kątem oka, na brunetkę. Zauważyła że z jakiegoś powodu dziewczyna zawstydziła się czymś co zobaczyła w telefonie. Zielonooka miała ochotę zapytać ją o to, ale nie chciała być wścibska. Słabo się znały, więc nie miała prawa wypytywać jej o życie osobiste. Jednak część jej miała nadzieję, że zawstydzenie brunetki nie miało związku z jakimś chłopakiem. Była bardzo blisko z Scott'em, co czasami sugerowało że może wrócili do siebie. To sprawiało że Shaye czuła się okropnie. Jasne, życzyła im jak najlepiej, ale to nie sprawiało że było jej lżej. Miała dość nieodwzajemnionej miłości. Już dwa razy tak upadła. Nie chciała trzeciego razu.

— W piątek robimy seans filmowy u mnie w domu. Będą moi przyjaciele. Przyjdziesz? — zapytała z nutą nadziei w głosie Allison. Zamierzała wcześniej zapytać o to Shaye, w szkole, na którejś przerwie, ale jakoś nie potrafiła zebrać się w sobie. Na Shaye Tally nie dało się nie zwrócić uwagi. Miała fajny styl ubierania się, nie mówiąc o czerwonych pasemkach, które rzucały się w oczy. Robiła wrażenie nie tylko wyglądem, ale również zachowaniem. Zawsze wyglądała na pewną siebie, odważną, jakby nic nie było wstanie jej powstrzymać. Ona nie schodziła nikomu z drogi, to inny musieli ustąpić. Zawsze tak to wyglądało, gdy szła korytarzem. Już na jednej z pierwszych zajęciach rozszerzonego francuskiego, odgryzła się kąśliwym komentarzem na słowa pani Elsher, która przyczepiła się do jej włosów. To był cud że kobieta nie wysłała jej do dyrektorii, bo czasami nawet z błahych powodów wysyłała tam uczniów. Allison z trudem wtedy powstrzymała śmiech. Musiała aż zakryć usta dłonią. Po tym zajściu na lekcji, Allison zwróciła bardziej uwagę na Shaye. Mimo że wydawała się typem osoby ekstrawertycznej, to jakoś nieszczególnie próbowała nawiązywać znajomości. Wyglądało to jakby zmuszała się aby zachować dystans, jakby miało to ochronić ją przed czymś albo ochronić innych. Shaye zaciekawiła ją swoją osobą. Dlatego Allison postanowiła ją bliżej poznać. Nie mogła też zaprzeczyć że Shaye nie była bardzo ładna. Najbardziej przyciągały jej oczy, ta zieleń pełna energii i siły.

— Tak, chętnie. — Shaye zerknęła na brunetkę i uśmiechnęła się lekko, po czym wróciła do patrzenia na drogę. — Mogę coś przynieść.

— Nie trzeba.

— Może ciastka czekoladowe, które u mnie jadłaś?

— W sumie, to możesz je przynieś. Były pyszne.

Obie zerknęły na siebie w tym samym czasie. Brązowe tęczówki skrzyżowały się z zielonymi. Uśmiechnęły się do siebie, ale po chwili obie lekko speszone odwróciły wzrok.

Shaye zatrzymała samochód na uboczu drogi, pod domem Allison. Brunetka pociągnęła za klamkę, aby wysiąść, ale drzwi nie chciały ustąpić. Zielonooka wysiadła, po czym szybkim krokiem obeszła samochód i otworzyła drzwi.

Allison uśmiechnęła się w podzięce. Shaye zamknęła drzwi, po czym zerknęła na dom brunetki. Był dwa razy większy od jej domu, a to sugerowało że rodzina Allison należała do tych bogatszych.

— Dzięki za podwózkę. Do zobaczenia jutro. — powiedziała Allison.

— Pa.

Allison ruszyła w kierunku swojego domu. Shaye zauważyła w oknie mężczyznę. Patrzył się na nią. Zielonooka trochę się spięła. Chris Argent. Rodzina łowców. Shaye wsiadła do samochodu, po czym odjechała. 

W jej głowie pojawiły się wątpliwości. Może niepotrzebnie zaczęła brnąć w relację z Allison. 

*******************************

Jak podobał wam się rozdział?

 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro