12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

8/10/19 listopada 1974

Byłam już w Edwick. Nie mogłam uwierzyć, iż czas tak szybko minął... Co chwila nerwowo spoglądałam na restauracyjny zegar. Było jeszcze przed otwarciem. Pan Andrew- jeden z moich ulubionych technicznych- przywiózł mnie tu o świcie.

Jedną ręką gniotłam serwetkę tak, że paznokcie wbijały mi się w rękę, drugą wystukiwałam rytm, to samo działo się z moją nogą.

Uśmiechnęłam się pod nosem...Przecież to ,,Killer Queen". Piosenka już tak mi weszła w krew, że nieświadomie ją "wykonuję".

Znów spojrzałam na zegar i serce zabiło mi mocniej.

Chłopcy pewnie zaraz będą w Glasgow...

Czułam się jakbym tam z nimi była i wszystko przeżywała.

-Kochanie, wyglądasz na zmartwioną. Właściwie, jakby to krzesło cię parzyło i miałaś zaraz wybiec daleko stąd.

Dziadek miał rację... I było mi poniekąd wstyd.

Na trasie tęskniłam. Działo się wiele, ale tęskniłam. I za dziadkiem i za moją restauracyjną rodzinką.

Jednak gdy byłam już na miejscu, wprawdzie dopiero od dwóch godzin, czułam się jakoś nieswojo. Zamiast cieszyć się z powrotu, myślami byłam w trasie. I chciałam tam być...

Co nie oznaczało, że coś całkowicie mnie opętało. Oczywiście, byłam uradowana, rozmawiając z moim najlepszym, uśmiechniętym dziadkiem.

-Zdałam sobie sprawę jak bardzo mi ciebie brakowało.- uśmiechnęłam się, przytulając się do niego.

-Hmmm, ale mnie nie oszukasz.- zachichotał. -Coś jest na rzeczy.

Czułam się z tym okropnie. Wrócić do domu i co...

-I chyba wiem co.- spojrzał mi w oczy. Był to jednak wzrok spokojny i ciepły.

-Myślisz, że gdy wyjeżdżałem na wakacje, a potem musiałem wracać do domu to chciałem w nim siedzieć? Razem z całym kuzynostwem jeździliśmy do domku na wsi, u babci. Było nas sześciu plus babcia i dziadek. Od małego kochaliśmy to miejsce. Świeże, wiejskie, górskie powietrze. Cudowna atmosfera, te wszystkie przygody i rzecz jasna dziadkowie, pozwalający na wszystko. Chodziliśmy na długie spacery z psami, kąpaliśmy w rzece, zbieraliśmy borówki na pyszne ciasto, graliśmy w piłkę, wypasaliśmy krowy sąsiadów za jakieś drobne do skarbonki, babcia wysyłała nas na zakupy, ale zawsze dorzuciła drobne na lody. Takie pyszne, śmietankowe z polewą owocową. Pamiętam ten smak jak do dziś! Mogliśmy chodzić spać kiedy chcemy, jeść tyle słodyczy ile chcemy i być głośno. Jak byliśmy w twoim wieku, albo ze dwa lata starsi to dziadek pozwalał nam zaciągać się swoim cygarem, ale tylko jeśli pomogliśmy mu w rozwiązaniu krzyżówki. Ha...co to były za piękne czasy! Człowiek o domu nie myślał wcale, jedynie tak okazjonalnie, choć matkę i ojca kochał. Tak to już jest i jest to w stu procentach dobre i normalne. Korzystaj z życia kochanie! Twoja przygoda właśnie się zaczęła!

Po słowach dziadka miałam łzy w oczach, a moje poczucie winy okazało się być niepotrzebne.

-Ty to zawsze wiesz co powiedzieć!- zaśmiałam się, a on wraz ze mną. -I zawsze mnie rozumiesz.- dodałam.

-Chcesz ciasteczek i mleka?- zapytał dziadek.

-To pytanie retoryczne!

O figurę trzeba dbać, ale ciasteczek z mlekiem się nie odmawia. Stwierdziłam, że skoro jestem w Edwick, będę znów ćwiczyć regularnie. Trenowałam w tutejszym klubie sportowym przed poznaniem chłopaków. Gdy wyruszyliśmy w trasę ledwo wiązałam koniec z końcem. Chodziło o to, iż mój dzień wyglądał tak, że wstawałam, szliśmy na miasto, grałam na instrumentach, koncert, bawić się i spać. Okazjonalnie wcisnęłam w to naukę.

To nie było tak, że nie miałam czasu na inne aktywności. Po prostu mój dzień był przepełniony tyloma emocjami, a ja nie przystosowałam się do tego, że tak miało wyglądać teraz moje życie, więc wykorzystywałam każdą chwilę z chłopakami na sto jeden procent.

Bałam się, że wszystko może rozprysnąć jak mydlana bańka.

Próbowałam uspokoić mój nerwowy oddech. Cały czas myślałam o Queen!

I nagle zobaczyłam Willa. A tuż za nim Jinny, Adrien i pana Marka. Zanim drzwi się otworzyły, ja już rzuciłam się przyjacielowi na szyję.

-Willy, Will, Willy!!! O mój Boże, nareszcie!- śmiałam się w jego ciemne loki- dużo krótsze niż te Briana.

Chłopak wirował ze mną w ramionach, wewnątrz restauracji, by w końcu postawić i spojrzeć w oczy.

Rozpromienił się od ucha do ucha.

To ten uśmiech był najpiękniejszy, dopóki nie zobaczyłam Deaky'iego.

To z tym chłopakiem dorastałam, bawiąc się w piaskownicy.

To w nim bym się zakochała, gdyby nie miał dziewczyny, a ja niespełnionego romansu z Queen.

-Casey, ughhh!- potarmosił moje włosy.- Tęskniłem, ruda świrusko!

Nie umiałam powstrzymać śmiechu.
Od zawsze nazywał mnie rudą świruską, a ja go...

-Ja też, lokaty pajacu!

To określenie pasuje też do Maya.

Jak zwykle chichoczące dziewczyny podbiegły się uściskać.

-Cześć, wariatki!- przywitałam się na jeden z najczulszych sposobów po czym wymieniłam uściski z panem Markiem.

-Przyniosłam ciasto!- krzyknęła Adrien, tak tylko w razie, gdybym nie zauważyła ogormnego pakunku w jej rękach.

To źle dla mojej figury, ale jej wypieki to mistrzostwo.

-Mamy przed sobą światową dziewczynę!- obwieścił pan Mark.
~
Nastąpiło otwarcie restauracji. Jakąś godzinę pracowaliśmy w kuchni, przygotowując składniki, sprzątając i rzecz oczywista- wymieniając wrażenia.

Zdawałam relację z mojego życia, później relację zdawała reszta.

Śmialiśmy się w niebogłosy. Atmosfera była wspaniała i brakowało mi tego. Nawet jeśli na trasie nie odczuwałam tego, w taki sposób.

Przyszli pierwsi goście. Zaczęliśmy ich obsługiwać. I przygotowywać potrawy.

Gdy nie byłam potrzebna w kuchni, na zapleczu, ani nie przychodzili nowi goście, więc nie musiałam spełniać się jako kelnerka, miałam chwilę, aby usiąść.

Spojrzałam za okno.

Pada.

Na zegar.

Dwunasta. Już?

Chłopcy są pewnie na miejscu.

Mieli zadzwonić.

-Casey, telefon!- zawołał Will.
~
Minął weekend. I siedziałam w szkolnej ławce.

Teraz moja rzeczywistość, zaraz...stara rzeczywistość (!), zdawała się być jeszcze bardziej szara. Nogi mi drętwiały od bezustannego siedzenia.

Tylko czemu myślę o takich rzeczach na sprawdzianie?

Chwila, przecież zawsze tak robię.

Usiłowałam sobie przypomnieć wzór z fizyki.

Tak!

Udało się!

Chwała Ci, Brianie!

W mojej pamięci przewijały się słowa lokatego.

TAK!

Jeszcze nigdy sprawdzian z fizyki nie poszedł mi tak dobrze. Wprawdzie nie znałam wyników, ale czułam to!

Oczywiście warto zaznaczyć, że jeśli chodzi o fizykę pojęcie "tak dobrze" oznacza u mnie czwórkę z minusem.

Brian i tak zdziałał cuda.

Skończyłam przed czasem, ale stwierdziłam, że nie oddam kartki, w razie gdyby coś mi się przypomniało.

Postanowiłam, że po lekcjach wybiorę się na trening do mojego klubu.

Życie naprawdę wydawało mi się monotonne. To znaczy, chwile spędzone z rodziną były świetne, naprawdę, ale...nic poza tym.

Czekałam, aż ktoś na ulicy mnie rozpozna, ponieważ w ostatnim tygodniu w prasie pojawiły się pierwsze plotki na mój temat. Brukowce zauważyły, że z Queen szwęda się jakaś dziewczyna.

W gazecie zostały umieszczone moje zdjęcia i różne dziwne spekulacje.

"Kim jest tajemnicza znajoma Queen?"
"Nowa dziewczyna zespołu Queen?"
"Nieletnia i Queen!"

Najwidoczniej jednak w Edwick mało było fanów tego zespołu, gdyż nikt na mnie krzywo nie spojrzał.

Jeśli chodzi o moich klasowych współtowarzyszy, to na razie nic nie wiedzieli. Zostali poinformowani, że byłam na wyjeździe. Dopiero za dwa tygodnie mieli poznać prawdę, która była dla nich tylko powodem do drwin. Lecz tak naprawdę, czy nie zazdrości?

Miłym zaskoczeniem była przychylna postawa grona pedagogicznego. Moi nauczyciele zwołali mnie rano do gabinetu, informując, iż akceptują nasze (to znaczy moje i dziadka) wybory i nawet zapoznali się z pojęciem Queen.

Okazało się, że wielu z nich zakupiło płyty Queen, a kilku nawet bilety na koncert!

Było to z ich strony bardzo miłe, a przede wszystkim ich wsparcie było dla mnie niezwykle ważne. Klasa z kolei nie zareagowała praktycznie wcale. Gdy rano pojawiłam się w szkole, tylko na mnie spojrzeli.

Moje życie było naprawdę nudne!
Siedziałam tu tylko trzy dni, a osiągałam niemożliwy stopień znudzenia, wykluczając czas spędzany z rodziną.
~
Był już piątek i znajdowałam się na ostatniej lekcji. Odliczałam minuty do końca.

Jakby nie patrzeć, tydzień minął mi i szybko i wręcz odwrotnie. Zależy jakie względy wziąć pod uwagę.

Mój typowy dzień wyglądał mniej więcej w ten sposób:
Budziłam się w domu, wybierałam do szkoły, w poniedziałek, środę i dziś- w piątek, udaję się na trening, we wtorek i czwartek z kolei kierowałam się do restauracji, następnie wyruszaliśmy z dziadkiem do domu i tam spędzaliśmy wieczór. Na rozmowach, nauce, grze na ukulele i mej podrasowanej "gitarze przyszłej gwiazdy rocka"- zrobiło mi się miło na wspomnienie słów Briana- na czytaniu książek oraz zajmowaniu moim przeuroczym chomikiem, którego niestety nie mogłam zabrać w trasę.

Każdy dzień nie mógł się obejść bez telefonu od chłopaków. To były przeurocze rozmowy!

Zastanawiałam się także, czy nie zatelefonować do Mary z pytaniem czy jest chętna się spotkać.

Bardzo się polubiłyśmy i tęskniłam za kobietą.

Zresztą, byłoby to nieuprzejme z mojej strony, być na miejscu i się nie zobaczyć.

Obawiałam się jednak, czy aby mój telefon był stosowny. Jak zareaguje na propozycję piętnastolatki, brzmiącą:

"Chciałabyś się ze mną zobaczyć?"

Wczoraj, wracając z biblioteki, postanowiłam, że gdy wrócę, spytam dziadka co zrobiłby w takiej sytuacji.

Z opresji jednak uratowała mnie, nie kto inny, jak właśnie Mary Austin, we własnej osobie.

Przekroczywszy próg restauracji, rozbrzmiał się telefon.

Mary zaproponowała mi spotkanie. Zaczęłam udawać, że właśnie miałam do niej dzwonić z tą propozycją, uznawszy, iż z kultury powinnam zrobić to jako pierwsza.

Żeby sprawiedliwości między fartem, a nieszczęściem stało się zadość, okazało się, że weszłam w pieprzone psie gówno!
~
Mój pobyt w Edwick, dobiegał końca. Był kolejny piątek. Po skończonym treningu, znajdowałam się w domu.

Z Mary widziałam się nawet dwukrotnie, podczas weekendu i były to spotkania bardzo udane.

Zaliczyłam także pierwsze zainteresowanie moją osobą, a było to tak:

Znajdowałam się na zapleczu, gdy do restauracji weszły dwie dziewczyny, mające na oko po siedemnaście lat. Miały podobny styl ubioru do mojego.

Bez wahania weszłam na salę, w celu spełniania mych kelnerskich obowiązków.

Uśmiechnąwszy się do nich, spytałam czy zdecydowały się coś zamówić.

Zdumiałam się, gdy te spojrzały na mnie, jak gdyby zobaczyły zjawę.

Szlag, nie umyłam włosów, jest tak źle?

Pośpiesznie zamówiły po kawie i jabłeczniku.

Gdy przygotowywałam deser, co chwila ukradkiem spoglądały w moją stronę. Rozmawiały, żywo gestykulując i chichotały.

Chyba nie wiedziały, iż jestem tego świadoma.

Nagle jedna z nich wyciągnęła z torebki gazetę.

O nie! Z tej odległości nie zobaczę!

Podeszłam do ich stolika, niosąc kubki z kawą.

Dziewczynie nie udało się na czas schować artykułu pod tytułem:

"Queen w towarzystwie rudej przyjaciółki"

Na dole widniało zdjęcie. Ja i Freddie.
Prawdopodobnie brukowce zrobiły je śledząc nas na ulicy.

Dziewczyny spojrzały na mnie speszone, ale porzuciły próby schowania gazety.

Nawet nie wiedziałam jak powinnam się zachować.

Uśmiechnęłam się niezręcznie, po czym podeszłam, by po chwili powrócić z jabłecznikiem i rzec:

"Macie dobry gust muzyczny".
~
Niedzielne popołudnie spędziłam na obiedzie w restauracji. Niebawem, miał po mnie przyjechać techniczny Andrew.

Dziadek dzielił jedzenie z nami z obsługą gości. Na szczęście, zajęte były zaledwie dwa stoliki.

-I jak? Podobało się na starych śmieciach?- zapytał Willy z wesołymi ognikami w oczach.

-Oczywiście, że tak!- odparłam zgodnie z prawdą.

Fakt, z początku na każdym kroku zastanawiałam się, co robią chłopaki. Pamiętam mój pierwszy dzień w rodzinnym mieście. Siedziałam na krześle jak poparzona.

Przerwa w koncertach była mi jednak bardzo potrzebna i widzę to dopiero teraz, na kilka godzin przed wyjazdem.

Już zaczynam tęsknić za rodziną.

Nawet ekscytacja z powodu zbliżającego się spotkania z Queen, została w pewnym stopniu przyćmiona tęsknotą.

Cóż, z pewnością będę umiała lepiej gospodarować czasem. Wynajdę odpowiednie pory do ćwiczeń, aby nie zaniedbywać aktywnego trybu życia.

Dziadek załatwił także wszystkie sprawy związane z prywatnym nauczaniem.

Ciekawiło mnie, jacy okażą się być moi nauczyciele. Szczególnie z fizyki i matmy.
Brian tak dobrze przekazywał wiedzę...

Ciekawe, czy gdybym potrzebowała korepetycji z biologii, Roger by mi pomógł?- uśmiechnęłam się na samą myśl.

Kadra pedagogiczna mojej szkoły obiecała, iż w miarę możliwości postara się dobrać odpowiednich nauczycieli- to znaczy takich, którzy nie będą mi stękać nad uchem, że jestem zbyt młoda na takie przygody, a wielki świat gwiazd rocka nie jest dla mnie.

Spojrzałam po śmiejących się Jinny i Adrien, które jak zwykle dzieliły się ze mną nowinkami ze świata mody i krainy pielęgnacji.

Od kiedy sięga moja pamięć, chodziłyśmy na lody, a później wybierałyśmy nad rzekę do "naszego" ustronnego miejsca.

Spędzałyśmy godziny na pogaduchach, piknikach, opalaniu czy kąpielach.

Podczas tego pobytu, również tak było, wykluczając opalanie i kąpiel z powodu pory roku.

Dziewczyny by nie morsowały- wzdrygnęłam się na samo wspomnienie lodowatej wody, do której wniósł mnie Taylor.

Spojrzałam na wiecznie wesołego i skorego do pomocy, pana Marka.

Bardzo dba o swój wygląd i ogląda za sąsiadką- bezskutecznie. Potrafi nieźle bajerować kobiety i widzę w nim Rogera za kilkadziesiąt lat.

Podniosłam wzrok na Willa. Mój przyjaciel, jak to się mówi ,,od piaskownicy".

Zna każdą moją tajemnicę. Spędziłam z nim praktycznie całe życie i zaczęłam rozmyślać jak cholernie trudne jest opuszczanie go. Rozmawialiśmy o tym i stwierdził, że mi kibicuje i pragnie mego szczęścia, mimo wszystko...

Nie będę ukrywać, że niegdyś spojrzeliśmy na siebie z innej strony, lecz mieliśmy pełną świadomość, że to nie wypali i w naszym przypadku najpiękniejsza jest przyjaźń, więc do niczego nie doszło.

Gotowy jest oddać za mnie życie i vice versa.

-Casey?- spytał niespodziewanie.

-Will?

-Czy razem z chłopakami nie mielibyście nic przeciwko, gdybym razem z Olly dołączył na jakiś czas do trasy? To znaczy, nie podróżowalibyśmy bezpośrednio z wami.

-Oh, Willy! Byłoby cudownie! Zapytam chłopaków, ale dlaczego mieliby mieć coś przeciwko?- bardzo ucieszyłam się na ten fakt. Uwielbiałam dziewczynę Willa, poza tym, uradowało mnie to, że nasza rozłąka nie będzie tak długa.

-Nie wiem, po prostu widziałem ich zaledwie dwa razy. Chciałbym lepiej poznać tych wspaniałych, młodych dżentelmenów, którzy zabierają mi moją dziewczynkę. -zaśmiał się z mrugnięciem oka i dodał w śmiechu:

-Nie musisz przypominać, że są starsi ode mnie.

Powiedziałam mu, iż opowiadała Queen wiele dobrych rzeczy na jego temat.

-Oni też chcieli wiedzieć z kim spędziłam całe życie.

❤❤❤
Welcome my dears! It was such a long chapter, wasn't it?
I hope you enjoy this part of story 👆😏😇
I'm so sorry for every mistakes if there are any.
Have a good night or a day! I wish you the best of luck! See you soon ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro