20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

10 grudnia 1974

Zeszłam do przestrzennego salonu z aneksem kuchennym, przeznaczonym wyłącznie dla nas.

Freddie oświadczył nam wczoraj, że zakochał się w tym hotelu i podjął decyzję, aby zamieszkać w nim do czasu przerwy świątecznej.

Tak, byliśmy w Barcelonie, w której czekał nas tylko jeden koncert. Później planowaliśmy zostać jeszcze na trochę. Zakochaliśmy się w Hiszpanii!

Zastałam Briana i Mercury'ego, sadowiących się przy stole.

-Co robicie, śliczni chłopcy?- zapytałam retorycznie, widząc jak się do mnie szczerzą.

-Freddie udaje, że czyta gazetę, a ja rozmyślam.

-Przepraszam, skarbie, ale to ja miałem się przyznać, że zastanawiam się nad tym czy Mary była z naszym Tomem u weterynarza.- frontmant fuknął w kierunku Briana, by później zawiesić na mnie wzrok.

-Oh, Fredunia, jestem przekonana, że z twoim kotem wszystko w porządku.- pogładziłam go po wyprostowanych włosach, równocześnie parskając śmiechem.
-Jedliście śniadanie? Po co pytam.- wzruszyłam ramionami.- Zrobię jajecznicę.

Mój doskonały humor zmącił fakt, że lokaty wydawał się być niespokojny. Miałam nadzieję, że nic poważnego się nie stało.

Wbijałam jajka na patelnię. Deaky załatwił je dzień wcześniej od pana, który ma swoje kury.

Wróciłam myślami do Maya. W obecności Freda i tak mi nie powie, zresztą człowiek, który na codzień pomaga wszystkim mierzyć się z problemami, potrzebuje odpoczynku także dla siebie.

-Gdzie Roger i John?- spytałam dla rozbudzenia konwersacji, przykładając do ust szklankę z wodą.

-Deaky chyba śpi.- uśmiechnął się Bri, po czym również zaczął zaspokajać swoje pragnienie.

-A Roger wybrał się na jogging.- rzucił Freddie znad gazety.

Splunęłam wodą do zlewu.

-Że co, proszę?- byłam w szoku, a Brian krztusił się ze śmiechu.

Najzabawniejsza nowina ostatniego miesiąca!

-Żartowałem, skarby. Uznałem, że nie mogę przepuścić okazji, gdy oboje piliście.- zaśmiał się.

-Gdziekolwiek nie są, mają pecha.- postawiłam na stole jajecznicę i warzywa.

Brimi przyniósł pieczywo i talerze- nie wypada, żeby dziewczyna robiła wszystko!

Mercury...poprawił obrus.

-Poczułem niesamowity zapach.- usłyszeliśmy głos Taylora, który prawie zabił się o ścianę.

-Założę się, że biegnąc na śniadanie, pobiłeś swój rekord prędkości.- rozbawił nas Brian, tymczasem blondyn staranował krzesło i przeczesując potargane na wszystkie strony świata włosy, odburknął;

-Co?

-Otwórz oczy, Roggie.- Freddie dotknął jego twarzy, udając, że usiłuje otworzyć jego ślepia.

-Spierdalaj.- zaśmiał się i zaczął przepychać z roześmianym Mercurym, jednak szybko skończył, ponieważ miał ochotę na zapchanie ust śniadaniem.

Wkrótce dołączył do nas John. W przeciwieństwie do perkusisty, ubrany i uczesany. No i rzecz jasna wypsikany moim ulubionym zapachem.
~

Jaka słodka chihuahua!- zachwycałam się małym pieskiem o złotej sierści, harcującym za oknem.

Robiliśmy sobie przerwę w scrabblach, po kolejnej rundzie mieliśmy wybrać się na koncert.

-Skąd wiesz czy słodka. Próbowałaś?- uśmiechnął się Mercury, czekając na wyschnięcie świeżo pomalowanych paznokci.

-Na pewno słodsza od smrodu tego twojego lakieru.- rzucił Roger.

-Obawiam się, Casey, że nie możemy sobie sprawić takiego pieska. Mamy w domu już jednego, ale trafił się nam bardzo upierdliwy okaz.- mruknął Brian, mierząc wzrokiem blondyna.

-Odezwał się, pieprzony pudel!- fuknął w odpowiedzi.

-Nasze kochanie wstało lewą nóżką?- cmoknął Fred.

-Porównujecie mnie do jakiegoś miniaturowego pieska!

-Według mnie, przypominasz bardziej Golden Retrivera.- dodałam.- A włosy Briana są cudowne!- lokaty rozpromienił się na moje słowa.

-No chyba, że się wkurza. Wtedy...

-Radzę ci nie kończyć tego zdania.- przerwał Deaky'iemu.

-Jak ja uwielbiam te wasze przekomarzanki. Jesteście komiczni w pozytywnym znaczeniu.- zaśmiałam się ku uciesze chłopaków.- Królowo, podziel się lakierem. Też chcę posiadać czarne szpony.

-Widzieliście? Rozkazuje Królowej!- Freddie podał mi lakier z udawanym wstrętem, tym samym, doprowadzając nas do śmiechu.
~
I live my life for you
Think all my toughts
With you, and only you
Anything you ask I do, for you
I touch your lips with mine
But in the end
I leave it to the lords

Śpiewałam razem z nimi.

Leave it in the lap of the Gods

Hiszpańska publiczność bawiła się przednio. Nam wszystkim dopisywały wzniosłe humory- zakochaliśmy się w Barcelonie.

Freddie przestał się denerwować, gdyż dostał telefon od Mary. Z ich kotem wszystko w porządku, dostał tylko jakąś specjalistyczną karmę i mógł wrócić do reszty mruczków w domowym zaciszu.

Bardzo cieszyliśmy się na wizję zbliżających się świąt, a przede wszystkim odpoczynku.

Jednak nie miałam wolnego od zajęć szkolnych więc musiałam przetrwać jeszcze tydzień.

Z fizyką i matmą nie było problemu. Siedziałam nad nimi dłużej niż robiłabym to normalnie (jeśli chodzi o fizykę, wcześniej wcale do niej nie zaglądałam).

Nie muszę się chyba tłumaczyć, dlaczego pokochałam lekcje z tych dwóch przedmiotów. Przecież, że nie za treść!

Brian bardzo entuzjazmował się całą sprawą i miał gdzieś, że jestem tumanem.

Wiedział też, że pomimo miłości do zwierząt i ogólnego pojęcia o ekologii, w biologii mi nie podskoczy.

Biologia. Piszę z niej jutro konkurs. Wybłagałam, wciąż abstynującego od dziewczyn Rogera, aby objaśnił mi kwestie związane z regulacją ekspresji genów.

Podobno coś mu w głowie pozostało.

I założył się z nami, że do końca roku nie przeleci żadnej laski.

Chłopaki nie ruszą alkoholu.

I nikt nie wypije soku pomarańczowego.

A co do Rogera, właśnie zachwycałam się jego anielskim falsetem!

Lap of the Gods
AAAAA
Lap of the Gods
AAAA
Lap of the Gods
AAAAA
Lap of the Gods
AAAA
In the Lap of the Gods

Za serce chwycił mnie Fred- odwracał się i spoglądał z szerokim uśmiechem na Taylora.

Dosłownie wczoraj prowadziliśmy dyskusję na temat tego, iż to naprawdę ciekawa sprawa. Roger ma w głosie naturalną chrypę, ale potrafi wyciągać tak czyste, wysokie dźwięki.
~
- Kilka osób mnie rozpoznało, ale na szczęście byli to mili ludzie, mówiący coś w stylu: "Szczęściara z ciebie"- odpowiedziałam na pytanie Deaky'iego.

Konwersowaliśmy w naszym salonie.

Panowała bardzo przyjemna atmosfera- siedzieliśmy na dwóch sofach, przebrani w piżamy, pod kocykami, a w kominku płonął ogień.

Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, jednocześnie wymieniając zdania na temat fanów w Barcelonie, następnie o ulubionych sklepach i innych, przyziemnych tematach.

Czułam, że siedzący naprzeciwko Deacon, dzieli swoją uwagę pomiędzy mnie, a płomienie kominka.

Dwie godzinki, spędzone na spokojnych rozmowach, minęły jak ręką odjął.

-Roggie.- zamrugałam do chłopaka.

-No dobrzeee.- widać było, że nie chce mu się wysilać szarych komórek, ale po pierwsze, nie chciał mnie zawieść, po drugie, może myślał, że ma okazję do popisu, a po trzecie i tak bym go zmusiła.

Dzielący ze mną kanapę Freddie, posunął się, by zrobić miejsce nadchodzącemu z naprzeciwka blondynowi.

Starałam się naprawdę skupić na jego słowach. Było to jednak nieco skomplikowane. Co chwila zawieszał się, niepewny czy wszystko dobrze pamięta.

W końcu, metodą prób i błędów, ułożył całkiem logiczną wypowiedź.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jego zdolności nauczycielskie są podobne do tych aktorskich.

-Dziękuję, kochanie.- wytarmosiłam jego włosy, na co on zabawnie się skrzywił.

Ponownie poczułam na sobie wzrok Deaksa.

Był dosyć cichy, tym razem zamienił się w obserwatora. Miał różne dni. Raz gadał jak najęty- serio! Za drugim razem grał w króla ciszy, za to obserwował każdego z lekkim uśmiechem.

Wyglądał wtedy, jakby marzył, jednak jeśli nawet odbiegał myślami od rzeczywistości, miał bardzo podzielną uwagę- zawsze wiedział co się dzieje, na jakim etapie jest toczona rozmowa i wtrącał trafiające w punkt komentarze.

U Deaky'iego wszystkie uczucia są w oczach

Wieczór był naprawdę przyjemny.

Przy świetle kominka, ogrzewającego całe pomieszczenie i stojącej lampie.

Freddie i Roger oglądali dokument na temat gepardów. Programy przyrodnicze były u nas częstym gościem.

Brian przysunął się bliżej lampki, żeby poczytać książkę.

Ja i Deaks wpatrywaliśmy się w ogień. Relaksujący seans.

Tak minęła nam kolejna godzina.

Około pierwszej zaczęło dopadać nas zmęczenie.

Freddie leżał, rozwalony na pół sofy. Dobrze, że były długie. Tylko jakim cudem mieliśmy się rozłożyć na niej jeszcze Brian i ja? Brian, przy swoim wzroście.

Prawa fizyki najwidoczniej gdzieś zniknęły. Od zawsze wiedziałam, że są mi zbędne, bowiem jakoś się pomieściliśmy.

Rog i John mieli więcej swobody na drugiej kanapie, ale leżenie na nogach Maya (albo raczej wtulanie się w nie), absolutnie mi nie przeszkadzało.

Jemu zresztą też. Był wyjątkowo zadowolony, ciągle się uśmiechał i jakby z triumfem spogladał na resztę.

Pokoje hotelowe? Bzdura! Będziemy sypiać tutaj! Nikt tego nie powiedział, ponieważ to stało się oczywiste.

Słyszałam tylko jak nasze oddechy  stopniowo się wyrównują.

Chcę co wieczór zasypiać w ten sposób!

Roger i Roger oraz clogsy Freddiego.
Nazwałabym Goldena Roger XD Podobni .

Hello Beauty People!💘🤍

Wiem, że dawno nie było rozdziału (tydzień temu to dawno).

Mrrr 😏 I very like this photo.

More photos cause why not

Bardzo ładne zdjęcie 😍 (pomińmy tę lupkę w prawym rogu)

Trzymajcie się darlings! 😇🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro