Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Panowała noc. Gdzie nie gdzie słychać było świerszcze, a na niebie widać było księżyc. We wgłębieniu pod krzakiem otoczonym kilkoma drzewami leżała na prawym boku Cicha Woda. Czuła niezmierny ból, jednak starała się wydawać jak najcichsze dźwięki, by nie przyciągnąć zagrożenia. Powodem tego był jeden- poród. Był to pierwszy miot lwicy, dlatego była mocno zestresowana, ale zachowała swój spokojny wyraz pyska, a z oczu można było wyczytać determinację, by jej młode wyszły na świat. Miejsca wokół niej było mało, ale wystarczająco, jak na jej standardy. Po niedługim czasie ciężkiego dyszenia i przenia wyszło na świat pierwsze lwiątko. Było ono ciemnobrązowe, lecz miało też jaśniejsze elementy. Łowczyni lekko uśmiechnęła się, ale wiedziała, że drugie przyjdzie niedługo, dlatego po usunięciu z niego błony, odłożyła je koło brzucha. Po krótkim czasie narodziła się córeczka- ciemnoszara lwiczka o szarych elementach. Przyszła ona w większych bólach jej matki niż pierwsze, ale lwica dała radę przynieść ją na świat. Jako ostatni przyszedł drugi, jasnoszary lewek o ciemniejszych łapach. Gdy ten ostatni wyszedł na świat, Cicha Woda odetchnęła z ulgą, gdyż był to koniec. Po chwili przyłożyła dokładnie swoją trójkę lwiątek do brzucha, by dać im możliwość napicia się mleka. Małe z zamkniętymi oczami łapczywie skorzystały z okazji i zaczęły pić, ugniatając brzuch matki swoimi łapkami.

W międzyczasie wokół krzaka, pośród zarośli, przechodził to w jedną, to w drugą, Ziemna Grzywa. Był on ciemnobrązowym lwem o czarnej, długiej, lecz mało bujnej grzywie, zakrywającej mu całą szyję. Pilnował miejsca porodu, by nikt nie zakłócił spokoju jednej z jego łowczyń. Początkowo był bardzo czujny oraz lekko zestresowany, gdyż był to pierwszy raz, gdy uczestniczył w takim wydarzeniu. W pewnych momentach nawet myślał, że widzi bezgrzywego bądź coś innego niebezpiecznego i już ruszał do ataku, gdy po chwili okazywało się, że to był fałszywy alarm. Dlatego po pewnym czasie zrezygnował z pchania się do walk oraz postanowił skupić się na czuwaniu. Między narodzinami drugiego a trzeciego lwiątka, grzywa stada, do którego należała Cicha Woda, ujrzał dziwne, jasno-niebieskie światło, z którego wyszła wielka, dziwna, niebieska postać lwicy.

-Cansu?!-zawołał Ziemna Grzywa, wychodząc z krzaków na wydeptaną przez zwierzęta ziemię. Nie mógł uwierzyć, że sama bogini mu się objawiła. Podszedł kilka kroków bliżej, by się przyjrzeć, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie może odchodzić za daleko. Było to rzadkie zachowanie, by lew nie bał się bogiń, ale dla niego było to normą. Nie było to przez fakt, że przestrzegał prawa dumy, ale przez świadomość, że niszczy ono ich gatunek. Po chwili pochylił głowę na znak ukłony po czym spojrzał w zjawę, która miał przed sobą. Ona po chwili zmieniła swoją formę- był oślepiający blask po czym ukazała się jako lwica w beżowych kolorach z jasnozielonymi oczami. Lew o żółtych oczach cofnął się kilka kroków, chroniąc się łapą od blasku. Po chwili spojrzał na obraz przed sobą, który go zadziwił.

-Mów na mnie Deszcz-odparła, skupiając swój wzrok na nim.

-Potrafisz zmieniać swe postaci?-zastanawiał się na głos Ziemna Grzywa, będąc niemalże pewnym, kogo ma przed sobą. Bogini jedynie kiwnęła głową na znak potwierdzenia, na co ten przybrał zamyślony wyraz pyska- Hmm, dobrze, Deszczu. Jak zapewne wiesz, nie mogę tu długo zostać. Mam partnerkę do chronienia- mruknął po chwili, wskazując ogonem na okoliczne zarośla.

-Dopóki tu jestem, nikt Cichej Wody ani waszych lwiątek nie tknie-zapewniała Cansu.

-Oh... dziękuję-odrzekł, czując ulgę.

-Muszę powiedzieć ci ważną informacje, więc słuchaj-ostrzegła Deszcz. Przywódca stada usiadł i skupił swój wzrok na bogini, na co ta lekko się uśmiechnęła.

-Twej trzej jedyni synowie: Rzeka, Potok i Strumień, złączą się wokół kolca coś wygnał. Staną się składową kończącą cykl prawa dumy, a wtedy królestwo Burzy nastanie na nowo- powiedziała spokojnie jakby nie była to informacja dla niej ważna. Za to Ziemną Grzywę wprowadziła ona w osłupienie. Ciągle krążył oczami po otoczeniu, nie wiedząc, co o tym sądzić. Wiedział, jaki będzie efekt oraz udział jego synów w tym, ale nie wiedział, kim lub czym jest tajemniczy ,,kolec". Jednak słowa mówiące o wygnaniu go przez niego sprawiły, że zaczął szukać we wspomnieniach odpowiedzi aż wreszcie znalazł taką, która wydawała mu się niemożliwa.

-Córka Słonecznego Skoku żyje?! Ale, jak to możliwe? Puściłem ją żywą, ale sama nie przeżyłaby zbyt długo-stwierdził.

-Jest teraz pod dobrą łapą, Ziemna Grzywo-zapewniała go- Nie musisz się teraz martwić o nie swoje lwiątko. Teraz już idę, więc możesz już iść-dodała po czym zniknęła jakby rozprysnęła się w powietrzu. Ciemnobrązowy lew o długiej bliźnie na pysku nadal był w lekkim szoku, ale poczucie obowiązku i chęć ochrony swej nowej rodziny przeważyły nad jego emocjami, więc czym szybszym biegiem wrócił do miejsca porodu Cichej Wody. Gdy tak zbliżał się do głębszych zarośli, zawiał wiatr, który dostarczył mu zapach bezgrzywego, błąkającego się po okolicy. Jako iż przejął władzę nad Leśną Dumą niedawno, nie mógł sobie za żadne skarby pozwolić na wtargnięcia obcych samców. To spowodowało, że postanowił odłożyć swe myśli na bok i ruszyć w stronę potencjalnego przeciwnika. Przeszedł parę zarośli aż wreszcie natrafił na swój cel. Był to młody, rudo-kremowy lew, któremu grzywa jeszcze sowicie nie wyrosła. Jednak nie wyglądał na przestraszonego, a nawet pokazywał pazury i był bardzo czujny. Taka postawa mu się opłaciła, gdyż udało mu się ominąć pierwszy atak Ziemnej Grzywy, gdy ten nagle wyskoczył z krzaków. Jednak nie był wystarczająco doświadczony w walce, by móc długo walczyć- dostał w ucho, gdy próbował zadrapać mocniej grzywę, więc odskoczył po czym zaczął uciekać. Jego przeciwnik gonił go, lecz po chwili zrezygnował. Następnie przywódca Leśnej Dumy wrócił truchtem do wgłębienia, gdzie leżała lwica z młodymi. Przeszedł przez mały otwór i stanął na przeciwko łowczyni.

-Witaj, Cicha Wodo-szepnął po czym spoglądnął na swe lwiątka z czułością. Jednak po chwili spoważniał, przypominając sobie słowa bogini.

-Witaj, Ziemna Grzywo-odparła- Mamy dwa lewki i lwiczke-dodała szeptem, by nie zbudzić młodych, które niedawno zasnęły. Lew na tą wiadomość zrozumiał, że w jego następnym miocie będzie trzeci syn.

-To dobra wiadomość-mruknął- Co powiesz by starszego nazwać Potokiem a młodszego-Strumieniem?-zaproponował, siadając koło niej.

-Nie przeszkadzają mi takie imiona-powiedziała spokojnie po czym wskazała ogonem, które to które.

Pięć miesięcy później
W tym samym wgłębieniu leżała Słoneczny Skok. Choć nie był to jej pierwszy miot, była mocno spięta i obawiała się o życie jej i młodych. Po chwili nastała kolejna fala skurczy, która przeleciała jej ciało, sprawiając ogromny ból. Łowczyni parła coraz mocniej jakby instynkt kazał jej to, choć czuła się jakby siły ją opuściły. Po chwili przyszło na świat jej pierwsze lwiątko- jasno-brązowa lwiczka o kremowych łapach. Świeżo upieczonej matce aż nalało jej się kilka łez szczęścia do oczu, choć czuć było w jej mimice lekki smutek. Po krótkiej chwili położyła ją koło brzucha, gdyż przychodziło kolejne. Był to złoty lewek o jaśniejszych lapach, który piszczał głośniej od swojej siostry. Z tego powodu lwica przycisnęła go do swego brzucha jakby spanikowana. Ostatnim lwiątkiem była kolejna, tym razem ciemnozłota lwiczka. Po porodzie łowczyni otoczyła ogonem swe dzieci po czym położyła łeb na ziemi, by odpocząć.

W międzyczasie, Ziemna Grzywa sprawdzał teren. Przechodził między drzewami, krzewami a nawet wyszedł na otwarty teren, jednak w jego zachowaniu widać było skupienie i spokój. Nagle na lekko wystającym z ziemi kamieniu pojawiło się światło. Grzywa Leśnej Dumy przebywał wtedy niedaleko, więc szybko dostrzegł i zorientował się, że boginią burz znów się mu objawia. Dlatego szybkich krokiem podszedł do niej i schylił lekko głowę na przywitanie. Zastanawiało go jedno: Dlaczego Cansu przybywa drugi raz? Jednak jego rozmyślania przerwał głos Deszczu.

-Witaj ponownie-powiedziała w swojej postaci śmiertelnika. Ciemno-brązowy lew nie był bardzo zaskoczony, ale za to był mocno skupiony.
-Witaj-odparł cichym głosem.
-Przychodzę z kolejną wiadomością-poinformowała-Będziesz walczył z bezgrzywymi jeszcze dwa razy po czym zginiesz. Jednak za tym drugi świadkiem ci będzie ta, co znajdzie Kolec i stworzy Królestwo Burzy-skończyła swój dialog. Tymczasem Ziemna Grzywa słuchał, analizując każde słowo. Był przerażony swoją wizją śmierci, jednak słysząc, że jeden z ataków jest potrzebny, by w pełni spełniła się przepowiednia, zaakceptował swój los.
-Jeśli to w konsekwencji zakończy tą rzeź prawa dumy, jestem gotowy na swe poświęcenie życia. Wiem, w głowie mam samolubne myśli, ale kompletnym egoistą nie jestem. Dlatego dla większego dobra zrobię wszystko, aby przepowiednia się spełniła-wygłosił monolog przed Cansu, która kiwnęła głową. Następnie zniknęła bez śladu, jakby była pewna jego słów a dodatkowe pytania nie były potrzebne. Lew zawrócił w gęstwiny, aby nadal czujnie obserwować teren wokół miejsca porodu Słonecznego Skoku. Po przejściu między kilkoma krzakami, usłyszał pomruk kolejnego bezgrzywego w oddali. Napiął mięśnie po czym podniósł lekko ogon, robiąc z niego falę. Schylił się lekko i zrobił kilka kroków do przodu. Ukazał mu się jasno-złoty lew o białej grzywie i łapach. Był on większy i starszy niż poprzedni, jednak Ziemna Grzywa miał plan na przegonienie go- wykorzystał pobliskie wysokie trawy, by podejść do niego bliżej bez bycia wykrytym. Po chwili, sykorzystał okazję i zaatakował go od jego prawego boku. Przeciwnik w odezwie zrobił mu pazurami cztery rany na lewym barku, lekko odpychając go. To jednak nie powstrzymało grzywy od dalszej walki z nim. Po chwili drapnął go po pysku, ale zanim zdążył go pożądnie chwycić swymi potężnymi kłami, ten wyrwał się i uciekł. Ciemno-brązowy lew liznął kilka razy swe rany, z których sączyła się krew po czym skierował się do miejsca, gdzie była Słoneczny Skok. Ledwo minęła chwila, a już znalazł się na miejscu.
-Ziemno Grzywo?!-zawołał lwica zaniepokojona  choć w jej wyrazie pyska było widać dystans- Co się stało?-spytała
-Zwyczajna walka z bezgrzywym-odparł chłodno, próbując unikać kontaktu zwrokowego. Po chwili spojrzał na ich lwiątka i uśmiechnął się-Jakie są ich płci?-spytał, siadając przed łowczynią.
-Dwie lwiczki i lwiatko-odparła, liżąc jedno z nich. Ziemna Grzywa nadal pamiętał ałowa Cansu i już chciał zaproponować imię meskiemu potomkowi, gdy przerwano mu.
- Mam już imię dla lwiątka. Będzie się nazywał Rzeka-powiedziała, spogladajac na nie z ciepłem w sercu.
-E... ok, nie mam nic przeciwko temu-odrzekł szybko. Nie sądził, że wypełnienie zadania wprowadzającego do wypełnienia przepowiedni pójdzie tak szybko. W tej chwili spadły na niego wątpliwości jak grom z jasnego nieba. Na to, przywódca Leśnej Dumy kiwnął głową w stronę matki jego lwiątek po czym wyszedł, by ta mogła odpocząć, a on mógł zająć się własnymi myślami. Mianowicie zastanawiał się, czy całe przedsięwzięcie jest warte poświęcenia normalnego życia własnych dzieci- Czy powinien to chrzanić i pozwolić im na nirmalne życie? W końcu one tego nie wybrały, to n8e był ich wybór!-myślał kocur, chodzac nerwowo między krzewami. W pewnej chwili zatrzymał się w miejscu bez drzew, usiadł i spojrzał w księżyc, który był co jakiś czas przykrywany przez małe, ciemne chmurki- Z drugiej strony, czy mam zaprzepaścić szansę na zakończenie tego koszmaru, który dotyka wiele lwów przez nasze własne prawo? Ehh... niestety, trzeba będzie poświęcić jednostki dla większości. Ponadto, jeśli przezyją do wypełnienia przepowiedni, będą mieli normalne życie-pomyślał po c,ym postanowił nadal obserwować okolicę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro