16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się czując nietypowy ból głowy. Byłam bardzo słaba i niewiele do mnie docierało. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Seth śpi na krześle obok mojego łóżka. Westchnęłam cicho i poczułam suchość w gardle jak i ustach.
Poprawiłam się wygodniej, ale poczułam ból kręgosłupa.

- Seth? - wyszeptałam, a on zerwał się jak oparzony i spojrzał na drzwi.

- Seth? - powtórzyłam, a on spojrzał na mnie.

- O boże obudziłaś się - szybko złapał mnie  za rękę.- Tak bardzo się o ciebie bałem - zaskomlał i ułożył moją dłoń na swoim policzku całując ją od środka.

- Co się stało? - zapytałam cicho.

- Zemdlałaś, uderzyłaś się w głowę i leciała ci krew. Znalazłem cię i od razu udałem do szpitala z lekarzem.

- Ile godzin spałam? - spytałam widząc, że na zewnątrz jest ciemno.

- Dwa dni kochanie..- oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie, to nie możliwe..

- Co ty właściwie robiłaś w bibliotece? Mówiłem, że masz na siebie uważać.

- Seth ja..Mogę prosić o wodę? Jestem bardzo spragniona - zmieniłam temat.

Godzinę później leżałam zbadana, nawodniona i troszkę najedzona.
Nadal jednak byłam bardzo osłabiona, a Seth nie chciał mnie opuszczać na krok. Wiedziałam, że rozmawia z nie jedną osobą telepatycznie, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Miał na głowie sprawy zarządzania sforą, a siedział ze mną.

- Wilczku? - szepnęłam widząc, że jego myśli odpłynęły za daleko.

- Tak słoneczko? Wszystko dobrze? Jak się czujesz? Boli cię głowa ?

- Mógłbyś..Położyć się obok?

- Jeszcze pytasz.. Oczywiście - zrobiłam mu miejsce, które zajął.

Delikatnie przysunął mnie do siebie, a  ja przytuliłam się. Zaciągnęłam się jego zapachem, który ukoił mnie w pewien sposób. Poczułam jak wplata swoje palce w moje włosy, a potem całuje mnie w czoło.

- Bardzo się o ciebie bałem kruszynko.

- Przepraszam.

- Dlaczego zemdlałaś?

- Ja....Zdjęłam zaklęcie.

- Co? - czułam jak rośnie w nim oburzenie.

- Ktoś podstawił mi ostatni składnik, miałam nie skorzystać?- przewróciłam oczami.

- Tak? Nie zdajesz sobie sprawy z czym się bawisz.

- Ja się nie bawię.

- Mała nie zrozum mnie źle, ale twoje zachowanie...

-Chcę rozwiązać coś co może nam pomóc i nie ważne jakie zagrożenie gdzieś tam czycha, ja jestem gotowa zaryzykować jasne? Nie powstrzymasz mnie, a próbując, będziesz się ode mnie oddalał.

- Ana...

- Kiedy stąd wychodzę? - odsunęłam się od niego i położyłam na plechach nie patrząc w jego stronę.

- Aż  nabierzesz sił - westchnął i podniósł się z łóżka.

- Świetnie. Najlepiej będzie jak już pójdziesz.

- Anastasia...

- Powiedziałam coś.

Pokiwał tylko głową i nachylił się, żeby pocałować mnie w czoło. Nie protestowałam, ale nie zareagowałam pozytywnie na to. Po prostu jak gdyby nigdy nic nadal leżałam. Po chwili wyszedł, a ja zostałam sama.

Po półtorej godzinie na salę weszła Lydia. Dziewczyna była zmartwiona i na pewno już wiedziała o sprzeczce między mną, a brunetem.

- Powiedział ci?

- Nie musiał.

- Skąd wiesz?

- Cała wataha odczuwa, że coś jest między wami nie tak.

- Świetnie - warknęłam oburzona, a ona usiadła obok mnie.

- Co się stało?

- Zrobiłam coś z czego powinien być dumny, a ten jeszcze prawi mi kazania.

- Kochana...Seth jest bardzo opiekuńczy, powiedzenie wskoczyć w ogień za ciebie to za mało.

- Ale czy on do jasnej anielki nie mógłby chociaż raz ucieszyć się, że wyszło mi coś niezwykle trudnego, a nie gadać, że się bawię?

- Nie chce go usprawiedliwiać, ale musisz go też zrozumieć.

- Z jakiej racji skoro on nie rozumie mnie?

- Gdyby on robił coś niebezpiecznego i trafił do szpitala, nie martwiła byś się? Bo ja uważam, że chciałbyś aby trzymał się od zagrożenia z dala.

- Niby masz trochę racji, ale to nie zmienia faktu, że według niego najlepiej, żebym siedziała cały czas przy nim lub zamknięta w jakimś pomieszczeniu pod kluczem.

- Mój brat jest...Dość specyficzny pod względem bezpieczeństwa, to fakt, jednak nie powiesz mi, że mimo irytacji, lubisz to, że taki jest.

- Może trochę, ale bez przesady, a on przesadza.

- Słoneczko on nie zmieni podejścia do ciebie. Jesteś od niego młodsza, drobniejsza i jakby nie patrzeć nie obronisz się sama. Seth zawsze taki był w stosunku do swoich partnerek.

- Co? Ile miał takich jak ja? - warknęlam zazdrosna mimo, że nie chciałam.

- Dwie dziewczyny, ale nie przejmuj się, to ty jesteś dla niego najważniejsza...

- Żartujesz sobie ze mnie? Mówił, że nie miał nikogo.

- Ja przepraszam, myślałam, że wiesz i Sophie i Ruth..

- Jak bardzo były dla niego ważne?

- Powinnaś o tym porozmawiać z nim. Ja nie chcę już więcej go wkopywać.

- Nie wkopiesz, powiedz mi to, czego on nie chce.

- Luno..- westchnęła, a ja oburzyłam się.

- Lydia. On mi nie powie, a mi zależy, żeby wiedzieć na jakim etapie był w wcześniejszych związkach.

- Sophie była jego narzeczoną - oznajmiła, a ja poczułam swojego rodzaju smutek.

- Ile miała lat? Jak wyglądała? Jaka była? Dlaczego się rozstali? Kochał ją bardzo? Był szczęśliwy?

- Była rok młodsza od niego. Wysoka naturalna blondynka o zielonych oczach. Była okropnie miła, kochana i uwielbiana przez wszystkich. Kochał ją i tak myślę.

- Dlaczego się rozstali? - zaczęłam bawić się własnymi palcami czując rosnący w sobie smutek.

- Ona...Zaatakowali wygnańcy i została zamordowana na jego oczach. Odbyła się żałoba, a potem wyjechał i wrócił niedawno. Odnalazł ciebie i wydaje mi się, że to dlatego tak bardzo dba o twoje bezpieczeństwo.

- Yhm - nadal miałam spuszczoną głowę czując jak wiadomości o innej kobiecie uderzają w moje serce.

- Nie bądź smutna, ja wiem, że to może boleć, ale teraz jest tylko twój i przysięgam, że nigdy nie kochał tak jak kocha ciebie.

- Mógłbyś zostawić mnie samą? Proszę..- spojrzałam na nią spod zaszklonych oczu, a ona westchnęła i pocałowała mnie w czoło.

- Nie zadręczaj się tym siostrzyczko, powinnaś odpoczywać - złapała za sweter i udała się do drzwi.

- Postaram się, ale nic nie obiecuję.

- Gdyby coś się działo to wiesz...

- Wiem - posłałam jej uśmiech, a ona wyszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro