2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny dzień wydawał się zbyt smutny by być prawdziwy. Deszczowe chmury zakryły całe niebo, przez co nie było widać ani jednego promienia słońca. Las był otulony mgłą, a mnie jeszcze bardziej ciągnęło do niego.
Chciałam udawać, że nic się wczoraj nie stało, ale ponowne wtargnięcie na teren Alf, było zbyt wielkim zagrożeniem. Cudem wczoraj udało mi się ucieć stamtąd, więc nie chciałam ponownie ryzykować własnym życiem.

- Anastasia? - moja babcia weszła do pokoju.

- Tak?

- Nakryjesz do stołu proszę?

- Tak, za moment zejdę.

Kobieta wyszła, a ja ubrałam swój ulubiony kardigan. Jeszcze raz spojrzałam w stronę lasu i czułam jak moja natura ciągnęła mnie do niego.

Po dwudziestu minutach w ciszy jedliśmy obiad. Mój dziadek był zamyślony, przez co kompletnie nie zwracał uwagi na pytania babci. W końcu staruszka odpuściła, a ja uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
Kiedy skończyliśmy, poszłam pozmywać naczynia, po czym wróciłam do stołu.

- Chciałabym iść pobiegać. - oznajmiłam, a oni zmarszczyli brwi.

- Jest bardzo brzydka pogoda.

- Ale dla mnie to nie problem. Dzisiaj jest pełnia, chcę się zmęczyć, żeby wieczorem móc spać.

- Dobrze, ale pamiętaj o zasadach tak?

- Tak. - uśmiechnęłam się i poszłam przebrać na górę.

Ubrałam leginsy oraz stanik sportowy, doskonale wiedząc, że będzie mi ciepło. Na zewnątrz było dwadzieścia stopni, a kiedy już się rozgrzeje, będę sobie wdzięczna za nie zabranie bluzy. Wyszłam z domu nie zabierając telefonu i praktycznie od razu udałam się do lasu. Biegłam ile miałam sił w nogach, unikając każdej z przeszkód. Od małych kretowisk, aż po pnie złamanych drzew.  Uwielbiałam to, zresztą każdy z naszej rasy cenił sobie sport.

W pewnym momencie usłyszałam trzask łamanej gałęzi około dziesięć metrów po mojej prawej stronie. Nie patrzyłam w tamtą stronę. Jeżeli ktoś dołączył się do biegu oznaczało to wyścig. Czułam jak moja wilczyca zapragnęła rywalizacji, a ja chciałam wygrać. Automatycznie zwiększyłam tempo. Chwilę później po swoich obu stronach zobaczyłam dwie osoby. Pierwszą był wampir, a drugą jeden z wilkołaków, którego widziałam wczoraj. Biegliśmy w najlepsze, aż nagle krwiopijca zmienił drogę. One bardzo często się poddają, ale nasza wilcza natura nie pozwala na to.
W pewnym momencie zobaczyłam, że jesteśmy na granicy między naszym terenem, a Alf. Wpadłam w idealny poślizg, aby nie zrobić sobie krzywdy, ale nie przekroczyć terenu.
Zaczęłam odsuwać się od bruneta, a on zmarszczył brwi.

- Spokojnie... Myślałem, że możesz przekroczyć teren. To chyba przez pełnię masz silniejsza aurę wokół siebie.

- Co?

- Wokół niesparowanych samic roztacza się aura, w pełnię nabiera mocy, żeby dany wilkołak mógł ją znaleźć.

- To nie ma sensu.

- Wiem, właśnie to wymyśliłem - zaśmiał się i wyciągnął do mnie rękę - Jestem Ethan, czy my się już nie spotkaliśmy?

- Anastasia - złapałam jego dłoń. - Wydaje ci się, chociaż może kiedyś też zrobiliśmy sobie mini zawody.

- Właściwie to jestem pełny podziwu, nie widziałem wilczycy w tak dobrej formie od długiego czasu. - stanął na przeciwko mnie.

- Dużo biegam.

- I rzadko się przemieniasz.

- Co?

- Kolor oczu.

- Nie lubię przemiany. To nie dla mnie.

- Jak to? Każdy to kocha.

- Ból. - odpowiedziałam zdawkowo.

- Tylko na początku, im rzadziej się przemieniasz tym bardziej boli.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale znowu zapach z wczoraj otumanił moje nozdrza. Czułam jak wypełniał mnie całą i zakochiwałam się w nim.
Zaczęły mnie szczypać oczy, a brunet spojrzał na mnie zszokowany.
Miał zamiar coś powiedzieć, ale koło mnie pojawił się wilk, a dokładnie przyszły Alfa. Zaczął mnie obwąchiwać zaciągając się moim zapachem, a potem ocierał się o mnie zadowolony.
Wtedy zdałam sobie sprawę co się dzieje. Seth może być moim przeznaczonym, a wszystko zależy od księżyca, który za niedługo miał pojawić się na jesiennym niebie.

Seth

Siedziałem w gabinecie z moim tatą obmyślając jak pomóc poszczególnym wygnańcom. Starałem się skupić, ale nie potrafiłem. Ciągle po głowie chodził mi obraz przemienionej dziewczyny, którą spotkaliśmy wczoraj. Była bardzo szybka i zwinnie omijała wszelkie przeszkody.
W pewnym momencie ją zgubiliśmy i na tym skończył się pościg za utalentowaną nieznajomą.

- Znaleźliśmy ją, biega koło lasu.- usłyszałem w głowie głos Ivana.

- Wybacz, tato, mam coś ważnego do załatwienia na zewnątrz. Dokończysz sam?

- Znowu? Wczoraj wieczorem też tak mówiłeś. Jak mam ci powierzyć moje obowiązki skoro ciągle znikasz?

- Dasz radę sam, ja muszę pozbyć się dziewczyny, która wczoraj wtargnęła na nasz teren. - wyszedłem.

Szybko udałem się na zewnątrz, a tam przemieniłem się i biegłem w stronę lasu.

- Gdzie? - zapytałem telepatycznie wampira.

- Ethan prowadzi ją w stronę wschodniej granicy. - oznajmił, a ja zwiększyłem swoje tempo.

Będąc już blisko, doskonale słyszałem jej głos. Był anielski, jej zapach wdarł mi się do nosa, po czym bezwzględnie otumanił cały mój organizm. Kiedy ją dostrzegłem zapach stał się silniejszy. Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem chodzić wokół jej nóg zaciągając się tym słodkim zapachem. Mieszałem go ze swoim i czułem się tak dobrze blisko niej. Dałem znak Ethanowi, że ma odejść, a on to zrobił. Zostałem z nią sam i pierwszy raz spojrzałem w jej oczy, były przerażone.

- Idioto ogarnij się. - usłyszałem głos swojego wilka.

- Ah no tak, bo to moja wina - mentalnie przewróciłem oczami i tylko przez moment uchwyciłem uciekającą dziewczynę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro