27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Seth

Leżałem przy niej prawie cały czas przez ostatnie dwa dni, po za momentami kiedy musiałem zejść na dół i coś zjeść. Nie obudziła się ani razu, a jej gorączka raz spadała, a chwilę później wracała. Dostawała drgawek przynajmniej trzy lub cztery razy dziennie i mimo mojego niepokoju nie byłem w stanie jej obudzić.

Anastasia

Błądziłam po lesie. Okropnie zimnym, ponurym i okrytym mgłą. Nie podobało mi się tutaj nic, a najgorszy moment przychodził kiedy Marie odnajdywała mnie i starała się położyć kres mojemu życiu. Wiedziałam co chciała zrobić, moje ciało pozwoliłoby wrócić jej do żywych. Jej zasługą były wszystkie ataki na mnie, wymyślenie przepowiedni, a potem sztuczne pokazanie mi składanej obietnicy.. Zależało jej tylko na jednym. Ponownym życiu. Przodkowie nie chcieli jej w swoich kręgach dlatego została skazana na błąkanie się pomiędzy życiem, a śmiercią.

- Anastasia, kochanie nie ukrywaj się - usłyszałam jej śmiech, a wtedy ponownie zaczęłam uciekać.

Biegłam ile miałam sił w nogach, jednak w pewnym momencie poleciałam na trawę przez jej zaklęcie. Znowu się zaczyna.
Podchodzi do mnie i sprawnym ruchem wbija mi sztylet w brzuch. Czuje jak dławię się krwią, aż w końcu wypluwam ją na ściółkę.

- Stęskniłaś się? Może już chcesz się poddać? - machnęła ręką, a ja poleciałam na drzewo.

- W porównaniu do ciebie mam dla kogo walczyć - wyciągnęłam ostrze i oparłam się o pień.

- Seth? Nie bądź śmieszna. On nie kocha ciebie tak naprawdę, to kwestia więzi. Zapomniałaś, że na początku chciał cię ukarać za wykroczenie na jego teren? - poprawiła białą delikatnie splamioną suknie i podeszła do mnie.

- Odejdź - warknęłam i poczułam jak moje ciało zaczyna się regenerować.

- Nie ładnie słoneczko - pokręciła głową i przykucnęła przy mnie.

- Odsuń się.

- Bo co zrobisz? Zawołasz swojego chłoptasia? Wybacz nie masz tak dużej mocy, po za tym Ivan się nim zajmuje.

- Zostaw ich w spokoju - syknęłam z bólu gdy przycisnęła swoją rękę to krwawiącego brzucha.

- Wybacz złotko, Ivan sam chce mi pomóc.

- Kłamiesz!

- Nie, obiecałam mu pomóc za drobną przysługą. Miał zdobyć twoje zaufanie, żeby potem ja mogła go wykorzystać. Po za tym beta alfy, sługa pierwszej wilczej czarownicy ładnie brzmi prawda?

- Co mu obiecałaś?

- Śmierć.

- Pierwotni nie mogą umrzeć.

- Owszem mogą, jeżeli uwolni ich stwórca.

- Nie zrobisz tego.

- Kochana, on chce umrzeć, a dla mnie to jedno z mało istotnych żyć.

- Niby dlaczego miałby tego chcieć? - korzystałam i bez jej uwagi leczałam się.

- Żeby być z swoją ukochaną? Biedna nie przeżyła przemiany, była dużo słabsza niż on.

- Jak mogłaś  go tak skrzywdzić? Nie lepiej było zabić go od razu?

- Nie, wiedziałam, że może mi się kiedyś przydać.

- Ilu na świecie jest pierwotnych?

- Pięciu mężczyzn.

- Ty ich stworzyłaś?

- Owszem, chyba rozumiesz, że potrzebowałam ich. Życie każdego jest związane z moim - odwróciłam jej uwagę rzucając kamień do tyłu.

Odwróciła się, a ja szybkim ruchem podniosłam się i wbiłam sztylet w jej plecy. Jęknęła z bólu, więc wbiłam go mocniej. Poczułam rosnący gniew, a kiedy ona chciała się uwolnić wbiłam kły w jej szyję i rozerwałam skórę.
Zaczęła krzyczeć, ale chwilę później upadła na ziemię przez moje popchnięcie. Stanęłam nogą na jej brzuch i przycisnęłam do ziemi.

- Jesteś nikim bez mojej siły, miałaś ja od dziecka, to dzięki mnie możesz rozwijać zdolności magiczne. Przeze mnie zginął twój brat, twoi rodzice są na wojnie, a ty głupia myślisz, że dasz mi radę? - zaśmiała się, a ja zmieniłam miejsce ucisku na szyję.

- Nie jestem nic nie wartym martwym śmieciem jak ty - przycisnęłam nogę do jej szyi, a ona udusiła się.

Wtedy poczułam jak sama mdleje, zrobiło mi się słabo i musiałam usiąść na trawie, żeby nie przewrócić się.
Jednak to nic nie dało, a ja powoli zaczęłam zasypiać.

Nie wiem co się stało, ale obudziłam się na podłodze w dużym pustym i białym pomieszczeniu. Westchnęłam wiedząc, że teraz tutaj czeka mnie walka z Marie.

- Nie, nie ma jej tutaj - usłyszałam głos swojego brata i odwróciłam się do tyłu.

Od razu rzuciłam mu się na szyję.
Przytuliłam się mocno i poczułam łzy pod powiekami.

- Hej siostrzyczko - wyszeptał i pogładził mi włosy.

- Gdzie jesteśmy? - odsunęłam się.

- W twojej głowie nadal, ale teraz sytuacja wygląda inaczej.

- W jakim sensie?

- Musisz mnie dokładnie wysłuchać.

- Więc..- zaczęłam.

- Pokonałaś Marie, nie przejmie twojego ciała, ale nadal żyje. Musisz ją odnaleźć i zabić. Nie będzie to łatwe, bo używa zaklęcia, ale kiedy odnajdziesz jej ciało po prostu zabij.

- Jak więc mam ją znaleźć?

- Widziałaś coś czego my nie.

- My?

- Przodkowie - odpowiedział.- Dom, w którym została zasztyletowana, tam na pewno jest też pochowana. Musisz szukać ją z Ivanem.

- Ale Ivan..

- Kłamała.

- Skąd mogę mieć pewność, że to na pewno ty?- zapytałam.

- Kiedy ona umrze wrócę do żywych Ana, po za tym nie mówiłbym, że musisz ją zabić.

- Jak..Dlaczego Ivan?

- Zabiła kobietę jego życia, tylko dlatego, że zakochała się w nim. Jest żądny zemsty. Dlatego chciał ci pomóc i nadal chce. Po za tym kiedyś sam był czarownikiem, ale matka zamieniła go w pierwotnego, żeby go chronić.

- Okej, a co z rodzicami? - westchnęłam i jeszcze raz go przytuliłam.

- Wrócą, minie jeszcze trochę czasu ale wrócą.

- Bardzo za tobą tęsknię braciszku..

- Ja za tobą też, ale zawsze jestem przy tobie, pamiętaj. Jest jeszcze jedna rzecz, którą musisz zrobić...

- Co takiego?

- Połączyć się z nami, wiem, że to nielogiczne, ale pomożemy ci, w każdej sytuacji, szybciej rozwiniesz magię..Po za tym jesteś jedną z nas..
Kiedy Marie zginie my się nią zajmiemy, później będziesz musiała wybrać, czy chcesz życie wilkołaka, czy czarownicy.

- Jak wrócisz do żywych?

- Oni mnie przywrócą, śmierć przez wampiry nie była moim czasem.

- Obiecujesz, że wrócisz ?

- Obiecuję siostrzyczko - pocałował mnie w czoło. - Musisz być ostrożna i uważaj komu ufasz oraz powinniście wygnać Johna.

- To nie będzie łatwe..

- Wierzę w ciebie Anastasio - odsunął się, a chwilę później już go nie było.

Szarpnęłam się budząc. Łapczywie nabierałam powietrza i czułam jakby moje płuca płonęły. Kiedy do pokoju wszedł Seth, automatycznie usiadł szybko na łóżku przyciągając mnie do siebie. Wtulił nos w zagłębienie mojej szyi i zaciągał się moim zapachem. Wziął mnie na kolana, a po chwili poczułam coś mokrego na skórze.

- Czy ty płaczesz? - zapytałam, a on spojrzał na mnie.

Naprawdę w jego oczach były łzy .Zobaczyłam w nim małego chłopca patrzącego na kogoś ukochanego. Był tak bardzo niewinny w tym momencie, że czułam jak moja miłość do niego rośnie.

- Jestem tutaj - złapałam jego dłonie w swoje.

- Tak bardzo się o ciebie martwiłem..
Gorączkowałaś, miałaś dreszcze, twoja dusza odpierała ją, ale często z twojego nosa lub uszu leciała trucizna.

- Seth ja..

- Co się działo? Czułem twój strach i ból, ale nie mogłem nic z tym zrobić..

- Umierałam, za każdym razem kiedy nie zdążyłam przed nią uciec.

- Jak więc się jej pozbyłaś?

- Nie pozbyłam, dopiero muszę to zrobić - wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on oparł głowę na mojej milcząc.

Doskonale zdawał sobie sprawę co miałam na myśli. Wiedział, że muszę ją zabić, a raczej Ivan miał to zrobić. Wiedziałam co to oznacza. Pierwotny miał umrzeć. Nie byłam pewna czy jestem na to gotowa, a tym bardziej nie chciałam myśleć o słowach mojego brata. Miałam wybrać kim chce być. Z jednej strony mogłam zostać wilkołakiem i wieść świetne życie przy boku Setha, czuć się pełną częścią jego świata i wydać mu potomstwo, a z drugiej mogłam zostać czarownicą i pomagać innym swoimi czarami, ale nie mieć dzieci. A dlaczego? Ponieważ kobiety rzucające zaklęcia i inne, straciły tę możliwość wybierając takie życie.

- Anastasia? - zaczął.

- Tak?

- Mogę zobaczyć twoje oczy? - zapytał, a a odsunęłam się od niego. Wiedziałam, że to była prośba jego wilka.

- Widzisz je.

- Twoje prawdziwe oczy - poprawił mi włosy za ucho przejeżdżając ręką po policzku.

Przymknęłam na moment powieki. Czułam jego dotyk i wtuliłam się w jego dłoń, a później poczułam szczypanie moich tęczówek. Spojrzałam na niego i zobaczyłam coś co mnie rozczuliło. W jego oczach było widać miłość do mnie, a mnie ogarnąło ciepło na sercu.

- Zrób to jeszcze raz - powiedział cudownym głosem.

- Wystarczy ci.

- Są takie piękne, złote i twoje. Nie mogę się napatrzeć - zaskomlał, a ja się zaśmiałam.

Dwie godziny później siedzieliśmy na kanapie, a ja znowu odczułam zmęczenie. Poprawiłam swój koc i przytuliłam się do Setha, który jadł popcorn i oglądał film. Kiedy już prawie spałam on poruszył się niespokojnie. Zirytowana podniosłam się i spojrzałam na niego, a on zaciskał szczękę. Kiedy obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem wiedziałam o co chodzi. Jego myśli przemknęły mi przez głowę bardzo szybko, ale zdążyłam je złapać.

- Jak możesz..- nie dokończyłam ponieważ w bardzo szybkim tempie znalazł się na mnie i wpił się w moje usta.

Popcorn rozsypał się na podłodze, ale to nie było teraz moje zmartwienie. Większym był fakt, że mój napalony przeznaczony miał nieprzyzwoite myśli i chciał je spełnić.

- Seth.. - westchnęłam kiedy oderwał się od moich ust.

- Hm? - przeniósł się na moją żuchwę i szyję.

- Nie dzisiaj..

- Yhm - mruknął do siebie i nie przestawał.

- Naprawdę, ledwo się obudziłam, a ty już chcesz mnie wykorzystać..

- Co? - odsunął się. - Wykorzystać?

- Wybacz. Użyć dla swojej przyjemności.

- To nie tak - zmarszczył brwi.

- Jasne.

- Mała..Nigdy cię nie wykorzystam, przecież cię kocham. Chcę uprawiać seks, bardzo powolny i namiętny - skradł jednego buziaka z moich warg.

- Z twoich ust to brzmi zbyt dobrze..- powiedziałam czując ciarki na całym ciele.

- Więc...- nachylił się i znowu zaczął całować moją skórę na szyi schodząc niżej.

- Jeżeli nie chcesz, żebym zasnęła w trakcie i cię rozczarowała, to lepiej pozwól mi iść spać.

- Yhm - wstał i zostawiając mnie samą poszedł do łazienki, a chwilę później mogłam usłyszeć jak bierze prysznic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro