39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamknęłam drzwi i usiadłam na podłodze czując jak smutek ponownie zalewa mnie od środka. Był niczym lodowata woda nie pozwalająca się ogrzać, w tym uspokoić myśli. W końcu jaki wilkołak lubił zimno?
Poczułam łzy pod powiekami i skuliłam się.

~ On na pewno nie ma nas tylko za lunę i matkę, przecież nie raz dał nam do zrozumienia, że jesteśmy niczym jego powietrze. Bez nas nie może żyć.

~ Wybacz Beth..ale w tym momencie w to zwątpiłam. Sama wiesz, że dwie alfy na świecie nie szanują swoich kobiet, wykorzystują je tylko do rodzenia dzieci i, żeby nie osłabić stada.

Wilczyca zamilkła, a ja poczułam zapach Lydii zza drzwiami. Podniosłam się i szybko je otworzyłam przyciągając dziewczynę do siebie. Wtuliłam się w nią jak dziecko, ale nie miałam na to wpływu. Potrzebowałam tego, a ona wiedziała o tym. Wszyscy wiedzieli, że coś sie stało, wyczuli ból jaki poczułam. Zamknęłam drzwi i bez słowa rozpłakałam się.

- Co znowu zrobił ten pieprzony dupek? - warknęła zła na niego.

Odpowiedziałam jej wszystko nie powstrzymując się od nagłych spazm płaczu. Moje serce łamało się, a ja czułam się jakbym została odrzucona. Nie potrafiłam znieść myśli, że być może mój przeznaczony trzyma mnie przy swoim boku tylko na swoją silniejszą pozycję i przyszłych potomków.

- Co do Jonasa..Pokłócili się o to, że Seth nie dba o stado. Gdzieś poszło za dużo pieniędzy i nie wiadomo na co. Dlatego zrobił się nerwowy, ale w żadnym przypadku nie powinien tak mówić.

- Myślisz, że on wie?

- Zakładam, że doskonale wie co zmniejsza nasz budżet. To alfa, na swój sposób jest bystry.

- Jonas wyjechał, żeby szukać mate?

- Tak.

- A kim są nowi zmiennokształtni?

- Facet, to zastępca Jonasa. Uznał, że będzie ćwiczył wilkołaki jak zrobi się trochę cieplej. Jedna z dziewczyn to Madison , ta rudowłosa jak ja - uśmiechnęła się, a ja dopiero teraz zwróciłam uwagę na zmianę koloru jej włosów. Dodawały jej uroku, ale również seksapilu.

- A druga?

- Lilianna. Obie przyjechały odnaleźć mate na terenie watahy, ale sama rozumiesz, że do pełni jest jeszcze trochę czasu. Jednak z Madi mogłabyś się dogadać, Lili jest trochę.. Dziwna.

- W jakim sensie dziwna?

- Podobno widziała jak zabili jej rodzinę, zdążyła uciec, ale trauma została..Jest bardzo przewrażliwona.

- Ile ma lat?

- Szesnaście, Madison to jej kuzynka. Dlatego tutaj jest.

- Chcę z nią porozmawiać.

- Oh..Jesteś pewna?

- Tak, mogłabyś ją zawołać?

- Jak sobie życzysz.

Lydia wyszła, a ja wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Moje oczy były delikatnie czerwone, a policzki podrażnione. Posmarowałam twarz kremem łagodzącym i usiadłam ponownie na łóżku. Poczułam zapach szesnastolatki, a chwilę później zapukała ona do drzwi. Otworzyłam je i wpuściłam dziewczynę do środka.

- Czy coś się stało Luno?

- Nie, chciałabym porozmawiać- usiadłam na kanapie w rogu pokoju i pokazałam, żeby zrobiła to samo.

- Zrobiłam coś źle? Jeżeli tak, to naprawdę nie chciałam.

- Nic nie zrobiłaś Lilian. Chciałabym, żebyś wiedziała, że zawsze masz we mnie wsparcie. Dożywotnie. Nie istotny jest fakt, że jesteś z innej watahy.

- Ja..Jeżeli chodzi o to co się stało - spuściła głowę i pociągnęła nosem.

- Łzy nie są powodem do wstydu moja droga..-podniosła na mnie wzrok, a ja zobaczyłam jej zaszklone piwne oczy.

- To działo się tak szybko..Zdążyłam uciec, ale czasami tego żałuję, życie w świadomości, że zostałam sierotą jest przytłaczające.

- Wiem o tym - przytuliłam ją czując taką potrzebę.

~ Zaczna działać.

~ O czym ty mówisz? ~ przewróciłam mentalnie oczami.

~ Twój instyknt matki stada.

Wieczorem wykąpana ułożyłam się na łóżku. Seth ani razu nie zainteresował się mną i to bolało najbardziej. Nawet kiedy nie przyszłam na kolacje, a przyniosła mi ją Amelia, powiedziała, że alfa też je w swoim gabinecie.
Weszłam pod miękką pościel i starałam się nie myśleć o tym, że tej nocy będę sama. Jednak nawet nie zamknęłam oczu do spokojnego snu kiedy ryk rozszedł się po całym naszym skrzydle.
Był on zmieszany z złością i bólem, wiedziałam do kogo należy, ale równie dobrze zdawałam sobie sprawę, że przyjdzie tutaj. Nie było też inaczej, brunet przyszedł pod drzwi i walił w nie.

- Anastasia..-zaskomlał, a ja poczułam ukłócie w sercu. - Pozwól mi wejść..

Nie odpowiedziałam, czując jak moje serce przyspiesza na dźwięk jego głosu. Szczelniej okryłam się pościelą, a on znowu zaczął mówić.

- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu.. Denerwuje mnie wszystko i nie chcę cię tym zadręczać. Nie jesteś tylko luną..Jesteś moją przeznaczoną, miłością życia i wybranką serca..Błagam nie gniewaj się.

- Odejdź - powiedziałam cicho, ale wiedziałam, że słyszy.

- Aniołku..

- Powiedziałam coś.

- Naprawdę przepraszam..

Zirytowana wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam je. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam to czego się obawiałam. On naprawdę żałował.

- Płakałaś..

- Masz mi dać spokój jasne? Chciałeś, żeby twoje sprawy były twoimi, to proszę bardzo.

- Naprawdę żałuję.. Wybacz mi, będę cie informował o wszystkim, przysięgam..Tylko nie zostawiaj mnie.

- Odejdź - powiedziałam, a on chciał wyciągnąć do mnie rękę, ale bariera jaką został osłonięty pokój, uniemożliwiła mu to.

- Kochanie..- zamknęłam drzwi i wróciłam na łóżko, czując jak smutek ponownie daje o sobie znak. Jednak byłam zbyt uparta, żeby od tak uznać, że nic się nie stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro