Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miesiące mijały, a następnych ataków na szczęście nie było.

Na przerwę Wielkanocną Draco pojechał do domu, ale ja zostałam w Hogwarcie. Razem z Hermioną, Ronem i Harrym wybieraliśmy przedmioty na następny rok. W sumie tylko dziewczyna ze mną rozmawiała, bo tamci udawali, że mnie nie ma.

- Co wybrałaś? - zapytałam.

- Wszystko - odpowiedziała z uśmiechem przyjaciółka. - A ty?

- Wszystko oprócz Starożytnych Runów, Numerologi i Mugoloznawstwa. Nie mogę doczekać się Obrony Przed Czarną Magią i Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.

****

Następnego dnia po śniadaniu znowu usłyszałam TEN GŁOS, nieludzki głos.

Miałam już iść na mecz Quiditcha, gdy spotkałam Profesor Mcgonagall.

- Panno Balck! - krzyknęła.

- Słucham?

- Proszę iść do Skrzydła Szpitalnego. Tam Pani Pomfrey powie ci o co chodzi.

- Dobrze - zmartwiłam się.

Gdy doszłam na miejsce serce zrobiło mi się, jak kamień. Na łóżku leżała Hermiona, ona... ona była spetryfikowana. O mało co nie zemdlałam. Po chwili doszli do mnie Harry i Ron.

Profesor zaprowadziła nas do dormitorium i wydała rozporządzenie. Wszyscy musieli wracać do domów przed 6 wieczorem. To była jedno z nowych zasad.

Teraz nie miałam wsparcia w nikim. Nie mogłam pójść do Draco, bo było późno, a Harry i Ron mnie olewali.

Siedziałam w dormitorium i wymieniałam sowy z Ślizgonem.

Zapadł zmrok. Dziewczyny już spały, ale mnie coś dręczyło. Czułam, że muszę wyjść do salonu i tak też zrobiłam.

Natknęłam się na Pottera i Wesleya.

- Gdzie idziecie? - zapytałam.

- Nie twoja sprawa Black - warknął Ron.

- Czemu jesteś taki okropny?! - krzyknęłam. Łza spłynęła mi po policzku.

- Nie krzycz - uciszył mnie Harry.

- Zabierzcie mnie ze sobą - spojrzałam na nich szklanym wzrokiem.

- Nie możemy, ale wszystko ci opowiemy, jak wrócimy - odpowiedział Potter.

- Obiecujesz? - zapytałam.

- Tak.

Uśmiechnęłam się, podeszłam i przytuliłam Harry'ego.

- Dziękuję przyjacielu - szepnęłam mu do ucha.

Obaj wyszli, a ja położyłam się na kanapie przy kominku i zasnęłam.

Obudziłam się rano u siebie na łóżku. Nie pamiętałam, co wczoraj robiłam. Miałam lekkie przebłyski, ale nie byłam pewna, czy to nie był tylko sen.

****

Na dworze zrobiło się już ciepło. Dumbledore i Hagrid zostali usunieci ze szkoły. Malfoya niezmiernie to cieszyło i w ten sposób dogryzał Harry'emu.

Na wspólnej lekcji eliksirów ze Slytherinem blondyn zapytał Snape'a, dlaczego nie kandydatuje na dyrektora. Według mnie było to głupie, ale się nie czepiałam. Gdy Draco wspominał o Hermionie Ron o mało nie rzucił się na niego z pięściami. Na szczęście Potter i Tomas go przytrzymali.

- Do zobaczenia wieczorem! - powiedziała mi na ucho Draco.

- Wieczorem? - zdziwiłam się.

Gdy koło nas przechodził Weasley i trzymający go chłopcy Draco przyciągnął mnie do siebie i pocałował w policzek.

- Do zobaczenia! - szepnęłam.

Razem z Snapem poszliśmy na zielarstwo. Przycinaliśmi figi, nic specjalnego.

Była 9 wieczorem. W Pokoju Wspólnym było już mniej ludzi. Nagle na moim ramieniu usiadła sowa z listem

Wyjdz przed obraz.

Tak też zrobiłam. Ujrzałam tam Draco i od razu rzuciłam mu się mu w ramiona.

- Cześć piękna! - przywitał mnie.

- Cześć! Jak się tu dostałeś?

- Normalnie. Snape czeka za rogiem - zaśmiał się.

Wyszliśmy za zakręt, ale Profesora nie było.

- Za rogiem? Którym? - zaśmiałam się.

Pośpiesznie poszliśmy do dormitorium chłopaka. Czułam się tam, jak w domu. Rozmawialiśmy przez cała noc. Nigdy nie brakowało nam tematów do rozmów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro