Rozdział 39
Zaczął się nowy semestr.
Lupin powiedział mi, że razem z Harrym juz w przyszły czawartek będziemy mogli zacząć lekcje. O 8 wieczorem spotkaliśmy się w sali od Historii Magii.
Od Lupina dowiedzieliśmy się, że z powodu iż nasze boginy są dementorami będziemy mogli z nimi walczyć- od kiedy dowiedzialam się, że Syriusz Black naprawdę jest moim ojcem nie bałam już się wizji poznania prawdy aż tak bardzo, zamiast tego nadwyraz przerażali mnie dementorzy. Lekcja była wyczerpująca i niewiele osiągnęliśmy, no oprócz tego, że zjedliśmy więcej czekolady niż przez ostatni tydzień. W oczach Remusa widziałam smutek i współczucie za każdym razem, gdy wstawałam oszołomioma z ziemi. Umówiliśmy się na ćwiczenia co czwartek. Poza tym przychodziłam wieczorami do sali od OPCM i z pomocą Acruxa udoskonalałam swoje uniejetnosci w animagii. Teraz zmiany przychodzily mi niemalrze z dziecinną łatwością. Na jednych z zajęć dowiedziałam się, że jeżeli Syriusz Black zostanie złapany to spotka go coś gorszego niż śmierć - pocałunek dementora. Zostanie odebrana mu dusza,a jego ciało zostanie na ziemi. Po tej lekcji byłam umówiona z Draco.
- Cześć skarbie - przywitałam go splątując ręce na jego szyi.
- Cześć ślicznotko - dał mi słodkiego buziaka.
- Niedługo mecz Gryfonów z Krukonami - powiedział gdy szliśmy w kierunku boiska do Quidditcha trzymając się za ręce.
- Nie lubię oglądać meczy w których nie grasz ty - spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się i poderwał mnie w górę, przerzucając na ramię.
- Draco, aaa zostaw - krzyczałam gdy zaczął się kręcić wokół własnej osi nadal mnie nie puszczając.
Gdy mnie postawił zaczęłam uciekać w stronę zamku, a on z ogromnym uśmiechem biegł za mną.
Odwróciłam się by zobaczyć jak daleko jest Draco. Gdy zobaczyłam po części wystraszoną i po części zdenerwowaną minę chłopaka wiedziałam, że zaraz czeka mnie bliskie spotkanie z ziemią.
Zanim się odwróciłam już było za późno.
- Ach - jęknął jakiś chłopak.
Upadłam na ziemię i chcąc ochronić się przed zderzeniem wyciągnęłam prawą rękę. Gdy spotkała się ona z ziemią poczułam rozdzierający ból.
- Aaał - łzy leciały mi z oczu
- Alex. Wszystko w porządku - Draco szybko do mnie podbiegł, uklęknął i pomógł mi podnieść się na kolana.
- Ręka - płakałam jak małe dziecko. Ukryłam twarz w jego ramieniu.
- Weasley uważaj jak łazisz ty brudasie! - Draco warknął na... no właśnie na kogo? Podniosłam wzrok. Ron. Lewą reką objełam bok blondyna i jeszcze mocniej wcisnęłam twarz w jego już mokre od moich łez ubranie.
- To ona na niego wpadła! - krzyknął Harry
- Wszystko w porządku? - rudzielec prawdopodobnie klęknął obok mnie.
- Odsuń się - warknął Malfoy.
- Wstań Alex - zrobiłam o co prosil. Podniósł mnie. Objęłam jego szyję ramieniem, a on zaniósł mnie do skrzydła szpitalnego...
- Pójdę sama - powiedziałam ocierajac łzy.
- Jesteś leciutka to nie problem - nie do końca mu wierzyłam.
- Nalegam, pójdę sama - wreszcie zgodził się mnie postawić.
- Złociutka, ręka jest złamana - po słowach Pani Pomfrey upadałam zrezygnowana na poduszkę.
- Zabiję tego Weasleya - mówił pod nosem chłopak.
- Draco, to ja na niego wpadłam. Powinnam go przeprosić.
- Nie masz za co go przepraszać - przewrócił oczami.
- Zostaniesz tu do końca weekendu - powiedziała pielęgniarka przerywając rozmowę.
- No i po moich planach na sobotę - jeknął Malfoy.
- Kiedy indziej je zrealizujemy - uśmiechnęłam się pocieszająco.
- No mój drogi idź już do siebie, bo twoją koleżankę czeka długa i bolesna noc - pani Pomfrey odeszła od nas, a Draco się do mnie nachylił.
- Widzimy się jutro - dał mi buziaka - trzymaj się.
Jakieś 10 minut później do sali wszedł Ron.
- Alex wszystko w porządku?
- Nie bardzo - westchnęłam - przepraszam Cię.
- Nie masz za co - uśmiechnął się i usiadł na wysokości mojego brzucha.
- Jak długo tutaj zostaniesz?- zapytał Ron
- Cały weekend. Pani Pomfrey powiedziala, że będzie mnie bolało jak będzie mi się ta kość spajać.
- Dasz radę jesteś silna - uśmiechnął sie i położył rękę na moim zdrowym ramieniu.
- Panienko Black, mówiłam, że musisz odpocząć - pielęgniarka przyszła do mnie z jakąś miksturą - niech twój chłopak już idzie.
Ron przybrał kolor dorodnego buraka.
- Przyjde do ciebie jutro zobaczyć jak się czujesz - powiedział wstając i kierując się do wyjścia.
Lekarka dała mi płyn do wypicia. Całą noc leżałam z otwartymi oczami i słuchałam odgłosów dochodzących z korytarza. Wiał wiatr, a mury Hogwartu trzeszczały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro