Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przez większość uczniów mecz Gryffindor vs Slytherin. Założyłam sweter od Pani Weasley. Wstałam wyjątkowo późno, więc większość osób była już w Wielkiej Sali. Z daleka zobaczyłam Dracona pochylonego nad miską z płatkami.


Podeszłam do niego. Dłońmi zasłoniłam mu oczy.

- Zagadnij kto to? - zaśmiałam się.

- Mama?

- Nie - jakiś chłopak przesunął się, dając mi miejsce.

- Dzięki - obejrzałam się na niego. - Alex Black.

- Graham Montague - podaliśmy sobie dłonie.

- Jak się trzymasz? - zapytałam blondyna. Był cały blady i wyglądał na poddenerwowanego.

- Jest dobrze, co ty na siebie włożyłaś?

- Sweter...

- Weasleyów - prychnął. - Śmierdzisz jak oni.

- Draco, wiem że jesteś zły, ale nie wyżywaj się na mnie - powiedziałam smutno.

- Nie jestem zły. Jesteś śliczna nawet w tym łachmanie - przyciągnął mnie do siebie. - Ale na mecz ubierz coś ładniejszego.

Oparłamm głowę na jego ramieniu.

- Kocham cię - pogładził moje włosy.

- Ja ciebie też - podniosłam głowę i dałsm mu buziaka w policzek.

- Pójdę do swojego stołu coś zjeść - usmiechnęłam się.

- Możesz zostać przy naszym stole - zaproponował blondyn.

- Niektórzy raczej by tego nie chcieli - wskazałam głową na Pansy, która zajęła miejsce Grahama.

- Przejmujesz się nią?

- Nie, ale wolę iść zjeść do siebie.

- Widzimy się za 30 minut przy głównym wejściu.

Wstałam. Chłopak uniósł głowę. Jeszcze raz dałam mu buziaka w czoło i poszłam zająć miejsce między Harrym i Fredem.

- Ładny sweter - zaśmiał się rudzielec.

- Nie wiem dlaczego wy swoich nie nosicie - powiedziałam siadając obok chłopaków.

- Bo nie wyglądamy w nich tak słodko jak ty - szeroko uśmiechnął się George.

- Za to wyglądacie zabawnie i mogłabym się pośmiać - mój uśmiech dorównywał jego.

- Z nami można pośmiać się i bez swetrów.

Byłam tak głodna, że już nie kontynuowałam rozmowy tylko zebrałam się za moją owsiankę.

- Harry musisz rozwalić Malfoya w dzisiajszym meczu - powiedziała Hermiona popijając herbatę.

- Dam z siebie wszystko, od tego zależy czy zdobedziemy puchar.

- Komu kibicujesz?

- Alex?!

- Co? Yyy...

- Komu kibicujesz Alex? - zapytał Ron.

- Nie wiem - grzebałam widelcem w pustej misce.

- Fajnie byłoby mieć taką chirliderkę - zagaił Fred.

- Będę się cieszyć zarówno jak wy wygracie, jak i wtedy, gdy Draco złapie znicz - podniosłam na nich oczy.

- Jedz szybciej, bo nie znajedziemy dobrych miejsc -  zaśmiał się George.

- Tego bym nie chciała.

Wyszliśmy z sali. Zaszłamm jeszcze do pokoju. Ubrałam się w czarne obcisłe jeansy  z wysokim stanem, krótkš bluzkę z długim rękawem w czarno białd paski i płaszcz. Calość podkreślała moją urode.

Szybko zbiegłam po schodach. Zastałam czekajacego na mnie Dracona.

- Jesteś wresz... - ucichł. - Wybaczam. 

- Rozumiem, że dobrze wyglądam?

- Lepiej niż dobrze - złapał mnie za dloń i pociągnął w stronę boiska.

- Mamy jeszcze czas - powiedziała zrównując z nim kroku.

- Chodź, tam idzie moja drużyna - wskazał na kilka osób przed nami.

Dołączyliśmy do nich.

- Malfoy to druga? - zapytał kapitan ich dużyny.

- Pierwsza - odpowiedział blondyn.

Nie wiedziałam o co chodzi, ale nie dopytywałam.

- Marcus Flint, kapitan naszej drużyny - przedstawił się chłopak.

- Alex Black, kibic waszej drużyny - lekko podniosłam podbrudek.

Chłopcy zaprosili mnie do swojej przebieralni. Przeczuwałam, że raczej nie zostawią mnie pod drzwiami.

Usiadłam na ławeczce i patrzyłam, jak chłopcy się przebierają. Większość z nich pod bluzkami miała koszulki. Chociaż były wyjątki.

- Nie złą laseczkę sobie wyrwałeś Malfoy, Ślizgonka? - Montague zapytał chłopaka, ale patrzył na mnie.

Na sobie miał tylko spodnie sportowe. Był wysoki i wysportowany.

-  A jak myślisz?- ubiegłam Draco z odpowiedzią.

Stanęłam naprzeciw niego, był wyższy, więc patrzyłam na niego z podniesioną głową.

- Małe Gryfonki są takie urocze - zaśmiał się.

~ Ej nie jestem mała, Draco, powiedz mu coś - na szczaesie tylko tak pomyślałam.

- Żartuję, jesteś naprawdę sympatyczna - to chyba był najlepszy jego uśmiechnąłem jakim mnie obdarzył.

- Idziemy - rzucił Flint.

- Pa skarbie - Draco dał mi długiegi całusa na pożegnanie.

- Nie migdalcie się tak, bo mi niedobrze - Marcus ruszył ku stadionowi.

- Trzymam kciuki - pożegnałam Draco.

Na trybunach dosiadłam się do Rona i Hermiony. Gra się rozpoczęła. Jak narazie Gryffindor wygrywał.

Ślizgoni byli coraz bardziej zdenerwowani. Przez lornetkę zobaczyłam jak Montague fauluje Katie Bell i nie byłam pewna, ale chyba do mnie mrugnął.

Chwilę potem kolejny faul tym razem Dracona na Harrym. Blondyn trzymał się blisko Pottera.

W końcu Ślizgoni trafili.

- Gol Montaguego - tym razem byłam pewna, że na mnie spojrzał i posłał  mi uśmiech.

Gra toczyła się szybko. Nagle Draco zobaczył znicz i zaczął do niego lecieć. Z Gryffonow tylko ja klaskałam. Kilka sekund później koło Malfoya pojawił się Harry i... rzecz oczywista złapał znicz. Wokół mnie wszyscy krzyczeli z zadowoleniem.

- MAMY PUCHAR - Ron i Hermiona pobiegli do Harryego, który był wynoszony przez tłum.

Ja jako "wierna fanka" poszłam do Draco.

- Dobrze ci szło, to tylko dlatego, że Potter ma Blyskawicę - chłopak siedział na ławce, więc się do niego dosiadłam.

- Byłeś świetny - wargami delikatnie musnęłam jego policzek.

- Dla mnie jesteś najlepszy - jeszcze raz chciałam pocałować go w policzek, ale przekręcił twarz do mnie i trafiłam na jego usta. Położył dłoń na mojej skroni i jeszcze raz musnął moje usta.

- Draco, jak Black z tobą zerwie to daj mi znać, ja się nia zajmę - powiedział półgłosem Montague, gdy opuszczaliśmy ich szatnię. Gdy wróciłam, w wieży Gryffindoru w najlepsze trwała impreza. Mimo później godziny McGonagall nic im nie mówiła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro