Rozdział 56
Rozpocząć dzień Eliksirami - nie fajnie... Jeszcze gorzej jeżeli Snape ma zły humor, a ty jesteś spóźniony. Profesor McGonagall poprosiła bym razem z Nevillem pomogła jej w posprzątaniu sali po lekcji transmutowania koszy na śmieci w różne zwierzęta w zależności, co się znajdowało w kuble, wyjątkowo zabawna lekcja. Mimo tego, że biegliśmy co sił w nogach, gdy stanęliśmy przed drzwimi do sali mięliśmy już duże spóźnienie.
- M-może wejdziesz pierwsza? - zapytał Neville.
Wiedziałam jak dla niego ciężkie są lekcje z Snapem, dlatego zgodziłam się.
- Panno ...! - zaczął głośno Snape - Black. - Westchnął.
- Przepraszam Panie profesorze za spóźnienie - opuściłam głowę.
- Siadaj, podejdziesz do mnie po lekcji!
- Tak jest - westchnęłam.
- Pan, Panie Longbottom również!
Biedny Neville tak się zestresował tym wezwaniem, że przez cała lekcję zdążył rozpuścić 6 kościołków.
Po zajęciach zostaliśmy, tak jak Snape kazał.
- Czy macie jakieś sensowne wytłumaczenie? - zapytał oschle.
- Profesor McGonagall...- zaczęłam.
- Panie Longbottom co pan powie? - zignorował mnie.
- Profesor McGonagall... - wyszeptał.
- Słucham?
- To moja wina profesorze, poprosiłam Neville'a o pomoc w sprzątaniu w klasie mimo, że miałam zrobić to sama, dlatego się spóźnił - chciałam skrócić męczarnie chłopaka.
- To najgłupsze wytłumaczenie jakie słyszałem, ale co ty na to? - czarnowłosy spojrzał na mojego kumpla, który z kolei patrzył na mnie. Kiwnełam potakująco głową.
- Alex mówi prawdę...
- A więc jest Pan wolny.
Longbottom szybko się ulotnił, a ja zostałam sama z nauczycielem eliksirów.
- Powiem ci, że miałem wątpliwości, ale jednak jesteś dobrą Gryffonką - Snape podszedł do stojącej obok nas ławki i usiadł na niej.
- Słucham? - zdziwiłam się.
- Zapewne się domyślasz, po tym co ten wariat Black i Lupin pletli, że znałem twoją matkę.
- Nie będzie to rozmowa dyscyplinarna? - zdziwiłam się.
- Jak widzisz nie... Zapewne chciałabyś się dowiedzieć czegoś o niej?
- Nie ciągnęło mnie do tego za bardzo, szczególnie gdy poznałam Syriusza...
- Nie jest dobrym ojcem - zaśmiał się Snape.
Chwila?! Zaśmiał się!?!?!? Nie, może powiedzmy uśmiechnął, ale to też coś niespotykanego.
- Co ducha zobaczyłaś? - zapytał i się obejrzał.
- Nie - odpowiedziałam nieśmiało - poprostu czuje się nieswojo.
- Może porozmawiamy kiedy indziej? W bardziej... sprzyjających warunkach?
- Było by miło - odpowiedziałam.
- Chyba już nie opłaca ci się iść na OPCM co Black? - jego ton głosu zupełnie różnił się od tego, co słyszałam w normalnych warunkach.
- Chyba nie... I tak nie lubię tego przedmiotu od kiedy uczy Profesor Moody...
- Mam prośbę... Alex, nie wspominaj o naszej rozmowie nikomu. NIKOMU. Jeszcze będą gadać, że się złamałem przed uczennicą.
- Sympatyczny Snape - zaśmiałam się, ale szybko pożałowałam. Spojrzał na mnie tak przenikliwie i z urazą, że zrobiło mi sie głupio.
- Zapamiętam to sobie - lekko uniósł kącik ust. Chyba go rozśmieszyłam.
Resztę tej lekcji spędziłam siedząc pod salą od Historii Magii. W końcu uczniowie zaczęli się schodzić.
- Alex, Moody się wkurzył, że ze wszystkich tylko ty nie przyszłaś. Mięliśmy ważną lekcję - Seamus podał mi rękę i pomógł wstać z podłogi - idź do niego.
- Muszę? - zapytałam z nadzieją.
- Obawiam się, że tak - spojrzał na mnie ze smutkiem.
Wzięłam torbę i zarzuciłam ją na ramię.
- Idę - uśmiechnęłam się.
- Może vię nie zje - roześmiał się Seamus.
Po drodze, na korytarzu spotkałam szalonookiego.
- Profesorze Moody, akurat szłam do Pana - powiedziałam cicho.
- Black - burkną - czy to nie logiczne, że zaraz po Eliksirach masz OBOWIĄZEK iść na moją lekcję, jeżeli nie zabił cię już Snape?
- Tak profesorze, ale...
- Jakie "ale"?! Myślisz, że jako biedactwo, nie masz rodziców to będę ci ubłażał!?
- Nie o to chodzi - ledwo co tłumiłam łzy, a on nadal krzyczał.
- Black za karę...
- Co tu się dzieje Moody?!- usłyszałam czyjś głos za sobą.
- Snape... - wycedził przez zęby szalonooki.
- Dlaczego krzyczysz na Panne Black? - mężczyzna położył dłoń na moim barku, a ja wzdrygnełam się pod jego dotykiem.
- Ta niewychowana... - zaczął zirytowany.
- Wyrażaj się Moody! - Severus mocniej zacisnął dłoń.
- Nie będę się tłumaczył przed tobą Snape! - zrefrektował się - zajmij się swoimi sprawami! Black za mną- Odwrócił się i ruszył w stronę, z której przyszedł.
- Zostań - szepnął nauczyciel eliksirów.
- Black chodź tu ty przeklęta sieroto!- krzyk Alastora wypełnił cały korytarz.
Nie wytrzymałam i wybuchłam niepochamowanym płaczem. Szalonooki odwrócił się na pięcie i poszedł sobie, a ja zostałam sama ze Snapem i dzieciakami szybko przemykającymi do klas. Targana silnymi emocjami wtuliłam się w stojącego za mną mężczyznę nie zważając na to kim jest.
- Spokojnie Alex - dopiero po dłuższej chwili usłyszałam cichy kojący głos Snape'a. Korytarz opustoszał. Staliśmy tak może 10 minut.
- Będzie dobrze - mocniej się w niego wtuliłam by pokazać, że dziękuję za wsparcie. Wiedziałam jak niezręczny byłby moment, gdy spojrzałabym w jego oczy, dlatego szybko oderwałam się od jego szaty i pobiegłem do pokoju.
- Co ja sobie myślałam?- siedziałam roztrzęsiona na łóżku - Moody mnie zabije, a Snape myśli teraz pewnie, że zwariowałam. Do tego profesor Binns uzna, że olałam jego zajęcia. Super!
Musiałam coś wymyślić, żeby chociaż trochę wyjść z twarzą z tej sprawy.
- Choroba - powiedziałam cicho - to dobry pomysł. - Wmówiłam sobie.
Przejrzałam rzeczy osobiste dziewczyn i swoje. Znalazłam kilka tabletek. Na ból głowy, żołądka, sen, wymioty... miałam chwilę zawachania, ale coś w głowie mówiło mi: "to pomoże, będzie zabawnie". Połknęłam wszystko, co miałam w ręku i popiłam jakimś dziwnym eliksirem, prawdopodobnie dodającym siły lub coś w tym rodzaju.
Wyszłam z pokoju i pustym korytarzem udałam się do skrzydła szpitalnego. Po drodze zrobiło mi się gorąco, dlatego zdjęłm z siebie bluzę, fale ciepła nadal pochłaniały moje ciało, rozpiełam koszulę. Gdy z oddali widziałam już szpitalne łóżka poczułam jak nogi się pode mna uginają.
- Dziecko! - to było ostatnie usłyszane przeze mnie słowo.
TO NIE BYŁ DOBRY POMYSŁ! Co mnie napadło?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro