12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan: 

W drodze do domu wstąpiłem do marketu by zrobić zakupy spożywcze żebyśmy nie umarli z głodu. Robienie zakupów pozostawało nadal moim obowiązkiem, przecież nie będę zaganiał Thomasa do sklepu.

Wróciłem do domu.  Usłyszałem jak Thomas wychodzi z pokoju, po chwili stanął na górze schodów i  na mnie popatrzył. 

- Jak na korkach? – zapytałem.

- Wszystko okej – powiedział, lekko się uśmiechnął i poszedł do swojego pokoju. Po prostu się mnie bał, i to było widać. Znowu mnie dopadły wyrzuty sumienia. Zdjąłem marynarkę i postanowiłem pójść do niego na górę, przecież musimy jakoś żyć, a nie się ciągle mijać. 

 Wszedłem na górę i zapukałem, gdy chłopak powiedział „proszę" wszedłem do środka. Nadal nie mogłem przywyknąć, że we własnym domu przed wejściem do jakiegoś pomieszczenia muszę pukać do drzwi. 

- Wszystko dobrze? – zapytałem, martwiłem się o niego. Siedział na łóżku, coś czytał, i ogólnie nie wyglądał najlepiej. 

- Tak – powiedział półgłosem.

- A... Zjesz spaghetti? Będę zaraz robił – zaproponowałem.

Chłopak po chwili namysłu skinął głową, że tak. Zostawiłem go tak przebrałem się i poszedłem do kuchni by zrobić obiad. Ciekawe, czy zje ze mną czy zje u siebie w pokoju. Teraz to z nim nic nie wiadomo. 

Całe serce włożyłem w zrobienie tego obiadu tak aby jemu smakowało. Chociaż średnio lubię przebywanie z kuchni i babranie się w tym wszystkim to chciałem zrobić cokolwiek by stosunki między nami się ociepliły. W efekcie chłopak zjadł razem ze mną przy stole nadal demonstrując to, że jest na mnie obrażony i się mnie boi. Gdy skończyliśmy jeść wywiązała się nawet między nami rozmowa o jego stopniach gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

- Poczekaj, pójdę zobaczyć kto to – powiedziałem i poszedłem otworzyć drzwi. Coś mi się zrobiło gdy w drzwiach ujrzałem właściciela agencji z której wykupiłem Thomasa.

- O co chodzi? – zapytałem i oparłem rękę tak by uniemożliwić mu wejście do domu, jednak ten drań mimo to odgarnął moją rękę i wszedł do środka. Thomas stał w kuchni i patrzył z niedowierzaniem aż w końcu upuścił talerz, który się roztrzaskał w drobny mak na podłodze. Popatrzyłem kątem oka na ten talerz, ale od razu zwróciłem się do mężczyzny, bo po jakiego chuja on przylazł do mojego domu. 

- Sprawa jest poważna – powiedział zwracając się do mnie – Muszę zabrać Thomasa. W cholerę klientów o niego pyta, nie mamy tak dobrej osoby jak on – powiedział, zabrzmiało to tak jakby chłopaka w ogóle tutaj nie było, tego faceta nie obchodziło to, że blondyn tutaj stoi zdenerwowany i tego słucha. 

- Nie ma takiej opcji. Zapłaciłem za niego – powiedziałem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i w sumie najważniejszy argument, który jest nie do podważenia. Bo to, że się trochę przywiązałem do chłopaka to już co innego. 

- Słuchaj Dylan, nie od wczoraj się znamy. Dam ci dwóch takich, tylko oddaj mi Thomasa – powiedział. Nie wierzyłem w ogóle co on do mnie pierdoli, jak on w ogóle może mówić tak przedmiotowo o chłopaku i to w dodatku przy nim. Thomas podszedł do mnie i wziął mnie pod rękę, czułem jak drżał, i trochę mnie zdziwiło, że w ogóle mnie dotknął po tym wszystkim, ale serio był chyba przerażony. 

- Powiedziałem nie i zdania nie zmienię. On zostaje ze mną – powiedziałem pewny siebie.

- Mam ci narobić problemów? - zapytał z cwaniackim uśmiechem. 

- Ty się zastanów kto komu narobi większych problemów - burknąłem.

- Oddam ci kasę, ale oddaj mi chłopaka. To był błąd, że ci go sprzedałem. Dużo facetów przychodziło tylko dla niego, więc...

- KURWA! SKOŃCZ JUŻ PIERDOLIĆ, NIE CHCĘ TEGO SŁUCHAĆ! NIE ODDAM CI GO, WYNOŚ SIĘ! –krzyknąłem i niemalże wypchnąłem mężczyznę z domu i trzasnąłem mu drzwiami przed nosem. Przez moment patrzyłem na drzwi i próbowałem ogarnąć moje wkurwienie, co za bezczelny kretyn.

- Już okej, nie oddam cię przecież – powiedziałem do Thomasa, próbowałem położyć dłonie na jego ramionach, ale on się w panice odsunął, wyglądał na zdołowanego aż w końcu osunął się po ścianie, skulił na podłodze i zaczął płakać.

- Ej Tommy – powiedziałem i kucnąłem przy nim delikatnie głaszcząc po głowie.

- Nie chcę tam wracać – wyjąkał.

- I nie wrócisz. Nie oddam cię, zresztą on nie ma do ciebie żadnych praw by zmuszać cię do pracy – powiedziałem i pogłaskałem go po plecach. Popatrzył na mnie i się natychmiast odsunął, po czym wstał i poszedł do swojego pokoju. Nie wiedziałem, czy iść do niego czy nie, widać że nie chciał mojego towarzystwa. Poszedłem się więc wykąpać i sobie spaliłem jointa na rozładowanie emocji, bo wizyta tego całego właściciela agencji mi podniosła ciśnienie i to sporo. W pewnym momencie miałem ochotę wyjąć pistolet i go postraszyć, bo jego bezczelnego pierdolenia, które pewnie bardzo uraziło Thomasa się słuchać nie dało. 

Stałem tak na balkonie i sobie jarałem, do szczęścia na daną chwilę nie potrzebowałem nic więcej, może oprócz tego by Thomas mi wybaczył to wszystko. Nawet jakby wybaczył to nie wiem co dalej, nie wiem co będzie między nami. Na pewno nie będę go już wykorzystywał, nie chcę już czegoś takiego raczej. Z jednej strony sobie myślę, że fajnie by było mieć kogoś u boku, kto zawsze będzie czekał w domu, z kim będzie można gdzieś wyjść i takie tam ale z drugiej strony na cholerę mi związek.

Dochodziła godzina dwudziesta druga. Postanowiłem zajrzeć do Thomasa, musiałem sprawdzić w jakim jest stanie. 

- Jak tam? – zapytałem, chłopak leżał w łóżku i patrzył przed siebie.

- Może być – powiedział cicho. Wiedziałem, że nie jest zbyt dobrze. Podszedłem bliżej i usiadłem na brzegu łóżka chłopaka.

- Słuchaj... To co mówiłem jest prawdą. Ja cię nie oddam do agencji choćby nie wiem co nie wrócisz tam. Tutaj też ci nic nie grozi. Przemyślałem parę spraw, wiem że jestem kretynem i idiotą. Już nigdy nic ci nie zrobię i do niczego nie zmuszę, obiecuję ci. Nie dziwi mnie, że mnie nienawidzisz, chodzisz obrażony i unikasz. W stosunku do tego co ja ci zrobiłem takie zachowanie jest jak najbardziej odpowiednie. Dobranoc – powiedziałem i wyszedłem.

Chyba mózg mi się zjarał skoro naszło mnie na takie wyznania i popieranie zachowania którym jest obrażanie się na mnie.

 Thomas:

Moje życie było tak przewrotne i dziwne, że mój mózg ledwo chwilami nad tym nadążał. Gdy ten obleśny właściciel agencji chciał bym wrócił to zrobiło mi się przykro. Byłem najbardziej pożądaną prostytutką, to jest powód do wstydu, a że Dylan tego wszystkiego musiał słuchać to zrobiło mi się wstyd jeszcze bardziej. Nie wiem czy znajdę kiedyś normalny zawód bo takie sytuacje jak te uświadamiają mi, że nie nadaję się do niczego innego. Do tego ten tekst Dylana, że on mi się nie dziwi że go tak traktuję. Tak dziwnie w tym domu to ja się jeszcze nigdy nie czułem.

Nie mogłem spać – ostatnio często mi się to zdarza. Poszedłem do kuchni, pokręciłem się chwilę, napiłem soku i wróciłem na górę. W końcu zdesperowany przeszedłem przez salon i usiadłem na tarasie. Na dworze było chłodno, przyjemny wiatr muskał moją twarz, tak że byłem skłonny na ten moment zapomnieć o wszelkich zmartwieniach. Usłyszałem jakiś dźwięk w salonie, przeszedł mnie dreszcz i przypomniały mi się wszystkie horrory jakie widziałem w swoim życiu.

- Też nie możesz spać? – usłyszałem głos Dylana z ciemności i po chwili też przyszedł na taras.

- Tak – powiedziałem zdziwiony jego widokiem, bo o godzinie pierwszej w nocy nie spodziewałem się, że się spotkamy na tarasie za domem.

- Zawsze tu siedzę jak nie mogę spać. A dzisiaj za cholerę nie mogę, bo pełnia – westchnął i usiadł obok mnie.

- Ja też w pełnię nie mogę spać – powiedziałem. Było niezręcznie, ale musiałem z nim jakoś rozmawiać. Nawet nie trzeba było palić jakiegoś światła, wielki blady księżyc świecił na tyle, że wszystko było widać. 

- Zimno jest przecież – powiedział i zdjął z siebie bluzę i mnie nią otulił.

- Nie trzeba, tobie będzie...

- Mi jest ciepło. Nie chcę żebyś był chory – powiedział. Przez jego miły gest na moment zapomniałem nawet, że między nami coś było nie tak.

- Dzięki – powiedziałem cicho, starałem się nie łapać z nim kontaktu wzrokowego bo by było jeszcze bardziej niezręcznie.

- Nie wiem jak ja jutro wstanę. Ty masz na dziesiątą? – zapytał.

- Tak.

- Sam pójdziesz do szkoły czy...

- Sam – powiedziałem i popatrzyłem na jego minę, przygryzł wargę i się lekko uśmiechnął. Widać jak bardzo go bolało, że to ja w końcu decyduję o sobie a nie on. 

- Czemu ci tak zależy żebym nie chodził sam. Dlaczego tak usilnie chcesz mieć nad każdym kontrolę? – zapytałem.

- Nie wiem... Martwię się o ciebie – przyznał.

- Pewnie – powiedziałem pod nosem. Już nic nie chciałem mówić, ale wątpię, że kilka dni temu gdy się na mnie wyżywał to się o mnie martwił. Nie wiem o co mu chodzi.

Posiedzieliśmy tak jeszcze z piętnaście minut i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Nie myślałem, że wspólnie będziemy siedzieć, w życiu bym nie powiedział. I może teraz wygląda to nieźle, ale z tyłu głowy ciągle mam myśl, że jak znowu Dylanowi coś odpierdoli i mnie będzie bił to sielanka się skończy. 

Obudziłem się rano, zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą, więc czas wstawać. Dylana już nie było w domu więc zszedłem sobie na dół i zacząłem robić śniadanie. Jak go nie było to w tym domu czułem się nawet komfortowo. Jednak ja ciągle żyłem w strachu, że Dylanowi się odmieni litowanie nade mną i wystawi mnie za drzwi lub znowu zacznie się znęcać. Poszedłem do szkoły. 

Cudownie było poczuć wolność i spokojnym spacerkiem przejść do szkoły. Po drodze minąłem paczkę Willa, która przechodząc koło mnie opuściła głowy w dół i nic nie powiedziała. Rozbawiło mnie to, za to jestem akurat Dylanowi wdzięczny. Poszedłem na palarnię, ale nie z zamiarem palenia ale dlatego bo był tam już Liam.

- Siemka – powiedziałem i przywitałem się z przyjacielem.

- Hej. Jak żyjesz? – zapytał. Wiadomo, że chodziło mu o sytuację w domu bo o wszystkim mu powiedziałem co się u nas w weekend wydarzyło oraz o właścicielu agencji bo gadaliśmy wczoraj w nocy przez telefon. Gdybym jeszcze miał tłumić w sobie to wszystko to bym chyba umarł.

- Okej. Siedziałem wczoraj w nocy na tarasie z Dylanem bo on też nie mógł spać. Było dziwnie – powiedziałem patrząc jak Liam zaciąga się papierosem.

- Chcesz? – zapytał i wyciągnął paczkę w moją stronę.

- O nie nie – powiedziałem i przypomniałem sobie jak bardzo dostałem wpierdol za palenie.

- Fajny klimat mieliście wczoraj na tarasie, taki romantyczny. Szkoda tylko, że Dylan jest chujem i to takim jakich mało – podsumował Liam.

- No. Dopóki mnie nie zacznie znowu lać to spoko, nie spędzam z nim dużo czasu bo nie chcę. Ale to takie jego słodzenie, wkurwia mnie. Już bym wolał żeby się nic nie odzywał. On myśli, że ja zmienię do niego stosunek tak nagle po tym wszystkim.

- Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Tak czy inaczej nigdy nie zapomnę jaką wiochę zrobiłem jak się najebaliśmy i mnie zawoził do domu – wspomniał Liam a mi się na samą myśl zachciało śmiać, wyobrażam sobie jaki Dylan musiał być wkurwiony.

- Najgorsze jest to, że niezbyt dużo z tej akcji pamiętam, a musiało być śmiesznie Przecież on był pewnie taki wkurwiony. Dobra a teraz chodźmy na lekcje, zaraz biologia – ponagliłem chłopaka, wyrzucił peta i wspólnie poszliśmy na lekcję.

Nauczycielka oddawała sprawdziany, w napięciu czekaliśmy na wyniki. Gdy zobaczyłem na kartce czwórkę to patrzyłem przez moment na tę kartkę czy aby na pewno to mój sprawdzian. Liam dostał trójkę i prawie wyskoczył z ławki z radości. Nic dziwnego że mieliśmy takie dobre oceny, w końcu sprawdzian był z układu rozrodczego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro