BOGINI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Olivia*

Drzwi się otworzyły,  do środka wpadło dwóch typów, jeden trzymał Camile, a drugi Filipa, para miała związane ręce i zasłonięte oczy.  Stanęłam prosto, a mężczyźni widząc, mnie w takiej pozycji bardzo się zdziwili. Puścili Camile i Filipa po czym ruszyli w naszym kierunku...I to był ich największy błąd... Jeden z nich podszedł do mnie, wyciągnął rękę, a ja chwyciłam go za nią obróciłam do siebie tyłem i kopnęłam go tak, że poleciał na ścianę.  Zaśmiałyśmy się z Camilą.  Odwróciła się żeby zobaczyć co z Kubą, radził sobie całkiem nieźle, ale trochę za bardzo się z tym wszystkim bawił. - Kuba!  - Krzyknęłam

- Tak?  Wiesz jestem trochę zajęty mała.

- Byłeś piłkarzem,  więc powiem jak do piłkarza.  Podetnij go! - Jak powiedziałam tak zrobił.  Kuba jak na piłkarza, który zamienił stadion na klub poradził sobie z tym całkiem nieźle.  Mężczyzna upadł na ziemię, a Kuba postanowił zrobić dogrywkę w postaci karnych prosto w brzuch.  Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu,  patrząc na zwijającego się z bólu typka. - No ładnie skarbie ładnie - Uśmiechnęłam się, a on chwycił mój policzek i przesunął swoje usta do moich. Rzucił jeszcze okiem na Camile i Filipa.

- Czego oczy nie widzą tego oczy nie widzą - Uśmiechnął się i złączyliśmy usta w długim i dość namiętnym pocałunku. 

- Ej! Przestańcie się obściskiwać,  oni  mogą tu w każdej chwili wejść dlatego z łaski swojej rozwiążcie nas. - Powiedziała z wielką irytują. Razem  z Kubą  podeszliśmy do nich i rozwiązaliśmy ich ręce. Zdjęli opaski i   rozmasowali obolałe nadgarstki.

- Jakim cudem wy tu jesteście?

- Złapali nas w drodze, przestrzelili opony, normalnie bym ich ogarnęła jakby ich było z czterech, ale kurde ich nie było czterech...

- A ilu?  - Zapytał Kuba.

- Dwunastu - Powiedział zmyślony Filip. 

- Przycisnęli nas do balustrady, wszczepili  coś w szyję, ale jechaliśmy tak długo, że to coś przestało działać.

- Nam też to wszczepili, a kiedy się obudziliśmy byliśmy tutaj. Macie telefon? - Zapytałam

- Zabrali nam je.

- Kurwa! - Krzyknęłam tak, że aż Kuba uniósł  zdziwiony brwi. - Camila za tym wszystkim stoi Kevin,  był tu widziałam go, mało tego ja z nim rozmawiałam.

- Kevin...- Dziewczyna zatrzęsła się. - Ale on... Wtedy tam we Włoszech... Przecież Mela...

- Camila... On żyje i dobrze się ma.

- Kurwa drugi Jezus z martwych wstał. 

- Ej... Słyszycie?  - Zapytał Filip.

- Idą tu - Powiedział Kuba.

- To się zmywamy. - Wzięłam Kubę za rękę i całą czwórka wyszliśmy z pomieszczenia,  kierowaliśmy się  korytarzem. Pierwsza szła Camila za nią Filip,  ja i Kuba. Nagle dziewczyna ostro wyhamowała i pokazał dziewięć palców, przejechała  też dłonią po przed ramieniu co dla mnie było znakiem, że nie mają broni.  - Jest ich dziewięciu,  bez broni.  - Mówiłam do chłopaków,  a oni tylko skinęli głową.

- To wychodzi po dwa i ćwierć na głowę - Zaśmiał się Fifi. 

- To co lecimy? - Powiedział Kuba patrząc mi w oczy. 

- Dacie radę? Popatrzyłam ma nich,  a oni zerknęli  na mnie jak ma idiotkę.  

- Candy to że jestem raperem nie znaczy,  że nie  umiem się bić. 

-Teraz,  stoją wszyscy tyłem,  załatwimy to po cichu. - Szepnęła Camila.  Ruszyliśmy do naszych ofiar na ugiętych nogach.  Po drodze staraliśmy się zebrać coś co może nam się przydać i po kilku minutach dwóch pierwszych leżało z poderżniętym gardłem. Ważne było to, żeby nie wydawali z siebie żadnych działów dlatego też zakrywaliśmy im usta. Szłam  ramię w ramię z Camilą,  zaś Kuba i Filip szli razem. 

Myślałam,  że padnę  ze śmiechu kiedy widziałam jak stali za jednym z typów bacznie obserwując  go z tyłu.  W końcu Kuba skłonił się do Filipa,  tamten wyprostowała palce rąk i naprawdę dobrze ciął.
Po piętnastu minutach cała dziewiątka leżała martwa lub pół martwa na podłodze. 

-No brawo...-Zaśmiałam się, patrząc na Kubę. Szybko znaleźliśmy wyjście. 

-Gdzie my jesteśmy? 

- Gdzieś na pewno...-Spojrzałam na niego - Ale przecież ty jesteś obywatel świata...

-Taa...-Zaśmiał się. 

-Chodźcie! -Krzyknęła Camila idąc już z Filipem chodnikiem. 

***


Doszliśmy do hoteliku, Filip i Camila wzięli pokój niedaleko nas, teraz moim głównym celem było ostrzec Mele, dzięki Bogu, że Kuba nie wziął ze sobą telefonu jak wychodziliśmy. Zadzwoniłam, ale nie było nawet sygnału...

-Nie odbiera ...

- Zadzwoń do Igora . -Powiedział podchodząc do mnie  i wybierając  numer. 

-Masz do niego numer? 

-No a jak niby nagraliśmy Half Dead? -Uśmiechnął się podając mi telefon. 

-No tak...- Telefon chwilę łączył, aż w końcu usłyszałam głos Igora. - Cześć .

-Cześć.

-Czemu Mela nie odbiera telefonu? Coś się stało? 

-Wyszła gdzieś...

-Kiedy?- Zapytałam. 

-Z godzinę temu. 

- Igor...Znajdź ją!

-Ale czemu? Po co? Przecież jest dzielna...-Mówił oburzonym tonem " Znowu się kłócili..."

-Słuchaj przygłupie, ona oddałby za ciebie życie, więc może byś to docenił ?

-Wydarła się na mnie, wzięła kluczyki i wyszła...Może być wszędzie. 

- Znasz ją trochę, wiesz o niej dużo...Nie domyślasz się, gdzie może być? - Zapanowała chwilą ciszy- Igor?

-Wiem...

-Jedź, my będziemy jutro. - Powiedziałam, a on rozłączył połączenie.

Oddałam telefon Kubie i usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. -Jeśli on jej nie znajdzie...To znaczy, że już jest za późno...

-Nie mów tak - Powiedział siadając obok mnie, objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam.- Wiesz jaka ona jest...Nie da się łatwo...

-Nie jest nieśmiertelna...

-Ale jest silna...Będzie dobrze- Pocałował mnie w czoło - Popatrz mi w oczy...-Złapał mnie za podbródek. 

- Są piękne - Uśmiechnął się na dźwięk tych słów. Zastygliśmy tak, dopóki nie zaczął mnie całować. Długo, namiętnie i czule. Wstał, przyciągając mnie do siebie, odwrócił  tyłem. Jego ręce powędrowały na moje biodra, odgarnął włosy z mojego ramiona i zaczął całować po szyi. Odwróciłam się do niego przodem,  przeczesałam jego włosy placami. Podniósł mnie do góry i oparł o ścianę, całował po szyi, obojczykach. Rzucił delikatnie na łóżko i ściągnął swoją koszulkę. Podwinął moją bluzkę,  jego język przejechał przez całą długość mojego brzucha, złapał mnie za nadgarstki i nie pozwolił się ruszyć. 

-Nie, nie, nie teraz to ja tu jestem pan prezes. - Zaśmiałam się i przekręciłam teraz to ja byłam nad nim siedząc okrakiem. - A tego nie przewidziałem.  - Poprawił się do pozycji siedzącej i ściągnął moją  bluzkę. Przekręcił mnie na plecy, całował już bez większych oporów, rozpiął spodnie i pozbył się moich...

https://youtu.be/gtgpGmqmCP4


Mela 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro